14 maj 2016

Rozdział 80

- Na serio kurwa myślałeś skurwysynie, że możesz wyjechać z miasta bez mojej zgody? - zdenerwowany ton Thomasa dotarł do moich uszu.
- Jak mnie znalazłeś? - syknąłem, łapiąc się za bolące ramię.
- Swoim sposobem. Bardzo sprawdzonym - odpowiedział - Dlaczego do chuja jesteś tutaj, a nie w Los Angeles?
- Myślisz, że będę ci się spowiadał? - kucnął przede mną, trzymając w prawej dłoni naładowany pistolet.
- A myślisz, że wyjdę stąd bez odpowiedzi? Posłuchaj mnie chuju. Nie waż się mi sprzeciwiać. Znasz konsekwencje "nie" współpracy ze mną - oznajmił - To jak? Jaki był powód tego, że wyjechałeś?
- Nie mam zamiaru ci cokolwiek mówić.
- Zapomniałeś już, że mamy umowę? - spytał - Dawno nie widziałem Vanessy. Hm, może pora to zmienić?
- Nie zrobisz tego - zaprotestowałem.
- Czemu? Uwielbiam tą kobietę, ma w sobie to coś, co nie? - zaczął drażnić się ze mną.
- Nie masz prawa się nawet do niej zbliżać chuju.
- To zależy od ciebie i od tego czy będziesz dalej trzymał się naszej umowy - poinformował - Gadaj. Czemu tu kurwa jesteś? - nie odpowiedziałem - Dalej będziesz milczał? - ponownie pozostałem w ciszy. Thomas podniósł się i zaczął krążyć po korytarzu. W momencie kiedy zauważył światło palące się w salonie, poszedł tam. Z racji tego, że pomieszczenie znajdowało się zaraz obok mnie, przyglądałem się jego czynom. Podszedł do stolika, zauważając alkohol, po czym zerknął na mnie w celu upewnienia się, że pozostałem w tym samym miejscu. Kiedy powrócił do rozglądania się po salonie, zauważył małe zdjęcie Vanessy, które miałem zamiar wcześniej się pozbyć. Wziął je do ręki, następnie ruszając w moją stronę.
- Czyżby to ona była twoim powodem, że się tu znalazłeś? - ponownie kucnął przede mną, pokazując mi fotografię.
- Nie - skłamałem.
- Naprawdę? Wódka, to zdjęcie. Wszystko wskazuje na to, że chyba jednak tak.
- Odpierdol się od mojego życia! - krzyknąłem, nawet nie powstrzymując swoich emocji.
- Radziłbym ci się kurwa zamknąć - warknął, przystawiając mi spluwę do skroni.
- To mnie kurwa zabij! Zabij i skończ ze mną! Czemu tego nie zrobisz?!
- Ponieważ dobrze wiesz, że jesteś mi potrzebny. Choć uwierz mi, gdyby nie ta pierdolona umowa, już dawno leżałbyś w trumnie - oznajmił - Wiesz, nadal nie rozumiem twojej miłości do tej dziwki. Jak można w ogóle zakochać się we własnej przyjaciółce? - parschnął śmiechem, wyciągając zapalniczkę z kieszeni kurtki - Na twoim miejscu nie walczyłbym o kogoś kto mnie nawet nie potrafi pokochać. Jesteś naiwny, że jeszcze w coś tu wierzysz.
- Ty nawet nie wiesz co to jest miłość. Nie masz serca by tą miłość poczuć.
- Miałem serce przed śmiercią mojej siostry. Kochałem swoją rodzinę oraz dziewczynę z którą skończyłem liceum. Była moją miłością aż do czasu gdy powiedziała mi, że mnie rzuca dla innego. To się stało kiedy już każdy wiedział o tym, że Maddie umarła. Byłem pod wpływem emocji, nie panowałem nad sobą i wiesz co zrobiłem? Spaliłem ją razem z domem, tak po prostu. Od tamtej pory nie czuje nawet żalu. Wszystko to zniknęło i to samo stanie się z tobą.
- Nigdy nie skrzywdzę Vanessy.
- Cóż, jeśli nie ty to ja - powiedział pewny siebie, podpalając zdjęcie, które trzymał w ręku - Jeśli nie powiesz mi powodu dla którego jesteś tutaj to sam się dowiem, ale już wtedy od samej Vanessy. Kto wie co się stanie potem - puścił mi oczko, rzucając podpaloną fotografię - Za dwa dni widzę cię w Los Angeles. Jeżeli tego nie zrobisz, ucierpi osoba na której ci najbardziej zależy - Thomas wstał na nogi, chowając za chwilę swój pistolet za pas spodni - Pozwól jeszcze, że zabiorę co nie co - chwycił butelkę z wódką, po czym upił trochę - Do zobaczenia w Los Angeles - zaśmiał się, po czym tak po prostu opuścił moje mieszkanie. Szybko zdeptałem palące się zdjęcie na podłodze, które pozostawił.

Miałem w głowie totalny bałagan. Byłem uwięziony we własnych myślach. Nie wiedziałem co powinienem zrobić, ale wiedziałem, że nie mogę sprzeciwiać się Thomasowi, nawet jeśli bym tego bardzo chciał. Znam go, więc nie chce by ktokolwiek ucierpiał przez rzecz, którą nieumyślnie zrobię. Wszystko co chodziło po mojej głowie sprowadzało mnie tylko do jednego punktu - Wrócić do Los Angeles i bronić osoby, którą kocham, nawet jeśli ona nie kocha mnie.

*Perspektywa Harry'ego*

Krążyłem po domu, zatopiony w myślach o poprzedniej nocy. Nadal nie mogłem przełknąć tego do czego doszło pomiędzy mną, a Roksaną. Nie wiem co we mnie wstąpiło, że poszłem z nią do łóżka. Nie przewidywałem nawet, że coś takiego może się stać. Jednak dobrą rzeczą z tego wszystkiego jest to, że nie żałowałem. Mogę powiedzieć, dobra stało się. Było minęło. To była tylko jednorazowa przygoda, która się już nie powtórzy. Każdy mężczyzna potrzebuje się odstresować, tak samo i ja. Wiem, że moja znajomość z Roksaną nie miała tak wyglądać. Nie powinniśmy w ogóle pozwolić by coś takiego stało się pomiędzy nami, ale cóż, równie dobrze wiemy, że nie uda nam się cofnąć czasu i coś tu zmienić. Oboje spełniliśmy swoje zachcianki, więc na tym kończy się ta przygoda. Bynajmniej dla mnie.

Przez cały dzień nadmiernego myślenia, postanowiłem iż wieczorem wyjdę na miasto. Miałem znów ochotę sięgnąć po jakiś dobry alkohol, jednak nie znałem powodu dlaczego. Dobrze wiedziałem, że nie wysiedziałbym całkowity dzień w domu.

Jechałem swoim nowym, niedawno zakupionym Mercedesem AMG przez zakorkowane ulice Miami, próbując dostać się do baru, który znajdował się zaraz kilka ulic dalej. Gdy wreszcie korek wydawał się kończyć, a auta zaczęły przede mną przyśpieszać, dotarłem do upragnionego miejsca w dziesięć minut. Parkując swój pojazd, mogłem zauważyć kilka skąpych lasek, wchodzące do budynku, które ubrane były w krótkie sukienki specjalnie by zwrócić na siebie swoją uwagę. Jednak na mnie to niestety nie zadziałało. Wszedłem do pomieszczenia w którym od razu poczułem mocny zapach alkoholu. Wszyscy znajdujący się tutaj, rozmawiali przy drinkach i piwie. Przysiadłem się do baru, machając ręką w stronę kelnera by móc zamówić sobie drinka. Kiedy kelner szybko wykonał moje zamówienie, upiłem trochę alkoholu. W chwili gdy chciałem poprosić o kolejną nalewkę, zauważyłem parę metrów od siebie, faceta w blond włosach, który również tak jak ja próbował zatopić się w alkoholu. Podniosłem się na nogi i ruszyłem do niego, siadając obok.
- Siema. Coś widzę nie w humorze - odezwałem się na co spojrzał na mnie.
- Życie - krótko skomentował, biorąc łyk drinka.
- Często tu przychodzisz?
- Można tak powiedzieć. A ty? Pozwól, że zgadnę. Dopiero pierwszy raz?
- Taa.
- Jesteś nowy w mieście? - spytał nagle.
- Dopiero trzy miesiące. Czemu pytasz?
- Po akcencie poznaję, że nie jesteś stąd - odparł.
- Jestem anglikiem. Przyjechałem do Stanów kilka lat temu. Wcześniej mieszkałem w Los Angeles.
- Skąd dokładnie pochodzisz? No wiesz, z jakiego miasta w Anglii?
- Holmes Chapel. To raczej tak jakby miasteczko.
- Kurwa nie gadaj. Też jestem z Anglii i pochodzę z tego samego miasta - odpowiedział zdziwiony.
- Długo tu jesteś?
- Też kilka lat. Wyjechałem z powodów rodzinnych. Moja rodzina się tak jakby rozpadła. Rodzice umarli, siostra również, a brat cóż szkoda gadać. Nie utrzymuję nawet z nim kontaktu - odrzekł - A tak w ogóle, jestem Jasper.
- Harry. Współczuję, że tak potoczyło się twoje życie.
- Cóż, widocznie tak miało być. Miałem zjebaną rodzinę, która nawet nie poświęcała mi czasu. Szkoda zresztą gadać. Cieszę się, że tu jestem i że rzuciłem to wszystko.
- Ja wyjechałem z Anglii przez śmierć ojca. Porzuciłem rodzinę by tu przyjechać. Miałem tak jakby depresję, chciałem być sam, ale tak naprawdę potrzebowałem pomocy. To wszystko mnie przetłaczało. Bez ojca czułem się inaczej. Byłem do niego zbyt przywiązany.
- Więc przez to wyjechałeś do Los Angeles, tak?
- Tak.
- A czemu przyjechałeś do Miami? - zapytał.
- Wiesz, to już kompletnie inna sytuacja. Kochałem taką dziewczynę przy której na serio się zmieniłem. W prawdzie mówiąc, nadal ją kocham. Ona sprawiła, że moje życie zaczęło nabierać kolorów, zaczęło po prostu żyć tak jak powinno. Kilka miesięcy temu, zdradziłem ją. Nawet nie wiem czy nazwać to zdradą, bo to wszystko zaczęło się od laski, która sama mnie zaczęła całować. Od tamtej pory nasza miłość się skończyła. Może ona tak twierdzi, ale ja nie mogę o niej zapomnieć. Przyjechałem tutaj z powodu tego, że musiałem dać jej wolność. Dać jej możliwość, starania się o lepsze życie niż miała ze mną. To miało pomóc też mi. Miało mnie wyleczyć z miłości, ale po trzech miesiącach to nadal nie działa.
- Poświęciłeś się by tu przylecieć tylko po to by dać jej, tak jak wspominałeś, wolność? Sorki koleś, ale w tym momencie, uznaje cię za debila, bo moim zdaniem jeśli ją kochasz to powinieneś się starać o nią walczyć, a nie wyjeżdżać na drugi koniec Stanów Zjednoczonych tylko po to by móc o niej zapomnieć.
- Każdy mówi mi dokładnie to samo co ty.
- Bo każdy ma rację. Nigdy nie zastanawiałeś się nad tym, że popełniasz błąd?
- Nie. To co robię jest słuszne.
- Koleś zastanów się serio co robisz. Może nie jestem dobry w mówieniu ludziom co powinni robić, ale jeśli ją kurwa kochasz to walcz. Cóż, a jeśli nie to chociaż zacznij żyć, bo zatapianie smutków w alkoholu niczego nie zmieni.
- Pominąłeś fakt, że ty też tu pijesz i to często.
- Dobra, ale ja to z innego powodu piję - odrzekł, dopijając swojego drinka - Muszę wyjść na dwór zapalić, idziesz ze mną?
- Spoko - zapłaciłem kelnerowi za swojego drinka, po czym wraz z nowym poznanym znajomym wyszliśmy przed budynek.
- Palisz? - spytał blondyn, podpalając swojego szluga.
- Nie. Kiedyś paliłem, ale skończyłem z tym.
- Powinnieneś do tego wrócić. Papierosy pomagają się odstresować.
- Ale też nie zapominaj, że zabijają cię od środka.
- Zaczynasz pierdolić jak moja pojebana matka - oznajmił - To więc, który to twój samochód?
- Tamten Mercedes - wskazałem palcem na srebny samochód, stojący zaraz obok drzewa.
- On? - spytał zdziwiony, ruszając w stronę auta - Widzę, że masz gust.
- Czemu tak w ogóle pytasz mnie o samochód?
- A tak chciałem wiedzieć - zignorował moje pytanie - Chcesz zobaczyć mój? Mówię ci, klasyk - zaciągnął się papierosem i machnął mi bym poszedł za nim.
Przeszliśmy na drugą stronę ulicy, skręcając zaraz w parking podziemny, który znajdował się dokładnie na przeciwko baru z którego wcześniej wyszedłem.
- To ten - wskazał na czerwony sportowy pojazd.
- O kurwa - zaklnąłem, podziwiając mianowanego jednym z najpiękniejszych wyścigowych samochodów na ziemi - Lamborghini? Skąd go kurwa wytrzasnąłeś? Taki samochód kosztuje majątek. Japierdole, jeszcze na dodatek to Sesto Elemento.
- Samochody to moja pasja, zajmuje się nimi na codzień.
- Jesteś mechanikiem?
- To też, ale ogólnie to ścigam się.
- Pierdolisz.
- Organizowane są często nielegalne wyścigi na przedmieściach miasta.
- Nie macie problemu z policją?
- Zazwyczaj oni nawet nie są zdolni nas złapać - zaśmiał się - To jak, chcesz to wszystko zobaczyć? Za godzinę muszę być gotowy na wyścig.
- No jasne, że chcę - powiadomiłem.

~*~

Jasper jechał swoim czerwonym Lamborghini przede mną, kierując mnie do danego celu. Nigdy nie przypuszczał bym, że w Miami są jakiekolwiek organizowe wyścigi. Kiedyś ścigałem się i muszę powiedzieć, że byłem w tym nie zły. Również byłem miłośnikiem samochodów, tak samo jak Zayn czy Louis. Zarabiałem mnóstwo kasy nawet na jednym wyścigu. Kochałem to robić, ale od pewnego dnia coś się stało, że wszystko to rzuciłem. Byłem młody, bałem się mieć większe problemy z policją.

Samochód znajomego nagle zatrzymał się pod wielką bramą. Obok stały dwa sportowe samochody z których za chwile wysiadło dwoje mężczyzn. Jasper machnął tylko ręką w ich kierunku, po czym otworzyli wielkie wejście przed nami. Gdy wjechaliśmy do środka, od razu zauważyłem masę ludzi, przechadzających się obok sportowych, drogich samochodów. Czułem się jak w drugim domu.
- Jesteśmy - poinformował Jasper, wychodząc ze swojego pojazdu.
- I to mi się podoba - skomentowałem, rozglądając się po okolicy.
- To mój świat. Chodź przywitasz się z kimś - wraz z blondynem ruszyliśmy w stronę grupki ludzi.
- Cześć, co tam ludzie - chłopak przywitał się z nimi - To mój kumpel Harry.
- Siema, jestem Blake. Ścigasz się? - przywitał się ze mną jeden z nich.
- Kiedyś się ścigałem - odpowiedziałem, na co Jasper spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie mówiłeś, że się ścigałeś.
- Nie było okazji - zaśmiałem się, klepając go w ramię.
- Dobra, Blake ile mamy czasu by przygotować samochód?
- Niewiele. Ponad pół godziny.
- Zdążymy - odpowiedział - To jak Hazz, chcesz zobaczyć jak ściga się prawdziwy mistrz kierownicy? - posłał mi głupi uśmieszek.
- No to pokaż na co cię stać.

Jasper podjechał idealnym srebnym Audi, które od razu rzuciło się wszystkim w oczy. Stanął na starcie, a obok niego zaraz wstawiły się takie marki jak Dodge czy Porsche, które moim zdaniem nie miały żadnych szans z samochodem, który wybrał mój znajomy. Ten wyścig należał do niego i on dobrze o tym wiedział. Grał o dużą kasę, więc musiał dać z siebie wszystko, a ten pojazd miał go doprowadzić do ugragnionego zwycięstwa.

Gdy dziewczyna, prowadząca wyścig stanęła na przeciwko samochodów, usłyszeliśmy warczenie silników. Każdy znajdujący się tutaj, wiedział na co stać Jaspera. Pomimo iż jeszcze nie widziałem go w akcji, byłem przekonany co do jego słów. Wierzyłem w jego zdolności.

Gdy zaczęło się odliczanie, a flaga opadła, trzy samochody ruszyły na przód z piskiem opon, jednak to Porsche wyjechało na prowadzenie jako pierwsze z linii startu. Nie musieliśmy jednak długo czekać na ruch Jaspera, który w mgnieniu oka, nacisnął pedał do podłogi i ruszył z zabójczą prędkością za pojazdem. Dodge niestety pozostawał daleko w tyle za tą dwójką. Teraz to od nich zależało jak wygrają ten wyścig. Ich samochody miały podobne silniki, oboje te same szanse, ale tu liczyła się logika. Nie da sie wygrać wyścigu bez dokładnego planu. Trzeba posługiwać się strategią.

Starający się Jasper, próbował przemknąć się po lewej stronie czarnego Porsche, jednak ten odbił się w porę w lewo przez co zmusił go do wyhamowania. Jasper zahamował, ale do takiego stopnia, że pozostał na swojej pozycji. Siedzący mu na ogonie żółty Dodge, próbował go wyminąć z prawej strony, ale szybko zajechał mu drogę, nie dając się mu wyprzedzić. Jasper był w podwójnej sytuacji z racji tego, że po pierwsze musiał za wszelką cenę dogonić swojego przeciwnika, a po drugie musiał także pilnować się pozycji w jakiej się znajduje, ponieważ w każdej chwili jego przeciwnik, siedzący w podrasowanym Dodge będzie próbował go wychujać. Wciąż kontrolujący sytuację, przyśpieszył przez co odległość pomiędzy jego tylnym przeciwnikiem powiększyła się, dając mu odetchnąć i spokojnie walczyć o pierwsze miejsce. Jasper nadal nie przestawał przyśpieszać, co na pewno zauważał facet w Porsche. Udało mu się zmiejszyć odległość pomiędzy nimi co sprawiło, że wisiał mu dokładnie na ogonie. Jasper starał się go wyprzedzić z prawej strony, jednak ten nadal mu się nie dawał. Kiedy oba samochody zbliżały się do wielkiego zakrętu, pozostała im jedynie prosta droga do linii mety. W chwili gdy koła pojazdów wykręciły się w skręcie, srebne audi Jaspera dobiło do maksymalnej predkości, powodując, że błyskawicznie wyjechał z lewej strony czarnego Porsche, po czym kiedy tylko skończył się zakręt, zajechał mu drogę i to spowodowało, że znalazł się na zwycięskiej pozycji. Biedny Dodge w tym momencie był w środku wielkiego zakrętu, wiedząc, że nie ma już żadnych szans na zwycięstwo. Oglądając ten wyścig z przyjaciółmi mojego nowo poznanego kumpla, śmialiśmy się jak debile, że tak dobre samochody dały się wychujać srebnemu audi. Wystarczył tylko dobry kierowca z dobrym opracowanym planem. W momencie kiedy Jasper przekroczył linię mety, zrobił szybki skręt, tak zwanego drifta, po czym zahamował pojazd. Wszyscy zaczęli zbierać się wokół niego. Oboje przeciwników zaczęło hamować tuż przed metą, wiedząc, że i tak wszystko jest dla nich stracone. Przyjaciele kumpla rzucili się na niego jak oszaleni, zdając sobie sprawę ile kasy właśnie zdobyli. Gdy tylko dali mu trochę swobody, podeszłem do niego i uściskałem mu dłoń.
- Zasłużone zwycięstwo - oznajmiłem, na co blondyn szturchnął mnie w ramię.
- Nauka czyni mistrza. 
- Jestem podwrażeniem tego co właśnie tu odjebałeś. Wspaniale to odegrałeś. 
- Wystarczyło jedynie dobrze wyczuć gościa. Dalej już poszło gładko - odrzekł.
- Hej chłopaki! To co wy na to byśmy poszli na piwo, wypić za tą wygraną? - Blake stanął pomiędzy nami - To nasz dzień ludzie! - krzyczał jak pojebany, choć nam obojgu to nie przeszkadzało - Dawać kase chuje, nie umiecie jeździć i tyle! - pokazał przeciwnikom środkowego palca, po czym pobiegł w stronę organizatora by odebrać pieniądze.
- On tak zawsze? - spytałem, zerkając na widocznie bardzo szczęśliwego przyjaciela Jaspera.
- Ta, ale wiesz. Wygrałem dla niego mnóstwo kasy by mógł sobie teraz przerobić swój nowy model który ostatnio zakupił. Pokażę ci zresztą kiedy indziej. No więc jak? Wchodzisz w to picie czy nie? - zaśmiał się, zarzucając rękę na mój kark. 
- Byłbym chyba idiotą by nie wypić z wami za tą wygraną.
- No i to rozumiem! Chłopaki idziemy świętować! - machnął w ich stronę na co od razu zaczęli się zbierać. 
- Mam zamiar potrenować z tobą. Nauczę cię jak być prawdziwym kierowcą i wprowadzę w świat za którym pewnie tęsknisz. Razem stworzymy nowe samochody, które będą wygrywać każdy pierdolony wyścig co sprawi nas milionerami. Razem możemy wszystko, tylko musisz tego chcieć. 


*Perspektywa Vanessy*

- Czy mógłbyś łaskawie zdjąć te swoje brudne buty z mojej kanapy? - odezwałam się, próbując nauczyć swojego brata w moim domu jakiś manier - To nie jest dom rodziców, gdzie możesz się tak zachowywać.
- To dziecko cię zmienia - starał się ignorować moje prośby.
- Przestań tak mówić!
- Bo taka jest prawda? Nie poznaję cię Vanessa. Stałaś się zbyt poważna jak na swój wiek.
- Chciałbyś bym była taka jak ty? Mieszkać u rodziców na ich utrzymaniu lub pracować kiedy mi się chce? Nie na tym polega życie, Jonathan.  
- Przypominam ci, że opuściłaś dom tylko ze względu na swoją pojebaną miłość do Harry'ego i nie zmieniaj faktu, że sama chciałaś się uwolnić od rodziców, bo gdyby nie ten chuj, siedziałabyś teraz ze mną u nas w domu przed telewizorem bez tego brzucha.
- Sugerujesz, że to dziecko to moja wina?
- To wina tylko i wyłącznie twoja, bo gdybyś miała mózg, nie dałabyś się tak łatwo Harry'emu omotać w taki sposób jaki on to zrobił. Wszystko pomiędzy wami działo się za szybko. 
- Chcesz mi powiedzieć, że od początku nie byłeś za naszym związkiem? 
- Oczywiście, że nie byłem! On cię zmieniał. Wydawało mi się, że na gorsze. Wiedziałem, że pomiędzy wami coś jest nie tak. On był inny niż ty - odpowiedział - Robiłem dobrą minę do złej gry, starając się nie mieszać w wasz związek, ale odkąd go poznałem, wiedziałem, że będziesz miała przejebane w życiu. I spójrz. Nie myliłem się. Ty skończyłaś z brzuchem, a on nie wiadomo gdzie teraz jest.
- Wiesz co Jonathan? Nie sądziłam, że staniesz się takim chamem. Myślałam przez cały ten czas, że mogę liczyć na twoją pomoc, ale ty widocznie zamiast starać się mi pomóc w sytuacji jakiej się teraz znajduję ty mówisz mi całą prawdę, którą ukrywałeś. Nie wiedziałam, że kiedykolwiek będziesz się tak zachowywał. Nie sprawię, że to co się stało, zostanie cofnięte. Pogodziłam się z losem. Pogodziłabym się z tym, że mam dziecko i z tym że Harry na zawsze opuścił moje życie. Nie mogę powiedzieć, że go nie kochałam, bo to by było kłamstwem. Posłuchaj Jonathan, ja nadal coś do niego czuję. Nie wiem, ale to uczucie nie opuszcza mnie odkąd każdy z nas poszedł w swoją stronę. Uznasz mnie za idiotkę, ale musisz pogodzić się z tym, że Harry pomimo wszystko nadal zostanie w moim sercu. Zrobił dla mnie wszystko co mógł.
- Czyli nadal go kochasz nawet za to, że spierdolił ci życie tym dzieckiem? Oszukujesz mnie teraz, mówiąc, że dobrze ci z myślą, że będziesz wychowywać właśnie jego dziecko?
- Od pierwszych kilku miesięcy ciąży, tak myślałam. Myślałam, że to wszystko jego wina, ale zdałam sobie sprawę, że przecież wina też leży po mojej stronie. Oboje jesteśmy tu w tej sytuacji winni.
- Weź pod uwagę, że gdyby on nie wpakował ci się w życie, nie miałabyś takich problemów. 
- Co ja poradzę, że się w nim zakochałam? Nie naprawię już swoich błędów. 
- Nie wiem, ale od tych kilku miesięcy czuję jakbym rozmawiał z inną osobą. Jakbyś była mi po prostu obca.
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo się zmieniłaś, Vanessa. Może ty tego nie zauważasz, ale ja tak. Nie jesteś tą młodszą siostrą z którą codziennie mogłem zagrać w gry na konsoli. Wydajesz się jakbyś była ode mnie starsza, jakbym to ja był tym najmłodszym z rodziny. Po prostu odkąd Styles wszedł do twojego życia wszystko się zmieniło. Zaczęłaś coraz mniej spędzać z nami czas. Ojciec nie mógł skupić się na swojej pracy, a matka co chwila pytała się mnie czy wszystko u ciebie w porządku, bo ty zazwyczaj dzwoniłaś tylko do mnie. Straciłaś dla niego głowe, z poważniałaś, stałaś się kobietą. Nie chcę by to dziecko cię odmieniło. Chcę byś wciąż była tą nastolatką, która lubiła ze mną przebywać - Jonathan wyłączył telewizor, rzucając ze zdenerowania pilot na stolik.
- Wiem, że ci ciężko się z tym pogodzić - zaczęłam, siadając obok niego - Może i się zmieniłam, masz rację. Zaczęłam was tak jakby olewać, co nie powinnam wcale robić. Przepraszam, dobra? Przepraszam, że cierpisz z powodu tego wszystkiego co przechodzę. Przepraszam, że taka się stałam i przepraszam, że nie poświęcam ci czasu. Może naprawdę mam klapki na oczach i nie zauważyłam, że najważniejsi dla mnie ludzie cierpią przeze mnie. Rozumiem cię. Masz prawo tak o mnie myśleć, masz prawo myśleć, że Harry zniszczył mi życie, masz prawo czuć się odrzuconym, ale nie masz prawa myśleć, że was nie chcę w swoim życiu. Jesteśmy rodziną.
- Teraz masz nową rodzinę. Swoją córkę, której będziesz poświecała całą swoją uwagę. Zrozumiem, że będziemy dla ciebie na drugim miejscu, ale nigdy nie wybaczę tego jeśli się od nas oddalisz. Po prostu chcę byś była przy nas. Była częścią naszej rodziny. Byś nigdy nie sprowadzała rodziców do stanu gdzie z powodu zamartwiania się o ciebie, nie będą mogli kupić się na czymkolwiek. Oni mają swoje lata. Nie mogą non stop żyć tobą, bo to ich zamęczy. Musisz utrzymywać z nimi kontakt, ponieważ to w końcu twoi rodzice. Dali ci życie, wychowali, dali jeść. Nie możesz ich od tak olać.
- Obiecuję, że to wszystko się zmieni. Obiecuję, że od tego momentu poprawię się. Popełniłam błędy, wiem, ale naprawię je. Zrobię wszystko byście nie czuli się porzuceni. Zrobiłam masę rzeczy przez które każde z was czuło się skrzywdzone, ale obiecuję, że to już się nie powtórzy. 
- Wierzę, że się zmienisz. Wierzę w każde twoje słowo tylko chcę byś mi pokazała, że starasz się zmienić coś w sobie. 
- Obiecuję, że to zrobię - przetarłam łzę, która spłynęła po moim policzku.
- Czy ty płaczesz? Vanessa, chyba oszalałaś - Jonathan zaśmiał się i objął mnie ramionami, przysuwając się bliżej.
- To tylko hormony.
- Nie trudno raczej się domyślić - ucałował mnie w czoło - Vanessa jesteś dobrą osobą. Wiem, że starasz sie pomagać wszystkim jak możesz i to widać tylko po prostu nie potrafisz pomóc sobie. Prześpij się z tym, pomyśl nad tym na spokojnie. Wybacz, że tak zacząłem ten temat. Nie chciałem byś przeze mnie płakała. Teraz twoja córka jest najważniejsza, nie przejmuj się na razie mną. Rozumiem w pełni twoją sytuację i pamiętaj, że jestem z tobą. Jesteśmy rodziną, a rodzina trzyma się razem. 
- Nie sądziłam, że odważysz mi się kiedykolwiek coś takiego powiedzieć. Dziękuję za to co dla mnie robisz i przepraszam, że tak na ciebie wcześniej nawrzeszczałam. Kocham cię mój czasami denerwujący, ale kochany braciszku.
- Czekaj co powiedziałaś, bo nie usłyszałem - droczył się ze mną.
- Usłyszałeś - zaśmiałam się, uderzając go w ramię.
- No właśnie nie.
- Boże, nie każ mi tego powtarzać - jęknęłam na co brunet posłał mi głupi uśmiech.
- No dalej, czekam.
- Kocham cię debilu. Zadowolony? - objęłam brata, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
- Zdecydowanie.

 ~*~

W chwili gdy zamknęłam drzwi za bratem, wzięłam się za ogarnianie pomieszczenia w którym razem przebywaliśmy. Zabierając wszystkie talerze po jedzeniu, wstawiłam je do zmywarki. Kiedy miałam skierować się ponownie do salonu, w połowie drogi zatrzymał mnie dzwonek. Podeszłam do drzwi wejściowych i lekko je uchyliłam by zobaczyć kto to, ale gdy tylko zobaczyłam bardzo dobrze znaną mi osobę, automatycznie zamknęłam drzwi, przekręcając klucz w zamku.
- Vanessa proszę nie rób tego - głos Chrisa rozbrzmiał, a przez moje ciało przeszedł dreszcz.
- O mój boże - szepnełam sama do siebie na tyle cicho by mnie nie usłyszał. 
- Wiem, że jesteś na mnie wściekła i że nie chcesz mnie widzieć, ale musimy porozmawiać.
- Odejdź - nakazałam.
- Chcę cię tylko zobaczyć.
- Chris proszę.
- Nie, to ja proszę Vanessa. Otwórz drzwi i pozwól mi z tobą porozmawiać. Chcę naprawić to co zepsułem.
- Kolejny raz? To nie ma już sensu. Odejdź. 
- Właśnie, że ma sens. Chcę walczyć o twoje zaufanie po raz kolejny.
- Nie znudziło ci się ciągłe obwinianie mnie za wszystko? Przecież dla ciebie nie jestem warta niczego.
- Poniosło mnie, wybacz.
- Jak za każdym razem. Przestań się ośmieszać i wracaj stamtąd skąd przyjechałeś. 
- Nie mam zamiaru cię zostawiać Vanessa.
- Już to zrobiłeś. 
- Ale wróciłem.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę byś pozostawił mnie w spokoju. 
- A ja chcę być w twoim życiu. 
- Jako kto? 
- Jako przyjaciel.
- Nie możesz być moim przyjacielem, jeśli mnie kochasz. 
- Kocham cię, ale to nie zmienia faktu, że nie mogę być twoim przyjacielem. Zrobię co mi powiesz. Wiem, że ktoś taki jak ja dawno stracił jakąkolwiek szansę u ciebie, ale nie chcę byś mnie odtrącała.
- Nudzę mnie twoje teksty, Chris. Odejdź stąd tak po prostu i zostaw mnie. Czy to takie trudne?
- Jest trudne. Nie odejdę stąd jeśli cię nie zobaczę. Chcę wiedzieć jak się czujesz ty i-i dziecko. 
- Dziecko? Od kiedy to zacząłeś przejmować się moim dzieckiem?
- Od kiedy zdałem sobie sprawę, że to cząstką ciebie - powiedział - Proszę, pozwól mi cię zobaczyć. 
- Nie chcę cię widzieć, proszę odejdź. Chris, nie żartuję. Możesz tu sobie stać do zasranej nocy, ale ja i tak nie wpuszczę cię do środka. Zapomnij o tym o czym się dowiedziałeś i o mnie. Wróć do miejsca gdzie przebywałeś przez te miesiące i tak po prostu mnie zostaw. 
- Czemu mi to robisz?
- Jestem sprawiedliwa.
- Martwię się o ciebie. Vanessa ja nie śpię po nocach. Jesteś w ciąży, potrzebujesz mnie. Potrzebujesz pomocy.
- Mam wystarczająco dużo pomocy.
- Nie odwracaj kota ogonem. Proszę do jasnej cholery wpuść mnie i pozwól sobie wszystko wyjaśnić.
- Odejdź albo zadzwonię po Zayna by cię stąd zabrał.
- Proszę bardzo! Powiedz mu, że czekam tu na niego! No dalej! Dzwoń! - walnął w drzwi - Na co czekasz? Zrób to!
- Przestań się wydzierać! Odjedź stąd i nie wchodź w moje życie. Wystarczająco dużo się przez ciebie nacierpiałam.
- Cierpiałaś przeze mnie? - jego ton głosu wydawał się być załamany.
- Myślisz, że tylko jeden raz? Nie. Było ich kilka kiedy to zacząłeś mnie wyzywać, że nie jestem warta niczego. Ty nigdy nie zdawałeś sobie sprawy jak bardzo mnie to krzywdzi. 
- Teraz sobie zdaję. Zrozumiałem swoje błędy. Pozwól mi je teraz naprawić, proszę. Nikt tak bardzo nie jest dla mnie ważny jak ty. Chcę zacząć od nowa.
- Nie chcę znowu pakować się w to wszystko ponownie. Wiem, że cię krzywdzę Chris, ale musisz zrozumieć, że nie jestem gotowa na kolejną falę cierpienia jaką w przyszłości będziesz miał zamiar mi stworzyć. Dałam ci wystarczająco dużo szans byś się zmienił, ale ty i tak tego nie zrobiłeś. Wybacz, ale to koniec.
- Chcesz tak po prostu zakończyć to wszystko? Chcesz pozwolić by wspomnienia, stworzone przez nas obojgu poszły w zapomnienie? Nie pozwolę ci na to byś to zrobiła. Chcę być w twoim życiu. Chcę być obecny przy wszystkim, chcę móc cię wspierać i być z tobą gdy tylko mnie potrzebujesz. Nie zmienisz tego co czuję. Zawsze będę czuł do ciebie miłość, ale nie możesz jej lekceważyć. Nie zmuszam cię do odwzajemnienia tego uczucia, bo wiem doskonale, że to nie możliwe, ale chcę tylko byś je zaakceptowała. Nie pozwól byśmy kiedyś minęli się na ulicy, nie mówiąc sobie nawet głupiego cześć. 
- Odejdź proszę - tylko na to było mnie stać. Byłam totalnie zrujnowana emocjonalnie. 
- Dobrze. Zrobię jak ze chcesz, ale zapamiętaj, że nie pozwolę byś o mnie zapomniała. Żyjąc tu bez ciebie to tak, jakbym budził się tylko dla połowy niebieskiego nieba - szepnął na tyle słychalnie, że usłyszałam całą jego wypowiedź. Po chwili stukot butów oznajmił, że Chris oddalił się od drzwi. Usiadłam na dywanie, próbując powstrzymać niepohamowane łzy. W myślach przeklinałam te pieprzone hormony, które sprawiały, że wszystko czułam dwa razy mocniej. Byłam zagubiona. Zagubiona we wszystkich co mnie z dnia na dzień przytłaczało. Starałam się być silna, ale tak naprawdę nie byłam. Oszukiwałam samą siebie.


"Człowiek nie boi się kolejnych prób. Człowiek boi się cierpień z tego samego powodu" 


Od autorki: Wreszcie udało mi się wstawić rozdział. Przepraszam wszystkich, którzy bardzo na niego czekali i przepraszam jeśli kogoś nie zadowolił.

Zdecydowałam, że blog nadal będzie kontynuowany. Jeśli komuś się coś nie podoba to cóż, niestety nic na to nie poradzę. Zrobię to co będę chciała i doprowadzę to opowiadanie do końca tak jak mam to zresztą ustalone. 

No więc, jak z czytania się dowiedzieliście, pojawił się nowy bohater Jasper. Będzie on grał jedną z ważnych ról w tym opowiadaniu. Ktoś się domyśla jaką? 

Z racji tego, że rozdział nie pojawił się w tamtym tygodniu, przekładam rozdział z numerkiem 81 na następny tydzień czyli dokładnie na 21 maja.

No więc do zobaczenia :) x











4 komentarze:

  1. Czekam na next! / Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello :-) Rozdział bardzo fajny, podoba mi się :-) Jest bardzo emocjonalny,genialnie to opisałaś. Tą rozmowę pomiędzy Van i Chrisem, genialna, tak samo jak pomiędzy Van i jej bratem. A skoro przy bracie mowa, to czy mi wydaje, że Jasper okaże się bratem Thomasa? Czy to tylko moje urojenia... No,cóż już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :-)
    Pozdrawiam i życzę weny :-)
    Jade

    OdpowiedzUsuń