*Perspektywa Harry'ego*
Móc zapomnieć o moich nieumyślnych błędach i żyć tak, jak naprawdę powinienem. Jednak łatwo się mówi, a trudno robi. To nie jest tak, że powiesz sobie "chcę to, chcę tamto" i już od razu będziesz to miał. Czasami na drodze po prostu się gubisz, skręcasz w jakąś nieznaną uliczkę, myśląc, że to ta odpowiednia. Na tym to wszystko polega. W taki sposób każdy z nas popełnia błędy. Kochałem to co właśnie robię, ale nie oszukując się, zaczęło mi brakować dużo rzeczy, które pozostawiłem w Los Angeles. A mianowicie przyjaciół. Niall, Zayn, Louis, Liam oraz nawet Ashton są dla mnie jak bracia, których nigdy nie miałem.
A co do Vanessy? Wraz z nowym miesiącem, tęsknota za nią, malała. Nie myślałem o niej i o tym co się pomiędzy nami stało. Mój mózg wpoił już sobie, że wszystko co było związane z naszą dwójką, jest już skończone. Jednak pomimo tego, że z czasem mniej o niej myślę, wciąż mam ją w sercu. Jako tą jedyną osobę, którą tak mocno kiedyś kochałem. Serce nigdy nie zapomina takich uczuć. Bynajmniej nie chce. Uczę się życia bez niej, ale tęsknota za nią nigdy nie zniknie. Czy będę mógł jeszcze kiedykolwiek mieć okazję, by spojrzeć jej chociaż w oczy?
Z Nissanem, którego zlecił mi Jasper, męczyłem się już ponad tydzień. Nigdy nic nie miałem do japońskich samochodów, ale jednak europejskie maszyny przebijają wszystkie te azjatyckie oraz amerykańskie marki. Wstałem na nogi, podchodząc do stołka, gdzie miałem rozłożone wszystkie potrzebne mi narzędzia. Jednak za nim cokolwiek wziąłem, poczułem mocny uderzenie w głowę, po czym moje oczy zaczęły powolnie opadać, powodując natychmiastową ciemność. Mięśnie momentalnie odmówiły wszystkiego.
*Perspektywa Jaspera*
Wraz z Blake'm, miałem zamiar podjechać do warsztatu Stylesa by dowiedzieć się jak idą prace nad moim Nissanem Skyline R34 GT-R. Hazz był jednym z najlepszych mechaników samochodowych jakich dotąd miałem. Widać było, że dobrze się na tym wszystkim znał. Każdy jego samochód, który testowałem był dopracowany tak jak powinien. Nigdy jeszcze nie powiedziałem mu, że coś jest nie tak z czymś.
Skręcając w odpowiednią uliczkę, zatrzymałem się parę metrów od budynku. W momencie kiedy chciałem wraz z Blake'm wyjść z pojazdu, ujrzeliśmy jak dwoje mężczyzn wynoszą nieprzytomnego Harry'ego by móc go za chwilę władować do tylnego bagażnika, czarnego Dodge Chargersa. Niestety nie miałem okazji, widzieć ich twarzy ze względu na to, że byli do mnie odwróceni plecami.
- Jasper przecież to Styles - powiedział lekko przestraszony Blake, wskazując na sytuację przed nami. - On jest nieprzytomny, cholera!
- Zamknij się, nie mogą nas usłyszeć debilu - przeczesałem włosy do tyłu ze zdenerwowania - Chyba kurwa widzę, głupi nie jestem.
- To co robimy? Chyba nie pozwolimy im go zabrać - panikował jak jeszcze nigdy wcześniej.
- Musimy ich śledzić.
- Zwariowałeś?
- A mamy inne wyjście? - jęknąłem i przy okazji skrzywiłem się na widok tej dwójki przed nami.
- Skąd wiesz czy nie zrobią nam krzywdy?
- Chcesz uratować Stylesa czy nie do jasnej cholery?
- Nie chcę trafić za kratki - miał normalnie tak załamany głos, że myślałem, że się koleś zaraz rozpłacze.
- A kto powiedział, że trafisz?
- Oni mają broń, nie widzisz? Nie mamy szans - szybko sięgnąłem po swoją torbę, która była za moim siedzeniem, po czym podałem Blake'owi - Co to?
- Sprawdź, a potem stwierdzaj, że nie mamy szans.
- Jesteś pojebany - otworzył torbę, dokładnie przeglądając każdy pistolet - Skąd ty masz tą broń?
- Zawsze nie wiesz co się wydarzy - odpaliłem samochód, gdy tylko czarny Dodge został odpalony i ruszył w stronę głównej drogi.
- Jesteś pewien, że chcesz to zrobić?
- A mam pozwolić by Stylesowi coś się stało? - odpowiedziałem na co mój przyjaciel od razu przymilkł.
~*~
W momencie, kiedy pojazd za którym jechaliśmy przez całą autostradę, przejechał przez bramę, która chroniła stary nieznany mi budynek, zatrzymałem swojego czterokołwca.
- Co ty robisz? - spytał niepewnie.
- Wychodzę. Daj mi broń.
- Jasper posłuchaj. To nie rozsądne tak ryzykować - zatrzymał mnie, zanim otworzyłem drzwi.
- Nie rozsądne będzie to jeśli nie sprowadzę Harry'ego z powrotem.
- Może ci się coś stać.
- Zaryzykuję tak jak to robię na wyścigach.
- To co innego, Jasper. Nie rozumiesz tego? Nie znasz tych ludzi. Nie wiesz co chcą zrobić Stylesowi. Oni mają broń, człowieku, a ty masz jedynie, ten mały chujowi rewolwer.
- Lepiej mieć ten pistolet niż nic nie mieć. A teraz dasz mi go czy nie?
- Jasper - upomniał mnie.
- Daj go - rozkazałem na co po chwili zawahania, podał mi narzędzie - Jeśli nie wrócę, wezwij gliny. A jak mi się uda to ci napiszę kiedy masz je wezwać.
Rozglądnąłem się po okolicy, sprawdzając czy nikt nie zobaczy mojego pojazdu z takiego miejsca gdzie go zaparkowałem. Podbiegłem do muru, który ogradzał kilkumetrową budowlę i przeładowałem swój pistolet. Nie miałem w życiu dużej styczności z bronią, dlatego nie miałem także dobrych zdolności, posługiwania się takim sprzętem. Jednak wiedziałem, że muszę zaryzykować dla przyjaciela. Znałem Harry'ego jedynie kilka miesięcy, ale zacząłem uważać go za brata. Bo dla mnie to on tak naprawdę jakby nim był, dlatego nie mogłem pozwolić by coś mu się złego stało. Nie wybaczyłbym sobie tego.
Kiedy udało mi się przejść przez nie wysoki mur, zacząłem rozglądać się po drodze czy nikt przypadkiem nie ma zamiaru mnie zatrzymać. Musiałem być naprawdę ostrożny. Cicho otwierając dzwi od budynku, ujrzałem schody, a za chwilę do moich uszu dobiegła głośna rozmowa, dochodzącą z samej góry.
- Jesteś pierdolnięty! Zrobiłeś to samo ze Stylesem co ze mną by tylko mnie tu przywieść! - wrzasnął jakiś koleś.
- To jest ten dzień w którym spełnisz wreszcie moją obietnicę. Zabijesz go.
- Thomas - wypowiedział imię, sprawiło, że się przez chwilę zawahałem. Bardzo dobrze je pamiętałem - Nie zrobię tego. Nie każ mi tego robić.
- Chcesz mi kurwa powiedzieć, że zmarnowałem tyle miesięcy, dając spokój Vanessie tylko i wyłącznie na marne?
- Wiem, że umawialiśmy się inaczej, ale ja po prostu nie potrafię tego zrobić.
- Chuj mnie to obchodzi. Zrobisz to albo cię zmuszę.
W momencie gdy doszedłem na najwyższe piętro, szybko wyciągnąłem telefon by móc napisać wiadomość do Blake'a. Kazałem mu od razu zadzwonić na policję. Będą mi tu oni potrzebni.
- Kiedy Styles się obudzi, zabijesz go - powiedział, a ja od razu wyjrzałem by móc zobaczyć co się dzieje w danym pokoju. Byli tam oni, dwójka dobrze zbudowanych mężczyzn oraz nieprzytomny, związany Harry na krześle. Jeden z nich miał blond włosy, podobne do moich. Z twarzy wydawał mi się bardzo znajomy, jakbym już go gdzieś kiedyś widział. Drugi zaś był krótko ścięty, a na jego twarzy widać było pełno strachu. Jedno pytanie tylko ciągle przeplatało się w moich myślach. Co zrobił Harry, że go porwali? Przecież z braku powodu by tego nie zrobili.
- Kogo ja widzę - śmiech Harry'ego rozbrzmiał w pokoju, a ja natychmiast zdałem sobie sprawę, że mój przyjaciel oprzytomniał - Nie wierzę, że to wy dwoje. Razem. Przeciwko mnie. Kiedy się spiknęliście?
- Spójrz kto się obudził - chłopak z lśniącymi naturalnymi blond włosami odwrócił się do swojego wspólnika, po czym wrócił wzrokiem na ofiarę - Witaj przyjacielu. Wraz z zmieniającymi się miesiącami, także zmieniają się ludzie, nie uważasz? - jak z bata strzelił, rozpoznałem głos sprawcy, więc nie musiałem się już domyślać kim jest mężczyzna, który porwał mojego kumpla - Minęło mnóstwo miesięcy odkąd cię ostatnio widziałem, ale uwierz mi, że cały czas miałem cię na oku.
- Tak myślałem, więc nie musisz się fatygować by mi to wyjaśniać. Mógłbyś jedynie mi powiedzieć o co chodzi pomiędzy wami? Wciągnąłeś w to Chrisa? Jaki jest układ?
- Wiesz, od paru miesięcy Chris pomaga mi w dopadnięciu ciebie. Z racji tego, że jest przyjacielem twojej wielkiej miłości, wtajemniczyłem go w swój plan, a jemu najwidoczniej się on spodobał. On chce twojej śmierci tak samo jak ja.
- Wmieszałeś Vanessę w ten plan!? - Harry podniósł głos w stronę chłopaka po którym było widać, że boi się konsekwencji - Mówię do ciebie chuju!
- Ona nie jest w to zamieszana - odpowiedział, trochę się jękając.
- Jaki jest twój układ z Thomasem? - zapadła chwilowa cisza - No jaki kurwa!? - usłyszałem jak Styles próbuje wyszarpać się z lin, które przytrzymują go na krześle.
- Muszę cię zabić, inaczej Thomas zabije Vanessę. Robię to, bo chce ją chronić.
- Zabijesz mnie tylko i wyłącznie dlatego, że Thomas ci czymś takim zagroził? - mój przyjaciel prychnął na słowa swojego przeciwnika.
- Na moim miejscu zrobiłbyś to samo by ją ochronić.
- Tak czy siak, wasze gadanie tu nic nie zmieni - oznajmił ten z groźniejszym wyrazem twarzy - I tak on cię zabije. Jeśli nie, to zabije pierw go, potem ciebie, a na końcu Vanessę. Myślę, że sprawiedliwie.
- Od zawsze tak manipulowałeś ludźmi! Mieszałeś w swoje sprawy niewinnych ludzi!
- Styles, znasz mnie przecież - uśmiał się blondyn, tak przerażająco, że aż się sam wzdrygnąłem.
- Znam także twoje słabości.
- Nie mam słabości - warknął - W przeciwieństwie do ciebie, nie mam nikogo na kim by mi zależało.
- A rodzinę? Nie masz rodziny?
- Miałem ją, zanim zabiłeś Maddie - to co usłyszałem, wstrząsnęło mną, jak huragan ziemią. Wtedy dotarło do mnie coś ważnego. Nie zdawałem sobie sprawy, że w tym pomieszczeniu, może być ktoś tak bardzo bliski dla mnie - Nie ma sensu rozmawiać o tym czego już nie ma. Przechodźmy do sedna i kończmy to wszystko. Zabij go, Chris. W końcu nadszedł jego czas.
- Nikt tu nikogo nie będzie zabijał - wyszedłem z ukrycia, wycelowując broń w odpowiednią osobę, która gdy tylko mnie zauważyła, zesztywniała.
- To niemożliwe - powiedział z zaskoczeniem, przejeżdżając po mnie wzrokiem - Twój tatuaż - wskazał na swoją szyję, pokazując mi, że oboje mamy identyczne znamię - Jasper.
- Dużo lat minęło odkąd ostatni raz mogliśmy spojrzeć sobie w oczy jak rodzeństwo, co nie braciszku?
- Jakim cudem ty tu jesteś? - zauważyłem jak mężczyźnie, mający te same geny i krew co ja, podnosi się ciśnienie.
- Jakim cudem miałeś czelność odejść od rodziny? - mówiłem z odwagą, która jeszcze nigdy nie była aż tak silna.
- Myślałem, że nie żyjesz.
- Kto ci takich bzdur nagadał? Twoi wielcy przyjaciele? Odeszłeś ze względu na to, że powiedzieli ci, że każdy członek twojej rodziny nie żyje?! Jak mogłeś w to w ogóle uwierzyć!?
- Co tu się właśnie odpierdala!? Jasper, jesteś bratem Thomasa? Powiedz, że to żart - przemówił Styles z ogromnym zaskoczeniem.
- Jak widać, nie jest to żart.
- Nigdy nie wiedziałem, że oprócz siostry, miałeś jeszcze brata - zwrócił się do swojego oniemiałego wroga.
- Dość kurwa! Myślisz, że nagłe pojawienie się mojego brata, zmusi mnie do tego by pozostawić cię przy życiu?! Strzelaj kurwa Chris! - nakazał Thomas.
- Zmieniłeś się - przemówiłem - Skąd w tobie tyle złości?
- Dawnego mnie już nie ma, odkąd Styles zabił naszą siostrę. Pamiętasz ją w ogóle jeszcze? Robię to dla niej. Dla Maddie. Zabijam jej morderce. Człowieka, który za jej śmierć już dawno powinien zgnić w pudle!
- Nie sądziłem, że mój przyjaciel będzie odpowiedzialny za śmierć mojej siostry - odrzekłem na serio łamiącym się głosem. Harry, który ledwo co próbował zajarzyć co się tu właśnie dzieje, przejeżdżał niepewnie wzrokiem po każdej osobie znajdującej się w pomieszczeniu.
- Skąd miałem wiedzieć, że znam brata, człowieka, który będzie próbował mnie zabić i że będzie on także bratem dziewczyny, którą nieumyślnie zabiłem?
- Nie mogę uwierzyć w to, że wszystkie sprawy z przeszłości wychodzą na jaw w takim momencie - poczułem jak powoli okropny ból wkrada się do moejj głowy - Nie przypuszczałem też, że kiedykolwiek spotkam swojego brata w takiej postaci i poznam zabójce mojej siostry.
- Wasze pierdolenie mnie nudzi - westchnął Thomas - Co za uczucia. Przykro mi, ale utrudniacie mi zrealizowanie swojego planu, więc pozwólcie, że go skończę. Chris strzelaj.
- Nie rób tego! - krzyknąłem, celując do wspólnika mojego brata - Zabiję cię, jeśli to zrobisz.
- Bronisz go? Bronisz zabójce Maddie? Straciłeś rozum Jasper.
- To ty go kurwa straciłeś! To ty bawisz się w to gówno! Co się z tobą stało? Nigdy sobie nie wyobrażałem, że wpadniesz w takie rzeczy. Co ci odbiło? Ty nie byłeś taki!
- Nie lituj się, że coś we mnie zmienisz. Skończyło się wieczne bycie mięczakiem. Nasza siostra straciła życie tak bez żadnego powodu.
- Bez powodu? Była dziwką! - wyrwał Harry, a Thomas ze zdenerwowania aż wymierzył mu cios w twarz z otwartej dłoni.
- Jak śmiesz tak o niej mówić! - blondyn był naprawdę mocno wkurzony.
- Nie miałeś nawet pojęcia co robiła w dni, kiedy ty wychodziłeś z kumplami na piwo! Nie miałeś pojęcia, że pracowała jako striptizerka pod wpływem narkotyków. Faceci ją wykorzystywali, a ona ich.
- Skąd to wiesz? - odezwałem się, obserwując z szokiem mojego przyjaciela.
- Chciała mnie przelecieć tej nocy w którą ją zabiłem - tłumaczył się - Okradła mnie też kilka razy w klubie do którego dość często chodziłem.
- To nie zmieniało faktu, że musiałeś ją kurwa zabić! - wrzasnął Thomas.
- Uwierz mi, gdybym teraz mógł cofnąć czas to nie zrobiłbym jej tego, ale byłem młody i głupi.
- Nic cię Styles nie usprawiedliwi i nic nie zmieni sytuacji w jakiej się właśnie znajdujesz. Umrzesz tak samo jak moja siostra. Chris zrób to! - facet nie okazywał litości nad swoim wrogiem.
- Proszę nie - powiedziałem na co brunet z dość dużym rewolwerem stanął sztywno.
- Powiedziałem zrób to - nakazał mu mój brat.
- Nie możesz go zabić. Nie zasłużył na to.
- A może ciebie powinien zabić? - blondyn spojrzał mi w oczy swoim spojrzeniem pełnym nieopanowanego gniewu.
- Czemu chcesz zabić mnie? Zabić własne jedyne rodzeństwo, które ci pozostało?
- Bo ty we mnie celujesz bronią? - bronił swojego zdania - Nie chcę mieć rodziny, nie potrzebuję jej.
- Chris rzuć broń - nakazałem chłopakowi, gdy ten wymierzał w Harry'ego pistoletem.
- Strzel! Teraz!
- Nie! Policja już jedzie, więc radzę wam tego nie robić, jeśli nie chcecie mieć poważnych konsekwencji.
- Zadzwoniłeś na policję? - zapytał z niepokojem przestraszony wspólnik Thomasa.
- Tak. Jeśli nie rzucisz broni, będziesz siedział w pace, nawet za to, że tylko ją trzymałeś.
- Pierdoli jak potłuczony - skomentował mój popierdolony brat - Strzel albo ja strzelę w ciebie - Thomas wycelował w tego Chrisa.
- Dobra zrobię to - odpowiedział mu, po czym spojrzał na mnie - Masz rację. Styles zasługuje na śmierć. Zabił twoją siostrę oraz robił wszystko by tylko oddalić mnie od kobiety, którą kocham. Wyrządziłeś jej tyle krzywd skurwysynie, że aż mnie ciekawi, dlaczego jeszcze nie gryzie cię za to sumienie.
- Chris, wiem, że mnie nienawidzisz, ale nie powinieneś mnie zabijać - Harry próbował ustabilizować tą niekomfortową sytuację - Wiem, że ją skrzywdziłem, ale jeśli mnie zabijesz to jeszcze bardziej ją skrzywdzisz.
- Krzywdzisz ją tylko ty i z minutą, kiedy cię zabiję, pozwoli mi to zbliżyć się do niej. Zapomni o wszystkim co związane było z tobą i rzuci się w moje ramiona.
- Nie odważysz się - brunet przywiązany do krzesła szarpał się z wściekłości - Jesteś jebaną kurwą, która zawsze chce tego na co nawet nie zasługuje!
- Vanessa od zawsze na mnie zasługiwała! Ale ty chuju wpierdoliłeś się w jej życie i wszystko zjebałeś!
- Komedia - Thomas wywrócił oczami.
- Gdyby nie ja, ty zepsułbyś jej życie jeszcze bardziej! Nigdy nie będziesz z nią, bo nie zasługujesz na nią!
- Dość tego! - wkurzony Chris podszedł bliżej Stylesa - Jakieś ostatnie słowa przed śmiercią? Mam nadzieję, że pożegnałeś się już wcześniej z tymi z którymi miałeś się pożegnać.
- Pierdol się - odpowiedział Harry ze złośliwym uśmieszkiem na twarzy co spowodowało, że zagotowało się w chłopaku, który wkurwiony ściskał rewolwer w dłoniach.
- Słyszycie te syreny policyjne? - wtrąciłem się - Jadą po was obojgu, więc jeśli w tej chwili nie rzucisz broni to policja cię do tego zmusi - Thomas się tylko śmiał z boku.
- Nie zabijesz nas, Jasper. Nie zabijesz przede wszystkim swojego własnego brata. Pomimo, że nie widzieliśmy się przez kilka lat to nie znaczy, że cię nie znam.
- Nie żartuję Thomas. Koniec zabawy.
- Zakończę to co dawno powinno być zakończone i pierdolić wszystkie konsekwencje - wspólnik mojego brata ponownie podniósł narzędzie na odpowiednią wysokość, po czym z odległości kilku metrów, wycelował w Stylesa.
- Nie! - wrzasnąłem, wycelowując w Chrisa, ale było już za późno, ponieważ to on jako pierwszy oddał strzał. Dźwięk wystrzału kuli, rozprzestrzenił się po pomieszczeniu powodując, że przywiązany do krzesła Harry, upadł wraz z nim na ziemię. Mój strzał okazał się zaś niecelny przez co trafiłem Chrisa jedynie w ramię na co zawył mocno z bólu. Tak jak wspominałem wcześniej, nie umiałem zbyt dobrze obsługiwać się bronią - Co ty kurwa najlepszego zrobiłeś! - szybko podbiegłem do nieprzytomnego Harry'ego, który leżał w kałuży krwi.
- Musimy spierdalać - poinformował Thomas, podnosząc niezdarnie swojego wspólnika - Gliny zaraz tu będą.
- Jesteś potworem Thomas! - mówiłem totalnie wstrząśniety tym na co mnie było stać w tym momencie - To ty do wszystkiego doprowadziłeś, a teraz spierdalasz? Jesteś zadowolony z tego co zrobiłeś? Jak ty w ogóle możesz być moim bratem? Jesteś podłym skurwysynem! Nie zasługujesz na życie! Nie zasługujesz na nic!
- Nasza siostra zasługiwała na życie bardziej niż ja czy ty, a została potraktowała przez Stylesa w taki sposób w jaki ja to teraz zrobiłem. Nie zrobiłem tego dla siebie tylko dla niej.
- Skąd wiesz, że tego właśnie by chciała?
- Byłem z nią bliżej niż myślisz. Zawsze się o nią troszczyłem, bo była z nas wszystkich najmłodsza. Uważałem, że potrzebuje mnie bym ją chronił. Chciałem by była bezpieczna.
- Zasłużyła na swoją śmierć, ponieważ sama się o nią prosiła - syknąłem.
- Jednak nie myliłem się. Z rodziną najlepiej wychodzi się tylko na zdjęciach. Mam nadzieję, że to był pierwszy i ostatni raz kiedy miałem okazję widzieć twoją mordę, Jasper. Zapomnijmy oboje, że się w ogóle spotkaliśmy. Jeśli jesteś po stronie tego chuja zamiast po stronie swojego własnego brata to nie mamy już o czym mówić.
- Musimy uciekać! Coraz bardziej słychać gliny! - krzyknął Chris, przytrzymując ramię z którego nie udawało mu się zahamować krwi.
- Przemoc nie zawsze rozwiązuje wszystkiego, Thomas! - wrzasnąłem zły.
- Przemoc jest sprawiedliwością. Ona dopadnie cię zawsze - odpowiedział i wraz z Chrisem uciekł z pokoju, zanim przeładowałem swój magazynek z bronią by móc wystrzelić kilka strzał w swojego pojebanego brata.
Schyliłem się nad Harry'm, próbując dowiedzieć się czy jeszcze żyje. Rozwiązałem go z lin i zacząłem próbować zahamować krew swoją bluzą, jednak szło mi to na marne. Nie mogłem go stracić, ale wiedziałem, że było już za późno by móc uratować sytuację.
"Umarł za nią. Chociaż właśnie dla niej tak pragnął żyć"
*Perspektywa Vanessy*
Ósmy miesiąc ciąży właśnie się rozpoczął, a ja nie czułam się gotowa do porodu, który ma się wydarzyć już za równy miesiąc. Bałam się, cholernie stresowałam, że sobie nie poradzę, jednak mając u boku taką przyjaciółkę jak Miranda, uspokajałam się na jej słowa. Wszystko było już gotowe i czekało na moją córeczkę. Z jednej strony nie mogłam się doczekać tego momentu w którym będę mogła wziąć ją na ręce i przytulić do swojego serca.
- Przygotowałam wczoraj dla ciebie tyle pysznych dań byś ty mi tu nie zgłodniała - dziewczyna z pogodnym wyrazem twarzy weszła do kuchni, gdzie na ścianach panował kolor blado szary.
- Wątpię, że ty to wszystko przygotowałaś.
- No dobra. Zayn mi trochę pomagał - uśmiechnęła się na wypowiedzenie jego imienia.
- Uwielbiam gdy się tak uśmiechasz jak o nim mówisz.
- To chyba normalne - uśmiała się, wkładając pojemniki z jedzeniem do lodówki.
- Widać, że oboje jesteście w sobie zakochani. Zayn zwariował z miłości.
- Wiesz, ja nigdy nie sądziłam, że w ogóle połączy nas jakieś uczucie. Na początku, nie zwracałam na niego zbytniej uwagi, ale z czasem gdy zaczął przede wszystkim częściej cię odwiedzać to zaczęło się coś pomiędzy nami robić. To się stało tak nagle - mówiła oczarowana.
- Miłość tak właśnie nas zaskakuje - odrzekłam, zwlekając się z kanapy, która stała w jadalni.
- Gdy wspominasz o miłości to wydaje mi się, że ten temat cię w jakiś sposób boli. Wszystko w porządku?
- Nie mam nawet powodów by cię okłamywać ze względu na to, że ty i tak znasz mnie na tyle dobrze, że wiesz kiedy kłamię - westchnęłam - Mam problem z Chrisem.
- Z Chrisem? Co z nim nie tak? - spytała lekko zaskoczona moją nagłą wypowiedzią.
- Prześladuje mnie i kontroluje. Ostatnio chciałam wyjść z przyjacielem do parku, porozmawiać z nim trochę na świeżym powietrzu i wyobraź sobie, że o mało co nie doszło pomiędzy nimi do sprzeczki gdy tylko Chris się pojawił.
- Jezu, jemu na głowę coś upadło. Nic ci nie zrobił?
- Nie, ale mogłam się przewrócić, jak mnie szarpnął do siebie bym nie szła ze swoim znajomym.
- Chyba powinnam z nim koniecznie porozmawiać. Mógł ci zrobić krzywdę, a co gorsze, zrobić krzywdę dziecku.
- To właśnie wszystko zaczęło się odkąd dowiedział się o dziecku. Najpierw robi mi wielką awanturę, potem wyjeżdża gdzieś na kilka miesięcy, a za chwilę wraca, prosi mnie o przebaczenie, za wszelką cenę starając się być blisko mnie.
- Powinnaś na niego uważać, przede wszystkim, gdy jesteś teraz w ciąży.
- Zaczynam się go bać. Nie znam Chrisa od tej strony charakteru.
- Poradzimy sobie z nim, spokojnie. Tą sprawę da się rozwiązać.
W momencie kiedy chciałam odpowiedzieć brunetce, dzwonek do drzwi, oznajmił nam, że ktoś przyszedł.
- Pójść otworzyć czy ty to zrobisz? - odezwała się z niepewnością.
- Pójdę ja - oznajmiłam, po czym ruszyłam w stronę drzwi by móc je otworzyć. Gdy tylko to zrobiłam, przywitało mnie dwoje funkcjonariuszy policji.
- Dzień dobry. Czy mamy okazję rozmawiać z panią Vanessą McClain? - przemówił mężczyzna, którego dość dobrze kojarzyłam.
- Tak, to ja. W czym mogę panom pomóc?
- Przyszliśmy do pani w sprawie zaginionego ponad jeden i pół roku temu Enrique Ramireza. Jestem sierżant Jones, a to Garelick. Byliśmy u pani już kiedyś, jeszcze w poprzednim domu w którym pani mieszkała.
- Tak, pamiętam. Proszę wejść - uśmiechnęłam się, wskazując policjantom salon.
- Widzę, że dużo się u pani zmieniło odkąd ostatni raz panią odwiedziliśmy. Gratulujemy dziecka.
- Dziękuję.
- Dzień dobry - przywitała się moja przyjaciółka - Miranda Lorence, jestem przyjaciółką Vanessy.
- O miło poznać. Jestem sierżant Jones.
- Garelick - drugi z wielką chęcią podał dłoń brunetce.
- Napiją się panowie czegoś?
- Nie, nie dziękujemy. My tylko tu na chwilkę. Za chwilę musimy uciekać.
- No dobrze, to ja państwa zostawiam. Vanessa jak coś, będę na górze - poinformowała mnie, po czym opuściła pomieszczenie.
- Zaskoczyliście mnie panowie swoją obecnością, ponieważ myślałam, że sprawa z Enrique została zamknięta. Nie dostałam od tamtego dnia, żadnego powiadomienia.
- Owszem została ze względu na brak jakichkolwiek śladów, jednak kilka tygodni została ona wznowiona. Ciało pana Ramireza zostało znalezione w lesie, kilka kilometrów za miastem. Powiadomiliśmy już ojca zaginionego o śmierci syna - powiadomił sierżant Jones.
- O mój boże - przetarłam twarz dłońmi - Czyli to było celowe zabójstwo?
- Prawdopodobnie tak, jednak nie znamy jeszcze sprawcy. Specjalni agenci FBI starali się coś znaleźć, jednak sprawca zbyt dobrze zakrył wszystkie ślady.
- Czy są jakieś szanse na znalezienie go?
- Nie jestem teraz pani tego w stanie powiedzieć, ponieważ naprawdę nie wiemy. Być może tak, być może nie. To zależy od znalezienia jakiegokolwiek śladu.
- Nie mogę uwierzyć, że on nie żyje. Boże, kto by mógł zrobić taką okropną rzecz? Przecież Enrique nie wyglądał na mężczyznę zamieszanego w coś, więc wątpię, że miał w ogóle jakiś wrogów.
- Z tego co wiemy to pani rozmawiała z nim tylko i wyłącznie w pracy, więc to jasne, że nie powiedziałby pani o swoich problemach.
- Ale jestem zdecydowanie pewna, że on ich nie miał.
- Nie wie pani tego - odparł sierżant Garelick.
- Mają panowie rację. Nie znałam go na tyle dobrze by móc stwierdzić takie rzeczy - przyznałam - Czy jest coś w czym mogłabym pomóc?
- Na razie wszyscy, zajmujący się tą sprawą są w kropce. Oprócz ciała pana Enrique, nie mamy nic.
- Czy wiedzą może panowie czy ojciec Enrique będzie robił pogrzeb synowi?
- Nie mieliśmy jeszcze okazji rozmawiać z ojcem zaginionego od znalezienia ciała jego syna ze względu na to, że zajęli się tym inni funkcjonariusze, jednak mogę się dla pani dowiedzieć.
- Byłabym bardzo wdzięczna gdyby mnie pan o tym powiadomił.
- Obiecuję, że powiadomię panią gdy tylko się czegoś dowiem.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
- Dobrze to chyba wszystko co mieliśmy pani do przekazania. Jeśli cokolwiek dowiemy się w sprawie pana Ramireza, zadzwonimy. Przepraszamy za zabranie pani czasu.
- Powinnam panom dziękować, że panowie mnie odwiedzili i powiadomi o tej sprawie.
- To nasza praca - ich kąciki ust uniosły się lekko do góry - Życzymy pani miłego dnia i mamy nadzieję, że będziemy mieli okazję się jeszcze zobaczyć.
- Ja też mam taką nadzieję. Dziękuję, do widzenia - zamknęłam drzwi za policjantami.
Boże Enrique nie żyje. Wciąż nie mogłam w to uwierzyć. Dlaczego ktoś go zabił? Jaki był tego powód?
- Miranda! - krzyknęłam na co po minucie moja przyjaciółka znalazła się przy mnie.
- No i co powiedzieli? - spytała, wychodząc z mojej sypialni.
- Enrique, ten z którym kiedyś pracowałam w kawiarni, nie żyje.
- Boże, jak to?
- Ktoś go zamordował.
- Co się dzieje na tym świecie - brunetka złapała się za głowę.
Po chwili drzwi wejściowe otworzyły się z wielkim hukiem, a do pomieszczenia wpadł zdyszany Louis z wyrazem przerażenia na twarzy.
- Mój boże, chcesz bym zawału dostała? - podniosłam głos na chłopaka - Od czego masz dzwonek!?
- Przepraszamy za tego debila - powiadomił Niall, wchodząc wraz z Zaynem i Liamem.
- Co się stało? Dlaczego wszyscy jesteście zdenerwowani? - spytałam, orientując się, że każdy z nich ma dziwny wyraz twarzy.
- Vanessa przyjechaliśmy ci coś powiedzieć, ale zanim to zrobimy, chcielibyśmy byś zachowała spokój - odrzekł Malik na co Niall usiadł na kanapie, chowając twarz w dłoniach - Louis dowiedział się czegoś ważnego.
- Czego?
- Vanessa na pewno jesteś pewna, że chcesz wiedzieć? - zapytał Liam, równie wystraszony jak pozostali jego kumple - To nie będzie miła wiadomość.
- Powiedźcie mi o co chodzi - nakazałam na co po chwili usłyszałam płacz Nialla. Mój boże, czy on naprawdę właśnie płacze?
- Niall, hej, co jest? Niall spójrz na mnie - blondyn podniósł swoją głowę by móc przenieść swój wzrok na mnie - Co się dzieje?
- Jak ci powiem to zareagujesz tak samo - odparł płaczliwym głosem.
- Czy ktoś z was może mi do jasnej cholery powiedzieć co się dzieje?
- Harry nie żyje - odpowiedział błyskawicznie Louis, próbując zachować powagę by nie uronić ani jednej łzy.
- Co? - wstałam, przenosząc wzrok na każdego z chłopaków - Czy Louis powiedział, że...
- Tak Vanessa to prawda. On nie żyje - Liam odwrócił się do okna, starając się również nie pokazywać swoich łez.
- A-a-ale, to nie możliwe. Zayn powiedz, że to nie prawda- mulat też wyglądał jakby miał zaraz się rozpłakać.
- Przykro mi - posłał mi współczujące spojrzenie.
- Nie. To nie możliwe. Nie. To nie może być prawda. Nie! Nie! - krzyknęłam, czując jak łzy lecą mi po policzkach.
- Vanessa uspokój się. Dobrze wiesz, że nie możesz się zbytnio denerwować - ostrzegła mnie Miranda - Zachowaj spokój.
- Harry żyje! Musi! Jego śmierć to nie prawda! On żyje! - zaczęłam płakać jak szalona. Nagle poczułam ramiona Nialla, które przybliżyły mnie do niego.
- Przykro nam, ale to prawda - powiedział cichym tonem co spowodowało, że nagle poczułam jak nogi się pode mną uginają.
- Vanessa słyszysz mnie!? Vanessa! - moje oczy opadły, powodując całkowitą ciemność. Czułam jedynie przytrzymujące mnie dłonie, a potem już praktycznie nic.
*Perspektywa Zayna*
- Boże Vanessa! Obudź się - płakała moja dziewczyna, próbując przywrócić swoją przyjaciółkę do żywych, szturchając ją by się wybudziła - Musimy jechać z nią do szpitala, natychmiast!
- Jesteś pewna? - spytał Louis.
- A ty głupi? Ona jest w ósmym miesiącu ciąży! Może coś się stać dziecku, jeśli nie zawieziemy jej prosto do szpitala! Ona zemdlała!
- Spokojnie kochanie - próbowałem uspokoić zaniepokojoną brunetkę.
- Zayn proszę, zawieźmy ją do szpitala zanim coś jej się stanie. To niebezpieczne.
- Chłopaki pomóżcie mi ją zanieść do samochodu - poinformował Liam, po czym wraz z Horanem oraz Tomlinsonem zajęli się tym.
- Wszystko będzie dobrze, obiecuję, słyszysz? - złapałem jej w twarz w dłonie.
- Nie Zayn, nie będzie. Takie sytuację są niebezpieczne dla kobiet w ciąży. Może coś jej się stać albo dziecku - powiedziała - Po co w ogóle jej o tym mówiliście!? To nie był nawet odpowiedni na to moment!
- Wiedziałem o tym i dobrze zdawałem sobie z tego sprawę. Mówiłem to już Louis'owi wcześniej, ale on się upierał by powiedzieć jej to teraz.
- Jeśli coś się stanie Vanessie to wy będziecie za to odpowiedzialni.
- Kochanie, Vanessa z tego wyjdzie. Tylko zemdlała.
- Nie powinna w czasie ciąży! Do jasnej cholery, czy ty tego nie rozumiesz!? - wrzasnęła na mnie - Jedźmy już zanim coś się złego wydarzy.
~*~
- Proszę pani! - zawołała Miranda - Proszę mi pomóc!
- Co się stało? - podbiegła jedna z pielęgniarek, która przechodziła akurat obok nas.
- Moja przyjaciółka ponad dziesięć minut temu zemdlała. Ona jest w ciąży - oznajmiła.
- Który miesiąc?
- Ośmy.
- Jak to się stało, że pacjentka zemdlała?
- Niedawno dowiedzieliśmy się, że nasz najlepszy przyjaciel nie żyje. Powiedzieliśmy jej, a ona tak po prostu za chwilę zemdlała. Proszę nam pomóc.
- Proszę się uspokoić. Zaraz przewieziemy pani przyjaciółkę do specjalnej sali, gdzie zajmie się nią odpowiedni lekarz - machnęła ręką w kierunku dwóch pielęgniarek by dać im znać, żeby natychmiast przywiozły wózek by móc przewieść pacjentkę.
- Czy wszystko będzie z nią w porządku? - wtrąciłem.
- To wykażą badania, jednak jeśli pacjentka zemdlała w ósmym miesiącu ciąży, może dojść do poważnych uszkodzeń.
Od autorki: Tak bardzo was przepraszam, że ten rozdział nie pojawił się w poprzednim tygodniu, ale miałam mnóstwo egzaminów, które spowodowały, że musiałam niestety kolejny już raz przełożyć rozdział. Miałam zamiar dodać go w tygodniu, jednak miałam problemy z wejściem na bloga, więc to również jak na złość pokrzyżowało mi moje plany.
No więc, muszę stwierdzić, że jest to już ostatni rozdział, drugiej części tego opowiadania. Mam zamiar kontynuować to opowiadanie wraz z trzecią częścią, jednak muszę wiedzieć, że tego chcecie. Pojawiłaby się ona 2 lipca, czyli dokładnie za dwa tygodnie.
15 Komentarzy = Trzecia Część
To jak? Chcielibyście dowiedzieć się, co się stanie dalej z naszymi bohaterami? Czeka was mnóstwo niespodzianek, jednak czy chcecie je znać to już zależy od was :)
Mam w planach również odświeżyć trochę bloga przed nową częścią. Chodzi mi między innymi o nowy szablon, więc możecie spodziewać się trochę poprawek.
No więc, mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Do zobaczenia x
Hejka:-) No,nowy rozdział jest boski... Jest fantastyczny, jestem nim zachwycona
OdpowiedzUsuńNo,zapomniałam dodać, że naprawdę się ucieszyłam jak weszłam i tu patrze, nowy rozdział :-) Naprawdę jest świetny :-)
UsuńI oczywiście, że ma być 3 seria :-P Jakby by inaczej :-)
Już nie mogę się doczekać :-)
Witam :-) Nowy rozdział jest cudowny :-) Bardzo mi się spodobał :-) Wszystko tam cudownie opisałaś :-) Tylk,na serio Harry nie żyje? Wydaje mi się,że jednak nie :-D A przynajmniej nie chce w to wierzyć... Kurcze, biedna Vanessa... Szczerze, no nieźle to wymyśliłaś... Koniecznie muszą być następne części :-) Już nie mogę się doczekać :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :-)
Inka
Matko,ale jak to Harry nie żyje? Miałam jeszcze nadzieję, że się zejdą:( Ale jestem ciekawa co dalej będzie z Vanessą, więc oczekuję 3 części;)/Natalia
OdpowiedzUsuńPowiedz ze to nieprawda ...😔😔😔😔by to było sfałszowane albo on by sie wybudził w szpitalu albo ze louis ma nie prawdziwe informacje ...proszę.......to tak sie nie moze skończyć proszę 😭😭😭😭😭
OdpowiedzUsuńGood!
OdpowiedzUsuńBaardzo mi się rozdział podobal, natomiast...nie chciałabym żeby Harry umieral.. On musi zyc. Czekamy na kolejne!/Klaudia
OdpowiedzUsuńJak to Harry nie żyje?!? On musi żyć, on musi wrócić do Vanessy, on musi dowiedzieć się o dziecku... :'(
OdpowiedzUsuńi mam nadzieję, że Vanessie i dziecku nic się nie stanie.... czekam na kolejne z niecierpliwością //Ronnie
Pisz pisz my czekamy na ciąg dalszy. Rozdział boski.
OdpowiedzUsuńKocham twoje opowiadanie. Ten rozdział, jak w sumie każdy, jest na prawdę świetny. Mam nadzięję, że śmierć Harry'ego to tylko pomyłka.��
OdpowiedzUsuńŻyczę Ci dużo weny przy pisaniu 3 części.��/candy146920
JEŚLI HARRY NIE ŻYJE, TO CIE ZNAJDĘ I UKATRUPIĘ! A i tak poza tym to super rozdział i dawaj mi tu 3 część
OdpowiedzUsuńHarry musi żyć! Masz go przywrócić do grona żywych hmmm nie wiem co ty kombinujesz rozdział ci się udał tylko koniec mnie dobił :o
OdpowiedzUsuńPopłakałam się... HARRY.MUSI.ŻYĆ.
OdpowiedzUsuńsuper rozdzial<3 czekam na nastepna czesc *-*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział czekam na nexta i niech Harry jednak żyje ;-;
OdpowiedzUsuńEj! Co to ma być?! Nawet nie myśl, że ujdzie ci to... On ma zyc! I lecimy szybko z 3 częścią!
OdpowiedzUsuńTrochę bez sensu. Lepiej by było gdyby Harry żył, i dowiedział się o dziecku. Chcę trzecią część, ale bez Harrego jest ona trochę, a nawet bardzo bez sensu.
OdpowiedzUsuńSerio ... Było by lepiej gdyby Harry żył i dowiedział sie o dziecku walczył by o nie itp ... On nie moze umrzeć poprostu nie moze
OdpowiedzUsuń