17 cze 2017

Rozdział 106

*Perspektywa Vanessy*

- Vanessa?
Serce mi stanęło, w głowie się zakręciło.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy nie straciłam zmysłów, czy po tylu latach w mojej pamięci przeszłości i teraźniejszości tak się wymieszały, że już nie potrafiłam dostrzec między nimi różnicy. Bo głos, który usłyszałam, nie był rozgniewanym, poirytowanym głosem należącym jeszcze niedawno do Harry'ego i rozbrzmiewającym tylko wtedy, kiedy napływ złości zalewał jego ciało na mój widok.
Teraz jego głos przywoływał wspomnienia, zblakłe przez miesiące jak papier składany i rozkładany zbyt wiele razy. Zdawało mi się, że tylko ja usłyszałam ciche wypowiedzenie mojego imienia spośród wszystkich zebranych. Moje serce dudniło tak mocno, jakby chciało wyrwać się z klatki piersiowej. Wytrzeszczyłam oczy, kiedy zauważyłam go w framudze drzwi, bezbronnego, zaskoczonego oraz dziwnie zrezygnowanego mężczyznę, jakby bez skutku próbował zrozumieć co się dzieje. Przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. Nakazałam sobie wcześniej, że jeśli cokolwiek zrobi to zachowam zimną krew i nie pozwolę pokazać swoich słabości. Ale teraz, wszystko zbuntowało się przeciwko mnie samej. Coś we mnie pękło. Choć minę miał ponurą, a policzki zapadnięte, dostrzegłam w jego tęczówkach coś, czego dawno u niego nie widywałam. Malował się w nich ból z rodzajów tych trudnych do opisania. W mojej głowie skłębiły się od razu niepokojące myśli oraz obrazy zdegustowanej twarzy chłopaka w najróżniejszych odsłonach. Strach ścisnął mnie za serce jeszcze żwawiej.
- Harry. - łagodny głos Jaspera przywołał go do rzeczywistości. W tym samym czasie, chłód przelał się przez moje ciało, gdy tylko zerwał nasz kontakt wzrokowy. Boże Vanessa, co ty wyprawiasz... - Miałem właśnie powiadomić cię, że masz gościa.
Harry ponownie zwrócił swój wzrok ku mnie, bardziej zdezorientowany niż przedtem. Niebieską bawełnianą bluzę z rękawami podciągniętą miał do łokci, co pozwoliło mi się przyjrzeć jego przedramionom, które pokrywała siateczka nie do końca zagojonych się blizn. W niektórych miejscach skórę przecinały kreski zaschniętej krwi.
Gdy Jasper zauważył, że jego przyjaciel ledwo co trzyma się na nogach, podszedł do niego i szepnął mu coś do ucha, wystarczająco głośno by tylko Harry mógł usłyszeć. W tym czasie Niall, Liam oraz Louis unieśli swoje spojrzenia w moim kierunku, dając mi do zrozumienia, że sytuacja robi się niezręczna.  
Powiedz... powiedz mu dlaczego tu przyszłaś, powtarzał głos w mojej głowie. Ale choć umysł podpowiadał swoje, serce zaś wiedziało co innego.
Niespodziewane ciepło dotyku dłoni w swojej, pomogło mi zostać przy silnych myślach. Gdyby nie to, prawdopodobnie zapomniałabym, że ku mojemu boku stoi Ryan. Posłałam mu ukradkowe spojrzenie, kiedy niepewnie zaczął zakreślać kciukiem kółka na wierzchu mojej dłoni. Wiedziałam, jak sporo kosztowało go to normalne zachowywanie się w obecności Harry'ego, które tak naprawdę skrywało za sobą chęć wykrzyknięcia kilku bluzg w jego stronę.
- Chodźcie. Zostawmy ich samych. - odezwał się Niall i za chwilę zatrzymał się przy Harrym. Wszyscy posłusznie wykonali prośbę blondyna, ale tylko Ryan wahał się przed zrobieniem tego samego. Chłopak nie miał zamiaru zostawić mnie z Harrym sam na sam, szczególnie, jeśli w jego umyśle, ktoś taki miał totalne problemy psychiczne. Ale przecież nie mógł decydować za moje własne postanowienia. W końcu ten dzień musiał nadejść.

Położyłam dłoń na ramieniu Ryana, gdy gwałtownie wyprostował się i napiął mięśnie. Reszta zbierała się już do wyjścia, po drodze zerkając na mojego towarzysza. Ponaglali go wzrokiem, ale ten zbyt bardzo się tym nie przejął. Odwrócił się raptownie w moją stronę i spojrzał mi w oczy. Mogłam przysiąść, że jeszcze tak zdenerwowanego, a jednocześnie zatroskanego go nie widziałam. Wyobraziłam go sobie jako chłopca, małego aniołka z tymi samymi pięknymi błękitnymi oczami, który został wychowany bez rodziców w domu dziecka. Na co dzień uśmiechał się promiennie, jakby starał się cieszyć własnym życiem, pomimo tak trudnej sytuacji. Potem ujrzałam go na schodach dwu piętrowego domu, siedzącego z rękami na twarzy i szlochającego po raz kolejny, odkąd trafił do rodziny zastępczej, która okazała się dla niego dodatkowym bólem. Codziennie bezbronny, nikomu niewinny chłopak marzył o lepszych standardach życia, o kimś, komu mógłby oddać swoje serce by je naprawić i odizolować od pełnego cierpienia wspomnień sprzed laty. Nie mogłam pozwolić mu teraz stracić tą jedyną nadzieję w którą tak naprawdę wierzył. A tą nadzieją byłam ja. Zdawałam sobie sprawę, że od pewnego czasu znacznie zbliżyliśmy się do siebie, ale teraz to było całkowicie co innego. Jakby łączyła nas więź, której moc była tak silna, że aż niemożliwa do zerwania. Więź zrozumienia siebie nawzajem. Więź wiary, miłości i troski. Ryan brał wszystkie moje problemy na siebie, jakby był za nie odpowiedzialny. Starał się tym samym pomóc, jak tylko mógł bym poczuła się lepiej. To nie była chęć pragnienia tej drugiej osoby. To była chęć sprawienia tej drugiej osoby wreszcie wolną i szczęśliwą od tego co wówczas nas otaczało.
Po chwili głębokiego zastanowienia się, Ryan ostatecznie uległ prośbie Nialla i następnie posłusznie zwrócił się do drzwi. Wierzył we mnie dostatecznie mocno by pozwolić mi zostać z Harrym. I zrobił to, choć wiedziałam, że z trudem.
Kiedy każdy już opuścił salon, w nim zostałam tylko ja i Harry. Pokój wydawał się być wyjątkowo pusty w danej chwili. Pomimo mebli, odczuwało się dziwny chłód. Spojrzałam kątem oka na szatyna, który teraz opierał się plecami o framugę. Był spięty. Jego czoło zakrywały włosy z czego nie mogłam wyczytać z wyrazu twarzy żadnych ludzkich emocji. Schował ręce do kieszeni jak typowy znudzony nastolatek i wpatrywał się w podłogę w zamyśleniu. I by pomyśleć, że doskonale pamiętałam go młodszego ze znacznie zbuntowanym charakterem, jeśli chodziło o ludzi. Odkąd powrócił do Los Angeles, momentalnie zauważyłam zmiany w jego osobowości, które naprawdę rzucały się w oczy. Harry stał się bardziej dorosły, porzucił wygląd i zachowanie amerykańskiego nastolatka i teraz, pomimo tego, że emanował złością, wydawał się być bardziej uważny na to co robił. Choć uchował trochę starych nawyków, coś budziło w nim moją powściągliwość.
- Po co przyszłaś? - niespodziewanie do moich uszu dotarł szorstki głos Harry'ego, który z ręką na sercu wiercił we mnie dziurę. Po ostatniej wspólnej rozmowie, kiedy powiedział mi, że jego uczucia do mnie nigdy nie były prawdziwe, miałam ochotę sprawić by stracił przytomność. Ale pomimo tego, nadal go kochałam. I właśnie za to nienawidziłam siebie najbardziej. Że kochałam kogoś, kto nawet na mnie nie zasługiwał. - Po co?
Chłopak podniósł na mnie wzrok i patrzył tak, jakby ożył jego najgorszy senny koszmar. Przeszły mnie dreszcze, wzięłam głęboki wdech, błądząc tak samo za chwilę wzrokiem po jego twarzy. Nie wiedziałam wciąż, jak opisać to niezręczne uczucie pustki, które nie dawało mi spokoju.
- Chciałam...
- Chciałaś co? - jego słowa zaczęły przesiąkać w moją świadomość, sącząc się gwałtownie na zewnątrz poprzez usta. - Powiedzieć mi coś jeszcze o czym nie wiem, ponieważ to ukryłaś?
- Nie przyszłam tu by się kłócić. - odparłam zgorzkniale. - Wiem, że oczekujesz wyjaśnień.
- Teraz dochodzisz do tego wniosku? - Harry powoli zbliżał się do mnie, choć ostatecznie zatrzymał się na bezpieczną odległość. - Mogłaś pomyśleć o tym wcześniej, zanim postanowiłaś odizolować mnie od własnej córki!
Zamrugałam kilkukrotnie. Ciemne, niezdradzające jeszcze przedtem emocji tęczówki, teraz miały w sobie rosnącą pogardę. Mogłam zauważyć jak ciśnienie mu się podnosi, jak ledwo panuje nad tym co robi czy mówi. Pięści zaś u obu rąk miał mocno zaciśnięte.
- Wtedy nie zasługiwałeś na żadne z moich wyjaśnień, po tym co mi zrobiłeś. - odwaga nieoczekiwanie przejęła kontrolę. - Myślałeś, że co? Że powiem ci, że mam z tobą dziecko? Co byś zrobił? Wrócił?
Harry zbladł.
- Nie miałaś żadnego prawa do ukrywania Lily przede mną! Nasze stosunki nigdy nie powinny mieć nic wspólnego z naszym dzieckiem!
- Jeśli pozwoliłabym tobie wejść do jej życia, już wcale nie miałaby spokojnego życia! Spójrz na siebie! Spójrz kim się stałeś! Masz mnie za skończoną idiotkę, która przypadkowo zaszła z tobą w ciążę, ale nigdy nie musielibyśmy przechodzić przez to wszystko, gdyby nie twoje wiecznie to samo pieprzone zachowanie!
Harry raptownie pojawił się znacznie bliżej mnie. Stanął tuż na przeciwko, wzrostem dominując nad moją sylwetką.
- Nie mam cię za idiotkę, że urodziłaś moje dziecko. - mówił lodowatym tonem. - Przyczyniłem się do tego, czy tego chciałem czy nie. Ale nie waż się obwiniać Lily za to co się pomiędzy nami teraz dzieje. Ona nie jest winna twoich bezmyślnych błędów.
- Zrobiłam to, bo chciałam ją chronić...
- Przed czym? Przede mną? Nigdy bym jej nie skrzywdził! I nigdy nie zrobiłbym krzywdy tobie, ponieważ pomimo tego, nadal cię szanuję, bo jesteś matką mojego dziecka. Co było w tym trudnego do pojęcia?
Zabrakło mi tchu. Coś było nie tak, pomyślałam. Harry starał się uformować przyśpieszony oddech, nadal wpatrując się we mnie. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że stoi za blisko, dlatego momentalnie się odsunął.
- Dałeś mi wiele powód do tego by się bać. - odparłam ściszonym głosem. - Myślisz, że teraz to się zmieni? Nigdy nie zmieniłeś się dla kogoś, nie myślałeś jak ta druga osoba może się czuć, jeśli dokonasz tego co dokonasz. Przez ostatnie kilka lat wierzyłam, że jest w tobie choć grosz nadziei, ale ty do teraz nie zrobiłeś żadnych postępów. Oczekujesz szczerości od wszystkich wokół siebie, ale sam nie jesteś ze sobą do końca szczery. Zastanów się czego ty chcesz.
- Chcę rodziny. - odrzekł. Czułam ból w jego słowach, tak mocny, że aż ukazywały go nawet i oczy. Był zmieszany, nie pewny do końca tego, czy to co mówi jest rozsądne. - Chcę być obecny w życiu mojej córki. Tylko tego teraz pragnę najbardziej. Nie możesz mi tego odebrać, Vanessa. Tej jednej rzeczy nie możesz.
Nie przychodziła mi do głowy żadna odpowiedź. Mogłam tylko na niego patrzeć. Harry w żaden sposób, odkąd powrócił z Miami, nie miał aż tak zachwianych emocji. Wcześniej wściekły, teraz dziwnie spokojny. Trudno było go zgadnąć.
- Pozwól mi ją zobaczyć. - Harry ponownie do mnie podszedł. Jego wzrok nie wiedział na czym ma się skupić. - Pozwól mi udowodnić, że się mylisz w stosunku do Lily. Nie chcę więcej mieszać się w twoje życie. Chcę po prostu móc być przy jej dorastaniu.
- Nie jestem w stanie ci uwierzyć, Harry. Przykro mi.
Chłopak zamilkł. Przetarł twarz dłońmi, odwracając się ode mnie plecami. Za chwilę znów skupił się na mojej osobie.
- Czyli nadal wybierasz drzeć ze mną koty, tak? - spytał z wyrzutem. - Tego kurwa właśnie chcesz?! Nie masz zamiaru przestać choć przez chwilę myśleć o sobie!
- Myślisz, że nabiorę się na to co mówisz? - prychnęłam. - Że będziesz troskliwym ojcem, pomimo tego, że najlepiej pozbyłbyś się mnie? Wiem, że jestem tylko dla ciebie problemem. Nie oszukujmy się.
Widziałam w jego tęczówkach znajomy drapieżny błysk, ale teraz połączony z gniewem.
- Nie byłabyś, gdybyś zgadzała się ze mną w pewnych kwestiach!
- Nie muszę się z tobą w niczym zgadzać. Sama wiem swoje.
- Posłuchaj mnie. - nakazał. - Pozwolisz mi na zobaczenie się z Lily, jeśli wolisz uniknąć problemów. Wiesz dobrze, do czego jestem zdolny się posunąć. Nie radzę ci protestować. 
- Słyszałeś ją. - znajomy głos dobiegł z końca pokoju. W progu salonu stał Ryan z zimną krwią utrzymując samokontrolę. - Nie powinieneś lekceważyć jej słów.
Zaskoczony Harry odwrócił się za siebie, gdy zdał sobie sprawę, że teraz nie jesteśmy sami. Zauważyłam jak gwałtownie napina mięśnie, dłonie znów zaciska w pięści.
- Ryan! Oszalałeś!? Co ty wyprawiasz? - starałam się ominąć Harry'ego by podbiec do niego, ale ten zagrodził mi drogę wyciągniętą ręką.
Ryan popatrzył na mnie przez zaledwie kilka sekund. Niemo starał się coś przekazać, choć nie uchwyciłam jego wiadomości. Swoją uwagę skupiał tylko i wyłącznie na Harrym, gromiąc go spojrzeniem do takiego skutku, że sam Styles zorientował się jak nieprzyjemna jest jego niechęć.
- Cóż za niespodzianka, nieprawdaż? - Harry przemówił do mnie, choć wzrok miał utkwiony w Ryanie. - Tak myślałem, że przez cały czas nas podsłuchiwał. Wygląda na to, że z trudem jest mu się oprzeć pokusie.
- Nie podsłuchiwałem. - odrzekł gniewnie przyjaciel. - W przeciwieństwie do ciebie, jej ufam.
- Czyżby? - Styles zakpił z jego wyznania. - To czemu wiedziałeś, o czym mówimy?
Ryan stanął zmieszany, ale w porę odżył, gdy zorientował się, że sytuacja nie wychodzi na jego korzyść.
- To oczywiste, że chcesz zobaczyć się z własnym dzieckiem. - Ryan skrzyżował dłonie na piersi. - Tylko rzecz w tym, że tobie z trudem przychodzi pogodzenie się ze słowem "nie". Czemuż mnie to nie dziwi?
Żyła na szyi Harry'ego zapulsowała. Okoliczności się pogarszały.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że wtrącasz się w nie swoje sprawy. - Harry złączył ręce za plecami. Złośliwy uśmieszek wykrzywił jego usta, jego kroki w stronę mojego przyjaciela wydawały się pełne gracji, jakby podchodził do zdobyczy ostrożnie by za chwilę móc zaatakować z zaskoczenia. Ryan zaś nie wydawał się wzruszony jego posunięciami. - Co cię tak trzyma?
- Widzę jak ją traktujesz. - Ryan ton głosu miał zdecydowany, niezachwiany. - Starasz się sprawić, byś miał na nią wpływ, ale ja wiem, co za tym wszystkim stoi. Kiedy wreszcie dostaniesz od niej to czego chcesz, nic cię nie powstrzyma przed dalszymi działaniami.
Przyglądałam się sytuacji, totalnie zamrożona słowami ich obojgu. Było w nich tyle jadu. Nie umiałam uwierzyć z jaką łatwością Harry się zmieniał.
- Uważasz, że moja córka jest częścią mojego tajnego planu? - Harry stłumił śmiech. - Nieprawdopodobne oskarżenie, Ryanie.
- Nikt ci nie uwierzy, że nagle ktoś na serio zaczął cię obchodzić. Jestem jedynie ciekaw... - zamyślił się przyjaciel. - ... czemu tak bardzo zainteresowała cię córka? Nie wiem czy zauważyłeś, ale nie jesteś zbyt dobry w maskowaniu swoich planów.
Zakończ to. Echo odbijało się w mojej głowie, ale nie umiałam nabrać wystarczająco siły by przerwać ich konwersację.
- Twoje oskarżenia są śmieszne. - skwitował Styles. - Jak śmiesz mieszać w to moje dziecko? Niczego się nie nauczyłeś, odkąd zrezygnowałeś z bycia pupilkiem Thomasa.
 Harry nie był zły, tylko rozbawiony posunięciami Ryana, co nieco zaskoczyło oczywiście i samą mnie. Musiałam coś zrobić.
- Przestańcie! - podniosłam głos. Oboje z nich zwrócili się ku mnie. - To zaczyna posuwać się za daleko!
- Pozwalasz mu wtrącać się w nasze sprawy, w sprawy dotyczące naszej córki! - Harry popatrzył na mnie z pogardą malującą jego twarz, ręką wskazując na Ryana. - Nic z tych rzeczy nie powinno go obchodzić! Nic o nim nie wiesz!
- Wiem, że można mu ufać bardziej niż tobie. - nabrałam siły w w słowach. - Może on ma rację. Nie powinnam ci wierzyć. Nie po tym, co mi powiedziałeś, wtedy w domu Jaspera.
Harry z trudnością opanowywał swój oddech. Coraz bardziej sprawiał wrażenie, że zaraz wybuchnie złością.
- Zdajesz sobie sprawę, że ze mną nie wygrasz? -  warknął. Oczy zabłysły mu pod wpływem wściekłości. - Daję ci szansę, a ty ją olewasz. Jak chcesz. Ale wbrew temu co mówisz, i tak ją zobaczę. Nie zdołasz utrzymać jej z daleka ode mnie.
Ton głosu sprawił, że strach podszedł mi do gardła.
- Grożenie jej, nic ci nie da. - stwierdził nagle Ryan. - Gdybyś miał chociaż trochę godności w sobie, przestałbyś być takim palantem i wreszcie zmienił swoje podejście do życia. Gdy już to zrobisz, wtedy wróć i z nią porozmawiaj o wychowaniu waszego dziecka. Teraz, masz tu najmniej do gadania.
- Nikt nie pytał cię o to, czy możesz się wypowiedzieć w tej kwestii. - Harry odwrócił się do mojego przyjaciela. - No chyba, że zarabiasz sobie na niezły łomot.
- Harry! - skarciłam go, ale mnie zignorował.
- Chętnie zobaczę jak się błaźnisz.
Boże Ryan, nie. Zanim zdążyłam poinformować go, żeby nie pogarszał sytuacji jeszcze bardziej, Harry już ruszył przez pokój i stanął na przeciwko niego.
- Harry nie rób tego, proszę! - moje serce uderzało mocno w klatce piersiowej, kiedy zbliżyłam się do obu mężczyzn. Ręką odgrodziłam ich od siebie, ale ci wciąż utrzymywali gorzki kontakt wzrokowy. - Nie możecie tak rozwiązywać problemów!
- Vanessa, idź do samochodu. - nakazał raptownie Ryan, nawet na mnie nie patrząc. - Zaraz przyjdę.
- I mam po prostu zostawić was tu obu samych, byście się pozabijali? Nie ma mowy.
- Ja bym wolał by została. - zawtórował Harry. Nie wierzyłam, że go to wszystko aż tak bawi.
Dlatego musiałam położyć temu kres. Przyłożyłam niespodziewanie dłonie do torsu Harry'ego i odepchnęłam go do tyłu od Ryana na wystarczającą odległość. Ten tylko zlustrował mnie wzrokiem zdumiony moim posunięciem.
- Nie pozwolę byście się pozabijali, rozumiesz?! - powtórzyłam. W chwili, kiedy miałam zamiar po raz kolejny odepchnąć, ten w porę złapał mnie za nadgarstki. Błysk w jego oczach - nagły, mroczny i niekontrolowany - trochę mnie przestraszył.
- To by załatwiło większość spraw, nie sądzisz?
Puścił mnie. Jego pierś unosiła się i opadała szybko. W miejscach, gdzie Harry mnie ścisnął, widniały czerwone ślady.
- Nie, nie sądzę by wasza bójka rozwiązała sprawę w tym momencie! Nie przyszłam tu po to, by się kłócić! Chcę jedynie porozmawiać!
- To rozmawiajmy! - jego twarz była jak biała maska, sztywna i nieruchoma. - Ale bez niego!
Harry wskazał na Ryana, który również źle panował nad sobą.
- Nie będziesz wymuszał na niej niczego! - krzyknął Ryan. Podszedł do nas, ale gestem ręki zatrzymałam go w połowie drogi. - Nie ma mowy byś mieszał jej w głowie!
- Ryan! Dość! - spojrzałam na niego. - Nie. Proszę.
- Pozwalasz mu na takie traktowanie? - zwalczyłam impuls, żeby go skarcić. Przyjaciel czuł się urażony. - Nie widzisz co on...
- Przyszłam tu, bo chciałam omówić z nim to, co już dawno powinnam z nim omówić. - odparłam. - Wiem, jak mam się bronić. Nie jestem głupia by po raz kolejny dać się nabrać. Powinien znać prawdę, dla której tu jestem.
Ryan pokręcił głową. Na jego twarzy mieszały się ból i zmieszanie. Zignorował moje spojrzenie.
- Nawet nie potrafisz doceniać tego, co ona dla ciebie robi, Styles. - niespodziewanie przemówił w stronę Harry'ego. Ten zamrugał niespokojnie. - Jak to mówią, miłość jest ślepa. Pomimo tego, co jej zrobiłeś, ona nadal jakimś cudem cię kocha. Dziwię się, że tak traktujesz osobę, która kiedyś byłaby w stanie rzucić się dla ciebie pod pociąg. Tyle co się przez ciebie nacierpiała, powinieneś mieć do niej chociaż jebany szacunek!
Mój mózg ledwo co przeskanował słowa przyjaciela.
- Skąd wiesz, że go nie mam? - zapytał podchwytliwie Styles. - Po czym to stwierdziłeś? Po tym jak się do niej odnoszę? Gdybym nie miał do niej szacunku, nie pozwalałbym jej mówić do mnie tyle oszczerstw! Jest matką mojego dziecka! Szanuję ją, bo wychowuje naszą córkę!
- Gdybyś nie wiedział, że zrobiłeś jej dziecko, nadal traktowałbyś Vanessę jak śmiecia. Dopiero teraz zdajesz sobie sprawę, że czas się zmienić, bo co? Bo przecież zostałeś ojcem, musisz wykazać cię szlachetnością by pokazać córce, jaki to z ciebie niesamowity tatuś? Wstydź się chuju, za to co robisz. Lily dowie się, jak traktowałeś jej matkę. Gwarantuje ci, że odwróci się od ciebie plecami tak samo jak wszyscy inni do tej pory to zrobili.
- Ryan, czemu to robisz? - własny głos brzmiał słabo w moich uszach. Jego lodowatość przypomniała mi sposób w jaki Harry czasami zwracał się do ludzi.
- Czemu robię co? - Uraza zniknęła z jego twarzy, zastąpiona przez niedowierzanie. - Czemu mówię prawdę? Niech ten idiota wie, że takie skutki prędzej czy później będą. Nie uniknie tego.
- Daję ci ostatnią szansę. - Harry raptownie ożył. Odepchnął mnie do tyłu by stanąć na wprost Ryana. - Opuszczasz ten dom, teraz, z własnej woli, albo ja z chęcią cię do tego zmuszę. Wybieraj.
Harry nie dawał za wygraną, tak samo jak z resztą Ryan. Oboje zacięcie dogryzali sobie nawzajem.
- Pod jednym warunkiem. Vanessa idzie ze mną. - wskazał na mnie. - Wasza rozmowa się i tak już zakończyła.
Harry zerknął na moją osobę.
- Ale...
- Nie, Harry. - przerwałam mu. - On ma rację. Nasza rozmowa... ona nie ma sensu. Myślałam, że coś z tego będzie, ale ty nadal... zresztą nie ważne. Przepraszam, że w ogóle tu przyszłam.
Harry zamilkł. Zrezygnowana, widząc, że chłopak nie ma już nic więcej do dodania, ruszyłam w stronę Ryana by za chwilę pociągnąć go do wyjścia. Ale w połowie drogi, gwałtownie poczułam, jak ktoś łapie mnie za dłoń i odwraca do siebie. Przed moimi oczami ponownie ujrzałam twarz Harry'ego. Tym razem zagubioną, nie panującą nad sobą.
- Przemyśl to co mówiłem. - poprosił, prawie błagającym tonem. - Proszę. Zależy mi na niej, bardziej niż sobie wyobrażasz.
Raptownie Ryan odciągnął mnie od Harry'ego, ale tym razem nikt z nas już nie protestował. Harry popatrzył na mnie z obojętnością, pozwalając na czyny mojego przyjaciela. Sama nie umiałam powstrzymać się od patrzenia na niego, całkowicie pogrążona w szoku. Zanim ostatecznie zniknęłam za drzwiami salonu, Harry odwrócił się plecami, jakby nie chciał ukazać błąkającego się po jego twarzy przygnębienia. Opuściłam dom Liama z niedającą spokoju myślą o chłopaku, który może właśnie zrozumiał powód dla którego odczuł znacznie inne uczucie od ciągłej przestarzałej nienawiści.

~*~

Ryan zgodził się zostać na chwilę w moim mieszkaniu, kiedy zaproponowałam ciepłą herbatę na ukojenie nerwów. Przez pół drogi, prawie się nie odzywał, co sprawiło, że czułam się niekomfortowo w jego towarzystwie. Jego zachowanie przypominało mi trochę mojego brata Jonathana, który gdy przeważnie był obrażony na któregoś z członka naszej rodziny, również postanawiał nie odzywać się przez jakiś czas. Bolało mnie jednak, widząc, jak Ryan bije się z myślami. Nie chciałam by były one powodem, dla którego mielibyśmy się do siebie nie odzywać przez następne kilka dni. Może był obrażony? Nie umiałam stwierdzić, ale też nie umiałam zebrać w sobie resztki odwagi by spytać go o prawdziwy powód jego milczenia. Jedynym rozwiązaniem był czas.
Na dworze było późne popołudnie i nadszedł wiatr, który lekko głaskał włosy i pozostawiał na twarzy uczucie chłodu. Zamknęłam pośpiesznie okno w pokoju gościnnym by nie narażać Lily na przeziębienie. Dziewczynka siedziała na kolanach Ryana w fotelu i co chwila śmiała się, kiedy przyjaciel starał się ją rozśmieszyć, przybierając różne rodzaje min. Po wyjściu Mirandy, która przez ostatnie kilka godzin, opiekowała się Lily, zabawki leżące na dywanie nadal nie były posprzątane ze względu na to, że kiedy próbowałam schować je z powrotem do specjalnych pudełek, mój mały aniołek protestował płaczem, bym przestała. Dlatego się poddałam.
Wróciłam do kuchni, kiedy woda z czajnika zdążyła się już zagotować. Zalałam pośpiesznie dwa kubki z herbatą, po czym ostrożnie zaniosłam je do salonu. Ryan momentalnie usadowił Lily na kanapie by móc za chwilę mi pomóc.
- Dziekuję. - odrzekł, kiedy przejął ode mnie swój kubek. 
Nasze ograniczenie co do rozmów było dla mnie męczące i tym samym denerwujące, ale starałam się zachowywać powagę.
- Powinnam położyć ją spać. - oznajmiłam, na co chłopak tylko na mnie popatrzył. Lily pokazywała w moją stronę misia, którego dostała od Jaspera.
- Jest jeszcze wcześnie, może daj jej trochę czasu. Zresztą, nie sądzę by była śpiąca.
Masz rację, skarciłam się w myślach. 
Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, dźwięk telefonu domowego rozbrzmiał w korytarzu. Przeprosiłam Ryana i poszłam odebrać. 
- Vanessa McClain. Słucham?
- Kochanie? - szybko rozpoznałam ten ochrypły poważny głos. - To ja, tata. Słyszysz mnie?
O mój boże. To była moja pierwsza rozmowa z ojcem od jego przyjęcia. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, ile czasu minęło od tego wydarzenia.
- Tak.
- Jak się czujesz? Od kilku dni nie przychodzisz do pracy. Zacząłem się martwić, że może coś się stało. Nawet Cheryl również się o ciebie pytała.
- Oh tak, przepraszam. - zawahałam się w odpowiedzi. - Po prostu ostatnio dzieje się zbyt dużo, potrzebowałam chwili dla siebie.
- Rozumiem. - wyczułam przez słuchawkę niepewność w głosie ojca. - Chciałbym się ciebie także spytać, co się wydarzyło na bankiecie, że tak szybko zdecydowałaś się go opuścić. Obiecałaś, że zrobisz przemówienie. Myślałem, że dotrzymasz słowa.
- Wiem, że cię zawiodłam tato. - ściszyłam głos, kiedy zauważyłam, że Ryan z niezrozumieniem właśnie mi się przygląda z końca korytarza. Odwróciłam głowę. - Sprawy przybrały innych okoliczności, musiałam wracać do...
- Ostatnio nie jesteś sobą, Vanessa. - przerwał raptownie w połowie mojego zdania. - Chciałbym byś przyjechała do mnie i do matki i w cztery oczy wyjaśniła nam co się dzieje. Martwimy się, skarbie. 
- Dobrze, przyjadę. Dam wam znać, kiedy będę mogła.
- Trzymam cię tym razem za słowo. I proszę, nie zawiedź mnie, Vanessa. Naprawdę nie chcę myśleć, że moja własna córka zaczyna wariować. Rozumiem co przechodzisz, skarbie, ale po to jesteśmy my, twoi rodzice, byś zawsze mogła do nas przyjechać i wszystko opowiedzieć. Ufamy ci.
- Powiedz mamie, że zadzwonię do was, jak tylko będę miała czas. Obiecuję.
- Dobrze. Ucałuj od nas Lily.
- Jasne. Do zobaczenia, tato. 
- Do zobaczenia kochanie. 
Odłożyłam słuchawkę z powrotem, kiedy połączenie się zakończyło. Wtedy zorientowałam się, że Ryan nadal był w pobliżu, tylko teraz znacznie bliżej. Stał praktycznie obok mnie.
- Co chciał twój ojciec? - spytał łagodnie. Niebieskie oczy wyglądały jak fale oceanu, teraz ciche i spokojne, jak zawsze, gdy nadchodziła pora księżyca.
- Martwił się o mnie. - wzruszyłam ramionami. - Tylko tyle. Nic wielkiego.  
Chłopak zamyślił się przez sekundę. Światło w holu malowało końcówki jego włosów na znacznie jaśniejszy odcień brązu. Z nieoczekiwaniem, spojrzał na mnie i ujął moje dłonie w swoje. Widziałam wyraźnie swoje odbicie w jego oczach.
- Vanessa, ja... ja muszę cię przeprosić. - odrzekł. Głos mu się łamał, gubił. - Wiem, zachowuje się jak dziecko. Nie wiem co mi przyszło do głowy. Coś mi podpowiada, że powinienem być na ciebie zły, ale ja... nie umiem być. Nie mogę dłużej tak milczeć.
Ryan wyglądał tak bezbronnie, ale nawet ta bezbronność była zmieszana z nienawiścią do samego siebie, głęboką jak rana. Czemu on tak dużo widział w sobie negatywów?
- Nie masz za co przepraszać. - uścisnęłam jego ciepłe dłonie. - Przecież wiesz, że nic złego nie zrobiłeś.
- O mało co nie zrobiłem tam awantury. Naprawdę byłem gotowy zmierzyć się z nim, rozumiesz? Z Harrym.
- Najważniejsze jest to, że do niczego nie doszło. - uspokoiłam go. - Nie obarczaj się tym.
W ustach miałam sucho. W moim żyłach krążyła adrenalina. Ostatnie wydarzenia - śmierć Christophera, dowiedzenie się przez Harry'ego prawdy o dziecku - wydawały się mniej realne niż to, co zobaczyłam w oczach Ryana.
- Po prostu... ja... nie mogłem darować mu, że tak cię traktuje. - wyznał. Jego spojrzenie przewiercało mnie teraz na wskroś. - Byłem przewrażliwiony, że cię nie docenia. Jakbyś była dla niego nikim, tylko osobą z którą kiedyś się przespał i z tego powodu ma z nią dziecko. Miałem ochotę pokazać temu palantowi...
- Ryan. - skarciłam go. - Nie ważne jest, jak Harry mnie traktuje. Nie obchodzi mnie to. Już nie.
- Ale nadal go kochasz.
- I co z tego? Znam go od dłuższego czasu i wiem, że on tak już ma. Nie zmieniłbyś go, ponieważ to jest część jego charakteru. Harry już po prostu taki jest.
- Ale najbardziej nie daje mi spokoju to, że powstrzymałem się przed uderzeniem go. A mogłem tego nie robić. Mogłem pokazać mu, że tak kobiet nie powinno się traktować. 
- To wyjaśnia, dlaczego jesteś takim wyjątkowym człowiekiem. Rozsądnym, uczciwym, lojalnym. Byłeś w stanie sam nakazać sobie, żebyś przestał. Zachowałeś się szlachecko w przeciwieństwie do Harry'ego.
Chłopak puścił moje dłonie by zaczesać swoje włosy do tyłu. Emanował silnym niepokojem.
- Nie, Vanessa. - jego głos zadrżał. - To wyjaśnia, co do ciebie czuję.
Ryan milczał przez dłuższą chwilę, patrząc na mnie z niewielkiej odległości, która nas dzieliła. Choć mnie teraz nie dotykał, czułam jego bliskość.
Niespodziewanie wyciągnął rękę przed siebie, przesunął lekko palcami po moich włosach, musnął opuszkiem policzek. Na jego twarzy pojawił się wyraz, którego już prawie udawało mi się zapomnieć, a w oczach dziwne światło. Lekko się schylił, by jego oczy znalazły się na tym samym poziomie, co moje. Oblizał usta, a ja zauważyłam w nich dziwną emocję, która był czymś w rodzaju głodu, złości i uporu.
- Ryan...
Zaparło mi dech w piersiach, widząc jak chłopak przysuwa się znacznie bliżej mnie.
- Nie zauważyłaś tego, dlaczego tak postąpiłem? Dlaczego w ogóle robię tyle rzeczy wobec ciebie? - szepczący głos Ryana był bez życia. - Starałem się zapomnieć. Naszego pierwszego zbliżenia, tego jak cię pocałowałem i jak mocno trzymałem w ramionach. Dałaś mi później do zrozumienia, że pomiędzy nami, nic nie może się zrodzić większego niż przyjaźń. Ale Bóg wie, że nie pragnę nikogo oprócz ciebie. - Zsunął dłoń z mojego policzka na wargi, powiódł po nich czubkiem palca. - Nawet nie chcę pragnąć nikogo oprócz ciebie.
- Nie powinniśmy. To... to nierozsądne...
Próbowałam obniżyć jego dłoń, ale za chwilę znów powrócił nią do mojej twarzy, tym razem na podbródek.
- Nie musi być.
Uniósł moją twarz. Byłam zbyt zaskoczona, żeby się poruszyć, nawet kiedy Ryan nachylił się ku mnie, a ja uświadomiłam sobie z opóźnieniem, co robi. Odruchowo zamknęłam oczy, gdy jego wargi musnęły delikatnie moje usta, przyprawiając mnie o dreszcz. Raptownie zapragnęłam być tulona i całowana, żebym mogła zapomnieć o wszystkim. Oplotłam rękoma jego szyję, przyciągnęłam go do siebie bliżej.
Włosy Ryana łaskotały mnie w dłonie, nie tak jedwabiste jak u Harry'ego, ale równie miękkie i delikatne. Nie powinnam myśleć o nim w takim momencie. Odepchnęłam pośpiesznie od siebie obraz Harry'ego, kiedy wolna dłoń chłopaka zsunęła się na moje plecy.
- Powstrzymaj mnie, jeśli tego właśnie chcesz. - rzekł, po czym przesunął wargami po mojej skroni. - Zrób to, jeśli...
Przyciągnęłam go do siebie, tak, że reszta jego słów zginęła w moich ustach. Całował mnie wolno, z ostrożnością, jakby się bał, że to co zaczął, zaraz się zakończy. Ale ja nie pragnęłam delikatności, nie teraz, nie po tym co się stało w ostatnich kilku dniach, miesiącach...
Zacisnęłam dłonie na jego koszuli, przygarnęłam go mocniej. Ryan jęknął cicho z głębi gardła. Musiał wyczuć moją gwałtowność, ponieważ uśmiechnął się poprzez pocałunek na wyznaczone posunięcie.
Straciłam nagle grunt pod nogami, gdy chłopak podniósł mnie, a ja owinęłam wokół jego pasa swoje nogi. Żar jego ciała palił mnie teraz nawet przez bluzę pod którą miałam cienki sweter. Przejechałam palcem po jego żuchwie. Czułam, oddychałam, pragnęłam i widziałam tylko Ryana. Kiedy znaleźliśmy się w salonie, usadowił się na pierwszym najbliższym fotelu, a ja na jego kolanach. Napierałam całym ciałem na niego. Dłońmi zaczęłam badać jego nagą skórę pod koszulą, tak ja ustami badałam usta. Mój dotyk na jego smukłych mięśniach, sprawiał, że Ryan cicho pomrukiwał. Sam nie mógł się powstrzymać od położenia własnych dłoni na moich biodrach. Nie chciałam żądać, żeby przestał, kiedy rozpiął moją bluzę, rzucając ją później na kanapę. Miałam dość uczucia ciągłego osamotnienia.
Uwolnił moje usta od pocałunku, swoje przesuwając zaraz na moją szyję. Ciepłe wargi, sprawiały gęsią skórkę na moim ciele. Był ostrożny, ale i także zaborczy, co sprawiało we mnie palpitacje serca.
- Oh, Vanessa... - Ryan wpatrywał się we mnie rozpalonym wzrokiem. Ujął mnie niespodziewanie za nadgarstki i uniósł moje dłonie do swojej twarzy, splótł palce z moimi palcami. Pocałował je czule. - Chcę byś pozwoliła mi się tobą zaopiekować. Być przy tobie i Lily. Kocham cię, ja... - zawahał się, widząc moją niepewność. - Powiedz mi, co czujesz...
Próbowałam ustabilizować swój oddech.
- Zależy mi na tobie, Ryan. - położył dłonie na moich plecach, gdy ja przejeżdżałam palcami po jego twarzy, nie porzucając wspólnego kontaktu wzrokowego. - Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będzie mi tak na kimś zależało.
Chłopak rozpromienił się na moje wyznanie. Miał w sobie coś magicznego, coś co chciało, bym była bliżej niego. Musnął przelotnie moje wargi, policzek, szyję, jakby nie mógł uwierzyć w dane słowa.
- A Harry? Co z nim? Przecież to jego kochasz...
- To przy tobie czuję się bezpieczna. - wyznałam. - Harry zawsze będzie dla mnie kimś ważnym, ale teraz chcę spróbować innego życia. Życia z tobą.
Oczy Ryana migotały z radości. Nie umiałam opisać, jak bardzo był zdumiony.
- Jesteś szczęśliwa? - kosmyk moich włosów zaciągnął za ucho. Uśmiechnęłam się na jego gest.
- Oczywiście, że tak. 
Ryan podniósł się lekko by dosięgnąć moich warg i się w nich zagłębić. Całował je z taką namiętnością, że wywoływał najprawdopodobniej tysiące motylków w moim brzuchu.
- Każdy twój ból czułem na sobie kiedy cię pocieszałem przez niego. - przybrany ton głosu chłopaka hipnotyzował moje myśli. Intensywnie skupiłam się na jego oczach. - Przysięgam, że mogłem go czuć podwójnie, żebyś ty nie czuła wcale. Przez cały czas myślałem, że to właśnie mnie potrzebujesz. Że tylko ja mogę ci pomóc. Coś od dawna mnie do ciebie ciągnęło, ale teraz nie mam zamiaru już więcej ukrywać przed tobą, że wszystko jest w porządku. - zaczerpnął szybko tchu. - Pragnę cię, Vanessa. Chcę byś za mnie wyszła.
Zszokowana, wyprostowałam się na jego kolanach. Przez krótką chwilę, odniosłam wrażenie, że się przesłyszałam, ale po wyrazie jego twarzy, zorientowałam się, że to co powiedział to jednak prawda. Boże, czy on... czy on właśnie proponował mi małżeństwo? 
- Ryan, ja... - z trudem przychodziło mi ułożenie jednego zdania. - Czy ty mówisz poważnie? Naprawdę chcesz...
- Chcę się z tobą ożenić, Vanessa. - odparł zdecydowanie. Wbiłam w niego wzrok, chłonąc wszelkie szczegóły: okrągłe oczy pobierające widok pochmurnego nieba, otaczające je czarne, odpowiedniej ilości i długości rzęsy, usta poczerwieniałe od pocałunków. - Pragnę sprawić, żebyś już nigdy nie została skrzywdzona.  Pomogę ci nawet zapomnieć o Harrym, dokonać, że już nigdy więcej go nie zobaczysz. Razem stworzymy przyszłość dla Lily. Uciekniemy z Los Angeles, dokąd tylko chcesz.
Chciałam za wszelką cenę mieć lepsze życie. U boku Ryana wiedziałam, że nie czułabym się zdradzona, niepewna jego uczuć. Sam sposób w jaki mówił, przekonywał mnie, że jego miłość nie jest chwilowym uczuciem, po którym po kilku miesiącach się znudzi. Pragnęłam czegoś stabilnego, a Ryan mi właśnie to oferował.
- Nie wiem co powiedzieć. - uśmiechnęłam się leniwie. - To znaczy tak dużo...
- Vanessa. - jego oczy błyszczały, policzki były zarumienione. - Za każdym razem, gdy  jesteś blisko, doświadczam tego uczucia. Ono jest w moim sercu. Czy nie potrafisz poczuć jego szybkiego bicia? Chcę, by to trwało, chcę cię przy mnie. Bo za każdym razem, gdy się dotykamy czuję statyczność. I za każdym razem, gdy się całujemy sięgam nieba. Nigdy nikt nie sprawił, że czułem się tak, jak uczyniłaś to ty. Nie pozwolę byś znów cierpiała. Nie u mojego boku.
Moje serce zmiękło, łzy zaczynały spływać z oczu. Ryan zauważając to, wytarł mój mokry policzek swoim kciukiem. Był aniołem. Może to wreszcie był ten moment, w którym moja przeszłość właśnie miała szansę być odgrodzona potężnym murem.
Nachyliłam się nad Ryanem, by znów móc poczuć muśnięcie jego warg, z początku lekkie. Rozchyliłam usta pod ich naciskiem. Stwierdziłam, że niemal wbrew woli topnieję i staję się uległa. Oplotłam jego szyję jak słonecznik zwracający się do słońca. Ryan objął mnie, wsunął dłonie we włosy.
- Czy to znaczy tak? - wyszeptał z nutką nadziei w głosie.
Usta znów wróciły do pocałunku. Przestał być już delikatny jak przedtem. W jednej chwili iskra pomiędzy nami zmieniła się w płomień. Zatraciłam się w szumie własnej krwi płynącej w żyłach, odurzającym uczuciu nieważkości. Ryan wyplótł swoje dłonie z moich włosów, zsunął je wolno po karku na łopatki.
- Tak. - mruknęłam, a wtedy każdy dotyk chłopaka zastygł w miejscu. Odsunął się ode mnie i spojrzał, nie wiedząc co powiedzieć.
- Naprawdę tego chcesz? - spytał. - Jeśli potrzebujesz czasu na...
- Tak. Wierzę ci w każde słowo.  - dotknęłam jego policzka. - Chcę tego wszystkiego.
Gwałtownie podniósł mnie ze swoich kolan i znów wziął w objęcia. Nogi przyczepione miałam wokół jego bioder, podczas gdy Ryan pozostawiał głodne pocałunki na moich wargach oraz szyi. Był przeszczęśliwy.
- Kocham cię. - niebieskie oczy błyszczały z podniecenia. - Nie potrafię ująć tego wszystkiego słowami. Boże, ja nadal nie umiem przyjąć tego do wiadomości, że ożenię się z tobą. Że będziesz moją żoną. To jest jak...
- Ryan, spójrz na mnie. - chłopak posłusznie zrobił to, o co go poprosiłam. - Przysięgnij, że nikt się o tym nie dowie. Że nikomu temu nie powiesz, dopóki nie nadejdzie odpowiedni moment.
Ryan przycisnął mnie bliżej siebie, jakby nie mógł uwierzyć w moją obecność.
- Obiecuję, że to pozostanie tajemnicą. - Ryan postawił mnie powoli na podłodze, gdzie za chwilę przeszedł mnie od niej chłód w okolicach stóp. Ryan ułożył swoją dłoń na moim biodrze, drugą splótł palcami z moją. - Nie myślałem wcześniej, że w ogóle zapytam cię o małżeństwo. To wyszło tak spontanicznie. Nie kupiłem nawet pierścionka zaręczynowego na tą okazję.
Roześmiałam się na jego wyjaśnienia. Tak naprawdę nie potrzebowałam głupiego pierścionka by wiedzieć, że mu na mnie zależy. Czułam to silne uczucie, jak dotykałam jego klatki piersiowej, w miejscu, gdzie biło jego serce. Miłość u niego była prawdziwa.
- Mama! - raptem oboje zwróciliśmy wzrok w dół w chwili usłyszenia głosu mojej córki. Lily stała obok nas i teraz wyciągnęła ręce w moją stronę na znak bym ją podniosła. Od razu wtuliła się w moje ramiona ze swoim ulubionym pluszakiem, kiedy przy niej uklękłam. Uśmiech zawitał na jej twarzy, zielone oczy nabrały znacznie mocniejszego koloru.
- Kochanie, chyba pora pójść spać, co? - ucałowałam córeczkę w policzek, ale ta tylko się skrzywiła i roześmiała. Pokręciła głową na nie. Coraz więcej rozumiała, to co do niej mówiłam.
- Do taty. - mój mały aniołek wskazał paluszkiem na Ryana, któremu teraz z twarzy odeszły kolory. Stał wpatrzony w Lily, jakby nie mógł uwierzyć, że dziewczynka uznała go za jej własnego ojca, co wcale nie powinno się wydarzyć. Podniósł na mnie pytające spojrzenie, czy może ją ode mnie przejąć. Podałam mu ostrożnie córkę, a ten zamknął ją zaraz ściśle w uścisku, jak własne dziecko, które chciałby chronić. Mnie samą zdumiało to, że Lily po raz pierwszy użyła słowo "tata" i to do niewłaściwego mężczyzny. A może to był po prostu jakiś znak?

„Życie nie jest problemem do rozwiązania, tylko rzeczywistością do doświadczenia.”



Od autorki: Aaaa co się właśnie stało! Wiem, że będziecie chcieli mnie zabić, haha. Wybaczcie, że tak wszystko utrudniam.  Co myślicie o takim zwrocie akcji? Ktoś się spodziewał? Komentuje! :D

Ciąg dalszy już 1 Lipca

PS. Zapraszam na moje drugie opowiadanie "Słabość do Białego Domu", tym razem już na Wattpadzie! 

(Aby przejść do opowiadania, kliknij w okładkę)


https://www.wattpad.com/story/106905953-soft-spot-for-the-white-house



4 komentarze:

  1. Jestem zakochana w tym co piszesz! Od tygodnia czytam i nie moge sie oderwać ❤️ Nie mogę sie doczekać następnego rozdziału! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  2. HERI ���� BĘDZIE ŚLUB I HARRY PRZERWIE ��❤ BŁAGAM NIECH ON SIĘ OGARNIE Z UCZUCIAMI ����������❤

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja pieprze ci tu się zadziało ?? Harry wróć do niej ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  4. Właśnie znalazłam twojego bloga (zdążyłam przeczytać prolog i pierwszy rozdział) i bardzo mi się podoba! Dzisiaj mam zamiar przeczytać jeszcze kilka! Życzę dużo weny!

    I przy okazji zapraszam też do mnie:
    http://gifted-lonely-girl.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń