*Perspektywa Christophera*
Wracałem spokojnie do domu, mijając potężnie długi korek, który rozciągał się aż do centrum miasta. Znałem okrężne drogi, więc na codzień nie musiałem stać godzinami by tylko dostać się do domu z pracy. Nie miałem zresztą nawet zamiaru jeździć autobusami, bo nie dość, że musiałbym płacić za bilety to jeszcze większość liń ma spieprzone trasy. Musiałbym chyba z dwie godziny jechać by dostać się na drugi koniec miasta do pracy. Dlatego stawiałem na mój samochód oraz profesjonalny GPS.
Przez cały ten czas, myślałem o dzisiejszej sytuacji z Vanessą, która naprawdę mnie zaniepokoiła. Martwiłem się o jej stan zdrowia. To, do czego się posunęliśmy oraz jej wypowiedziane słowa, sprawiło, że wyczułem, że jest z nią coś nie tak. Jednak nie chciała mi powiedzieć co jest problemem tego wszystkiego. Nie poznawałem jej. Vanessa taka nie jest. Ona nie czuje do mnie miłości, byśmy przeszli na taki etap. No dobra, nie mogę nie powiedzieć, że to co chciała zrobić mi się nie podobało, ponieważ od zawsze chciałem sam to zrobić. Móc pokazać jak bardzo ważna dla mnie jest. Ale wiedziałem, że w pewnych sytuacjach muszę się hamować. Nie jestem napalonym facetem czy coś w tym stylu. Po prostu uważam, że własne uczucia trzeba trzymać do pewnego czasu. Nie wszystko na siłę.
Podjechałem pod mieszkanie, otwierając bramę automatycznym specjalnym pilotem. Gdy tylko wjechałem i zaparkowałem się na wjeździe do garażu, zauważyłem jak biały, elegancki Aston Martin Vanquish Carbon przejeżdża przez wejście i parkuje się zaraz obok mnie. Co mnie najbardziej zdziwiło to Rebecca, wychodząca z takiej sportowej maszyny. Skąd oni wszyscy kurwa mają tyle pieniędzy by jeździć takimi brykami? Mnie nawet na kupienie nowego auta nie stać.
- Chris - jęknęła blondynka, podchodząc do mnie - Musisz mi pomóc.
- Czy ja się kurwa przesłyszałem? Ty potrzebujesz pomocy? - zacząłem się śmiać, zamykając swojego czterokołowca - Pomyliłaś mnie chyba z kimś innym.
- Możesz chociaż raz przestać być takim kutasem i mi pomóc? Thomas znikł.
- To chyba dobrze, nie? - wywróciłem oczami.
- Nie mogę się do niego dodzwonić, nie odbiera w ogóle ode mnie telefonu.
- Ty serio się nim przejmujesz? Daj sobie siana.
- Posłuchaj mnie. Mieliśmy wczoraj kłótnię i on potem po prostu wsiadł do samochodu i gdzieś odjechał. Od tamtego czasu, nie odzywa się do mnie.
- Na twoim miejscu to bym skakał ze szczęścia - parschnąłem śmiechem.
- Zachowujesz się jak dziecko.
- O tobie powiedziałbym to samo. Przejmujesz się jakimś psychicznym pojebem.
- On jest dla mnie ważny. Zresztą, nie zrozumiesz - złapała się za głowę, odwracając się do mnie plecami.
- Ważny? Kobieto, a co on takiego zrobił, że jest dla ciebie taki ważny? Jesteś walnięta? On nie ma za grosz uczuć w sobie. Myślisz, że coś w nim zmienisz?
- Nie chcę go do chuja wcale zmieniać! On nie ma nikogo oprócz mnie. Boję się, że może coś komuś zrobisz. Znasz go. Thomas jest nieprzewidywalny.
- Wiesz, aczkolwiek może popaść w depresję, a potem popełnić samobójstwo. Problemy będą rozwiązane - uśmiechnąłem się głupkowato i ruszyłem w stronę domu, jednak dziewczyna szybko mnie zatrzymała, zagradzając mi drogę.
- Musisz mi pomóc, proszę. Może będziesz wiedział co planuje.
- Skończyłem z Thomasem raz na zawsze. Wyrównaliśmy już nasze rachunki, więc nie dzięki. Nie pójdę z tobą nigdzie.
- Ostatniej nocy, pokłóciłam się z nim o Stylesa - przyznała, co sprawiło, że stanąłem w bez ruchu - Poszło o to, że przespałam się ze Stylesem wtedy w Miami. Seks nie wchodził w nasz plan. Thomas zezłościł się, że sprawy pomiędzy mną, a Harrym poszły za daleko. Miałam go tylko zauroczyć by wprowadzić go później w pułapkę. A ja, zaciągnęłam go do łóżka.
- Styles cię przeleciał!? Ty tak kurwa na serio? - zacząłem się śmiać - Japierdole, nie wierzę, że to zrobiłaś.
- Zamiast się ze mnie śmiać, może byś tak pomógł mi to naprawić?
- Naprawić co? Żeby Thomas do ciebie wrócił? Żebyś jego też zaciągnęła do łóżka? Jesteś nienormalna - ominąłem ją - Mógłbym cię nazwać dziwką, ale przecież oboje dobrze wiemy, że i tak już nią jesteś od bardzo bardzo dawna - odpowiedziałem, po czym trzasnąłem za sobą drzwi od budynku, pozostawiając blondynkę samą.
*Perspektywa Vanessy*
Czułam się jakoś dziwnie inaczej. Ciągle wydawało mi się, że zachowuje się jak psychicznie chora kobieta. Czemu? Otóż, miałam obsesję na punkcie Harry'ego. Wszędzie gdzie poszłam, on tam był. Wyobrażałam sobie go w każdym miejscu. Nie było nawet dnia, żebym o nim nie pomyślała. Próbowałam nawet zasięgnąć po bezpieczne tabletki, które dostałam w aptece, ale nic nie pomogło. Chyba mogłabym powiedzieć, że jeszcze bardziej pogorszyło mój problem.
Wraz ze swoją matką i bratem, po śniadaniu udałam się do naszego pobliskiego parku ze względu na Lily. Po tym co się stało ostatniej nocy, Chris poinformował ich o moim obecnym stanie. Oboje postanowili iż teraz zaczną coraz więcej poświęcać mi czasu. Zresztą, potrzebowałam kogoś z kim mogłabym porozmawiać. Mieszkając samemu w takim domu jak mój, bywa przygnębiające. Nie mam się do kogo odezwać. No może i do Lily, ale ona nie mówi jeszcze zbyt dobrze. Praktycznie jedynie pokazuje mi co chce.
W czasie spaceru, zatrzymałam się na chwilę z wózkiem. Mój aniołek wymachiwał szczęśliwie rączkami, pokazując na dzieci bawiące się niedaleko w piaskownicy. Jonathan wyciągnął dziewczynkę z wózka, dając jej ulubionego smoczka.
- Pójdę z nią na plac zabaw - poinformował - Zaraz będziemy.
- Tylko uważaj by nie brała piasku do buzi - chłopak kiwnął głową, a ja wraz z mamą usiadłam na ławce by móc ich obu obserwować.
- Wiesz kochanie, ja i twój brat martwimy się o ciebie - odezwała się rodzicielka - Telefon Christophera naprawdę nas wczoraj przestraszył.
- Mamo, ale jest już wszystko dobrze.
- Trudno mi w to uwierzyć. Vanessa, posłuchaj. Zaakceptowałam to jak potoczyło się twoje życie, ale nie zaakceptuje tego co będziesz chciała ze sobą zrobić. Wiem, że cierpisz z powodu tego drania - Harry'ego, który cię od tak porzucił i złamał serce, ale czy nie byłoby ci łatwiej abyś o nim zapomniała?
- Jego nie da się zapomnieć.
- Jeśli ciągle będziesz rozdrapywać rany to uwierz mi, ale nigdy nie będziesz szczęśliwa.
- Ale ja nie potrafię, mamo. Darzyłam Harry'ego bardzo silnym uczuciem.
- Czy ty go wciąż kochasz? Vanessa, on nawet nie zasługuje na twoją miłość. Zranił cię, zdradził, porzucił jak niepotrzebną już rzecz, a nawet zrobił ci dziecko! Takiej osoby się nie kocha. Taką osobę się nienawidzi.
- Nie chcę o nim mówić - przekręciłam głowę w drugą stronę tak by nie patrzyć na twarz rodzicielki.
- Najwyższy czas by o nim porozmawiać. Odkąd zaszłaś w ciążę, nigdy nie wspominałaś mi o nim. Gdzie on w ogóle teraz jest?
- Mamo, proszę. To skończony temat.
- To czemu nadal przez niego cierpisz? Czemu bierzesz jakieś tabletki by o nim zapomnieć? To nie jest rozwiązanie na twoje problemy, dziecko.
- Zrobię co ze chce.
- Już zrobiłaś to co chciałaś i jak wylądowałaś? Porzucona z dzieckiem.
- To nie była jego wina - powiedziałam na co matka się zdziwiła - On chciał ze mną być. To ja po prostu tego nie chciałam. Rozstałam się z nim, bo mnie zdradził, ale on wciąż o mnie walczył. Wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, że noszę w sobie jego dziecko.
- To nie świadczy o tym, że jest niewinny. Ten człowiek od zawsze był dla mnie podejrzany. A to jak cię potraktował, nie jest normalne. Jeśli naprawdę by cię kochał to by tego nie zrobił.
- To już nie ma znaczenia, mamo. Wszystko jest skończone.
- A co jeśli on wróci i znów będzie chciał namieszać ci w życiu?
- Nie wróci.
- Skąd taka pewność?
- Ponieważ on nie żyje - przetarłam twarz dłońmi.
- Co!? - krzyknęła, ale na szczęście nikt nie zwrócił na nas uwagi.
- Harry nie żyje.
- Jak to nie żyje? O czym ty mówisz?
- Został postrzelony w Miami na Florydzie ponad rok temu.
- O mój boże. Czemu mi o tym nie powiedziałaś?
- Nie chciałam. Harry już nic dla mnie nie znaczy. To przeszłość.
- Jak się dowiedziałaś o jego śmierci?
- Jego przyjaciel, który mieszkał z nim w Miami, był na miejscu wypadku.
- Dziecko, tak bardzo mi przykro - przytuliła mnie - Gdybym wiedziała, zrozumiałabym powód twojej depresji.
- Harry był nieszczęśliwy przeze mnie. Zraniłam go, pozwoliłam by tak potoczyło się jego życie - przetarłam łzę.
- Jak możesz obarczać się winą za jego śmierć? Kochanie, ciebie tam nie było. Wasze rozstanie to tylko i wyłącznie jego wina. A jego śmierć to czysty przypadek.
- Wyjechał z miasta przeze mnie. Gdyby nie to co się pomiędzy nami stało, jego życie tak by się nie zakończyło. Mam prawo czuć się za winna.
- I co? Masz zamiar tak żyć? Przez całe życie obarczać się za śmierć człowieka, który tak okrutnie złamał ci serce? Zostawił cię na lodzie - złapała moje dłonie w swoje - Posłuchaj kochanie. Musisz przestać myśleć o nim jak o osobie ważnej. To co było, minęło. Otwórz się do kogoś, pozwól by ktoś inny cię pokochał. Nie chcę byś była nieszczęśliwa. Chcę widzieć cię w białej ślubnej sukni przed ołtarzem z mężczyzną twojego życia, wasz taniec ślubny do słynnego walca, twoje zdjęcia z miesiąca miodowego czy nawet móc opiekować się jeszcze jednym wnuczkiem albo wnuczką. To wszystko czeka na ciebie tylko w to uwierz. Rozumiem, że pierwsza złamana miłość zawsze jest najbolesna, ale to z czasem mija. Przed twoim ojcem, również miałam chłopaka, który był moją pierwszą miłością. Złamał mi serce tak samo jak Harry złamał tobie, ale zobacz. Podniosłam się na nogi i teraz mam rodzinę.
- Mamo daj mi czas. Nie wszystko da się naprawić od tak. Postaram sie o lepszą przyszłość, obiecuję.
- Wierzę ci. Jesteś wciąż młodą wspaniałą kobietą. Jeszcze tyle facetów przed tobą i pięknych chwil.
- Przeszkadzam w babskich pogaduszkach? - Jonathan podszedł do nas wraz z moją córką. Dziewczynka od razu zaczęła się uśmiechać.
- Ależ skądże - odparła moja mama, przejmując Lily - Babcia tylko rozmawiała z mamą na temat jej przyszłości, wiesz? - mówiła do niej.
- Przyszłości? - spytał mój brat.
- Porozmawiamy o tym w domu.
~*~
Zajęłam miejsce przy biurku w gabinecie mojego taty, biorąc nowe arkusze, które niedawno dostaliśmy od kilku firm z Europy, które współpracują z naszą firmą. Dzisiaj mój ojciec ma ważne zebranie, dlatego musiałam wszystko uporządkować by miał co przedstawić. Podobno ma przyjechać kilka ważnych zarządzających z poszczególnych firm europejskich, więc musieliśmy zrobić dobre wrażenie na gościach.
- Przeklęty krawat. Nie mogę go porządnie zawiązać - mężczyzna poddał się, rzucając materiał na podłogę.
- Tato, bez nerwów. Wszystko da się zrobić - podniosłam krawat z dywanu i podeszłam do ojca.
- Jestem zdenerwowany przed tym spotkaniem, dlatego nic mi nie wychodzi.
- To się uspokój - próbowałam zawiązać krawat.
- Jak mam się uspokoić? To bardzo ważne spotkanie.
- Nic ci nie wyjdzie, jeśli nie opanujesz emocji.
- Muszę się koniecznie napić kawy.
- Pójdę ci zrobić, ale pod jednym warunkiem, że sprawdzisz czy dokumenty z Holandii są w porządku.
- Zebranie mam za pół godziny, a ja jeszcze nie wiem, który garnitur mam wybrać by pasował.
- Spokojnie, zdążymy. Zaraz przyjdę. Sprawdź je - pokazałam tacie, które artykuły ma przejrzeć, po czym opuściłam pomieszczenie, kierując się do specjalnego pokoju, gdzie można było przyrządzić sobie jedzenie oraz zrobić kawę.
- O tu jesteś. Myślałam, że jesteś w gabinecie u swojego ojca, ale powiedział mi, że tu cię znajdę - Cheryl stanęła obok mnie.
- Coś się stało? - włączyłam ekspres.
- Masz gościa. Jakiś Ryan czeka na ciebie przy recepcji.
- Teraz? Powiedz mu, że nie mam zbytnio czasu.
- Ale mówił, że ma jakąś pilną sprawę do ciebie.
- Oh, już idę. Poczekasz tu?
- Chcesz porozmawiać sam na sam ze swoim chłopakiem? - uśmiała się.
- On nie jest moim chłopakiem, Cheryl.
- To chyba pora by nim był. To super ciacho aż błaga by przejść na inny etap.
- Czy ty zwariowałaś? - uśmiechnęłam się głupkowato.
- No idź już, bo on się tam zanudzi tym czekaniem - wyprowadziła mnie z pokoju, zachęcając mnie bym wreszcie odważyła się pokazać.
- Vanessa - Ryan momentalnie do mnie podszedł jak tylko mnie zauważył - Hej.
- Cześć - zarzuciłam kosmyk włosów za ucho, lekko zawstydzona - Nie spodziewałam się ciebie tutaj.
- Nie odbierałaś ode mnie telefonu dziś rano, więc pomyślałem, że sprawdzę czy wszystko u ciebie w porządku.
- Dziękuję za troskę, ale co miałoby mi się stać? Ostatnio miałam ciężkie dni, chciałam pobyć tylko sama.
- Coś się stało poważnego?
- Nie, nie. Po prostu źle się czułam. Musiałam odpocząć.
- Oh, rozumiem. To wszystko wyjaśnia, dlaczego nie widziałem twojego samochodu tutaj przez te kilka dni - kiwnęłam jedynie głową - To jak, dasz się dzisiaj zaprosić na kawę po pracy? Obiecałaś mi wspólny wieczór.
- Em, nie wiem czy się wyrobię z pracą.
- Jakby coś ci zostało to przecież ja mogę przejąć twoje obowiązki, Vanessa - odezwała się Cheryl, podchodząc do nas.
- No to umówieni, tak? - chłopak uśmiechnął się do mnie. Jezu przecież nie mogę mu odmówić.
- Jasne. Kończę pracę o siedemnastej, więc możemy umówić się przed firmą.
- Nie ma problemu - zauważyłam błysk w oczach Ryana - Dziękuję, że się zgodziłaś. Będę punktualnie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - zawstydzona, złączyłam dłonie razem.
- Kobieto, idziesz na randkę! - Cheryl przytuliła mnie do siebie.
- Jaką znowu randkę? To nie jest randka.
- Czy ty na serio jesteś taka głupia, że nie wiesz co mężczyźni myślą o "pójściu na kawę"?
- Ale
- To nie jest zwyczajny wypad. On cię na serio lubi. Widziałaś jak się ucieszył, gdy się zgodziłaś by z nim pójść?
- To tylko przyjacielskie wyjście na kawę. Przestać mówić coś co może być nie prawdą.
- Ryan ci się podoba, przyznaj.
- Lubię go, ale to tylko znajomy. Nie znam go na tyle dobrze by móc o nim coś więcej powiedzieć.
- Nie myślałaś o tym, że po śmierci twojego narzeczonego, może trafić się jakiś mężczyzna z którym mogłabyś być szczęśliwa?
- Chcę być, ale na razie jest mi dobrze żyć bez nikogo. Przepraszam - odpowiedziałam, następnie ruszając z powrotem do pomieszczenia, gdzie wcześniej zaparzyłam ojcu kawę. Zabrałam kubek ze sobą i wróciłam do gabinetu.
~*~
- Cieszę się, że zgodziłaś się spędzić ze mną ten wieczór. Wreszcie mamy okazję się bliżej poznać - przyznał Ryan, odsuwając dla mnie krzesło bym mogła usiąść.
- Dotrzymuję obiecanych słów - uśmiechnęłam się na co chłopak od razu to odwzajemnił.
- Masz może ochotę coś zjeść? Pewnie umierasz z głodu po pracy.
- Nie, dziękuję. Jadłam niedawno.
- No dobrze. To pójdę zamówić nam kawy. Jaką lubisz?
- Waniliowo-karmelowe frappe poproszę.
- Doskonały wybór - uśmiał się - Zaraz będę - kiedy brunet oddalił się, szybko wyjęłam telefon z kieszeni by sprawdzić czy nie dostałam przypadkiem jakiejś wiadomości od brata, który aktualnie zajmuje się moją Lily. Poinformowałam go, że będę później w domu, ale chyba jeszcze o tym nie wie. Często nie sprawdza komórki, a potem ma do mnie pretensje - Zaraz kelner nam przyniesie - zakomunikował Ryan - To może, co powiesz na to abyśmy trochę bardziej się poznali? Wiem, że mało o sobie wiemy, dlatego chciałbym abyśmy trochę więcej rzeczy o sobie wiedzieli.
- Hm, chcesz zacząć pierwszy?
- Panie mają pierwszeństwo przecież - odrzekł z uśmiechem, który ani za grosz nie schodził mu z twarzy.
- Pochodzę ze wschodniej Australii, jednakże wychowałam się w Los Angeles. Mam starszego o dwa lata brata. Mój ojciec jej biznesmenem, zajmującym się architekturą, a matka jest prawniczką. Chodziłam na studia, jednak w połowie roku, przerwałam je ze względu na miłość, która pojawiła się w moim życiu. Poświęciłam wszystko dla swojego chłopaka, a później narzeczonego z którym miałam się ożenić. Oboje planowaliśmy przyszłość, ale nic z tego nie wyszło. Przyłapałam go na zdradzie z jakąś kobietą. Mocno się pokłóciliśmy o to, a potem wyjechał i już go nie zobaczyłam. Po prawie roku, dowiedziałam się, że nie żyje z powodu strzelaniny.
- Jak sobie poradziłaś z jego śmiercią? - znienacka położył swoją dłoń na mojej.
- Nie poradziłam. Nie potrafię tego nawet zrobić.
- Boli cię jego odejście? - dopytywał.
- Tak. I nawet nie sądziłam, że tak będzie boleć. Gdy dowiedziałam się o jego śmierci, byłam w szpitalu w którym kilka godzin temu przed, urodziła się moja córka.
- Nawet nie wiesz jak przykro mi jest to słyszeć. Patrzeć na taką piękną kobietę jak ty, która cierpi po stracie ważnej osoby, mnie naprawdę boli.
- A jak z twoim życiem? - spytałam by uniknąć więcej pytań.
- Może życie nie jest zaciekawe. Wychowywałem się w domu dziecka. Z tego co mi wiadomo, moi prawdziwi rodzice oddali mnie do adopcji gdy tylko się urodziłem. W wieku dwóch lat, zostałem adoptowany przez pewną rodzinę, która po trzech latach zaczęła pić, palić oraz brać narkotyki. Podnosili na mnie ręce kiedy tylko zbliżyłem się do nich by coś powiedzieć lub o coś poprosić. Jak spytałem ojca czy mogę dostać pięć głupich dolarów to mnie wyśmiał. Kiedy podrosłem na tyle by zrozumieć, że nie potrzebuje takich rodziców, wyprowadziłem się.
- A co z twoimi prawdziwymi rodzicami?
- Nie mam pojęcia. Nigdy ich nie widziałem ani nie spotkałem.
- A jak z twoim wykształceniem? Byliście w stanie płacić za szkołę?
- Za czasów gdy mieszkałem z rodzicami to rząd zabierał nam pieniądze, bo rodzicie nigdy nie mieli zamiaru zapłacić. Później, za naukę w High School musiałem podjąć się pracy by się w niej utrzymać. Po tej szkole, nie poszłem na żadne studia, ale mógłbym powiedzieć, że jestem pisarzem.
- Piszesz? - zapytałam z ciekawością.
- W dzieciństwie to było moje jedyne zajęcie. Zawsze pisałem kiedy tylko miałem okazję - kelner podszedł do nas z naszym zamówieniem - Dziękuję.
- Nie wierzę, że mam przed sobą profesjonalnego pisarza.
- Piszę teraz nową historię, więc jak będziesz chciała to ci pokażę trochę fragmentów - uśmiechnęłam się, jednak po chwili uśmiech zniknął mi z twarzy gdy tylko za Ryan'em, zauważyłam znanego mi mężczyznę w kapturze oraz okularach przeciwsłonecznych. To chyba jest jakiś żart.
- Wszystko dobrze? Zrobiłem coś nie tak? - odkrząknęłam, przenosząc wzrok na mojego towarzysza, jednak nie umiałam przestać co chwila zerkać na przerażającego mężczyznę z czarną bluzą.
- Nie, nie. Po prostu zamyśliłam się.
- Zauważyłaś tam kogoś? - brunet odwrócił się za siebie, ale nikt ani nic nie przykuło jego uwagi.
- Nie - odparłam, przegryzając wargę - Nie czuję się dobrze. Moglibyśmy wyjść? Zostawiłam Lily z moim bratem, a on ma dzisiaj zajęcia jeszcze i nie chce by się spóźnił.
- Przecież niedawno przyszliśmy, ale cóż, jeśli chcesz. Dobrze. Pójdę zapłacić za kawy, poczekaj tu - w chwili kiedy mój przyjaciel podszedł do baru, mężczyzna w okularach podniósł się na nogi i ruszył w moim kierunku. Rzucił na mój stolik jakąś małą karteczkę i wyszedł z kawiarni.
"Wkrótce nieodpowiedni"
Z przerażaniem wymalowanym na twarzy, spojrzałam na Ryana, który miło rozmawiał z kobietą, stojącą za ladą. Szybko porwałam karteczkę i bez namysłu opuściłam pomieszczenie by pobiec za tajemniczym mężczyzną. Od razu zauważyłam charakterystycznego faceta, który szedł z papierosem w ręku.
- Kim jesteś!? - krzyknęłam z drugiej strony ulicy. Była noc, praktycznie nie było żadnego ruchu na drogach ani ulicach. Mężczyzna nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Jak tylko znikł z zasięgu mojego wzroku, dostrzegłam okulary przeciwsłoneczne, leżące na trawie. Podbiegłam tam i podniosłam rzecz, próbując dobrze jej się przyglądnąć. Były to Ray Bany, te same, które miał Harry. Czekaj, wróć. Te same co miał Harry.
- Vanessa! Tu jesteś! - zmieszana zauważyłam jak Ryan zbliża się do mnie - Mój boże, czemu uciekłaś? Powiedz mi, zrobiłem coś nie tak? - pomógł mi wstać.
- Przepraszam, ale wydawało mi się, że ktoś mnie śledził.
- Czemu ktoś miałby to robić?
- Em nie wiem. Jedziemy?
- Przestraszyłem się jak zobaczyłem, że cię nie ma.
- Wiem i przepraszam. Nie powinnam ci tego robić. Nie przemyślałam tego.
- Wracajmy do domu. Robi się zimno - zaproponował, po czym w czasie spaceru, owinął mnie swoim ramieniem.
~*~
- Dziękuję ci za ten wieczór i przepraszam, że tak się głupio zachowałam - powiedziałam na co chłopak się uśmiechnął.
- Nic się nie stało. Ja też dziękuję, że się zgodziłaś ze mną pójść. Przynajmniej coś o sobie wiemy.
- No tak, dokładnie. To co? Widzimy się niedługo?
- Zadzwonię jak będę miał chwilę jutro.
- Nie ma problemu. Trzymaj się.
- Ty też. Na razie - brunet machnął do mnie na pożegnanie, po czym zamknęłam za sobą drzwi od mieszkania.
- Miły ten twój znajomy. - przyznał Jonathan. W ramionach trzymał Lily, która aż rwała się do mnie bym ją od niego przejęła. Posłusznie mi ją podał.
- Tak myślisz?
- No tak, zresztą zachowuje się jak dżentelmen. To już o czymś świadczy.
- Nie mów, że ty też myślisz, że z naszej przyjaźni może się coś nowego urodzić.
- Wiesz, na pierwszy rzut oka widać, że to spoko gościu. Jeśli traktuje cię serio to czemu miałabyś z nim nie spróbować?
- Nie czuję się pewna siebie.
- A może właśnie powinnaś się obudzić i spojrzeć na świat inaczej? Weź się za tego Ryana, a gwarantuję ci, że twoje problemy ze Stylesem się skończą.
- Nie chcę się teraz z nikim umawiać.
- Ach, źle robisz siostra. Właśnie powinnaś z nimi zaszaleć. Przecież nic ci nie brakuje.
- Powiedzmy, że to przemyślę, dobra? - zaproponowałam.
- Zobaczymy co z tego wyniknie - odparł - Ja znikam, na mnie już pora. Czy mała księżniczka da wujkowi buziaka? - brat przybliżył się do nas tak by mała miała możliwość go ucałować. Zaśmiała się jak później Jonathan wysłał jej całusa w powietrzu.
- Powiesz teraz wujkowi papa? - spytałam. Mój mały aniołek włożył paluszki do buzi z zawstydzenia.
- Wystarczy, że dała wujkowi takiego pysznego całusa, prawda? - mój brat ucałował Lily w głowę, po czym pożegnał się z nami - Będę jutro rano tak jak dziś.
- Nie ma sprawy. Do jutra.
- Papa - wujek pomachał do dziewczynki, a następnie opuścił budynek.
- To co idziemy jeść? - zapytałam moją ślicznotkę, a ta jedynie zaprzeczyła. To znaczyło, że mój brat dał jej już wcześniej jeść - No to czas na kąpiel. Tego na pewno nie zdążył zrobić twój wujek, co nie? Chodź - zabrałam mojego skarba do łazienki, po czym nalałam wody w odpowiedniej temperaturze i do odpowiednego poziomu. Rozebrałam dziewczynkę, wkładając za chwilę jej ubranka do prania, po czym ostrożnie posadziłam ją do wanny, gdzie już czekały jej ulubione zabawki. Po chwili telefon zaczął dzwonić w kieszeni mojej bluzy. Szybko wyjęłam urządzenie, za chwilę odbierając połączenie od Nialla.
- Dobrze, że dzwonisz - odezwałam się pierwsza - Właśnie miałam zrobić to samo.
- A to zbieg okoliczności - usłyszałam śmiech blondyna - Co tam?
- Musisz mi pomóc, Niall.
- Co się stało?
- Chyba myślę, że Harry jednak żyje.
- Czekaj, co!? - parschnął śmiechem - Żartujesz? Styles jest nieżywy od roku. Dobrze się czujesz?
- Zaufaj mi, wiem co mówię.
- Vanessa masz depresję przez niego. Nie mogę brać na poważnie twoich słów.
- Proszę posłuchaj mnie, Niall. Podejrzewam, że on żyje i że już na niego wpadłam.
- O czym ty mówisz?
- Ktoś mnie dzisiaj śledził. Ten sam człowiek, który robi to od kilku tygodni.
- Powinnaś się położyć.
- Nie jestem chora psychicznie! Proszę, zabierz Zayna oraz Liama i pojedźcie na cmentarz, gdzie jest pochowany Harry. Nie mówcie tylko o tym Louisowi.
- Co ty chcesz zrobić?
- Chcę się przekonać, że on nie żyje - odpowiedziałam pewna siebie.
- Zwariowałaś? Nie będziemy się w to bawić. On nie żyje, pogódź się z tym.
- Muszę się przekonać.
- Czemu tak bardzo ci na tym zależy?
- Ponieważ te wszystkie sytuacje co ostatnio mnie spotkały nie dają mi żyć. Coś się musi w nich ukrywać. Być może to właśnie Harry za tym wszystkim stoi.
- Nie chcę pogrążać twojego stanu, a tym bardziej otwierać grób twojego byłego.
- Zrobisz to czy mam sama się tym zająć?
- Vanessa powinnaś przestać. Połóż się i odpocznij.
- Nie masz zamiaru mi pomóc, prawda? - spytałam, podając zabawkę Lily, która wypadła z wanny.
- Chcę, ale nie w ten sposób.
- Niall, nie mam nikogo aby poprosić o pomoc. Wiem, że równie i tobie zależy na Harrym. Poproś chłopaków i jeździe na cmentarz. Zacznijcie wykopywać grób. Spotkamy się za dwie godziny.
- Nie uda nam się tego we trójkę zrobić w dwie godziny.
- To wam pomogę. Zadzwonię jeszcze po Mirandę.
- Chcę aby w twoich słowach była prawda o której mówisz - powiedział, po czym automatycznie zakończył połączenie. Szlag.
~*~
Podjechałam wraz z Mirandą samochodem pod cmentarz, zauważając jak Zayn pali swojego papierosa przed bramą. Poprosiłam przyjaciółkę, zeby została na chwilę z Lily, która smacznie spała sobie na foteliku, aby móc wyjść i sprawdzić jak idzie chłopakom z wykopywaniem grobu.
- A ty im nie pomagasz? - spytałam mulata, któremu akurat wypalił się już szlug.
- Musiałem zrobić sobie przerwę - odparł - A tak w ogóle, dobrze się czujesz?
- Tak, czemu pytasz?
- Chcesz odkopać grób swojego byłego. Wiesz, to akurat nie jest normalne u człowieka.
- Daruj sobie, dobra?
- Tylko mówię. Niall wspomniał, że podejrzewasz Harry'ego o oszóstwo.
- W tym może być prawda.
- Ale przecież on nie żyje. Jasper przecież był na miejscu gdy do tego doszło.
- Nic nie wiemy! Nic nie jest potwierdzone! - podniosłam głos.
- To czemu się teraz do cholery za to zabierasz? Rozumiem, że masz obsesję, ale kobieto, działania jakie dokonujesz są nienormalne.
- Mów sobie co chcesz.
- Chcę ci tylko wmówić, że to nic ci nie da. Zobaczysz jedynie trupa w tej trumnie, który gnije tu od ponad roku.
- A jeśli zobaczę co innego to co? - wtrąciłam mu się co spowodowało, że się od razu zamknął - Jak wam idzie?
- Marnie bym powiedział - odparł Liam - Jeszcze nawet końca nie widać.
- Na pewno nie jest głęboko zakopany.
- Bolą nas ręce, Vanessa. Do tego jest za chuj twarda ziemia - oznajmił Horan, rzucając łopatę na trawę obok.
- Nie poddawajcie się. Musimy wykopać trumnę - błagałam, biorąc łopatę - Pomóżcie mi dowiedzieć się prawdy.
- Vanessa
- Nie zostawiajcie mnie z tym, proszę.
- Musimy wracać do domu, jest późno - zaproponował Liam.
- Nigdzie się stąd nie ruszam, dopóki ten grób nie będzie wykopany - zagroziłam ostatecznie.
- To wszystko na marne.
- Nic nie jest na marnę. Muszę się przekonać co do słów Jaspera. Jeśli Harry naprawdę nie żyje, poddam się badaniom psychicznym, obiecuję, ale teraz proszę. Zróbcie to dla mnie. Wykopmy ten grób razem.
- Zrobimy to, bo ci ufamy, Vanessa - odrzekł Niall - Ale jeśli prawda ma spowodować, że jeszcze bardziej będziesz cierpić to wolimy to zostawić i uniknąć wszelkich konsekwencji.
- Harry był dla was ważny. Traktowaliście go jak brata, jako członka rodziny. Naprawdę nie chcecie dowiedzieć się czy żyje?
- Styles zginął ponad rok temu z ręki Thomasa. Taka jest prawda, którą non stop mówi Jasper. Ufam mu, ponieważ był tam i widział co się stało - oznajmił Zayn.
- Ufasz osobie obcej, a mi nie? - spytałam, zalana już łzami.
- Chcę ci ufać.
- To czemu tego do cholery nie zrobisz!?
- Ponieważ nie potrafię. Nie chcę byś znów pakowała się w sprawy z przeszłości.
- Ty decydujesz za mnie czy ja sama za siebie? Potrafię o siebie zadbać.
- Właśnie widać - parschnął.
- Zayn przestań, dość - zakomunikował Liam - Bierz tą łopatę i pomóż nam. Przekonajmy się, że jej słowa są prawdą - Zayn stanął na chwilę w bezruchu, ale po chwili przełamał się i przejął narzędzie pracy od przyjaciela.
~*~
- Mam coś! - zawołał Niall, stukając w ziemię z której słychać było charakterystyczny stuk - Mamy trumnę!
- Odkopcie tutaj. - wskazałam palcem, po czym chłopaki szybko wykonali moją prośbę.
- Dobra jest. Zayn, pomóż mi z otwarciem jej - Liam rzucił nieoczekiwanie łopatę na ziemię. - Vanessa, Niall, wyjdźcie na trawę.
- Dacie sobie radę? - spytałam zaniepokojona.
- Bułka z masłem - skomentował mulat. Poczułam jak Horan obejmuje mnie ramieniem, kiedy tylko zorientował się, że cała się trzęsę.
- Zayn, musisz tu przytrzymać. Jedziemy na trzy, dobra? - poinformował Payne - Raz, dwa...
- Otwierajcie powoli - dodał Niall. Zmusiłam się pośpiesznie do zamknięcia oczu.
- Trzy! - chłopaki pociągnęli klapę od trumny do góry, powodując, że otworzyła się całkowicie.
- O żesz jasna cholera - zaklnął Zayn. Gdy otworzyłam powieki, przede moimi oczami ukazała się jedynie pusta trumna. To niemożliwe.
Autorka: I BOOOM haha! Rozkręcamy opowiadanie po takim przygnębiajacym czasie jaki nastał na blogu! Wreszcie wkraczamy na najlepszy etap. Ah, przygotujcie się :D
No więc, po 3 tygodniach, wreszcie mamy 91 numerek. Wybaczcie, ale trochę zamieszania mam w tym miesiącu. Obiecuję, że nastepny rozdział pojawi się równo za 2 tygodnie (19 Listopada)
Rozpisywać się nie będę na temat rozdziału. Zostawię przemyślenia dla was ;)
Do zobaczenia xx
Heej 😊 Powiedz mi, jak to teraz obrać w słowa? Skąd Ty czerpiesz tę wenę? :D Według mnie to jeden z najlepszych rozdziałów ostatnich 3 miesięcy c: Intrygujesz coraz bardziej 😘 Za końcówkę to normalnie zabiję, ale najpierw znajdę Cię i zmuszę to częstszego wstawiania :p A teraz już zupełnie poważnie - bardzo lubię, gdy pozostawiasz tę małą niewiadomą powodującą konternację i domysły (oczywiście jeśli masz zamiar to wyjaśnić :3) Ten malutki poślizg czasowy jest w zupełności do wybaczenia. Jak mówią, są rzeczy ważne i ważniejsze, a każdy ma swoje życie prywatne :) Harry miłością nie tylko Vanessy 😂 Życzę Ci weny i więcej czasu wolnego potrzebnego do prowadzenia bloga i najwięcej - dla Ciebie. Ułożenia spraw prywatnych, jak i tych blogowych. Wytrwałości, słonko :***
OdpowiedzUsuńKurde, zawał na miejscu! Już jestem ciekawa co dalej;) /Natalia
OdpowiedzUsuńOsz w morde nie mogę się doczekać następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńHarry żyje wiedziałam. Rozdział zajebisty nie moge się doczekać next. Mam nadzieje że do soboty:)
OdpowiedzUsuń