18 lut 2015

Rozdział 27


*Oczami Vanessy*


Kiedy Harry skończył owijać bandażem mój nadgarstek, ponownie mnie przytulił. Uwielbiam gdy jest wobec mnie taki opiekuńczy. Głaskał tył mojej głowy, kiedy położyłam ją na jego ramieniu. 
Uważając na moją zabandażowaną rękę, wyprowadził mnie z łazienki. Usiadłam na łóżku, a szatyn zrobił tak samo. Jakby się bał, że mu ucieknę.
- Co ty tutaj w ogóle robisz? Przecież miałeś leżeć w szpitalu. - zaczęłam, przerywając ciszy, która trwała przez chwilę między nami.
- Nie chciałem już tam leżeć do tego jeszcze sam.
- To dlaczego kazałeś mi wrócić?
- Wiesz dobrze, że jestem zmiennym człowiekiem.
- Powiedzmy, że Ci wierzę.
- Jesteś zmęczona?
- Mhm, troszeczkę. - mruknęłam, a Styles ściągnął z siebie koszulkę, ukazując umięśniony i opalony tors, który był pokryty  tatuażami.
Mój wzrok od razu poległ na jego ramionie na którym było widać już całą ranę.
- Harry, gdzie masz bandaż? - przybliżyłam się do niego i dotknęłam delikatnie opuszkiem palca jego obrażenia.
- Ściągnąłem.
- Ale dlaczego?
- Przeszkadzał mi.
- Ehe, jasne... Tobie to wszystko przeszkadza.
- Boli Cię?
- Jak dotykasz to nie.
- Ale ja mówię poważnie.
- Nie martw się, przecież to tylko ranka. - miałam już otworzyć usta i coś powiedzieć, ale mi przerwał. - I nie próbuj mi w mówić, że to przez Ciebie. - momentalnie zrezygnowałam z jakiego kolwiek słowa. - Pójdę Ci zrobić ciepłą herbatę, dobrze Ci ona zrobi. - pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju, pozostawiając mnie w nim samą.
Siedziałam na kanapie, obok szafeczki nocnej Stylesa. Jakoś nie wiem dlaczego przykuła moją uwagę. Szczerze to nigdy do niej nie zaglądałam, a może powinnam? Po paru namysłach jednak zdecydowałam, że ją otworzę. Powoli pociągnęłam szufladę do siebie i zaglądnęłam do środka. Same jakieś papiery, ale jednak nagle coś przykuło moją uwagę. Z pod papierów wyjęłam prawdopodobnie rodzinne zdjęcie na którym był właśnie Harry i na pewno jego mama oraz siostra. Uważnie przyglądałam się fotografii, uśmiechając się gdy ujrzałam ich wszystkich szczęśliwych.
- Słodko. - odparłam sama do siebie.
- Co jest słodkie? - spytał Harry, który wszedł do sypialni ze zrobioną herbatą, akurat w tym samym momencie. Kiedy tylko zauważył to co trzymam w ręce, od razu odstawił wszystko i podszedł do mnie.
- Skąd to wzięłaś? - zapytał, zabierając mi przy tym zdjęcie.
- To Anne i Gemma, prawda?
- Tak, to one.
- Dlaczego nie postanowisz znów nawiązać z nimi kontakt?
- To nie jest takie łatwe. - mówił, spoglądając na fotografię.
- Ależ jest Hazz, jeśli się tego chce.
- Już nic nie zrobię. Tyle bym dał, żeby móc znów ich zobaczyć.
- Nigdy nie mów nigdy.
- To nie ma znaczenia. Muszę się pogodzić z tym co zrobiłem.
- Harry, ale one niczemu nie były winne. Kochają Cię i chciałyby na pewno móc Cię zobaczyć.
- Ale co ja im powiem? Kurwa "Cześć, co słychać?"
- To przecież twoja rodzina.
- Którą porzuciłem.
- Miałeś problemy, ale nie porzuciłeś ich.
- Nienawidzą mnie pewnie, za to co zrobiłem.
- Może domyślili się, że byłeś załamany w sprawie śmierci swojego ojca?
- Zrobiłem to, bo chciałem się zemścić na Thomasie. Nie chciałem, żeby własna rodzina uważała mnie za mordercę.
- Nie możesz tak siedzieć i użalać się nad sobą. Musisz im to wszystko wyjaśnić.
- Jest już za późno.
- Harry, nigdy nie jest za późno.
- Widocznie dla mnie jest. Spieprzyłem i tyle.
- Postaraj się zrobić wszystko. Nie poddawaj się tak łatwo. Dobra ok. Powiedzmy spieprzyłeś, ale życie toczy się dalej. Przecież uczymy się na błędach.
- Nie wyobrażam sobie jak wyglądało by nasze spotkanie.
- Rodzina nigdy Cię nie odrzuci nawet po takim zdarzeniu. Trzymacie się razem i to was jednoczy.
- Nic już nie zrobię. Nie wiem nawet gdzie są, nie mam nawet do nich żadnego kontaktu by móc się z nimi jakoś porozumieć. Znam adres naszego rodzinnego domu, ale pewnie go już dawno sprzedali.
- W tym wieku możliwe jest wszystko, Harry.
- Tu masz rację. - uśmiał się.
- Kochanie... - zaczęłam - Zrób wszystko, żebyś był szczęśliwy. Obiecuj, że nie zostawisz tego. Pozwolisz im usłyszeć ponownie swój głos.
- Tak jak powiedziałaś, że przez całe życie uczymy się na błędach. Spierdoliłem sprawę, żałuję swojej decyzji, ale nie poddam się. Może kiedyś będzie dla mnie jakaś nadzieja.
- Pomogę Ci odnaleźć ich ponownie. Wspieram Cię i obiecuję, że jeszcze będziesz mógł ich zobaczyć. No spójrz jacy byliście szczęśliwi. - wskazałam palcem na zdjęcie.
- Pamiętam jak ojciec robił to zdjęcie przed wyjazdem do ciotki. A jak nadgarstek?
- Emm... Już nie boli. - spuściłam wzrok w dół
- Chciałbym Ci coś dać. - powiedział i wyjął z kieszeni, ozdobne pudełko i podał mi je. 
- Co to?
- Otwórz. - oznajmił, a ja uchyliłam wieczko, ukazując naszyjnik z papierowym samolocikiem. - Ten naszyjnik
- Dziękuję.
- Podoba Ci się? 
- Jest śliczny. Nie wiem co powiedzieć. 
- Możesz odpowiedzieć, całusem. - wskazał na swoje usta, śmiejąc się przy tym, a ja od razu wpiłam się w jego wargi.
- Zapniesz mi?
- Jasne. - wyjął biżuterię z pudełeczka, odpiął zapięcie, a następnie zapiął naszyjnik na mojej szyi. - Pasuje?
- Tak, jest cudowny. - pozwoliłam uwolnić jedną łzę.
- Nie płacz, kochanie.
- To ze szczęścia. Jestem szczęśliwa, że mam kogoś takiego jak ty. 
- Ten naszyjnik dużo dla mnie znaczy. Moja matka dostała go od taty, gdy się poznali.
- To dlaczego dajesz go, akurat mi? Przecież jest to pamiątka po twoim ojcu.
- Chcę po prostu, żebyś go nosiła. Będzie ci przypominał mnie, kiedy nie będę mógł być przy tobie ze względu na jakąkolwiek akcję. 
- Dziękuję, że powierzasz mi taką rzecz.
- To co? Idziemy spać? Dość wrażeń jak na dziś.
- Jasne. - chłopak schował fotografię ponownie do swojej szafeczki, a ja wzięłam swoją piżamę i poszłam się przebrać do łazienki. Kiedy wyszłam z pomieszczenia od razu wskoczyłam na łóżko, okrywając się ciepłą już kołdrą, nagrzaną od ciała Stylesa. On już leżał okryty prześcieradłem od brzucha w dół. Przewróciłam się tak, że byłam plecami do Harry'ego. Nagle jednak poczułam na talii ręce szatyna, które oplotły już po chwili mój brzuch, a jego twarz wtuliła się w moje ramię, łaskocząc włosami moje policzki. Czułam ciepły oddech chłopaka na swojej szyi, a dalej już nic nie pamiętam. Morfeusz zdołał mnie zabrać do swojej krainy snów.


*Następny dzień*


Obudziłam się wcześnie. Chłopak jeszcze spał jak zabity. Zerwałam się z łóżka i podeszłam do szafy wyciągając jakie kolwiek ubrania, po czym nałożyłam je na siebie. Kiedy już byłam gotowa, wyszłam z pokoju i powoli zamknęłam za sobą drzwi. Zeszłam schodami na dół do kuchni, po czym wzięłam się za robienie śniadania. Jak to ja, specjał śniadaniowy to kanapki. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę 11:30. No nic. Wyciągnęłam z lodówki, produkty i wzięłam się za smarowanie bułek, masłem. Następnie położyłam na nich plastry sera i szynkę noi dołożyłam ogórka i pomidora. Zwykłe, proste, ale za to smaczne kanapki. Przeszkadzał mi trochę ten bandaż na nadgarstku, który uniemożliwiał mi nie które czynności, ale sobie poradziłam. Kiedy kończyłam ozdabiać ostatnią kanapkę do kuchni wszedł Harry w samych bokserkach, odkładając swój telefon na stół.
- Ubrałbyś się.
- Fajne poranne powitanie kochanie, Ciebie też miło widzieć.
- Dlaczego wstałeś? Przecież mogłeś jeszcze pospać.
- To samo mogę zapytać i Ciebie.
- Ale ja zapytałam pierwsza. - wystawiłam mu język
- Wstałem, bo nie było przy mnie Ciebie.
- Aha, czyli wstajesz kiedy mnie przy tobie nie ma? To ja powinnam tak częściej rano wstawać. - zaśmiałam się.
- Nie waż się.
- Bo co, panie Styles?
- Będę Cię trzymał i wtedy mi z łóżka nie uciekniesz. - zaczął się do mnie zbliżać.
- Nie przytrzymasz.
- Aby napewno? - przybliżył się do mojej twarzy, stykając się nosami.
- Ehe.
- Myli się pani Styles.
- Pani Styles?
- Nie ładnie Ci z moim nazwiskiem?
- Co ty chcesz przez to powiedzieć?
- Że chciałbym, żebyś kiedyś była moją żoną i żebyśmy wychowywali gromadkę dzieci.
- Gromadkę dzieci? O czym ty myślisz, Harry. Zwariowałeś?
- Nie chciałabyś mieć ze mną dzieci?
- Jesteś powalony.
- Wcale nie, odpowiedz na moje pytanie.
- Nie zastanawiałam się jeszcze nad dziećmi, mam czas.
- Od razu mówię, że zostaniesz ich matką.
- Ej, nie wiem jeszcze czy chcę mieć w ogóle dzieci.
- I tak będziesz je mieć.
- Znów drążysz ten temat?
- Mówię prawdę.
- A ja mówię, że nie chce mieć teraz dzieci, jesteśmy młodzi.
- To może mamy je mieć po trzydziestce?
- Nie mam zamiaru znów wysłuchiwać tematu o dzieciach. - zaczęłam smarować kolejną kanapkę, masłem dla siebie.
- Chcesz czy nie i tak je będziesz miała, kochanie. - wyszeptał, łapiąc mnie w biodrach.
- Nie.
- Zrobisz to dla mnie, albo Cię zmuszę.
- A co zgwałcisz mnie?
- Zawsze dostaję to czego chcę.
- Ale akurat nie tego, Styles. - wyrwałam się z jego objęć i zaczęłam chować produkty z powrotem do lodówki. Kiedy tylko się odwróciłam, zostałam pociągnięta do ciała Harry'ego.
- Te twoje seksowne kroki, robię się napalony.
- Przestań pierdzielić głupoty i idź się ubierz.
- Mam najseksowniejszą dziewczynę w Los Angeles. Jesteś piękna. - dotknął palcem mojego policzka.
- Ta, ta jasne. Ale bzdury.
- To prawda, a ja jaki jestem?
- Nie seksowny, nie pociągający, nie przystojny i tak dalej.
- Czekaj, że co? Ja jestem nie seksowny?!
- Pogódź się z tym, Styles. - wybuchłam śmiechem.
- Ja Ci tu zaraz pokażę! - zachłannie wpił się w moje usta, łącząc je w dzikim pocałunku. 
Szybko poruszał wargami, a ja zaśmiałam się w jego usta, na co chłopak jedynie mruknął. Nagle rozdzwonił się telefon Harry'ego. Z niechęcią się ode mnie oderwał i podszedł do szafki, po czym wziął telefon do ręki, przystawiając ją do ucha i wyszedł z kuchni, a ja westchnęłam. Wzięłam jedną z kanapek, które przygotowałam i ugryzłam kawałek. Kiedy skończyłam, zaczęłam zmywać za siebie naczynia. Posprzątałam w kuchni, a po chwili do pomieszczenia ponownie wszedł Hazz.
- I jak?
- Mamy zaproszenie na spotkanie towarzyskie u Liama w firmie. Robi tak jakby "Bankiet". Chcesz iść?
- Czemu nie. Co będziemy robić. 
- A ręka? 
- Zakryje to jakąś szmatką i nic nie będzie widać. No chyba nie myślisz, że pójdę w bandażu.
- No nie, ale wiesz... - przeczesał swoje włosy. - Ta ręka i... - przerwałam mu
- Z ręką wszystko w porządku, zakryję ją i tyle.
- No dobra. 
- O której mamy tam być? 
- O 18.00. 
- A jest?
- Dochodzi 13.00.
- Co?! Żartujesz sobie? To się pośpieszył Liam z tą informacją.
- To jest Liam. Zabiegany i zapomina czasami, ale i tak to cud, że zadzwonił do nas pięć godzin przed, bo zdarzało się, że dzwonił do mnie godzinę wcześniej, przed jakim kolwiek spotkaniem.
- Ten to ma głowę.
- A podobno najmądrzejszy z nas wszystkich.
- Bo to prawda. Dobra idę się przygotować, bo jak wiesz dziewczyny nie przygotowują się dwadzieścia minut.
- Wiem, wiem, ale może jednak powinny?
- Nie, nie powinny. - wystawiłam mu język i uciekłam do pokoju na górę. 
Zamknęłam drzwi za sobą. Wzięłam czystą bieliznę i weszłam do łazienki, po czym zdjęłam z siebie ubrania i weszłam do kabiny. Dokładnie się umyłam i wyszłam z niej, owijając się ręcznikiem. Założyłam swoją bieliznę i szlafrok, po czym wyszłam z pomieszczenia. Zrobiłam parę kroków i wzięłam ze stolika swój telefon w celu sprawdzenia go, ale nikt na szczęście nie dzwonił. Nagle do pokoju wpadł Harry.
- Ja sobie siedzę na dole, a ty paradujesz w sypialni w samym szlafroku!? Mogłaś mnie chociaż zawołać! - podszedł do mnie, kładąc dłonie na mojej talii.
- Mam pod spodem jeszcze bieliznę, głupku. 
- I to mi się podoba.
- Ej, ej! Zostaw mnie. 
- Nie, zdejmij ten szlafrok. Chce zobaczyć twoje piękne ciało.
- Zwariowałeś, nie.
- Czemu? Przecież Cię już widziałem w bieliźnie.
- Tobie już naprawdę odwaliło.
 Oderwałam się od chłopaka i podeszłam do szafy w poszukiwaniu odpowiedniego stroju. Sukienki raczej nie założę, bo to tylko spotkanie. Przypomniałam sobie, że kiedy byłam z Eleanor na zakupach, kupiłam fajny zestaw, który będzie idealnie pasował do tego całego Bankietu. Przeszukałam szafę i wreszcie go znalazłam. Z uśmiechem położyłam strój na łóżku.
- A ty co założysz?
- Nie wiem.
- Garnitur?
- Jeszcze czego.
- Musisz, Harry.
- Nie mogę jakieś stylowej koszuli?
- No dobra.
- To którą mam wybrać? - wziął dwie czarne koszule i pokazał mi.
- Hmm? Ta Ci nie pasuje to ta po prawej.
- Ta po twojej prawej czy mojej?
- Twojej. - zachichotałam - Idę do łazienki nie próbuj wchodzić! - wzięłam z łóżka swój strój, a na twarzy chłopaka pojawił się cwaniacki uśmieszek. Westchnęłam i weszłam do pomieszczenia w którym wcześniej byłam. Wyciągnęłam suszarkę i wysuszyłam włosy. Następnie wzięłam swoją kosmetyczkę i zaczęłam robić makijaż. Oczywiście delikatny, nie lubię mocnych. 
Robiłam makijaż nie całe pół godziny, po czym zajęłam się fryzurą. Ja lubię rozpuszczone włosy, nie wiem dlaczego. Uważam, że w rozpuszczonych mi najlepiej. Ubrałam swój strój i jeszcze raz poprawiłam włosy i spojrzałam się w lustrze. Uśmiechnęłam się na efekt końcowy i wyszłam. Styles  stał już ubrany. Wyglądał na prawdę elegancko i mogę powiedzieć, że nawet seksownie. 
- Ale ja mam szczęście. - uśmiechnął się do mnie, podchodząc bliżej.
- W jakim sensie? 
- Mam taką piękną kobietę.
Dlaczego jak zawsze mnie całuje, robię się bezbronna? Jego malinowe usta wyrażają tyle słów w naszych pocałunkach.
- Idziemy wreszcie? Jest 17.30, a nie chcę się spóźnić, bo Liam będzie mi potem wytykał. 
- Dobra, dobra. - wzięłam tylko telefon i spakowałam do swojej torebki. Ubrałam buty i wzięłam na wypadek swoją skórzaną kurtkę. Wyszliśmy, wsiadając do czarnego Range Rovera. Harry usiadł na miejsce kierowcy, po czym przekręcił kluczyk w stacyjce i ruszyliśmy do firmy.


*Oczami Harry'ego*

Podjechaliśmy pod firmę Payne. Zatrzymałem auto na parkingu i razem z Vanessą wyszliśmy z pojazdu. Zamknąłem samochód i z dziewczyną poszliśmy w kierunku budynku. Kiedy przedostaliśmy się przez wielkie drzwi, ujrzeliśmy bardzo dużo ludzi. Kilka z osób rozpoznałem, ale mam o nich negatywne zdanie. Wszyscy to szuje i mendy. Podpierdolą każdego, żeby tylko utrzymać swoje stanowisko pracy. Po chwili podszedł do nas Liam. 
- Witajcie.
- Gdzie reszta? - zapytałem kumpla.
- Tam siedzą i piją. Chodźcie przedstawię wam mojego nowego pracownika. - szliśmy za Paynem, po czym zatrzymaliśmy się przy jakimś gościu. - Przedstawiam wam Toma Baileya.
- Witam, miło państwa poznać. - podał mi rękę, a ja ją mu z niechęcią podałem i ścisnąłem.
- Również. - odpowiedziałem, oczywiście dobra mina do złej gry.
 Kelner chodził z tacą i kieliszkami białego wina. Podszedł do nas, więc chwyciłem jednego i od razu go upiłem.
- Panią też miło poznać, panno? - wypytywał, unosząc swoją brew do góry.
- McClain. - odpowiedziała, a on ucałował dłoń brunetki na co jej policzki lekko się zaróżowiły.
- A więc czym się zajmujesz, Bailey? - postanowiłem go trochę przepytać.
- Pracuje u Liama jako Asystent Biura Handlowego. - tego się spodziewałem, że Payne da mu takie stanowisko. Kolejny biznesmen się znalazł, pierdolony ważniak.
- Na czym to polega? - zadałem kolejne głupie pytanie.
- Jestem odpowiedzialny za wspieranie pracy Działu Handlowego w firmie. Do głównych moich obowiązków należy m.in.: powadzenie kalendarza spotkań, ewidencja i prowadzenie korespondencji, prowadzenie rejestru dokumentów księgowych, a także obsługa klientów, pozyskiwanie nowych klientów oraz przygotowywanie ofert handlowych. 
- No to gratuluję stanowiska.
- Harry mógłbym Cię prosić na chwilę na bok? - zapytał mnie Payno.
- Oczywiście. - odpowiedział i spojrzałem na dziewczynę. - Zaraz wrócę. - kiwnęła głową i poszłem za przyjacielem.
- No co jest?
- Schowaj tą broń.
- Jaką broń? - udałem głupka, no przecież to jest jasne, że ja z bronią chodzę wszędzie.
- Wiem, że ją masz. Akurat dzisiaj nie będzie Ci potrzebna.
- Dobrze wiesz, że ja nie rozstaje się z nią.
- To jest zwykły bankiet, a nie plac wojny. Schowaj to albo mi oddaj.
- Dobra, dobra. Skończyłeś?
- Jeszcze jedno. Nie pij dzisiaj.
- Czemu?
- Nie będę potem was wszystkich rozwoził do domów. Pamiętaj, że Vanessa jest z tobą.
- Dzisiaj zrobię wyjątek, ale więcej takich okazji nie przepuszczę.
- Zgoda.
Spojrzałem w stronę Vanessy. Gadała i śmiała się z tym debilem. Kurwa on ją bajeruje. Styles uspokój się, nie możesz tutaj wywołać żadnego skandalu. Tak kurwa łatwo mówić jak twoja dziewczyna rozmawia z jakimś drętwym biznesmenem. Nie zwracając uwagi na Liama, podszedłem do dziewczyny, łapiąc ją za rękę.
- Przepraszam, że przeszkadzam wam w waszej rozmowie... - ostatnie słowo, wypowiedziałem głośniej. -  Ale musimy iść już do stolika, chłopaki czekają kochanie. - zwróciłem się tym razem do dziewczyny.
- Dobrze, Harry. Miło było pana poznać, panie Bailey.
- Mnie również było miło poznać taką piękność. Do zobaczenia i miłej zabawy.
- Dziękujemy. - odpowiedziałem na co potem zgromiłem faceta wzrokiem i ruszyliśmy do stolika.
Zrobiłem się teraz bardziej nerwowy. Usiedliśmy przy stole, gdzie chłopaki już popijali alkohol. Chętnie bym się napił czegoś mocnego, ale przypomniały mi się słowa Liama.
- No nareszcie nasze gołąbeczki postanowiły nas zaszczycić swoją obecnością. - zaśmiał się Louis,  a po chwili doszedł do nas Payne.
- Jak tam rana, Styles? - spytał Zayn
- Już lepiej.
- Słyszałem, że zwiałeś ze szpitala. - odezwał się, Horan.
- Po prostu nudziło mi się. 
- Ta jasne. - wywrócił oczami, blondyn.
- Vanessa! - usłyszałem imię ukochanej i tak jak ona odwróciłem się i ujrzałem Danielle i Eleanor.
- Ej Liam, Louis nie mówiliście, że dziewczyny wróciły z Londynu.
- Akurat nie było okazji. - odpowiedział Liam.
- Cześć kochane. - Vanessa wstała z miejsca i przywitała się z dziewczynami.
- Pozwolisz Harry, że zabierzemy Ci na chwilę, Vanessę? - zapytała Danielle.
- A może byście tak usiadły już i pocałowały swoich chłopaków, co? - zapytał Louis
- Nie zasłużyłeś na buziaka. - Eleanor wystawiła mu język, a ja się uśmiałem. Ma dziewczyna tupet, uparta jest.
- Jasne, idźcie. - odparłem, a dziewczyny pociągnęły gdzieś Vanessę.
Super, czyli pół wieczoru przesiedzę z tymi głupkami i będziemy gadać na temat lasek, samochodów itp. Jak to zawsze. Oni by tylko o tym gadali. Najgorsze jest to, że nie mogłem pić. Po chwili rozpoczął się temat o firmie Payna. Chłopaki spytali mnie także czy planuje dziecko z Vanessą. Odparłem, że bym chciał, no nie? Chciałbym, żeby Vanessa była matką moich dzieci. Nie wyobrażam sobie nikogo innego na jej miejscu, no ale zobaczymy co czas pokaże.

Minęła jakaś godzina odkąd Eleanor i Danielle zabrały gdzieś Vanessę. Zacząłem się denerwować, ale nie chciałem tego po sobie poznać. Przeprosiłem na chwilę chłopców i poszedłem sprawdzić za nią. Zobaczyłem jak stoi z chłopakiem, którego bardzo dobrze znam. To Ernest Brown lubi flirtować z laskami, pali i ćpa, chodź to ostatnie to nie wiem czy jest potwierdzone. Mniejsza z tym, jest hujem. Największy plotkach w firmie Payna. 
Vanessa stała oparta o ścianę i popijała białe wino. Razem z nim stała i śmiała się z jego idiotycznych tekstów. To mi kurwa wygląda na jakiś flirt. Chce skurwysyn guza to będzie go miał. Sam się prosi. Podeszłem do nich na co obaj się trochę zdziwili.
- Miałaś być podobno z dziewczynami?
- Byłam, ale one musiały na chwilę wyjść.
- To ty Harry? Fajnie, że się widzimy. - powiedział i podał mi rękę, ale ja nie odwzajemniłem gestu, tylko zgromiłem go wzrokiem.
- Wychodzimy, natychmiast.
- Co?
- To co słyszysz, wychodzimy! - złapałem brunetkę za rękę i pociągnąłem w stronę wyjścia. 
Krzyknąłem po drodze chłopakom do stolika, że wychodzę i razem z Vanessą przeszliśmy przez obrotowe drzwi. Odetchnąłem świeżym powietrzem, żebym mógł się trochę uspokoić. Zatrzymaliśmy się przy samochodzie i otworzyłem go pilotem. Puściłem dziewczynę.
- O co Ci chodzi?!
- Wsiadaj do tego auta! 
- Powiesz mi o co chodzi? Bo nie rozumiem twojego nagłego zachowania!
- Kurwa wsiadaj powiedziałem! - Vanessa z niechęcią wykonała mój rozkaz. Wsunąłem kluczyk do stacyjki i ruszyłem z parkingu. Jechałem w ciszy, nie chce się niepotrzebnie denerwować.


*Oczami Vanessy*


- Odpowiesz na moje pytanie czy będziesz milczał? - spytałam spokojnie, spoglądając na szatyna i przerywając tą ciszę między nami. 
- Fajnie Ci się z nim gadało?! 
- Czyli o to jesteś zazdrosny! Przecież tylko z nim rozmawiałam.
- Ta jasne. - wywrócił oczami.
- To nie mogę już z nikim porozmawiać, bo chorujesz na totalną zazdrość?
- Kurwa nie wiesz kim on jest! 
- To wytłumacz, bo nie wiem!
- To największy plotkarz w firmie Liama. Potrafi tylko bajerować laski, pije, pali i prawdopodobnie ćpa!
- Czyli to przez to tak zareagowałeś?!
- Może wskoczyłabyś mu do łóżka, co? Chętnie by Cię wziął w ramiona i pieprzył jak dziwkę.
- Jesteś nienormalny!
- Ja jestem nienormalny? To ty kurwa przyklejasz się do pierwszego lepszego chuja.
- Jak możesz! Zatrzymaj się natychmiast! - w tym momencie moje oczy się zaszkliły.
- Co ty robisz?
- Wysiadam, no zatrzymaj się!
- Vanessa ja...
- Dość mam twoich głupich przeprosin! Zostaw mnie w spokoju! Masz jeszcze czelność oskarżać mnie o takie rzeczy?! - chłopak zatrzymał swoje auto, po czym ja wysiadłam z niego zostawiając torebkę w samochodzie. Zamknęłam drzwi z hukiem. 
- Gdzie idziesz!?
- Jak najdalej od Ciebie! Jesteś dupkiem, mówiąc mi takie rzeczy! - ubrałam na siebie kurtkę i odbiegłam jak najdalej od samochodu chłopaka. Chciałam zniknąć z zasięgu wzroku Harry'ego, więc skręciłam w prawą ulicę. Schowałam się za przystanek, kiedy usłyszałam silnik samochodu. Tak jak myślałam to był Harry i jego czarny Range Rover. Odetchnęłam z ulgą, kiedy przejechał i udałam się ponownie w drogę. Szłam po chodniku i przelatywałam wzrokiem otwarte sklepy. Na pewno było dość późno, ponieważ bardzo mało przejeżdżało samochodów. Szłam nie zatrzymając się. 
Moje myśli znów napłynęły do mojej głowy. Dlaczego on tak powiedział? Mógł dobrze powiedzieć, że jestem kurwą lub jakąś dziwką. Nie rozumiem jego zachowania. Przecież nic się nie stało, wcale nie flirtowałam z tym facetem. Może on chciał ze mną, ale nie interesowałam się tym. Jego słowa strasznie mnie zabolały. Do tego jeszcze wyszarpał mnie z tego Bankietu jak jakieś ścierwo. To było niemiłe, ale on pewnie nie zdawał sobie sprawy co takie słowo może oznaczać. Kochałam go, oddałam mu się, a on nagle mówi mi takie rzeczy jakby chciał właśnie powiedzieć, że jestem jakąś typową dziwką. Dlaczego on musi być taki zazdrosny? 
Szłam ze spuszczoną głową i dalej moje myślenia nie dawały mi spokoju. Po chwili poczułam jak ktoś mnie obejmuje i przyciąga do siebie. Ujrzałam tylko mężczyznę, który miał na twarzy założoną kominiarkę. Zaczęłam się wyrywać, ale on miał stalowy uścisk. Zaczęłam krzyczeć, lecz nie na długo, bo zatkał mi usta, wsadzając do nich jakąś szmatkę i zakleił to taśmą. Nie miałam z nim żadnych szans. Spróbowałam ponownie krzyknąć, ale przez tą szmatkę i taśmę wyszedł tylko przytłumiony odgłos. Za chwilę przed moimi oczami pojawiła się dziwna ciemność. Dalej nic nie pamiętam, ponieważ odpłynęłam. 


To be continued...

~*~

Jak myślicie co będzie dalej? ;D
Chciałabym was poinformować, że w piątek nie dam rady napisać następnego rozdziału, ponieważ właśnie idę na koncert One Direction w Perth
Haha, ja tutaj normalnie zawału dostaję dlatego nie umiałabym napisać FF w tym dniu xD
Jak mi się uda to dodam w sobotę, a jak nie to dopiero w poniedziałek, ale zobaczymy jak będzie z moim dostępem do laptopa ;> Jeśli rodzice pozwolą mi wejść chociaż na chwilę to napiszę wam rozdział ^^
Zawsze piszę FF z rana ok. 10:00, a moi rodzice są wtedy w pracy. Akurat w sobotę mają wolne, więc będę ich błagać o dostęp xD Jeśli nic z tego nie będzie to napiszę w poniedziałek C;
Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał ;*
Wyrażcie to w komentarzach

Pozdrawiam i kisses ;** ᶫᵒᵛᵉᵧₒᵤ

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz 

4 komentarze:

  1. Świetny! :*
    Aha i miłego koncertu, zazdroo <3 <3

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja po prostu kocham twojego bloga <3 ;D I nie muszę tu raczej powtarzać jaki był rozdział :* Myślę, że to pewnie ten Thomas ją porwał :/ Oby Harry ją uratował :)) I dobrej zabawy na koncercie ;** ! Nagraj jakiś filmik na pamiątkę :D Z chętnością obejrzę ;D :* /Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny nie da się tego inaczej opisać :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hejka. Zapraszam na nowy spis blogów na blogspocie, a mowa tu o Katalog Euforia http://katalog-euforia.blogspot.com
    Zgłoś swój blog do naszego katalogu!

    OdpowiedzUsuń