13 sie 2016

Rozdział 86

Patrzyłem na wpatrywującą się w nas obojgu dziewczynę, nie wiedząc czy odezwać się do niej jako pierwszy. Chris stał obok mnie, szukając jakiejkolwiek szybkiej odpowiedzi na zadane przez nią pytanie. Musiał z tego wybrnąć, inaczej Vanessa zacznie coś podejrzewać pomiędzy nami, a ja naprawdę nie chciałbym mieć z nim nic wspólnego. Wiem dobrze od Harry'ego jak ten człowiek jest pojebany.
- Ja? J-ja nie - jąkał się.
- On mi nie groził, spokojnie. Inaczej leżałbym teraz pod ścianą, pobity przez niego gdyby tak było, nie prawdaż? - uśmiałem się, podchodząc do niej trochę bliżej.
- Kim jesteś? - zapytała, co jakiś czas zerkając na swojego przyjaciela, który był za mną.
- Nazywam się Jasper. Przyjechałem z drugiego końca kraju by cię zobaczyć, Vanessa.
- Skąd znasz moje imię? Nie znam cię.
- Wkrótce poznasz. Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? No wiesz, tak w cztery oczy? - machnąłem ręką byśmy przenieśli się do pokoju.
- Kim jesteś i dlaczego tu przyjechałeś? -  brunetka ponowiła pytanie, uparcie nie ruszając się z  miejsca.
- Chciałbym móc właśnie o tym z tobą porozmawiać i tylko z tobą - dałem jej znak, że Chris tutaj to przeszkoda.
- Wolałbym mieć ją na oku - odezwał się ten idiota.
- Chris nie musisz mnie pilnować dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zostań tu - odpowiedziała - Chodźmy.
Dostrzegłem jak Chrisa szlag trafia na jej słowa. Był zły za to, że jednak wybrała mnie. Cóż, nie zawsze będzie miał tego czego chce, a szczególnie takiej dziewczyny jak ona.

Dotrzymywałem Vanessie kroków, która prowadziła nas do swojej sali. Louis wysłał mi wiadomość, że wrócił do domu i że jak skończę to mam po niego zadzwonić. Denerwowałem się przed powiedzeniem jej wszystkiego co wiem na temat Harry'ego, jednak nie mogłem wspomnieć o tym jak doszło do jego śmierci i kto go dokładnie zabił. Obiecałem to Harry'emu, który przed śmiercią kazał mi nie wyjawiać nikomu zabójcy, który do tego doprowadził. Wiedział jak Chris jest ważny dla Vanessy, dlatego nie chciał by ona jeszcze bardziej cierpiała z powodu tego co zrobił jej najlepszy przyjaciel. Nie chciał dla niej stworzyć kolejnego bólu. Dlatego nie miałem wyjścia, musiałem kłamać.
- Skąd wiedziałeś gdzie mnie znaleźć? - spytała gdy tylko oboje weszliśmy do pomieszczenia.
- Byłem u twoich przyjaciół. Jeden z nich, Louis, mnie tutaj podwiózł.
- W takim razie dlaczego tu przyjechałeś? Skąd o mnie wiesz?
- Harry mi o tobie opowiadał, byłaś jego miłością - odparłem na co posłała mi zaskoczony wzrok.
- Znałeś Harry'ego?
- Był moim najlepszym przyjacielem - usiadłem na krzesło - Poznaliśmy się w Miami. Wiedzieliśmy o sobie wszystko i nawet mieliśmy te same hobby.
- Jaki on był? Jaki był w tym czasie Harry?
- Może powiedziałbym, nieszczęśliwy? Znam waszą historię i przykro mi z powodu tego co ci zrobił.
- Nie chcę o tym rozmawiać - odrzekła.
- Wiem, dlatego nie mam zamiaru drążyć tematu waszego rozstania. Przyjechałem tu, bo uznałem, że powinnaś znać całą prawdę.
- Prawdę? - usiadła na łóżko - Jaką prawdę?
- Z dnia na dzień poznawałem Harry'ego coraz bardziej. Był dziwnym człowiekiem, ale rozumiałem to przez co przeszedł. Starałem się mu pomóc, ale on nigdy nie chciał by ktokolwiek mu pomagał. Żył, bo musiał. Wszystko na pstryknięcie palca, straciło dla niego sens. Wiem jak to jest żyć ze świadomością, że nie ma się już nikogo. Sam popełniłem podobny błąd.
- Co chcesz mi przez to powiedzieć?
- Tego dnia ktoś porwał Harry'ego z warsztatu w którym dla mnie pracował. Zajmowaliśmy się mechaniką samochodową. Pracował wtedy całą noc, choć kazałem mu wracać do domu. Niespodziewanie zauważyłem jak dwójka facetów go wynosi. Byłem wtedy przed budynkiem, ponieważ dopiero co przyjechałem razem z kumplem. Kiedy porywacze ruszyli, ja postanowiłem ich śledzić. Nie mogłem przecież pozwolić by coś się stało Stylesowi. Czułem się za niego  odpowiedzialny. Dobra, powiedzmy, że pominę trochę część historii. No więc, gdy znalazłem się w budynku w którym przytrzymywali Harry'ego, weszłem tam, mając w ręku jedynie mały pistolet. W momencie kiedy pojawiłem się w pomieszczeniu w którym się wszyscy znajdowali, zauważyłem Harry'ego przywiązanego do krzesła. Ledwie co komunikował, ale żył. Kiedy napastnicy zorientowali się, że jestem tu by uratować ich ofiarę, zaczęli mi grozić, jednak ja głupi strzeliłem jednego z nich, trafiając go jedynie w ramię. W tym momencie ten drugi strzelił do Harry'ego w zamian za to co zrobiłem. Podbiegłem do Stylesa, który krwawił dość mocno i tym samym pozwoliłem zabójcom uciec.
- Czy miałeś jakiekolwiek szanse by go uratować?
- Starałem się za wszelką cenę. Próbowałem wszystkiego co wiedziałem i co przyszło mi do głowy, ale kula postrzałowa przebiła się zbyt głęboko - zauważyłem jak brunetka powstrzymuje łzy - Tak bardzo mi przykro.
- Dziękuję - wyszeptała.
- Co?
- Dziękuję, że walczyłeś dla niego do ostatniej chwili i że przez cały ten czas opiekowałeś się nim. Cieszę się, że miał kogoś takiego jak ty, kto by rzucił się nawet w ogień dla niego.
- Nie czuję się bohaterem.
- Ale nim jesteś. Przez te wszystkie miesiące, kiedy opuścił Los Angeles, martwiłam się tylko o to czy sobie radzi. Czy ma kogoś, kto go wspiera. Nigdy nie chciałam go skrzywdzić do takiego stopnia by pozwolić się zabić.
- Nie byłaś powodem tego co się stało. Harry nigdy nie pozwoliłby się zabić tylko ze względu na to, że najważniejsza mu osoba odeszła od niego. Na pewno nie chciał, byś czuła się odpowiedzialna za każdą złą decyzję jaką dokonał. Jego śmierć nie ma nic wspólnego z tobą.
- Ale
- Nie ma żadnego ale. Wiem, że twoi bliscy wmawiają ci, że zrobił to przez ciebie, ale to nie prawda. Cholera, przecież dobrze znałem Harry'ego. Wiem, że nigdy ponownie by już cię nie skrzywdził. Jego śmierć to czysty zbieg okoliczności, uwierz mi.
- Czy znałeś zabójcę? - spytała nagle - Czy pamiętasz chociaż jego imię?
- Dlaczego chcesz to wiedzieć?
- Chcę być pewna.
- Nie powinienem ci tego mówić.
- Proszę. Jesteś jedyną osobą, która była świadkiem tej sytuacji. Znasz tą osobę?
- Nie znam, ale wiem, że zabójca nazywa się Thomas.
- Jesteś pewien?
- Tak.
- To wszystko nie ma sensu - szepnęła sama do siebie, zamyślając się na chwilę.
- Gdy byłem u twoich przyjaciół, chłopaki się trochę wygadali na twój temat. Wiem co działo się przez te miesiące. Wiem o córce Harry'ego - spojrzała na mnie - Przepraszam, jeśli jestem nachalny.
- Nie, w porządku. To prawda, kiedy Harry wyjechał po naszym rozstaniu, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Nie miałam zamiaru mu o niej mówić ze względu na to co mi zrobił. Nie zasługiwał na bycie ojcem dla naszego dziecka. Nie chciałam by wrócił i znów narobił bałaganu w moim życiu. Bałam się, że ponownie wyrządzi mi krzywdę.
- Ukryłaś prawdę tylko po to, by zemścić się na swoim byłym? Nie powinnaś tak nawet zrobić. Styles tak czy siak miał prawo do własnego dziecka. Jak mogłaś ukryć w ogóle coś takiego?
- Musisz mnie zrozumieć. Nie czułam się wystarczająco silna by móc znów być w jego obecności.
- Myślałaś chociaż o dziecku, podejmując taką decyzję? Jak twoja córka będzie odczuwać brak ojca gdy inni jej rówieśnicy będą mieć obojgu rodziców? To będzie dla niej cios.
- Już nic z tym nie zrobię. Harry nie żyje.
- Ale nawet jakby żył, czy powiedziałabyś mu?
- Nie, ponieważ wciąż bym się bała.
- A no właśnie. Vanessa musisz wybrać. Albo ty albo twoja córka.
- To już nie ma znaczenia, Jasper - westchnęła - Co zrobiłeś z ciałem Harry'ego?
- Pochowałem go tutaj na cmentarzu.
- Tutaj w Los Angeles?
- Tak. Powiedziałem chłopakom gdzie, także jeśli byś chciała pójść zobaczyć jego grób to tylko im powiedz. Czekają na twoją decyzję.
- Przywiozłeś go taki kawał drogi by go tu pochować?
- Wydaje mi się, że z tym miastem jest najbardziej związany - posłałem jej uśmiech, a w tym samym czasie do sali weszła pielęgniarka stawiając inkubator obok łóżka. Vanessa podziękowała jej, po czym wyszła.
- A właśnie zastanawiałem się gdzie jest twoja córka - uśmiałem się.
- Miała badania. Nie wiem czy wiesz, ale urodziłam miesiąc wcześniej, dlatego musi być tutaj ze względu na to, że jest wcześniakiem.
- To wszystko wyjaśnia - podeszłem bliżej małej istoty - Jak ma na imię?
- Lily.
- Jedno z najładniejszych imion jakie słyszałem. Mówię serio - brunetka uśmiechnęła się do mnie.
- Na ile zostajesz w Los Angeles?
- Prawdopodobnie do końca miesiąca.
- Jak tylko wyjdziemy ze szpitala to zapraszam cię do mnie na kawę. Nie odmówisz mi, prawda? - zaśmiała się.
- Oczywiście, że nie - odparłem, wyciągając z kieszeni telefon, który zaczął nagle dzwonić - Przepraszam cię Vanessa, ale muszę już wracać do hotelu. Tu masz mój numer. Odezwij się jak tylko opuścicie szpital, dobrze? Będę czekał na twój telefon.
- Jesteś z kimś umówiony jeszcze?
- Można tak powiedzieć. Przepraszam.
- Dziękuję, że mi wszystko powiedziałeś.
- Obiecuję, że jak się spotkamy to kupię małej, wielkiego misia - oboje wybuchliśmy śmiechem, żegnając się nawzajem.
- Nie ma sprawy.
- Ucałuj Lily ode mnie jak będziesz mogła - puściłem jej oczko - Do zobaczenia.

*Perspektywa Vanessy*

Po dwóch tygodniach spędzonych w szpitalu, nareszcie wróciliśmy do domu. Tak bardzo czekałam na ten dzień. Nasz doktor stwierdził, że Lily jest już gotowa na to by móc samodzielnie funkcjonować bez specjalnych maszyn. Była całkowicie zdrowa.
Położyłam Lily ostrożnie do łóżeczka w jej nowym pokoju, gdy tylko udało mi się ją uśpić. Dziewczynka była aniołkiem, nie miałam z nią większych problemów jak na razie. Byłam już w stanie nawet przyzwyczaić ją do karmienia piersią.
- Ona jest taka śliczna - odezwała się Miranda, przyglądając się mojej córeczce. Wszyscy zebrali się u mnie w domu by móc wreszcie dobrze przyglądnąć się małej istocie.
- Jak trochę dorośnie to nauczę ją jak wkurzać mamusie - Louis wybuchł śmiechem.
- Nawet mi się nie waż tego zrobić. Nie chcesz widzieć mnie serio wkurzonej.
- Przecież widziałem.
- Ale to nie to samo - zagroziłam mu.
- Ja będę chodził z nią do kina gdy tylko będzie okazja - Malik zabrał głos, przytulając się do swojej dziewczyny.
- Ja na lody - Niall podniósł rękę.
- Na wszystko przyjdzie czas, chłopaki - odrzekłam.
- I jak, zasnęła? - spytał Chris, opierając się o framugę drzwi.
- Tak. Udało mi się ją właśnie uśpić - uśmiechnęłam się, odwracając się do przyjaciela.
- Widzisz, spisujesz się w roli mamy.
- To dopiero pierwsze dni, Chris. Powiedz mi to za kilka tygodni.
- Nie muszę, ponieważ wiem, że dasz sobie z nią radę.
- Oczywiście, że sobie da. Ma także nas w razie pomocy - odpowiedział Ashton.
- Vanessa, chcielibyśmy cię o coś zapytać, ale nie wiemy czy to odpowiedni moment - odparł Liam.
- No bo Harry został pochowany tutaj na cmentarzu i chcielibyśmy się tam udać wraz z tobą - dodał Zayn - Jesteś w ogóle gotowa na to emocjonalnie? Bo jeśli nie to
- Pójdę z wami - oznajmiłam szybko.
- A co z Lily? - spytał przejęty Chris - Chyba nie pójdziesz z nią?
- Masz rację, nie mogę iść z nią, ale Eleanor może się nią przez chwilę zająć.
- Jasne. Z wielką chęcią jej popilnuję - uśmiechnęła się dziewczyna na co Christopher nie wyglądał na zadowolonego z tej decyzji.
- Pójdę się przebrać i możemy zaraz iść - ruszyłam do swojej sypialni, zostawiając córeczkę z przyjaciółmi.
Szybko założyłam na siebie odpowiednie ciuchy i podeszłam do lustra by móc związać włosy. W tym samym czasie do pokoju wszedł Christopher, zamykając od razu za sobą drzwi.
- Vanessa nie powinnaś zostawiać teraz Lily z kimś innym - odezwał się.
- Dlaczego?
- Ponieważ jesteś jej matką. Ona cię potrzebuje.
- Wychodzę przecież tylko na godzinę.
- Ale wychodzisz by móc zobaczyć grób Stylesa, a przy okazji zostawiając Lily w domu.
- O co ci chodzi?
- Po prostu nie chcę byś teraz wychodziła.
- Chris to nie twoja sprawa co zrobię.
- Idziesz na grób Harry'ego tylko po to by się jeszcze bardziej zdołować?
- Idę tam, ponieważ on zasługuje na to bym tam była.
- Dobrze. Rób co chcesz. Ale pamiętaj, że masz w domu dziecko, któremu powinnaś teraz poświęcać cały swój czas - westchnął widocznie zły - Zostanę z Lily w domu - oznajmił, a ja nawet nie odezwałam się do niego słowem. Po prostu wyminęłam go by móc wyjść na korytarz gdzie czekali już chłopaki wraz z Mirandą.
- To jak, idziemy? - spytał Liam.
- Tak, możemy iść.

~*~

Szłam powoli pomiędzy grobami nieznanych mi ludzi. Do miejsca w którym był pochowany Harry, prowadził nas Jasper, który czekał na nasze przybycie przy samym wejściu na cmentarz, gdzie również leżała zmarła Danielle. Niall złapał moją dłoń by dać mi znak bym opanowała emocje. 

Wszyscy z nas podeszli do grobu na którym widniało imię i nazwisko bliskiej dla mnie osoby. Osoby, która wprowadziła wiele zmian. Pokazała mi, że życie cały czas plata nam figle dlatego my również musimy platać figle życiu. Pokazała, że w życiu musisz walczyć nie o to czego pragniesz, ale o to czego potrzebujesz i że trzeba mieć zawsze w sobie silne poczucie własnej wartości. Pomimo tego, że nienawidziłam Harry'ego za to co złego wyrządził, byłam w stanie myśleć o nim pozytywnie, ponieważ w naszym związku były złe, a także dobre strony. W moim sercu miałam mnóstwo pięknych wspomnień, które razem stworzyliśmy. Święta w Londynie, wyjazd na Hawaje to jedne z tych o których nigdy nie chciałabym zapomnieć. Harry zrobił ze mnie całkowicie inną osobę kiedy tylko wtargnął do mojego życia. Wywrócił je z jednej strony pozytywnie. Nigdy nie byłam czegoś tak bardzo pewna jak swojego zdania. Byłam w pełni gotowa by zacząć nowe życie, które będzie opierać się na wychowaniu naszej córki. Choć nie wiedział o tym, że będzie ojcem, postaram się wyjawić całą prawdę Lily gdy tylko dorośnie. Nie chcę jej okłamywać. Ona zasługuje na to by wiedzieć. 

Nigdy nie pogodzę się z tym, że tak rozeszły się nasze drogi. Przecież wszystko mogło wyglądać zupełnie inaczej. Nie musielibyśmy rozstawać się w nienawiści. Ja przede wszystkim nie musiałabym ukrywać prawdy o dziecku, ponieważ nie miałam zamiaru nikogo okłamywać. Są rzeczy, które zawsze będę się starała wyrzucić ze swojego umysłu, ale są też takie, które zasługują na to by były pamiętane. Wiem Harry, że zawsze powtarzałeś, że coś do mnie czujesz i wiem, że nigdy nie umiałam w to w stu procentach uwierzyć. Przepraszam jeśli traktowałam twoje prawdziwe uczucia do mnie jak śmieci. Zawsze nie byłam przekonana co do twojej miłości. Może po prostu bałam się, że ci się znudzę, że mnie nagle zostawisz i znajdziesz sobie inną? Od zawsze powtarzałam, że zdrada byłaby dla mnie rzeczą z którą nie umiałabym sobie poradzić. Dobrze o tym wiedziałeś. Znałeś mnie jak nikt inny. Wiesz, to boli gdy osoba, której wierzysz w każde powiedziane słowo, robi takie rzeczy za twoimi plecami. Miłość to wielowymiarowe pojęcie, którym od setek lat zajmują się duchowni, pisarze, muzycy czy malarze. Swoje trzy grosze dorzucają także specjaliści od interpretacji snów, którzy fantazje o miłości tłumaczą na swój sposób, ale ja wierzyłam w jedno. Miłość to inaczej także pełne zaufanie do drugiej osoby. Nie jest to zabawa w słowo ,,Kocham Cię", lecz przeżywaniem tego co druga osoba, pomocą w trudnych sprawach, dawaniem z siebie wszystkiego nie oczekując niczego w zamian. Tylko taką miłość możemy nazwać prawdziwą i odpowiedzialną. Czy całując się z tamtą dziewczyną, zdawałeś sobie sprawę, że tym możesz skrzywdzić osobę, która zrobiłaby dla ciebie praktycznie wszystko? Byłam wręcz chora z miłości do ciebie. Pamiętasz ten dzień w którym o mało co nie straciłam życia poprzez samookaleczenie się? Pamiętasz powód dlaczego do tego doszło? Cięłam się, bo bałam się o twoje życie. Że w każdej chwili może ci się coś stać i mnie zostawisz. Nie poradziłabym sobie bez ciebie. W ogóle myślisz, że teraz sobie radzę? Wciąż miewam sny o tobie, wciąż trzymam nasze zdjęcia i wciąż mam te wszystkie wspomnienia. Gdyby nie Lily, która ma tylko mnie i za którą jestem odpowiedzialna, skąd wiesz czy nie skończyłabym ze swoim życiem? Nie ty jeden z nas cierpiałeś przez cały ten czas, ale wiesz co mnie ratowało? Bliscy. Gdyby nie moja rodzina i przyjaciele, wszystko skończyłoby się kompletnie inaczej. Może to ty teraz musiałbyś przychodzić na mój grób zamiast ja na twój? 

Non stop mówiłam o tobie złe rzeczy odkąd tylko się rozstaliśmy. Miałam w sobie tyle złości, że nawet Miranda czasami bała się do mnie podejść. Miałam ochotę spalić wszystko co należało do ciebie. Moim ciałem zawładnął gniew, który ciężko mi było pokonać. Jednak zrozumiałam, że nie umiem być taką osobą, jaką chciałam być. Silną, odważną. Nie umiałam powstrzymać się od płaczu ani opanować gniewu do ciebie dlatego to pokazywało, że jestem bezradna i bezsilna, jeśli chodzi o uczucia. Tracąc ciebie to jak tracąc połowę mojego serca, połowę mnie. Kochałam cię i w jakiś sposób nadal kocham. Trudno mi się do tego przyznać, ale taka jest prawda. Może i nie powiedziałabym ci tego w twarz gdybyś żył, ale zachowałabym dla siebie. Nie chcę by ktoś o tym wiedział. I tak każdy myśli, że przestałam o tobie myśleć. Wiesz jak trudno okłamywać wszystkich, że jest ze mną w porządku? Nikt nie powiedział, że życie jest proste i bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę, ale czy to musi tak boleć? Czy twoje odejście musi wyrządzać mi tyle bólu? Dlaczego wybrałeś taką drogę, a nie inną? Co ci odbiło do jasnej cholery? Czy nie wiedziałeś jak bardzo jesteś ważny dla swoich bliskich? Że zależy im na tobie? Wiem od Jaspera, że twoja śmierć nie ma nic wspólnego ze mną, ale wciąż jest jakaś cząstka we mnie, która mówi mi, że to ja byłam tego powodem. Byłeś nieszczęśliwy przeze mnie, ja nieszczęśliwa przez ciebie. Oboje czuliśmy się tak samo. Jednak ja walczę dalej, a ty zakończyłeś walkę.


 "Potrzebujesz światła tylko wtedy gdy zapada mrok.
Tęsknisz za słońcem tylko wtedy gdy zaczyna padać śnieg.
Pojmujesz, że go kochasz, gdy pozwolisz mu odejść.
Zauważasz, że byłaś na szczycie tylko wtedy, gdy spadasz na dno.
Nienawidzisz drogi tylko wtedy, gdy tęsknisz za domem.
Pojmujesz, że go kochasz, kiedy pozwolisz mu odejść.
I pozwalasz mu odejść."

*Perspektywa Jaspera*

- Nie wiem o której będę w Miami, mówiłem ci już to. Tak, załatwiłem wszystko. Opowiem ci gdy będę na miejscu. Nie mam teraz czasu, muszę wrócić do hotelu i się spakować. Tak, samolot mam pojutrze. Dam ci znać jak wyląduje. Trzymaj się, cześć.
Zakończyłem połączenie przychodzące, wkładając za chwilę swój telefon do kurtki. Dochodziła dziewiąta wieczorem, a ja dopiero wracałem do hotelu od imprezy mojego dawnego kumpla z którym nie widziałem się dobre kilka lat. Pchnąłem drzwi wejściowe od wielkiego budynku, wchodząc do środka gdzie aktualnie panowała istna pustka. Oprócz recepcjonistki, nie było tu nikogo.
- Jasper - zawołał mężczyzna, którego głos bardzo dobrze znałem. Dobra, może i była tu jeszcze jedna osoba. 
Spojrzałem za siebie, dostrzegając Thomasa, który rozłożony siedział na kanapie w tak zwanej hotelowej poczekalni. Kurwa, jeszcze jego mi tu brakowało.
- Jeśli myślisz, że uda ci się mnie przekonać do porozmawiania z tobą to się mylisz - warknąłem, ruszając do windy, jednak szybko szarpnął mnie za ramię.
- Radziłbym ci mnie wysłuchać braciszku, inaczej zrobię coś, czego byś na pewno nie chciał. Znasz dobrze moją złą stronę - szepnął z jadem w głosie - A teraz spokojnie pójdziemy do twojego pokoju by uniknąć niepotrzebnego zamieszania, dobrze? Wchodź - wepchnął mnie do windy gdy tylko się otworzyła - Wiesz, nie sądziłem, że dopadnę cię w moim mieście. Co tu robisz, hm?
- Chuj cię to obchodzi - splunąłem - Po co mnie szukałeś?
- Mamy niewyjaśnione sprawy Jasper.
- Niewyjaśnione sprawy? A mamy w ogóle jakieś? - winda zatrzymała się na danym piętrze, a Thomas od razu ruszył przed siebie, ciągnąc mnie za sobą.
- Owszem mamy - odrzekł - Który masz numer pokoju?
- Czternaście.
- Dawaj klucze - nakazał.
- Łohoho, hola hola. Mógłbym chociaż wiedzieć bardziej po co mnie szukałeś? Zbytnio nie wytłumaczyłeś mi swojego celu "niewyjaśnionymi sprawami".
- Musisz mnie najpierw wpuścić bym ci wszystko powiedział.
- Skąd mam mieć pewność, że nie podpalisz mi apartamentu? - to było najgłupsze pytanie jakie kiedykolwiek komuś zadałem.
- Braciszek dowcipnisiek. Gdybym chciał to już dawno bym to zrobił - odpowiedział - Otwierasz kurwa czy mam je wywarzyć? Od razu mówię, że nie płacę potem za szkody - zagroził co spowodowało, że musiałem mu ulec. Kiedy podałem mu klucze, otworzył drzwi i oboje weszliśmy do ciemnego pomieszczenia, więc od razu zapaliłem światło.
- Dobra, gadaj teraz po co tu przyszłeś - oznajmiłem.
- Dowiedziałem się, że wmawiasz wszystkim nieprawdziwe informacje na temat śmierci Stylesa. Możesz mi kurwa powiedzieć, dlaczego wpierdalasz mnie w gówno, którego nawet nie zrobiłem?


Od autorki: Cześć, cześć moi drodzy. Jak się miewamy? Rozdział trochę krótszy niż zawsze ze względu na brak czasu. Dzisiaj się rozpisywać nie będę, ponieważ ostatnio się dość dużo nagadałam. No więc, numerek 86 za nami. Mam nadzieję, że nie zawaliłam, haha. 

Do zobaczenia za 2 tygodnie (27 Sierpnia) :) x



3 komentarze:

  1. Nadal się nie mogę pogodzić ze śmiercią Harry'ego, ale mam nadzieję, że Thomas w końcu powie Van, że to Chris zabił Stylesa. Wyłapałam co najmniej jeden okropny błąd językowy, ale od tego świat się nie zawali. Poprawna interpunkcja, więc nie jest źle. Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka:-) Rozdział jest jak zwykle cudowny, bardzo mi się podoba:-) Jestem nim oczarowana i zachwycona :-) Te opisy uczuć, coś niesamowitego :-)Cieszę si,że mała ma się okej :-) To takie słodkie :-) Zazdroszczę Vanessie,że ma tak oddanych przyjaciół :-) To super :-) Ale dalej trudno mi uwierzyć,że Harry umar,że Chris go postrzelił... Hmmm,ciekawe czy Vanessa dowie się prawdy... Ah,już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :-) Czekam z niecierpliwością :-)
    Pozdrawiam i życzę weny :-)
    Inka
    PS. Wreszcie punkt widzenia Vanessy :-D. Uwielbiam ją :-) Jakoś tak się z nią zżyłam :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przez tą muzykę o mało co się nie poryczałam, wzruszający rozdział:')/Natalia

    OdpowiedzUsuń