*Perspektywa Christophera*
Podsłuchując rozmowę swoich znajomych, nie mogłem zrozumieć dlaczego ta banda debili nazywającymi się przyjaciółmi Vanessy, rozwinęła temat o śmierci Harry'ego w takim momencie, który jest naprawdę nieodpowiedni w danej sytuacji. Nie chciałem by jeszcze bardziej dobijali Vanessę, która i tak przeszła już wystarczająco dużo jak na jeden dzień. Jednak jedna usłyszana rzecz zaczęła chodzić mi po głowie i nie umiałem przestać o niej rozmyślać. Dlaczego Jasper nie powiedział im, że to ja zastrzeliłem Harry'ego? Czemu mnie obronił, mówiąc, że to właśnie Thomas zabił ich przyjaciela? Dlaczego wsypał swojego brata zamiast mnie? Nie żeby coś, ale byłem naprawdę jednym słowem szczęśliwy, że nic nie powiedział na mój temat. Nie miałem zamiaru stracić kontaktu z Vanessą, która na pewno po tym co by się dowiedziała, znienawidziłaby mnie totalnie, a moje szanse na odzyskanie zaufania przyjaciółki stałyby się już marne. Wiem, że okłamywanie jej nie jest dobrą rzeczą, ale muszę to zrobić dla jej dobra i spokoju. Im mniej wie, tym lepiej. Teraz chce się nią zająć i pomóc jej z Lily. Nie chcę by była sama z wychowywaniem dziecka, dlatego mam zamiar jej pomóc. Zrobię wszystko by wróciła do swojego normalnego życia bez cierpienia i bólu.
- Chris? - spokojny głos Mirandy, przywrócił mnie na ziemię - My już będziemy wracać. Jesteśmy tutaj już zbyt długo. Potrzebujemy snu i odświeżenia, a Vanessa chwili spokoju dla siebie. Zadzwoniłam po jej rodzinę, więc powinni tu niedługo się pojawić. Zostaniesz z nią czy też masz zamiar wrócić do domu?
- Zostanę z nią. Może będzie czegoś potrzebować.
- Dobrze. To do zobaczenia jutro - pożegnała się i wraz z chłopakami udała się do windy. Oczywiście nie obyło się bez gromiących mnie wzroków Ashtona i Louisa.
Podeszłem do drzwi, lekko je uchylając. Weszłem do środka, zauważając siedzącą Vanessę, która przyglądała się Lily, leżącej w specjalnym inkubatorze.
- Śpi? - zapytałem na co brunetka podniosła swój wzrok na mnie.
- Niedawno zasnęła.
- Coś czuję, że nie będziesz miała z nią zbyt dużo problemów. Jest aniołkiem - przybliżyłem się do inkubatora, uważnie obserwując dziewczynkę.
- Nie każde dziecko jest takie same - posłałem jej uśmiech - Hej, wszystko w porządku? - spytałem gdy zorientowałem się, że coś jest nie tak.
- Tak, czemu miałoby nie być.
- Bo nie wyglądasz najlepiej - usiadłem obok niej na łóżku szpitalnym.
- Po prostu jestem zmęczona.
- To nie wygląda mi na zmęczenie, Vanessa. Słyszałem twoją rozmowę z Mirandą i innymi. Wiem w czym tkwi problem.
- Czyli wiesz o śmierci Harry'ego - spuściła głowę by uniknąć mojego spojrzenia.
- Wiem, że jego nagła śmierć jest ciężka do przetrawienia, ale musisz sobie z nią poradzić. Zaakceptować pewne rzeczy.
- Dlaczego mi to mówisz?
- Ponieważ się o ciebie troszczę. Nie powinnaś myśleć teraz o tym co się stało z twoim byłym. On jest przeszłością, trzeba żyć dalej.
- Co z tego, że nią jest, Chris. Ty nic nie rozumiesz. Ja wciąż coś do niego czuje - wyznała na co od razu poczułem ogromną wściekłość do martwego już człowieka - Może i wydaje się to być głupie, ale ja nadal nie mogę przestać tego czuć. Nie wiem dlaczego. Po prostu boli mnie to co się stało i nie wiem czy sobie z tym poradzę - łzy pojawiły się w kącikach jej oczu - Nie rozumiem jak mogło do tego dojść. Jak on mógł zostawić swoich bliskich przeze mnie.
- Posłuchaj mnie. To nie twoja wina. Nie możesz tak myśleć, nie pozwalam ci.
- Po co ja w ogóle o tym z tobą rozmawiam. Przecież ty od zawsze nienawidziłeś Harry'ego, więc nigdy mnie nie zrozumiesz.
- Vanessa - szepnąłem, kładąc swoją dłoń na jej - Rozumiem to co przeszłaś z nim i bez niego. Gdybym mógł ci jakoś pomóc, gdybyś mi pozwoliła, wszystko by było teraz całkiem inne. Nie chcę dla ciebie źle, chcę być tylko obecny w twoich życiu.
- Przecież w nim jesteś.
- Naprawdę jestem? Ale ty
- Wiem, że to co zrobiłam nie było z jednej strony słusznym rozwiązaniem, dlatego chciałabym cię przeprosić. Nie chcę niszczyć naszej więzi przez jeden mały problem.
- Nawet nie wiesz jak miło słyszeć to z twoim ust.
- Zrozumiałam, że to był błąd, traktując cię tak ostro. Miałeś prawo być na mnie zły.
- Nie byłem na ciebie zły. To nie zmieniło żadnej postaci rzeczy.
- Cieszę się, że jednak pomiędzy nami wciąż jest przyjazna więź, której na szczęście nie udało mi się zniszczyć. Dobrze jest mieć przy sobie kogoś takiego jak ty. Osobę, która naprawdę potrafi się troszczyć o drugą.
- Chcę by macierzyństwo nie było dla ciebie tak złe jak myślisz. Wychowując samemu dziecko jest trudno i rozumiem to, ale potrzeba do tego silnej psychiki. Nie można się w każdej chwili poddać gdy na przykład będzie przerastać cię codzienny krzyk dziecka w środku nocy.
- Jestem emocjonalnie i umysłowo przygotowana do obowiązków każdej świeżo upieczonej matki.
- W razie problemów masz nas - mrugnąłem do niej okiem - Karmiłaś już Lily?
- Nie, niestety jeszcze nie jest zdolna. Pielęgniarki przyszły ją nakarmić za pośrednictwem sondy dożołądkowej. Podaje się nią specjalne mieszanki lub mleko matki.
- Wiadomo już kiedy wyjdziecie ze szpitala?
- Prawdopodobnie będziemy tu tydzień, choć nie jestem jeszcze pewna. Doktor ma przyjść i wszystko mi powiedzieć kiedy uzna, że dziecko jest już gotowe - już przygotowywałem się na zadanie kolejnego pytania przyjaciółce, ale w tym momencie do pokoju weszli jej rodzice wraz z jej bratem Jonathanem.
- Jezus maria, Vanessa skarbie! - krzyknęła szczęśliwa matka, podbiegając do córki - Jak się czujesz po porodzie kochanie? Wszystko dobrze?
- Tak mamo, wszystko w porządku - odpowiedziała gdy ja akurat witałem się z jej ojcem i bratem.
- Przestraszyliśmy się z ojcem jak Miranda zadzwoniła do nas i powiedziała, że jesteś w szpitalu. Byłaś w ósmym miesiącu ciąży, jak to się stało, że urodziłaś tak wcześno?
- Miałam małe problemy ze zdrowiem, ale nie musicie się już martwić.
- Boże słoneczko, to tak szybko się stało. Martwiłam się cały czas o ciebie gdy tylko dowiedziałam.
- Nie potrzebnie. Ja i Lily jesteśmy zdrowe.
- Lily? Nazwałaś córkę Lily? - zapytał Jonathan, przyglądając się małej dziewczynce.
- To naprawdę śliczne imię córeczko - ojciec podszedł do Vanessy, po czym ucałował czule w czoło - Jesteśmy bardzo dumni z ciebie, że sobie poradziłaś - uśmiechnął się - I dziękujemy też tobie Chris za to, że tu jesteś i opiekujesz się naszą córką - oznajmił, a ja posłałem swój szczery uśmiech.
- Spójrz Robert jaką piękną mamy wnuczkę - matka była oczarowana małą dziewczynką - Jest taka śliczna, taki mały kwiatuszek.
- Och Catherine - mężczyzna przytulił od tyłu kobietę - Będziemy pomagać Vanessie w wychowaniu Lily jak tylko będzie nas potrzebować, więc gwarantuje ci, że będziesz mieć częstszy kontakt ze swoją wnuczką.
- Tak bardzo się cieszę, a ty synu? Jesteś dziwnie cicho - odrzekła w stronę Jonathana.
- Ja po prostu nie mogę przetrawić tego, że właśnie zostałem wujkiem - Vanessa zachichotała na słowa brata - Wujkiem tak ślicznej dziewczynki.
- Na mnie już chyba pora - odezwałem się na co spojrzenia całej czwórki poleciały na mnie.
- Już? Tak szybko? - zapytała Vanessa.
- Nie chcę przeszkadzać w takiej chwili.
- Ależ nie przeszkadzasz! - powiedziała pani Catherine - Jesteś jak członek naszej rodziny!
- Dziękuję, ale mam jeszcze trochę pracy w domu, a naprawdę niechciałbym psuć państwu tej ważnej chwili. Zostawię państwa samych byście mogli na spokojnie porozmawiać z córką.
- Będzie nam raźniej jeśli zostaniesz, Chris - przemówił starszy mężczyzna.
- Przepraszam, ale naprawdę lepiej będzie gdy już pójdę - odpowiedziałem - Będę jutro, do zobaczenia - pożegnałem się z przyjaciółką jak i resztą, po czym podeszłem do Lily z uśmiechem jej się przyglądając. Oj będzie z niej jeszcze mała artystka, oj będzie.
~*~
Ruch na ulicy był coraz mniejszy, co ułatwiało mi szybkie dojechanie do domu. Słońce powoli zachodziło, a ja czułem się totalnie zmęczony tym całym szalonym dniem. Podjechałem swoim pomarańczowym samochodem marki KIA pod dom, parkując się w garażu. Ostatnio trochę posprzątałem, więc zrobiło się dość dużo miejsca. Wszedłem przez drzwi do domu, zamykając wcześniej budynek automatycznym pilotem. W środku panowała ciemność, co utrudniało mi trochę znalezienie włącznika światła. Kiedy tylko go znalazłem, przestraszyłem się, widząc Thomasa na swojej kanapie.
- A gdzie to się przebywa cały dzień? - zapytał, podnosząc swoje spojrzenie na mnie.
- Co ty tu robisz? Z tego co wiem to miałeś dać mi spokój. Odwaliłem swoją robotę tak jak chciałeś.
- Owszem, ale nie mogę dać ci spokoju, jeśli wciąż coś przede mną ukrywasz.
- Wyjdź i odpierdol się ode mnie. Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego - warknąłem zły.
- Znam cię na tyle dobrze, że wiem, że właśnie w tej chwili próbujesz uciec od tematu - zaśmiał się.
- Nie mam z tobą o czym gadać i przestań wchodzić w moje życie.
- Oj Chris, Chris, Chris. Czy ty wiesz z kim ty właśnie rozmawiasz? - podszedł do mnie - Czy ty w ogóle masz pojęcie kogo ty chcesz okłamać?
- Nie okłamuję cię do jasnej cholery! - krzyknąłem, próbując się wybronić z tej sytuacji.
- Ach tak? To co robiłeś cały dzień, hm?
- Chuj cię to obchodzi co robiłem! Powiedziałeś, że jeśli zabiję Stylesa, ty zostawisz w spokoju mnie jak i moich bliskich! Miałeś dotrzymać słowa!
- Ależ dotrzymuję danych słów. Chcę móc dać ci spokój, ale ty mi to za wszelką cenę utrudniasz, ukrywając coś przede mną. Nie zrobię tego co ode mnie oczekujesz, jeśli wciąż będziesz mnie okłamywał - uśmiechnął się głupkowato - A teraz gadaj - przycisnął mnie w mgnieniu oka do ściany za mną - Co wiesz czego ja nie wiem?!
- Chcesz czegoś co jest nierealne. Myślisz, że ci kurwa powiem? Pierdol się - nie mogłem dopuścić do tego by Thomas dowiedział się o istnieniu Lily. Nie chciałem by była ona w niebezpieczeństwie.
- Za bardzo działasz mi na nerwy, wiesz? - poczułem silny ucisk na szyi, który utrudniał mi oddychanie - Mów kurwa!
- Oni wiedzą - zacząłem na co zdumiony mężczyzna słysząc moją wypowiedź, pozwolił mi zaczerpnąć więcej powietrza.
- Kto, co wie?
- Twój brat powiedział tej całej bandzie Harry'ego o jego śmierci.
- Jasper?
- Tak. Powiedział im, że to ty jesteś odpowiedzialny za to, że zginął. Nie mam pojęcia dlaczego.
- Czyli twierdzisz, że mój własny brat wsypał mnie zamiast ciebie?
- Na to wygląda.
- Ciekawe dlaczego ten sukinsyn nie powiedział prawdy - wybuchł lekkim śmiechem - Chyba będę musiał mu złożyć niespodziewaną wizytę.
- Thomas, Styles zginął. Czemu nie przestaniesz? Czemu nie przestaniesz do wszystkiego się wpierdalać? Nie wystarczy ci jego śmierć?
- Są sprawy, które nie zostały jeszcze zamknięte, a nie warto je zostawić otwarte.
- Przestań się mieszać. Niektórzy ludzie nie zasługują na takie twoje traktowanie. Wiem, że znienawidziłeś swojego brata jeszcze bardziej, ale nie chcę by niewinnym ludziom coś się stało.
- Uważasz, że Jasper jest niewinny? Ten chuj stanął po stronie Stylesa zamiast po stronie własnego rodzeństwa - odrzekł - Wódz i kanclerz Rzeszy Niemieckiej, kiedyś bardzo dobrze powiedział. Jeśli ktoś nie jest ze mną to jest przeciwko mnie.
- Rodzina nie staje się wrogiem.
- Staje się tylko ty nie masz o tym pojęcia - splunął.
- Jasper to twój brat. Spróbuj się z nim jakoś dogadać. Nie musisz od razu uważać go za wroga tylko dlatego, że wstawił się za kogoś innego niż ciebie.
- Nie mam zamiaru mieć rodzeństwa. Nie chcę rodziny.
- Bo jesteś tak bardzo zaślepiony tymi nieodpowiednimi rzeczami, które robisz, że nie widzisz co tracisz! Jasper jest jedyną osobą z rodziny, która ci pozostała. Chcesz do końca życia, żyć ze świadomością, że spierdoliłeś waszą relację?
- Odpierdol się ode mnie i od mojej pierdolonej rodziny! - kolejny raz przycisnął mnie do ściany - Jak śmiesz mówić mi co mam robić? Gdybym mógł, zapierdoliłbym cię nawet teraz!
- To czemu tego nie zrobisz?! Miałeś i nadal masz tyle pierdolonych okazji!
- Nadejdzie czas kiedy sam zdecydujesz się na odebranie sobie życia.
*Perspektywa Louisa*
Wszyscy udaliśmy się do mojego domu po całym dniu spędzonym w szpitalu. Byłem wkurwiony przez obecność Chrisa, który cały czas pałętał się przy Vanessie. Wraz z chłopakami chcieliśmy bardziej rozwinąć temat o śmierci Harry'ego, ale oczywiście on nam wszystko utrudniał. Vanessa miała prawo wiedzieć o wszystkim co my aktualnie wiedzieliśmy. Umówiłem się przez telefon z Jasperem, przyjacielem Harry'ego, który miał do nas przyjechać prosto z Miami by opowiedzieć nam wszystko co stało się ze Stylesem. Mieliśmy zamiar wspomnić o tym Vanessie, ale nie było nawet okazji, dlatego musieliśmy działać sami. Każdy z nas chciał wiedzieć jak doszło do śmierci naszego kumpla i gdzie jest teraz jego ciało. Gdy dowiedziałem się, że Styles został zabity, poczułem cholerną winę, że nikt nie umiał mu pomóc. Olaliśmy go tak jak on olał nas, ale tak naprawdę potrzebowaliśmy go tak samo jak w tamtym momencie on nas. Myśl, że Harry nigdy nie dowie się o istnieniu własnego dziecka, bolała mnie najbardziej. Miałem tyle nadziei na to, że po czasie uda mi się przekonać Vanessę do wyjawienia mu prawdy, ale teraz to już nawet nie ma znaczenia. Wszystko się zawaliło, ponieważ straciłem jedną z najważniejszych mi osób. I to uczucie świadomości cholernie mnie boli.
- Louis, możesz przestań na chwilę grać w tą swoją głupią grę i spojrzeć na mnie!? - moja dziewczyna wkroczyła do salonu kiedy ja w tym czasie próbowałem przejść najważniejszy level w swojej nowej grze na konsoli - Mógłbyś wysłuchać to co mam do powiedzenia?
- Eleanor do jasnej cholery, przestań! - mój wzrok poległ na nią. Była zła - Przestań zawracać mi niepotrzebnie głowę.
- Niepotrzebnie? Czy porozmawianie nawet ze mną to dla ciebie męka? - spytała - Wróć na ziemię, Louis! Odkąd przyszliśmy od tego szpitala, zachowujesz się tak jakby ktoś ci coś zrobił! Nikt z nas nie jest tu tobie nic winny!
- Jak mam zachowywać się normalnie jak mój najlepszy przyjaciel został pozbawiony życia!? Eleanor czy ty tego nie rozumiesz?
- Ale to nie jest powód by traktować nas wszystkich jak jakieś śmieci! Nam również jest z tego powodu przykro, ale nic na to nie poradzimy. Stało się, to nie nasza wina.
- Harry nas potrzebował. Obiecałem mu, że przejdziemy przez to wszystko razem, że pomożemy mu w jego celu, ale nie zrobiliśmy tego. Gdy zdałem sobie z tego sprawę, było już za późno. Role się odwróciły co sprawiło, że to Thomasowi znów się poszczęściło.
- Czemu każdy teraz myśli, że to jego wina? - westchnęła brunetka, siadając obok mnie - Nie zmienisz biegu zdarzeń, Louis. Wina nie leży po stronie twojej, mojej czy kogoś innego. Nikt nie zna powodu śmierci Harry'ego, ponieważ nikt z nas nie był w tamtej chwili przy nim. Nie widziałeś się z nim już ponad dobry rok. Skąd mogłeś wiedzieć jak się czuje, co robi, jeśli nie miałeś z nim nawet kontaktu. Rozumiem, Styles był ważny dla każdego, również i mnie, ale nie mogę wziąć na siebie winy za coś czego nawet nie zrobiłam. Harry sam zdecydował sobie na taki los, bo równie dobrze mógł siedzieć w Los Angeles i walczyć dalej o względy Vanessy, a on zamiast tak zrobić, wybrał życie w Miami bez bliskich.
- Jesteś przeciwko niemu?
- Nic takiego nie powiedziałam, po prostu stwierdzam fakty. Gdyby Harry pomyślał inaczej, teraz by żył u boku kochającej dziewczyny oraz ślicznej córki i miał przy sobie wszystkich swoich bliskich.
- Eleanor ma rację - usłyszałem głos Liama, który oparł się o framugę drzwi - Z jednej strony może niepomogliśmy mu wystarczająco, ale spójrz, on sam sobie zapracował na taki los. Każdy przecież mówił mu jak postąpić, a on i tak uparł się na swoje.
- Zastanów się nad tym, Louis - kontynuowała dziewczyna - Co ty byś wybrał na jego miejscu. Postaw się w takiej sytuacji. Uciekłbyś na drugi koniec kraju tylko po to by być jak najdalej ode mnie? By dać mi wolność od samego siebie?
- Niemógłbym.
- No więc sam widzisz - złapała moje dłonie - Nikt by nie postąpił tak samo jak Harry, ponieważ jest tysiące innych rozwiązań niż opuszczenie miasta dla ukochanej osoby.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale jakiś samochód zaparkował się właśnie na podjedźcie - zakomunikował Ashton, który wparował do pomieszczenia. Szybko zerwałem się na nogi i wybiegłem na dwór, zauważając mężczyznę w blond włosach.
- Gdzid on jest!? - podeszłem bliżej, wyciągając broń.
- Wow wow spokojnie - podniósł ręce - To ja Jasper, miałem tu przyjechać w sprawie Harry'ego Stylesa.
- Gdzie on jest!? Gdzie jest jego ciało!? - powtórzyłem. Schowałem broń i rzuciłem się na faceta, szarpiąc za jego kurtkę.
- Pochowałem go już.
- Jak to pochowałeś!? - krzyknąłem, a po chwili poczułem jak silne ręce Zayna odsuwają mnie od mężczyzny. Zauważyłem, że pozostali również wyszli na zewnątrz, obserwując co się dzieje.
- Przepraszam za Louisa. Jest dzisiaj trochę wkurwiony na wszystkich, tak bym powiedział. Jestem Zayn, a to Eleanor, Miranda, Niall, Ashton i Liam - wskazał na poszczególne osoby.
- Jestem Jasper, miło mi.
- A więc to ty jesteś tym przyjacielem Harry'ego, który był przy jego śmierci? - zapytał Niall.
- Tak to ja. Rozmawiałem z Louisem i miałem tu przyjechać by wam wszystko wyjaśnić.
- Oczekiwaliśmy twojej obecności - odparła Miranda, zawieszając rękę na ramieniu Liama.
- Dzięki, że się zjawiłeś. Musiałeś pokonać szmat drogi by dojechać do Los Angeles - kontunował Zayn.
- Praktycznie przez Stany Zjednoczone jedziesz po piaszczystych terenach, więc droga szła nawet szybko. Jechałem dokładnie jeden dzień i czternaście godzin.
- Musisz być wyczerpany.
- Odespałem sobie już w hotelu. Wczoraj dopiero przyjechałem - uśmiał się.
- To może wejdziemy do środka? - zaproponowała moja dziewczyna.
- Jasne - odpowiedział blondyn, po czym wszyscy weszliśmy do środka. Ja oczywiście przy pomocy Zayn, który starał się mnie pilnować.
- No więc Jasper, urodziłeś się w Miami? - zaczęła Miranda kiedy tylko zajęliśmy miejsca w salonie.
- Nie. Urodziłem się w Anglii, ale większość swojego życia spędziłem w Miami.
- W takim razie, jak się poznałeś z Harrym? - odrzekł Liam.
- Spotkałem go w jednym z moich ulubionych barów. Zauważyłem jak topił smutki w alkoholu, więc dosiadłem się do niego i tak zaczęła się rozmowa.
- Topił smutki?
- Tak. Był jakiś roztargniony, coś nie dawało mu spokoju. Wspominał o nieszczęściu jakie go dotknęło po rozłące z dziewczyną.
- To wszystko wyjaśnia - stwierdziłem.
- Jasper, chcemy się dowiedzieć jak doszło do jego śmierci. Wiemy, że byłeś świadkiem tego zdarzenia. Powiedz nam dokładnie co się tam stało - oznajmił mulat.
- No więc, Harry pracował dużo w moim warsztacie. Zajmował się mechaniką samochodową. Tego dnia, chciałem porozmawiać z nim o pewnej sprawie i gdy podjechałem do niego, zauważyłem jak dwoje gości wynoszą go nieprzytomnego. Postanowiłem ich śledzić, więc jechałem za nimi aż do końca. Zatrzymałem się pod jakimś budynkiem, zaś oni wjechali na jego posiadłość, którą dzieliły mury i brama. Musiałem wejść przez ten mur by dostać się do budynku do którego wnieśli Stylesa. W chwili gdy znalazłem się na samej górze, usłyszałem kłótnie pomiędzy tymi dwoma kolesiami i naszym przyjacielem, który odzyskał przytomność. Wtedy wkroczyłem do akcji z bronią, próbując ich nastraszyć konsekwencjami jakie będą, jeśli go zabiją, ale oni nawet mnie nie słuchali. Nagle, Thomas, bo tak miał na imię jeden z nich, zastrzelił Harry'ego, po czym oboje się ulotnili, nie robiąc mi nawet krzywdy. Za wszelką cenę próbowałem uratować Stylesa, ale tracił zbyt dużo i zbyt szybko krew. Zadzwoniłem po pogotowanie, ale niestety umarł za nim karetka się pojawiła.
- To straszne, mój boże - powiedziała Miranda, wtulając się w Zayna.
- Tak mi przykro. Starałem się jak mogłem by go uratować, ale spieprzyłem.
- Nie Jasper. Zrobiłeś wszystko co w swojej mocy by uniknąć jego śmierci - odezwał się Niall - Dziękujemy ci, że się starałeś.
- Odejście Harry'ego naprawdę mnie zabolało. Do teraz nie mogę się pogodzić z tym co się stało.
- Rozumiemy cię. Nam też jest teraz ciężko żyć ze świadomością, że już nigdy go nie zobaczymy.
- Ale chwilunia. Jeśli Harry był przytrzymywany i wiedział, że zakładnicy mają broń oraz że chcą go zabić to czemu nie walczył? Nie wydaje wam się to dziwne? To wygląda tak jakby on sam chciał swojej śmierci - zabrałem głos.
- Czy przed tym co się stało, zauważałeś w Harrym coś dziwnego? Coś do czego nie chciał się przyznać? - Malik zwrócił się do Jaspera.
- Tak jak wspominałem wcześniej, dużo myślał o swojej byłej. Mówił mi jak bardzo ją kocha i jak bardzo się dla niej poświęcił, wyjeżdżając z miasta. Myślę, że to ona mogłaby być trochę powodem dla którego nie chciał walczyć. Od dawna był lekko przygnębiony. Starałem się mu pomóc, ale on nigdy nie miał zamiaru słuchać tego, co mam mu do powiedzenia na temat co ja sądzę o jego życiu.
- Czyli co? Harry tak po prostu chciał swojej śmierci tylko dlatego, bo myśl o jego byłej nie dawała mu spokoju? - zapytała moja dziewczyna - Nie zrobiłby tego ze względu na nią.
- Wiesz, ja nie znam dokładnie jego historii z tą dziewczyną, a przede wszystkim jej samej.
- Historia jak historia, ale kontynuacja jej jest o wiele ciekawsza - odparłem na co Eleanor uderzyła mnie w ramię.
- Co masz na myśli? - spytał nasz gość.
- Uwierz mi, nawet Harry nie zna kontynuacji swojej własnej historii.
- Louis - upomniał mnie Ashton.
- O czym on mówi?
- Pozwól, że ci wytłumaczę. Jak już wiesz, miłość Harry'ego zakończyła się nieoczekiwanie. Sam oczywiście do tego doprowadził, zdradzając swoją byłą. Starał się o nią walczyć, ale ona go już nie chciała znać, więc zdecydował, że danie jej wolności będzie najlepszym rozwiązaniem. Tak więc, wyjechał z miasta, pozostawiając tu wszystkich swoich bliskich. Co się okazało, jego była dziewczyna wyjawiła nam, że jest z nim w ciąży. Niestety nie miał o dziecku pojęcia, bo ona mu nawet nie chciała powiedzieć.
- Chcesz mi powiedzieć, że Harry ma dziecko z tą dziewczyną o której ciągle myślał?
- No tak. Ma córkę mianowicie. Dzisiaj się właśnie urodziła - odrzekłem.
- To macie kontakt z tą dziewczyną? - ten koleś zaczynał mnie lekko irytować.
- Oczywiście, że mamy. Jest naszą przyjaciółką. A tak apropo to nazywa się Vanessa.
- Dlaczego ona mu nie powiedziała o dziecku?
- Gdybyś zaczął trochę bardziej myśleć to byś wiedział - odpowiedziałem oburzony - To jasne, że ona nie chciała by wrócił do Los Angeles, no bo spójrz. Gdyby on się dowiedział to by natychmiast wrócił i zaczął mieszać się w jej życie, a ona tak naprawdę chciała tego uniknąć.
- No dobra. Rozumiem, że pomiędzy nimi nie było najlepiej, ale po co ona ukrywa tą prawdę? Przecież jeśli to jego dziecko to miał prawo wiedzieć, że zostanie ojcem. Takiej rzeczy nie można przed kimś ukryć.
- No wiesz, każdy z nas tu obecnych uważa tak samo, ale takiego człowieka jak Vanessa nie zrozumiesz i nie zmienisz.
- To dlaczego trzymacie jej stronę, jeśli jesteście innego zdania?
- Ona jest naszą przyjaciółkę, a to dziecko, córką naszego przyjaciela. Chcemy jej pomóc, bo jest dla nas równie ważna jak i Styles.
- Czy mógłbym się z nią zobaczyć? - spytał nagle - Chciałbym ją poznać i oczywiście wszystko jej powiedzieć na temat Harry'ego.
- Nie wiem czy to odpowiedni moment na takie rzeczy - odezwała się Miranda.
- Obiecuję, że nie będę dla niej natrętny.
- Ależ nie ma problemu. Zabiorę cię do niej - sam zaproponowałem.
- Louis - upomniała mnie ponownie Eleanor - Nie decyduj za kogoś. Uważamy, że poruszanie tematu o śmierci Harry'ego nie jest jej teraz za bardzo potrzebne. Przepraszam Jasper, ale Vanessa niedawno co urodziła. Nie chcemy by się teraz denerwowała niepotrzebnymi rzeczami.
- Ona wie o tym co się stało? - dociekał.
- Tak, powiedzieliśmy jej, ale niezbyt dobrze to przyjęła, dlatego najlepiej by było gdybyś, przesunął swoje odwiedziny na inny dzień.
- Dobrze. W porządku, rozumiem - uśmiechnął się do mojej dziewczyny.
- Twoja wizyta dużo nam wyjaśniła - zabrał głos Ashton - Dzięki, że przejechałeś taki kawał drogi by się tu pojawić. Doceniamy to co zrobiłeś dla Harry'go jak i dla nas.
- Dobra starczy tych podziękowań. Może teraz nadszedł czas byś nam powiedział gdzie jest Harry? - kontynuowałem.
- Powiedziałem już, że go pochowałem.
- Gdzie? - spytał Niall.
- Na cmentarzu Evergreen.
- Czy to nie tam przypadkiem leży Danielle, Liam? - zapytałem przyjaciela.
- Tak tam.
- To fajnie się składa. Pojedziemy tam niedługo.
- Ja już będę leciał. Muszę jeszcze kogoś odwiedzić. Będziemy w kontakcie jak coś. Louis ma mój numer telefonu. Zadzwońcie kiedy będzie odpowiedni moment na spotkanie się z Vanessą. Bardzo mi na tym zależy - poinformował Jasper.
- Nie ma sprawy, osobiście tego dopilnuję - odparła Eleanor, odprowadzając naszego gościa do wyjścia.
- Miło było was wszystkich poznać. Będę w Los Angeles jeszcze przez ponad dwa tygodnie, więc mam nadzieję, że umówimy się jeszcze na spotkanie.
- Damy ci znać - odrzekł Zayn - Dzięki za wszystko.
- Do zobaczenia - mężczyzna pożegnał się, po czym ruszył w kierunku swojego samochodu.
- No to czas odwiedzić naszego przyjaciela - klasnąłem w dłonie, patrząc na grupę swoich kumpli.
- Pojedziemy na cmentarz, kiedy Vanessa będzie w stanie pojechać - wtrącił nagle Liam, zatrzaskując drzwi wejściowe.
*Perspektywa Thomasa*
Podjechałem swoim nowym żółtym chevroletem corvette pod dom w którym na codzień przebywałem. Moje życie stało się o wiele lepsze odkąd Chris załatwił Stylesa. Życie ze świadomością, że nie zobacze już przenigdy więcej tego skurwysyna tylko mnie uszczęśliwiało. Moje wszystkie problemy zakończyły się wraz z jego śmiercią. To cudowne uczucie wiedząc, że mój własny wróg już nie stanie mi na drodze.
- Thomas jesteś - odezwał się Ryan, który przywitał mnie przy samym wejściu do salonu. Szczerze to nienazwałbym tego nawet salonem. Ten dom to był jak jedna wielka pierdolona dziura w której dokonano morderstwa prawie dwa lata temu.
- Dzwoniłeś do Rebecci? Ta jebana suka wciąż milczy od wczoraj - odrzekłem zły.
- Dzwoniła właśnie do mnie jakąś godzinę temu. Zaraz tu powinna być.
- Jestem ciekaw czy czegoś się dowiedziała w sprawie Chrisa. Ten chuj zaczyna mnie wkurwiać. Byłem u niego dziś i powiedział mi, że te skurwysyny Stylesa wiedzą od Jaspera o jego śmierci, ale wyczułem, że to nie ta rzecz co przede mną ciągle ukrywa.
- Czekaj. Jasper się z nimi skontaktował w sprawie Stylesa?
- Ta kurwa jeszcze nawet powiedziała, że to ja dokonałem zabójstwa. Mój własny brat wciągnął mnie w to bagno, a ich skłamał - zamknąłem z hukiem szafkę by wyciągnąć szklankę.
- No to ładnie cię załatwił - skomentował - Ale niby czemu skłamał?
- A chuj go wie. Będę musiał polecieć do Miami i go znaleźć.
- Jesteś pewny? Wątpię, że będzie chciał z tobą rozmawiać.
- Cóż, musi - westchnąłem.
- Jak dobrze, że zastałam was obu - przywitała się Rebecca, zamykając za sobą drzwi wejściowe - Mam dla ciebie Thomas zajebistą wiadomość.
- Oświeć mnie.
- Vanessa ma dziecko - powiedziała na co o mało co nie zaksztusiłem się wodą.
- Że co ty powiedziałaś? - spojrzałem na nią, mając nadzieję, że się przesłyszałem - Dziecko?
- Jak się o tym dowiedziałaś? - spytał Ryan.
- No więc śledziłam Chrisa i okazało się, że przez cały dzień siedział w szpitalu. Później przy wyjściu, zauważyłam jak z budynku wychodzi ta cała paczka przyjaciół Stylesa i usłyszałam, że przyjdą jutro by zobaczyć dziecko Vanessy.
- Jesteś pewna? Kto jest ojcem? - kontynuował mój kumpel.
- Nie mam pojęcia.
- Styles - warknąłem, uderzając w blat stołu - Styles jest kurwa ojcem.
- Thomas, ale to by się nawet nie zgadzało, bo przecież Harry opuścił miasto w lutym, a my mamy październik. Dziecko rozwija się dziewięć miesięcy, nie osiem - odparła.
- Rebecca ma rację. Ktoś inny musi być w takim razie ojcem.
- To kto mógłby nim kurwa być!? - podniosłem głos - Vanessa nie pieprzyłaby się z nikim innym jak z Harrym. To chyba logiczne.
- A może Chris? - podsunął Ryan - Może to on właśnie jest ojcem?
- Wątpię. Chris to taka ciota, że nie zaciągnąłby jej nawet do łóżka - odpowiedziałem na co kumpel wybuchł śmiechem.
- Dowiem się kto jest tym ojcem, bo sama jestem ciekawa - wtrąciła Rebecca.
- Nie trzeba, sam się tym osobiście zajmę. Miałem właśnie zamiar złożyć Vanessie małą wizytę.
Od autorki: Na samym wstępie chciałabym was wszystkich przeprosić. Wiem, że zawaliłam. Rozdział miał być w poniedziałek, ale niestety miałam problemy z blogspotem w ten dzień, a w pozostałych dniach nie miałam czasu by móc napisać rozdział. Dopiero dziś udało mi się wreszcie wstawić długo oczekiwany numerek 84. Także przepraszam, wybaczcie za problemy.
Następny rozdział pojawi się dopiero za dwa tygodnie w sobotę (30 lipca) ze względu na to, że we wtorek znowu wracam do szkoły. No więc, wszystko wraca z powrotem do normy.
Do zobaczenia :) x
Super rozdział tylko znów tak długo trzeba czekać :/
OdpowiedzUsuńNatrafiłam na tego bloga kilka dni temu zupełnie przypadkowo, jednak ta historia mnie niesamowicie wciągnęła i zaintrygowała. Genialna historia. Piszesz bardzo ciekawie, a co najważniejsze - poprawnie stylistycznie, gramatycznie i ortograficznie. Trzymaj tak dalej, gorąco pozdrawiam :***
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwoscią na nastepny rozdział 💗
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!! /Natalia
OdpowiedzUsuńCześć!
OdpowiedzUsuńZ reguły nie czytam nic związanego z One Directon, ale teraz się odważyłam i nie mogę zaprzeczyć, że opowiadanie nie jest złe, bo jest bardzo dobre!
Podoba mi się sposób twojego pisania, bo bardzo ciekawie piszesz :)
Mam nadzieję, że za nie długo pojawi się kolejny rozdział, a ja tym czasem zapraszam do siebie:
wiecznie-skryty.blogspot.com
Życzę również duużo weny ! Pozdrawiam ;3
o kurde :O dwa tyg??
Usuńechh... muszę wytrzymać bo warto
przeczytałam dzisiaj wszystkie rozdziały...
OdpowiedzUsuńDżizas, to jest naprawdę zajebiste, fabuła, bohaterowie kurde wszystko! dodaje do obserwowanych ;D
http://harrystylesneverloves.blogspot.com/