28 maj 2016

Rozdział 81

Minął miesiąc, odkąd powiedziałam Chrisowi, żeby odszedł z mojego życia. Przez kilka dni mocno to przeżywałam. Był jednym z moich najlepszych przyjaciół, którym mogłam zaufać w stu procentach. Wspierał mnie jak mógł, choć odkąd dowiedział się o mojej ciąży, jego charakter błyskawicznie się zmienił. Dopełniła go złość i cierpienie, wiedząc, że to dziecko Harry'ego. Nienawidził go, wiedziałam o tym. Uważał go za przeciwnika z którym walczy o jakąś nagrodę. Tą nagrodą jestem właśnie ja. Wiedziałam bardzo dobrze o uczuciach Chrisa. Miał nadzieję co do mnie, ale ja nie miałam zamiaru dawać już nadziei nikomu. Po pierwsze nie mogłabym zakochać się w człowieku, który przez połowę mojego życia był moim najlepszym przyjacielem. Wszyscy mówili, że takie przyjaźnie prędzej czy później skończą się uczuciem do tej właśnie drugiej osoby. Cóż, ja nie czułam nic poza naszą bliską więzią przyjacielską. Traktowałam Chrisa jak drugiego brata. Owszem, znajdą się osoby, które chciałyby połączyć naszą dwójkę razem, ale nie mogłabym kochać kogoś, jeśli kocham inną osobę. Tak, mówię teraz tu o Harrym, który przez cały czas, nadal siedzi w moim sercu. Nie rozumiałam samej siebie. Kochałam kogoś kto mnie skrzywdził, czy to normalne? Z jednej strony chciałabym wiedzieć co u niego, co robi, móc spojrzeć mu w oczy, ale jednak z drugiej, mózg podpowiadał mi, że nie powinnam wchodzić do tej samej rzeki dwa razy. I tego się właśnie trzymałam.  

Spacerowałam po parku, rozkoszując się przyjemnie słonecznym dniem. W Los Angeles wreszcie zapanowało lato na które większość, przede wszystkim dzieci czekało. Z racji tego, że zbytnio nie lubiłam przesiadywać sama w domu, postanowiłam umówić się na spotkanie z jednym z moich znajomych właśnie w tym miejscu, jednak wyszłam godzinę przed, by móc pospacerować chwilę sama. Dużo rozmyślałam przez ten czas. Jedno pytanie wciąż nie opuszczało moich myśli. Jaką będę matką dla własnego dziecka? Starałam się myśleć o tym pozytywnie, jednak przerażał mnie fakt, że sobie nie poradzę. Zostały dokładnie dwa miesiące do porodu, a ja denerwowałam się bardziej niż kiedykolwiek. Miałam czarne myśli, które za wszelką cenę chciałam pokonać. Większość dziewczyn, które zachodzą w ciążę w tym samym wieku co ja, po prostu totalnie się załamują z powodu tego, że nie mogą poradzić sobie z obowiązkami dotyczące dziecka, więc jak ja mam być spokojna, kiedy ciągle wmawiam sobie, że z niczym sobie nie dam rady? 

Kiedy przechodziłam obok wielkiego stawu, zauważyłam kolorową piłkę, turlającą się dokładnie w moim kierunku. Podniosłam ją w momencie, gdy znalazła się obok mnie. Rozejrzałam się dookoła, doszukując właściciela znalezionej rzeczy. Nagle zobaczyłam małego blond chłopca, może gdzieś tak w wieku pięciu-sześciu lat, który biegł wprost w moją stronę.
- Znalazła pani moją piłkę - odezwał się, posyłając śliczny uśmiech.
- Sama się do mnie poturlała - kucnęłam, podając mu rzecz.
- Dziękuję.
- Jak masz na imię, słoneczko? 
- Jestem Dario, a pani?
- Vanessa - uśmiechnęłam się - Twoja mama wie, że zgubiłeś tą piłeczkę?
- Tak. Powiedziała mi bym ją poszukał, ale żebym nie schodził jej z oczu.
- Gdzie jest teraz twoja mama?
- Tam - wskazał na kobietę przy placu zabaw.
- Chodź, trzeba do niej wracać, bo będzie się o ciebie martwić - podałam mu dłoń, a on automatycznie ją chwycił.
- Dlaczego pani ma taki wielki brzuch? - spytał nagle w połowie drogi.
- Ponieważ tu w środku jest mały dzidziuś - zaśmiałam się, próbując mu wyjaśnić.
- To czemu go pani zjadła?
- Nie zjadłam. Ty też kiedyś byłeś w brzuchu swojej mamy.
- To jak ja się tam znalazłem?
- To pytanie musisz zadać właśnie jej - powiedziałam z lekkim śmiechem, docierając z chłopcem do jego rodzicielki.
- Och jejku, tu jesteś Dario. Mówiłam ci, żebyś nie uciekał mi z oczu - podeszła do nas, przenosząc swój wzrok na mnie - Dziękuję, że go pani przyprowadziła. Mój syn jest zbyt ciekawy świata i ludzi.
- Miło było poznać pani syna. Jest na prawdę grzecznym dzieckiem.
- Mam nadzieję, że pani przyszłe dziecko również będzie takie same. Jeśli mogę spytać, wie pani kto to już będzie? W którym miesiącu w ogóle pani jest?
- Jestem już w siódmym miesiącu z dziewczynką.
- Och no to gratuluję! Chciałabym również mieć córkę, ale mąż nie jest jeszcze gotowy na drugie dziecko. Wie pani, dużo obowiązków dotyczące z pracą. Przede wszystkim nie jesteśmy pewni czy utrzymalibyśmy się z pieniędzmi.
- Rozumiem, ale proszę nie kierować się takimi myślami. Jeśli oboje państwo chcą mieć kolejne dziecko to nie powinni się państwo kierować tym, że nie będziecie mieli z czego je utrzymać. Zawsze znajdzie się jakieś rozwiązanie.
- Staramy się, ale cóż, zobaczymy jeszcze - posłała mi uśmiech - Dario i jak? Znalazłeś tą swoją piłeczkę?
- Jest tutaj! - roześmiał się, pokazując swoją rzecz zza pleców. 
- To dobrze - znów przeniosła swój wzrok na mnie - Jeszcze raz pani dziękuję, że go pani przyprowadziła. 
- Ależ nie ma sprawy - uśmiechnęłam się - Przepraszam, ale muszę już uciekać. Miło było cię poznać Dario. Mam nadzieję, że już nie będziesz uciekał mamie w poszukiwaniu swojej piłki. Musisz jej pilnować, a nie pozwalać uciekać. Dobrze?
- Dobrze pani Vanesso - zaklaskał w dłonie.
- Do widzenia, pa pa - pomachałam małemu chłopcu, który szczęśliwy również to odwzajemnił.

Postanowiłam kontynuować swój spacer, zorientowując się, że zostało ponad dziesięć minut do spotkania z moim znajomym. Rozglądałam się wszędzie, obserwując niektóre matki, jak uczą swoje dzieci jazdy na rowerze, jak budują z nimi zamki z piasku w piaskownicy i jak pomagają rozbujać się im na huśtawce. Ucieszyłam się na samą myśl, że kiedyś będę to robić właśnie ja. 
- Vanessa! - usłyszałam wołanie co spowodowało, że automatycznie odwróciłam się. Gdy dojrzałam twarz osoby, która krzyknęła moje imię, zaczęłam iść coraz szybciej przed siebie - Poczekaj proszę! - ignorując osobę, nie przestawałam stawiać większych kroków. Chciałam jak najszybciej dojść do swojego domu, który znajdował się niedaleko od tego parku - Zatrzymaj się, proszę - momentalnie stanęłam w miejscu kiedy Chris pojawił się naprzeciw mnie - Porozmawiajmy.
- Powiedziałam, że nie chcę z tobą rozmawiać - próbowałam przejść, ale zatrzymał mnie.
- Nie odejdziesz stąd dopóki ze mną porozmawiasz - zagroził.
- Nie mamy już o czym rozmawiać, Chris.
- Mamy! - podniósł głos, na co para starszych ludzi zwróciła na nas uwagę.
- Przypominam ci, że jesteśmy w miejscu publicznym.
- Gówno mnie to obchodzi. Możesz mi powiedzieć co się z tobą dzieję?
- Mogłabym spytać o to samo.
- Przestaniesz?
- O co ci chodzi? Ze mną jest wszystko w porządku. To z tobą jest coś nie tak.
- Ze mną? Uważasz, że ze mną jest coś nie tak? Z osobą, która walczy o ciebie? O to byś ponownie jej zaufała?
- Powiedziałam ci już coś na ten temat. Będzie dla nas najlepiej jak oboje pójdziemy w swoje strony - kolejny raz chciałam go wyminąć, ale tym razem złapał mnie za rękę.
- Naprawdę myślisz, że to zrobię? Że od tak postanowię odpuścić? Jesteś w błędzie.
- To ty jesteś, myśląc, że coś tu odbudujesz. Chris, wszystko skończone. Nie chcę mieć z tobą już nic do czynienia.
- Przestań tak mówić do jasnej cholery! - przybliżył mnie do siebie - Jesteś zbyt ważna bym mógł się poddać. Zrozum, że chcę być blisko ciebie. 
- Nie chcę byś był blisko mnie, bo twoja bliskość tylko mnie krzywdzi - spojrzałam mu w oczy, a jego twarzy była tylko kilka centymetrów od mojej.
- Nie jestem taki jak Styles, dobrze o tym wiesz. Pozwól mi być osobą, która uchroni ciebie i twoją córkę.
- Jesteś idiotą. Myślisz, że pozwolę ci się mieszać w życie mojej córki?
- Czemu tego nie chcesz?
- Ponieważ nie chcę ciebie, Chris.
- Vanessa, nie pozbędziesz się mnie. Nie pozwolę byśmy o sobie zapomnieli. Proszę cię. Nie mam zamiaru zrobić krzywdy twojej córce tylko dlatego, że jest dzieckiem Harry'ego.
- To dziecko i tak jest dla ciebie problemem i nie okłamiesz mnie. 
- Dobrze wiesz, że mam ochotę zabić Harry'ego za to co ci zrobił, ale nie skrzywdzę dziecka. Nie zrobię tego.
- Nie chcę tego słuchać, puść mnie - próbowałam się wyrwać.
- Posłuchaj mnie przez moment. Nie chcę być z tobą skłócony do końca życia. Proszę, wybacz mi moje zachowanie - nagle zauważyliśmy niebieskiego Audi, który podjechał obok nas. 
- Pogódź się z tym co robię, Chris - dokończyłam, po czym spojrzałam na Ashtona, który wysiadł z pojazdu.
- Co się tu dzieję? - spytał, podchodząc do naszej dwójki, a Chris automatycznie mnie puścił. Przyjaciel był zdziwiony moją osobą, widząc mój zaokrąglony brzuch. Niestety, nie wiedział jeszcze o ciąży, ponieważ wyjechał z ojcem z miasta na kilka miesięcy w sprawach biznesowych. Nie miałam jak mu o tym powiedzieć - Poznaję cię koleś - zwrócił się do mojego "byłego" przyjaciela.
- Kim ty jesteś?
- Vanessa idź do samochodu - nakazał.
- Ona nigdzie nie pójdzie - zagroził Chris.
- Na pewno? Ty to tu raczej nie masz nic do gadania.
- Ty raczej chyba też nie.
- Chłopaki - upomniałam ich obojgu.
- Kto to w ogóle jest Vanessa? Twoja nowa miłość? Widać, że szybko znalazłaś sobie nowego tatusia dla twojego dziecka.
- Słuchaj koleś. Zejdź mi z oczu albo źle to się skończy - oznajmił Ashton, odpychając go do tyłu.
- Nikt nie będzie mi mówił co mam robić i nikt nie będzie zabierał stąd Vanessy.
- Daję ci ostatnią szansę.
- Chris, Ashton, przestańcie - kolejny raz zwróciłam im uwagę, ale tym razem stanęłam pomiędzy nimi - Jedźmy już.
- Powiedziałem, że nie będziesz z nikim jechać - Chris złapał mnie za rękę, przybliżając do siebie.
- Działasz mi na nerwy - odezwał się Ashton i próbował wycelować swoją pięść w Chrisa, ale szybko zatrzymałam jego zamiary.
- Nikt tu nikogo nie będzie bił - zaprotestowałam- Chris, puść mnie.
- Idziesz ze mną. 
- Z tobą na pewno nie. Powiedziałam ci już, że masz zostawić mnie w spokoju.
- Nie pozwolę by jakiś obcy facet cię zabierał. Nawet go nie znam, nie znam jego zamiarów!
- Nie musisz go znać! Puść mnie albo Ashton zadzwoni na policję.
- Koleś, chyba nie chcesz mieć problemów, no nie? Lepiej ją puść albo sam ci zaraz nakopię - zagroził - Ona   jest w ciąży, nie pogrążaj sprawy.
- Dlatego wolę ją zabrać ze sobą. Nie musisz się fatygować. Wiem, gdzie mieszka.
- Tego już za wiele - Ashton podszedł bliżej i odepchnął chłopaka ode mnie, powodując, że o mało co się nie przewrócił na chodnik - Vanessa idź do samochodu, proszę.
- Nie pozwolę by doszło pomiędzy wami do czegoś gorszego. Nie chcę was obojgu widzieć na posterunku policyjnym - odpowiedziałam.
- Zrób to o co cię proszę.
- Ona nigdzie z tobą nie pojedzie powiedziałem - poinformował zdenerowany Christopher.
- Idź. No już - przyjaciel lekko podniósł głos, a ja od razu cofnęłam się by móc wejść do samochodu. 
- Gdzie ją zabierasz chuju? 
- W miejsce bezpieczne od ciebie. Ostrzegam cię, jeśli nie przestaniesz jej nachodzić, wezwę policję. Daj jej spokój, potrzebuje ona tego bardziej niż my dwoje - podsumował Ashton, po czym pozostawiając chłopaka samego, wszedł do samochodu, po czym ruszył.
- Zawiozę cię do twojego domu - oznajmił - Wiesz, ten koleś jest dziwny. Nie rozumiem, jak ty możesz uważać go za przyjaciela. Styles miał rację, to kompletny pojeb.
- Nie rozmawiajmy o nim. Mam dość jego osoby.
- Też bym miał na twoim miejscu dość. On jest psychicznie chory. Powinnaś się trzymać od niego z daleka.
- Coś czuję, że nie będzie łatwo.

~*~

- Naprawdę zdziwiłem się kiedy cię zobaczyłem. Nic mi nie powiedziałaś o ciąży - odezwał się, kiedy oboje przekroczyliśmy próg domu.
- Chciałam to zrobić, ale wyjechałeś tak nagle, a ja nie miałam do ciebie telefonu. 
- Wiesz, jestem strasznie tym zaskoczony. Nie sądziłem, że tak to się skończy. Nie myślałem w ogóle, że Harry zostanie teraz ojcem.
- Ashton ja
- On wie prawda? Musiał być szczęśliwy. On tu jest?
- Nie ma i nie będzie, Ashton. Harry nic nie wie o dziecku.
- Jak to?
- Nie chcę by wiedział.
- Ale czemu? Przecież to dziecko was obojgu.
- Tak, ale. To skomplikowane. Po prostu nie chcę by wrócił do mojego życia.
- Co masz na myśli mówiąc "nie chcę by wrócił"?
- Nie chcę by był obecny w życiu mojej córki. Nie chcę czuć się po prostu po raz kolejny raz skrzywdzona.
- Ty chyba żartujesz, Vanessa. Musisz mu powiedzieć.
- Który raz ja to już słyszę - westchnęłam, siadając na kanapę w salonie.
- Jeśli inni też ci tak mówią to znaczy, że mają rację, włącznie ze mną. Nie możesz tego zrobić. Chcesz by dziecko było poszkodowane?
- Będzie poszkodowane jeśli Harry znów zacznie się mieszać w moje życie. 
- Nie bądź głupia. Znam Harry'ego i jego postępy. Nie skrzywdzi ciebie ani własnego dziecka.
- Widocznie za mało go znasz.
- Przestań wygadywać takie głupoty. Harry nie jest złym człowiekiem. On tylko niewłaściwie postępuje w pewnych sprawach, ale nie uważaj go od razu za czarnego charaktera. Każdy popełnia błędy.
- Ashton to, że mi to mówisz, nie zmieni tu jakiejkolwiek postaci rzeczy. Nie zmienię nastawienia do niego, ponieważ nie potrafię.
- Miłość zmienia postać rzeczy. 
- Znowu chcesz o tym mówić?
- A czy nie do tego właśnie zmierzasz? Vanessa powiedz mi po prostu szczerze. Kochasz go prawda? Przecież ja to widzę. Gdybyś go tak bardzo nienawidziła jak mówisz, wywaliłabyś wasze wspólne zdjęcia razem, ale nie zrobisz tego, a wiesz czemu? Bo czujesz do niego wciąż te same niezmienne uczucie.
- To nie tak.
- A jak? Serio będziesz się nadal upierać przy swoim? Nie okłamiesz mnie. Zbyt dobrze znam ludzi. Chcesz czy nie i tak będziesz go kochać tak samo jak on ciebie. To niezmienne jeśli się przeżyło ze sobą tak dużo, plus na dodatek będziesz mieć dziecko, które ma w sobie jego geny. 
- Dobra skończmy ten temat. To jasne, że będziesz bronić swojego najlepszego przyjaciela, bez względu na to co złego w życiu zrobił, więc nawet szkoda rozmawiać o tych sprawach. 
- Jeśli masz zamiar nigdy mu nie powiedzieć o dziecku to mnie to nie obchodzi. Co zrobisz to będzie twoja decyzja, mnie w to nie mieszaj. Nie chcę brać w tym udziału, ponieważ Harry jest dla mnie ważny. To wasze dziecko i to wy oboje powinniście zadecydować z kim ono zostanie. To co robisz, nie jest sprawiedliwym rozwiązaniem, wiedz o tym Vanessa. 
- Rozumiem co chcesz powiedzieć, ale nie zmienisz tu niczego. 
- Właśnie kilka sekund zdałem sobie z tego sprawę - odparł - Muszę już iść.
- Nie zostaniesz? Myślałam, że opowiesz mi jak było w Argentynie. Spędziłeś z ojcem tyle miesięcy w Buenos Aires.
- Może innym razem. Zadzwonię jeszcze do ciebie. Chcę to wszystko przemyśleć co powiedziałaś.
- Posłuchaj Ashton. Nie chcę by to co ci powiedziałam, zepsuło ci dzień. Nie przejmuj się tym.
- Jak mam się nie przejmować, jeśli była dziewczyna mojego przyjaciela, ukrywa przed nim jego własnego dziecko? Po prostu potrzebuję chwili spokoju - odrzekł - Jakby ten dureń cię znów nachodził, zadzwoń. Będę pod telefonem. Dzwoń także jeśli czegoś potrzebujesz. Trzymaj się - chłopak wyszedł, pozostawiając mnie w domu. Poczułam poczucie winy, czemu?

~*~

Wzięłam się za przygotowanie obiadu ze względu na to, że rodzice wraz z bratem mają mnie odwiedzić. Zrozumiałam pewne rzeczy po ostatniej rozmowie z Jonathanem i mam zamiar teraz odbudować to co się pomiędzy nami wszystkimi zepsuło. Wiedziałam jak bardzo rodzice potrafią się o mnie martwić. Mojemu tacie nadal nie jest łatwo zaakceptować to, że jestem w ciąży z chłopakiem, którego szczerze nienawidzi. Mama jakoś to znosi, ale on nie za bardzo daje sobie z tym radę. 

W chwili gdy usłyszałam dzwonek do drzwi, od razu ruszyłam by móc zaprosić gości do środka.
- Cześć córeczko! - matka radośnie przywitała się ze mną jako pierwsza, po czym uściskała mnie - Ślicznie wyglądasz, nawet w tym pobrudzonym fartuchu.
- Cieszę się, że was widzę wszystkich razem.
- Ciebie też miło wreszcie widzieć - tata uśmiechnął się lekko, obejmując mnie.
- Co tak smakowicie pachnie? - odezwał się Jonathan, który jako ostatni mnie przytulił.
- Coś, zobaczysz później. Chodźcie do jadalni - rodzice ruszyli w stronę miejsca, które wskazałam.
- Dobry ruch, siostro - brat mrugnął mi okiem i poszedł za rodzicielami.
- Bardzo podoba mi się ten dom. Wnętrze go jest tak doskonale dopracowane i ogólnie stoi w super miejscu. Masz blisko do miasta - skomentował ojciec, siadając do stołu.
- Przynieśliśmy ci taki mały prezent kochanie - poinformowała nagle matka, a następnie wręczyła mi kolorową torbę - Mamy nadzieję, że ci się podobają - wyciągnęłam z podarunku kilka ciuszków dla mojej córki, które dominowały kolorem fioletu i różu. 
- Dziękuję wam bardzo. Sa naprawdę śliczne - ucałowałam rodziców w policzki - Jeszcze nie robiłam zbytnio zakupów jeśli chodzi o ubrania. Mam zamiar się wybrać niedługo z Mirandą.
- A no właśnie! Jak tam z tym pokojem dla dziecka co miałaś remontować? - spytał ojciec.
- Znajomi mi pomogli. Jest już gotowy.
- Mogę iść zobaczyć?
- Jasne. Ja pójdę nałożyć obiad.
- Pójdę z tobą Robert - odparła matka i ruszyła wraz z moim rodzicielem.
- Nareszcie myślisz inaczej - odezwał się Jonathan, wchodząc ze mną do kuchni.
- O czym mówisz?
- Chcesz znów zjednoczyć rodzinę.
- Pomyślałam, że trzeba wreszcie trochę odbudować nasze relacje. 
- Rodzice byli naprawdę szczęśliwi gdy ich zaprosiłaś. Gdybyś ty widziała matkę. Jak petarta wyjechała z domu by ci zrobić ten prezent - zaśmiałam się wraz z bratem.
- Vanessa muszę powiedzieć, że pokój wyszedł naprawdę niesamowicie! - powiedziała mama wchodząc z tatą do kuchni - Meble są piękne, a dekorację nieziemskie! 
- Musze chyba postawić tym twoim przyjaciołom dobrą wódkę - uśmiał się ojciec na co wszyscy z nas później również.
- To jak, kto głodny?
- O ja! - Jonathan podniósł rękę - Co nam przygotowałaś?
- Dzisiaj serwujemy kuchnię śródziemnomorską.
- Zapowiada się znakomicie i pysznie przede wszystkim.


~*~

- Więc kochanie, opowiedz nam jak tam z dzieckiem. Byłaś już u ginekologa? Co powiedział? - mama rozpoczeła temat gdy każdy z nas pozostawił już pusty talerz.
- Co może mówić ginekolog. Wszystko dobrze, dziecko rozwija się prawidłowo, nie ma żadnych objaw do paniki, więc cóż. Teraz tylko czekać do terminu.
- A na kiedy masz dokładnie?
- Za dwa miesiące..
- Jejku, jak szybko lecą te miesiące! Nie mogę się doczekać aż już oficjalnię zostanę babcią. A ty Robert? Już niedługo będziesz miał wnuczkę, cieszysz się? - mama wyglądała na podekscytowaną co mnie bardzo cieszyło. 
- Tak, tak. Cieszę się - posłał tylko lekki uśmiech, po czym wrócił do popijania swojej kawy.
- Robert mógłbyś przestać być taki oschły - odrzekła.
- A co ja takiego robię?
- Twoja córka niedługo zostanie matką, a ty nie okazujesz jej za grosz wsparcia. 
- Wiesz dobrze jakie mam zdanie na to wszystko - oznajmił na co poczułam jak zdenerwowanie przelatuje całe moje ciało. 
- Ale to nie znaczy, że nie masz wspierać swojej własnej córki.
- Catherine, proszę przestań mi mówić co mam robić. 
- Chcę tylko byś przestał się tak zachowywać. Myślisz, że jak ona się teraz czuje? Potrzebuję nas obu w tej trudnej, nadchodzacej sytuacji, a nie tylko mnie. 
- Mamo - upomniał ją Jonathan.
- Taka prawda dzieci. Wasz ojciec ostatnio nie przejmuje się niczym oprócz swojej firmy.
- Nie wygaduj bzdur, Catherine. 
- Ja wygaduję bzdury? To ciebie nigdy nie ma w domu plus nie interesujesz się własnymi dziećmi.
- Mamo to nie czas na kłótnię. To nie jest odpowiedni moment - odezwałam się na co ojciec zwrócił na mnie uwagę.
- Owszem, może i nie jest, ale ja nie mam zamiaru tolerować zachowania waszego ojca w stosunku do naszej rodziny - wstała od stołu, po czym poszła w stronę salonu.
- Pogadam z nią - poinformował Jonathan.
- Tato, co jest? - przesiadłam się na miejsce obok niego.
- Ostatnio dużo kłócę się z twoją matką, praktycznie o wszystko. Ciągle narzeka, że pracuję zbyt dużo, że nie mam czasu nawet dla niej. Nie wiem co robię źle, po prostu wszystko mnie dobija. Niczego nie moge pogodzić.
- Dlaczego tak sądzisz? Zawsze jest jakieś rozwiązanie by naprawić sytuację.
- Chciałbym mieć takie rozwiązanie. To wszystko zaczęło się od tego gdy powiedziałaś nam o dziecku i o tym, że to Harry jest ojcem. To było dla mnie jak cios w serce, ponieważ nie taką przyszłość dla ciebie chciałem. Dobrze wiesz, że to nie najlepszy czas na dziecko w twoim wieku. Zostałaś skrzywdzona przez tego psychicznego debila. On zepsuł wszystko. Ja robiłem po prostu wszystko co mogłem, na co było mnie stać byś miała jak najlepszy start na przyszłość - odrzekł - Wybacz, że teraz zachowuję się inaczej, ale ja po prostu nie umiem tego zaakceptować. Chciałbym, ale nie potrafię. 
- Tato nie możesz cały czas myśleć o mojej sytuacji. Cóż, stało się, ani ja ani ty nic na to nie poradzimy. Być może i zepsułam sobie życie z Harrym, ale nie mogę winić o to dziecka, które tak naprawdę nie jest nikomu winne. Musisz pogodzić się z tym, że niedługo będę matką, a ty dziadkiem. Nie cieszy cię to, że będziesz mógł widywać takie maleństwo? Swoim tokiem myślenia nic nie zdziałasz, jeśli będziesz postępował tak jak postępujesz. Musisz sobie wszystko na spokojnie przemyśleć. Porozmawiaj z mamą, wytłumacz jej wszystko. Jesteście małżeństwem, oboje powinniście być wobec siebie szczerzy.
- Staram się wszystko naprawić. Wiem, że zachowuje się wobec niej bardzo źle, ale to minie. Chcę ją przeprosić, przeprosić ciebie i Jonathana, bo zawiodłem was. Powinienem być dla was dobrym ojcem, ale nie jestem. Spójrz, nie potrafię cię nawet wspierać - przetarł twarz, dłońmi - A co najgorsze, nie umiem zaakceptować tego dziecka. 
- Zaakceptujesz to tato, nie martw się. Wszystko z czasem się układa. 
- Minęło kilka miesięcy odkąd nam powiedziałaś o dziecku i nadal nie podziałało. Serio wierzysz, że to się zmieni?
- A czemu miałabym nie wierzyć? Jeśli mnie kochasz to zaakceptujesz to dziecko, ponieważ jest ono częścią mnie.
- I szczęścią tego idioty.
- Tato - upomniałam go.
- Dobra, przepraszam. 
- Widzisz, nie możesz tak robić. Zatrzymaj wszystko w swoim umyśle, staraj się nie mówić myśli na głos. Może, po prostu je wyłącz. Tak. Wyłącz złe myśli. 
- Vanessa nie jesteś psychologiem, więc wątpię by to też pomogło. 
- Och, daj sobie zaufać. Wyłącz je i idź teraz do mamy i powiedz co cię dręczy. Jesteście razem już tyle lat, zrozumie cię. 
- Postaram się zmienić dla was, dla ciebie i dziecka.

 *Perspektywa Harry'ego*
 

Uwielbiałem tę chwilę tuż przed samym startem. Adrenalina buzowała w żyłach, serce i umysł dostrajały się do maszyny. Człowiek i jego pojazd zaczynały tworzyć jeden organizm. Jedną konstrukcję, której przeznaczeniem było przetrwanie i wygranie. Kiedy osiąga się taki stan, można odnieść wrażenie, że jest się absolutnie niepokonanym. 

Problem w tym, że pozostali uczestnicy rajdu też tak o sobie myśleli. Każdy z pozostałych był maksymalnie zorientowany i skoncentrowany na wygraniu. Silniki warczyły na jałowym biegu, jakby ostrzegały innych przed próbą zbliżania się. Mechanicy, dokonywali już ostatnich poprawek, po czym uciekli z linii startu gdy tylko skończyli. Czujki wypatrujące na dachach zbliżającej się policji dały znać, że jest czysto i można zaczynać. Szybko przeglądnąłem tablice kontrolną. Poziomy paliwa i oleju - sprawdzone. Hydraulika - działa. Temperatura silnika - w normie. Manualne sterowanie dopływem mocy - w porządku. Wszystkie lampki zielone. Ja i moje srebne BMW i8 Coupe jesteśmy gotowi do startu.
Zamknąłem oczy i wsłuchałem się w odgłos silnika. Jednostajny, basowy pomruk, bez żadnych zakłóceń. Jak mruczenie zadowolonego kota. Kiedy otworzyłem z powrotem oczy, przed maskami pojazdów stała już dziewczyna z flagą. Zacisnąłem dłonie na kierownicy gdy zaczeło się odliczanie.

Trzy...


Dwa...


Jeden...
Moje uszy wypełnił ryk silników i przebijający się przez niego pisk opon. Ruszyłem z dużą prędkością przed siebie. Gaz, popuścić, sprzęgło, bieg, gaz. Zrobiłem delikatny manewr, kątem oka widząc niebiesko-białego Forda Mustanga Shelby GT350, starającego się wyminąć mnie po mojej prawej stronie, jednak szybko zrobiłem sprytne odbicie według Jaspera, co sprawiło, że zajechałem mu drogę. Spojrzałem w przednie lewe lusterko, orientując się, że rozłościłem swojego przeciwnika.
Weszliśmy w pierwszy zakręt, gdzie mijaliśmy metalowe przeszkody. W ostatniej chwili, dałem po hamulcach, a siedząca mi na ogonie czerwona Corvette z06, próbowała podobnie opóźnić hamowanie, jednak to skończyło się utratą kontroli i obrotem o sto osiemdziesiąt stopni. Och, Derrick siedzący w środku musiał być naprawdę dobrze wkurzony. Nie przejmując się nim zbytnio, rzuciłem okiem na wskaźniki temperatury. Nie było źle, więc dodałem więcej mocy. Seria krótkich zakrętów rozpoczęła się, a moje BMW na szczęście było dość stabilne na danym torze. Nagle poczułem uderzenie przez co mocniej ścisnąłem kierownicę. To Ford Mustang Shelby starał się odzyskać swoją utraconą pozycję. Szybko przełączyłem kolejny układ chłodzenia i przekierowałem moc. Pomogło mi to odsunąć się od tego wariata, jednak nie na długo. 

Zdecydowany zjechałem z toru na ruchliwą ulicę Miami. Przed sobą miałem Chestera i jego słynnego, czyniącego prawdziwe cuda, zielonego Lykana Hypara. Był moim przeciwnikiem w poprzednim wyścigu. Przegrał duże pieniądze, więc starał mi się w tym je odebrać i dostać na dodatek jeszcze więcej. Jego szybki, szalenie smukły, mało stabilny, ale dobrze rozpędzający się pojazd to prawdziwy postrach, przez którego wielu kierowców źle ceniło swoje szanse i zarżnęło silniki we własnych automobilach. Jednak ja się go nie bałem. Nie było lepszych zawodników ode mnie. Dla mnie liczyłem się tylko ja. Nie na tym polega to hobby by martwić się o to czy wygrasz czy przegrasz dany wyścig. Na drodze liczysz się tylko ty oraz twój samochód i myśl, że możesz dokonać tego czego pragniesz. 
Dodałem gazu, doganiając Chestera i jego Lykana Hypara, pojawiając się dokładnie obok niego.
- Już masz dość? - krzyknąłem z głupim uśmieszkiem na twarzy na co odwrócił się w moją stronę - Przyłożyłbyś się - odparłem, po czym kładąc obie dłonie na kierownicy, docisnąłem pedał do podłogi, powodując, że udało mi się wyprzedzić swojego przeciwnika. Spojrzałem w lusterko, doszukując się Forda Mustanga, który był za nami daleko w tyle. Jakaś cipa jechała tym samochodem, ponieważ ze swojego doświadczenia wiem, na co stać ten pojazd. Mógłby Chestera wyprzedzić już dawno, ale widocznie ten chłopak nie miał doświadczenia w tym co robi.   

Z wszystkich sześciu pojazdów, zostały tylko cztery z czego piąty został szybko wyeliminowany przez Forda. Kolejny raz spojrzałem w lusterko, obserwując sytuację za mną. Oba sportowe samochody starały się wyeliminować z wyścigu mnie, jednak ja nie poddawałem się tak łatwo. Starałem się unikać bezpośrednich ataków z ich strony, jednocześnie nie rozjeżdżając przechodniów. Nie jest to łatwe z ludźmi uciekającymi ci z chodników. W każdym bądź razie, nie chciałem mieć więcej problemów z policją, którzy i tak już mają mnie zapisanego w swoim systemie za te nielegalne wyścigi i ciągłe niszczenie rzeczy miasta. W ostatnim wyścigu zepsułem jeden z najważniejszych pomników narodowych. Znaczy to mój przeciwnik to zrobił, ja mu tylko trochę pomogłem, wyeliminywując go z gry. Cóż, na tym to raczej wszystko polega.
Zwiększyłem prędkość, wymijając zwykłych kierowców,  których twarze były pełne przerażenia i wściekłości. Nie miałem czasu na myślenie o nich, a tym bardziej nie miałem czasu na poczucie winy. Hej zresztą, a na kiedy ja je mam? Od pewnego czasu nie czułem poczucia winy i było mi z tym bardzo dobrze.

Zbliżyłem się do czarnego Jaguara F-Type R Coupe, który najwidoczniej miał spory problem. Ten samochód miał tendencje do przegrzewania się, choć sami producenci zaprzeczają temu faktu. Harvey, kierowca tego pojazdu, próbował jeszcze przez chwilę ze mną walczyć, jednak technika szybko go zawiodła, okazując się być silniejszą. Kiedy zjechaliśmy z obwodnicy, byłem już na upragnionym pierwszym miejscu. Coś za łatwo to poszło. 
Gdy dzieliło nas zaledwie pięć kilometrów od mety, zerknąłem do tyłu, obserwując jak zielony Lykan Hyper przegania czarnego Jaguara, przenosząc się na drugą pozycję i tym samym ponownie znajdując się blisko mnie. Był zbyt blisko, bo praktycznie obok. Godny przeciwnik. A więc doprowadźmy tą walkę do końca.
- Męczysz to sprzęgło jak moja babcia! - krzyknąłem, podśmiechując się ze zderwowanego i spoconego Chestera.
- Ta wygrana należy do mnie, Styles! - warknął.
- Jesteś taki pewny? Bo coś w to wątpię! -  byłem w życiowej formie, niezwyciężony. Dodałem więcej gazu. Koleś był zbyt pewny siebie, ale to tylko sprawiało, że coraz bardziej chciałem mu pokazać jak kończy się wyścig z klasą. 

 Szybko zerknąłem na zegary, mając pewność, że wszystko jest w porządku, ale myśl mnie zawiodła. Szlag. Zapaliła się lampka ostrzegająca o zbyt wysokiej temperaturze silnika. Przełączyłem obwody awaryjnego chłodzenia, zmniejszyłem ilość mocy w kondensatorach i przekierowałem ją do chłodnic. Temperatura spadła, ale w efekcie Lykan Hyper znalazł się na pierwszej, prowadzącej pozycji. Zostały zaledwie trzy kilometry, musiałem wykazać się sprytem. Albo bezwzględnością. Przed kolejnym ostrym zakrętem na skrzyżowaniu gwałtownie zahamowałem i odciąłem moc. Nie byłem w stanie wpaść w poślizg, ale udało mi się obrócić o dziewięćdziesiąt stopni i zamiast jechać prosto za Chesterem, wpadłem w wąską uliczkę, którą już wcześniej odkryłem i zapamiętałem jako swój awaryjny skrót. Wcześniej zerkając w lusterko, zorientowałem się, że tylko niebiesko-biały Ford Mustang próbuje jeszcze walczyć. Dzwoniąc do Jaspera, który monitoruje sytuację, zapytałem co się dzieję z czarnym Jaguarem, jednak co mi powiedział to tylko to, że ten samochód całkowicie stracił przyczepność i ostatnie co można było zobaczyć to jego, koszącego bokiem samochody, stojące na parkingu przed wielkim wieżowcem. Jaka szkoda.
Wyjechałem z bocznej uliczki prosto z powrotem na tor. Minąłem przeszkody, zwane kontererami przez które już ponad czwarty raz słyszałem zgrzyt ocieranego metalu. Czekało mnie sporo pracy z lakierowaniem tego pojazdu, ale cóż. Co się nie robi dla wygrania wyścigu. Zjechałem na prostą drogę, orientując się, że Chester i jego zielony Lykan Hypara, który jeszcze kilka minut temu prowadził, jest daleko w tyle za mną. Minąłem upragnioną linię startu i zgromadzony tłum miłośników sportowych samochodów oraz nielegalnych wyścigów. 
Zrobiłem to. Po swojemu.
Wysiadłem dumny ze swojemu srebnego pojazdu, a ekipa Jaspera od razu rzuciła się w moją stronę by pogratulować zasłużonej wygranej. Byłem cholernie dumny z tego jak rozegrałem ten wyścig. Emocje przez cały ten czas były nie do opisania, a najbardziej z tego wszyskiego kochałem tą cudowną adrenalinę.  
- Zrobiłeś to koleś! - uradowany Blake przybił ze mną dłoń, po czym nakazał reszcie chłopaków zająć się moim samochodem - Jasper mówię ci, ten chłopak to dar. Normalnie rozpierdala wszystkich!
- W końcu uczy się ode mnie - skomentował blondyn, podchodząc do nas - Skopałeś im te dupy stary! A końcowy manewr mistrzowski! Załatwiłeś go!
- Także lakier - odpowiedział jeden z mechaników, pokazując mu nieźle zryte auto.
- Wisisz mi brykę, Styles - uśmiał się Jasper.
- Przypominam ci, że wszystkie pieniądze, które wygrywam, przeznaczam tobie na zamawianie nowych części, więc jak na razie jestem spłukany.
- Dobra. Powiedzmy, że ci daruję.
- I to rozumiem - szturchnąłem go w ramię. 
- Hej, Styles! - krzyknął Chester, wychodząc ze swojego zielonego samochodu - Ile chcesz za tego twojego BMW?
- Może byś tak pogratulował mi dobrego wyścigu, a nie próbował wykupić mi brykę z którą chciałbyś wygrać następny wyścig ze mną. Koleś, przegrałeś. Pogódź się z tym, że możesz zapomnieć o swoich pieniążkach - odwróciłem się do niego plecami, chcąc wrócić do swojego warszatu, jednak momentalnie mnie zatrzymał.
- Posłuchaj no mnie chuju - powiedział na co ponownie odwróciłem się w stronę jego osoby - Tacy jak ty szybko kończą. Załatwię taki samochód, że zginiesz na drodze jak pies - warknął.
- Nie ośmieszaj się tu przy tylu ludziach, grożąc mi takimi rzeczami. Robiłem mnóstwo rzeczy na drodze o których pojęcia nawet nie masz. Nie próbuj mi grozić, bo to ci serio nic nie da. Jesteś przegrańcem, który właśnie stracił pół miliona dolarów. Radziłbym ci się tym zamartwiać - ludzie zaczęli krzyczeć moje imię - A i zapamiętaj koleszko. W tym momencie, niepokonany król wyścigów jest tylko jeden.
~*~
Dotarłem do swojego warszatu, gdzie spędzałem praktycznie całe dnie przy przerabianiu nowych pojazdów jakie dostawaliśmy. Firma Jaspera także tworzyła własne części samochode oraz własne automobile. Zrzuciłem torbę na biurko, po czym zerknąłem na swojego Mercedesa AMG, który musiał przejść całkowitą przemianę, odkąd nieźle go poturbowałem. To stało się dokładnie na jednym z treningów Jaspera na którym uczył mnie kilka trików.
Po tym jak skończyłem nakładać swoje robocze rękawice, podszedłem do żółtego Nissana Skyline R34 GT-R, stojącego zaraz obok mojego Mercedesa Faktycznie, Blake miał rację co do niego. Wyglądał całkiem imponująco. Fakt, niebrzydkie autko, ale jednak nie w moim typie. Firma szarpnęła się na nowe maszyny co ułatwiało mi wszystko, praktycznie całą robotę. Podszedłem do stolika, gdzie leżały specjalne maszyny i wziąłem jedną z nich.
- Cześć, Styles! - zawołał Jasper, klepiąc mnie w plecy.

- Ja pierdolę, chcesz, żebym padł na zawał? - podskoczyłem w miejscu, jednocześnie się obracając, co dało efekt bardziej zabawny, niż widowiskowy dla niego - Już wystarczy, że zbyt dużo przeznaczam swojego czasu na tego Nissana, który do mojego Mercedesa nie ma nawet szans.

- Dobra, nie marudź - odparł, kończąc palić swojego papierosa.
- Masz te części, które kazałem ci zamówić? - odezwałem się.

- Mam - odpowiedział, sięgając jednocześnie do swojej torby, którą miał przewieszoną przez ramię - Ale tylko dwa. Nie udało mi się skołować trzech.

- Niedobrze - westchnąłem - Będę musiał dołożyć kolejne obejścia mocy do niego, żeby to zrównoważyć. Przynajmniej nieużywane?

- No wiesz? - oburzył się - Ja nie dostarczam dziadostwa. Oba regulatory to nieśmigane nówki do tego Nissana. Wystarczy, że podkręcisz im nieco obwody i będą idealne. 
- Dobra, zobaczymy - podał mi części, po czym odłożyłem je obok maszyn.
- Masz zamiar spędzić całą noc przy nim? - spytał nagle.
- A mam inne wyjście? - sięgnąłem po butelkę wody, by móc się napić.
- Masz. Pójść spać.
- To nudne - uśmiałem się.
- Nudne? Pierwsze słyszę by sen był nudny.
- Ostatnio dla mnie się taki stał.
- Za dużo tu tracisz czasu, Styles. Odpuść sobie jeden dzień. Idź się napij, no nie wiem cokolwiek abyś był chociaż przez chwilę trochę z dala od tego warsztatu.
- Jasper lubię to, ok. Lubię swoją pracę i tym kim jestem. Nic mi to nie da, jeśli zostawię wszystko na jeden dzień.
- Nie po to obudziłem w tobie tę pasję i hobby byś teraz tracił na to całe dnie. Nie wszystko kręci się wokół tych aut. 
- Czy nie tego właśnie chciałeś dokonać? Stałem się taki jak ty. Zrobiłeś ze mnie kogoś. Chcę pokazać wszystkim, że coś potrafię.
- Już to przecież zrobiłeś.
- To nie wystarcza - odrzekłem.
- A co tobie wystarcza? 
- Chcesz się kłócić o to kim się stałem przez ciebie?
- Hazz masz talent do tego wszystkiego. Widzę to, ale nie możesz przeznaczać swojego cennego czasu na rzeczy, które tak naprawdę mogą poczekać. Chyba nie masz zamiaru robić to do zasranej śmierci.
- Może tak, może nie.
- Prześpij się, dobrze ci to zrobi - odpowiedział, po czym skierował się do metalowych drzwi.
- Jasper, czekaj - oznajmiłem na co blondyn zatrzymał się w miejscu - Musisz mi w czymś pomóc.
- Mów.
- Mam zamiar zmienić środek w swoim Mercedesie na bardziej wypasiony, no wiesz. Ale kurwa nie mam pomysłów. Doradzisz coś?
- Samochód trzeba przystosować do własnych potrzeb, tak jak najlepiej ci pasuje by stworzyć z nim nierozerwalną więź. No chyba rozumiesz o co mi chodzi.
- To tak jak w małżeństwie? - zaśmiałem się.
- W sumie tak, z tą różnicą, że po rozwodzie wóz cię nie oskubie - mrugnął mi okiem, po czym zniknął za drzwiami.
*Perspektywa Rebecci (Roksany)*
Nigdy nie wiedziałam ani nie sądziłabym, że ze Stylesa jest taki profesjonalista, jeśli chodzi o sprawy dotyczące sportowych samochodów. Nielegalne wyścigi? Naprawdę nie pomyślałabym nawet, że on bawi się w takie rzeczy. Jednak musiałam przyznać, że kręciło mnie jego hobby. Sama jestem pasjonatką samochodów, jednak co do mojej opinii dobrego kierowcy to nie zgodziłabym się z tym. Nie umiałam jeździć w taki sposób jak Styles czy jego przeciwnicy, ale szczerze to nie przeszkadzało mi to. Moja praca nie uwzględniała nielegalnych wyścigów ani sportowych samochodów.

Byłam obecna podczas wygranego przez Stylesa wyścigu. Postanowiłam iż warto byłoby zobaczyć swojego kochanka z nocy, którą razem spędziliśmy ponad miesiąc temu. Muszę przyznać, że nie ładnie ani nie fajnie jest tak zostawiać nagą kobietę samą w łóżku i uciekać jak gdyby nigdy nic. Dokonałam swojego planu, jednak ten który zlecił mi szef jeszcze trwa. Musiałam zostać w Miami i być blisko Stylesa by mieć go na oku dopóki nie pojawi się tu Thomas. Szykuje on niezłą niespodziankę dla naszego zwycięscy, która na pewno mu się spodoba. To będzie niezapomniane wydarzenie.



Od autorki: Jest, jest i jest! Mamy numerek 81! Oficjalnie ogłaszam, że zbliżamy się już bardzo blisko do zakończenia drugiej części tego opowiadania. Nie jestem jeszcze pewna ile dokładnie zostało nam rozdziałów, ale musicie wiedzieć, że naprawdę niewiele. Może pięć lub cztery, a może i mniej? Postaram się poinformować was niedługo jak tylko poskładam przyszłe, dane wydarzenia, które na was czekają. 

Miłego weekendu kochani i do zobaczenia za dwa tygodnie! :)

PS. Ja nadal pamiętam o mojej obietnicy, więc nie musicie przypominać. Zawsze dotrzymuję nade słowa x




5 komentarzy:

  1. Ciekawie widze :D Czekam na next ;*/Natalia

    OdpowiedzUsuń
  2. Heeejjjj :) Rozdział jest bardzo fajny , bardzo mi się podoba :) Zapowiada się bardzo ciekawie , już nie mogę się doczekać aż Harry dowie się o swojej córeczce :) Już nie mogę się doczekać nowego rozdziału :)
    Pozdrawiam
    Jade

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będzie dzisiaj nowy rozdział? :-)

    OdpowiedzUsuń