*Oczami Vanessy*
Obudziłam się z bólem
głowy. Nie mogłam uwierzyć gdzie właśnie jestem. Zamarłam kiedy
zobaczyłam, że obok mnie leży prawie półnagi chłopak i to jeszcze
wtulony we mnie. Jezu, co tu się dzieje!? Ja tu zasnęłam? O nie, nie,
nie! Zasnęłam u mojego porywacza, mądra jesteś Vanessa!
Szybko uniosłam się do pozycji siedzącej. W tym samym czasie szatyn zdążył się już obudzić.
- Dzień dobry mała. - odezwał się.
- Powiesz mi dlaczego spałam w samej bieliźnie? Gdzie są moje ciuchy!?
- Spokojnie, myślałem, że będzie ci gorąco spać w ubraniach, więc je wczoraj zdjąłem. - uśmiechnął się na swoje słowa.
- Bardzo śmieszne, a pozwoliłam ci je ze mnieściągnąć?! - podniosłam głos.
- Skarbie mogę robić z tobą co mi się podoba. Ciesz się, że nic więcej nie zrobiłem. Twoje ubrania są tam. - wskazał palcem na krzesło, gdzie wisiały moje wczorajsze ciuchy. Szybko zerwałam się z łóżka by móc je ubrać.
- Seksownie wyglądasz w tej bieliźnie. Czarny mój ulubiony
- Daruj sobie komplementy! - fuknęłam, na co chłopak uśmiał się z całej tej sytuacji.
Szybko uniosłam się do pozycji siedzącej. W tym samym czasie szatyn zdążył się już obudzić.
- Dzień dobry mała. - odezwał się.
- Powiesz mi dlaczego spałam w samej bieliźnie? Gdzie są moje ciuchy!?
- Spokojnie, myślałem, że będzie ci gorąco spać w ubraniach, więc je wczoraj zdjąłem. - uśmiechnął się na swoje słowa.
- Bardzo śmieszne, a pozwoliłam ci je ze mnieściągnąć?! - podniosłam głos.
- Skarbie mogę robić z tobą co mi się podoba. Ciesz się, że nic więcej nie zrobiłem. Twoje ubrania są tam. - wskazał palcem na krzesło, gdzie wisiały moje wczorajsze ciuchy. Szybko zerwałam się z łóżka by móc je ubrać.
- Seksownie wyglądasz w tej bieliźnie. Czarny mój ulubiony
- Daruj sobie komplementy! - fuknęłam, na co chłopak uśmiał się z całej tej sytuacji.
- Radzę ci nie podnościć na mnie głosu, złotko.
- Uważaj, bo się przestraszę akurat Ciebie.
- Jeszcze się przestraszysz.
Szybko narzuciłam na siebie swoje ciuchy. Chłopak również zdążył się już ubrać. Sięgnęłam do kieszeni po swój telefon, ale nawet nie mogłam zadzwonić, bo ktoś wyjął mi baterie. Przeklęty Harry! Przysięgam, że coś mu zrobię!
- Chodź mała. - złapał mnie za rękę i wyprowadził z pokoju w którym spaliśmy. Po drodze spojrzałam na zegarek, który wisiał na korytarzu. Była dziewiąta trzydzieści, super.
- Po pierwsze możesz mnie już nie nazywać 'mała' albo 'skarbie'? Tak w ogóle to po co mnie tutaj do cholery przywiozłeś?
- Oczekujesz, że ci powiem? - spojrzał w moje tęczówki.
- Byłoby lepiej gdybym wiedziała. Chcę wrócić do domu!
- Może kiedyś wrócisz do swojej pieprzonej rodzinki.
- Nie obrażaj mojej rodziny, w ogóle jak śmiesz!
- Uspokój się, bo głowa mi pęknie od twoich krzyków.
- Wiesz co!? Myślisz, że
od tak sobie zaciągniesz mnie do łóżka? O to ci kurwa chodzi? Że
możesz mną do cholery pomiatać i porywać mnie z ulicy, aż tutaj? Mylisz
się! Nie będę tym kim chcesz bym była. Odwieź mnie do domu!
- Zamknij już tą swoją
buźkę, bo będę musiał cię związać, a chyba tego nie chcesz, prawda? A
jeśli chodzi o nasz seks to sama mi w końcu kiedyś ulegniesz. -
odrzekł.
- Mylisz się! Nie jestem jakąś twoją zabawką! - momentalnie Harry złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, patrząc wprost w moje oczy.
- Uważaj skarbie na to co mówisz.
- Mylisz się! Nie jestem jakąś twoją zabawką! - momentalnie Harry złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie, patrząc wprost w moje oczy.
- Uważaj skarbie na to co mówisz.
- Mam uważać? Pierdol się idioto i puść mnie do cholery!
- Mam na ciebie dużą
ochotę, wiesz? Z jednej strony twoje zachowanie mnie cholernie wkurwia,
ale z drugiej jeszcze bardziej mnie podnieca. - szepnął, gdy nachylił
się do mojego ucha.
- Nie zrobisz tego! - mówiłam prawie ze łzami w oczach. Ugh, Vanessa idiotko! Nie poddawaj mu się!
- Ja mogę wszystko. Wychodzę, nie próbuj uciekać z domu, bo i tak cię znajdę - rzucił oschle, po czym opuścił mieszkanie.
Wyszedł tak po prostu. Zostałam sama w obcym domu. Nie wiem nawet gdzie jestem. Boję się go, coraz bardziej się boję. Przeraziłam się tym do czego mógłby w stanie się posunąć. Kim on tak naprawdę jest!?
- Ja mogę wszystko. Wychodzę, nie próbuj uciekać z domu, bo i tak cię znajdę - rzucił oschle, po czym opuścił mieszkanie.
Wyszedł tak po prostu. Zostałam sama w obcym domu. Nie wiem nawet gdzie jestem. Boję się go, coraz bardziej się boję. Przeraziłam się tym do czego mógłby w stanie się posunąć. Kim on tak naprawdę jest!?
*Oczami Harry'ego*
Wściekły wsiadłem do
samochodu, odpaliłem silnik i ruszyłem pod dany adres, który dał mi
wczoraj Louis. Jechałem dość szybko. Nie zwracałem uwagi na nic. Och,
strasznie zadziorna jest ta dziewczyna, ale ja takie lubię. Jej
charakter jest trudny, ale cholernie intrygujący. Rajcuje mnie ta gra.
Zgrywa niedostępną, ale ja tylko czekam, aż wskoczy mi do łóżka.
Porwałem ją, bo mi się po prostu spodobała. Zgrabny tyłek, idealne
piersi, seksowne nogi, no czego chcieć więcej? Styles zawsze dostaje to
czego chce. Dla mnie nie ma prawdziwej miłość.
Po trzydziestu minutach byłem już na miejscu pod starą opuszczoną fabryką. Wysiadłem ze swojego samochodu i udałem się w stronę wejścia. Zauważyłem już chłopaków, którzy obgadują coś przy wielkim, drewnianym stole.
- W samą porę Styles! - krzyknął Zayn gdy tylko mnie zauważył.
- Obgadywaliśmy nasz plan. Chodź wszystko ci przedstawimy co i jak. - dodał Liam.
Chłopcy po kolei przedstawili mi plan naszej misji. Wszystko zrozumiałem. Wejść, zabrać kasę i wyjść. Pestka! Załadowaliśmy nasze bronie i ruszyliśmy do białego pojazdu, który miał nas zawieźć prosto pod dom typa, którego mieliśmy okraść.
Samochód podjechał pod wielki budynek, po czym od razu wysiedliśmy. Z wielkim hukiem wyważyliśmy drzwi i weszliśmy do środka, zauważając jak ten bogaty chuj siedzi na kanapie, czytając jakąś gazetę. Przestraszony naszą obecnością, próbował wyciągnąć broń, ale w porę znalazłem się przy nim, celując swoim pistoletem w jego głowę.
- Gdzie są pieniądze, szmaciarzu? - wyraźnie podniosłem głos.
- Jakie pieniądze ja o niczym nie wiem! - odparł z przerażeniem i podniósł ręce do góry.
- Ty sobie kurwa w kulki ze mną lecisz!? Gdzie schowałeś te cholerne pieniądze!?
- Nie mam tu żadnych pieniędzy!
- Daję ci ostatnią szansę, gdzie one do diabła są!
- W-w moim biurze. W sejfie. - wyjąkał
- Podaj kod!
Po trzydziestu minutach byłem już na miejscu pod starą opuszczoną fabryką. Wysiadłem ze swojego samochodu i udałem się w stronę wejścia. Zauważyłem już chłopaków, którzy obgadują coś przy wielkim, drewnianym stole.
- W samą porę Styles! - krzyknął Zayn gdy tylko mnie zauważył.
- Obgadywaliśmy nasz plan. Chodź wszystko ci przedstawimy co i jak. - dodał Liam.
Chłopcy po kolei przedstawili mi plan naszej misji. Wszystko zrozumiałem. Wejść, zabrać kasę i wyjść. Pestka! Załadowaliśmy nasze bronie i ruszyliśmy do białego pojazdu, który miał nas zawieźć prosto pod dom typa, którego mieliśmy okraść.
Samochód podjechał pod wielki budynek, po czym od razu wysiedliśmy. Z wielkim hukiem wyważyliśmy drzwi i weszliśmy do środka, zauważając jak ten bogaty chuj siedzi na kanapie, czytając jakąś gazetę. Przestraszony naszą obecnością, próbował wyciągnąć broń, ale w porę znalazłem się przy nim, celując swoim pistoletem w jego głowę.
- Gdzie są pieniądze, szmaciarzu? - wyraźnie podniosłem głos.
- Jakie pieniądze ja o niczym nie wiem! - odparł z przerażeniem i podniósł ręce do góry.
- Ty sobie kurwa w kulki ze mną lecisz!? Gdzie schowałeś te cholerne pieniądze!?
- Nie mam tu żadnych pieniędzy!
- Daję ci ostatnią szansę, gdzie one do diabła są!
- W-w moim biurze. W sejfie. - wyjąkał
- Podaj kod!
Facet automatycznie podał nam odpowiedni pin do danego sejfu. Machnąłem ręką w kierunku Tomlinsona na znak, żeby poszedł sprawdzić. Okazało się, że koleś mówił prawdę. Ponownie wycelowałem w niego swoją broń.
- Proszę! Nie rób tego, oddam ci pół moich pieniędzy, proszę! - krzyczał, a po jego policzkach płynęły łzy. Co za baba, przecież faceci nie płaczą!
- Myślisz, że tym mnie przekonasz?
- Ja nie chcę umierać. Zrobię wszystko co powiecie, ale proszę nie zabijajcie mnie.
Nie słuchałem go, po
prostu strzeliłem. Jego ciało opadło na ziemię, robiąc przy tym dużą
kałużę krwi. Kazałem Zaynowi i Liamowi posprzątać bałagan, który
zrobiłem. Ja razem z pozostałymi zabrałem całą forsę, która była w
biurze i spakowaliśmy ją do samochodu. Zayn i Liam zdążyli w tym czasie
wpakować nam ciało do auta.
- Gliny! - wrzasnął Niall, oznajmiając żebyśmy spadali.
- Gliny! - wrzasnął Niall, oznajmiając żebyśmy spadali.
Rozległ się dźwięk syren policyjnych, więc ruszyliśmy z piskiem opon z powrotem do fabryki.Staraliśmy się ich zgubić i ku naszemu ździwieniu, udało nam się to. W chwili kiedy znaleźliśmy się na miejscu, Liam i Zayn poszli zakopać ciało z tyłu za budynkiem, podczas gdy reszta z nas udała się z torbami do środka.
- No to nam się udało! - krzyknął zadowolony Louis, wyciągając pieniądze na stół.
- Dobra robota chłopaki. Teraz musimy rozdzielić je na nas wszystkich. - oznajmił Horan i zabrał swoją połowę kasy.
Podeszłem do stołu,
dostając swoją część pieniędzy. Gdy już każdy z nas otrzymał swoją
wypłatę, postanowiliśmy, że zostaniemy w Fabryce jeszcze przez jakąś
godzinę, omawiając co nie co.
Pożegnałem się z chłopakami, kiedy zorientowałem się, że zostawiłem Vanessę samą w domu na ponad trzy godziny.
- Będziemy w kontakcie,
Styles. - poinformował Zayn, a ja automatycznie zebrałem wszystkie swoje
rzeczy. Udałem się do auta, po czym kiedy go odpaliłem, skierowałem się
na drogę, która miała poprowadzić mnie prosto na autostradę.
Przez całą jebaną drogę,
nie mogłem skupić się na jeździe. Przeklęta myśl, która krążyła tylko
wokół Vanessy. Czy dobrze robię narażając ją na niebezpieczeństwo? Nie
powinna wiedzieć, że jestem w gangu. Nasi wrogowie mogą jej coś zrobić, a
tego sobie nie daruję. Japierdole co ja do jasnej cholery gadam? Styles ty się kurwa
przejmujesz! Włącz ten pierdolony mózg i zacznij porządnie myśleć! Ona
to tylko jednorazowy numerek, nic więcej!
Jak tylko podjechałem
pod domek, zgasiłem samochód i wysiadłem z niego, po czym podbiegłem do
drzwi wejściowych. Natychmiast przekręciłem zamek i wszedłem do środka,
przelatywując wzrokiem pomieszczenie w poszukiwaniu dziewczyny.
*Oczami Vanessy*
Rozglądałam się po mieszkaniu, przyglądając się obrazom, które wisiały na ścianie. Były nawet całkiem ładne, co wcale nie pasowało do mojego porywacza. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. Przestraszyłam się przez co strąciłam reką szklany wazon, który rozstaskał się na podłodze na kawałeczki. Od razu zaczęłam sprzątać po sobie.
Rozglądałam się po mieszkaniu, przyglądając się obrazom, które wisiały na ścianie. Były nawet całkiem ładne, co wcale nie pasowało do mojego porywacza. Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi. Przestraszyłam się przez co strąciłam reką szklany wazon, który rozstaskał się na podłodze na kawałeczki. Od razu zaczęłam sprzątać po sobie.
- Zostaw, bo jeszcze się pokaleczysz. - odezwał się Harry, który wszedł do salonu.
- Ja... Ja cię przepraszam, po prostu się... przestraszyłam i niechcący go zwaliłam. - wyjąkałam
- Spokojnie nic się nie stało i tak miałem go wywalić, bo mi przeszkadzał. - odparł
- Za-zaraz to sprzątnę.
- Ja to sprzątnę,
zostaw.- nie posłuchałam go, więc wzięłam się za sprzątanie bałaganu,
który zrobiłam. Ale niestety Harry miał pieprzoną rację. - Mówiłem,
żebyś tego nie dotykała! - złapał mnie za rękę i pociągnął do łazienki. Z
szafki wyciągnął małą apteczkę, po czym sprawnie przemył ranę i założył
opatrunek.
- Dziękuję. - odpowiedziałam cicho.
Chłopak złapał znów mnie
za rękę i zaciągnął do pokoju na górym piętrze. Kazał mi usiąść na
kanapie, więc tak zrobiłam. Zaczęłam się bać, tego co może się zaraz
stać.
- Dlaczego mnie nie
słuchasz? - mówił spokojnie, siadając koło mnie, a ja nie wiedziałam co
mu odpowiedzieć. Na serio nie wiedział?
- Nie mam zamiaru realizować twoich rozkazów. - oznajmiłam z trudem przełykając ślinę.
- Jeśli tego nie zrobisz, zastosuje inne metody na ciebie. - kontynuował, przejeżdżając palcem po moim policzku.
Jego oczy momentalnie
zmieniły kolor na jasny odcień zielonego. Zbliżył swoją twarz do mojej.
Poczułam jak szybko oddycha, ja chyba też. Serce automatycznie
podskoczyło w mojej klatce piersiowej.
- Przestań, proszę. - powiedziałam, odchypając go lekko od siebie.
- Dlaczego?
- Po prostu mnie zostaw!
- Podoba ci się to.
- Wcale nie! Chcę wrócić do domu.
- Nie mogę ci pozwolić.
- Czemu?
- Bo jesteś moja! - mówił już wyraźnie złym tonem.
- Nie jestem! Ugh! Czego ty ode mnie chcesz!?
- Dowiesz się w swoim czasie.
- Jakim do cholery czasie!?- Nie podnoś na mnie głosu!
- Myślisz, że będę cicho, bo ty tak chcesz?
- Nie pyskuj, bo cię zleje!
- Jakbyś chciał wiedzieć to nie jestem pieprzonym dzieckiem!
- Zamknij się kurwa! - mocno złapał swoją ręką, mój podbródek.
- Dlaczego akurat ja!?
Dlaczego? - poczułam jak z moich oczu, uwalniają się łzy - Zawieziesz
mnie do domu? Proszę. - błagałam słabo. Niech się zgodzi do cholery!
- Nie ma takiej mowy.
- Obiecuję, że nie wydam cię policji, będę cicho. Nikt się nie dowie, tylko pozwól mi wrócić.
- Skąd mam mieć pewność?
- Nie jestem głupia w takich sprawach. - Harry odsunął się ode mnie i na moje słowa jedynie westchnął.
- Dobrze, zakładaj buty i
zejdź na dół. - odpowiedział, a przez moje ciało przeleciała fala ulgi.
O mój boże, on się zgodził! - Ale jeśli myślisz, że odpuszczę sobie
ciebie to jesteś w dużym błędzie. - strach tym czasem powrócił na
miejsce ulgi. Co tu się odwala!?
Podał mi jakieś stare,
czarne trampki i kazał założyć. Nie sprzeciwiłam się mu, nie miałam
nawet na to siły. Szatyn opierając się o framugę drzwi, bacznie mnie
obserwował. Czuję się jak pod lupą! Styles kurwa odpuść sobie to
pilnowanie mnie!
Kiedy skończyłam wiązać
ostatniego buta, podszedł i złapał mnie za nadgarstek, wyciągając z
pokoju jak jakieś ścierwo. Jeszcze zapłaci mi za to, co robi. Otworzył
mi drzwi od swojego samochodzie od strony pasażera, żebym mogła usiąść.
Jaki dżentelmen, ohoho! Chłopak okrążył auto i wsiadł na miejsce
kierowcy.
Przez całą drogę jechaliśmy w ciszy. Nie odezwałam się, ani on do mnie z czego się bardzo cieszyłam.
W końcu dotarliśmy pod mój dom. Miałam już wysiadać, ale Harry złapał mnie za rękę.
W końcu dotarliśmy pod mój dom. Miałam już wysiadać, ale Harry złapał mnie za rękę.
- Pamiętaj, że mamy umowę. - oznajmił.
- Tak, wiem.
- Uważaj na siebie.
Czy ja się
przesłyszałam? Czy on właśnie powiedział, żebym na siebie uważała?
Miałam go za dupka. Najpierw na mnie krzyczy i w ogóle, a teraz nagle
zrobił się miły? Niech spada. Nie rozumiem go, ale wiem jedno. Nie dam
się mną manipulować. Muszę na niego uważać i przede wszystkim zrobić
coś by do niego nie wrócić.
Kiwnęłam głową, że
rozumiem to co powiedział i wysiadłam z pojazdu. Czułam na sobie jego
wzrok, kiedy kierowałam się w stronę drzwi. Nagle usłyszałam pisk opon.
Gdy odwróciłam się, jego samochodu już nie było. Odjechał.
Zadzwoniłam dzwonkiem, bo oczywiście nie miałam kluczy przy sobie. W chwili gdy drzwi się otworzyły, w nich stanęła moja matka.
- Jezu, kochanie! Gdzieś ty była! Tak się martwiliśmy o ciebie!
- Mamo, ale jestem, więc nie musisz się już martwić - uśmiechnęłam się lekko do rodzicielki.
Weszłam do domu, po czym ściągnęłam buty i odstawiłam je.
- Nigdy więcej nam tak
nie rób! Mogłaś przynajmniej zadzwonić! - powiedziała przez co, za
chwilę dołączyli do nas mój brat wraz z ojcem. No to super.
- No nareszcie jesteś!
Gdzie ty się podziewałaś?! Aż tak długo byłabyś u Mirandy? - podszedł do
mnie Jonathan, po czym mnie przytulił.
- Nie ważne.
- Dobrze, że już jesteś.
- dodał mój ojciec, po czym również mnie przytulił. Byłam bardzo
zaskoczona z ich reakcji, no ale cóż. Rodzina.
- Chodźcie, obiad już gotowy! - zawołała rodzicielka z kuchni.
Byłam strasznie, ale to strasznie głodna. Przez cały wczorajszy dzień nic nie jadłam, dzisiejszego dnia również. Wszyscy usiedliśmy do stołu i mama momentalnie podała nam obiad.
Najwidoczniej byłaś bardzo głodna - zaśmiał się mój brat.
Również się uśmiałam i
zaniosłam swój pusty już talerz do umywalki. Umyłam go i poinformowałam
swoją rodzinkę, że idę do swojego pokoju. Udałam się po schodach na
górę, po czym otworzyłam drzwi. Od razu rzuciłam się na łóżko. Byłam
strasznie zmęczona, jednak postanowiłam, że spakuje się jeszcze na jutro
do szkoły. Tak mi się nie chce w ogóle iść, no ale musiałam. Jakbym nie
poszła to bym dostała taki opieprz od rodziców, że mogłabym zapomnieć
nawet o wychodzeniu z domu przez tydzień. Moi rodzice zawsze namawiali
mnie do nauki.
Gdy uporałam się ze
wszystkim, wzięłam jeszcze szybki prysznic przed pójściem spać.
Odświeżona, położyłam się na łóżko i wzięłam telefon do ręki. Harry na
szczęście oddał mi moją baterię dziś rano. Nagle dostrzegłam, że
dostałam wiadomość. Kliknęłam na nią i ujrzałam SMS prawdopodobnie od
Harry'ego, bo numer był "nieznany". Okazało się, że się nie pomyliłam. "Taka smutna ta noc, a fajnie by było jakbyśmy ją razem urozmaicili. No wiesz... Ty i ja, nadzy, łóżko... Chciałabyś, co nie? Mam nadzieję, że będziesz o mnie śnić. Dobranoc kotku. Harry x"
Co za idiota! On jest jakiś niewyżytym seksualnie zboczeńcem, jak potrafi o tak sobie rozmawiać o seksie. Przyznam, że wstydziłam się trochę tego tematu. Jeszcze z nikim tego nie robiłam i przez najbliższe lata nie mam zamiaru, dopóki się nie ustabilizuję.
****
Przeczytałeś/aś? Zostaw komentarz!
Brak mi słów świetne rozdziały ;) Czekam na następny rozdział :3
OdpowiedzUsuńŚwietny :)) ! Czekam na kolejne ;3 /Natalia
OdpowiedzUsuń