To jest chyba kurwa jebany żart. Vanessa przecież nie może być w ciąży. To musi być nieprawda. Jak kurwa nieprawda, Chris!? To wszystko na to wskazuje, więc po co ja się do cholery okłamuję!? To dziecko jest prawdziwe, a ten dokument to właśnie potwierdza. Ale czyżby Vanessa na serio próbowała to przede mną ukryć? Wiem tylko jedno, okłamała mnie. Nie mogłem w to uwierzyć, nawet nie chciałem. Dziwne kłucie w okolicy serca rozeszło się po całym ciele. To uczucie bolało okropnie. Było jednym z najgorszych jakie miałem okazję doznać w swoim życiu. W tamtym momencie, byłem wyprany z jakichkolwiek uczuć. Zastygnięty, przyglądałem się zdjęciu usg, wciąż nie mogąc zrozumieć dlaczego. Przegrałem. Wiedziałem, że byłem przegrany.
Próbując wziąć się w garść, wytarłem łzy, które spowodowane były bólem jakim czułem. Podniosłem się na nogi, biorąc dokumenty razem z sobą. Otworzyłem drzwi i wyszłem na korytarz, który zaprowadził mnie do kuchni, gdzie wciąż kręciła się moja przyjaciółka. Była zajęta. Przez chwilę ją obserwowałem do czasu aż zdążyła mnie zauważyć.
- O, w samą porę. Właśnie zrobiłam herbatę - uśmiechnęła się ciepło do mnie, co wcale mi nie pomogło - Wszystko dobrze?
- A powinno być? - podeszłem bliżej, rzucając teczkę na kuchenny stół. Kiedy tylko to zobaczyła, znieruchomiała - Masz mi coś do powiedzenia?
- Chris ja
- Okłamałaś mnie, ukrywając, że jesteś w jebanej ciąży! Czy to nie tak było!?
- To nie tak
- A jak do cholery!? - próbowałem powstrzymać łzy.
- Naprawdę to nie tak jak myślisz.
- Jesteś w ciąży ze Stylesem. To wyjaśnia wszystko. Nie chciałaś mi tego mówić, bo wiedziałaś co się stanie.
- Bałam się, że cię stracę Chris! - próbowała przybliżyć się do mnie, ale zrobiłem kilka kroków do tyłu.
- Jak mogłaś? Jak mogłaś mi to zrobić? Czy naprawdę do cholery nie wiesz co do ciebie czuję?! Kocham cię Vanessa i chuj mnie obchodzi, że już o tym rozmawialiśmy. Nie zasługuję na to wszystko, nie zasługuję by być tak potraktowanym jak ty to właśnie zrobiłaś. Czego oczekiwałaś? Że będę skakał z radości z tego, że masz dziecko z mężczyzną, którego gdybym tylko mógł, zabiłbym bez sumienia? To boli, nawet nie wiesz jak boli uczucie bycia oszukanym przez ważną osobę.
- Prosze daj mi to wszystko wyjaśnić.
- Nie chcę byś mi wyjaśniała. Zniszczyłaś wszystko, zniszczyłaś mnie i moje uczucia. To dziecko zniszczyło to o co chciałem najbardziej walczyć. Czy nie to właśnie chciałaś osiągnąć? Chciałaś się mnie pozbyć w taki sposób. Jestem dla ciebie tylko przeszkodą.
- Jak mógłbyś być dla mnie przeszkodą? Jesteś moim przyjacielem!
- Przyjaciele siebie nie okłamują, Vanessa! - warknąłem zły, na co się wzdrygnęła.
- Nie miałam zamiaru cię okłamywać! Chciałam ci to powiedzieć ale
- Ale bałaś się jak zareaguję, tak? Wiesz, nie wiem po co ja tu jeszcze jestem! Myślisz, że okłamywanie kogoś jest dobre? Wiesz dobrze, że cię kocham, a ty i tak znowu potraktowałaś moje uczucia jak śmieci! Nie powinnaś być ich warta! - odwróciłem się do niej plecami, łapiąc za głowę. Przez samą myśl, że nosi w sobie dziecko Stylesa, złość wkraczała na najwyższe stopnie. Nie chciałem przyjąć do wiadomości, że wygrał. Że Harry Styles ze mną po prostu wygrał.
- Wiem, że postąpiłam źle, ale proszę pozwól mi ci wszystko wyjaśnić.
- Nie chcę o tym słyszeć! - krzyknąłem, zrzucając jedną z fotografii, która stała na komodzie, na podłogę - Spójrz co zrobiłaś! Co zrobiłaś mnie! Wszystko o co chciałem walczyć, legło w gruzach. A moja miłość? Nawet nie jestem w stanie tego opisać!
- Nie chciałam tego, nie chciałam być cierpiał!
- Ale cierpię! Nie zmienisz tego, nic mi już nie pomoże! Najgorsze jest tylko to, że straciłem nadzieję! Nadzieję, która dawała mi szansę! Tego już nie ma, nie ma nic o co mógłbym walczyć!
- Nie możesz skreślić wszystkiego!
- Za późno, Vanessa - odpowiedziałem, po czym ominąłem kawałki szkła, docierając do drzwi. Odwróciłem się ostatni raz by móc spojrzeć na zapłakaną dziewczynę. Kucnęła na podłodze przy rozbitym zdjęciu na którym byliśmy my. Ja, ona i Miranda. Podniosła głowę w moją stronę posyłając mi pełne bólu spojrzenie. Nie odzywając się, opuściłem dom, pozostawiając ją samą
"Ludzkie łzy to z jednej strony wyraz ogromu cierpienia, lecz
z drugiej także ulga. Razem z łzami wypływa cierpienie, by zrobić
miejsce na nową, kolejną falę bólu. Inaczej ból przestałby się w nim
mieścić."
*Perspektywa Vanessy*
Biegłam przez las nie zważając na konary, które drapały moje nagie ręce i policzki. Mokre od deszczu włosy ozdobione liśćmi
we wszystkich odcieniach żółci i brązu przyklejały się do skroni. Była noc, miałam przy sobie jedynie małą latarkę, która ledwo oświetlała mi drogę. Nie wiedziałam tak naprawdę dokąd próbowałam uciec, ale wiedziałam, że muszę to zrobić. Byłam potworem. Byłam kimś, kto na nic ani na nikogo nie zasługiwał. Zostałam sama, najważniejsi opuścili mnie przez jeden błąd, który popełniłam. Zabiłam istotę, która nie była nikomu winna. Zabiłam ją ze świadomością, że to właśnie ona popsuje mi życie. Zabiłam własną nienarodzoną córkę, która żyła we mnie, której dałam życie. Jednak nie dałam jej szansy by żyć, ponieważ bałam się odpowiedzialności. Byłam po prostu morderczynią, martwiącą się jedynie o samą siebie.
Zgarbiona, zapłakana i umorusana błotem zmieszanym z deszczem, oparłam się prawym ramieniem o pień drzewa. W momencie kiedy udało mi się wyjść z ciemnego lasu, rozejrzałam się po okolicy jaka mnie otaczała. Były to same wzgórza za którymi można było ujrzeć wielki ocean. Nagle mój wzrok zatrzymał się na jednym z nich, na którym zauważyłam czarną sylwetkę. Stała ona w bez ruchu, podziwiając krajobraz przed sobą. Strach przejął moje ciało, nie wiedziałam co zrobić. Czy zawrócić czy jednak kontynuować swoją drogę. Bałam się podejść do tej osoby, ale zdałam sobie sprawę, że była ona moim jedynym ratunkiem. Nie wiedziałam gdzie się znajdowałam. Kompletnie nie znałam tej okolicy do której przypadkiem trafiłam, więc musiałam zaryzykować.
Wyłączając swoją latarkę, wdrapałam się na szczyt jednego ze wzniesień, powoli przybliżając się do czarnej postaci. Nie chciałam jej przestraszyć, dlatego moje kroki były powolne. Ciemność wszystko mi uniemożliwiała, więc musiałam być naprawdę ostrożna by się nie przewrócić. Po drodze obserwowałam jak księżyc odbijał się od wody nad morskimi głębinami. Był piękny. Nawet piękniejszy niż mogłam sobie wyobrazić.
Przez zimny wiatr, który zaczął niespodziewanie wiać, zatrzymałam się na chwilę. Potarłam dłońmi, ramiona, zauważając, że na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka. Podniosłam wzrok na postać od której dzieliło mnie zaledwie kilka metrów, a strach ponownie dał o sobie znać. Nie przejmowałam się zbytnio tym co sobie o mnie pomyśli, widząc mnie kompletnie brudną. Miałam zamiar poprosić tylko o pomoc, więc z racji tego, kontynuując, zaczęłam robić coraz to szybsze kroki.
W chwili gdy nogami stanęłam na wzgórzu, byłam praktycznie za nią. Chciałam móc się przybliżyć, ale nagłe kaszlnięcie drugiej osoby spowodowało, że nie ruszyłam się ze swojego miejsca.
- Vanessa - przemówił męski głos. Wydawało mi się jakby był mi bardzo znany - Cieszę się, że cię widzę po tylu ciężkich miesiącach.
Co miał na myśli?
Co miał na myśli?
- Kim jesteś i skąd znasz moje imię? - odezwałam się, wciąż nie wiedząc jak wygląda. Przynajmniej po głosie mogłam poznać, że był mężczyzną.
- Jestem tym, który nauczył cię kochać, a także tym, który nauczył cię czym jest cierpienie - powoli mężczyzna odwrócił się w moją stronę, ukazując mi swoją twarz. Zachłysnęłam się powietrzem gdy tajemnicza osoba okazała się być... być Harrym. Tym Harrym Stylesem za którego wypłakałam praktycznie każdą noc przez gówniane dwa miesiące. Za którym tak bardzo tęskniłam, ponieważ nie mogłam pozbyć się uczuć, które do niego czułam. To był właśnie on, prawdziwy on.
Chłopak zrobił krok w moją stronę, lustrując mnie wzrokiem. Przynajmniej tak mogłam stwierdzić, ponieważ nie widziałam całkowicie jego twarzy przez noc jaka panowała.
- Nienawidzisz mnie? - słysząc jego pytanie, zaczęłam się lekko denerwować. Dostrzegłam, że zabolały go własne słowa.
- Prawdę w rzeczy samej - odpowiedział, zachowując spokojny ton.
- Tak Harry. Nienawidzę cię - przyznałam się z trudnością, na co chłopak lekko westchnął.
- Cóż, mogłem się tego spodziewać - odwrócił się z powrotem w stronę księżyca, który wciąż górował nad ciemnym oceanem - Na pewno doświadczyłaś kiedyś tego uczucia... uczucia samotności. Byłaś sama, nie mogłaś na nikogo liczyć. Miałem to samo i nadal chyba mam - stanęłam obok niego, również jak on obserwując widok - Na pewno też doświadczyłaś uczucia zawiedzenia kogoś. W moim przypadku, było to zawiedzenie ciebie. Wiedziałem, że darzyłaś mnie mocnym uczuciem, ale nie umiałem tego docenić. Obiecywałem ci dużo rzeczy, a żadne z nich nie udało mi się dokonać. Zostawiając cię, wiedziałem, że będziesz skazana na nieprzespane noce, cierpienie czy płacz. Nie przemyślałem, że tak łatwo będę mógł cię skrzywdzić. To samo później dotknęło mnie. Myślałem dużo nad tym co zrobiłem i nad tym co będzie dalej. I wiesz co? Z kilku opcji jakie miałem wybrałem tą najgorszą, najbardziej bolesną dla mnie jak i moich bliskich. Skrzywdziłem wszystkich, ale nie wiedziałem jak naprawić swoje błędy.
- Dlaczego nie próbowałeś wszystkiego odkręcić? Jeśli uważasz, że popełniłeś błędy, które związane były z ważnymi dla ciebie osobami to dlaczego tak po prostu nie chciałeś walczyć o naprawienie ich? Dlaczego nie walczyłeś o mnie jeśli wiedziałeś, że kocham cię równie mocno jak ty mnie?
- Było za późno gdy zdałem sobie sprawę, że mogę postąpić inaczej.
- Nigdy nie jest za późno by coś naprawić.
- W moim przypadku niestety jest.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Ponieważ jestem martwy Vanessa. Widzisz mnie tylko jako ducha, który bez celu pałęta się po tym chorym świecie, obserwując jedynie swoich szczęśliwych bliskich. Ja nigdy nie byłem tak szczęśliwy jak oni i nawet nie chciałem być.
Obudziłam się zlana potem. Usiadłam gwałtownie na łóżku, starając się
wyrwać z uścisku koszmaru. Serce waliło mi zbyt mocno, szybko i nierytmicznie jak szalone, a oddech nie
pozostawał w tyle. W oczach miałam łzy, a ręce trzęsły mi się niemiłosiernie. Co to było? Dlaczego ten sen był tak wyrazisty? Dlaczego mogłam czuć go tak dobrze?
Miałam wrażenie, że mój umysł rozdziela się na tysiące - miliony -
pojedynczych niteczek, a każda odbierała ból oraz strach ze zwiększoną
mocą. Zaś rozrywające mnie na kawałeczki przerażenie, rozsadzające mnie od
środka, wyciskały łzy z oczu.
Od trzech miesięcy odkąd Chris dowiedział się prawdy o moim dziecku, zaczęłam miewać podobne koszmary. We wszystkich z nich pojawiał się Harry, jednak ten był jednym z najbardziej przerażających. Tylko nie rozumiałam, dlaczego przytrafiały mi się takie rzeczy przez które nie mogłam spać? Dlaczego każdy z tych złych snów był właśnie o nim? O mężczyźnie, który od ponad sześciu miesięcy jest dla mnie nikim? O którym całkowicie zapomniałam, że był dla mnie ważną osobą? Czemu to wszystko powraca? Czemu nie mogę przestać o nim myśleć? Czemu moje serce nie może przestać go kochać? Tyle pytań na raz, a na żadne nie znałam odpowiedzi.
Byłam jak to można powiedzieć, jednym kłębkiem nerwów. Miranda, która odwiedzała mnie praktycznie codziennie, sprawdzając czy ze mną wszystko w porządku, ciągle powtarzała, że nie mogę się zbytnio dużo stresować, ponieważ to szkodzi mojej córce. Owszem, miała trochę racji. Za mocno się wszystkim stresowałam. Pracą w firmie taty w której byłam zatrudniona jako jego asystentka od ponad dwóch miesięcy, domem, dzieckiem, a także tym, że przez cały ten czas bezskutecznie starałam się porozmawiać z Chrisem, który jeszcze ani razu od tamtej sytuacji się do mnie nie odezwał. Walczyłam o niego, ponieważ był moim przyjacielem. Nie miałam zamiaru go stracić, jednak on widocznie chciał stracić mnie. Bolało mnie to jak się zachowuje. Byłam nawet u niego w domu i co tam zastałam to jedyne puste mieszkanie. Wyjechał. Przyjaciółka powiedziała mi, że prawdopodobnie do Nowego Jorku. Ale czyżby naprawdę to zrobił? Czyżby serio mu na mnie nie zależało? Wiedziałam, że cokolwiek zrobię i tak mi się nie uda. Byłam w szóstym miesiącu ciąży, musiałam na siebie przede wszystkim uważać.
Spojrzałam na zegarek na ścianie, orientując się, że dochodzi siódma rano. Powoli podniosłam się z łóżka, sięgając za chwilę po szlafrok, który leżał na fotelu. Jednak zanim go założyłam, przejrzałam się w lustrze. Uniosłam bluzkę nocną do góry by móc ujrzeć swój brzuch. Mój brat ciągle śmieje się, że wygląda on jak średnia piłka. Tu jednak muszę się z nim zgodzić.
Założyłam na siebie szlafrok i wyszłam z pokoju z zamiarem wstawienia wody na herbatę. Kiedy tylko to zrobiłam, usłyszałam charakterystyczny dźwięk przekręcającego się klucza w drzwiach, po czym lekki trzask.
- W kuchni - powiadomiłam.
- O tu jesteście - uśmiechnęła się do mnie, mając na myśli mnie i moją córkę - Zrobiłam ci zakupy, oczywiście kupiłam też produkty zalecane przez twojego doktora.
- Dziękuję. Ostatnio nie mam do niczego głowy. Ojciec złości się na mnie, że od jakiegoś czasu nie pracuję tak jak powinnam i jeszcze Chris. Kompletnie się o niego martwię.
- Och, nie przejmuj się, nie zadręczaj i nie stresuj, bo już ci to mówiłam, że to może zaszkodzić dziecku. Co do Chrisa, powinnaś sobie odpuścić. Jest odpowiedzialny, wie co robi.
- Ale to przeze mnie wyjechał.
- Zrobił to, bo jest głupi. Nazywam takich ludzi po prostu tchórzami. Zacznij wreszcie żyć sobą, a nie kimś innym. Jeśli on nie interesuje się nami to czemu my miałybyśmy interesować się nim?
- Wiesz dobrze jaka jestem, nie potrafię od tak przestać się kimś martwić.
- Tak wiem, ale też znam inną stronę ciebie. Tą bardziej odważniejszą - puściła mi oczko - Oj uśmiechnij się no!
- Nie mam dzisiaj nawet powodów.
- Vanessa - upomniała mnie - Co jest?
- Miałam koszmar z Harrym.
- Och boże, znowu? - jęknęła.
- Tak, ale on był inny niż wcześniejsze.
- W czym był niby inny?
- W tym, Harry był martwy - odrzekłam.
- To tylko koszmary, każdym ludziom się zdarzają. Nie powinnaś panikować.
- Ależ ja nie panikuję!
- Spójrz na mnie - stanęła naprzeciwko mnie, łapiąc moje dłonie w swoje - Znam dobrze waszą historię. Kochałaś go, on kochał ciebie. Jeden zawalił, drugi ucierpiał. Znam cię nie od teraz, wiem co do niego czujesz. Tęsknisz za nim i mnie akurat tutaj nie okłamiesz. Ja wiem swoje. Trudno jest zapomnieć o osobie, która była dla ciebie tak ważna, szczególnie w twojej sytuacji. Ale nie możesz zadręczać się nią. Harry wiedzie sobie nowe życie, gdziekolwiek on jest, mając wszystko dookoła gdzieś, a ty nawet nie potrafisz zebrać się w garść, dziewczyno. Przestań zadręczać się nim i innymi głupotami, które latają po twojej głowie i zacznij robić to co chcesz. Weź Jonathana na przykład do kina. Dawno nie spędzaliście ze sobą tak czasu, więc czas to zmienić.
- Nie wiem co ja bym bez ciebie zrobiła - przytuliłam brunetkę do siebie, na co oddała uściska.
- Bądź po prostu dzielna - szepnęła co spowodowało, że lekko się uśmiechnęłam. Nagle za plecami przyjaciółmi pojawił się Zayn.
- Chyba przyszłem nie w porę, przeszkadzając moim dwóm ulubionym kobietom - uniósł kąciki swoich ust, przyglądając się nam.
- Och, nie skądże - odezwała się Miranda, odwracając w kierunku mulata - My tylko poważnie o czymś rozmawialiśmy.
- Ok, przecież nie wypytuję - zaśmiał się - To co kochanie? Gotowa na wspólny wypad do domku letniskowego? - czy wspominałam, że Zayn i Miranda są razem? Wciąż nie mogłam w to uwierzyć, że tą dwójke jednak coś połączyło. Miłość całkowicie odmieniła ich dwoje. To wspaniałe patrzeć jak cieszą się sobą. Są naprawdę szczęśliwi.
- Oczywiście. Vanessa potrzebujesz jeszcze czegoś? - spytała dziewczyna.
- Nie, dziękuję za pomoc z tymi zakupami. Nie chcę już zabierać wam czasu. Jedźcie i bawcie się dobrze. A! I ostrożnie proszę! - poinformowałam z głupim uśmieszkiem na twarzy na co oboje się zaśmiali.
- Do zobaczenia - odpowiedziała Miranda, po czym wyszła przed dom.
- Świetnie wyglądasz - Zayn podszedł do mnie i ucałował w czoło - Dzwoń do mnie lub do chłopaków jeśli coś by się działo.
- Jasne, a teraz idź już, bo twoja ukochana się wkurzy - powiedziałam, na co chłopak ostatni raz żegnając się ze mną, opuścił mieszkanie.
*Perspektywa Thomasa*
Przez jebane dwa miesiące starałem się znaleźć Stylesa, po którym ślad zaginął odkąd ostatni raz go widziałem. Po kilku dziesięciu próbach, udało mi się go wreszcie znaleźć. Był w Miami. W mieście do którego nie sądziłem, że się przeprowadzi. Byłem mega wkurwiony, ponieważ nie miałem dobrego planu by móc go dorwać.
- Masz coś? - spytałem, podchodząc do Ryana, który ciągle majstrował przy komputerach.
- Właściwie to nie. Wiemy tylko, że przebywa w Miami i na tym tyle.
- Postaraj się namierzyć dokładnie jego lokalizację.
- Thomas to nie takie łatwe - poinformował.
- Powiedziałem postaraj się.
- Nie mamy takich sprzętów jak ci chuje z FBI, więc nie licz, że znajdę coś więcej.
- Kurwa - zakląłem - Nie mamy nawet żadnych planów.
- Dzwoniłeś do Bragi? No wiesz, do tego któremu kiedyś zleciłeś zabicie Stylesa? Przez niego trafił do szpitala, pamiętasz?
- Ten idiota już od dawna jest martwy.
- Skąd to wiesz?
- No przecież dzwoniłem do jego kumpli. Zajebali go, bo przemycił kilka tysięcy za ich plecami.
- To się nie dziwię, że tak skończył - prychnął, odwracając się w stronę monitorów - Ej, a gdzie w ogóle jest Rebecca?
- Myślisz, że ja kurwa wiem?
- Powinieneś - odparł.
- Znasz takie laski jak ona, więc co ja będę tu mówił - odpowiedziałem, przeładowując swoją broń - Upewnij się, że masz zapasowe magazynki. Nie mam zamiaru brać drugiego pistoletu.
- Wychodzimy gdzieś? - spojrzał na mnie lekko zaskoczony.
- Nie, tylko tak mówię.
- Mamy więcej w torbie jeśli potrzebujesz.
- Trzymaj je, mam jeszcze swoje - wstałem z kanapy, wyciągając z mojej walizki, dwa pistolety do przeładowania - Hej, wiesz co? Chyba wpadłem na doskonały plan. Dzwoń po Rebecce, mam dla niej zadanie.
*Perspektywa Harry'ego*
Dużo się zmieniło przez trzy miesiące odkąd jestem w Miami. Udało mi przez ten czas znaleźć dość duży dom oraz kupić porządny samochód, którym przemieszczam się po mieście prawie codziennie. Na razie nie udało mi się znaleźć jakiejś pracy, ale rozmawiałem z Liamem, który obiecał mi znaleźć pracę w swojej branży. Mój przyjaciel jest dobrym biznesmenem, więc z takimi sprawami na pewno nie będzie miał zbytnio problemów.
Udałem się do hotelu, gdzie znajduje się jedna z najlepszych restauracji w Miami. Zazwyczaj moje pieniądze wydawałem na głupoty, ale cóż raz się żyje. Nie miałem zamiaru zbytnio oszczędzać. Przyjechałem tu by zaznać prawdziwego życia, a nie patrzeć w banknot jak w najważniejszą rzecz na świecie. Kiedy kelner wskazał mi stolik, od razu zająłem swoje miejsce. Siedziałem przy wielkim oknie z widokiem na oświetlone wieżowce. Zamówiłem drinka, za którym ciągnęły się kolejne. Czy byłem tutaj tylko ze względu na to, że chciałem zatopić smutki w alkoholu? Ktoś, kto mnie zna powiedziałby teraz, że niby czemu miałbym, prawda? Czy naprawdę miałem powód by to robić? Cóż, niestety tak. Dzwoniłem z rana do Nialla, wplątując w naszą rozmowę Vanessę. Chciałem chociaż trochę wiedzieć co u niej. Przyjaciel powiedział mi, że ma się dobrze. Niedawno kupiła dom i zaczęła pracować. Tylko tyle o niej wspomniał.
Bolało mnie to, że tak szybko potrafiła o mnie zapomnieć. Że zapomniała o tym, jaki byłem dla niej ważny. Zaczyna żyć tak jak każdy z nas powinien, ale czemu ja jeszcze nie potrafię tak bardzo się do tego przyzwyczaić? Dlaczego ciężko mi bez niej? Wciąż próbuję starać się o niej nie myśleć, ale to w moim przypadku jest kompletnie niemożliwe. Nie chcę już dłużej kłamać, że jest mi dobrze. Kocham ją. Pragnę by móc zasnąć przy jej ciele, wsłuchiwać się w jej spokojny ton głosu i móc patrzeć w jej oczy, które za każdym razem potrafiły mnie zahipnotyzować. Czemu ona jest dla mnie tak doskonała? Czemu właśnie ona? Ja nigdy w życiu nie sądziłem, że będę tak zakochany. Kto by pomyślał, prawda? Ja? Zakochany? Kilka lat temu, znajomi by mnie wyśmiali w tej kwestii.
Zamówiłem kolejnego drinka, nie licząc ile wypiłem wcześniejszych. Nie czułem się pijany, wręcz przeciwnie. Byłem trzeźwy, zdecydowanie trzeźwy. W chwili gdy chciałem zawołać kelnera by przyniósł mi jeszcze jedną szklankę z alkoholem, przez drzwi restauracji weszła znajoma mi blondynka, która gdy tylko mnie zauważyła, ruszyła w moją stronę.
- Kogo moje oczy mają okazję widzieć - elegancko ubrana kobieta, uśmiechnęła się do mnie, powodując, że momentalnie oprzytomniałem - Harry Styles we własnej osobie.
- Roksana? Co robisz w Miami?
- Postanowiłam trochę odpocząć od swoich obowiązków w Los Angeles, więc przyleciałam tutaj. Podobno to miasto oferuje stu procentowy relaks - zaśmiała się, siadając na przeciwko mnie - A ty, widzę nie próżnujesz.
- Piję okazyjnie, ale cóż nadszedł taki dzień w który mam ochotę coś wypić - odpowiedziałem - Wiesz, zaskoczyłaś mnie trochę swoją obecnością tutaj. Nie spodziewałem się, że się jeszcze kiedykolwiek spotkamy. Myślałem, że po tym co się stało w moim domu, no wiesz, nie będziesz chciała ze mną rozmawiać. Pewnie myślałaś, że to wszystko przez ciebie i
- Nie musisz się spowiadać. Rozumiem. To co się stało, nie powinno się wydarzyć. Twoja dziewczyna poczuła się na pewno źle, gdy nas razem zobaczyła. Zrobiło mi się tylko trochę głupio, bo to jednak była wina nas obojgu.
- Eh, było minęło. Nie ma już do czego wracać. - odrzekłem - Masz ochotę na drinka?
- Zapomniałam pieniędzy z pokoju.
- Mogę ci postawić. To żaden problem.
- Dzięki. Mają tutaj w ogóle martini?
- Muszą mieć. To w końcu pięciogwiazdkowy hotel - prychnąłem śmiechem i ruszyłem by zamówić kolejną kolejkę.
~*~
Dochodziła północ przez co mały ruch zrobił się na ulicach miasta. Razem z moją koleżanką opuściliśmy restaurację ze względu na to, że musieli już zamykać. Nie rozumiałem tylko dlaczego, przecież powinni być otwarci do dwudziestej czwartej, ale nawet nie miałem ochoty robić im awantury.
- Odprowadzisz mnie do pokoju? Oddam ci pieniądze za te drinki. - poinformowała Roksana, kładąc dłoń na moim ramieniu.
- Jasne, chodźmy.
Weszliśmy do windy, wciskając odpowiedni numerek. Gdy znaleźliśmy się na danym piętrze, podążyłem za dziewczyną. Miała na sobie czarną, opinającą sukienkę oraz szpilki w tym samym kolorze. Nie wiem dlaczego tak bardzo lubiłem ten kolor, a zwłaszcza na kobietach.
Blondynka zapaliła światło, rozświetlając pomieszczenie. Przyznam, że jej apartament prezentował się naprawdę dobrze, nawet lepiej niż myślałem.
- Ile jestem ci winna?
- Dwadzieścia dolarów. - odparłem.
- Tylko tyle? Jestem pewna, że wydałeś o wiele więcej.
- Reszta jest na mój koszt. Potraktuj to jako podziękowanie za dobry spędzony wieczór.
- Niech ci będzie. - uniosła kąciki ust, przyglądając się mi. Sięgnęła po torebkę z wieszaka, po czym wyciągnęła portfel ze skóry węża. Łatwo było poznać - Trzymaj - próbowała podejść do mnie, podając mi charakterystyczne amerykańskie banknoty, ale nieoczekiwanie obcas od jej prawej szpilki, złamał się przez co wpadła na mnie, powodując, że uderzyłem plecami o ścianę. - Szlag, pieprzony obcas. - zaklęła, ściągając ze stóp swoją parę szpilek - Przepraszam - powiedziała, odwracając swój wzrok na mnie. Nagle nasze spojrzenia spotkały się ze sobą. Mój oddech zaczął przyśpieszać przez co blondynka od razu to wyczuła. Przybliżyła się bliżej mnie, palcem przejeżdżając po mojej klatce piersiowej. Poczułem jak mój przyjaciel próbował stanąć na baczność, jednak moje jeansowe spodnie trochę mu to uniemożliwiały. Kurwa. Dreszcz przeszedł przez całe moje ciało, kiedy dziewczyna zjechała swoim palcem do moich bioder. Ponownie na mnie spojrzała, a ja wtedy zrozumiałem o co jej chodzi. Chciałem zaprotestować wszystkim czynom, ale gdy poczułem jej ciepłe usta, pomalowane czerwoną szminką, na swoich, poddałem się. Niech się dzieje co chce.
Od autorki: Hej, hej no to mamy numerek 78 z którego jestem mega dumna. Dzisiaj jednak nie mam powodu by się zbytnio rozpisywać, więc cóż, mam nadzieję, że rozdział wam się podobał.
Tak jak zauważyliście, pojawiło się tutaj imię "Roksana". Pewnie każdy z was myśli sobie teraz, hej, kto to jest, prawda? Cóż, pozwólcie zresztą, że wyjaśnię. Roksana to tak na prawdę Rebecca. Używa tego imienia po to, by nie wzbudzić jakichkolwiek podejrzeń na przyszłość. A więc, pamiętajcie! :D
Cóż to chyba tyle co mam do powiedzenia.
Do zobaczenia wkrótce :) x
Czekam na next;* ����/Natalia
OdpowiedzUsuńHarry może się opamięta wreszcie, bo to pułapka pewnie będzie xD
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńNiech do niczego nie dojdzie niech on Sie opamięta i na kolanach błagać o wybaczenie do vanessy (lub w jakis inny sposób )
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz rozdział ?? Czekamy..
OdpowiedzUsuńKiedy next
OdpowiedzUsuńKocham
OdpowiedzUsuńI Harry znów wszystko zepsuje ;-;
OdpowiedzUsuńJejku, uwielbiam te opowiadanie , jest genialne :) Naprawdę jestem pod ogromnym wrażeniem ile pracy w nie wkładasz :) Masz talent :) Bardzo, ale to bardzo mi się ta historia spodobała :) Jestem nią oczarowana :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny :)
Jade