- Zayn? - dobiegł mnie głos Mirandy - Dowiedziałeś się czegoś w recepcji na dole? - podała mi ciepły kubek z herbatą.
- Oni nic nie wiedzą - westchnąłem - Każdy milczy.
- Zaczynam się coraz bardziej martwić, że coś się złego dzieje. Przecież bez powodu oni by tak nie milczeli.
- Nie traćmy wiary.
- Zayn, my nawet nie wiemy gdzie ją zabrali. A co jeśli już coś się stało dziecku? Albo Vanessie?
- Bądź dobrej myśli. Lekarze wcześniej czy później nas powiadomią. Vanessa jest pod dobrą opieką, więc mam nadzieję, że nic poważnego się nie dzieje.
- A jeśli się mylisz? A co jeśli stan dziecka będzie zagrożony? - mówiła lekko spanikowana.
- Kochanie, po prostu się uspokój - owinąłem ją ramionami, przyciągając do siebie - Nie powinniśmy myśleć o tej sytuacji negatywnie. Dajmy sobie nadzieję.
- Masz rację. Ja za bardzo się boję. Vanessa jest dla mnie jak siostra, która potrzebuje mojej opieki. Ona jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu, dlatego tak bardzo się o nią martwię.
- Rozumiem - pozostawiłem pocałunek na jej czole, po czym oparła głowę o moją klatkę piersiową.
- Hej - Niall przywitał się z nami gdy tylko nas dostrzegł po opuszczeniu windy - I jak? Wiecie już coś?
- Nadal nic - odparłem.
- Cholera. Martwię się, stary. Nie wiem co mam myśleć. Przecież to było jasne, że ona mogła tak zareagować na wiadomość o tym, że Harry nie żyje. To jak cios w serce.
- Niall...
- Nie powinniśmy jej o tym mówić. Nie teraz gdy jest w ciąży.
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale już tak się stało. Ona i tak wie.
- I to źle, że wie, bo teraz jest tutaj.
- Przestańmy już się obwiniać - odezwała się nagle Miranda - To jeszcze bardziej nas dołuje.
- Miranda ma rację. Niall nie zmienisz już niczego. Dowiedziała się, więc musi teraz to przełknąć.
- Boję się, że ona sobie z tym nie poradzi. Ledwo co przeżyła rozstanie i ledwo co udało się ją przekonać do urodzenia tego dziecka. Myślisz, że przyjmie to dobrze?
- Postaramy się dopilnować by nic się nie stało.
- Masz zamiar być przy niej dwadzieścia cztery godziny na dobę?
- Może nie Zayn, ale ja tak - wtrąciła się moja dziewczyna.
- Ty? Dlaczego?
- Ona potrzebuje mnie i mojej pomocy. Obiecałam jej to, że gdy tylko jej córka przyjdzie na świat, zaopiekuje się nimi obojga.
- Dobra. To znaczy, że mogę być spokojny - odparł.
- Cześć - odezwał się Liam, wchodząc na piętro - Próbowałem porozmawiać z jednym doktorem, który wychodził z działu ginekologicznego, ale niestety nic mi nie powiedział. Kazał nam jedynie czekać na lekarza zajmującego się Vanessą.
- Czekamy już dobre kilka godzin. Czy im jest tak ciężko poświęcić pierdolone dwie minuty dla nas? - odrzekł wkurzony Horan.
- Liam, powiadomiłeś Ashtona? - spytałem kumpla, który usiadł obok blondyna.
- Tak, powinien niedługo być.
- A tak w ogóle gdzie Louis? Nadal na dole?
- Czeka na Eleanor. Pojechała do Vanessy do domu by zabrać jej potrzebne rzeczy.
- Będzie trzeba jeszcze powiadomić rodzinę Vanessy - poinformowała Miranda.
- No właśnie, pasowałoby - odpowiedział Niall.
- Masz numer do kogoś z nich?
- Mam do jej brata, Jonathana.
- Zadzwonimy do niego, gdy tylko się czegoś dowiemy - oznajmiłem na co wszyscy przytaknęli głową.
*Perspektywa Christophera*
Odkąd przyleciałem z Miami, zacząłem czuć się naprawdę dziwnie. Jakbym odczuwał swoje nagłe sumienie. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że pierwszy raz kogoś zabiłem. Że doprowadziłem do czyjejś śmierci. Myśl, że Styles nie żyje, z jednej strony mnie uszczęśliwiała, a z drugiej całkowicie odwrotnie. Wiedziałem, że mogę mieć problemy z policją przez Thomasa dla którego zrobiłem to przestępstwo. Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę trzymał w dłoni, broń i nie sądziłem, że przez moją osobę, ktoś umrze. Kim tak naprawdę się stałem? Jak nazwalibyście taką osobę? Moja nienawiść do Harry'ego zniknęła wraz z jego śmiercią. Chciałem teraz za wszelką cenę zapomnieć o tym co zrobiłem i tym kim się stałem. Przez Thomasa stałem się osobą, którą tak naprawdę nigdy nie chciałem być. Wyobrażając sobie mnie z jego charakterem, przerażało mnie dosłownie. Nie miałem zamiaru wpadać w takie rzeczy przez które potem mogę mieć problemy na całe życie. Ale niestety już je miałem. Zabijając człowieka, którego z całej siły nienawidziłem, nabawiłem się jedynie cholernego sumienia, które teraz będzie za mną chodzić do końca mojego życia. Co ja sobie tak naprawdę myślałem, zabijając go? Czy ja naprawdę chciałem to zrobić tylko dla Vanessy? By zapomniała o tym skurwysynie raz na zawsze? A może raczej dla samego siebie, bo po prostu bałem się tego, że może mi przeszkodzić w moich planach wobec niej? Czy to było w ogóle rozsądne rozwiązanie? Czy żeby tylko rozwiązać każdy problem, musimy się zabijać? Przecież swoje problemy mogłem rozwiązać całkowicie inaczej niż poprzez doprowadzenie kogoś do grobu. Wstydziłem się samego siebie. Nie chciałem by Vanessa dowiedziała się o tym i zaczęła zauważać we mnie tylko groźnego przestępcę, który może ją w każdej chwili skrzywdzić. Nie chciałem jej stracić przez swoje błędy, dlatego wiedziałem, że muszę ukryć przed nią złe rzeczy, które dokonałem.
Wysiadłem z samochodu, parkując się pod domem przyjaciółki. Musiałem o nią walczyć, dlatego nie mogłem się poddać tak łatwo. Chciałem by pomiędzy nami wszystko wróciło do normy i żebyśmy mogli odbudować nasze relacje, może i nawet na lepsze. Orientując się, że na podjeździe oprócz pojazdu Vanessy stoi zaparkowany jeszcze jeden, zacząłem się zastanawiać czy przypadkiem nikt u niej nie jest. Wolałem porozmawiać z nią w cztery oczy, a nie jeszcze w obecności kogoś.
Zapukałem kilka razy, czekając aż właścicielka domu mi otworzy, jednak gdy tylko drzwi się otworzyły, przywitał mnie ktoś inny niż oczekiwałem.
- W czymś mogę pomóc? - spytała wysoka, szczupła brunetka, której nawet nigdy nie widziałem ani nie poznałem.
- Jestem przyjacielem Vanessy. Czy zastałem ją może?
- Przykro mi, ale niestety nie. Vanessa aktualnie jest w szpitalu.
- Szpitalu? - ukazałem lekkie zaskoczenie - Co się stało?
- Straciła nagle siły.
- Czy mogłabyś mi powiedzieć w którym szpitalu, dokładnie się ona znajduje?
- Zachodni szpital główny, blisko plaży. Niestety nie znam nazwy ani adresu.
- W porządku, wiem gdzie to. Dziękuję.
Uśmiechnąłem się jedynie za udzielone mi informacje i wróciłem do swojego samochodu. Zrezygnowałem nawet zapytać się nieznajomej, co w takim razie robi w domu Vanessy, gdy ona w tym czasie jest w szpitalu. Przekręciłem kluczyk w stacyjce i ruszyłem przed siebie, wjeżdżając na odpowiednią drogę. Byłem zaniepokojony tym, że Vanessa trafiła do szpitala. Co to znaczy, że straciła nagle siły? Zemdlała? Cholernie się o nią martwiłem. Trudno mi było nawet skupić się na drodze i myśleć o niej jednocześnie. Musiałem koniecznie dowiedzieć się więcej o jej obecnym stanie i przede wszystkim o tym co się dokładnie stało w domu. A co z dzieckiem? Czy wszystko w porządku? W kółko chodziły mi po głowie te same pytania.
Zaparkowałem swój pojazd na szpitalnym parkingu, gdzie bez problemu znalazłem miejsce. Kiedy tylko zamknąłem samochód, szybko pobiegłem w stronę wejściowych drzwi, wielkiego budynku. Przepchałem się przez grupkę ludzi, którzy zagradzali mi drogę do recepcji i po chwili zawołałem jedną z kobiet, która drukowała jakieś dokumenty.
- Przepraszam? Czy wie pani w której sali leży Vanessa McClain? - zapytałem, na co starsza kobieta podeszła do mnie bliżej.
- Jest pan kimś z rodziny?
- Jestem jej najlepszym przyjacielem, ale proszę mi udzielić tej informacji. Chcę się dowiedzieć jak się ona czuje.
- Lekarz prowadzący aktualną sytuację pacjentki nie wyraził zgody na udzielanie informacji, ponieważ sam chce je przekazać osobiście, jednak proszę zaczekać na czwartym piętrze. Lekarz wkrótce powinien się zjawić.
- Dziękuję bardzo - nie tracąc ani minuty, weszłem do windy z dwoma staruszkami, które akurat jechały na drugie piętro. Szlag.
W chwili gdy znalazłem się na danym piętrze, dostrzegłem grupę dobrze znanych mi ludzi. Cholera, wiedziałem, że tu będą. Zawsze są przecież przy niej, idioto. Zachowując powagę, podszedłem bliżej i gdy tylko jeden z nich, podajże Louis, mnie dostrzegł, szybko zerwał się na nogi i ruszył w moim kierunku, a spojrzenia jego przyjaciół od razu poleciały na mnie.
- Ty - wskazał na mnie - Co ty tu robisz sukinsynie?
- Gdzie ona jest? - szybko przeszłem do rzeczy - Gdzie jest Vanessa? - szarpnąłem go za koszulę.
- Chuj cię to obchodzi, gdzie ona jest.
- Gadaj - warknąłem.
- Bo co lalusiu?
- Przestańcie - Miranda odepchnęła nas od siebie - Macie zamiar rzucać w siebie przekleństwami i wyzwiskami w miejscu publicznym jakim jest szpital? - spojrzała pierw na swojego znajomego, a później na mnie - Musimy porozmawiać, Chris. Na osobności, chodź za mną - poinformowała, ruszając przede mnie - No chodź - posłałem Louisowi gromiące spojrzenie, po czym podążyłem za przyjaciółką.
- Nie powinno cie tu być - odezwała się, odwracając wzrok w moją stronę i orientując się czy nikt nas nie podsłuchuje.
- I ty to mówisz? - prychnąłem.
- Jak się dowiedziałeś?
- Byłem w domu u Vanessy i zastałem jakąś dziewczynę. To ona powiedziała mi gdzie jest nasza przyjaciółka.
- Powinieneś wracać do domu. To nie odpowiedni moment.
- Nie odpowiedni? Po prostu powiedz, że mnie tu kurwa nie chcesz.
- Uspokój się. Robię to dla Vanessy. Wiem co jest pomiędzy wami i co jej zrobiłeś. Nie chcę byś teraz przy niej był.
- Chuj mnie obchodzi, że ty oraz ci twoi znajomi nie chcecie mnie tutaj. Chcę zobaczyć się z Vanessą i nie wyjdę stąd dopóki się z nią nie spotkam.
- Chris, nie bądź idiotą. Wróć do domu i nie rób zamieszania.
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi i że w odpowiedniej sytuacji staniesz po mojej stronie.
- Ale to nie jest odpowiednia sytuacja! - odpowiedziała, lekko poddenerwowana - Nie mam zamiaru odpowiadać za twoje zachowanie. Znam cię i znam twój stosunek do moich i Vanessy przyjaciół.
- Nazywasz ich przyjaciółmi? Zastanów się najpierw co mówisz. Nie znasz tych ludzi, nie znasz ich zamiarów.
- Nie będę słuchać tego co masz dopowiedzenia na ich temat. Opuść szpital i nie zakłócaj spokoju Vanessie.
- Nie masz prawa mówić mi co mam robić. Pierdole każde twoje i twoich zasranych przyjaciół, słowo. Jestem tu, bo ja również jestem przyjacielem Vanessy, bardziej niż ktokolwiek z was.
- Jesteś beszczelny.
- Jestem. Tak samo jak każdy z was. Myślicie, że to wy macie prawo decydować za nią? - odrzekłem - Niestety nie. Nie jestem aż takim idiotą byście mną pomiatali.
- Chris! - krzyknęła, kiedy tylko zacząłem wracać do poprzedniego miejsca, mijając tą bandę debili.
- Gdzie się wybierasz? - zatrzymał mnie Zayn - Winda jest w drugim kierunku.
- Akurat nie winda była moim celem.
- Cóż, to teraz jest - mulat popchnął mnie do tyłu, jednak ja nie dawałem za wygraną. Podeszłem do niego, zamachując się by go uderzyć, jednak mój zamiar szybko został zatrzymany przez Mirandę.
- Powiedziałam dość tego Chris! Nie pozwolę ci byś robił zamieszanie, podczas gdy nasza przyjaciółka jest w złym stanie! Wynoś się albo chociaż zachowaj pieprzony spokój! - oznajmiła zdenerwowana.
- Nie Miranda. On nie może tu być - zabrał głos mężczyzna, którego doskonale kojarzyłem z ostatniego razu kiedy widziałem się z Vanessą - Nikt z nas nie chce byś tu był. Sprawiasz tylko kłopoty, Chris.
- Ashton - upomniała go moja przyjaciółka, ale on się nawet tym nie przejął.
- Każdy z nas zgodzi się z moimi słowami. Nie pozwolimy by on tu był i tym bardziej nie pozwolimy by miał w tym momencie jakikolwiek kontakt z Vanessą.
- Myślisz, że możesz decydować za osobę, której nawet nie znasz? Co ty o mnie wiesz człowieku? Kim ty w ogóle jesteś dla Vanessy? Nie znasz jej tak jak ja, więc przymknij się i nie mów mi co mam robić, bo i tak tego nie zrobię.
- To my to zrobimy - oznajmił Tomlinson - Wyprowadzenie cię stąd nie będzie takie trudne.
- Chłopaki dość! Przestańcie zachowywać się jak pięcioletnie dzieci! Vanessa na pewno nie chciałaby wiedzieć, że się kłóciliście. Zróbcie to dla niej i proszę choć przez chwilę zachowajcie do siebie dystans.
- Kochanie, ale nie da się zachować dystansu, a przede wszystkim spokoju z człowiekiem, który za wszelką cenę próbuje nas wkurwić, nawet tym, że istnieje.
- Kochanie? - wybuchłem śmiechem - To wy jesteście parą?
- Zamknij się Chris - uciszyła mnie Miranda.
- O, czyli to jednak prawda. Nie wierzę - nie przestawałem się śmiać - Jak ty w ogóle mogłaś wejść z nim na taki etap? Ludzie, porażka normalnie.
- Czy ktoś mógłby mu już przyjebać? - usłyszałem irytujący głos Louisa.
- Przynajmniej ja nie mam pecha w miłości i nie dostaję kosza od dziewczyn - odpowiedział pewny siebie Zayn, przez co zagotowało się we mnie na jego wypowiedź.
- Na maksa zakochany w kobiecie u której nawet nie ma szans. Przykre, co nie Chris? - wtrącił Ashton.
- Państwo czekają na wieści o stanie zdrowia pacjentki Vanessy McClain? - zapytał lekarz, ubrany w elegancki niebieski fartuch. Przysięgam, że gdyby nie on, doszłoby kurwa do rękoczynów na tym korytarzu.
- Tak, to my - odpowiedziałem na co wszyscy na pewno lekko się wkurzyli.
- Przepraszam w imieniu całej załogi, że musieli państwo tak długo czekać, ale mieliśmy pewne komplikacje w związku z pacjentką.
- Czy wszystko dobrze z Vanessą? - spytała Miranda - Bardzo się martwimy.
- Nie ma obaw, proszę pani. Stan pacjentki jest w normie po porodzie.
- Po porodzie? To znaczy, że urodziła? - kontynuowałem.
- Niestety musieliśmy wywołać wczesny poród ze względu na zagrożenie życia matki. Omdlenie to krótkotrwała utrata przytomności, spowodowana przejściowym niedotlenieniem komórek mózgu, przeważnie w wyniku zwolnienia czynności serca lub reakcją na ból, przeżycie emocjonalne, wyczerpanie, głód. U kobiet w ciąży jest to dość niebezpieczne ze względu iż utrzymują one przy życiu dziecko. Nie zagraża to w prawidłowemu rozwojowi dziecka, jednak niesie zwiększone ryzyko urazu, do jakiego może dojść w wyniku na przykład upadku. Pacjentka miała nadciśnienie tętnicze, które jest groźne w procesie ciąży.
- O mój boże - Miranda została otoczona ramionami przez Zayna gdy tylko się zorientował, że dziewczyna ledwo się trzyma - A jak z dzieckiem? Gdzie ono jest?
- Dziecko od razu po urodzeniu, zostało przewiezione do inkubatora, ponieważ zostało wcześniakiem. Potrzebuje kilku dni by móc normalnie funkcjonować.
- Doktorze, a co z Vanessą? Czy można już ją zobaczyć? - zapytałem.
- Nie proponowałbym teraz ze względu na stan pacjentki po porodzenie. Jest jak na razie w trakcie głębokiego snu, więc trochę to potrwa zanim się wybudzi, jednak jeśli bardzo państwo, chcą ją zobaczyć to proszę poczekać. Trwają jeszcze badania.
- Dziękuję doktorze za poinformowanie nas. Zaczynaliśmy myśleć już naprawdę negatywnie - odparł Zayn.
- Dam państwu znać gdy lekarze skończą badania - mężczyzna uśmiechnął się do nas, po czym wszyscy podaliśmy mu dłoń. Gdy skończył na mnie, pozostawił nas, kierując się do pielęgniarek i podał im dokumenty, które wcześniej trzymał.
Byłem z jednej strony zaskoczony tym co powiedział doktor na temat problemów jakie przeszła Vanessa. Nie mogłem nawet uwierzyć, że jej córka właśnie przyszła na świat i że niedługo będę mógł ją zobaczyć. Cieszyłem się, że nikt z nich nie ma żadnych poważnych problemów i że oboje są całkowicie zdrowi. Nie mogłem doczekać się aż będę w końcu mógł porozmawiać z osobą, która ani na moment nie opuszcza moich myśli. Może i jestem głupio zakochany w Vanessie, która nie odwzajemnia nawet moich uczuć, ale wiem, że mogę je włączyć. Wiem, że mogę sprawić w niej miłość na nowo i pokocha odpowiednią osobę. Muszę tylko częściej przy niej być.
- Tak się cieszę, że wszystko jest z nią dobrze - powiedziała Miranda, chowając głowę w szyi swojego chłopaka.
- Mówiłem - uśmiał się lekko mulat, przytulając mocno do siebie moją przyjaciółkę.
- Tak mi ulżyło jak doktor powiedział, że wszystko w normie - odrzekł Niall, siadając z powrotem na swoje poprzednie miejsce.
- Mi też - odpowiedział Ashton, zajmując siedzenie obok blondyna.
- Tak bardzo chcę zobaczyć teraz to maleństwo.
- Każdy z nas chce - odparł Louis, przenosząc za chwilę wzrok na mnie - A ty co taki cichy? Nie rzucasz już w nas przekleństwami? Znudziło ci się nas wyzywać?
- Próbuję zachować powagę i spokój w tej sytuacji, ale ty mi to zbytnio utrudniasz.
- Przykro mi, ale wiesz dobrze, że jesteś tu zbędny, więc radziłbym ci wracać do domu, bo i tak dziś nie zobaczysz Vanessy.
- Jesteś tego taki pewien? - odepchnąłem się od ściany na której wcześniej się opierałem i zrobiłem kilka kroków w stronę Tomlinsona.
- Zdecydowanie pewien - odgryzł się, stając przede mną.
- Dobra słuchajcie to serio jest dziecinne - odezwał się Zayn - Może i się nie lubimy, ale zachowajmy chociaż dystans w szpitalu. Chyba nie chcecie trafić na posterunek policji za naruszanie spokoju w szpitalu, mam rację?
- Mam cię na oku szczeniaku, więc nie próbuj zrobić czegoś wbrew naszej woli lub przede wszystkim wbrew woli Vanessy. Inaczej policzymy się na parkingu - zagroził, bo czym oddalił się od nas by móc przywitać się, tak myślę, z własną dziewczyną, która wyszła z windy z jedną dużą torbą. To właśnie ona była w mieszkaniu.
- Prosze państwa!? - zawołał lekarz z końca korytarza - Proszę za mną!
- Nareszcie ją zobaczę - powiedziała szczęśliwa Miranda, ściskając dłoń swojego chłopaka.
Wszyscy ruszyliśmy za doktorem, który prowadził nas do odpowiedniego pokoju, byśmy mogli wreszcie zobaczyć naszą przyjaciółkę. Chciałem już móc dowiedzieć się wszystkiego od niej. O tym co się stało, jak minął jej poród i jak się aktualnie czuje. Martwiłem się, cholernie martwiłem o nią.
Nagle zatrzymaliśmy się pod salą, czekając na znak lekarza, że można już wejść. Musiał wejść i porozmawiać z innymi lekarzami, którzy aktualnie przebywali w pomieszczeniu i dać im znać, że znajomi dziewczyny czekają na korytarzu by móc ją odwiedzić. Po chwili doktor wyszedł do nas, pozwalając wejść nam wszystkim do środka. Gdy tylko ujrzałem leżącą w bez ruchu Vanessę, zaparło mi dech w piersi na samo przyglądanie się jej. Wiedziałem, że była dosłownie wyczerpana i że potrzebuje ciszy oraz odpoczynku by móc zregenerować siły. Dwoje lekarzy opuściło pokój, pozostawiając nas z doktorem, który zajmował się Vanessą przez cały ten czas. W duchu byłem mu na serio wdzięczny za to co zrobił.
- Organizm kobiety jest naprawdę silny, czyż nie? - odezwał się, przerywając ciszę pomiędzy nami wszystkimi - Urodzić dziecko to nie lada wyzwanie.
- To prawda - przyznałem.
- Nie wyobrażam sobie teraz gdybym to ja miał rodzić - wtrącił Zayn na co każdy z nas wybuchł śmiechem.
- Vanessa była niesamowicie odważna przy porodzie. Byłem z jednej strony bardzo zaskoczony, że dziewczyna w takim wieku, zbytnio nie bała się podjąć tego wyzwania. Nie musiałem ją nawet przekonywać do nagłego porodu. Sama zdecydowała, biorąc pod uwagę stan zdrowia własnej córki - nie wiem dlaczego, ale słowa lekarza spowodowały, że lekko się uśmiechnąłem.
- Wie pan, ta dziewczyna przeszła dużo jak na swój wiek. To ją wiele nauczyło - odparła Miranda.
- Rozumiem - westchnął doktor - Zostawię państwa z dziewczyną. W razie problemów, proszę powiadomić pielęgniarki.
- Dobrze. Jeszcze raz dziękujemy - mężczyzna w fartuchu uśmiechnął się, po czym wyszedł z sali.
- Jest blada - oznajmił blondyn - To dobrze czy źle?
- Nie wiem - odrzekłem.
- Wydaję mi się, że to normalne po porodzie - odpowiedział Louis.
- Jestem wykończony tym ciągłym niepokojem. Zjadłbym coś, a wy? - spytał Niall.
- Chyba każdy z nas jest głodny - powiedział Zayn - A ty kochanie?
- Też - przyznała moja przyjaciółka.
- Może za ten czas gdy Vanessa śpi, wybierzemy się do kawiarni na dole, coś zjeść i napić się? Mam ochotę na rozbudzającą kawę - kontynuował blondyn.
- Dobry pomysł. To jak? Wszyscy się piszą? - zapytał mulat.
- Zostanę z Vanessą - poinformowałem.
- To ja wolę zostać z nim - odrzekł Tomlinson za wszelką cenę starając się mi popsuć dzień jeszcze bardziej.
- Louis, nie zostawimy cię z Chrisem samego, ponieważ znając ciebie i jego, jeszcze coś narobicie. Idziesz z nami - odezwała się jego dziewczyna, której nawet imienia jeszcze nie znałem.
- Ale
- Nie ma ale. Idziesz i koniec.
- Pamiętaj o tym co powiedziałem, sukinsynie - poinformował mnie, gromiąc mnie przy okazji wzrokiem, zanim wszyscy zdążyli pozostawić mnie samego z nieprzytomną dziewczyną. Ten chuj totalnie działał mi na nerwy, ale wiedziałem, że muszę zachować spokój by nie zepsuć sobie reputacji.
Spojrzałem na Vanessę, która wciąż pogrążona była w głębokim śnie. Zastanawiałem się, co się stanie, jeśli się obudzi i mnie zobaczy? Wiem, że moja obecność jej przeszkadza, ale akurat tym zbytnio nie miałem zamiaru się przejmować. Chciałem być blisko niej, jak tylko to możliwe. Wspierać ją, opiekować się nią, to było dla mnie ważne. Spędziłem z nią większość mojego życia. Razem się wychowywaliśmy i razem pokonywaliśmy wszystkie trudności. Czułem, że jest to jedyna kobieta z którą mógłbym stworzyć przyszłość, opartą na prawdziwej miłości. Odkąd zacząłem zauważać w niej kogoś więcej niż tylko przyjaciółkę, zrozumiałem, że największym błędem będzie jeśli ona zakocha się w kimś innym. Nikt nie zasługiwał na Vanessę bardziej niż ja. Zawsze będę robił wszystko by nie doprowadzić żadnego innego chłopaka do jej życia. Inaczej skończy tak samo jak Styles.
- Wiesz Vanessa - zacząłem mówić, wciąż obserwując brunetkę - Dużo się ostatnio pomiędzy nami dzieje. Wiem, że popełniłem i ciągle popełniam masę błędów przez które cię ranię. Nie zmienię siebie ani tego co robię. Znasz zbyt dobrze mój charakter i na pewno wiesz, że każde złe słowo powiedziane w twoją stronę, nie było przeze mnie zbyt dobrze przemyślane. Nie chciałem cię nimi skrzywdzić, choć niestety tak się stało. Wiem, że zawsze się nimi przejmujesz na poważnie i wiem, że czasem cię one nawet mocno zabolą. Ja po prostu ostatnio nie umiem nad sobą panować. To trudne, gdy każdy stara się odepchnąć mnie ze swojego życia, nawet ty. Gdy chcę spojrzeć ci w oczy, ty przymykasz powieki. Gdy uśmiecham się do ciebie, wyraz twojej twarzy skrywa mgła. Gdy chcę cię dotknąć, ty stoisz za niewidzialną szybą, bojąc się tego co zrobię, a gdy wyciągam w twoją stronę dłoń, ty odwracasz ode mnie głowę. To boli, wiedząc, że osoba, którą kocham, tak po prostu stara się mnie zbyć. Dobrze wiesz, że nigdy nie zrobiłbym ci krzywdy i nigdy nie pozwoliłbym by ktoś zadał ci ból. Musisz zrozumieć, że to co robię, robię dla ciebie - przybliżyłem się bliżej, kładąc swoją dłoń na dłoni dziewczyny - Od dłuższego czasu nie potrafię przeboleć tego, że cierpiałaś w momencie kiedy dowiedziałem się o dziecku. Mój wyjazd sprawił, że jeszcze bardziej cię wszystko dobiło i bardzo dobrze zdaje sobie z tego sprawę. Chciałbym ci za coś podziękować, za coś, czego jeszcze nie miałem okazji ci powiedzieć. Wiem, że przez mój wyjazd, martwiłaś się o mnie. Wiem także, że próbowałaś się ze mną skontaktować przez cały ten czas. Dziękuję ci za to, że pomimo tego co zrobiłem, ty nadal o mnie myślałaś - drugą dłonią, odgarnąłem pasemko jej włosów na bok - Wiedząc to, nie opuszczę cię już z byle powodu, bo wiem, że potrzebujesz mnie tak samo jak ja ciebie i pomimo iż wyrzekasz się tego, ja i tak znam prawdę. Zależy ci na mnie. Wiem, że gdzieś w środku jest takie małe uczucie, które czuje coś do mnie. Jeśli jest, chciałbym byś mi o tym powiedziała - przybliżyłem się do niej, przejeżdżając palcem po jej policzku - Może moja miłość do ciebie jest głupia, ale za to prawdziwa i pomimo iż każdy próbuje nas rozdzielić, ja będę walczył ile będzie trzeba o twoje zaufanie, bo to jest dla mnie w tym momencie najważniejsze - dotknąłem delikatnie jej ust, przyglądając im się. Próbując przez chwilę bić się z myślami, odważyłem się na pocałowanie nieświadomej Vanessy. Chciałem poczuć smak jej ust, chociaż przez krótką chwilę tak jak wtedy gdy namiętnie całowałem się z nią w moim domu. Od tamtej pory wiedziałem, że jednak coś do mnie czuje. Bez powodu by mnie przecież nie pocałowała.
Odsunąłem się od brunetki, by jeszcze przez chwilę móc ją obserwować. To co powiedziałem, było prawdą i chciałbym by ona ją znała. Zawdzięczam Vanessie wszystko co mam, bo to ona nauczyła mnie, że w życiu nie warto się poddawać tylko dlatego, że coś ci nie wychodzi. Pamiętam jak siedzieliśmy razem w naszym domku na drzewie podczas wielkiej ulewy, czekając aż mój tata po nas przyjedzie i to właśnie wtedy powiedziała mi, że jeśli masz cel to musisz o niego walczyć. Dlatego trzymam się tych słów.
Wyszedłem z pokoju, siadając na szpitalnym korytarzu gdzie akurat panowały pustki, by móc przez chwilę pomyśleć o sobie w niczyjej obecności. Oprócz Vanessy i Mirandy tak naprawdę nie miałem nikogo. Nawet znajomi z pracy starali się mnie olewać. Zawsze kończyło się na zwykłym "Cześć, co słychać" i tyle. A moi rodzice? Matka prowadzi życie poza miastem, dorabiając na swoją emeryturę, a o ojcu nie wiem nic. Wiem tylko, że przebywa w Nowym Jorku, ale szczerze to mało mnie on obchodził. Może i był dla mnie ważnym człowiekiem, ale w przeszłości. Teraz jest dla mnie nikim. Nie nazwałbym go nawet ojcem.
- Chris, wszystko w porządku? - do moich uszu dobiegł spokojny głos Mirandy, która dosiadła się obok mnie - Dlaczego tu siedzisz? Myślałam, że chcesz być na osobności z Vanessą.
- Tak. Musiałem tylko pomyśleć, nie musisz się martwić.
- Chciałam cię przeprosić. Wiem, że wcześniej źle się zachowałam w stosunku do ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi, powinnam stanąć także po twojej stronie.
- Hej, jest ok. Nie mam ci tego za złe. Rozumiem, że chciałaś po prostu trzymać mnie z dala od Vanessy, bo pewnie sama by tego chciała bym był od niej jak najdalej.
- To nie tak - mówiła - Nie powinnam ci tego mówić, ale zrobię to, bo wiem jak bardzo ci na niej zależy. Twoje uczucia są dla Vanessy tak jakby ciężkie do przełknięcia. Nie wie ona, co ma myśleć na ten temat, że jej przyjaciel, którego zna prawie całe życie, zakochał się w niej nie wiadomo kiedy. Pamiętasz pewnie sytuacje jakie miała z Harrym. Naprawdę go kochała, nie wyobrażała sobie, że coś może ich rozdzielić, a zobacz teraz. Rozstali się, każdy poszedł we własne strony, a ona jeszcze na dodatek została z dzieckiem, które nawet nie było planowane. Dodajmy jeszcze, że to dziecko nie będzie miało ojca. To dla niej teraz trudne, dlatego unika wszystkiego co związane jest z miłością. Proszę cię, nie wymagaj od niej czegoś do czego nawet nie jest zdolna. Myślisz, że na pokochanie osoby wystarczy zaledwie jeden dzień? Nie. Potrzeba co najmniej kilku miesięcy by zrozumieć, że ta osoba jest ważna.
- Wiem co chcesz powiedzieć. Nie powinienem na nią naciskać. Powinienem dać jej trochę przestrzeni i przede wszystkim pokazać jej, że w każdej chwili może na mnie liczyć, ponieważ jestem jej przyjacielem.
- Dokładnie. Dlatego daj jej czas. Gwarantuje ci, że wszystko pomiędzy wami się ułoży gdy zaczniecie oboje walczyć o to co straciliście.
- Dziękuję ci. To trochę podniosło mnie na duchu - uśmiechnąłem się, przytulając do siebie dziewczynę.
- Zawsze możesz na mnie liczyć, przecież o tym wiesz.
- Wiem, dlatego żałuje, że wcześniej do ciebie z tym problemem nie przyszedłem - brunetka zaczęła się śmiać.
- Był może doktor? - spytała nagle.
- Nie, a czemu pytasz?
- Pytałam się w recepcji na temat dziecka, gdzie można je zobaczyć, ale powiedzieli mi jedynie, że trzeba o tym porozmawiać z lekarzem. Musi mieć zgodę matki lub ojca.
- Więc nie zobaczymy dziecka dopóki nie obudzi się Vanessa.
- A chciałbyś je zobaczyć?
- Tak, nawet bardzo.
- Ja też - westchnęła - Wejdźmy może do środka. Musimy czuwać nad Vanessą - złapała mnie za dłoń i zaciągnęła z powrotem do pomieszczenia w którym aktualnie przebywała nasza przyjaciółka. Parę minut później dołączyła do nas reszta chłopaków wraz z jedną dziewczyną.
- A ty nadal tu jesteś - jęknął Tomlinon, pokazując zirytowanie moją obecnością.
- Owszem i będę ile będzie trzeba - odgryzłem mu się szybko, siadając obok spoczywającej Vanessy. Po chwili zacząłem przyglądać się zamiarom blondyna o imieniu Niall, który przesunął krzesło bliżej brunetki, siadając na przeciwko mnie, po drugiej stronie łóżka.
- Nadal śpi? - zapytał mnie opanowanym tonem głosu.
- Tak.
- On zaczyna mnie denerwować - odezwał się Ashton, który podniósł się z kanapy - Nie powinno go tu być.
- A ty powinieneś tu być? - spytałem, również podnosząc się na nogi, napotykając jego wkurzony wzrok - Może i cię nie znam koleś, ale lepiej trzymaj język za zębami, bo dla Vanessy jesteś tutaj jak na razie najmniej potrzebną osobą.
- To samo mógłbym powiedzieć o tobie, czyż nie?
- Przestańcie albo będę musiała wyprosić was obojgu z tego pokoju - głos, który usłyszałem, od razu wytrącił mnie z równowagi. Nic ani nikt w tym momencie się nie liczyło oprócz Vanessy, która właśnie się obudziła. Natychmiast poczułem ulgę jak i przypływ szczęścia tym, że wreszcie mogę wschłuchiwać się w jej głos. Spojrzałem jej w oczy, utrzymując przez chwilę kontakt wzrokowy zanim ktoś go nam przerwał.
- Vanessa, mój jezu! - Miranda jako pierwsza podbiegła do niej, uściskając ją mocno. Niall był zbyt zaskoczony by cokolwiek zrobić - Nareszcie się obudziłaś! Boże, wszystko dobrze? Jak się czujesz?
- Hej, hej wszystko ze mną w porządku. Nie musisz panikować - pomimo zmęczenia, dziewczyna uśmiechnęła się ciepło do swojej przyjaciółki - Dziękuję za troskę.
- Jak się czujesz mała? - Zayn stanął obok Mirandy by za chwilę móc położyć dłoń na dłoni leżącej dziewczyny.
- Bywało gorzej.
- Napędziłaś nam niezłego strachu - wtrącił Louis, posyłając uśmiech.
- No właśnie! Myśleliśmy, że dzisiaj się nam nie obudzisz! - zaśmiała się Miranda i przy okazji objęła Zayna.
- Nawet nie wyobrażasz sobie jak mi ulżyło, że się obudziłaś - Niall zabrał głos, kładąc swoją głowę na pościel, po czym Vanessa zaczęła głaskać go po policzku.
- Ty zawsze boisz się o mnie najbardziej. Zawsze tak przypuszczałam - odpowiedziała słodko na co blondyn się uśmiechnął.
- Jak się trzymasz? W ogóle czy odczuwasz jakiś ból? - zapytał Ashton, stając obok Horana.
- Wszystko mnie boli, ale da się przeżyć - oznajmiła - Gdzie moja córka?
- Jest w inkubatorze pod opieką lekarzy - odparła Miranda.
- Chcę ją zobaczyć.
- Ale teraz?
- Tak teraz
- Vanessa powinnaś odpoczywać.
- Chcę zobaczyć moją córkę.
- Vanessa - upomniałem ją na co spojrzała na mnie - Nie powinnaś opuszczać sali w takim stanie.
- Nie obchodzi mnie to. Muszę ją zobaczyć - próbowała zwleknąć się z łóżka pomimo bólu. Bolało mnie to jak zaciskała oczy, odczuwając te nieprzyjemne dolegliwości.
- Vanessa proszę zostań - poinformował Niall - Nie chcę by coś się stało.
- Spokojnie, nie stanie.
Dziewczyna Louisa podała jej granatowe buty, a ja szybko podbiegłem by pomóc brunetce złapać się stojaka z podłączoną kroplówką.
- Dziękuję - szepnęła cicho, podtrzymując się mnie, podczas zakładania ostatniego obuwia - Czy wiecie gdzie ją trzymają?
- Trzeba iść do twojego lekarza, by nam powiedział gdzie.
- No to chodźmy - Vanessa próbowała zrobić pierwsze kroki, które nie wychodziły jej zbyt dobrze przez ciągły ból, ale z moją pomocą, dała radę wyjść na korytarz. Ciągle podtrzymywałem dziewczynę w razie upadku. Dobrze zdawałem sobie także sprawę z tego, że byłem obserwowany przez Louisa i Ashtona, którzy ani na chwilę nie mieli zamiaru spuszczać mnie z oczu, ale szczerze? Miałem to gdzieś.
- Pani Vanesso! - zawołał przejęty lekarz - Jezus maria, dlaczego pani opuściła salę!? Nie wolno było pani wychodzić. Nie ma jeszcze pani wystarczająco siły by móc chodzić o własnych siłach.
- Panie doktorze, czy mogłabym zobaczyć moją córkę? Bardzo mi na tym zależy.
- Wreszcie doczekałem się tego pytania! - przyznał uradowany - Oczywiście, że mogłaby pani. Proszę wrócić do swojego pokoju, zaraz pielęgniarki przyniosą pani córkę. Pasowałoby nadać jej imię - mrugnął do niej, po czym zabrał dokumenty z biurka i wrócił do swojego gabinetu.
- Dobra wracamy, trzymaj się - poinformowałem, przekręcając dziewczynę w powrotną stronę.
- Nareszcie poznamy tą twoją małą istotkę - odrzekł szczęśliwy Niall, asekurując brunetkę od tyłu. Tak naprawdę to tylko sobie szedł, więc nie wiem czy nazwałbym to asekuracją.
- Muszę zadzwonić do twojego brata i powiadomić jego oraz twoich rodziców o nowinie - wtrąciła Miranda.
- To oni jeszcze nie wiedzą?
- Nie chciałam im mówić wbrew twojej woli, dlatego wolałam skonsultować to z tobą - posłała jej uśmiech.
- Zayn? Czy mógłbyś, no wiesz, otworzyć mi drzwi? - spytałem spokojnie na co mulat od razu wykonał to o co go prosiłem.
- Ściągniesz buty sama czy ktoś ma ci pomóc? - zapytałem Vanessę by się upewnić.
- Chris, nie rób ze mnie inwalidki - zachichotała, ściągając obuwie by po chwili móc usiąść na łóżku - Jutro powinno być lepiej.
- Mam taką nadzieję - uśmiechnąłem się na co przyjaciółka odwzajemniła uśmiech.
- Dzień dobry pani McClain - dwie pielęgniarki przywitały nas ciepło, wchodząc do pomieszczenia i stawiając inkubator koło łóżka - Gratulujemy ślicznej dziewczynki.
- O mój boże - Miranda zamknęła usta dłonią, podchodząc do maszyny by móc dokładnie przyjrzeć się dziecku. Każdy z nas za chwilę postąpił tak samo gdy tylko pielęgniarki opuściły pokój - Jest śliczna.
- Mały aniołek - skomentował zahipnotyzowany Niall, uważnie obserwując.
- Wciąż nie wiemy jak się nazywa - przypomniałem Vanessie na co ta lekko się zaśmiała.
- No właśnie, jakie imię? - zapytał Liam, a wszyscy odwrócili się w stronę świeżo upieczonej mamy.
- Lily. Lily McClain - odrzekła szczęśliwa.
- Chris - zaczęła - Czy mógłbyś nas na chwilę zostawić samych?
- Jasne, oczywiście - szybko jeszcze zerknąłem na Lily, po czym wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi, jednak coś mi mówiło, że muszę podsłuchać rozmowę. Tak dla własnego dobra.
*Perspektywa Vanessy*
Powód, dlaczego trafiłam do szpitala i urodziłam córkę w ósmym miesiącu ciąży, od razu wrócił do moich myśli. Powodem tego wszystkiego była śmierć Harry'ego o której dowiedziałam się od chłopaków, a mianowicie od Louisa. Nie mogłam przeskanować jego słów wypowiedzianych w tamtych momencie. Miałam ochotę właśnie schować głowę w poduszkę i zacząć płakać. Czułam jak złość przelatuje przez całe moje ciało wraz z odczuwalnym silnym bólem oraz zmęczeniem. Nie panowałam nad sobą i swoimi uczuciami. Po tym co się dowiedziałam, czułam każde uczucie dwa razy mocniej niż powinnam.
- Chłopaki j-ja - bałam się zacząć, a na dodatek gubiłam się we własnych słowach.
- Wiemy do czego chcesz przejść, Vanessa - oznajmił Liam - Ale zastanów się czy chcesz o tym teraz porozmawiać.
- Chcę - odparłam pewna siebie - Ch-chcę wiedzieć.
- Liam - upomniała go moja przyjaciółka - Nie powinniśmy z nią teraz rozmawiać na ten temat.
- Nie - zaprotestowałam - Ch-chce wiedzieć co się stało z Harrym - zauważyłam jak Zayn i Louis przełykają powoli ślinę.
- Vanessa - kontynuował - Nie chcemy by powtórzyła się ta sama sytuacja co wcześniej.
- Co się stało z Harrym!? - lekko podniosłam głos, dając im do zrozumienia, że nie odpuszczę.
- Vanessa
- Czy on naprawdę nie żyje!? - poczułam jak łzy napływają mi do oczu - Czy to jest prawda? Czy to co powiedział Louis jest prawdą!?
- Tak - odpowiedział Zayn - Tak to prawda. To co powiedział, jest prawdą - Miranda usiadła obok mnie, gdy tylko odwróciłam swój zapłakany wzrok w stronę dziecka.
- Skąd to wiecie? - zapytałam - Kto wam powiedział!?
- Dwa dni temu, Louis dostał telefon od przyjaciela Harry'ego z Miami z którym często spędzał czas. Nazywa się Jasper. Mieli to samo hobby. Powiedział nam, że Styles został zastrzelony przez Thomasa przy jego obecności. Sprawca uciekł.
- Nie - powiedziałam - Nie! Nie wierzę! - zakryłam twarz w dłoniach.
- Vanessa wiem, że to cios dla ciebie, ale musisz być dzielna - Niall próbował mnie pocieszyć.
- Nie! To nie prawda! H-Harry żyje! - odwróciłam się by móc spojrzeć wszystkim w oczy - Jego śmierć nie może być prawdą! Ten cały Jasper kłamie! - Miranda przytuliła mnie do siebie, gdy tylko zorientowała się, że ze mną jest coraz gorzej.
- Wiemy, że ciężko ci w to uwierzyć, ale uwierz nam. Prawda zawsze boli - odrzekł Ashton, próbując zachować powagę.
- Harry nie mógł nas zostawić! Nie odszedłby od nas tak bez słowa! To niemożliwe! - nie umiałam powstrzymać płaczu.
- Vanessa posłuchaj
- Harry nigdy nie dałby się Thomasowi tak łatwo. Nie pozwoliłby się zabić, bo miał nas!
- A skąd wiesz, że miał!? - odkrzyknął wkurzony Louis - Skąd wiesz, że miał w nas wsparcie?!
- Dawaliście mu je.
- Styles nie utrzymywał z nami kontaktu odkąd dostał swoją część pieniędzy. Może z Niallem tak, ale nie z nami. Wyjechał, nie dzwoniąc do nas ani razu.
- Ale
- Taka jest prawda, Vanessa. Styles chciał się od nas wszystkich odizolować. My nie znamy powodu. Nie wiemy dlaczego tak postępował. Nie byliśmy jego wrogami tylko przyjaciółmi, ale on widocznie nie uważał nas za takie osoby.
- Przecież ty, znaczy wy wszyscy uważaliście go za brata. Byliście przecież sobie bliscy.
- Byliśmy, ale już nie jesteśmy.
- To jaki byłby powód jego śmierci!? Jeśli to co mówisz, jest prawdą to dlaczego dał się zabić Thomasowi!? - powiedziałam, starając się zbytnio nie krzyczeć ze względu na Lily.
- Może cierpiał? - wtrącił Zayn - Może cierpiał przez rzeczy, które dokonał? Może po prostu obarczał się nimi i to go przerosło?
- Powód może być każdy. Nigdy się tego nie dowiemy - odpowiedział Tomlinson.
- Zayn ma rację. Cierpienie może być najbardziej oczywistym powodem - przyznała Miranda - Zrobił wszystko by być jak najdalej od Vanessy. Poświęcił się by dać jej wolność. Może rozłąka go przerosła, brak swoich bliskich czyli przyjaciół? Spójrzcie. On był przecież ze wszystkim sam. Mógł po prostu oszaleć przez samotność.
- Sugerujesz, że to ja mogę być najlepszym powodem jego śmierci? - spytałam, nawet nie próbując zatrzymać spływających łez po moich policzkach.
- Przykro mi, ale to chyba był jedyny powód dla którego się poświęcił. Strata ciebie była dla niego zbyt mocnym ciosem. Jak ty byś się czuła na jego miejscu, tracąc jedyną osobę w której się zakochałaś?
- Miranda, nigdy nie poznamy prawdziwego powodu jego śmierci i nie wmawiaj Vanessie czegoś, czego nie jesteś pewna, bo to dla niej nie jest łatwe, wiedząc, że to ona może być jedyną przyczyną tego co się stało - oznajmił Liam.
- Nie Liam. Miranda ma rację. To ja mogę być odpowiedzialna za poświęcenie się Harry'ego i każdy z was dobrze o tym wie. Znacie naszą sytuację, więc to oczywiste, że to może być powód.
- Hej, nie chcemy byś żyła z myślą, że to ty jesteś winna za jego śmierć. Nawet tak nie myśl, proszę - Horan kucnął przede mną by złapać moją dłoń.
- Nie zmienię swoich myśli i tego co czuję, Niall. Prawda jest taka, że tylko ja mogę być za to wszystko odpowiedzialna. Znasz Harry'ego i jego tok myślenia. On nie myśli trzeźwo. Czasami potrafi zrobić coś bez przemyślenia tego wcześniej, a to potem skutkuje poważnymi konsekwencjami - przetarłam łzę.
- Vanessa, ale nie znasz przecież dokładnego powodu. Nie możesz od razu uznać czegoś za prawdę, bo to później może okazać się całkowitą odwrotnością.
- Niall wystarczy - przerwała Miranda - Dość jak na dziś. Skończmy ten temat i zajmijmy się śliczną Lily - zaproponowała - Mamy tu takiego słodkiego cukiereczka, który potrzebuje matczynej uwagi, a co mama teraz robi? Płacze, co nie powinna w takiej chwili robić, prawda mama? - uśmiechnęła się do mnie co spowodowało, że posłałam jej lekki uśmiech.
- Myślisz, że Chris słyszał całą rozmowę? - szepnęłam do niej pytająco.
- Takiej rozmowy nie da się nie usłyszeć - odpowiedziała, wstając do małej, która przewracała główką w inkubatorze z jednego boku na drugi. Chłopaki cały czas przyglądali się Lily, nie odwracając od niej wzroku, a Niall tymczasem zajął wcześniejsze miejsce mojej przyjaciółki i objął mnie ramieniem, prosząc bym się uspokoiła. Z jednej strony ten dzień był wspaniały pod względem narodzin mojej córki, ale z drugiej, był on jednym z najgorszych jak do tej pory.
*Perspektywa Jaspera*
Długo zbierałem się po tym co się wydarzyło. Nie mogłem uwierzyć w osobę, jaką stał się mój własny brat. Był moim totalnym przeciwieństwem. Człowiekiem dla którego liczyły się tylko pieniądze, broń i narkotyki. Czy można to nazwać dobrym życiem? Ja nazwałbym to jedynie gównem przez które można nabawić się ciągłej policji na karku oraz trafić do pudła w którym można przesiedzieć nawet do zasranej śmierci. Nie chciałem mieć nigdy takiego życia. Nie wiem nawet co Thomas w tym wszystkim widzi. Adrenalina? Bycie miliarderem za okradanie lub wyłudzanie pieniędzy od ludzi? Wolę swoje samochody niż przez całe życie być pierdolonym mordercą. Nasi rodzice na pewno przewracają się teraz w grobach na to co się dzieje z ich własnym dzieckiem. Nie tak wychowali syna. Pamiętam jak mój ojciec powiadał, że nigdy nie powinniśmy rozwiązywać wszystkiego przemocą i wykorzystywać takie narzędzia jak broń. To nigdy nie zrobi nas kogoś, kim chcemy być. Dlatego wiedziałem, że mój brat od zawsze był nikim. Dla niego nigdy nie ważna była rodzina tylko jego pierdoleni kumple. Wmawiając mi, że miał doskonały kontakt z nasza siostrą Maddie, jeszcze bardziej pogorszał swoją sytuację, ponieważ ja dobrze znałem prawdę. Wiedziałem jak dokładnie było pomiędzy nami wszystkimi. Prawda jest taka, że nikt z nas nie przejmował się własnym rodzeństwem. Nawet ja miałem daleko gdzieś siostrę czy brata. I tu popełniłem błąd. Gdybym zachował się inaczej, może teraz miałbym normalnego starszego brata, a nasza rodzina nigdy by się nie rozpadła. Większość ludzi popełnia błędy w przeszłości, a po latach zdaje sobie sprawę, że można było przecież inaczej rozwiązać daną sytuację. Owszem, ja również popełniłem masę błędów, które nawet do teraz żałuje, ale dla mnie to co było, zostaje wspomnieniem. Nie miałem zamiaru żyć z poczuciem winy, bo to by mnie totalnie zniszczyło emocjonalnie. Każdy z nas powinien żyć tym co jest teraz, co dzieje się w danym momencie w teraźniejszości. Jeśli będziemy codziennie wracać do wspomnień, nasz mózg zwariuje i to nas zabije.
Przechodząc do tematu śmierci, straciłem dużo bliskich osób, które do teraz tak naprawdę mogłyby żyć. Ale są pewni ludzie, którzy myślą, że lepiej się poświęcić za coś lub kogoś niż móc żyć do końca swoich dni. Coraz więcej osób popełnia samobójstwa lub zostaje zabitych przez kogoś. Nigdy nie uważałem tego za normalną rzecz, która się dzieje na świecie. Codziennie słyszę w radiu czy telewizji o jakiś atakach terrorystycznych, zamachach, zabiciach i zaczynam myśleć co tak naprawdę jest tego wszystkiego powodem. Pamiętam jak siedziałem w warsztacie, popijając piwo i dokręcając ostatnie koło w jednym z klasycznych starych aut, niemieckiej marki BMW i wtedy zrozumiałem, że jedynym powodem tego wszystkiego co się dzieje na świecie, jesteśmy my. Ludzie. Czy to nie chore? Po co rodzi się nas coraz więcej? Tylko po to by móc od tak za chwilę kogoś sobie zabić?
- Jasper, nie wyglądasz najlepiej - odparł Blake, wchodząc do warsztatu, gdzie już akurat kończyłem swoją robotę.
- A jak ma wyglądać osoba, która dowiedziała się o bracie kryminaliście, który nawet za grosz nie ma sumienia za to co robi? - zakpiłem.
- Minęło sporo czasu, powinieneś dać sobie z tym siana.
- Łatwo ci mówić. Ty nigdy jeszcze nie miałeś takiej sytuacji - rzuciłem narzędzia do bagażnika swojego samochodu.
- Na twoim miejscu nie zadręczałbym się osobą dla której jestem zerem. Nie nazwałbym nawet takiej osoby swoim rodzeństwem, ani nawet bym się do niej nie przyznał.
- Thomas może i jest moim bratem, ale ja go nigdy za niego nie uważałem. Praktycznie rodzeństwo się dla mnie nie liczyło, ponieważ nigdy nie mogłem na nie liczyć. W ogóle wiesz co? Skończmy rozmawiać na ten temat. Nie mam zamiaru go nawet ciągnąć.
- Słusznie - poparł mnie - A co ze Stylesem? Masz zamiar przewieść go do Los Angeles w tej trumnie?
- No taki mam zamiar.
- Ale to kurwa tysiące kilometrów stąd! To po drugiej stronie Stanów Zjednoczonych, idioto!
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale chyba raczej nie przewiozę martwej osoby samolotem, no nie? Uznają mnie za debila, a po drugie nie mamy wystarczająco pieniędzy by pokryć koszty lotu. Skroiliby nas za przewóź w jedną stronę dwa razy więcej, niż ile byś zapłacił w dwie strony.
- A zawiadomiłeś w ogóle jego przyjaciół o śmierci?
- Zrobiłem to rano i muszę przyznać, że nie przyjęli tego mile - odrzekłem.
- Chcą czegoś?
- Owszem. Spotkania ze mną.
Od autorki: No i jest pierwszy rozdział trzeciej części! Cóż za emocjonalny, aż miło mi się go pisało. Każdy pisany przeze mnie rozdział, opisuje moje uczucia. W numerku 83 akurat wtrąciłam kilka doskonałych wypowiedzi na temat ludzi, które dają dużo domyślenia. Cóż, myślę, że ostatnią część tego opowiadania, rozpoczęłam naprawdę dobrze. Zaczyna się coraz ciekawiej, tak bym ujęła. Staram się opisywać wszystko tak jak ja to widzę w życiu codziennym.
Chciałabym dowiedzieć się co sądzicie o numerku 83. Jest to wyjątkowy rozdział przy którym spędziłam dobre kilka dni by nadać mu realistyczności, dlatego ważna jest dla mnie wasza opinia.
Miałam u was mały dług, więc oznajmiam, że kontynuacja pojawi się już w następny poniedziałek (11 lipca). Czuję się super zmotywowana, a z racji tego, że mam aktualnie ponad 2 tygodnie wolnego od szkoły to poświęcę trochę więcej czasu na bloga niż dotychczas.
No więc, do zobaczenia w następny poniedziałek :) x
Mam nadzieje ze Harry będzie żył��
OdpowiedzUsuńWiedziała ze on przyjedzie sie spotkać z nimi ... Pewnie vanessa dowie sie kto zabił harrego ... To jest pewne
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Zaczyna się ciekawie;)/Natalia
OdpowiedzUsuńHejka :-)No, rozdział jest boski, fantastyczny :-) Jestem nim zachwycona :-) Biedna Vanessa, kurcze,tak się dowiedzieć, że Harry nie żyje, ale za to mała słodka dziewczynka już przyszła na świat :-) Ale się ciszę :-) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału :-) Czekam z niecierpliwością :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny :-)
Inka
Z tego co napisałaś następny rozdział powinien pojawić się już wczoraj.. więc gdzie on jest?
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na następny rozdział :) Liczę, że jeszcze dziś go dodasz ;) Pozdrawiam :*
OdpowiedzUsuńJest juz środa ... Kiedy rozdział
OdpowiedzUsuńrozdział miał być w poniedziałek, a jest już czwartek
OdpowiedzUsuń