17 lut 2015

Rozdział 26


Dodaje rozdział jeszcze raz, ponieważ wiekszość z was go nie zauważyła.
Był dodany wczoraj pod moją nominacją Liebster Blog Award :)


~*~


Czekaliśmy z chłopakami w szpitalu już dobre dwie godziny na jakie kolwiek informacje o stanie Harry'ego. Hazz wcale nie chciał jechać do tego szpitala, ale chłopcy powiedzieli mu, że mają tutaj znajomego lekarza co opatrzy go i postawi na oddzielnej sali, więc tylko on będzie wiedział, że jest tutaj. Martwiłam się cały czas. Niall przytulał mnie, a ja wypłakiwałam się na jego ramieniu. Zayn siedział koło mnie i coś do mnie gadał, ale nie słuchałam go. Płakałam, będąc cały czas myślami gdzie indziej. Nie potrafiłam teraz myśleć o niczym innym tylko o Harrym. Tomlinson bawił się na swojej komórce, a Liam stał oparty o ścianę i nad czymś myślał. Co by było gdyby Harry został postrzelony gdzie indziej?
- Vanessa, przestań już płakać jest przcież dobrze. - usłyszałam głos Malika, przerywające na chwilę swoje myśli.
- Co dobrze!? To wszystko była moja wina. To moja wina, że Harry tutaj jest. To wszystko jest przeze mnie.
- Co ty bredzisz! Stylesowi nic nie jest, kilka razy już tak oberwał. Przestań płakać, bo tylko na marne.
- Na marne? Czyli to, że płaczę za kogoś kogo kocham to robię to na marnę?
- W sensie, że nie potrzebnie. Rozumiem Cię, że to przeżywasz, ale naprawdę nic mu nie jest. Oberwał tylko w ramię co zdarzało się przez ostatni rok, bardzo często jak na Harry'ego. Chodź. - pokazał gestem ręki, żebym się do niego wtuliła i jak kazał tak zrobiłam. Otuliłam mulata swoimi ramionami wokół jego brzucha, a głowę położyłam na jego mięśniach klatki piersiowej, które zasłaniała koszulka. Mulat również bardziej mnie do siebie przytulił, szepcząc mi do ucha jedynie, że wszystko będzie dobrze.
- Jest i lekarz. - powiedział Payne, wskazując na mężczyznę w białym fartuchu. Natychmiast wyrwałam się z uścisku Zayna i podbiegłam do faceta.
- Panie Doktorze. Co z Harrym?
- Panem Stylesem?
- Tak.
- Pacjent ma się już dobrze. Kulę postrzałową udało się usunąć bez problemu. Na szczęście nie wdało się żadne zakażenie, więc Panu Stylesowi nic nie grozi. Może Pani już do niego wejść, sala 371.
- Dziękuję Panie Doktorze za wszystko. - lekarz skinął głową i odszedł, a ja stanęłam na chwilę w bez ruchu, ale zaraz poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Należały one do blondyna, który uśmiechał się do mnie, łagodząc przy tym całą tą sytuację.
- Co tak stoisz? Idziemy. - zaśmiał się i złapał mnie za rękę, ciągnąc pod odpowiedni numerek pokoju.
Otworzyliśmy powoli drzwi i moje oczy ujrzały Harry'ego leżącego na łóżku szpitalnym. Od razu podbiegłam do niego i złapałam swoimi rękami, jego dużą dłoń. Chłopak ucieszył się na mój widok jak i pozostałych przyjaciół. Wiedział, że ma tylko nas.
- Harry jak się czujesz?
- Jest ok, ale na serio trzeba było szpital? Przecież to tylko mała ranka.
- Wiedziałem, że będzie dobrze. Harry'ego nie rusza taka mała kulka, ma ramiona ze stali. - odparł Louis, a reszta zaczęła się śmiać.
- Styles pierwszy raz poświęcił się dla kogoś. - odezwał się Malik.
- Zamknij się już. - fuknął Hazz w stronę mulata.
- Boli Cię? - spytałam.
- Bardziej boli mnie ten bandaż co ściska mi ranę.
- Martwiłam się Harry.
- Przepraszam, że naraziłem Cię tam na niebezpieczeństwo.
- To ja powinnam oberwać nie ty.
- Nawet tak nie mów!
- To moja wina.
- Nie prawda!
- Ale Harry...
- Powiedziałem cicho! Słyszysz, nie możesz tak mówić. Nic mi nie jest, nie martw się. - uspokoił mnie, przykładając swoją drugą dłoń do mojego policzka, wycierając pojedyncze łzy, które pozwoliłam uwolnić.
Wtedy po raz pierwszy od kiedy jestem z Harrym uświadomiłam sobie jakie ja miałam szczęście, że go spotkałam. Kochałam go i nikt ani nic nie było w stanie tego zmienić.
 - Kocham Cię i będę kochał, rozumiesz mnie kwiatuszku?
- Ja Ciebie też. - przybliżyłam swoją twarz do niego i wpiłam się w jego pełne malinowe usta.
Przy nikim nie czułam się bardziej bezpieczna niż przy Harrym. On był moim obrońcom, gotowym zrobić wszystko.
- Dobra starczy gołąbeczki. Jeszcze się na cmokacie w domu. - zaśmiał się blondyn, a my oderwaliśmy się od siebie z uśmiechem na twarzy.
- Pan Styles wyjdzie dopiero jutro. - usłyszeliśmy męski głos, więc odwróciłam się i ujrzałam lekarza z którym chwilę temu rozmawiałam.
- Co? Ale dlaczego jutro? - zapytał Liam, kładąc swoją rękę na ramieniu Tomlinsona.
- Nic się nie stanie, żeby pacjent poleżał tu noc. Tym lepiej dla niego.
- Ale ja chciałbym wrócić już do domu.
- Wyjdzie pan jutro z rana, teraz niech pan odpoczywa. - odpowiedział i wyszedł.
- Zostanę z tobą, Harry. - ścisnęłam lekko jego dłoń w swoich rękach.
- Nie, wrócisz do domu i położysz się spać.
- Nie zasnę bez Ciebie.
- Spróbujesz.
- Chcę zostać z tobą.
- Nie możesz. Nie masz nawet gdzie się przespać.
- Prześpię się na podłodze.
- Vanessa przestań.
- Chcę tu być.
- Wróć do domu, przyjadę do Ciebie rano.
- Harry, ale...
- Nie ma żadnego ale. Jedź, nic mi tu nie będzie. Będę jutro z rana, więc jak się tylko obudzisz, będę przy tobie.
- Obiecujesz?
- Tak, obiecuję. Zayn zawieziesz ją, dobra?
- Jasne stary.
- Dobranoc moja piękna. - podniósł się i musnął delikatnie moje wargi przez co zrobiło mi się cieplej.
- Trzymaj się Styles, widzimy się jutro. - odparł Liam i pożegnał się tak jak reszta chłopców na co Zayn objął mnie ramieniem i wyprowadził z sali.
Pożegnałam się z resztą chłopaków przed szpitalem i każdy udał się do swojego samochodu, tylko ja do auta Zayna.
- Co taka zamyślona, hmm?
- Nie, nic.
- Stylesowi nic nie jest, przecież widziałaś jak zareagował na ten postrzał.
- Nie mówmy już o tym, dobra? Mam dość na dziś.
- Jasne.


*Oczami Harry'ego*


Leżałem z przymkniętymi oczami i myślałem co dalej. Zemszczę się jeszcze na tym całym chuju, który mnie postrzelił. Jeszcze będzie mnie błagał na kolanach. Gdyby na przykład nie trafił w to miejsce, gdzie mnie postrzelił, a w inne? A co by się stało gdyby zamiast mnie postrzelił Vanessę? Gdybym musiał modlić się nad jej życiem? Nie mogłem do tego dopuścić, nie może stać się jej żadna krzywda. Wiem, że nie mogę być przy niej 24 godziny na dobę, ale muszę ją cały czas chronić. Wiem do czego zdolny jest sam Thomas i jego wspólnicy.
Usłyszałem nagle jak ktoś wchodzi do mojej sali. Otworzyłem swoje oczy i przed nimi stanął człowiek, którego nienawidziłem za wszystko. Osoba, która zniszczyła mi życie. Thomas stanął przy moim łóżku, a ja podniosłem się do pozycji siedzącej.   
- Biedny Styles. - zaśmiał się. - Szkoda, że Braga nie wycelował broni gdzie indziej.
- Czego tu chcesz, sukinsynie?
- Wiesz dobry pomysł z tymi podsłuchami tylko szkoda, że nie przemyślany.
- Wiedziałeś czy dowiedziałeś się od swojego wspólnika?
- Raczej wiedziałem. Mogłem się po tobie spodziewać czegoś takiego. A tak w ogóle? Jak tam twoja dziewczyna? Jak zareagowała?
- Odwal się od niej.
- Mógł ją zabić, miałbym przynajmiej od razu jeden problem z głowy, ale no chuj tego nie przemyślał.
- Thomas nie wpierdalaj w to jej. To sprawa między tobą a mną, ona niczemu nie jest winna.
- Zakochałeś się w suce tyle Ci powiem. Chcesz ją tylko pieprzyć, podobno Styles nie potrafi kochać.
- Od kiedy interesuje Cię moje życie miłosne, co? Odpierdol się powiedziałem!
- Ciekawe jak reaguje na broń.
- Zrób jej tylko krzywdę to przysięgam, że pożałujesz.
- Zakochany Styles, to naprawdę rzadki widok. Zrobię z tą dziwkę co chcę.
- Dotknij ją to Cię zajebię!
- Miałeś to zrobić, kiedy dowiedziałeś się o śmierci ojca i co? Dalej czekam aż mnie "zajebiesz".
- Sprawy stoczyły na inny tor, Thomas. Próbujesz zniszczyć mi życie. Cały czas to robisz po śmierci mojego ojca, a teraz przypierdoliłeś się do niej. Nie odpuszczę teraz tak łatwo.
- Do czego zmierzasz?
- Tym razem będę walczył i nie poddam się tak jak wtedy, kiedy zabijałeś mojego ojca. Nie tym razem.
- Cóż za bóg walki, Styles. Doceniam.
- Jesteś zwykłym chujem, który żyje czyimś życiem.
- Może i jestem, ale ostrzegam Cię. Piekło dopiero się zaczyna. - zaśmiał się i wyszedł z sali, pozostawiając mnie samego.
Sukinsyn jebany. Styles się nie podda tak łatwo, o nie. Przecież kurwa Vanessa jest sama w domu! Idioto znów tego nie przemyślałeś! Rozglądałem się za jakimś telefonem, ale nic. Do chuja, żeby nie mieli w pokojach chociaż jednego telefonu? Wstałem z łóżka, ale od razu do mojej sali weszła pielęgniarka.
- Proszę się położyć!
- Muszę zadzwonić.
- Jest za późno. Niech pan się położy.
- Daj mi ten pierdolony telefon, albo sam sobie go znajdę! - krzyknąłem na co kobieta od razu wykonała mój rozkaz. Zniknęła za drzwiami, ale zaraz ponownie weszła do pokoju, trzymając w jednej ręce jakąś komórkę.
- P...pro...proszę.
- Możesz już wyjść?
- T..tak. - odpowiedziała i ponownie wyszła z pokoju, a ja wybrałem numer do dziewczyny.
Pierwszy sygnał, drugi sygnał, trzeci, czwarty, piąty i kurwa nic! Sekretarka. Spróbowałem jeszcze raz, ale teraz kompletnie nie było sygnału, wręcz żadnego. Sama sekretarka się ponownie włączyła.
Postanowiłem, że teraz pojadę do niej do naszego domu. Nie mogę pozwolić by pod moją nieobecność coś jej się chciało, nie po tym co tutaj zaszło pomiędzy mną, a Thomasem. Na szczęście miałem ubrania na sobie. Wyszłem z pokoju i udałem się do recepcji. Spojrzałem po drodze na zegarek, który wisiał na szpitalnym korytarzu. Grubo po północy, super. Od razu zbiegły się pięlegniarki.
- Gdzie pan się wybiera!? - krzyknęła jedna z nich.
- Nie może pan wyjść, dopiero jutro tak jak poinformował nas twój lekarz.
- W dupie mam to co powiedział, wychodzę teraz. Jeśli chcecie ze mną walczyć by mnie tu przytrzymać to proszę zawołać mojego lekarza! - wykonały moją prośbę i jedna za chwilę wróciła do mnie z doktorem, który mnie operował.
- Harry zwariowałeś? Chcesz się teraz wyrwać?
- Panie doktorze muszę.
- Jak się w ogóle czujesz?
- Dobrze, ja naprawdę muszę iść to pilne.
- No dobrze, chodź dam Ci wypis. - wskazał palcem, recepcję i podeszliśmy do niej.
Wypisałem jakieś papiery i byłem wolny. Podziękowałem swojego lekarzowi za wszystko i wyszłem z tego cholernego szpitala. Do domu był jednak kawałek, więc nawet nie ma co było iść na nogach. Doszedł bym chyba tam rano. Złapałem szybko jakąś taksówkę. Aż dziwne, że jeżdżą jeszcze tak późno.


*Oczami Vanessy*


Podjechaliśmy z Zaynem pod dom. Rozpięłam pas i wysiadłam z pojazdu, tak samo chłopak. Wyciągnęłam z torebki klucze i otworzyłam mieszkanie. 
- Poradzisz już sobie? - spytał mulat, przekraczając próg.
- Tak. Dziękuję, że mnie odwiozłeś.
- Spoko, ale napewno wszystko dobrze?
- Tak, nie musisz się martwić. Poradzę sobię.
- No dobrze, trzymaj się.
- Ty również. - pocałowałam chłopaka w policzek i wyszedł. 
Do mojej głowy znowu napłynęło dużo myśli. Ciągle po głowie chodziło mi to zdarzenie, nie mogłam zapomnieć. Miałam najczarniejsze myśli, jakie mogłam tylko mieć. Rzuciłam swoją torebkę na kanapę w salonie, a buty ściągnęłam na samym środku korytarza i pobiegłam na górę do łazienki.
Czułam jak z każdą chwilą moje serce pęka. Moje myśli nie dawały mi spokoju. Mógł dostać gdzie indziej niż w ramię, a to moja wina, bo to wszystko przeze mnie. Harry chciał mnie bronić i obronił, dostając kulką prosto w ramię. A to ja miałam dostać to ja miałam być postrzelona przez tego całego Bragę. To o mnie się tam kłócili. Niby jest cały, ale pierwszy raz widziałam na oczy jak ktoś kogoś postrzela. Nie wiem co by się stało gdyby on zginął... Nie tak się nie stanie, nie może.
Stanęłam przed lustrem. Moje oczy były czerwone, a łzy spływały mi po policzkach. Chwyciłam z kosmetyczki, żyletkę. Usiadłam na zimnej podłodze i zrobiłam kilka cięć na swoim nadgarstku. Po chwili krew zaczęła kapać prosto na podłogę. Dlaczego mnie nie postrzelił? Dlaczego akurat Harry'ego? Czy ja za bardzo się boję?  Tak boje się o życie ukochanej osoby. 


*Oczami Harry'ego*


Taksówka zatrzymała się pod naszym domem. Zapłaciłem gościowi i wysiadłem. Podeszłem pod same drzwi i nacisnąłem klamkę. O dziwo drzwi były otwarte, przez co się trochę zdziwiłem, ponieważ Vanessa zawsze je zamyka. Weszłem do środka i od razu zobaczyłem rozrzucone buty dziewczyny po korytarzu. Co jest? Przeleciałem wzrokiem parter, ale nigdzie jej nie było, więc weszłem po schodach na górę. Zajrzałem do naszej sypialni, też nic. Gdzie ona do cholery jest? 
Otworzyłem drzwi od łazienki i ujrzałem zapłakaną dziewczynę opierającą się o wannę, a z jej rąk ciekła krew. Jej oczy były czerwone, a ręce drżały. Co ona najlepszego zrobiła? Podbiegłem do niej i padłem na kolana, po czym chwyciłem w ręce jej głowę. Zastanawiało mnie tylko jedno, dlaczego ona to zrobiła?
- Coś ty zrobiła! - zabrałem jej żyletkę. 
- J...ja...- jąkała się.
- Dlaczego to zrobiłaś!?
- To...to przeze mnie. Postrze...postrzelił Cię przeze mnie. 
- Mówiłem Ci, że to nie przez Ciebie. Co się dzieje z tobą!?
- N...nic.
- Gdyby nic się nie działo to twoje ręce byłyby całe!
- Ja... ja się boje o nas... o Ciebie.
- Jak możesz tak mówić!?
- Nie krzycz, proszę.
- Od kiedy się tniesz?
- To...to mój pierwszy raz. Chciałam zapomnieć.
- O czym? O nas?!
- O tym zdarzeniu o wszystkim.
- Nie rób tego więcej. Mogłaś przeciąć się głębiej i wtedy byłoby gorzej. Wstawaj, trzeba przemyć rany i założyć opatrunek.
Pomogłem dziewczynie powoli wstać. Złapałem jej rękę, po czym odkręciłem wodę pod zlewem i zacząłem delikatnie przemywać ranę. Dokładnie wytarłem rany, a dziewczyna jedynie przyglądała się. Jej oczy były mokre od płaczu. Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku, a ja od razu ją wytarłem, przybliżając swoją dłoń do jej twarzy. 
- Nie płacz kochanie. - Vanessa spojrzała na swoją rękę, ja również, po czym złożyłem delikatny pocałunek w tym miejscu na ranie. Wyciągnąłem bandaż i zacząłem obwijać nim, rękę dziewczyny.
- Ha...Harry ja prze...przepraszam Cię. - ponownie odnalazłem cudowne tęczówki ukochanej.
- Proszę nie rób tego nigdy więcej, gdyby coś Ci się stało... - nie dokończyłem
-. Nie zrobię tego, przepraszam.
- Kocham Cię. - przejechałem palcem po jej policzku, po czym musnąłem jej słodkie i pełne usta.
- Ja też Cię kocham. - odparła i mocno mnie przytuliła, jakby nie chciała, żebym uciekł.
Mam taką osobę do której mogę wracać. Która boi się o mnie, płacze na samą myśl, że może mi się coś stać. Jeszcze nikt nie zareagował tak jak ona. Kocham ją i nikogo tak bardziej nie kochałem jak ją, dlatego nie pozwolę jej skrzywdzić.


 Ciąg dalszy nastąpi...


~*~

 Wiem, że skopałam rozdział ;P Ale cóż mam nadzieję, że ktoś to skomentuje :)
No więc, co myślicie o tym rozdziale i w ogóle tych całych zdarzeniach? ;D 
Wiem, że moja pisownia nie jest perfekcyjna, ale jest to mój pierwszy blog i dopiero się uczę :* Mam nadzieję, że to mi wybaczycie ;>
Aha i chciałabym podziękować wszystkim, którzy czytają moje bazgroły ;3
Dziękuję też osobom, które postanowiły dodać komentarz pod moim poprzednim rozdziałem ;3 Nawet nie wiecie jak się cieszę, że mam dla kogo to jeszcze pisać.
W ogóle nie spodziewałam się, że ktoś to będzie czytał xD
Jestem normalnie happy ^^ 
Jeszcze chciałabym coś dodać, ponieważ dwie osoby zapytały mnie dlaczego tak wcześno dodaje rozdziały, a więc już odpowiadam na wasze pytanie.
No więc mieszkam w Zachodniej Australii i mam 7 godzin różnicy w przód od czasu Polskiego dlatego tak bardzo rano waszego czasu dodaje FF ;P

Informuję, że następny rozdział jutro :)
Całuski ;**

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz

7 komentarzy:

  1. Zostałaś nominowana do Liebster Award
    Gratulacje!
    Więcej na moim blogu: http://destiny--ff.blogspot.com/2015/02/liebster-award-2-3.html
    :) xx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział genialny ^^ Tyle się działo :o Dobrze, że Harremu nic nie jest :)) Jeju, a Vanessa .... Widać, że go kocha :') <3 /Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku jakie cudowne ������

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no super był serio ��

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak ja ich uwielbiam jako pare i super napisałaś ��

    OdpowiedzUsuń