30 lip 2016

Rozdział 85

*Perspektywa Ryana* 
- Nie pojedziesz do niej - zaprotestowałem nagle, przenosząc swój wzrok na właściwą osobę.
- Co ty powiedziałeś? - patrzył na mnie z niedowierzaniem.
- Powiedziałem, że nigdzie do niej nie pojedziesz. Najlepiej ją zostaw.
- Czy ty wiesz co właśnie mówisz?
- Owszem, wiem. Nie pozwolę ci kolejny raz wtargnąć do życia tej dziewczyny. Pomimo iż jej nie znam, nie chcę byś krzywdził kogoś kto jest niewinny.
- Uważasz, że ta suka jest niewinna? - stanąłem naprzeciwko niego - Jeśli to dziecko okaże się być Stylesa, utopię je w rzece - warknąłem.
- Jesteś już kompletnie chory na jego punkcie. Odpuść Thomas. Daj sobie na luz kurwa i zostaw Vanessę i to dziecko w spokoju.
- Od kiedy ty do chuja zacząłeś się kimś przejmować? - jego złość wkraczała na wyższe stopnie.
- Odkąd zdałem sobie sprawę, że nie chcę być taki jak ty. Twoje życie jest jebanym bagnem, ono nawet nie ma sensu.
- Poświęcam swoje życie na to by ukarać każdego kto skrzywdził lub próbował skrzywdzić moją rodzinę wraz z jego bliskimi.
- Przecież sam to właśnie robisz! Jedyna osoba z twojej rodziny jaka ci pozostała jest właśnie Jasper! Wpierdalasz nam, że rodzina jest dla ciebie najważniejsza, a sam kurwa chcesz ją zniszczyć! Twój brat gdyby tylko mógł, zapierdoliłby cię od razu!
- Nie mieszaj w to tego idiotę.
- To ty nie mieszaj w to wszystko Vanessy!
- Wystarczy! - krzyknęła Rebecca, dając nam obu do zrozumienia byśmy przestali, choć ja nawet nie miałem zamiaru.
- Vanessa za bardzo zaszła mi za skórę. Nie darowuję życia nikomu kto jest po stronie mojego wroga i wpierdala się w nie swoje sprawy. Ona zbyt dobrze mnie zna i wie zdecydowanie kurwa za dużo!
- Gdyby serio chciała cię ukarać, poszłaby ze wszystkimi informacjami na policję. Ale wiesz czemu tego nie zrobiła? Bo się boi, że nigdy nie zazna spokoju przez takiego chuja jak ty.
- Uważaj na to co mówisz - warknął, powstrzymując się od uderzenia mnie w głowę.
- Mam tego dość! Mam dość tego, że tkwię tutaj razem z tobą. Odkąd Styles wyjechał z Los Angeles, moje nastawienie do wszystkiego się zmieniło, kiedy ty, zacząłeś chorobliwie dążyć do tego by go uśmiercić. Zacząłem patrzeć inaczej i zrozumiałem jaką okropną osobą potrafisz być nawet dla tych którzy są chuja winni.
- Nie zapominaj, że gdyby nie ja, żebrałbyś teraz pod sklepami.
- Nie zgrywaj bohatera, bo wcale nim nie jesteś. Ty nigdy nie przeszłeś tego co ja. Nigdy nie trafiłeś do domu dziecka ani nigdy nie trafiłeś do psychicznej rodziny, więc to, że mi pomogłeś, nie znaczy, że teraz muszę ci się odpłacać.
- Mógłbyś chociaż okazać trochę wdzięczności.
- W dupie mam tą wdzięczność! Mam już cholernie dosyć twoich pojebanych planów związanych z wszystkim za co mógłbyś już pójść praktycznie siedzieć, ja niestety również. Wmieszałeś mnie w niezłe bagno, ale powiedziałem sobie, że nie chce już być w tym.
- Czyli co? Twardy Ryan znikł? Włączył swoje uczucia? - kpił ze mnie.
- Chyba czas najwyższy wybrać inną drogę. Chcę wprowadzić nowe rzeczy w moim życiu.
- Nigdy nie sądziłem, że przeciwstawisz się przeciwko mnie. To właśnie dlatego przez takie osoby jak ty, nie potrafię nikomu zaufać. To dlatego nie cierpię ludzi.
- To twój problem. Na twoim miejscu, zmieniłbym się. Thomas, ty nie zauważasz rzeczy najważniejszych. Tracisz bliskich, krzywdzisz niewinnych. Chcesz tak żyć do końca życia?
- Pierdolę twoje słowa! Chuj mnie obchodzi co myślisz lub co ktoś inny myśli. Nie będę się słuchać ludzi, którzy są niskiego poziomu. Zrobię to co powinienem zrobić i nikt mi w tym nie przeszkodzi, nawet ty!
- Nie dam ci jej skrzywdzić - oznajmiłem - Posłuchaj mnie, nie chcesz tego zrobić. Nie chcesz skrzywdzić jej ani tego dziecka. Zostaw ich, a obejdzie się bez konsekwencji.
- Serio myślisz, że obchodzą mnie konsekwencje?
- Powinny.
- Tracę tylko czas na słuchanie twojego gadania - odparł, po czym ruszył do wyjścia, ignorując mnie oraz Rebeccę, która akurat była dziwnie cicho.
- Jeśli wyjdziesz przez te drzwi, odchodzę Thomas. Już nigdy ci w niczym nie pomogę. Zostaniesz sam. Tego chcesz? - stanął przez chwilę, wsłuchiwując się w moje słowa, ale niestety zdecydował, że lepiej będzie jak posłucha swojego rozumu. Opuścił dom, zatrzaskując drzwi z hukiem. Gdy tylko jego samochód zniknął z pod domu, ja wsiadłem do swojego i natychmiast ruszyłem do miasta by ostrzec Christophera o zamiarach Thomasa.

*Perspektywa Thomasa*

Nigdy nie sądziłem, że Ryan kiedykolwiek mi się postawi. Nie rozumiałem jego nagłego zachowania i awantury. Stanął po stronie niewłaściwej osoby, bronił ją. On nigdy nie stawał po stronie bliskich Stylesa. Przeczuwałem, że od pewnego czasu Ryan coś ukrywa, ale nie myślałem, że to będzie właśnie to. Jego uczucia, które udało mi się wcześniej wyłączyć, znów powróciły na swoje miejsce. Zaczął odczuwać swoje sumienie za wszystko co ze mną dokonał. Jego mózg zaczął przetwarzać myśli, pokazując mu, że to co robi dla mnie będzie miało swoje konsekwencje. Ja się oczywiście nimi nie przejmowałem, ale on niestety właśnie zaczął. Nie miałem pojęcia jak udało mu się wrócić do poprzedniego siebie, ale zdecydowałem, że nie mogę już mu więcej ufać. Zawiódł mnie, a ja nie potrzebuję osób, które za wszelką cenę będą mi wypominały rzeczy, które robię, nazywając je przy okazji błędami. Mam swój własny tok myślenia, który nigdy mnie nie zawiódł i który zawsze dokonuje rozsądnych rozwiązań. Muszę zacząć działać teraz na własną rękę. Wyjdę na tym o wiele lepiej.

Podjechałem pod odpowiedni szpital o którym w wiadomości napisała mi Rebecca. Miałem bardzo wielką ochotę znów zobaczyć Vanessę, której nie widziałem, można powiedzieć, przez praktycznie dwie trzecie roku. Byłem naprawdę ciekawy co u niej słychać. Zresztą, od zawsze byłem otwarty na nowe informację.

Pchnąłem drzwi wejściowe, za chwilę rozglądając się po pomieszczeniu. Musiałem być ostrożny, by nikt mnie nie zobaczył, a na szczęście w recepcji nie było nikogo, a hol był w zasadzie pusty. Nic dziwnego, przecież dochodziła już prawie godzina dwudziesta druga. Spojrzałem na tablicę, która pokazywała cały plan szpitala. Szybko odnalazłem odpowiednie piętro, gdzie mogłaby aktualnie przebywać Vanessa, po czym od razu pobiegłem w stronę windy.

Kiedy już znalazłem się we właściwym miejscu, zacząłem zaglądać przez małe szyby znajdujące się w drzwiach od pokoi, by znaleźć salę mojej jakże dobrej znajomej. Po przeszukaniu kilku pomieszczeń, po chwili dostrzegłem znaną mi dziewczynę, wpatrywującą się w śpiące dziecko w inkubatorze obok łóżka. Bez wahania od razu wszedłem do pokoju, powodując, że brunetka spojrzała w moją stronę z przerażaniem.
- Kogo to moje oczy widzą. Miło znów wymienić ze sobą parę słów po tylu miesiącach, nie prawdaż? - uśmiechnąłem się szyderczo na co zauważyłem jak Vanessa powoli przełyka ślinę - Widzę, że dużo mnie ominęło.
- Czego tu chcesz, Thomas? - zszokowana moją obecnością z trudem się odezwała, nerwowo spoglądając na dziecko.
- Oh, to już nawet nie mogę spróbować odbudować zepsute relacje? Wiem, że tęskniłaś za mną - puściłem jej oczko.
- Skąd wiedziałeś, że tu jestem? Miałeś dać mi spokój. Obiecałeś mi to.
- Owszem, obiecałem, ale chęć zobaczenia cię, wygrała nade mną, wybacz. Ciekawość wzięła górę.
- Właśnie zignorowałeś moje pytanie.
- Zignorowałem? - udałem zaskoczonego - Przepraszam, nie dosłyszałem. Mam coś ostatnio małe problemy ze słuchem.
- Wyjdź - oznajmiła nagle zła.
- No weź, dopiero co przyszedłem mała. Nie opowiesz mi co się ciekawego działo przez ten cały czas kiedy nie miałem wpływu na twoje życie? - oparłem się o ścianę naprzeciwko łóżka.
- Nie mam zamiaru z tobą o niczym rozmawiać, wyjdź - nakazała ponownie.
- Dlaczego jesteś dla mnie taka nie miła? Boli mnie to, wiesz?
- Przestań zgrywać idiotę. Wyjdź albo zawołam lekarzy.
- A no właśnie. Tak zbaczając do tematu o lekarzach i całym tym szpitalu w którym jesteś, powiedz mi, to twoje dziecko? - pokazałem na inkubator - Nie wiedziałem, że zaszłaś w ciążę. Nie pochwaliłaś się.
- To nie twoja sprawa, wyjdź powiedziałam - jej ton był zdecydowanie agresywny.
- Nie ładnie tak mnie lekceważyć, kochana
- Myślisz, że ci coś powiem? Osobie, która wpieprzyła się z butami w moje życie i która obiecała mnie zostawić w spokoju, a tak naprawdę nawet nie miała zamiaru tego zrobić?
- No wiesz, ja chcę tylko wiedzieć kto spłodził ci to dziecko, a uwierz mi, nie chciałbym posuwać się do tych gorszych rzeczy - zagroziłem jej konsekwencjami - Wiem, że przeżywasz teraz trudne chwile ze względu na śmierć swojej wielkiej miłości, więc raczej wolałbym się obejść bez zrobienia komuś krzywdy.
- Przychodzisz tu jak gdyby nigdy nic, wpieprzasz nos w nie swoje sprawy i jeszcze masz czelność mi grozić?
- Taki już jestem - westchnąłem.
- Jesteś bezczelnym chujem, który tylko potrafi niszczyć i eliminować ludzi, którzy stają mu na drodze. Czy to nie tak właśnie jest? Czy to nie tak, zastrzeliłeś Harry'ego? Byłeś o niego zazdrosny. Byłeś zazdrosny o to, że miał rodzinę i bliskich, a także że miał wszystko czego ty nigdy nie mogłeś mieć - zdenerwowany podszedłem do niej.
- Słuchaj suko - złapałem ją jedną dłonią za szczękę i nakierowałem jej twarz ku swojej, tak aby spojrzała mi prosto w oczy - Może i namąciłaś zbyt dużo pomiędzy nami, ale nie znasz całej prawdy ani o mnie ani o Stylesie, więc nie mów czegoś co może okazać się nieprawdą. Nie znasz mnie na tyle dobrze by wiedzieć co czuję, więc słowo zazdrosny raczej odpada z gry - powiedziałem ostro, na co ta po chwili zepchnęła moją rękę.
- Kogo ty próbujesz okłamać? Myślisz, że jestem idiotką?
- Właśnie sama to powiedziałaś - uśmiałem się.
- Doprowadzasz mnie do szału, wyjdź z tego pokoju.
- Taką Vanessę bardzo lubię. Taką zadziorną - dziewczyna próbowała być twarda, ale ja znałem zbyt dobrze jej słabe strony, dlatego się mnie bała - Ale wiesz jeszcze jaką Vanessę lubię? Taką która mówi prawdę - ponownie przełknęła ślinę - Czyje to kurwa dziecko!?
- Odwal się - odpowiedziała ze złością, a ja wtedy już serio się wkurzyłem.
- Nie testuj mnie, dobra? Gadaj, kto jest ojcem!? - ponownie złapałem ją za szczękę.
- Naprawdę jesteś taki głupi, że się nie umiesz domyślić?
- Styles? To on został tatusiem? - uniosłem brew, nadal udając tempaka.
- Chyba nikt inny by mi dziecka nie spłodził, debilu - syknęła.
- No wiesz, mógłbym kłócić się jeszcze o kogoś innego.
- Nie jestem dziwką.
- Nawet na nią nie wyglądasz ani nawet byś się na nią nie nadawała - odrzekłem, śmiejąc się ze swojej wypowiedzi.
- Mam to uznać za komplement?
- Możesz, czemu nie - odpowiedziałem, podchodząc do inkubatora - On wiedział o dziecku zanim został postrzelony? Znaczy o córce? Właśnie teraz, zorientowałem się, że to dziewczynka.
- Nie wiedział - odparła, a ja wciąż czułem jak strach wciąż ją trzyma.
- Musze przyznać, że nie wiedziałem, że jesteś taka bystra. To miał być twój plan, taka jakby zemsta za zdradzenie cię? - zaśmiałem się, próbując ją rozdrażnić.
- Pierdol się.
- U, czyli bingo! - strzeliłem w dziesiątkę - Coraz bardziej mi się podobasz, przebiegła kobieto - odwróciłem się z powrotem w stronę dziewczynki, a Vanessa nawet nie skomentowała mojej ostatniej wypowiedzi. Zacząłem uważnie przyglądać się małej istocie, która ciągle spała. Z jednej strony czułem jak złość panuje w moim ciele spowodowana tym, że to córka mojego jedynego wroga, ale z drugiej, gdy na nią patrzyłem, przypominałem sobie moją siostrę Maddie, która również zaraz po urodzeniu leżała w takim inkubatorze. Miałem wtedy pięć lat, ale każde wspomnienie z nią związane, pamiętam doskonale. Byłem szczęśliwy, kiedy mogłem wreszcie wejść do sali matki by móc zobaczyć swoją młodszą siostrę. To chyba jedyne dobre wspomnienie jakie w ogóle mam - Może uznasz mnie za debila, jak zawsze zresztą, ale chciałbym wiedzieć jak ona ma na imię.
- Najlepiej by było gdybyś opuścił tą salę i pozostawił nas obie w spokoju.
- Czyli odmawiasz? - spytałem, odwracając się w stronę brunetki.
- Thomas nie zgrywaj kogoś kim nie jesteś. Wiem, że najchętniej co byś zrobił to byś nas zabił.
- Muszę przyznać, że nie raz przeleciała mi taka myśl po głowie, ale pozwól, że się zastanowię nad waszym losem.
- Zabiłeś Harry'ego - powiedziała załamanym głosem - Twój plan dobiegł końca, przecież tego właśnie chciałeś. Dokonałeś tego do czego przez kilka lat dążyłeś. Nie wystarczy ci już tego ciągłego obmyślania kolejnych planów jak pozbyć się jego bliskich?
- Trudno jest rzucić pracę tak od zaraz. Praktycznie robię to od dobrych lat, więc zaprzestanie tego, nie wiem czy by tu coś zdziałało, a co najważniejsze, zmieniło w lepszą osobę.
- Dlaczego to robisz? Dlaczego po prostu nie możesz przestać?
- Bo nie umiem? Uśmiercenie bliskich Stylesa jak i jego samego jest najlepszym rozwiązaniem na spokojne życie.
- Na spokojne życie są inne drogi o wiele lepsze od tej o której wciąż myślisz.
- Uwierz mi, po śmierci siostry próbowałem na różne sposoby wmawiać sobie, że istnieje jakiś sposób na to bym kiedyś miał spokojne życie, ale nadzieja legła w gruzach gdy każdy z moich bliskich odszedł. No może nie każdy, bo została na świecie jedna osoba z mojej rodziny, ale nawet nie mam ochoty walczyć o lepszy kontakt, bo szczerze to nawet nie chcę.
- Jedna osoba? Kogo masz na myśli? - dociekała.
- Oprócz siostry, mam jeszcze brata. Jest z nas najmłodszy i wciąż żyje. Niedawno wpadliśmy na siebie, ale on nie chce mnie znać za to co robię, więc cóż, skazane mi być samemu.
- Nie wiedziałam, że masz brata.
- Nawet Styles o tym nie wiedział - westchnąłem.
- Więc czemu nie chcesz naprawić z nim kontaktu?
- Bo on tego nie chce? Zresztą, ja i on to dwa różne światy, więc nawet byś nie powiedziała, że mamy tych samych starych - odparłem - To jak? Mógłbym chociaż znać jej imię? Obiecuję, że nie będę się śmiał jeśli nazwałaś ją Gruzella - walnąłem żartem.
- Czemu jesteś teraz dla mnie miły? Przecież na początku miałeś ochotę mnie zabić.
- Próbuję dotrzymywać naszej wciąż aktualnej obietnicy.
- Nie wierzę ci.
- A czy ja kazałem ci wierzyć? Jestem człowiekiem, który lubi tylko prawdę, choć czasami sam jej nie mówię. Harry nie żyje, więc tak jakby problem ci się sam rozwiązał. Nie musisz ukrywać już tej tajemnicy przed nim, a przede wszystkim przede mną. Dobrze wiedziałaś, że prędzej czy później i tak bym się dowiedział. I założę się, że wiedziałaś, że wrócę do ciebie.
- Przypuszczałam, że nie dotrzymasz obietnicy.
- A no właśnie, przypuszczałaś - rzekłem.
- Wiesz, jesteś cholernie denerwujący, a za razem dziwny.
- To w sobie lubię najbardziej - puściłem jej oczko.

Po chwili do sali wszedł jakiś chłopak. Zdecydowanie wyglądał na młodszego ode mnie może o rok lub dwa. Z twarzy wyglądał na bezproblemowego człowieka.
- Przepraszam, ja nie wiedziałem Vanessa, że masz gościa - odezwał się.
- To tylko znajomy, on już wychodzi - odparła.
- Oh, to nie przedstawisz mnie swojemu koledze? - odezwałem się, posyłając głupi uśmiech do brunetki by tylko ją jeszcze bardziej wkurzyć.
- Tak właściwie to jestem jej starszym bratem. Jonathan - wyciągnął rękę w moją stronę. Cóż, muszę przyznać, że ma więcej kultury niż jego siostra.
- Brooke - skłamałem, podając mu dłoń. Musiałem to zrobić, sprawy osobiste.
- Nie wiedziałem, że moja siostra ma znajomego o takim imieniu, a uwierz mi, znam jej wszystkich znajomych.
- O proszę. Czyżby troskliwy braciszek? - spojrzałem w stronę dziewczyny na co ta posłała mi gromiący wzrok.
- Można tak powiedzieć - odpowiedział chłopak.
- Hm, to jak Jonathan? Właśnie zostałeś wujkiem, jak ci z tym? - spytałem, wpadając na pomysł, który pomoże mi w dowiedzeniu się imienia dziecka.
- Muszę się do tego przyzwyczaić. No wiesz, w młodym wieku Vanessa urodziła, a ja w młodym wieku zostałem wujkiem, więc to trochę dla mnie jeszcze dziwne.
- Rozumiem, ale mam nadzieję, że będziesz zabawiał swoją siostrzenicę. W ogóle jak ona ma?
- Lily. Oczywiście, że będę pomagał Vanessie w jej wychowaniu jak tylko będę mógł.
- I to mi się podoba. Złoty chłopak - poklepałem go po plecach. Kurwa i jeszcze raz bingo Thomas - Cóż za ładne imię, Vanessa. Lily, takie oryginalne - znów próbowałem zdenerwować dziewczynę - Ok, to ja już się będę zbierał. Nie będe wam zabierać waszego czasu. Miło było poznać.
- Również - chłopak uścisnął moją dłoń po raz kolejny.
- Do zobaczenia Vanessa - puściłem jej oczko, po czym podeszłem do niej nachylając się nad jej uchem, szepcząc - A tak apropo, to nie ja zabiłem twojego ukochanego - brunetka spojrzała na mnie zaskoczona tym co właśnie powiedziałem. Uśmiałem się, po czym dumny z siebie opuściłem pomieszczenie, a następnie budynek.

*Perspektywa Christophera*

Próbowałem jak najszybciej dostać się do szpitala Vanessy po zaskakującej, nagłej wizycie Ryana. Byłem totalnie zszokowany, kiedy to on właśnie poinformował mnie o zamiarach swojego wspólnika Thomasa. Nie spodziewałem się, że kiedykolwiek Ryan stanie po mojej stronie, ponieważ tak naprawdę nigdy nie lubiliśmy się zbyt bardzo, ale po tym co od niego usłyszałem, byłem gotowy mu nawet zaufać. Wyjawił mi wszystko co tak na serio nie powinien, bo mógłby mieć poważne konsekwencje z tym związane, ale szczerze to dziękowałem mu za to, że przyjechał do mnie i ostrzegł przed najważniejszym. Nie mogłem dopuścić do spotkania Thomasa z Vanessą, ponieważ znam go na tyle dobrze, że może jej w każdej chwili zrobić krzywdę, a co najgorsze, krzywdę Lily. Musiałem je obie chronić przed osobą, której przez swoją głupotę, pomogłem w wielu rzeczach. Tym razem, zadziałam tak jak uważam.

Wjechałem na odpowiednie piętro, podbiegając do sali przyjaciółki. Momentalnie otworzyłem drzwi, wparowując do pomieszczenia w którym oprócz Vanessy i Lily, nie było nikogo. Co jest?
- Vanessa? - podszedłem do łóżka, gdzie brunetka aktualnie spała, jednak po chwili otworzyła oczy.
- Chris? Co ty tu robisz? Jest późno - odrzekła zaspanym głosem.
- Wiem i przepraszam, ale chciałem się upewnić, że wszystko z wami w porządku - nie rozumiałem danej sytuacji. Ryan mówił, że Thomas tu będzie, więc gdzie on jest? Chyba wydaję mi się, że dotarłem za późno.
- Przecież mogłeś zadzwonić.
- Owszem mogłem - uśmiechnąłem się - Wybacz, że cię obudziłem.
- Nic się nie stało. I tak nie spałam.
- Jak Lily? - dosiadłem się do dziewczyny gdy tylko usiadła na łóżku.
- Ponad pół godziny temu miała karmienie, a teraz niedawno zasnęła.
- A jak ty się czujesz? - spytałem opiekuńczo.
- Coraz lepiej, ból ustępuje i co najważniejsze, mój wilczy apetyt, który miałam w trakcie ciąży, znikł - uśmiała się.
- Z tym apetytem to nie wiem czy dobrze, że znikł - zaśmiałem się tym razem ja, na co dziewczyna posłała mi swój cudowny uśmiech.
- Mogłabym z tobą o czymś porozmawiać? Coś mnie trapi, a nie mam komu się zwierzyć, bo aktualnie Miranda nie odbiera telefonu.
- Oczywiście, że możesz. Mów, co jest? - nawet nie wiecie jak ucieszyłem się na jej słowa.
- Ale nie będziesz zły? To temat o Harrym.
- Nie będę zły, obiecuję.
- No więc, ja wciąż myślę o tym co się stało. Nie mogę nawet zasnąć, ciągle mam go przed oczami. Kiedyś miałam o nim sen, to było w trakcie ciąży, kilka miesięcy temu. Harry był martwy, przemawiał do mnie jako duch w tym śnie. To wszystko po prostu w pewnym sensie chciało mi coś przekazać albo przygotować na coś. W związku z tym, w dniu gdy chłopaki
powiedzieli mi o jego śmierci, od razu przypomniałam sobie ten sen i wtedy zdałam sobie sprawę, że on był przepowiednią. Tak jakbym wiedziała wcześniej, że jego śmierć nadejdzie.
- Vanessa - miałem zamiar coś powiedzieć, ale kontynuowała dalej.

- Wiem, że uznasz mnie za kompletną kretynkę, ale mówię prawdę. To było takie realne i ja po prostu
- Hej, hej, wierzę ci, serio - złapałem jej dłonie w swoje - Powinnaś się teraz uspokoić i nie myśleć o tym wszystkim. Jak już mówiłem wcześniej, zanim tu kolejny raz przyszedłem, rozumiem, że będziesz martwić się o osobę, którą naprawdę kochałaś i że będziesz starała się obarczać siebie za to, że jej śmierć to twoja wina, ale pamiętaj, że każdy posunięty krok, który zrobisz by dowiedzieć się więcej prawdy, doprowadzi cię donikąd. Nie zrobisz czegoś co sprowadzi Harry'ego z powrotem. To praktycznie nierealne, ponieważ on jest martwy. Vanessa musisz zrozumieć, że nic nie zmieni tego co się już stało. Nigdy nie będziesz wiedziała co robił Harry przed śmiercią lub dlaczego postąpił tak, a nie inaczej. Po prostu było, minęło. Trzeba starać się zapomnieć i iść dalej. Masz całe życie przed sobą.
- Ale to trudne gdy obdarowujesz osobę mocnym uczuciem, a potem nagle przychodzi co do czego i jesteście wrogami. Tą osobę coś spotyka, a ty nie masz jak jej nawet pomóc, ponieważ już nie wiesz o niej nic. Gdzie jest, co robi lub z kim. Po prostu gdyby nie to, że potraktowałam Harry'ego tak surowo, może niedoszłoby do takiej strasznej rzeczy, którą popełnił z głupoty.
- Nie Vanessa. Zrobiłaś bardzo dobrze i nie możesz teraz tego żałować, ponieważ to właśnie po stronie tej drugiej osoby leży cała wina. Gdyby Harry nie wyjechał, mógłby być teraz bezpieczny, bo przecież miał swoich kumpli, którzy, mogę się założyć, skoczyli by za nim nawet w ogień tylko po to by go uratować, pierdoląc wszystkie konsekwencje. Ludzie dochodzą do takiego momentu w którym zaczyna do nich napływać poczucie winy za najgorsze rzeczy jakie zrobili i wtedy myślą, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu skończenie z sobą.
- Ale dlaczego Harry? Przecież mógł sobie poradzić ze swoim poczuciem winy.
- Myślisz? Gdyby teraz wrócił do Los Angeles, wpuściłabyś go do domu? Założę się, że nadal byłabyś na niego zła za to co ci zrobił, więc dlatego nie mógł wrócić, bo wiedział, że i tak nie ma tu czego szukać.
- Masz rację - rzekła smutna, na co od razu przysunąłem się do niej by objąć ją ramieniem.
- To chwile potrwa zanim wrócisz do siebie po jego stracie, ale uwierz mi, później będzie lepiej. Wszystko się ułoży.
- Czemu ty zawsze potrafisz podnieść mnie na duchu? - uśmiechnęła się - Wcześniej oprócz Mirandy, nikt nie potrafił tego zrobić.
- Staram ci się po prostu pomóc jak tylko mogę, ponieważ wiem w jakiej jesteś teraz sytuacji i że ci ciężko przebrnąć przez to co się stało. Obiecałem, że będę się opiekował Lily, a także tobą, ponieważ chce mieć pewność, że poradzisz sobie z tym.
- Naprawdę dziękuję, że tu jesteś. Gdyby nie ty, pewnie znacznie ciężej bym to wszystko przeżywała.
- Oh, wy kobiety - zaśmiałem się, przytulając ją mocno do siebie - Powinnaś już iść spać, jest po dwudziestej trzeciej.
- I tak nawet nie zasnę przez to wszystko, a jak już zasnę to Lily mnie obudzi w środku nocy - odparła z uśmiechem na twarzy.
- To zostanę tutaj i dopilnuję byś poszła spać, a jak Lily się obudzi to ja wstanę i pójdę po pielęgniarki.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że zostaniesz na noc w szpitalu? Zwariowałeś? Nie pozwolę ci tracić czasu na mnie. Masz pracę, a ja nie chcę potem mieć poczucie winy za to, że szef cię skrzyczał.
- Akurat szefa jak i pracę to mam daleko gdzieś. Jedna noc mi nie zaszkodzi.
- Mój boże, jesteś wariatem - roześmiała się.
- No dobrze, koniec tych podśmiechujek ze mnie. Wiem, że nim jestem, więc nie musisz mi tego mówić - posłałem jej język - A teraz musisz nabrać siły na jutro, więc daje ci minutę na przykrycie się kołdrą i znalezienie wygodnej pozycji - żartownie nakazałem na co brunetka wciąż się ze mnie śmiała, ale wykonała to o co ją prosiłem. Miałem szczęście, że akurat w sali Vanessy była kanapa, bo inaczej musiałbym spać na podłodze.
- Czekaj, nie dałam ci przecież poduszki ani czegoś do przykrycia się. Pójde do pielęgniarek i je przyniosę - poinformowała nagle.
- Nie, nie, nie! Ja pójdę, a ty spróbuj zasnąć przez ten czas, dobrze? Zaraz wracam do ciebie - spojrzałem na nią, na co zakryła twarz poduszką tak bym nie widział, że się ze mnie śmieje. Uwielbiałem ją rozśmieszać.
- Dobranoc - powiedziałem, po czym zgasiłem światło, zamykając za sobą drzwi.

*Perspektywa Jaspera* 

- Nie wiem czy to dobry pomysł jechać teraz do Vanessy. Przecież twoja dziewczyna powiedziała, że to nie jest odpowiedni moment na odwiedziny - odezwałem się.
- Naprawdę masz zamiar się jej słuchać?
- Nie chcę by źle sobie o mnie pomyślała.
- Ja ciągle jej nie słucham, a jakoś wciąż mnie kocha - uśmiał się głupio - No więc jak? Wsiadasz do tego samochodu czy nie?
- Jeśli coś powie to zwalam winę na ciebie - pokazałem palcem na co później od razu zająłem miejsce pasażera w jego BMW o krwistym kolorze. 
- Dobra niech ci będzie - usiadł za kierownicą - Jeśli nie chcesz, nie musimy być długo u Vanessy.
- To zajmie chwilę. Chcę ją tylko poznać. Harry mi dużo o niej opowiadał, więc jestem ciekawy przede wszystkim jej charakteru.
- On zawsze się o niej wypowiadał zbyt pozytywnie, ale ze swoich doświadczeń, muszę ci powiedzieć, że Vanessa czasami potrafi być niezłą jędzą. O mało co mnie nie pobiła, jak przyłapałem ją na obściskiwaniu się ze Stylesem - ruszył w stronę najbliższej stacji benzynowej ze względu na to, że pojawiła mu się kontrolka, oznajmująca, że mam małą ilość paliwa.
- Akurat tutaj to dziewczyna miała zdecydowanie rację. Na miejscu Harry'ego to jeszcze bym jej pomógł. Nie ładnie to tak podglądać - wyciągnąłem papierosa ze swojej kieszeni, po czym zapaliłem go.
- Raz zrobiłem sobie impre z kumplami i wyobraź sobie, zabrała nam całą skrzynkę piwa i zamknęła ją w piwnicy z której oczywiście zabrała klucz, tak byśmy nie mogli jej otworzyć.
- Z tego co mówisz to ona jeszcze bardziej zaczyna mi się podobać.
- Ty to tak zawsze stajesz za kobietami? - palnął na co się roześmiałem - Jak możesz jej bronić, przecież zniszczyła mi wtedy wieczór.
- Słuchaj no, nie wiem jaki jesteś po pijanemu, ale na pewno nie jesteś za grzeczny, więc rozumiem to co zrobiła.
- Wiesz, zaczynam się zastanawiać po co ja w ogóle z tobą rozmawiam.
- Dobra skończmy gadać o tym i skupmy się na dojechaniu spokojnie do tego szpitala, bo jak na razie to nie wiem czy w ogóle dojedziemy do najbliższej stacji benzynowej z twoim paliwem. Zawsze tak odkładasz wszystko na ostatni moment?
- Dwa dni temu ścigałem się trochę z Zaynem na autostradzie, więc zapomniałem później po prostu zajechać na stacje. Nie chciało mi się zresztą. Kobieta czekała na mnie z obiadem, więc wiesz, nie wypadało jej podnieść ciśnienia.
- To ja nie chce jej widzieć dziś, jak się dowie, że byliśmy u Vanessy.
- Moja w tym głowa - rzekł zadowolony.


~*~

Louis prowadził mnie wzdłuż długiego korytarza, który miał nas zaprowadzić prosto pod daną salę w której aktualnie przebywała jego przyjaciółka. Przyznam, że trochę denerwowałem się przed rozmową z nią, ale i tak wiedziałem, że za wszelką cenę muszę ją poznać. Styles potrafił gadać o niej nawet cały dzień i szczerze nie przeszkadzało mi to. Lubiałem słuchać o tej każdej pozytywnej w niej rzeczy o której wspominał. To jakoś nakręcało mnie by poznać jej osobowość. Może i jest to dziwne, ale serio chciałem poznać tą jedyną miłość mojego najlepszego przyjaciela. Sposób w jaki o niej mówił był naprawdę niesamowity. Czułem, że był w niej na serio zakochany. Kiedyś ja również byłem zakochany, ale to było jakieś może trzy albo cztery lata temu zanim moja miłość zdecydowała się być z innym mężczyzną. Kochałem ją, nawet bardzo, ale wszystko się zepsuło odkąd poszła na studia. Poznała tam innego faceta, który namącił jej w głowie i tak skończyło się na tym, że opuściła razem z nim miasto. Teraz nawet nie wiem gdzie jest i szczerze nie chce już wiedzieć. Nie rozdrapuje się tej samej rany od nowa, ponieważ może boleć dwa razy mocniej niż poprzednio.

Nagle Louis zatrzymał się, dając mi znak, że znaleźliśmy się właśnie pod właściwym pokojem.
Dał mi znak bym był gotowy, po czym otworzył drzwi i weszliśmy do środka, ale gdy tylko się tam znaleźliśmy, dostrzegłem tylko i wyłącznie jakiegoś faceta, który spał na kanapie, a łóżko natomiast było puste.
- Co kurwa za kretyn - mój przyjaciel podniósł głos - Co ty do chuja tu robisz, Chris?! - wrzasnął na chłopaka, który o mało co nie spadł z sofy. Wow, wróć. Czy on powiedział imię Chris? - Gdzie ona kurwa jest? - facet spojrzał na nas obu, a ja od razu zacząłem przypominać sobie tą znajomą twarz. To był on. To on postrzelił Harry'ego, to on stanął po stronie mojego brata i to jemu wtedy strzeliłem kulkę w ramię. Co on tutaj robi u Vanessy?
- No tu - odpowiedział zaspany, wskazując na łóżko na którym nikogo nie było - Przecież ona tu była - momentalnie otrzeźwiał, orientując się, że dziewczyna zniknęła, a także zauważając, że jestem tutaj ja. Ten skurwysyn jedynie posłał mi zszokowane spojrzenie.
- Czyli co kurwa, chcesz mi powiedzieć, że się ulotniła wraz z dzieckiem?
- Może poszła z Lily na badania. Nie wiem, pójdę sprawdzić - poinformował, po czym wybiegł z pomieszczenia.
- Kto to? - zapytałem Louisa, udając, że nie znam gościa.
- To Christopher, najlepszy przyjaciel Vanessy jak i największa menda jaką znam. Ten koleś doprowadza mnie do szału nawet tym, że istnieje. Najchętniej to bym go rozszarpał.
- Pójdę z nim, sprawdzić czy w ogóle jej szuka. Zostań tu - nakazałem i udałem się na korytarz, kierując się w stronę recepcji, ale po drodze zauważyłem tego całego Chrisa, czekającego przy biurku pielęgniarskim.
- Hej, ty! - zwróciłem się do niego - Pamiętasz mnie sukinsynie? 
- Trudno zapomnieć - odpowiedział pewny siebie - Co ty tu robisz?
- Spytałbym cię o to samo - rzekłem - Ja chciałbym poznać Vanessę. Miłość faceta, którego od tak sobie kurwa postrzeliłeś - warknąłem.
- Nie powinieneś tu być - zbywał temat.
- A co zabronisz mi przebywać tutaj? - stanąłem naprzeciwko niego - To raczej ty tutaj nie powinieneś być.
- Jestem jej przyjacielem, ona mnie potrzebuje, a ty przyjechałeś sobie z tym idiotą Tomlinsonem i jeszcze masz czelność chcieć poznać Vanessę? Nie wiem co kombinujesz, ale wiedz, że ci się nie uda.
- Na pewno jej nie zabiję tak jak to zrobiłeś ze Stylesem. Nie boli cię przypadkiem sumienie? - nadal z niego kpiłem.
- Rozumiem, że jesteś zły, że stanąłem po stronie twojego brata, ale
- To nie chodzi po której stronie stanąłeś, ale kogo postrzeliłeś. Postrzeliłeś niewinnego człowieka do chuja - przycisnąłem go do ściany - Zdajesz sobie sprawę jaki ból wyrządziłeś jego bliskim?
- To nie czas ani miejsce by się teraz kłócić.
- Pierdolę to. Zabiłbym cię nawet teraz gdyby nie to, że jest tutaj twoja przyjaciółka, której nie chce jeszcze bardziej dobijać.
- Jesteś taki sam jak twój brat - zagotowało się we mnie na jego słowa.
- Nie porównuj mnie z tym skurwysynem ani nie nazywaj go nawet moim bratem. Nie jestem taki jak on i nigdy nie będę, a przede wszystkim nie mam zamiaru krzywdzić niewinnych osób tak jak ty to robisz - kontynuowałem.
- Nie znasz całej prawdy. Nie wiesz dlaczego to zrobiłem. Styles nigdy nie był niewinny.
- Dobrze wiem dlaczego to zrobiłeś. Myślisz, że nie wspominał mi o tobie? Jaką jesteś kurwą, chcącą za wszelką cenę dobrać się do Vanessy?
- To co innego - odparł.
- Ach tak? Jest jeszcze jakiś drugi powód, którego nie znam? 
- Dużo rzeczy jeszcze nie wiesz i radziłbym ci raczej nie mieszać się w sprawy związane między mną, a Stylesem.
- Akurat wasze sprawy są nudzące. Wolałbym zacząć mieszać się pomiędzy ciebie, a Vanessę - zauważyłem, jak do mojego przeciwnika napływa kompletna złość.
- Zniszczę cię, jeśli to zrobisz - wyczułem w jego tonie tyle jadu.
- Dlaczego mu grozisz? - usłyszałem kobiecy głos przez co odwróciłem głowę za siebie, dostrzegając brunetkę, ubraną w szpitalną tak zwaną krótką sukienkę. Wyglądała dokładnie tak jak opisywał ją Harry. Była piękna.



Od autorki: Jak miło się pisze to opowiadanie. Te uczucia, emocje pomiędzy bohaterami, to jak wszystko się komplikuje z każdym następnym rozdziałem jest naprawdę niesamowite. Podziwiam was jako czytelników, że macie tak silne nerwy, czytając to wszystko. Jestem naprawdę dumna z tego czego dokonuje. Wyobraźcie sobie, ostatnio tak myślałam sobie "boże, przecież to już będzie 85 rozdział, a jeszcze tyle przede mną". Pamiętam jak zaczynałam pisać to opowiadanie, jak bardzo chciałam by ta historia wam się podobała, wręcz stresowałam się, że zaczną lecieć hejty za coś, bo szczerze teraz, mając już trochę więcej wprawy w prowadzeniu bloga, muszę stwierdzić, że moje pierwsze rozdziały tej historii są fatalne. Porównując mój styl pisania teraz, a wcześniej to całkowicie odmienny świat. Gdybym tylko mogła cofnąć się do stycznia 2015 roku, uwierzcie mi, zmieniłabym początek tego opowiadania. Zawsze chciałam stworzyć historię taką, która nie będzie podchodziła pod inne fanfiction, a właśnie początek najbardziej pokazuje jak podobne jest to opowiadanie do innych. Już powyżej 30 rozdziału historia zaczyna się bardziej rozwijać, co pokazuje już totalną różnicę w porównaniu do innych Fanfiction, taką odmienną część tego wszystkiego. Ale tak czy siak, pomimo tego, to opowiadanie jest pisane całym moim sercem, poświęcam mnóstwo czasu na to by nadawać tej historii takiej inności. Dlatego tak bardzo zależy mi na waszych opiniach. Jak wy np. odczuwacie danych bohaterów, co sądzicie o nich albo po prostu wasze przeczucia o danej sytuacji, pojawiającej się. To naprawdę pomaga mi w przedstawianiu danej postaci, jej uczuć przede wszystkim.

Kiedyś ktoś wspomniał, że nie dotrwam nawet do 25 rozdziału, że to będzie tylko marnowanie niepotrzebnie czasu, ale wiecie co? Nie zamieniłabym tego czasu na żaden inny. Dlatego usiadłam tak sobie i powiedziałam "Oh jeszcze nie wiesz na co stać taką osobę jak ja." Cóż, i chyba jej pokazałam ;)

Przepraszam za rozpisanie się. W końcu nie często mi się to zdarza, haha. No więc, numerek 86 pojawi się 13 Sierpnia czyli dokładnie za 2 tygodnie.

Do następnego kochani :) x

8 komentarzy:

  1. Hejka :-) No, rozdział jest cudowny, dużo się w nim dzieje, jest dużo emocji, co uwielbiam :-) Jestem nim zachwycona,chociaż jeśli mam szczera brakuje mi opisu z perspektywy Vanessy. Jakoś tak uważam, że mało jej ostatnio :-( Jakoś tak dużo innych bohaterów. A jej mi brakuje :-( Chociaż opisy z perspektywy innych też są fajne :-) Ale rozdziały są ekstra :-) Już nie mogę się doczekać co będzie dalej :-) Czekam z niecierpliwością :-)
    Pozdrawiam i życzę weny :-)
    Inka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ci dziękuję słońce za poinformowanie mnie. Postaram się w następnych rozdziałach pisać więcej perspektyw ze strony Vanessy. Pozdrawiam :) x

      Usuń
  2. Z każdym kolejnym rozdziałem robi się co raz ciekawiej;)
    Tak się zastanawiam czy Jesper powie Vanessie o tym co zrobił Chris.To by było ciekawe./Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Z każdym kolejnym rozdziałem robi się co raz ciekawiej;)
    Jestem ciekawa czy Jesper powie Vanessie o tym co zrobił Chris.To by było ciekawe./Natalia

    OdpowiedzUsuń
  4. O jejku 😍 Czy Jasper powie niedługo komuś że harrego zabił chris ? Rozdział cudowny jak zawsze 😘❤️ Od poczatku tego ff zakochałam sie w nim . To było zupełnie inne od tych które czytałam . Nie spałam nocami by dowiedzieć sie co dalej dzieje sie z losem bohaterów uwielbiam to ff i mam nadzieje ze rozdziałów będzie jak najwiecej sie da 😂Nie moge sie doczekać nexta 😁Jak zawsze zreszta 💗💓

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju *-* Ta długość rozdziałów, niesamowicie piszesz :) Przeczytałam wszystkie rozdziały i muszę z uśmiechem stwierdzić, że umiliłaś mi wakacje :) 30.07, miałam bardzo długą podróż i BUM! - nowy rozdział! C: Bardzo podoba mi się ta historia, ale przez Ciebie płakałam, gdy dowiedzieliśmy się o śmierci Harry'ego. Bez niego to już nie to samo opowiadanie. Muszę się przyznać, że czytam z o wiele mniejszym zapałem i entuzjazm zanikł :( (I może odrobinkę staje się to monotonne). Pomimo tego z niecierpliwością będę czekać na next'a. Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kocham❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  7. O MÓJ BOŻE TO JEST ZAJEBISTE �� kocham Ciebie i to ff
    już nie mogę sie doczekać następnego rozdziału
    Całuski ����

    OdpowiedzUsuń