1 paź 2016

Rozdział 89

W momencie gdy Vanessa zabrała swój samochód i odjechała wraz z Christopherem, ja postanowiłem iż wrócę do mieszkania w którym pracowałem dla Thomasa i zabiorę cały swój sprzęt ze wszystkimi materiałami. Miałem tam mnóstwo swoich rzeczy, których jeszcze nie zdążyłem zabrać, odkąd pokłóciłem się z panem wszystkowiedzącym. Nie miałem zamiaru już dłużej mu pomagać, ponieważ ten człowiek za bardzo posuwa się za daleko, zaczynając krzywdzić niewinnych ludzi. Zrozumiałem, że nie chce być taki jak on i mieć na sumieniu jego ofiary. Powiedziałem sobie - dość. Nikt nie będzie mną już pomiatał. Sam potrafię kontrolować siebie i swoje życie.

Gdy tylko postawiłem swoje auto pod domem, wyciągnąłem potrzebne torby z tylnego bagażnika i ruszyłem do drzwi, które o dziwo były otwarte. Mógłby je chociaż Thomas w końcu naprawić, skoro sam je zepsuł. Pobiegłem na górę do pokoju w którym wykonywałem swoją pracę. Przeskanowałem pomieszczenie, z zaskoczeniem przyglądając się swoim urządzeniom, które pozostały na swoich miejscach. A już myślałem, że Thomas je wypierdolił. Zazwyczaj pozbywa się wszystkiego co mu nie potrzebne. Ale na serio nie sądziłem, że po naszej kłótni, zastam tu jeszcze swoje rzeczy. 
Zacząłem składać do toreb każdy przedmiot elektroniczny ze względu na to, że były najcięższe. Dokumenty postanowiłem raczej włożyć do plecaka. Gdy skończyłem zapakowywać ostatni laptop, usłyszałem dźwięk zgrzytających schodów, oznajmujący, że ktoś się zbliża. Wyciągnąłem zza pasa swój rewolwer, kierując go na wprost drzwi. W chwili kiedy się otworzyły, ujrzałem Rebecce, która była dość zdziwiona moją obecnością tutaj. Schowałem pistolet z powrotem, dając jej znak, że nie mam zamiaru zrobić jej krzywdy.
- Co tutaj robisz, Ryan? - spytała spokojnie - Z tego co wiem, już z nami nie pracujesz - założyła ręce na piersiach.
- Tak to prawda - wymamrotałem.
- Dlaczego?
- Sądzę, że Thomas zdążył ci już powiedzieć wszystko na ten temat - kontynuowałem swoją robotę.
- Nie gadam z nim od trzech miesięcy. Nie wiem nawet gdzie jest ten idiota.
- Jeszcze się do ciebie odezwie - zapewniłem - Jesteś teraz jego jedyną pomocniczką.
- Nie wiem czy jest się z tego cieszyć.
- Tego chyba chciałaś, no nie? Bawić się w to całe gówno.
- Ty też tego chciałeś.
- Chciałem dopóki nie uświadomiłem sobie do czego to zmierza - mówiłem zdenerwowany.
- Trzeba było się pierw zastanowić, zanim zdecydowałeś się na takie ryzyko. Jesteś po prostu tchórzem.
- Ach tak? Wątpię czy nazwałbym siebie tchórzem, jeśli chcę mieć tylko spokój na całe życie. Żyć bez problemów z FBI i bez takich ludzi jakimi wy oboje jesteście.
- Thomas uratował ci życie. Powinieneś być mu za to wdzięczny! Bez niego, nie miałbyś praktycznie nic.
- Nauczyłem się, że na sukces trzeba sobie zapracować. Podniósłbym się na nogi, nawet i bez jego pomocy. Wystarczyło mi tylko chęci by udać się do urzędu z prośbą o mieszkanie i wziąć się wreszcie do pracy. Ale nie! Ja wolałem posłuchać się jakiegoś nieznanego typa z ulicy, który obiecywał mi majątki.
- Nie znasz Thomasa zbyt dobrze. Jego słowa zawsze są szczere.
- Nie znam? Jego słowa są szczere? Kobieto czy ty siebie kurwa słyszysz? Ten człowiek na nic nie zasługuje! Widzisz ile ludzi skrzywdził przez to jaki jest? A ty jeszcze masz czelność mówić mi, że ma w sobie dobro? Znam go lepiej niż myślisz.
- Znasz go lepiej niż myślisz? - Thomas oparł się o framugę drzwi - Czyżby na pewno?
- Udało mi się doskonale ciebie poznać przez cały ten czas współpracy z tobą. Więc tak, na pewno.
- Jeszcze dużo o mnie nie wiesz, kolego. I się prawdopodobnie nie dowiesz. 
- Lepiej dla mnie - odparłem, uśmiechając się głupio.
- Hm. Widzę, że wreszcie postanowiłeś po to wrócić - wskazał na moje rzeczy - Miałem je zamiar właśnie wypierdolić. Zagracają mi cały pokój.
- Thomas, czemu mi nie powiedziałeś, że po ostatniej twojej kłótni z Ryanem, już ze sobą nie pracujecie? - wtrąciła się Rebecca.
- Wiesz złotko, ten chuj przeciwstawił się mnie i postanowił, że będzie szedł wreszcie swoją drogą. 
- Poprawka. Powiedziałem, że z takim człowiekiem jakim jest Thomas, nie będę dłużej współpracować, biorąc pod uwagę jego podejście do niewinnych ludzi. Krzywdzenie ich, nie wchodziło w rachubę w naszej umowie. Tylko Styles miał się liczyć.
- I tak było - odpowiedział mężczyzna.
- Nigdy się nie zmienisz, Thomas. Zawsze będziesz taki sam i nigdy nie przestaniesz robić tego co robisz. Twoja zemsta miała zakończyć się na śmierci Harry'ego, a ty wciąż chcesz się bawić w to całe gówno.
- Bo to moje pierdolone życie! 
- To skończ z tym pierdolonym życiem! Otwórz oczy i zobacz w co się wpakowałeś! - wstałem na nogi, będąc dokładnie kilka metrów na przeciw Thomasa. 
- Chuj mnie obchodzą konsekwencje tego co robię. Nie mam zamiaru przejmować się psami, którzy ciągle siedzą mi na ogonie. Przez to, nie zakończę tego wszystkiego.
- Nie zdajesz sobie nawet kurwa sprawy jak bardzo jest to poważne - mówiłem - Wiesz, byłem w stanie ci nawet zaufać, ale gdy zacząłeś posuwać się za daleko w stronę tych niewinnych ludzi, zmieniłem nastawienie - odrzekłem.
- Odkąd zdecydowałem się tobie pomóc, od samego początku powinieneś pokazać, że mi ufasz. Teraz co, po tym co zrobiłem, chcesz odejść? Zabrać te szajstwa i spierdolić?
- Taki mam zamiar. Uwolnię się od problemów, które są związane z tobą.
- Te problemy przejdą na ciebie. Dopilnuję by tak się stało - zagroził.
- Śmiało, zrób to. To będzie tylko świadczyło o tym, jakim tchórzem jesteś.
- Możecie przestać!? Skończcie to całe zrzucanie winy! Oboje jesteście winni za to co się pomiędzy wami urodziło - odezwała się brunetka. 
- Wiesz co jeszcze ci powiem, Thomas? - kontynuowałem, ignorują słowa Rebecci - Ja dopilnuję tego byś nie skrzywdził Vanessy i jej dziecka. Zapamiętaj, że będziesz miał ze mną do czynienia, jeśli coś im się stanie.
- Rebecca słyszałaś? On ma zamiar nas powstrzymać - wybuchł śmiechem - A możesz mi w ogóle kurwa powiedzieć, dlaczego sądzisz, że coś zrobię Vanessie i jej bachorowi?
- Bo sam tak na początku powiedziałeś? To jasne, że będziesz chciał coś z nimi zrobić. Ty nigdy nie usiądziesz na dupie.
- Daj mi powód, dlaczego miałbym to zrobić - podśmiechiwał się ze mnie. Czyżbym serio go rozśmieszał swoim gadaniem?
- Vanessa była najważniejszą miłością Stylesa i jedyną kobietą, którą tak bardzo pokochał.
- I co to ma wspólnego z tym wszystkim?
- Zabijesz ją, bo to na niej Stylesowi najbardziej zależało - odpowiedziałem pewny.
- Nie bądź zbyt pewny swoich słów. Jak na razie nie mam nic w planach. 
- Ty zawsze masz coś w zanadrzu. Znam cię.
- Widocznie tak kurwa nie jest, jeśli tak bardzo jesteś przekonany co do mojej zemsty - podpalił swojego papierosa, za chwilę się nim zaciągając.
- Daruj sobie te podchody. Prędzej czy później, będziesz chciał im obu wyrządzić krzywdę. Nie spoczniesz, dopóki oni nie skończą tak samo jak Harry.
- Może i kurwa kiedyś tego chciałem, ale się rozmyśliłem. Są ważniejsze sprawy niż uganianie się za tą suką.
- Ważniejsze sprawy? Serio? Co, może mi jeszcze powiesz, że rodzinne sprawy chcesz naprawić? Jeśli tak, nie radziłbym ci tu niczego naprawiać, bo i tak chuj zmienisz. Twój brat i tak będzie cię nienawidził.
- Przestaniesz kurwa wpierdalać nos w nie swoje sprawy? 
- Zabolało? - zaśmiałem się.
- Posłuchaj mnie kurwa teraz uważnie, sukinsynie - podszedł do mnie, rzucając papierosa na podłogę - Gdyby nie to, że mam do ciebie jeszcze jakiś kurwa pierdolony szacunek za to co mi pomogłeś, gwarantuję ci, że nie wyszedłbyś teraz z tego domu żywy - zagroził - Pozwolę ci wyjść przez te drzwi, zabierając te wszystkie chujostwa stąd, ale jeśli staniesz mi na drodze, wrobisz mnie lub dasz cynka policji to przysięgam, że mój szacunek do ciebie zniknie, a na następny dzień stracisz wszystko na czym ci najbardziej zależy i wszystko na co zapracowałeś. Od tej strony, nie sądzę, że będziesz mnie znał.
- Osiągnąłeś to co chciałeś, ale to wszystko ma swoje konsekwencje. Przyjdzie czas, gdzie doigrasz się. Życzę by FBI jak najszybciej znaleźli ciebie oraz tą dziwkę i wsadzili was do pudła aż do waszej zasranej śmierci. Bo na to najbardziej zasługujecie. Oboje.
Minąłem zaskoczonego Thomasa, sięgając po swoje torby. Nigdy pewnie nie myślał, że jego "były" współpracownik kiedykolwiek mu się postawi. Miał się za nie wiadomo kogo. Myślał, że może mną pomiatać jak chce, ale to się właśnie skończyło.
Zanim wyszłem, spojrzałem jeszcze na Rebecce, która nie miała nawet pojęcia czy się odezwać czy nie. Stała zastygnięta, skanując moje słowa. Ona też zasługuje na najgorsze, za to co robiła przez cały ten czas ze Stylesem. Może i nie lubiłem tego gówniarza, ale jakby mi się taka laska narzucała, aż za bardzo to nie zaoszczędziłbym jej śmierci. Wziąłem trzy torby na ramiona, wcześniej zakładając plecak na plecy i wyszłem z mieszkania, zostawiając tą dwójkę samą. Teraz zaczął się nowy rozdział mojego życia, gdzie mogę robić to, co mi się żywnie podoba. Bo zresztą, na tym polega życie.

"Gdy będzie odzywać się do Ciebie przeszłość, to nie odbieraj. Ona nie ma Ci już nic nowego do powiedzenia."
 
*Perspektywa Vanessy*

Zauważyłam, że przez ostatnie kilka miesięcy, Christopher i ja bardzo zbliżyliśmy się do siebie. Byliśmy bardziej bliżej siebie niż kiedykolwiek. Zawsze był przy mnie i zawsze mogłam na nim polegać. Był jak mój drugi brat, który za wszelką cenę stara mi się pomagać jak tylko może. Cieszyłam się, że nasze relację poprawiły się od ostatniej dość dużej kłótni. Wybaczył mi to, do czego nieumyślnie doszło pomiędzy mną, a Harrym, a ja wybaczyłam mu jego wyzwiska wobec mnie i nagły wyjazd do Nowego Jorku. Nigdy nie miałam zamiaru zakańczać naszej kilkuletniej przyjaźni tylko ze względu na to, co się pomiędzy nami działo. Nigdy mi nawet to do głowy nie przyszło. Zawsze umiałam wybaczyć Christopherowi za wszystkie jego błędy, ponieważ w jakimś stopniu zależało mi na nim. Po prostu nie chciałam go stracić. Przez te wszystkie problemy jakie przeszłam, on nigdy nie pozwolił mi się poddać. Czułam, że z nim mogłam uporać się z każdą rzeczą, którą uważam za niemożliwą. To on pokazał mi, że po zamknięciu pewnego rodzaju w swoim życiu, mogę być silniejsza niż kiedykolwiek. Ponieważ jak to mawia - "każdy uczy się na swoich błędach, wyciągając z nich odpowiednie wnioski."

Odkąd byłam jeszcze w ciąży, miałam totalne załamanie przez śmierć Harry'ego, której nigdy tak naprawdę się nie spodziewałam. Nie potrafiłam przestać go sobie wyobrażać. Jego zawsze szczerego uśmiechu. Jego dotyku, który zawsze powodował na mojej skórze gęsią skórkę i głosu, który zawsze mieszał mi w głowie pozytywnie. Wydawało się, że nasza miłość była tak jakby toksyczna. Pomimo iż każdy obiecywał sobie wieczną miłość i wierność to i tak raniliśmy siebie nawzajem. Dlaczego nie potrafiliśmy dotrzymać swoich własnych słów? Dlaczego po rozstaniu, zaczęliśmy nienawidzić siebie? Co w ogóle spra­wia, że człowiek zaczy­na niena­widzić sam siebie? Może tchórzos­two? Albo nieodłączny strach przed po­pełnianiem błędów, przed ro­bieniem nie te­go, cze­go in­ni oczekują? Czyżby ta nienawiść, była tak naprawdę spowodowana tym właśnie strachem po zrobionych błędach? Wina leżała po obu stronach, nie tylko po stronie Harry'ego. Ja owszem popełniłam masę błędów za które będę teraz płacić. Chris uświadomił mi, że najlepszą dla mnie receptą na wiedzenie dobrego, spokojnego życia będzie zapomnienie o tym co się zrobiło w przeszłości. Nie powinniśmy mieszać przeszłości z przyszłością.

Ostrożnie prowadziłam swój samochód ze względu na powstałe trudne warunki pogodowe. Czułam jak zmęczenie znów do mnie powraca. Chciałam być już w domu i utulić moją małą dziewczynkę. Bardzo zależało mi sprawdzić co się działo przez cały ten czas, kiedy ja akurat pracowałam w biurze. Nie to, że nie ufam własnemu bratu, ale po prostu nie jestem pewna czy umie zajmować się dziećmi. Może i jest starszy, ale o dzieciach to on nie ma zielonego pojęcia.
Podjechałam pod swój dom, zauważając wszystkie cztery samochody moich przyjaciół. Chris zaparkował się przed bramą ze względu na to, że nie było się gdzie postawić.
- Widzę, że masz niezapowiedziane towarzystwo - odezwał się przyjaciel, gdy tylko podeszłam do niego by otworzyć mu wejście.
- Zaraz się przekonam co oni tu robią - zaśmiałam się - Wejdziesz do środka?.
- Mam wejść do domu? Vanessa to nie jest dobry pomysł.
- Dlaczego?
- Oni mnie nienawidzą, wiesz o tym. Nie chcę sprawić ci kłopotów.
- Oh przestań. Nie możesz nie wejść do mojego domu tylko dlatego, że oni tam są. Nie mają prawa nic ci zrobić.
- Wiem na co stać całą czwórkę, Vanessa. Nie będzie ich obchodzić to, że nie są u siebie.
- Chris, w moim domu panują zasady, które nikt nie ma prawa podważyć - oznajmiłam - Chodź.

Wyciągnęłam z torebki klucz by móc otworzyć mieszkanie, ale zanim włożyłam go w zamek, moja przyjaciółka Miranda stanęła przede mną, otwierając drzwi.
- Jesteś nareszcie kochana! - pisnęła szczęśliwa, uściskając mnie na powitanie.
- Hej. Co wy tu wszyscy robicie? - zapytałam brunetkę, wchodząc do środka, za moment sprawdzając czy Chris jest wciąż za mną. Zaglądnęłam do salonu, napotykając całą męską grupę wraz z kilkoma butelkami alkoholu na stoliku.
- Siostra, jesteś - odezwał się Jonathan, wstając z fotela.
- Co tu się dzieje? - spytałam, spoglądając na wszystkich - Co to ma znaczyć?
- Wyjaśnię Vanessa - odpowiedział Louis, podchodząc do mnie wraz z chłopakami i Eleanor.
- Gdzie jest Lily?
- Położyłem ją spać. Jest u siebie w pokoju - odrzekł Jonathan.
- Co wy tu do diabła robicie? Przyjechaliście tu by się napić? - byłam zła, kompletnie zła na przyjaciół jak i brata.
- Chcieliśmy wypić za twój pierwszy dzień w pracy - odparł zrezygnowany Zayn, łapiąc Mirandę za rękę.
- Piłeś Jonathan? Piłeś do jasnej cholery przy zajmowaniu się Lily!?
- Przysięgam, że nie. Jestem trzeźwy, całkowicie. Nie tknąłem niczego - bronił się.
- Czy wy do jasnej cholery wszyscy powariowaliście?
- Zrobiliśmy coś złego? - spytał spokojnie Niall.
- Tak. Nie powinniście pić alkoholu gdy w pobliżu jest dziecko!
- Przepraszamy, Vanessa. My po prostu chcieliśmy usiąść, wypić z tobą za twoje nowe osiągnięcia - dopowiedziała Miranda.
- Doceniam to, naprawdę, ale mogliście mi chociaż powiedzieć, że chcecie mnie odwiedzić, a nie wpraszacie się do mojego własnego domu. To, że mój brat tu jest, nie znaczy, że możecie wnieść alkohol i pić w jego obecności. A co jeśli, skusiłby się na piwo czy cokolwiek? Lily stałaby się krzywda.
- A ty mogłaś nam przynajmniej powiedzieć, że zabierzesz ze sobą Chrisa - odpowiedział Louis, wskazując na mojego przyjaciela, który stał dokładnie za mną.
- Masz z tym jakiś problem?
- Owszem, mam. Bo nie powinnaś mu pozwalać na wiele rzeczy.
- Na jakie niby rzeczy?
- Odkąd Lily się urodziła, znacznie zbliżyliście się do siebie. Pozwalasz mu na nocowanie tutaj, zajmowanie się Lily czy zabieranie cię z pracy nie wiadomo gdzie. Powinnaś być tu od razu po pracy, bo nie wiem czy wiesz, ale masz dziecko, którym trzeba się zająć.
- Louis! - upomniała go Eleanor.
- Sugerujesz, że jestem nieodpowiedzialna?
- On miesza ci w głowie, Vanessa - odezwał się mulat, a ja błyskawicznie odwróciłam wzrok w jego stronę.
- Może ja już pójdę - nieśmiało oznajmił Chris.
- Tak. Tak będzie najlepiej - uśmiechnął się głupio Tomlinson.
- Zostań - nakazałam - To ktoś inny powinien wyjść.
- Że niby ja? Uświadamiam ci tylko prawdę, a ty chcesz mnie wyrzucić za to?
- Twoje słowa nie mówią żadnej prawdy. Nie powinieneś się wtrącać w moje życie.
- Będę się wtrącać, bo to mi Styles kazał się tobą opiekować! Próbuję ci pomóc, bo wiem jaki nosisz ciężar.
- A może ona nie potrzebuje twojej opieki? - przemówił Chris.
- Nie powinieneś się kolego wtrącać.
- Mam prawo, bo jestem jej przyjacielem, którego zna więcej lat niż ciebie. I to ona sama decyduje o sobie, a ty możesz jej jedynie doradzać co i jak, ale nie mieszać się w to, co robi. Wychowywanie Lily to jej sprawa i chuj ją będzie obchodzić twoje zdanie na ten temat.
- Lily jest dzieckiem mojego najlepszego przyjaciela i nie pozwolę chuju by zaniedbywała swoje obowiązki jako matka.
- Tommo serio starczy tego - Liam próbował go wyprowadzić, jednak chłopak nadal postanowił drążyć ten temat.
- Wcale ich nie zaniedbuje - oświadczył mój przyjaciel.
- Jesteś tego pewny? To gdzie się szlajała przez te trzy godziny od skończenia pracy, kiedy to tu właśnie powinna być, przy dziecku?
- Była ze mną.
- Ha. I wszystko jasne.
- No i co z tego? Ma prawo zostawić dziecko pod opieką kogoś innego na trochę dłużej i zrobić coś na co trudno znaleźć jest czas.
- Chcesz zrobić wszystko by być jak najbliżej niej. Przejrzałem cię doskonale - warknął.
- To nie prawda - zwrócił się do mnie - Nie knuję nic wobec ciebie.
- Ciągle widzimy cię przy niej, Chris - powiedział Zayn - Nie mów, że nie zależy ci na bliższym kontakcie z nią.
- Wystarczy tego, dość! Chris jest tylko moim przyjacielem, jak wy wszyscy. Przestańcie mieć do mnie problem o to, że pozwalam mu na bycie kimś bliższym dla mnie. Nie obchodzi mnie co myślicie o nim, ani co myślicie o mnie. Nikt z was nie przejmie mojego życia, bo ja nie ustatkuje się do waszych zasad. Szczególnie twoich, Louis. Mam to gdzieś, że nie podoba wam się to co robię. Owszem, może i dzisiaj powinnam być wcześniej, ale ja również mam swoje życie. Dzielę je na wychowanie Lily jak i również na karierę. Ale to, że Chris zabrał mnie gdzieś na te głupie trzy godziny, to tym bardziej nie powinno was obchodzić.
- Vanessa ma rację, chłopaki - poparł mnie Jonathan.
- To nie chodzi już teraz o to co robisz, Vanessa - wciąż kontynuował Tomlinson - Ale o to z kim się zadajesz. Chris to nie jest dobry człowiek.
- Czy ja kurwa kiedykolwiek wypowiadałem się na twój temat negatywnie, sukinsynie?
- Hej, język gamoniu - tym razem Eleanor stanęła po stronie swojego chłopaka.
- Nie do ciebie to było - zwrócił się na chwilę do niej, po czym wrócił do Louisa - Słuchaj. Nigdy nie powiedziałem na ciebie złego słowa, nikomu. Powinieneś to kurwa uszanować, że mam do ciebie jakiś chociaż respekt, a nie dopierdalać mi jak tylko możesz. Nic przecież złego nie robię, ani tobie, ani Vanessie, ani twoim koleżkom czy dziewczynie. Czego ty kurwa w ogóle chcesz ode mnie?
- Mieszasz Vanessie w głowie debilu! Czy ty tego do chuja nie rozumiesz?
- Mam tego dość, Louis. Przestań! Jak chcesz bym ufała komukolwiek, jeśli nikt nie chce uwierzyć mi!? Uszanuj to, że Chris jest moim przyjacielem i że ma takie same prawa jak ty. A jeśli masz z tym problem, to nie przychodź tu więcej - oznajmiłam, ostatecznie kończąc tą całą szopkę.
- Kiedyś się na nim przejedziesz, Vanessa. Zobaczysz i wtedy przypomnisz sobie, że miałem rację. Wychodzimy chłopaki - poinformował, łapiąc Eleanor za rękę i wychodząc z nią z mojego mieszkania.
- Chris, jako twoja przyjaciółka, cieszę się, że opiekujesz się Vanessą - Miranda zwróciła się do lekko zaskoczonego chłopaka, który stał obok mnie - Jeśli to sprawia, że jest szczęśliwa to nie przestawaj - przytuliła go jak i mnie, po czym wraz z Malikiem ruszyli za Louisem i jego dziewczyną.
- Tak cię przepraszamy, Vanessa - odparł Niall - Ja i Liam naprawdę nie wiemy co ostatnio dzieje się z Louisem. Ma jakieś załamki nerwowe. Ciągle dowiadujemy się od Eleanor, że stał się on wobec niej trochę agresywny. Nawet do nas czasami jest. Nikt nie wie z jakiego to może być powodu.
- Może wciąż nie pozbierał się po śmierci Harry'ego?
- Minęło sześć miesięcy - odpowiedział Payne - Powinien już to przełknąć.
- Wiesz, to trudne do zaakceptowania. Ja do teraz, mam lekkie problemy z tym.
- Ale dajesz sobie radę.
- W końcu trzeba - uśmiechnęłam się.
- Dzięki za wszystko i jeszcze raz przepraszamy za kłótnię i to, że wnieśliśmy alkohol do domu - dopowiedział blondyn - Posprzątałem ci trochę na tym stoliku.
- Dzięki, do zobaczenia.
- Trzymaj się - oboje mnie przytulili, po czym podali dłonie Christopherowi, który bez wahania odwzajemnił gest. Pożegnali się również z Jonathanem, a następnie zabrali swoje rzeczy i wyszli.

Wydaję mi się, że śmierć Harry'ego może być jedynym powodem takiego zachowania Louisa. Nie poznaje go, odkąd urodziła się Lily. Jego nastawienie szczególnie do mnie, naprawdę się zmieniło. Nie mam pojęcia co zrobiłam źle, że Louis tak bardzo zachowuje się wobec mnie nie w porządku. Chyba sobie na to nie zasłużyłam.
- Pójdę sprawdzić do Lily - oznajmił mój brat, po czym pozostawił mnie z Christopherem sam na sam.
- Vanessa? - nagle przemówił po niezręcznej minutowej ciszy - Przepraszam cię za to co się wydarzyło i przepraszam, że zabrałem cię do tego miejsca. Powinienem pozwolić ci wrócić do domu, do Lily.
- Czemu za to przepraszasz? Przecież nie zrobiłeś nic złego - odrzekłam pocieszająco.
- Ale czuję się za to winny. Louis w pewnym sensie ma rację. Zostałaś matką, masz swoje obowiązki, pracę, a ja zawracam ci tylko niepotrzebnie głowę swoimi rzeczami.
- Hej, nie mów tak. Miałeś prawo pokazać mi tamto miejsce, a ja miałam prawo zostawić Lily na dłużej z Jonathanem. Nie popełniliśmy przecież przestępstwa.
- Ale Louis
- Louis może sobie jedynie mówić - przerwałam mu - Coś mu po prostu odbiło. Nie bierz jego słów na poważnie.
- No dobrze - stwierdził - Ja naprawdę nie chce mieć z nim kłopotów. Szanuję go tylko dlatego, bo jest twoim przyjacielem.
- Rozumiem i dziękuję ci za to - uśmiechnęłam się.
- Ucałuj Lily ode mnie. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia, Chris - chłopak podszedł bliżej, przytulając mnie do siebie. Pozostawił na moim czole, małego całusa, po czym szepnął, że jak by coś się stało to jest przy telefonie. Podziękowałam mu jeszcze raz, a następnie brunet zniknął za drzwiami mojego mieszkania. Westchnęłam jedynie, za chwilę udając się do mojej córeczki przy której czuwał Jonathan.

~*~

Nadeszła jesień - pora roku, pełna chłodnego, rześkiego powietrza, pochmurnych dni i długich wieczorów, a przede wszystkim pełna widoku opadających kolorowych liści, po których można chodzić jak po najpiękniejszym dywanie. Uwielbiałam podziwiać piękno tej wyjątkowej pory roku, dlatego wraz z Lily postanowiłam iż z rana wyjdziemy na krótki spacer, gdy tylko dostałam wiadomość od Jaspera z Miami. Powiadomił mnie, że właśnie dziś przylatuje do Los Angeles i ma zamiar się z nami spotkać, więc zasugerowałam, że możemy spotkać się w pobliskim parku, niedaleko mojego domu.

Usiadłam na jednej z drewnianych ławek przy placu zabaw, obserwując jak Lily co chwila zerka na dzieci w piaskownicy, bawiąc się w wózku swoją nową lalką, którą dostała od mojej mamy na urodziny. Niestety rodzice musieli wyjechać dwa dni temu w delegację do Kanady, więc niestety ominą ich pierwsze urodziny wnuczki, które są już dziś. Moja dziewczynka obchodziła roczek, więc z tej okazji zaprosiłam przyjaciół i brata do siebie. Mam nadzieję, że Jasper również zgodzi się przyjść.
- Cześć - czyjś głos wyrwał mnie z zamyślenia. Odwróciłam głowę w prawą stronę, zauważając nieznanego mi chłopaka - Mógłbym się dosiąść?
- Tak, jasne - uśmiechnęłam się ciepło.
- Jestem Ryan. Miło mi poznać taką piękną kobietę - wyciągnął dłoń w moją stronę.
- Vanessa, pana również miło poznać - odwzajemniłam gest, ukrywając rumieńca.
- Możemy mówić sobie po imieniu? Nie przepadam za mówieniem do siebie pan czy pani w tak młodym wieku - przytaknęłam na jego słowa - Często tu przychodzisz, Vanesso?
- Tak. Ze względu na córkę, która bardzo lubi obserwować swoich starszych rówieśników - zaśmiałam się na co nieznajomy również to odwzajemnił.
- To twoja córka? Jak się nazywa? - spytał sympatycznie, schylając się do małej.
- Lily.
- Śliczne imię dla tak ślicznej dziewczynki - uśmiechnął się, podając mojej córce, lalkę, która upadła jej na ziemię - Przepraszam jeśli uznasz moje pytanie za nieodpowiednie, ale czy jesteś mężatką? Nie musisz odpowiadać, jeśli nie chcesz.
- Nie, nie jestem - przyznałam szczerze na co chłopak z powrotem usiadł obok mnie.
- Wychowujesz Lily ze swoim chłopakiem?
- Też nie.
- Jesteś po rozwodzie? - dopytywał.
- Nie. Mój były zginął w wypadku - nie chciałam pokazać brunetowi, że cierpię z tego powodu.
- Oh, tak mi przykro. Przepraszam.
- A pan, znaczy, a ty Ryan, masz kogoś?
- Niestety nie. Postanowiłem dać sobie jak na razie spokój z miłością. Nie potrafię znaleźć tej jedynej.
- Czemu tak uważasz? - zapytałam.
- Nie wiem. Po prostu wydaje mi się, że wszystkie kobiety są takie same.
- Po pierwsze - nie wszystkie kobiety są takie same. Po drugie - miłości nie powinieneś szukać. Ona sama do ciebie przychodzi.
- Doznałaś kiedyś takiego uczucia, że po poznaniu jakiejś osoby, zaczynasz czuć do niej wielką
sympatię? Czułaś jakbyś ją znała od dobrych paru lat?
- Szczerze to nie zdarzyło mi się to jeszcze.
- Mnie zdarzyło się to kilka razy, ale żadne się jak na razie nie sprawdziły. Choć wiesz, czuję jakby moja miłość była gdzieś blisko tylko nie wiem gdzie.
- Nie jestem ekspertką od uczuć miłosnych, więc wybacz, ale nie potrafię określić takich rzeczy - uśmiałam się, podając Lily butelkę ze specjalnym dla niej mlekiem.
- Cześć Vanessa, przeszkadzam może? - usłyszałam głos Jaspera, który stanął przed nami.
- Oh em, nie, my tylko
- To ja już może pójdę. Miło było cię poznać Vanesso i mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy. Miłego dnia - pożegnał się - Jest twoja, stary - klepnął mojego przyjaciela w plecy, po czym oddalił się od nas.
- Znasz tego gościa? - spytał blondyn.
- Dopiero poznałam - uśmiechnęłam się - Jak dobrze cię znowu widzieć - przytuliłam mężczyznę do siebie.
- Ciebie też i twoją małą kruszynkę również - ukazał swój szczery uśmiech - Hej księżniczko. Niewiarygodne, że dzisiaj obchodzisz roczek. Ale ten czas ucieka, a ty rośniesz jak na drożdżach! - mówił do małej.
- Mama! - roześmiała się dziewczynka, klaszcząc wesoło w dłonie na śmieszne miny, które robił wujek Jasper.
- O proszę. Ktoś tu powoli zaczyna rozmawiać.
- Umie tylko mama i baba, nic więcej - odparłam.
- To i tak coś - usiadł obok mnie.
- Na ile masz zamiar zostać w Los Angeles?
- Jeszcze nie wiem, nie zaplanowałem powrotu. Mam zamiar pokorzystać ze słonecznej Kalifornii jak na razie - odpowiedział.
- Dzisiaj są urodziny Lily, więc robię małe urodzinowe spotkanie u mnie w domu. Wiesz, przyjaciele, rodzina. Przyszedłbyś na dobrego szampana?
- Oczywiście, że tak. W końcu trzeba uczcić pierwsze urodziny mojej ulubienicy - chłopak wyciągnął z kieszeni wózka, małego misia, za chwilę podając go małej.

~*~

- Możesz wreszcie przestać się denerwować? - odezwał się Jonathan, nosząc pomalowaną Lily na rękach. Oczywiście musiał namalować jej noska i wąski jak u kotka, ponieważ moja córka bardzo uwielbiała koty - Zaraz zrobisz dziurę w tej ścianie.
Wraz z bratem przygotowywałam salon na urodziny. Oczywiście próbowałam go trochę przystroić, ale coś marnie mi to wychodziło.
- To sam zrób to za mnie, jak jesteś taki mądry - oddałam mu młotek i sznurek z lampkami, przejmując od niego małą.
- Nie potrafisz zrobić jednej banalnej rzeczy - śmiał się ze mnie - Przybijasz gwoździa tutaj i pomiędzy dwoma lampeczkami, masz sznureczek dzielący się na dwa, więc nakładasz.
- Problem w tym, że ten gwóźdź mi nie wchodził.
- Bo jesteś za słaba by go przybić - wystawił mi język.
- Zaraz wylądujesz na zewnątrz, obiecuję ci to - uśmiałam się, grożąc mu, na co Lily śmiesznie chichotała z palcem w buzi.
- Ty lepiej sprawdź czy czegoś do obiadu nie zapomniałaś.
- Wszystko jest przecież zrobione.
- A torta odebrałaś? - spytał z głupim uśmieszkiem na twarzy.
- O żesz jasna cholera! Na śmierć zapomniałam!
- Pojadę po niego - westchnął, schodząc z drabiny - Gdzie masz pieniądze?
- W portfelu w torebce - wskazałam - Ale ta mama głupia, co nie mysia? Zapomniała odebrać ci torta urodzinowego z cukierni - ucałowałam dziewczynkę w policzek, kładąc ją na kanapę.
- Nie mogę znaleźć tego pieprzonego portfela! - podałam Lily jej ulubione zabawki i poszłam do brata by mu pomóc - Jak ty możesz w tej torbie cokolwiek znaleźć? - zaśmiał się.
- Nie jesteś przyzwyczajony.
- Jasne. Polecałbym ci używać reklamówki zamiast tego szajsu. Jest większa i łatwiej wszystko w niej znaleźć.
- Bardzo śmieszne, Jonathan. Trzymaj - podałam mu portfel - Tort jest na mnie. Jakby nie uwierzyły to pokaż im dowód, że mamy takie samo nazwisko.
- Spoko, robi się. To idę.
- Tylko szybko! - poinformowałam, zanim całkowicie zniknął za drzwiami.

Weszłam do kuchni, po drodze zaglądając do Lily, która akurat spokojnie bawiła się swoimi lalkami. Sprawdziłam jak mój obiad ma się w piekarniku, a następnie postanowiłam iż zacznę dekorować ostygnięte już babeczki. Jednak zanim zabrałam się za nie, usłyszałam dzwonek do drzwi. Szlag. Szybko odłożyłam pisaki cukrowe na blat i udałam się do drzwi w których przywitał mnie Ashton.
- Dobry wieczór - uśmiechnął się.
- Cześć. Dobrze, że jesteś - ucałowałam chłopaka w policzek, później wpuszczając go do środka.
- Potrzebujesz pomocnika? - zaśmiał się, wskazując na mój fartuch.
- Może, może - puściłam mu oczko, prowadząc go do kuchni - Jesteś naszym pierwszym gościem.
- Postanowiłem być trochę wcześniej. Pomyślałem, że może będziesz potrzebowała pomocy czy coś - przyznał, siadając na krzesło barowe - Czy solenizantka śpi?
- Nie, jest w salonie. Bawi się zabawkami.
- To prezent dla niej - pokazał mi dużą kolorową torbę - Mogę odłożyć go gdzieś w salonie?
- Jasne, połóż obok kominka - brunet kiwnął głową, po czym udał się do wspomnianego miejsca. Ja w tym czasie zajęłam się babeczkami. Kiedy miałam już skończone połowę babeczek, w kuchni pojawił się Ashton wraz z Lily na rękach.
- Zobacz co ta mama pysznego robi - wskazał palcem na babeczki by pokazać małej - Będziesz jadła?
- Po obiedzie może się skusi - odparłam.
- Będą twoi rodzice z nami?
- Nie. Wyjechali w delegację do Kanady dwa dni temu, więc nie będą mogli tu być.
- Miałem nadzieję, że się pojawią.
- Też miałam taką nadzieję, ale cóż. Obowiązki to obowiązki - po chwili dźwięk dzwonka rozbrzmiał w domu. Szybko odłożyłam fartuch na miejsce i ruszyłam do drzwi, otwierając grupce przyjaciół.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje nam! A kto?! Lily! - krzyknęła cała czwórka chłopców wraz z Mirandą i Eleanor.
- Ale niespodzianka, zobacz mała! - Ashton stanął za mną z dziewczynką, która lekko zaskoczona spoglądała na wszystkich z palcem w buzi.
- Kruszynko wszystkiego najlepszego! - Miranda ucałował moją córeczkę, po czym każdy postąpił tak samo.
- Przynieśliśmy najlepsze wina jakie mamy na amerykańskim rynku. Trzy butelki na dzisiejszy wieczór - oznajmił wesoło Zayn.
- Trzy? Nie przesadzacie? - spytałam, biorąc Lily od Ashtona.
- Oj Vanessa no weź. Twoja córka obchodzi dziś swoje pierwsze urodziny. Trzeba za to wypić! - klasnął Tomlinson w dłonie, zachęcając wszystkich by się rozsiedli.
- Zgodziłam się na alkohol, ale nie aż tyle.
- Obiecuję, że będzie dobrze. Nie zapijemy się tak jak myślisz - odrzekł Malik.
- Dobra, ok. Ale nie chcę by któryś z was był pijany, umowa stoi?
- Stoi - odparli wszyscy, za chwilę wybuchając śmiechem.
- Vanessa, przywiozłem torta. Gdzie go położyć? - spytał Jonathan, który stanął za moimi plecami. Odwróciłam się, zauważając również Chrisa jak i Jaspera.
- Daj, włożę go do lodówki.
- Wpuściłem ich jak coś - wskazał na ich obojgu.
- Rozgośćcie się w salonie. Zaraz przyjdę - poinformowałam, po czym przejęłam od brata, pudełko z ciastem urodzinowym.
 - Potrzebujesz pomocy? - usłyszałam nagle głos Christophera. Odwróciłam się za siebie, wpadając na jego klatkę piersiową.
- Em, ja-ja, tak. Znaczy tak możesz wziąć babeczki i położyć je na stół - uśmiechnęłam się lekko.
- Louis i jego ekipa też tu są?
- Tak. To przecież moi przyjaciele. Nie mogłam ich nie zaprosić.
- To wieczór Lily. Nie chciałbym by znów doszło do kłótni pomiędzy mną, a nim. No wiesz, tak jak ostatnio.
- Wyjaśniłam sobie parę spraw z Louisem. Obiecał, że przestanie ci dokopywać.
- Serio w to wierzysz? - zapytał.
- Cóż, chcesz to możemy się przekonać. To jak zaniesiesz te babeczki? - brunet kiwnął głową, biorąc tacę z kolorowymi muffinkami. Oboje weszliśmy do salonu przez co rozmowy ucichły.
- Połóż je tu - szepnęłam, przesuwając trochę rzeczy ze stolika.
- Mama! - zawołała Lily na co chłopcy zaśmiali się. Podniosłam ją na ręce z jej ulubionego dywaniku, gdzie leżało mnóstwo zabawek, następnie dając jej soczystego buziaka w policzek.
- Ona jest taka słodka. Cała ty - skomentowała Eleanor, podchodząc do mnie.
- Aż trudno uwierzyć, że jeszcze niedawno Lily przebywała w tym małym inkubatorze w szpitalu po porodzie, a teraz już ma roczek. Niesamowite jak te dzieci rosną - oznajmił zachwycony Niall - Mogę ją na kolana? - przytaknęłam głową, podając mu dziecko.
- Nie mogę się doczekać, kiedy to my będziemy mieć takiego malucha w domu - Zayn zwrócił się do Mirandy, a ja o mało co nie zakrztusiłam się sokiem.
- Planujecie dziecko? - spytałam zaciekawiona.
- Chciałbym, ale Miranda nie jest pewna.
- Zayn przerabialiśmy to już. Nie chcę teraz dziecka - oznajmiła, za chwilę dając znak Malikowi by przestał.
- Hej, ty, Parker? - Liam zwrócił się do Chrisa po raz pierwszy po nazwisku - Napijesz się z nami? - zaproponował, podając mu butelkę zimnego piwa.
- Jasne, dzięki - odpowiedział, zerkając na mnie.
- A to piwo to skąd? - śmiałam się głupio z nich wszystkich - Z tego co wiem, to mamy tylko te trzy butelki wina do opróżnienia.
- Wiesz, że wino jest dla lasek, no nie? - odrzekł Louis - To nawet mocne nie jest.
- Ja was ostrzegam.
- Zayn, podasz mi jedną butelkę? - spytał Jasper, za chwilę otrzymując swoje piwo.
- Mi też daj - odparł Ashton.
- Ok, to od którego wina zaczynamy? Białe, czerwone czy te z kolorem różu malinowego?
- A które mocniejsze? - Niall usiadł obok mnie.
- Wydaję mi się, że czerwone.
- To pijemy - Louis klasnął w dłonie, uśmiechając się do małej roześmianej Lily.

~*~

Dochodziła późna godzina, a moja kruszynka nadal nie traciła energii, pomimo tego iż nadeszła jej pora snu. Po obiedzie, non stop pokazywała wszystkim swoje zabawki i wyjadała mi moją babeczkę, którą starałam się za wszelką cenę skończyć. Była małym łobuziakiem co mnie tylko uszczęśliwiało.
- Vanessa ciągle kłóciła się o tą szklankę z naszą matką. Mówiła, żeby jej dała, obiecywała, że nic nie rozleje, a matka i tak nie chciała jej dać, bo wiedziała, że ją rozbije. No i po małej kłótni, wreszcie dała jej tą szklankę z sokiem by zaniosła do pokoju. Po chwili słyszymy mocny trzask. Rodzice wlatują do salonu, szklanka rozbita, a Vanessa - Mamo mówiłam ci, żebyś mi tej szklanki nie dawała! - Jonathan opowiadał moje przygody z dzieciństwa przy których każdy z nas miał wielki ubaw. Byłam naprawdę rozbrykanym i śmiesznym dzieckiem przy którym moi rodzice często pękali ze śmiechu przez moje liczne wybryki. Cóż, zobaczymy co wyrośnie z mojej małej Lily.
- Mama, cici - dziewczynka wskazała na ekran telewizora, gdzie pokazana była bajka z kotkiem w roli głównej.
- Tak, cici skarbie - uśmiałam się z jej nowego słowa na co inni również.
- Z tej małej będzie jeszcze artystka. Oj zobaczycie - zaśmiał się Ashton, wypijając do dna swój kieliszek z winem.
- Czego możemy się spodziewać po takiej mamie - dopowiedziała Eleanor, przybijając z Niallem żółwika.
- Vanessa myślę, że to już jest pora na sto lat, sto lat - poinformował Chris, dając mi do zrozumienia, żebym przygotowała torta.
- Masz rację. Pójdę przygotować wszystko.
- Pomogę ci. Niech ktoś weźmie Lily - powiedziała Miranda, po czym Jasper przejął opiekę nad moją córkę.
Wyciągnęłam z lodówki torta, kładąc go na blat stołu. Przyjaciółka podała mi świeczkę z szafki i za chwilę ją zapaliła. Poprosiłam ją by wzięła ciasto, a ja talerze oraz sztućce. Gdy tylko Miranda weszła do salonu, wszyscy zaczęli śpiewać.
- Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje, nam! Sto lat, sto lat, niech żyje, żyje, nam! Jeszcze raz, jeszcze raz, niech żyje, żyje nam. Niech żyje nam, a kto? Lily! Brawo! - po zaśpiewaniu tradycyjnej piosenki, każdy z nas zaczął klaskać. Ucałowałam moją ślicznotkę w policzek na co później każdy to zrobił. Mała z palcami w buzi, zaczęła się śmiać, wskazując drugą rączką na wielkiego torta z jej ulubioną myszką mini. Przekroiłam każdemu po kawałku, po czym gdy tylko zjedliśmy, nadszedł czas na prezenty.
- Mama! - dziewczynka wskazała na kolorowe torby z różnymi wzorkami, a mianowicie na jedną z największych z nich. Położyłam prezent obok nas, gdy usiadłam wraz z Lily na dywan by pomóc jej rozpakować pierwszy podarunek.
- Poczekaj aniołku. Najpierw trzeba zobaczyć od kogo to - otworzyłam małą karteczkę, dowiadując się, że prezent należy do Jaspera. Mała szybko zaglądnęła do środka, po czym poprosiła bym wyciągnęła wielkie pudełko z klockami z których buduje się księżniczkowy zamek.
- Niespodzianka! Obiecany - blondyn klasnął w dłonie na co mała radośnie się zaśmiała. Kontynuowała rozpakowywanie toreb, pomagając mi z przynoszeniem każdej z nich. Lily otrzymała mnóstwo lalek, misiów, a nawet pluszowe myszki Miki i Mini. Dostała również nowe ciuszki wraz z butami, filmy, kocyki, oraz obrazy ze sławnymi innymi bohaterami bajek Disneya. Mój aniołek był zachwycony każdym podarunkiem. Już od razu chciała ubierać swoje nowe fioletowe buty od Mirandy i Zayna, które błyskawicznie się jej spodobały.

~*~

Impreza urodzinowa zakończyła się z sukcesem. Udało mi się utrzymać chłopców na poziomie, ponieważ nikt z gości nie był pijany, co mnie trochę zaskoczyło, bo obstawiałam, że Louis jako pierwszy nie wytrzyma do końca. A jednak się myliłam.
- Jeszcze raz wszystkiego najlepszego moja ślicznotko - Miranda obdarowała dziewczynkę dwoma całusami w oba policzki - Mam nadzieję, że ciuszki będą pasowały.
- Zobaczymy - uśmiechnęłam się, żegnając z przyjaciółką i Zaynem.
- Twój wujek Niall nadal nie może uwierzyć, że ty tak szybko rośniesz - blondyn pokręcił głową.
- Uwierz mi, że ja też, Horan - Jasper ucałował mnie oraz moją córkę - Dam znać jak będę wolny to się zgramy.
- Jasne, trzymaj się.
- Ty też, do zobaczenia - machnął nam na pożegnanie, po czym wyszedł do swojego samochodu.
- Też już pójdę, czas wracać. Super pierwsze urodziny. Pa pa - Niall przybił piątkę z nieśmiałą Lily i pobiegł za Jasperem.
- Oh Lily, Lily, Lily. Nie dość, że piękna jesteś to jeszcze to imię Lily daje ci tyle uroku. Sto lat księżniczko - oznajmił Louis, dając małej soczystego buziaka, a następnie Eleanor również - Będziemy w kontakcie, do zobaczenia - pomachaliśmy im obojgu.
- Mam nadzieję, że prezent ode mnie się spodobał, prawda kruszynko? - uśmiał się Liam - Cieszę się, że mogę widzieć jak dorastasz. Najlepszego - również pozostawił małego całusa na policzku mojego aniołka, a następnie opuścił mieszkanie.
- Imprezę uważam za udaną. Sto lat myszko mała - uśmiał się Ashton - Pozwolisz Vanessa, że zabiorę ci brata?
- Jedziesz Jonathan? - zwróciłam się do brata.
- Chciałbym. Dasz sobie radę z ogarnięciem salonu?
- Jasne, leć. Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. Wszystkiego najlepszego Lily - oboje pomachali do dziewczynki i tak samo jak wszyscy, ruszyli do swoich pojazdów.
- Cóż, to roczek za nami - zaśmiał się Chris, podchodząc powoli do nas - Coraz częściej widzę jak się uśmiechasz, Vanessa.
- To źle?
- Wręcz przeciwnie. To wspaniale, że jesteś szczęśliwa.
- Bez Lily, nie wiem czy poradziłabym sobie - stwierdziłam.
- Jestem pod wrażeniem, że udało ci się przetrwać trudne chwile. Teraz, gdy masz Lily, widzę jak wszystko się zmienia. Pozytywnie oczywiście. Co do wystroju, obiadu, babeczek - rewelacja - odrzekł - Twoja mama robi najlepsze jedzenie, wiesz szczęściaro? - uśmiechnął się do mojej córki.
- Dziękuję, że nawiązałeś kontakt z chłopakami. Wiem też, że trudno jest ich do czegoś przekonać. Po prostu dajmy im czas.
- Postaram się zmienić cokolwiek, aby sprawić cię szczęśliwą. Obiecuję, że wszyscy zmienimy do siebie nastawienie.
- Mam nadzieję.
- Dziękuję za ten doskonały wieczór. Mam nadzieję, że jeśli chodzi o te obrazy to trafiłem w dziesiątkę.
- Ależ oczywiście, że tak. Już jutro mama powiesi je w pokoiku, prawda skarbie? - ucałowałam małą w czoło.
- Chyba przysypia.
- Powinna iść spać jakieś dwie godziny temu, więc się nie zdziwię, jeśli mi teraz zaśnie.
- Dobra, będę się zbierał. Jeszcze raz dziękuję i wszystkiego najlepszego dla solenizantki. Do zobaczenia.
- Trzymaj się, cześć - zamknęłam drzwi za ostatnim gościem, po czym od razu przeniosłam się do pokoju dziecinnego. Ostrożnie przebrałam Lily w odpowiednie ciuszki, a następnie ułożyłam ją do łóżeczka.

Gdy dziewczynka pogłębiła się w sen, postanowiłam iż posprzątam trochę salon, zanim oficjalnie pójdę do łóżka. Wzięłam wszystkie talerze oraz sztućce, układając je za chwilę ostrożnie do zmywarki, tak by nie narobić hałasu. W momencie kiedy pakowałam kilka kawałków tortu do pojemnika, dzwonek do drzwi rozbrzmiał po mieszkaniu. Lekko zła, ruszyłam do wejścia by sprawdzić kto o tej porze, postanowił mnie odwiedzić. Jednak gdy tylko otworzyłam mahoniowe drzwi, nie ujrzałam nikogo. Nagle schyliłam się, zauważając małą kartkę, leżącą na wycieraczce.

"Jeśli kochasz, uwierz we mnie"


Od autorki: Tak jak obiecałam tak i jest! Z racji tego, że w ostatnim rozdziale troszeczkę nie postarałam się to mam nadzieję, że rozdział 89 przypadnie wam do gustu. Dziękuję za jedyny komentarz, który pojawił się pod poprzednim numerkiem. Bardzo podnosił mnie na duchu przez ten tydzień. Dziękuję słońce :)

W opowiadaniu staram się teraz podkręcać tempo wydarzeń, ponieważ ostatnio trochę osłabło. Wybaczcie, ale opisywanie innych bohaterów równie jest ważne. Chciałabym wam powiedzieć jaki będzie następny rozdział, ale niestety muszę się zamknąć, haha. 

Numer 90 pojawi się dopiero za dwa tygodnie, ponieważ w sobotę biorę się za przygotowania do urodzin, które będę obchodzić 13 Października. Oczekujcie w ten dzień posta na blogu ;)

Do następnego, ciao :D x 

PS. Ta akcja z rozbitą szklanką o której opowiadał Jonathan, wzięta jest z mojego dzieciństwa. Tak, to ja odwaliłam taki numer, haha.

2 komentarze:

  1. Awwwww, uroczy rozdział ^^ Dzisiaj dłuuugo i tak hmmm... normalnie. Wręcz mogę powiedzieć, że idealnie :) Ta atmosfera w domu Vanessy, jak i zachowanie chłopaków w stosunku do małej (szczególnie słodki był Niall) mnie urzekły *~* Wow, rozpływam się :3 Za końcówkę zabiję, ale mam małe domysły. Pewnie się jeszcze naczytasz, ale przedwcześnie - najlepszego! Będę czekać na kolejne rozdziały i pamiętaj: jeśli chwilowo stracisz wenę (dlatego życzę Ci dużo inspiracji :› ), nie trać zapału, ona przyjdzie z czasem :) Zawsze możesz liczyć na nas i jakąkolwiek radę. Nie martw się spadkiem komentujących. Możliwe, że ktoś czeka na jakieś porządne rozkręcenie akcji i wtedy się pokaże/ujawni. Taki akcencik Larry'ego ⚓🎭🔑🚬🎶 Więc cieplutko pozdrawiam xo

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział, dużo się przy nim napracowałaś:* Jestem na bieżąco, zawsze w sobotę oczekuję na nowy rozdział :*

    OdpowiedzUsuń