Obserwowałam swoich przyjaciół, którzy wciąż zastanawiali się nad odpowiedzią na moje pytanie. Czyżby to co powiedziałam, naprawdę było prawdą? Czyżby naprawdę byliby zdolni zrobić coś złego Chrisowi?
- Ja ciągle czekam - poinformowałam, spoglądając na dwójkę mężczyzn.
- Vanessa my... - Horan nie był pewny co powiedzieć.
- No co? Nie umiecie odpowiedzieć na proste pytanie? - odrzekłam sfrustrowana - Groziliście Chrisowi bronią? Tak czy nie?
- Niall ona już wie. Nic nam to nie da, jeśli będziemy starali się to ukrywać - oznajmił mulat, przenosząc wzrok na swojego kumpla.
- Eh, masz rację.
- Więc? - wtrąciłam się.
- Dobra. Wiemy, że nie spodziewałaś się od nas takich rzeczy, ale proszę zrozum nas i nie bądź zła, ok? To prawda. Spotkaliśmy się z nim i pogroziliśmu mu bronią, ale nic więcej. Przysięgam. Nawet go nie uderzyliśmy czy coś z tych rzeczy - odpowiedział lekko zdenerwowany blondyn.
- Harry kazał wam to zrobić?
- Tak. On był strasznie zazdrosny o ciebie. Myślał, że pomiędzy wami coś jest. Wariował. Nie mógł znieść tego, że on się koło ciebie kręci, dlatego to był jedyny powód dla którego poprosił nas oto byśmy zaczepili Chrisa.
- Jak mogliście się na to zgodzić!? - podniosłam głos.
- A dlaczego nie mielibyśmy? Hazz to nasz przyjaciel, nie mogliśmy mu odmówić - odparł Zayn.
- Owszem, mogliście! Pomyśleliście w ogóle o mnie, gdy dowiem się prawdy? Nie wiecie o tym, że każde kłamstwo kiedyś wychodzi na jaw? Chris to mój przyjaciel, nikt z was nie ma prawa mu coś zrobić.
- Ale my nie chcieliśmy go skrzywdzić. Plan polegał na tym, że mieliśmy spróbować go tylko zastraszyć.
- I co pomogło? Chłopaki gdyby powiedzmy Harry kazałby wam skoczyć z mostu, zrobilibyście to? Zastanówcie się na prosty rozum. Nie możecie zgadzać się na rzeczy, które są nieodpowiednie. Liczcie się z tym, że przez jedną, złą sprawę, możecie sprawić, że bliska dla was osoba w każdej chwili może was tak po prostu znienawidzić.
- Ale ty nas nie nienawidzisz, prawda? - Horan zrobił maślane oczka.
- Serio Van, przepraszamy. Wiem, że oczekujesz od wszystkich szczerości, ale zrozum też na przykład Harry'ego. Ludzie z miłości, mogą popełnić mnóstwo, różnych błędów, ponieważ są nią zaślepieni. Ty byłaś w tamtym momencie dla niego najważniejsza. On po prostu bał się, że możesz go zostawić dla kogoś takiego jak Chris, ponieważ wiedział, że to on jest bliższy dla ciebie. To z nim spędziłaś pół swojego dotychczasowego życia i to on zna ciebie najlepiej z nas wszystkich wziętych. Znałaś Harry'ego i wiesz, że przez zazdrość mógłby zrobić wszystko - odezwał się mulat.
- Ciągle nie rozumiem, dlaczego uważał, że może mnie coś połączyć z Chrisem. To tylko mój przyjaciel. Owszem znamy się długo, wiemy o sobie prawie wszystko, ale to nie powód by myśleć, że pomiędzy nami coś kiedyś będzie. Mógł zająć się ważniejszymi sprawami niż zawracać sobie głowę takimi głupotami.
- Vanessa może i ty jesteś pewna swoich słów co do tego, ale uwierz mi, wszystko się kiedyś zmienia. Nie zauważysz zmian. To będzie niczym jak błyskawica. Sam wiem o czym mówię. Może uznasz mnie teraz za kompletnego głupka, ale zakochałem się w twojej przyjaciółce nawet nie wiem kiedy. Nie przewidywałem tego. Po prostu coś poczułem gdy zaczęliśmy się do siebie bardziej zbliżać.
- O mój boże, kochasz Mirandę? - prawie krzyknęłam - Dobra, porozmawiamy o tym kiedy indziej. Wracając, w moim przypadku jeszcze nigdy nie poczułam żadnego innego uczucia do Chrisa oprócz przyjaźni.
- Bo nie spędzasz z nim wystarczająco dużo czasu.
- Zayn, dość. Na serio nie mam ochoty mówić o nas i przestańcie oboje myśleć, że mogę się jeszcze zakochać.
- A nie chcesz? Vanessa co w tym złego, jeśli kiedyś na prawdę poczujesz coś więcej do niego? Co wtedy zrobisz?
- Nic, bo taki moment nigdy nie nadejdzie.
- Harry'ego już nie ma, więc nie zabroni ci czuć miłości do kogoś innego.
- Dlaczego tak bardzo chcecie drążycie ten temat? Skończcie, dobra? Weźcie sobie do serca, że nie mam zamiaru być związana z Chrisem. Kiedyś przyjdzie taki czas, że spotkam kogoś innego i odpowiedniego dla mnie. Na razie nie jestem na nic gotowa.
- A może jesteś tylko nie chcesz się do tego przyznać? - przemówił Niall, opierając się o komodę za nim.
- Jestem pewna co do własnych słów i nie sprawicie, że to się zmieni.
- Ok. To zresztą twoja decyzja i masz rację, nie możemy ci wmawiać czegoś na siłę. Zrobisz co chcesz. Na tym polega całe życie człowieka. Słuchać samego siebie. Własnego serca oraz mózgu - pokiwałam głową.
- Jesteś na nas zła? - spytał nieśmiało Malik.
- Nie skądże. Dobra może troszkę - uśmiechnęłam się by rozluźnić atmosferę - Ale to normalne, że będę trochę oto zła. Zrobiliście coś, czego nie powinniście.
- Och, znasz nas przecież. Ciągle robimy rzeczy, które nie są odpowiednie - roześmiał się.
- To akurat prawda - przyznałam - Mam nadzieję, że więcej już nie zrobicie czegoś podobnego do sytuacji z Chrisem.
- Myślę, że już nie będzie potrzeby - odrzekł, lekko rozbawiony blondyn.
~*~
Po miło spędzonych dwóch godzinach w domu Nialla, postanowiłam pojechać do Chrisa i wypytać się coś więcej na temat całej tej sytuacji, która miała kiedyś miejsce. Chciałam się za wszelką cenę dowiedzieć się, dlaczego nie powiedział mi o tym wszystkim. Dlaczego w ogóle to przede mną ukrył? Jeśli Harry zrobił coś mu za moimi plecami, powinnam być pierwszą osobą, która będzie o tym wiedzieć od niego. Mógł mi przecież od razu przyjść i powiedzieć co się wydarzyło, a tak to żyłam, nie wiedząc nawet co Styles planował wobec mojego własnego przyjaciela. Załatwiłabym wtedy całą sprawę szybko.
W chwili kiedy przybyłam na miejsce docelowe, rozglądnęłam się za samochodem znajomego by mieć pewność, że jest w domu. Natrafiając wzrokiem na znany mi pojazd marki KIA w kolorze pomarańczowym, zaparkowałam się na podjeździe. Zabierając torebkę z siedzenia pasażera, wyszłam i zamknęłam automatycznym kluczykiem swojego białego czterokołowca.
W połowie drogi, zanim jednak zdążyłam wejść po schodach by zadzwonić dzwonkiem, Chris zdołał mnie już zauważyć.
- Dobrze cię widzieć, Vanessa - odezwał się, opierając o framugę drzwi wejściowych i uśmiechając się promiennie do mnie. On chyba zawsze tak robi gdy mnie widzi.
- Ciebie również - odwzajemniłam uśmiech - Wybacz, że tak bez uprzedzenia. Wiem, że zawsze dzwonię i pytam czy mogę przyjechać.
- Nic nie szkodzi. Zrobiłaś mi tylko miłą niespodziankę - chwycił mnie za rękę, pomagając wspiąć się na ostatni stopień schodów. Przyznam, że mnie zaskoczył swoją postawą dżentelmena - Nie masz nic przeciwko, jeśli poczęstuję cię kupnym ciastem cytrynowym? Niestety nie mam daru ani czasu do robienia takich rzeczy - zaśmiał się, przepuszczając mnie, bym mogła wejść pierwsza do mieszkania.
- Chętnie się skuszę, nawet jeśli nie jest twoje - szturchnęłam go zadziornie, zawieszając kurtkę na specjalnym wieszaku.
- Lubię cię taką - wytknął mi palcem, wciąż się ze mnie podśmiechując - Dobrze się składa, że mnie odwiedziłaś. Mam ci do powiedzenia pewną rzecz - oznajmił, wchodząc do kuchni, a ja szybko podążyłam za nim.
- Ja też mam do ciebie jedną sprawę, ale jednak zaczniemy od twojej - uśmiechnęłam się, siadając przy stole, gdzie chwyciłam już jedno z cynamonowych ciastek, które leżały w szklanym pucharku.
- No więc, tak na początek chcę ci powiedzieć, że mój ojciec się odezwał - powiadomił, włączając czajnik elektryczny.
- Co? Co mówił? - spytałam będąc zaskoczona tym co przyjaciel mi powiedział.
- Chce się ze mną spotkać i wszystko wyjaśnić.
- Chcesz tego?
- Oczywiście, że nie. Nie mam zamiaru rozmawiać z człowiekiem, który się mną nie interesował i przy okazji złamał serce mojej matce.
- Może chce teraz wszystko naprawić? Zastanawiałeś się nad tym?
- Naprawić? Nagle sobie przypomniał, że ma syna? A gdzie był, gdy naprawdę potrzebowałem jego wsparcia? - podał mi kubek z gorącą, malinową herbatą oraz przyozdobiony w różne wzorki talerzyk na którym znajdował się kawałek ciasta.
- Chris, nie możesz go skreślać. To twój ojciec.
- I co z tego, że nim jest? Nie zasługuje nawet na to bym go nim nazywał. Z mojego punktu myślenia uważam, że jeśli chciało się mieć dziecko to trzeba być za nie odpowiedzialnym w przyszłości nawet jeśli ono dorośnie. Potrzebowałem jego pomocy, kiedy szukałem pracy w Nowym Jorku. On tam mieszkał już od paru lat. To naprawdę duże miasto, gdzie nie łatwo jest znaleźć pracę bez bardzo dobrego wykształcenia. Ale niestety musiałem być zdany na siebie. Po pierwsze moja matka ledwo co wyrabiała w piekarni. Zarabiała tyle, że starczało nam tylko na niecały tydzień. A ojciec? Wmawiał nam, że pracuje do późna by więcej zarobić, a co się okazało, wszystkie pieniądze później przepijał z kolegami. Musieliśmy się martwić o samych siebie.
- Zawsze uważałam twojego ojca za dobrego człowieka. Pamiętam jak nam pomagał. Zawsze się na wszystko zgadzał, nawet wtedy kiedy moi rodzice pojechali w delegację do Europy, a ja musiałam u ciebie spać razem z Jonathanem.
- Tak to prawda, kiedyś był inny, ale się zmienił. Nie poznałabyś go teraz. Jego charakter jest całkowicie inny niż oboje pamiętamy z przeszłości.
- Na twoim miejscu, zgodziłabym się na to spotkanie. Chciałabym wiedzieć co ma do powiedzenia.
- Vanessa ja nie mogę tego zrobić. Nie mogę się z nim spotkać, nawet nie chcę na niego patrzeć.
- Nie powinno się mieć do końca życia zepsute relacje z którymś z rodziców.
- Wiem, ale mój ojciec nie zasługuje na to by ponownie należeć do mojego życia. Nie chcę kogoś takiego.
- Nie mów takich rzeczy. Myślisz, że jemu nie jest ciężko, że przez własną głupotę cię tak łatwo stracił?
- Bronisz go?
- Nikogo z was nie bronię. Po prostu chcę dać ci do myślenia, że jeśli próbował nawiązać z tobą kontakt to znaczy, że zależy mu na tobie. Jesteś przecież jego jedynym dzieckiem. Na pewno chce naprawić swoje błędy.
- Ja sam nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Wciąż potrzebuję mieć ojca, ale mam wrażenie, że on się nie zmienił. Że to wszystko to tylko jego zagrywki.
- Wątpię by tak postąpił. Każdy dochodzi do takiego momentu w którym siada i przemyśla złe rzeczy, które się zrobiło. Sumienie zawsze się pojawia, oznajmiając nam, że trzeba coś w życiu naprawić. Powinieneś się nad tym wszystkim zastanowić na spokojnie. Słuchaj tego co ci serce podpowiada.
- Masz rację, kompletną rację. Muszę porozmawiać o tym z matką. Chcę znać także jej zdanie na ten temat - odparł, odkładając za chwilę nasze dwa talerze po cieście do zlewu.
- Chyba teraz moja kolei na powiedzenie ci czegoś - zakomunikowałam, nieśmiało się uśmiechając.
- No to słucham - zajął swoje poprzednie miejsce i zaczął wpatrywać się w moje oczy.
- Miranda mnie odwiedziła i powiedziała coś, co dowiedziała się od ciebie. Chris, dlaczego nie powiedziałeś mi o tym, że grożono ci bronią?
- Nie powinniśmy rozmawiać na ten temat - zlekceważył mnie.
- Uważam, że chyba raczej tak. Odpowiedz na moje pytanie.
- A czy to ważne?
- Tak to jest ważne! - zdenerwowana uniosłam głos. Vanessa spokojnie - Czemu mi nie powiedziałeś, że to Harry za tym wszystkim stoi?
- Nawet jakbym ci powiedział to co to by dało? To by nic nie zmieniło pomiędzy wami.
- Zmieniłoby i to dużo. Nie pozwoliłabym sobie na takie coś.
- Ta, bo ty byś coś tutaj akurat wskórała.
- Wątpisz w to?
- Tak. Znam charakter tego idioty. Za wszelką cenę próbował mnie od ciebie oddalić przez zazdrość, więc nie powstrzymałabyś go przed zrobieniem czegoś.
- On po prostu się bał o mnie.
- Bał? - prychnął - Niby czego? Czy ja ci kiedykolwiek zrobiłem jakąś krzywdę? Chyba chodzi ci oto, że bał się mnie. Bał się swojego przeciwnika.
- Chris - jękłam.
- Taka jest prawda.
- Rozmawialiśmy już o nas. Nie chcę do tego wracać.
- Vanessa nie mam zamiaru cię okłamywać z uczuciami. Dobrze wiesz, że czuję do ciebie coś więcej niż przyjaźń. Te wszystkie rzeczy co zrobił Styles były z zazdrości, że mogę mu cię odebrać. Gdyby nie był takim tchórzem, nie nasłałby na mnie swoich kolegów, nie próbowałby mnie pobić we własnym domu i nie robiłby wszystkiego by oddalić cię ode mnie.
- On robił to ze względu na mnie. Z miłości.
- Gdyby cię kurwa kochał z miłości to by cię nie zdradził i nie potraktował jak skończoną idiotkę.
- Chris - upomniałam go po raz drugi. Zabolały mnie jego słowa.
- Prawdziwy mężczyzna nie potraktowałby tak dziewczyny, którą naprawdę kocha. Harry powinien o ciebie walczyć, jeśli tak bardzo mu na tobie zależy, a on co zrobił? Wybrał inną drogę i tak po prostu cię olał. Nie obchodzisz go już i widocznie nigdy nie obchodziłaś.
- To boli. - oznajmiłam, próbując powstrzymać łzy.
- Prawda zawsze boli, Vanessa.
- Jak możesz tak do cholery w ogóle mówić?! - wstałam od stołu, przecierając już mokre od płaczu oczy - Krzywdzisz mnie, mówiąc takie rzeczy!
- Vanessa.
- Daruj sobie wytłumaczenia. Myślałam, że będziesz mi pomagał z tą trudną dla mnie sytuacją związaną z Harrym, ale ty nad zwyczajniej cieszysz się, że sprawiasz mi tym wszystkim tylko ból! - krzyknęłam, zabierając torebkę i ruszyłam do drzwi.
Boże jak on może mówić mi takie rzeczy! Tak bardzo chce mnie tym wszystkim dobić? Powraca do rzeczy, które za wszelką cenę staram się zapomnieć. Wspomnienia z Harrym to najbardziej bolący mnie temat. Nie sądziłam, że własny przyjaciel będzie wypominał mi błędy, jakie popełniłam w przeszłości.
- Vanessa poczekaj! - podbiegł do mnie i złapał za rękę, powodując, że odwróciłam się, napotykając na jego parę pięknych, brązowych oczu - Tak bardzo cię przepraszam. Nie powinienem mówić tych rzeczy. Nie chcę być powodem twojego płaczu, nie zasługuję na każdą twoją łzę - dotknął swoją ciepłą dłonią mojego policzka, kciukiem wycierając mokre ślady po płaczu - Proszę wybacz mi. Wiem, że jestem idiotą. Nie tak zachowuje się osoba, której powierza się każdy swój najmniejszy sekret czy nawet każde niemiłe przeżycie. Nie chcę stracić twojego cennego zaufania. Chcę byś po prostu była przy mnie, szczęśliwa i tryskająca pozytywną energią jaką w sobie masz. To czyni cię cudowną - wyznał. Zatkało mnie. Tak zwyczajnie mnie zatkało. To najpiękniejsze słowa jakie usłyszałam od dłuższego czasu - Uśmiechnij się słońce. To twój własny uśmiech sprawia cię bardziej piękniejszą - żbliżył się jeszcze bliżej, po czym pochylił się nade mną, pozostawiając delikatny pocałunek na moim czole - Niczego teraz nie pragnę bardziej niż twojego przebaczenia. Wybaczysz mi?
Stałam kompletnie oniemiała słowami swojego przyjaciela. Poczułam się z całą pewnością inaczej. To było coś, czego nie czułam już od dawna. Czułam się... Czułam się jakby komuś na prawdę na mnie zależało. Wiedziałam teraz, że jest ktoś dla kogo jestem ważna.
Kiwnęłam lekko głową, dając Chrisowi do zrozumienia, że przyjmuję jego przeprosiny. Objęłam zaskoczonego chłopaka ramionami wokół szyi, wtulając się w niego. Po chwili gdy zawahanie od strony przyjaciela zniknęło, odczułam, jak jego ręce przenoszą się na moje plecy, dociskając mnie jeszcze bliżej. Pragnęłam bliskości, tak bardzo pragnęłam czuć się bezpieczna w czyiś objęciach chociaż przez chwilę.
- Gdybyś mi tylko pozwoliła się sobą zaopiekować - szepnął cicho, po czym zapadła pomiędzy nami cisza.
~**~
Nowy dzień przywitał mnie pięknym wschodem słońca. Poranne mgły i zamglenia szybko ustąpiły miejsca promieniom co skłoniło mnie do wyjścia do rodzinnego ogrodu. Po wielu zaskakujących dniach oraz kaprysach pogody miło jest znów poczuć ciepło i zobaczyć jak miasto budzi się do życia. Klimat w Los Angeles od zawsze był naprawdę skomplikowany. Raz mógł padać deszcz z wielkim wiatrem, a potem mogło wyjść słońce powodując, że na niebie pojawiała się kolorowa tęcza. Kochałam każdy rodzaj pogody, który sprawiał to miasto jeszcze piękniejszym. Po prostu kochałam wszystko co związane było z naturą.
Od pewnego czasu, czułam się na prawdę szczęśliwa. Moi rodzice zgodzili się na wynajęcie dla mnie mieszkania, pogodziłam się z Mirandą oraz także naprawiłam relacje z Chrisem. Byłam pewna, że wszystko co złe minęło, a moje życie zaczyna się powoli układać.
- Kogo ja widzę, pracująca Vanessa? - odezwał się, dobrze znany mi rozśmieszony głos Nialla.
Od samego rana, po śniadaniu, zajęłam się przesadzaniem roślin na działce za domem. Moja matka nigdy nie miała czasu by cokolwiek tu zrobić, dlatego z racji tego iż nie miałam żadnych planów, postanowiłam poświęcić ten dzień tylko ogrodowi.
- Znudzony człowiek zawsze znajdzie sobie coś do roboty - zaśmiałam się - Co cię tu przywlekło z samego rana?
- Dzisiaj masz wizytę u ginekologa, pamiętasz? - wszedł przez bramę.
- To dzisiaj? - czyżbym do cholery zapomniała?
- No tak. Napisałaś mi tydzień temu, że to właśnie w ten, dzisiejszy dzień masz wizytę.
- Kompletnie zapomniałam - odłożyłam narzędzia ogrodnicze na stolik.
- Powinnaś mi teraz dziękować za to, że tu przyjechałem - blondyn wybuchł śmiechem, rozkładając się na hamaku.
- Która w ogóle jest godzina? - zapytałam, po czym Horan spojrzał na swój zegarek.
- Dochodzi siódma trzydzieści.
- Do kliniki mam na dziewiątą, więc jeszcze zdążę, dzięki bogu.
- Mogłbym dotrzymać ci towarzystwa u ginekologa? - spytał nieśmiało - Chciałbym zobaczyć jak rozwija się dziecko, jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko.
- Jasne. Będę czuć się lepiej w czyjejś znanej obecności - uśmiechnęłam się.
- Tak apropo, twoi rodzice są w domu?
- Mama tylko jest wraz z Jonathanem - odparłam.
- Poczekać w samochodzie na ciebie czy mogę wejść do domu?
- Decyzja należy do ciebie.
- Dobra to wybieram dom. Uwielbiam kawę twojej mamy - uśmiał się o mało nie spadając z hamaka.
~*~
Razem z Horanem przeszliśmy przez wielkie drzwi wejściowe by dostać się do środka kliniki. Od razu podeszłam do znanej mi kobiety za ladą z którą jeszcze ponad kilka tygodni temu rozmawiałam, składając poszczególne dokumenty by się tu zapisać. Byłam zdenerwowana tym wszystkim co mnie tu czekało. Jedynie obecność mojego przyjaciela ratowała sytuację. To był właśnie ten dzień w którym miałam dowiedzieć się płeć dziecka. Boję się, nawet nie wiem dlaczego. Przez pół drogi, Niall starał się wmawiać mi, że będzie dobrze. Oczywiście, że będzie. Przecież co może złego mi się stać u ginekologa, prawda? Ale to nie w tym rzecz. Bałam się przede wszystkim o stan dziecka. Już na początku trzeciego miesiąca ciąży, pojawiło się u mnie krwawienia z nosa. Byłam wystraszona, że może być coś nie tak.
Poczekalnia była pełna kobiet, w różnym wieku, różnych ras. Były same, z partnerami, z matkami lub z przyjaciółkami. Do godziny mojego przyjęcia przez lekarza zostało jedynie pięć minut. Chyba jako jedyna ze wszystkich tutaj wziętych byłam najbardziej zdenerwowana. Nie rozumiałam, jak można mieć w takiej chwili opanowane emocje. Na prawdę dziękowałam sobie samej, że zgodziłam się by Niall ze mną tu przyjechał. Gdyby nie on, zwariowałabym chyba tutaj.
- Pani Vanessa McClain? - przemówiła kobieta na oko, około trzydziestki.
- To ja - odezwałam się, wstając z krzesła.
- Jestem doktor Amanda Davidson - podała mi dłoń - Jestem zastępczynią doktora Fergusona.
- Pan doktor już tu nie pracuje?
- Nie. Pan Ferguson wziął tylko kilka dni wolnego, ponieważ musiał pilnie wyjechać z miasta w sprawach rodzinnych - odpowiedziała, a ja jedynie pokiwałam głową - To pani mąż? - spojrzała szeroko uśmiechnięta na blondyna za mną.
- Nie, nie. To mój przyjaciel. Dotrzymuje mi towarzystwa.
- Miło pana poznać - podała rękę mężczyźnie.
- Niall Horan, panią również miło poznać.
- Cóż to zapraszam państwa do gabinetu - kobieta machnęła dłonią, przepuszczając nas do środka - Proszę usiąść - wskazała na ciemnozielone siedzenia, stojące przed biurkiem - W którym miesiącu ciąży pani jest?
- Trzecim.
- To pani już druga wizyta?
- Tak, dokładnie.
- Jak się pani czuje? Jakieś zawroty głowy, mdłości?
- Od połowy drugiego miesiąca już ich nie mam.
- Cudownie. Proszę teraz położyć się na kozetce. Wypiszę tylko jeden dokument i zaraz do pani podejdę.
Niall pomógł mi wstać, za chwilę zaprowadzając mnie do wskazanego przez panią doktor miejsca. Położyłam się tak jak kazano i odkryłam brzuch do połowy. Był on już trochę widoczny, ale jeszcze nie tak bardzo jak powinien być w trzecim miesiącu. Oczywiście tak jak każde ciężarne kobiety, codziennie każdego ranka obserwowałam zmiany w mojej sylwetce. Była spora różnica od momentu kiedy pierwszy raz dowiedziałam się o ciąży.
- Jak się czujesz? - spytał nagle blondyn, łapiąc mnie swoją ciepłą dłonią za moją.
- A jak myślisz?
- Zdenerowana?
- Nawet nie wiesz jak.
- Mówiłem ci, że będzie w porządku. Dziecko na pewno jest zdrowe, nie masz obaw do martwienia się.
- Ale ta krew...
- Uważam, że to normalne w twoim stanie. Zobaczysz, że nie będzie żadnych problemów z ciążą.
- A jeśli tak? Jeśli dziecku coś jest?
- Przestań mieć czarne myśli. Nie powinnaś w ogóle myśleć o takich rzeczach. Dlaczego to dziecko niemiałoby być zdrowe? Przecież cały czas uważasz na siebie - odpowiedział.
- Gotowa? - spytała kobieta, przyrywając naszą rozmowę.
- Tak - odparłam na co założyła specjalne białe rękawiczki na swoje dłonie, później nasmarowywując lekko mój brzuch zimnym płynem.
- Zna pani już płeć dziecka?
- Dzisiaj właśnie miałam się dowiedzieć.
- O, czyli pierwszy raz. Domyśla się pani kto to może być? - uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Wszyscy uważają, że to będzie chłopczyk, ale ja myślę, że to będzie dziewczynka.
- A pan co myśli? - odezwała się w stronę mojego przyjaciela.
- Uważam, że chłopczyk - odrzekł, spoglądając na mnie.
- Czyli zdania są podzielone. - zaśmiała się - Więc sprawdźmy. - doktor przystawiła do mojego brzucha biały znany sprzęt, po czym zaśnieżony, szary obraz ukazał się przed nami. - Wygląda na to, że wszystko jest dobrze. Dziecko rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych problemów z sercem czy płucami. Ciśnienie w normie, a dziecko porusza się prawidłowo. - poinformowała. - Co do płci, muszę powiedzieć, że jednak matczyna intuicja wygrała. Gratuluję, będzie miała pani dziewczynkę.
Spojrzałam na Nialla, który był chyba tak samo zszokowany jak ja. Będę miała córeczkę. To będzie dziewczynka, powtarzałam. Byłam totalnie zmieszana, jeśli chodzi o uczucia. Zaskoczona i szczęśliwa na raz. Dwa w jednym. - To jak. Wybrała już może pani imię?
Kobieta wyłączyła maszynę i podała mi ręcznik.
- Jeszcze nie, ale teraz jak już wiem, będę o tym myśleć. - odparłam, łapiąc dłoń przyjaciela, który pomógł mi zejść z kozetki i stanąć na podłogę.
- Nie mogę uwierzyć w to, że moja intuicja mnie zawiodła. - oznajmił blondyn przez co oboje wraz z panią doktor wybuchliśmy lekkim śmiechem.
- Cóż panie Horan. Widocznie matki wiedzą lepiej. - odrzekła rozbawiona pani doktor, oddając mi moje dokumenty. - Zapisałam panią na wizytę za dwa miesiące. Mam nadzieję, że to odpowiedni dla pani termin. Jeśli nie, proszę zgłosić się do recepcji. Znajoma przełoży dla pani datę.
- Nie trzeba. Jest w porządku. - stwierdziłam. - Dziękuję za wszystko.
- Doktor Ferguson będzie już w dniu w którym pani jest umówiona.
- Świetnie. Jeszcze raz bardzo dziękuję.
- Ależ proszę. - uśmiechnęła się promiennie. - Do zobaczenia.
Oboje wraz z Niallem pożegnaliśmy się z kobietą, po czym opuściliśmy gabinet.
- Jak się czujesz, wiedząc teraz, że to będzie jednak dziewczynka? - spytał blondyn, gdy znaleźliśmy się na parkingu samochodowym.
- Jestem przeszczęśliwa. - uśmiechnęłam się szeroko. To był zdecydowanie jeden z najlepszych dni w moim życiu.
*Perspektywa Harry'ego*
Minęło dwa tygodnie odkąd Gemma wybudziła się ze śpiączki. W tym czasie zdecydowała się na zrobienie operacji, która była jedynym wyjściem by przywrócić jej czucie w rękach. Dzisiaj akurat nadszedł dzień w którym doktor miał nam powiedzieć czy ta operacja pomogła mojej siostrze. Okazało się, że wszystko poszło zgodnie z planem, tak jak wszyscy mieliśmy zaplanowane. Gemma odzyskała czucie w rękach, jednak nie ma jeszcze zbytnio dużo energii by móc nimi funkcjonować. Lekarz prowadzący oznajmił, że minie jeszcze parę dni albo tygodni, kiedy moja siostra będzie mogła poruszać rękami jak każdy człowiek. Jednak nie miałem już powodów do zmartwień. Wiedziałem, że z czasem wszystko wróci do normy. Byłem szczęśliwy. Wszystkie rzeczy, które się najbardziej obawiałem, zniknęły.
Gdy miałem okazję porozmawiać z matką sam na sam, zdecydowała, że nie ma zamiaru zmieniać domu ze względu na to co się stało. Chce pozostać w miejscu gdzie wychowały się jej własne dzieci i gdzie są wspomnienia związane z moim ojciem. Te dobre i nawet te złe. Z jednej strony nie chcę by razem z Gemmą mieszkały tam, gdzie mój własny wróg próbował uśmiercić moją siostrę, ale jednak jestem w stanie zrozumieć jej decyzję.
- Spakowałeś na pewno wszystkie rzeczy Gemmy, Harry? - odezwała się moja matka, pakując ostatnią torbę do bagażnika samochodowego. Tak, dzisiaj moja siostra miała oficjalny wypis ze szpitala.
- Tak, sprawdzałem dwa razy czy nic nie zapomnieliśmy.
- Pomóż Gemmie zapiąć pas. - oznajmiła. - Muszę odpisać na wiadomość ciotki Samanthy, bo się do mnie dobija.
Wykonałem pośpiesznie jej prośbę.
- Jak tam? Szczęśliwa, że wracasz do domu? - spytałem, sięgając po czarny pas i zaczepiają go obok siostry.
- Tak. - Gemma odparła z rozbawieniem. - Mam już kompletnie dość tego szpitalnego jedzenia.
- Nie dziwię się, jak jadłaś przez cały czas jakieś papki. Zwymiotować można.
- Dokładnie. Mam teraz ochotę na jakieś chipsy lub hamburgera.
- Zobaczymy co da się zrobić - puściłem jej oczko. - Wiesz jesteś na serio dzielna.
- Czemu tak uważasz? - uniosła brew w niezrozumieniu. - Wcale nie jestem dzielna.
- Och jesteś i to bardzo i uwierz mi na prawdę cieszę się, że już jest po wszystkim. Że doszłaś do siebie i jest w porządku.
- Myślałeś, że nie uda się mnie uratować?
- Nie będę cię okłamywać. Miałem takie myśli, mama zresztą też. Byłaś w dziwnym stanie. Nawet lekarze nie mogli określić co z tobą będzie.
- Wiesz, gdy się w coś mocno wierzy i nie traci nadziei, może udać się wszystko. Ty akurat wierzyłeś we mnie i to sprawiło, że teraz jestem tu gdzie jestem.
- Gemma jesteś szalona. - powiedziałem, przytulając ją - Ale za to cię kocham.
- Ja ciebie też wariacie. - zaśmiała się, składając na moim policzku mały pocałunek.
- Odpoczywaj. - uśmiechnąłem się i zamknąłem drzwi od jej strony.
- Mamo jesteś gotowa? - zapytałem, spoglądając na matkę, która opierała się o drzwi pasażera.
- Tak, możemy jechać - kiwnąłem głową i okrążyłem samochód, siadając za kierownicą.
- Co mówiła ciotka?
- Ciągle pytała o Gemmę, nic więcej.
- Dziwne, że zanim trafiłam do szpitala, nikt się nie odzywał z naszej rodziny - prychnęła siostra.
- Rodzina jest tylko na zdjęciach - wymamrotałem praktycznie sam do siebie.
Podjechaliśmy pod rodzinny dom, parkując się w garażu. Matka jako pierwsza wysiadła z pojazdu, pomagając Gemmie wyjść. Otworzyłem kluczem drzwi wejściowe od mieszkania i pomogłem rodzicielce, wnieść bezsilną jeszcze siostrę na górę do jej pokoju. Delikatnie położyłem dziewczynę na jej łóżku na co później poprosiła mnie bym podał jej ubrania z szafy. Wyciągnąłem jakieś zwykłe szorty nocne oraz luźną koszulkę, po czym podałem jej. Chciałem jej pomóc, ale poinformowała mnie, że poradzi sobie sama. Owszem tak jak wspominałem, może ruszać rękami, ale jeszcze nie tak jakby chciała.
Zeszłem na dół, po drodzę orientując się, że jednak matka nie poszła jeszcze spać. Siedziała jedynie w kuchni, gdzie cicho grała muzyka puszczana przez jedną ze stacji radiowych.
- Wszystko dobrze mamo? - spytałem wchodząc do pomieszczenia na co kobieta od razu przeniosła swój wzrok z jakiejś książki na mnie.
- Em, tak. Czemu nie śpisz?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie - odpowiedziałem, wyjmując swój ulubiony kubek na herbatę - Coś cię trapi?
- Nie, ja po prostu jestem zamyślona.
- Czym?
- Nie ważne.
- Mi możesz powiedzieć mamo.
- Wiem, ale kochanie to na prawdę nic poważnego.
- Mamo, przecież wiem, że kłamiesz. Znam cię nie od teraz - odparłem, siadając obok niej - Powiedz mi.
- Wiem, że załatwiłeś już bilety do Miami. Gemma mi powiedziała - przyznała - Boję się po prostu, że nas znów zostawisz.
- Dlaczego tak uważasz?
- Lecisz tak daleko. Chcesz się ustatkować, znaleźć pracę, dom, a my? W twoim nowym życiu nie będzie dla nas zbytnio miejsca.
- Nie możesz tak myśleć. Zawsze będziecie dla mnie bardzo ważni, nawet pomimo tego iż będziemy od siebie tysiące kilometrów.
- Tak tylko mówisz, Harry - odrzekła przekonana.
- Mamo przestań - uśmiechnąłem się by poprawić jej humor - Nie zapomniałem o was gdy byłem w Los Angeles i nie zapomnę kiedy będę już w Miami. Będę bliżej was niż byłem przedtem.
- Chciałabym byś dzwonił do nas często. Nie oczekuję, że codziennie, ale chociaż raz na kilka tygodni.
- Oczywiście, że będę dzwonił - przytuliłem ją do siebie - A teraz przestań myśleć o takiej głupocie i połóż się. Musisz też odpocząć.
- Jednak wychowałam cię na znacznie lepszego człowieka niż myślałam - kobieta jedynie ucałowała mnie w czoło, po czym opuściła pomieszczenie, pozostawiając mnie samego.
*Perspektywa Ryana*
Miałem już kompletnie dość zachowań Thomasa. Ciągle przychodziły mu do głowy pomysły, które jak dla mnie samego były trudne do zrealizowania. Za wszelką cenę nie starał się odpuścić. Ciągle jego myśli chrzątały się o Stylesie i o tym jak doprowadzić go do śmierci, jednak wiedział, że to nie nadejdzie tak szybko. Harry miał haka jak i Thomas na niego, więc oboje byli w kropce. Oboje chcieli działać, ale nie wiedzieli jak.
- Jak do pierdolonej kurwy ona przeżyła!? - przestraszyłem się co spowodowało, że moja szklanka z wodą spadła na podłogę - Jak tej dziwce udało się ujść z życiem!? - Thomas chodził wściekły po pokoju w którym oboje się znajdowaliśmy.
- Możesz przestać?
- Przestać co?! - warknął.
- Wydzierać się jak pojebany - odważyłem się spojrzeć mu w oczy.
- Nie prowokuj mnie jeszcze bardziej! I tak mam już spierdolony dzień! - chyba chciałeś jeszcze dodać jak zawsze - Wytłumacz mi do chuja, gdzie kurwa popełniłem błąd gdy trafiłem w siostrę Stylesa, a ona przeżyła!?
- Może strzał był po prostu nie celny?
- Nie celny? Moje strzały są kurwa zawsze celne!
- Dlaczego ty zawsze jesteś taki pewny siebie?
- Całe życie zajmuje się tym czym się zajmuje i ty mi kurwa mówisz, że zjebałem to!?
- Nawet profesjonaliście się czasami nie udaje.
- Ale mi się zawsze udaje! - odpowiedział.
- Jakoś nie widzę.
- Zaczynasz mnie wkurwiać.
- Miło wiedzieć - prychnąłem, odwracając z powrotem wzrok na ekran komputera.
- Muszę coś wykombinować. Musimy mieć jakiś nowy plan w związku ze Stylesem.
- Nowy plan? Ty masz codziennie jakiś nowy plan! Do chuja odpuść już sobie i weź sobie to do tej pierdolonej głowy, że jesteś związany! Nie zrobisz nic!
- Nie jestem pierdolonym idiotą, który poddaję się, kiedy już nie ma rozwiązania. Zawsze jest kurwa jakieś wyjścia z każdej pieprzonej sytuacji.
- Nie masz już wyjścia Thomas. Albo przystopujesz albo wszystko odwróci się przeciwko tobie. Nie powiem w jaki sposób. Musisz jedynie wybrać, jedno albo drugie.
Od autorki: Witajcie kochani! Rozdział zakończony jest trochę dziwnie. Ktoś się domyśla o co chodzi Ryan'owi?
Mam nadzieję, że numerek 75 wam się podobał. Rozdział jest oczywiście dłuższy niż jego poprzednicy. Doszłam do wniosku, że zbyt wolno toczą się akcje, więc postanowiłam przyśpieszyć i od teraz zacznie się już robić bardziej ciekawiej i tajemniczo. Przygotujcie się na załamki i szok. Wszystko czeka na was w przyszłych rozdziałach.
Do zobaczenia! :D x
Cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńAww Vanessa będzie miała córeczkę :D jak słodko, mam nadzieję ze Harry za niedługo dowie się o ciąży ;)
Chris mnie denerwuje.. za wszelką cenę próbuje rozkochać w sobie Vanesse..mam nadzieję że ona mu nie ulegnie
A co do Thomasa, życzę mu szybkiej śmierci xd a tobie życzę duuużo weny :) to mój ulubiony blog <3
Do następnego
Ronnie xx
Widzę, że wydarzenia powoli rozkręcają się na nowo:D Czekam na next;*/Natalia
OdpowiedzUsuńMam nadzieje ze Harry szybko dowie sie o ciąży i spróbuje odzyskać vanesse i znów bedą mogli być razem
OdpowiedzUsuńA blog jak zawsze wspaniały ;) :)
UsuńChris jest mega denerwujący. Mam go dość, a Van i Harry mogliby juz być razem...
OdpowiedzUsuńMam nadzieje że Van i Harry będą razem :)
OdpowiedzUsuń