15 paź 2016

Rozdział 90

Podniosłam kawałek papieru, dokładnie przyglądając mu się. Nie miałam pojęcia co to miało oznaczać. Rozejrzałam się dookoła, chcąc upewnić się czy nikogo przypadkiem nie ma w pobliżu. Cóż, niestety nikogo. Byłam lekko przestraszona, ponieważ nie wiedziałam od kogo ta kartka mogłaby być. Zamknęłam powoli drzwi za sobą, wciąż powtarzając sobie w kółko te samo zdanie. Ale co ono miało wspólnego ze mną? Dlaczego ktoś napisał, że jeśli kocham to powinnam w niego uwierzyć? O kogo to tak naprawdę chodziło? Nie znam osoby, którą bym w tym momencie kochała tak jak Harry'ego. On był jedyną osobą, której oddałam swoje serce, więc jeśli on nie żyje, to o kogo mogłoby w takim razie chodzić?

Przed pójściem spać, uchyliłam trochę drzwi od pokoju Lily, sprawdzając czy nie obudziła się przez dzwonek. Na szczęście nie. W momencie gdy dotarłam do swojej sypialni, na oknie zauważyłam kolejną, tym razem przyklejoną do okna kartkę.

"Nadal nie wiesz o co/kogo chodzi, prawda?"

Po przeczytaniu tego, poczułam jak strach przepływa, przez moje ciało przez co zaczęłam panikować. Kto to do jasnej cholery za tym stoi? Kto próbuje wyprowadzić mnie z równowagi? Milion pytań na których nie ma odpowiedzi. Dlaczego ktoś w ogóle robi takie rzeczy mnie? Nawet nie wiem co ta osoba próbuje mi przez to przekazać. Kim ona jest? Czemu mi to robi? Wyciągnęłam z szafki pod ubraniami, swój pistolet, który kiedyś przekazał mi Harry. Szybko schowałam go pod swoją poduszkę w razie czego. Nigdy nie sądziłam, że będzie mi kiedykolwiek on potrzebny, jednak teraz musiałam dbać o bezpieczeństwo moje jak i córki.

~*~

W porze lunchu w pracy, postanowiłam iż porozmawiam chwilę z Cheryl przy kawie, ale jednak marnie mi to wychodziło. Przez kilka dni, cały czas rozmyślałam nad karteczkami, które znalazłam w swoim mieszkaniu. Nadal nie mogłam zrozumieć jaka wiadomość się w nich kryje. Nie mówiłam o nich nawet nikomu. Nie byłam pewna czy powiedzieć o nich, chłopakom. Nie chciałam zawracać im niepotrzebnie głowy, a znając ich nie dali by mi spokoju, gdyby dowiedzieli się o tym.

Parę razy nawet przelatywała mi w głowie myśl, że to może mieć coś wspólnego z Harrym. Ale z drugiej strony, nie mógłby być to on, ponieważ nieżywa już osoba, nie może tak nagle odżyć i wrócić do świata. To by było kompletnie nierealne.
- To idziesz na te przyjęcie z okazji nawiązania dobrych układów z firmą Payne Corporation? To jest organizowane przez naszą firmę  - głos Cheryl wyrwał mnie z zamyślenia - Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- Ja, em, przepraszam cię. O czym mówiłaś? - wymamrotałam, odstawiając pusty kubek na biurko.
- Mówiłam o nadchodzącym przyjęciu, które jest organizowane przez naszą firmę. To z okazji współpracy z firmą twojego przyjaciela - Payne Corporation - westchnęła - Ty w ogóle mnie nie słuchasz, Vanessa. Wróć na ziemie! - pomachała mi przed oczami - Od pewnego czasu, dziwnie się zachowujesz. Chodzisz jakbyś miała głowę gdzieś w chmurach. Coś się poważnego stało?
- Nie, nie. Po prostu nie myślę ostatnio. Jestem zabiegana, no wiesz - dziecko, praca.
- Nie jestem pewna czy to to jest twój prawdziwy powód, przez który zaniedbujesz swoje obowiązki, Vanessa. Wcześniej umiałaś pogodzić te dwie rzeczy, a teraz tak nagle nie? Co jest?
- Naprawdę wszystko jest w porządku. Nic się nie dzieje poważnego.
- Twoja twarz mówi co innego - uśmiała się - Nie ufasz mi na tyle by mówić ze mną o swoich problemach?
- Nie to, że ci nie ufam. Uważam tylko, że moje sprawy nie powinny nikogo interesować.
- Musisz się do kogoś otworzyć, jeśli potrzebujesz w czymś pomocy. W każdej chwili, mogę przecież z tobą porozmawiać - odparła.
- To nie jest konieczne. Poradzę sobie sama.
- Cóż, no dobrze. Nie będę cię zresztą zmuszać. Ja wracam do pracy, moja krótka przerwa obiadowa się już skończyła. Jakbyś czegoś potrzebowała to będę na drugim piętrze. Jamie mnie potrzebuje na chwilę przy projektach. Kelsey mnie zastąpi tu na kilka minut.
- Ja muszę wyjść dzisiaj wcześniej z pracy, ponieważ moja matka została z Lily, a ona również musi dziś pojawić się u siebie w kancelarii.
- Powiedziałaś swojemu ojcu, że wychodzisz? - spytała, wyciągając z biurka potrzebne dokumenty.
- Tak. Zgodził się bym wyszła sobie parę godzin wcześniej, ponieważ w tamtym tygodniu zostawałam trochę dłużej w pracy.
- A no tak, faktycznie. No dobra, to do zobaczenia jutro - pożegnała się i ruszyła do windy.

Zebrałam wszystkie notatki, które potrzebowałam przejrzeć w domu i od razu opuściłam budynek, gdy tylko nasza nowa koleżanka, Kelsey pojawiła się w recepcji. Szłam przez parking, próbując dotrzeć do swojego samochodu. W pewnym momencie, jakiś mężczyzna, którego twarzy nie widziałam przez jego okulary słoneczne oraz kaptur, wszedł mi w drogę, przez co wszystkie dokumenty upadły na ziemię.
- Mógłbyś trochę uważać, palancie! - krzyknęłam do niego, ale nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Po prostu poszedł dalej, zostawiając mnie z bałaganem - Szlag - przeklęłam pod nosem, zbierając wszystko.
- Pomogę ci - odezwał się czyjś głos nade mną. Podniosłam głowę, dostrzegając niedawno poznanego chłopaka. Ryan kleknął obok mnie, podając mi każdy ważny dokument.
- Nie trzeba, poradzę sobie - mruknęłam.
- Muszę udzielić pomocy damie w opałach - uśmiechnął się do mnie, za chwilę podając mi swoją dłoń, bym mogła wstać - Miło cię znów widzieć. Nic ci się nie stało? Widziałem jak jakiś debil o mało co cię nie potrącił.
- Nie, w porządku. Po prostu go nie zauważyłam - odrzekłam - Co ty tu robisz?
- Byłem w restauracji tu niedaleko. Zaparkowałem swój samochód na tym parkingu, ponieważ wiesz jak to jest w mieście. Gdzie się postawisz, musisz zapłacić nawet za głupie piętnaście minut wyjścia do sklepu - odpowiedział - A ty? Pracujesz w tym budynku?
- Tak, pracuję tu.
- No nie gadaj. To jedna z najlepszych firm architeckich.
- Mój ojciec jest prezesem oraz założycielem tej korporacji.
- Wow. Zaskoczyłaś mnie dziewczyno - uśmiał się - Nie miałabyś może ochoty pójść ze mną na kawę? Tu niedaleko znam niesamowitą kawiarnię.
- Chciałabym, ale śpieszę się do domu. Przepraszam.
- Jasne, rozumiem - przytaknął głową - Czy mógłbym prosić o twój telefon? Wiem, że to głupio brzmi, ale po prostu chciałbym mieć z tobą kontakt. Może następnym razem uda nam się gdzieś wyjść.
- Ależ oczywiście - uśmiechnęłam się, wymieniając się z nim numerami.
- No to do zobaczenia, Vanessa. I uważaj na siebie! - pożegnał się ciepło, po czym za chwilę wrócił do swojego pojazdu.


Kiedy tylko chłopak ruszył i przejechał obok mnie, ostatni raz pomachałam mu, na co odwzajemnił gest. Poprawiłam swoją torebkę na ramieniu i postanowiłam również wreszcie udać się do swojego auta. Położyłam ostrożnie teczki wraz z niepoukładanymi materiałami na tylne siedzenie i zamknęłam drzwi. Po chwili z daleka ujrzałam tego samego mężczyznę w czarnym kapturze. Stał ze skrzyżowanymi rękami przy swojej maszynie, mając na sobie okulary co uniemożliwiało mi zobaczenie jego twarzy. Przełknęłam ślinę, za chwilę szybko siadając za kierownicę. Włożyłam kluczyk do stacyjki, po czym nie tracąc ani chwili dłużej, wyjechałam z parkingu by tylko uniknąć nieznajomego.

~*~

W drodze do domu, załapałam się na gigantyczny korek prowadzący do centralnego miasta. Miałam przez ten czas okazję zauważyć, że po mojej lewej stronie, na drugim pasie, za kilkoma samochodami, stało to samo auto, przy którym stał facet z kapturem na parkingu przy firmie ojca. Wydawało mi się, że ten koleś przez cały czas mnie śledzi. Ale dlaczego? Co z nim jest nie tak? Byłam kompletnie zła, ale z drugiej strony ten mężczyzna cholernie mnie przerażał. Najpierw ta sytuacja na parkingu, teraz to. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że bałam się mu powiedzieć coś w twarz. Do odważnych nigdy niestety nie należałam.

W momencie gdy korek na moim pasie postanowił się ruszyć, oddaliłam się od tajemniczego gościa. Korek na jego pasie nawet nie drgnął przez cały ten czas, za co naprawdę dziękowałam Bogu. Z głównej autostrady od razu skręciłam w prawą uliczkę, którą jechałam tylko piętnaście minut by znaleźć się w domu.

Podjechałam pod swoje mieszkanie, zaparkowując się przed bramą, którą za pomocą pilota, trzeba było otworzyć. W chwili kiedy brama wjazdowa się podniosła, w lusterku zobaczyłam ponownie ten sam samochód, który śledził mnie przez całą drogę aż na autostradę. Mężczyzna w kapturze szybko przejechał za mną by za chwilę znów zniknąć mi z oczu. W tym momencie, wiedziałam już, że ten facet może być naprawdę niebezpieczny i to nie tylko dla mnie, ale także dla moich bliskich. Postanowiłam, że jeżeli kolejny raz się pojawi, zgłoszę tą sprawę na policję. Nie wiem kim jest ten człowiek, który próbuje w jakiś sposób przyciągnąć moją uwagę, ale dopilnuję, że dostanie surową karę za naruszanie praw innych.

~*~

Następnego ranka, gdy tylko słońce wzeszło na niebie, a Lily jeszcze drzemała, udałam się do ogródka, gdzie pasowało trochę zrobić porządków. Już od dawna nie zajmowałam się tu niczym, a chwastów aż mnóstwo na trawniku. Co na dodatek, atakują moje niektóre ozdobne rośliny. Musiałam zadziałać, inaczej z ogródka pozostałoby nic.

W czasie przerwy na kawę, postanowiłam zrobić pranie z brudnymi ciuszkami mojego aniołka. Nagle, kiedy wraz z koszem z ubraniami weszłam do łazienki, której wejście znajdowało się od strony mojej sypialni, na lustrze widniał duży napis, napisany moją fioletową szminką.

"Uwierz"

Wszystkie moje kosmetyki były porozrzucane na podłodze oraz trochę z nich leżało również w zlewie. Odwróciłam się do otwartych drzwi, zauważając, że okno w sypialni jest otwarte. Postawiłam kosz na pralce by móc posprzątać cały bałagan panujący w pomieszczeniu. Starłam napis z lustra, ale za kosmetyki nie udało mi się zabrać, ponieważ poczułam jak łzy zaczęły spływać mi momentalnie po policzkach. Oparłam się o wannę, przecierając mokre oczy. Wszystko było przepełnione strachem. Od paru dni ktoś mnie prześladował, a ja nie miałam pojęcia kto to mógł być. Bałam się, ponieważ nawet nie wiedziałam kto ten ktoś chce ode mnie. Zrozumiałam, że nawet jakbym zadzwoniła na policję oraz powiadomiła ich o mojej aktualnej sytuacji to i tak nic by nie zrobili, ponieważ nie wiedzieliby kto za tym wszystkim stoi. Sama zresztą nie znałam. Chciałam pomimo tego, pójść na ten komisariat, ale również bałam się, że wtedy sprawca może zrobić mi krzywdę lub co najgorsze, mojej córce. 

Nie mogłam przestać płakać. Brakowało mi sił. Czułam okropny ból rozrywający mnie od środka, jakbym była w wielkiej klatce z której nie ma ucieczki. Nie umiałam zapanować nad sobą. Nie umiałam nawet poradzić sobie z tą całą sytuacją. Nie robiłam praktycznie nic by wszystkiemu zapobiec. Byłam po prostu tchórzem. 
- Vanessa? - głos rozległ się po mieszkaniu - To ja Chris, weszłem tylnymi drzwiami. Gdzie jesteś? - nie odzywałam się, nie miałam nawet siły wypowiedzieć cokolwiek - Vanessa! - zapłakana, siedziałam na podłodze, czując jak tusz do rzęs rozmywa się na moich policzkach - Odezwij się, Vanessa! - chłopak był coraz bliżej. Słyszałam jego kroki, zbliżające się do mojej sypialni. Drzwi zaskrzypiały, a ja ponownie usłyszałam jego charakterystyczne kroki. Kiedy tylko zobaczył mnie w łazience, od razu z przerażeniem namalowanym na jego twarzy, rzucił się z pomocą - Boże, Vanessa. Co się dzieje? Słyszysz mnie? - moje powieki stały się ociężałe, jednak nie traciłam przytomności. Wciąż udawało mi się mieć kontakt ze światem - Vanessa! Vanessa odezwij się, słyszysz mnie, hej!? - spojrzałam na niego, kiwając lekko głową. Automatycznie podniósł mnie z podłogi, biorąc na ręce by móc położyć mnie na łóżku. Nie czułam mięśni, nic - Co się stało, Vanessa? Spójrz na mnie, nie trać kontaktu ze mną. Słyszysz mnie?
- T-tak - wymamrotałam, próbując utrzymać wzrok na nim.
- Powoli powiedz mi co się stało - wziął chusteczkę z wodą by przetrzeć tusz z moich policzków - Czemu jesteś zapłakana?
- I-idź s-sobie.
- Co ty mówisz? Chcesz bym wyszedł i cię zostawił? Przecież widzę w jakim złym stanie jesteś. 
- Idź - zażądałam, czując jak tracę siłę z mojego ciała.
- Nigdzie nie pójdę, dopóki nie powiesz mi co się z tobą dzieje.
- Idź - ponownie oznajmiłam - P-poradzę sobie - podniosłam się ledwo by móc usiąść na łóżku.
- Nie poradzisz sobie, Vanessa. Spójrz na mnie - podniósł mój podbródek - Powiedz mi, co ci jest.
- N-nie - nie panowałam nawet nad tym co mówię.
- Ale
- Idź - odpowiedziałam na co chłopak kiwnął zrezygnowany głową i powoli ruszył do drzwi - C-Chris nie - próbowałam go nagle zatrzymać, ale upadłam na dywan. Brunet od razu zareagował, kucając na podłogę, po czym podciągnął mnie do siebie - P-potrzebuję cię - rzuciłam mu się na szyję, rozpłakowując się po raz ponownie.
- Vanessa, co się z tobą dzieje? - spytał na co odsunęłam się od niego by móc spojrzeć mu w oczy.
- Nie mogę ci p-powiedzieć - jąkałam się.
- Czemu?
- Prze-przepraszam cię - przesunęłam palcem po jego policzku - Po p-prostu bądź przy mnie.
- Zawsze będę. Przecież wiesz, że nigdy nie pozwolę by coś ci się stało - odgarnął moje włosy do tyłu - Nie płacz, proszę.
- Naprawdę nie pozwolisz bym cierpiała?
- Zrobię wszystko co możliwe by uniknąć tego bólu - podciągnął mnie na swoje kolana, gdy tylko przysunął się bliżej szafy by móc się oprzeć o nią plecami.
- Chris? - nieśmiałość wkroczyła do akcji.
- Tak?
- Pocałuj mnie - powiedziałam, czując myśli przewracające się w mojej głowie jak przy wypiciu zbyt dużej ilości alkoholu.
- Co? - przyglądał mi się zszokowany tym co powiedziałam.
- Potrzebuję twojej bliskość.
- Czy ty zdajesz sobie sprawę co ty właśnie powiedziałaś?
- Zrób to - nakazałam.
- Nie, Vanessa. Nie myślisz trzeźwo.
- Wiem co myślę i czego chcę - ponownie przejechałam swoim palcem po jego policzku.
- Nie pocałuję cię - protestował.
- Chcesz tego.
- Przy normalności, nie powiedziałabyś mi nawet takich rzeczy. Nie jesteś trzeźwa.
- Zrób to - wyszeptałam do jego ucha, po czym przeniosłam jego dłonie na moje biodra - Proszę.
- Vanessa, nie chcesz tego.
- Chcę.
- Znam ciebie bardziej niż ty samą siebie.
- Pocałuj mnie - powtórzyłam, przybliżając swoją twarz bliżej niego, następnie pozostawiając krótkie całusy pod jego uchem.
- Vanessa stop - odsunął mnie od siebie - Nie zrobię nic wbrew twojej woli. Nie chcesz bym cię pocałował. Jesteś po prostu nie trzeźwo myśląca, rozumiesz mnie? - brunet powstrzymywał się od potrzeby, której czułam, że pragną nawet bardziej niż ja.
- Chociaż ten jeden raz złam jakąś zasadę - powoli przysunęłam się do chłopaka, swój wzrok ustabilizowując na usta, które w tym momencie stanowiły najważniejszy cel. Poczułam jak Chris szybko oddycha przez moją zbyt bliską bliskość. Prawą dłonią dotknęłam delikatnie jego policzka, po czym powoli musnęłam jego wargi. Brunet na początku bał się wszystkiego odwzajemnić, jednak szybko udało mu się przyzwyczaić do mojego nagłego ruchu. Chris przełożył swoją dłoń z mojego biodra na szyję, pogłębiając nasz pocałunek. Swoją rękę położyłam na jego koszulce, drugą podtrzymując bok jego szyi. Chłopak uśmiechnął się po przez pocałunek, a następnie położył mnie na dywanie, odrywając na chwilę nasze usta. Nie wiedział co robić dalej, ponieważ był totalnie zaskoczony tym co właśnie dzieje się pomiędzy nami. Z głupim uśmieszkiem na twarzy, pociągnęłam go delikatnie za koszulkę, całując po raz kolejny, co poskutkowało, że przybił mnie do podłogi swoim ciałem. Tym razem to Chris podjął się wyzwania i wpił się w moje usta, bardziej pogłębiając narastającą przyjemność. Przez wszystkie te miesiące, najbardziej brakowało mi właśnie tego. Byłam człowiekiem, odrzucającym każde najbardziej pożądane uczucie. Chciałam być po prostu kochana przez kogoś, komu na mnie zależy i komu ja wiem, że mogę ufać.

Chris przeniósł swoje pocałunki na moją szyję, pozwalając mi zaczerpnąć trochę powietrza. Muskał delikatnie moją skórę, powodując, że za chwilę pojawiła się na niej gęsia skórka. W momencie gdy jego wargi całowały mój czuły punkt za uchem, po raz kolejny moje oczy stawały się być ociężałe. Po chwili zobaczyłam jak twarz Chrisa ukazuje się przede mną, mówiąc coś do mnie, ale nie udało mi się zrozumieć. Powieki opadły, ukazując ciemność.

~*~

Wiele rzeczy mnie zastanawia. Wszystko niby jest proste, a jakby się temu przyjrzeć, skomplikowane niczym enigma. Zastanawia mnie to, jakby potoczyło się moje życie, gdybym dokonała innych wyborów. Jaka bym teraz była, jak myślała, co robiła, gdzie, z kim i jak. Czy byłabym nadal tą cholerną, głupią idiotką z wrażliwym sercem? Może mogło potoczyć się inaczej? Jakie to jest upierdliwe, gdy musisz wszystko udawać, pamiętam dni gdy uśmiechałam się do innych by tylko nie myśleli, że coś może być nie tak, moje życie miało być perfekcyjnie ułożone. Nikt nie mógł przecież wiedzieć, że dzieje się źle. Teraz nie chcę mi się uśmiechać, jestem często zbyt szczera, zbyt ciekawska, zbyt mało zainteresowana, zbyt poważna, zbyt infantylna, zbyt szczęśliwa, zbyt smutna, zbyt inteligentna, zbyt głupia. Nigdy idealna, nigdy perfekcyjna. Tyle zmian rodzi się na moich oczach, a ja udaję, że nie widzę. A może nie chce widzieć?

"Doprowadza cię to do depresji? Wiedzenie jak naprawdę sama jesteś?"
Sekunda za sekundą, minuta za minutą, godzina za godziną. To wszystko tak szybko płynie. Chcę zatrzymać czas, a najlepiej się cofnąć do momentu jak miałam dwanaście lat i wybrać inną życiową drogę. Popełniam tyle pomyłek, życie mnie idealnie doświadczyło, a nadal robię miliony błędów. Co ze mną jest nie tak? Czekam na coś co się nie wydarzy, na coś całkowicie wyimaginowanego. Żyję sentymentami, których nigdy nie zrozumiem, to smutne. Wróć tutaj, zajmij się mną i po prostu nie odchodź. Cholernie się pogubiłam. Zgubiłam głowę, a z nią parę innych części. Pomóż mi je odnaleźć, poukładać na swoje miejsce i naprawić tak by działały jak wcześniej. Jesteś w stanie to zrobić? A no tak. Przecież ty nie żyjesz. Nie żyjesz, Harry. Gdybyś nawet żył, dlaczego miałbyś wrócić do takiego dna jak ja? Nie umiem słuchać głosu swojego serca, ani rozumu. Nic nie podpowiada mi dobrze. Sam widzisz co się ze mną dzieje. Życie toczy się tak szybko, a jednocześnie tak wolno, nie wiem co mam robić, gdzie iść ani nawet czy tego chcę. Za dużo, zdecydowanie za dużo.

Każdego dnia budzę się i zastanawiam co będzie jutro. Tak cholernie nie lubię wstawać z myślą, że nie mogę nic zmienić. Zastanawiam się co dalej z tym wszystkim, ale im więcej myślę, tym bardziej nie jestem niczego pewna. Wszyscy ode mnie czegoś oczekują. Chcecie wiedzieć co będę robić za rok, jak będzie wyglądać moja przyszłość. Tylko pytacie, a nie potraficie mi pomóc, nikt nie potrafi. Chcecie wiedzieć tak dużo, a ja nie mam dla was ani jednej odpowiedzi. Chciałabym stąd uciec na jakiś czas. Odwiedzić jakieś nowe miasto. Zniknąć z życia na parę dni. Mam dość widoku z mojego okna. Jest piękny, ale mnie przytłacza. Tak jak wszystko zresztą.


Sam widzisz jaka jestem. Jednego dnia czuję się dobrze, drugiego chcę umrzeć. Co mi z takiego życia? No powiedz mi co? Czy jest w ogóle sens żyć, jeśli czujesz pustkę w sercu? Nie potrafię pokochać nikogo, bo wciąż żyję tobą. Czy to jest rozsądne? Robię w życiu same głupoty za które potem płacę. Ile ich jeszcze będzie? Kiedy uda mi się nad sobą zapanować? A może w ogóle mi się nie uda?

To właśnie ból sprawia, że jestem w stanie tylko o nim myśleć. Unoszę się na falach bólu, dryfując na krawędzi świadomości. Dlaczego to tak boli? Twoje odejście, czemu boli? Wydaje mi się, że czasem czuję twoją obecność tuż obok, że słyszę twój głos. Nie potrafię zmusić się do racjonalnego myślenia, a jak już to tylko na kilka dni. Czemu tak bardzo mieszasz mi w głowie? Czemu prześladujesz mnie? Czemu to robisz? Skończ i opuść mnie. Proszę, opuść.

Otworzyłam leniwie swoje powieki, za chwilę zostając oślepiona światłem. Przetarłam oczy, dostrzegając Chrisa oraz Nialla wraz z resztą chłopaków. Poruszyłam rękami, czując pod sobą miękką pościel.  
- Gdzie ja jestem? - obróciłam głowę na lewo, zauważając charakterystyczny kolor ścian oraz meble, które były wybierane do mojej sypialni.
- W twoim pokoju - do moich uszu dobiegł głos blondyna - Jak się czujesz?
- Co się stało? 
- Zemdlałaś - odparł Chris. Jego twarz wskazywała przerażenie. Ale dlaczego?
- Vanessa co ty ze sobą robisz? - spytał Zayn - Po co wzięłaś te cholerne tabletki? - wskazał na pudełeczko po które z tego co pamiętam to sięgnęłam rano - Popiłaś je kawą, mam rację? To pogorszyło twój stan kompletnie.
- Dziewczyno, czy ty oszalałaś? - wtrącił się Louis - To mogło cię zabić. Jakbyś chciała wiedzieć to tabletki depresyjne z takim składem na pewno ci w niczym nie pomogą.
- Chłopaki uspokójcie się - Liam próbował załagodzić sytuację.
- Głowa mnie boli - odrzekłam, po czym Chris pomógł mi się podnieść. Usiadł obok mnie i przytrzymał.
- Ja do chuja nie rozumiem co się z nią dzieje! Kurwa Vanessa, myślałaś o Lily? Co będzie z nią, jeśli ty będziesz zadrążała się w tych gównach? Wiesz do czego to prowadzi?
- Ale ja nie wiedziałam, że te tabletki będą miały takie skutki. Brałam je pierwszy raz. 
- Zamiast brać jakiekolwiek lekarstwa, powinnaś się zastanowić nad tym co robisz! Twoje decyzje stają się nieodpowiedzialne. Krzywdzisz nie tylko siebie, ale i własną córkę! 
- Nie mów tak do niej, Tomlinson - odezwał się Christopher.
- Nie wtrącaj się, chuju - zagroził mu - Posłuchaj mnie teraz uważnie Vanessa. Nie wiem co ty chcesz ze sobą zrobić, nie kumam cię dobra? Ale wiesz co? Jeśli dalej będziesz tak siebie traktować to będę musiał odebrać ci prawa do dziecka.
- Nie zrobisz tego! - poczułam błyskawiczny przypływ złości.
- A właśnie, że zrobię. Nie mam zamiaru pozwolić by Lily wychowała nieodpowiedzialna kobieta, która nie umie nad sobą nawet zapanować. 
- Czemu tak bardzo ci zależy na zniszczeniu mnie emocjonalnie? 
- Nie chcę cię zniszczyć. Chce ci tylko uświadomić jak bardzo duży błąd robisz. 
- Nie wygrasz ze mną - warknęłam. 
- Uwierz mi, nawet bym nie chciał - odpowiedział, a następnie tak po prostu opuścił nas wszystkich, wychodząc z sypialni.
- Vanessa - kontynuował Niall, próbując mnie uspokoić, kładąc swoją dłoń na moim ramieniu, ale ze złości szybko ją zepchnęłam.
- Wy wszyscy jesteście siebie warci! - totalnie wkurzona stanęłam na nogi i ruszyłam do pokoju Lily, mając nadzieję, że dziewczynka się już obudziła. Kiedy otworzyłam drzwi, weszłam do pomieszczenia, od razu zamykając je za chwilę na klucz. Odwróciłam się w stronę łóżeczka, gdzie moja mała sobie siedziała, bawiąc się swoim ulubionym misiem.
- Moje maleństwo - gdy dziewczynka tylko mnie zobaczyła, automatycznie się uśmiechnęła. Podniosłam ją na ręce, przytulając do siebie. Nie mogłam pozwolić na to by ktoś mi ją odebrał. A szczególnie Tomlinsonowi, który jest totalnie chory na punkcie mojego wychowywania Lily. On nigdy nie potrafił zrozumieć co przechodzę, jak bardzo ciężko mi jest. Myślał tylko i wyłącznie o tym, że Lily zasługuje na więcej niż to co ja jej daję, ponieważ jak to mówi jest córką Harry'ego. Co mnie to obchodzi, że to jego córka? Jego tu nie ma, on nie żyje. To ja mam tu najwięcej do gadania, bo to ja jestem jej matką. Nikt nie będzie mnie po pierwsze szantażował. O swoich najbliższych potrafię zawalczyć i jeśli Louis na serio ma zamiar podać mnie do sądu o złe wychowywanie dziecka, proszę bardzo. Ale od razu mogę powiedzieć, że przegra i nigdy nie będzie miał tego czego chce. 
- Vanessa? Wiem, że tam jesteś - usłyszałam głos Chrisa za drzwiami.
- Opuście wszyscy mój dom, natychmiast. Albo zadzwonię po policję.
- Posłuchaj, nie chcesz tego zrobić - bronił się - Rozumiem, że Louis przesadził ze swoimi słowami, ale uwierz mi, on ci tego nie zrobi. 
- Powiedział jasno. Jeśli się nie zmienię, on zabierze mi Lily.
- Ale nawet nie ma do tego żadnych praw! Vanessa, nie musisz się zmieniać, słyszysz? On nie miał na myśli totalnej zmiany.
- To co do jasnej cholery miał na myśli?
- On chce byś się zastanowiła nad swoją przyszłością. 
- Każde moje decyzje, nie powinny nikogo obchodzić. Każ wszystkim wyjść!
- Otwórz drzwi Vanessa, proszę. Chłopaki wyszli na zewnątrz, jestem tu tylko ja.
- Czemu miałabym ci otworzyć?
- Ponieważ musimy o czymś porozmawiać - odparł.
- O czym niby?
- O tym co się pomiędzy nami dziś stało.
- Co się stało?
- Nic nie pamiętasz? - zapytał.
- Ale co?
- Jeśli mi nie otworzysz to się nie dowiesz - odpowiedział - Proszę, Vanessa - po chwili namysłu, postanowiłam, że otworzę chłopakowi. Odłożyłam dziewczynkę z powrotem do łóżeczka, podając jej zabawki, po czym podeszłam do drzwi, przekręcając kluczyk w zamku. 
- Dziękuję - wyszeptał brunet, wchodząc do pokoju, a następnie zamykając pomieszczenie.
- Co chcesz mi powiedzieć? Co się miało niby pomiędzy nami stać?
- No więc, wszystko zaczęło się od tego kiedy znalazłem cię totalnie zapłakaną w łazience. Nie miałem pojęcia dlaczego tam byłaś i dlaczego płakałaś. Nie chciałaś mi powiedzieć jaki był tego powód. Na początku kazałaś mi wyjść gdy tylko przeniosłem cię do sypialni, ale potem tak nagle zmieniłaś swoje myśli. Powiedziałaś bym nigdzie nie szedł, bym cię nie zostawiał. W pewnym momencie upadłaś na podłogę, kiedy próbowałaś mnie zatrzymać. Kucnąłem przy tobie by cię podciągnąć, ale rzuciłaś się na mnie, jakbyś mnie nie widziała przez kilka lat - zagryzłam wargę ze strachu przed dalszymi wydarzeniami - Nagle powiedziałaś do mnie bym cię pocałował - wpatrywałam się zaskoczona w bruneta - Mówiłem ci, że tego nie chcę, ponieważ nie myślałaś dość trzeźwo. Nie chciałem nic robić wbrew twojej woli, ale byłaś tak uparta na to bym cię pocałował. Odmawiałem tyle razy, ale ty nawet mnie nie słuchałaś. Po chwili sama to zrobiłaś, a ja
- A ty?
- A ja nie umiałem zaprzestać niczego - odpowiedział, na co przytkałam dłoń do ust - Przepraszam, Vanessa.
- O mój boże. Nie wierzę, że nakłoniłam cię do tego wszystkiego. 
- Nie powinien był ci na to pozwalać. To po części moja wina.
- Jestem kompletną idiotką, dnem - upadłam na kolana.
- Hej, Vanessa spójrz na mnie - nakazał - Wcale nie jesteś. Po prostu nie potrafisz sobie poradzić - kucnął przede mną.
- Próbowałam już tyle razy i co z tego wyszło? Nic - wytarłam mokre oczy, które były gotowe wypuścić kilka łez.
- Wszystko w życiu da się naprawić. Musisz tego chcieć. Musisz mieć przed sobą ten jeden cel i wmawiać sobie, że ci się uda. 
- To nic nie da, Chris - westchnęłam.
- Da, jeśli w to uwierzysz. Spójrz, nie każdy jest perfekcyjny. Nie ma człowieka, który byłby doskonały i idealny. Zawsze znajdzie się coś, czego nie robi idealnie, coś co mu się nie udaje, bądź ma jakieś słabości, których pozbyć się nie może. Tak samo, każdy człowiek ma jakieś wady, nie ma ludzi wspaniałych. Nawet jeśli ktoś ma serce na dłoni to jest w nim jakaś zła cecha, której może nie pokazuje, ale jednak jest. Nigdy nie będzie człowieka idealnego, ludzie mogą dążyć do perfekcji, ale w stu procentach to się nigdy nie uda. Po prostu człowiek jest tylko człowiekiem, a nie księgą, w której wszystko jest poukładane i idealne.
- Jeśli nie ma perfekcji, to czemu Louis chce bym była perfekcyjną matką? Nie mam przecież doświadczeń, popełniam błędy jak każda kobieta ze swoim pierwszym dzieckiem. 
- Nie słuchaj takich ludzi jak Tomlinson. On nie myśli dobrze. Nie wie jak to mieć odpowiedzialność nad takim małym dzieckiem. Jak bardzo dużo trzeba poświęcać takiej małej istocie czasu. Zresztą, faceci nie potrafią zrozumieć kobiet w tym temacie. Po prostu nie przejmuj się tym co on mówi. Jesteś niesamowitą, odpowiedzialną matką. Ja to widzę i wiem.
- Szkoda, że tylko ty potrafisz to zauważyć. 
- Reszta przyjaciół też to wie. Tylko może Louis jest tym jedynym wyjątkiem.
- Masz czasami tak, że chcesz zrobić wszystko dobrze, ale nie potrafisz? Próbujesz, ale od razu polegasz? Nie potrafię czegoś naprawić i to ciągle ciągnie się za mną. Staram się zapanować nad sobą, ale coś mi nie pozwala.
- Problem siedzi w twoim sercu. Wiesz co to? - zapytał, przyglądając mi się - To miłość. Nie możesz przestać zapomnieć straconej miłości. Wciąż kochasz tego mężczyznę, który tak zmienił twoje życie. To normalne, że przez pewien czas, on ciągle będzie tam, gdzie jego miejsce. Serce nie potrafi przestać kochać, wtedy kiedy my chcemy. Przyjdzie moment w którym serce samo postanowi udostępnić miejsce komuś innemu. 
- Jesteś jedyną osobą, która podtrzymuje mnie przy tym wszystkim co się właśnie dzieje. Twoje słowa, potrafię przetwarzać sobie nocami. Jest w nich coś niezwykłego i to potrafi postawić mnie na nogi - odrzekłam szczerze - Dziękuję, że zawsze stajesz po mojej stronie oraz w mojej obronie.
- Jak długo będziesz mnie potrzebować, tak długo przy tobie będę - oznajmił. Podeszłam do przyjaciela na kolanach, przytulając go mocno do siebie. 
- Dziękuję - szepnęłam do niego ucha, za chwilę kładąc swoją głowę na jego ramieniu.
- Nie przeszkadza ci to, że wcześniej, no wiesz, my
- Nie powiem, że mi z tym nie głupio. Owszem, że trochę jest. Mam straszne wyrzuty sumienia, że do tego doszło, ale przecież do przeszłości się nie cofniemy. Zapomnijmy po prostu o tym. 
- Dobrze. To ja już pójdę. Muszę jechać do pracy na nockę. 
- Jasne, nie ma sprawy. 
- Chcesz porozmawiać z chłopakami? - spytał - Vanessa, oni nie są niczemu winni. Nie powinnaś być na nich zła tylko i wyłącznie za to, że wasz przyjaciel coś złego powiedział na twój temat. Oni nie mają na niego wpływu.
- Masz rację. Nie wiem czemu w ogóle ich obwiniam za to. Poproś ich by przyszli.
- Zrobię to. Do zobaczenia i pamiętaj o tym co ci mówiłem. Postaw przed sobą cel i pokaż, że coś można zmienić. 
- Nad tym, pozwól, że pomyślę - uśmiechnęłam się. 
- No dobrze. Trzymaj się - ucałował mnie w policzek, następnie stając na nogi - Wiesz co? Ty masz w sobie potencjał aby dokonywać wspaniałych czynów, wystarczy uwierzyć w nie. 
- Może tym razem tobie uwierzę - uśmiałam się.
- Jak chcesz to mogę przyjść jutro.
- Nie ma problemu, dobranoc.
- Dobranoc - machnął i zniknął za drzwi, na koniec jeszcze posyłając swój słodki uśmiech.

Chris dał mi naprawdę dużo do myślenia. Zrobiłam błąd, oskarżając niewinnych. Ale w słowa Louisa nie mogłam uwierzyć. Czy naprawdę mógłby odebrać mi Lily? Czy naprawdę posunąłby się do takiego czynu? Kim on w takim razie jest, jeśli nie moim przyjacielem, który powinien mnie w takim momencie wspierać? Tomlinson na każdym kroku stara mnie się dobić od każdej możliwej strony. Nie miałam zamiaru zrobić sobie krzywdy przez te tabletki. Skąd wiedziałam, że ich skład może tak źle na mnie wpłynąć? A jeszcze z kawą, bardziej pogorszyć? Ale przecież człowieka lepiej jest najpierw osądzić. Po co dowiedzieć się powodów.
- Vanessa? - odezwał się Zayn, wchodząc wraz z Niallem i Liamem do pokoju dziecka w którym się aktualnie znajdowałam - Chris powiedział, że ty
- Tak, chcę z wami porozmawiać - wstałam na nogi.
- Przepraszamy za zachowanie Louisa - powiedział Liam, spuszczając głowę.
- Ile razy ja to już słyszę? Przestańcie za niego przepraszać. To nie wasza wina, że on taki jest.
- Ale czujemy się winni za niego - odrzekł mulat.
- Nie potrzebnie. Każdy powinien odpowiadać za samego siebie.
- Ale to co on powiedział, naprawdę nas wszystkich zabolało. Vanessa uwierz nam, on ci tego nie zrobi. Jesteśmy przekonani, że nawet się do czegoś takiego nie posunie - zapewnił Liam.
- Nie chcę rozmawiać o Tomlinsonie. Dla mnie to skończony temat. Jeśli chce ze mną walczyć to niech walczy. Przekonamy się kto polegnie jako pierwszy - odpowiedziałam, zakładając kosmyk włosów za ucho - Chciałabym porozmawiać z wami o czymś kompletnie innym. 
- Coś się stało? - spytał Horan.
- Tak, coś poważnego. Spójrzcie - podałam im dwie kartki, które znalazłam w mieszkaniu - Znalazłam jedną na wycieraczce przed drzwiami wejściowymi, a drugą na oknie w mojej sypialni. Na dodatek w mojej łazience, ktoś napisał na lustrze "uwierz".
- Wiesz od kogo są te kartki? - wtrącił Malik.
- Nie mam pojęcia. Nie wiem nawet co ten ktoś chce mi przez nie powiedzieć.
- Śmieszne, bo pierwszy kto mi przyszedł do głowy to Harry, ale potem zdałem sobie sprawę, że przecież on nie żyje - uśmiał się, podając kartkę blondynowi.
- W takim razie, kto by pisał do mnie takie rzeczy? W co ja niby mam uwierzyć?
- Ten ktoś chce ci powiedzieć, żebyś uwierzyła w osobę, którą kochasz - odpowiedział Payne - Czyli w Harry'ego, prawda?
- Tak, ale po co niby miałabym w niego uwierzyć?
- A ja wiem? 
- To w ogóle nie logiczne, chłopaki - odparł Niall - Tak jak ona mówi, po co miałaby uwierzyć w osobę, która jest już z rok w grobie?
- Ale słuchajcie, popatrzcie na to z drugiej strony - oznajmił Zayn - Po coś ten człowiek przecież musiał wspomnieć o osobie, którą kocha Vanessa. Inaczej, by tego nie pisał, no nie?
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytałam, otrzymując swoje kartki z powrotem.
- Za tym coś się kryje. Tylko jeszcze nie wiemy co.
- Najpierw musimy się dowiedzieć kto cię prześladuje, a potem co ten ktoś stara ci się przez te kartki powiedzieć - poinformował Liam - Tylko problem w tym, że niewiadomo jak zacząć. 
- No i stoimy w kropce - westchnęłam, chowając kartki do tylnej kieszeni spodni.




Od autorki: Jak się dorwę do laptopa to przysięgam, że nawet nie potrafię się oderwać, co właśnie skutkuje długimi rozdziałami, haha. No więc, mamy magiczną 90! Cóż za duża liczba, co nie? Nie będę dziś przynudzać swoimi wypowiedziami na temat rozdziału, więc zostawiam was jedynie z waszymi domysłami odnośnie tego numerka.

No to co? Do zobaczenia za 2 tygodnie?
29 Październiku, nadchodzi 91 rozdział! :D x 



2 komentarze:

  1. Wooow, jaki świetny rozdział *o* Po takim czasie powinnam się już przyzwyczaić do twojego stylu pisania, ale jak na przekór nie mogę. Za każdym razem jestem pod wrażeniem publikowanych rozdziałów 💕 W sumie to jakoś nie zdziwiła mnie hmmm... prośba Van? Czasem myślę, że jest moim odzwierciedleniem. A co do tych liścików... Oglądałam kilka dni temu Kości i Booth upozorował swoją śmierć aby złapać przestępcę. Dobra. Moje myślenie jest bez sensu, ale kocham Harry'ego, Ciebie i to opowiadanie, więc będę w to szczerze wierzyć 😂😂😂 Szkoda tylko, że muszę czekać aż 2 tygodnie, ale musisz wiedzieć, że za takie rozdziały mogę dać się pokroić :p Są naprawdę długie, ciekawe i pojawiają się (najczęściej) regularnie c: Masz talent :) Co z tego, że piszę to prawie za każdym razem? Mam nadzieję, że jesteś tego świadoma :* Do następnego xxx

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział świetny, kocham max <3/Natalia

    OdpowiedzUsuń