- Harry powinniśmy już iść... - stwierdził Niall, tak spokojnie, jakby nie chciał spłoszyć nadaremno zwierzęcia w lesie. Próbował zbyć temat. - Jesteś ranny.
- Nie wyjdę stąd dopóki nie dowiem się gdzie jest moja córka! - Harry wrzasnął ostrzegająco. Za chwilę mocno się szarpnął, kiedy Zayn nagle znalazł się przy Jasperze by pomóc mu utrzymać przyjaciela. - Gdzie ona jest!?
- Musiałeś uderzyłeś się mocno w głowę, Harry. - odparł Ashton, zbliżając się bliżej do zebranych, tym samym pozostawiając martwe ciało Chrisa. - Wygadujesz bzdury.
- Dobrze wiem co usłyszałem! - syknął w stronę Ashtona. - I kurwa nie wmawiaj mi, że wariuję!
- Ale... ale jak ty... - jąkał się Zayn, wzrokiem wbitym we mnie, choć jego wypowiedź była całkowicie do innego człowieka skierowana.
- Wiesz o dziecku? - Harry dokończył za niego zdanie. Zakpił sobie z nas wszystkich. - Czyli wiedzieliście. Wy wszyscy wiedzieliście o mojej córce! I nikt z was mi nawet o tym nie wspomniał!?
- To nie tak...
- Mam córkę i wiedzieliście o tym! - ponownie się szarpnął. - Ukrywaliście, że ta suka ma ze mną dziecko! Czyż nie tak kurwa było!? A ja głupi przez chwilę pomyślałem, że może warto dać wam szansę.
- Nie obwiniaj ich! - krzyknęłam, po czym stanęłam na nogi, nie zważając na protesty Ryana. Kosmyk włosów odrzuciłam za ucho. - Mów sobie co chcesz, ale nie obwiniaj ich o coś, czemu nie są winni! To moja wina!
- Czyli przyznajesz się, że mamy dziecko!? - jego oczy paliły jak płomienie, przeszywały moją skórę. - Dziecko, które z niewiadomego jakiego powodu przede mną ukrywałaś!
- Nie zrobiłabym tego, gdybyś nie zachował się wobec mnie jak kompletny dupek!
- Aha, czyli to miała być twoja zemsta? Za to, że cię zdradziłem!?
- Wystarczy! - Zayn z pomocą Jaspera pociągnął Harry'ego w stronę wyjścia, ale ten jednak nie miał zamiaru zakańczać rozmowy.
- Złamałeś mi serce! - czułam jak przypływ śmiałości uderza we mnie z wielką siłą. Złość skłoniła mnie by przestać tak bezczynnie stać w miejscu i wreszcie wymierzyć Harry'emu cios, który ukoiłby moje emocje. Ale oczywiście Ryan mi to uniemożliwił. Jego ręka błyskawicznie owinęła się wokół mojego brzucha. - Sądziłeś, że po tym co zrobiłeś, będziesz miał jeszcze jakąkolwiek szansę do wejścia w moje życie!?
- Nie miałem zamiaru ponownie tego robić! - zacisnął pięści w obu dłoniach. - I nie próbowałbym, nawet gdybym wiedział o tym, że mam z tobą kurwa dziecko!
Szatyn oddychał niespokojnie. Co chwila tracił kontrolę, gdy ja w tym momencie zastygłam w miejscu jak wpatrzony posąg. Mdłości utrudniały mi pracę z myślami, które przez to plotły mi niezłe figle.
- Skąd miałam o tym niby wiedzieć!?
- Gdybyś mnie znała, wiedziałabyś! - warknął - Ale widocznie nigdy nie znałaś!
- Oni się pozabijają! - oznajmił nieoczekiwanie Ryan. Na jego szyi pojawiły się widoczne żyły. - Zayn, Niall, zabierzcie go stąd!
- Zamknij się albo połamię ci kości przy najbliższej okazji! - Harry pokierował wzrok na chłopaka, który nadal mnie przytrzymywał przy zdrowych myślach. - Ty akurat nie powinieneś się w to mieszać, jebany zdrajco!
- Nie masz prawa jej obrażać ani osądzać za to czego dokonała! Zrobiła to dla dobra siebie i córki!
- Nie sądzę by moja córka była jej wdzięczna za to, że odseparowała ją od własnego ojca. - prychnął Styles. - I nie sądzę byś ty coś o tym wiedział.
- Nie doceniasz mnie.
- Ach, tak? - szatyn wywrócił oczami. - A czemu miałbym?
- Wiem co Vanessa przeszła, gdy dowiedziała się o "twojej śmierci". - wypowiadając moje imię, jego głos drgnął. - Pomogłem jej wyjść z depresji, której nie umiała się pozbyć. Powtarzałem, że ma dla kogo walczyć i tym kimś była właśnie jej... znaczy wasza córka.
Niall, Zayn, Jasper i Ashton stali wpatrzeli w obu mężczyzn. O dziwo, nie próbowali się wtrącać.
- Wjebałeś się w jej życie pod pretekstem jebanej miłości tylko po to, bo Thomas cię o to poprosił, ale tak naprawdę od zawsze byłeś tylko jego popychadłem, któremu nigdy na nikim nie zależało.
- Mylisz się. Poznałem bliżej Vanessę dopiero po tym jak zrezygnowałem dla niego pracować. Ona nie ma nic z nim wspólnego.
- I mam uwierzyć, że nie wykorzystałeś szansy bycia z nią, tym samym nie przywłaszczając sobie mojego dziecka? Próbowałeś zająć moje miejsce, skurwysynie!
- Ale nie zająłem! Choć zrobiłbym wszystko, by pomóc ułożyć jej życie! I nawet gdyby tak się złożyło, że oficjalnie byłbym ojcem waszej córki, traktowałbym ją jak własną!
- Nie pozwolę ci, żeby tak się stało! - wrzasnął Harry. - Nie masz prawa...
- Nie zrobię tego, nawet gdybym chciał. - ciepła dłoń Ryana znienacka odnalazła moją. Złączył pośpiesznie nasze palce razem. - Nie jestem takim człowiekiem, za jakiego mnie uważasz. Do tej pory, nie zrobiłem nic wbrew woli Vanessy, bo wiem co ona ciągle do ciebie czuje. I nie mam najmniejszego zamiaru tego zmienić.
Harry napiął raptownie mięśnie, zaś zdezorientowanie ponownie wymalowało się na jego twarzy. Wzrokiem przeleciał po mojej osobie, kiedy ja w między czasie jak zahipnotyzowana przyglądałam się Ryanowi.
- To nie ma znaczenia. To co było pomiędzy nami... tego już nie ma. Nigdy nie było. Byłem głupim nastolatkiem, który nie widział nic poza nią. - serce skurczyło mi się pod wpływem jego tonu głosu, cichego i skupionego, teraz bez ani krzty złości. - Myślałem, że miłość może być prawdziwa, że można równie kogoś pokochać z wzajemnością, ale po tym wszystkim co uważałem za realne, zostało mi jedynie cierpienie, które stworzone zostało przez najbliższych mi ludzi.
- To ty uważałeś, że cię nie kocham. - odparłam, odwracając głowę w jego stronę. Wydawało mi się, że moja odwaga przykuła jego uwagę. - Od pierwszego momentu... kiedy przyznałeś, że mnie kochasz... poczułam to samo co ty. Pomyślałam wtedy, że uda mi się zmienić tego chłopca, który poza swoimi przyjaciółmi, nie miał nikogo. Ale ty... ty przekonałeś mnie, że tego nie da się zmienić. Pomimo tego iż myślałam, że wiesz jakimi mocnymi uczuciami cię darzę, ty mnie zdradziłeś. Nie wyobrażasz nawet sobie jak potworny wtedy czułam ból. Miesiąc po twoim wyjeździe, dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Wtedy dosłownie cały mój świat zrównał się z ziemią.
- Byłaś w ciąży... ze mną. - chłopak wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku. Pozostali jedynie przyglądali się całej sytuacji. - Nosiłaś moje dziecko.
- Gdyby nie Miranda, byłabym zdolna je usunąć. - wykrztusiłam. Harry drgnął w miejscu jak poparzony, choć się nie odezwał. - Ale tego nie zrobiłam, bo przypomniałam sobie, że ono nie jest winne naszemu konfliktowi.
- Więc postanowiłaś urodzić dziecko...
- Tak. - kiwnęłam niepewnie głową. - Wtedy podjęłam się decyzji o niepowiedzeniu ci prawdy. To miała być kara za to, co mi zrobiłeś. Bałam się, że ty..., że ponownie będę przez ciebie cierpiała. Ale gdybym tylko wiedziała, że nie zrobiłbyś tego, pozwoliłabym ci mieć kontakt z Lily.
- Lily... - Harry wypowiedział te słowo by przetworzyć je w myślach. Wydawał się być oszołomiony, ale tym samym opanowany i pełny zrozumienia. - Tak nazwałaś naszą córkę? Lily.
- Ona nie może wiedzieć, kim jesteś, Harry. - kontynuowałam. - Nie może wiedzieć kim jesteś.
- Chcesz bym nigdy nie poznał własnej córki?! Nie masz żadnych praw mi niczego zabraniać! Jestem jej prawdziwym ojcem!
- Właśnie zabiłeś Chrisa, nie widzisz tego!? - oczy zeszkliły mi się momentalnie. - Pozbawiłeś go życia!
- I to dlatego to robisz? Chcesz by nasza córka żyła w niewiedzy, że nie ma ojca tylko dlatego, bo zabiłem tego chuja?!
- On nie zasługiwał na to! - krzyknęłam. - Nie zasługiwał na śmierć! Jego uczucia do mnie nie powinny o tym przesądzać!
Młody Styles mocnym szarpnięciem uwolnił się od uścisku Zayna oraz Jaspera, choć nie na długo. W połowie drogi zdążyli go przytrzymać.
- Tu nie chodziło o jego miłość do ciebie! Zrobiłem to, bo musiałem! Omal przez niego nie zginąłem wtedy w Miami! Próbował nas rozdzielić, nienawidził mnie za to, co ty do mnie czułaś. Nie umiał się z tym pogodzić.
- Ale to nadal nie świadczy o tym, że miałeś prawo do pozbawienia go życia! - słone łzy płynęły po policzkach, ale nie przejmowałam się tym zbytnio. - Jesteś mordercą! Nie mogę pozwolić ci być obecnym w życiu Lily!
- Nie waż się odbierać mi jej! - syknął gniewnie - Jeśli to zrobisz to ja zrobię wszystko by to tobie ją odebrano!
Harry sprawiał wrażenie dumnego ze swojego podejścia do sytuacji. Bacznie kontrolował swoją dominację, by przypadkiem nie została ona przejęta przez kogoś innego.
- Do jasnej cholery, zabierzcie go stąd! - Ryanowi podniosło się ciśnienie. Nakazał chłopakom by wynieśli go z budynku. - Na co czekacie!?
- Chce się z nią zobaczyć! - Harry oświadczył głośno i raptownie. - Chcę zobaczyć się z własną córką!
- Tak się nie stanie. - odrzekłam. - Nie zobaczysz jej.
- Nie utrudniaj tego, Vanessa! - ostrzegł wściekły. - Zapominasz, że mam do niej równe prawo jak ty!
- Harry, odpuść. Proszę. - Niall odezwał się kojąco. - Ten jeden raz, przestać działać wszystkim na nerwach. Porozmawiamy o tym później. Jesteś ranny, musimy cię opatrzeć. Louis i Liam mają Thomasa, jemu też pasowałby poświęcić trochę uwagi. Lily może poczekać.
- Nie. - zaprotestował raptownie siebie przekonany. - Ona nie może czekać. To moja córka!
- Chcesz załatwić to konfliktem? - zapytał, spoglądając na niego z przyjacielską opiekuńczością. - Chcesz by tak Lily wspominała swoje dzieciństwo?
Harry wyprostował się, nawzajem bacznie lustrując wzrokiem blondyna oraz mnie. Nadal miał podniesione ciśnienie, dłonie kurczowo zaciśnięte w silnym uścisku.
- Nie odbierzesz mi jej! - przemówił w moją stronę. - To ja jestem jej ojcem i nie zmienisz tego! Prędzej czy później się z nią zobaczę! A jeśli będziesz się nadal sprzeciwiała, tak jak do tej pory to robisz, to obiecuję, że odbiorę ci ją, nawet gdybym miał wychowywać ją samemu!
Zszokowana obserwowałam jak Styles z niechęcią pozwala na zabranie siebie z budynku. Moje serce wciąż nie zwalniało tempa, zaś umysł nadal próbował przeskanować kolejne wydarzenia. Harry wiedział o Lily i nie miał zamiaru odpuścić sobie walki o nią. Nie miał.
"W życiu każdego człowieka przychodzi taki moment,
w którym uświadamia sobie, że obiekt jego westchnień
jest również przyczyną jego udręki i autodestrukcji."
~*~
Z pomocą Zayna, który wcześniej w samochodzie opatrzył każdą z moich ran na kolanach oraz łokciach, wróciłam do domu. Przyjaciel wspomniał po drodze, jak bardzo Miranda bała się, że wszyscy zginiemy i jak kazała mu przysięgnąć, że jej nie opuści. Serce skurczyło mi się diametralnie. Miałam wielką ochotę rzucić się w jej ramiona i nie puścić dopóki mi nie nakaże.
Kiedy kluczem otworzyłam drzwi własnego mieszkania i przekroczyłam próg, Miranda znienacka rzuciła mi się w ramiona. Przytuliła mnie do siebie tak mocno, że w jednej chwili trudno było mi złapać oddech.
- Boże najświętszy. Vanessa. - szepnęła cicho, ale słyszalnie. - Myślałam już, że coś ci się stało. Ale ty... ty żyjesz, dzięki bogu. - dziewczyna miała przeszklone oczy. Widać było, że wcześniej musiała płakać. - Zayn, i ty też. Och. - wyciągnęła rękę ku mulatowi by przybliżył się do nich bliżej. I tak za chwilę zrobił. Chłopak otulił ramionami naszą dwójkę. - Tak bardzo się o was martwiłam. Myślałam...
- Miranda, nie ma o czym mówić. - Zayn starał się nie załamywać, choć można było się domyślić po tonie jego głosu, że jemu też jest przykro przez to, do czego doszło. - Jesteśmy bezpieczni, wszyscy. Nie mamy już powodów do zmartwień. Udało nam się złapać Thomasa.
- Tak?
- Tak, kochanie. Już nic nam nie grozi.
Miranda rozpłakała się, ale pomimo tego, promiennie się uśmiechnęła. Nadal nie mogła uwierzyć, stwierdziłam.
- Tak się cieszę, że to wszystko się wreszcie skończyło.
- To nie koniec. - przemówiłam raptownie. Zayn i Miranda wytrzeszczyli na mnie oczy. - Harry... on...
- Harry co? - przyjaciółka dotknęła chłodnymi dłońmi moich policzków by zmusić mnie do spojrzenia jej w oczy. - Vanessa, spójrz na mnie. Harry co?
- On... on wie... On wie o Lily.
- Co!? - brunetka wydała okrzyk przerażenia. - Ale jak to możliwe?
- Dowiedział się.
- Niby od kogo?
- Od Thomasa.
Miranda stanęła jak zamurowana. Przetarła niespokojnie dłońmi swoją twarz, po czym wróciła do mnie wzrokiem.
- Harry dowiedział się od Thomasa? - zapytała by upewnić się, że dobrze usłyszała to co powiedziałam. - Nie wierzę, że on mu powiedział. To nie mogło tak źle się zakończyć.
- Nie wiem co mam robić, Miranda. Jeśli nie pozwolę mu zobaczyć się z Lily, on mi ją odbierze.
Zayn momentalnie odwrócił się plecami do nas, mięśnie napięły się na jego ciele.
- On tego nie zrobi. - odrzekł przekonująco. - Nie zrobiłby.
- Skąd wiesz, Zayn?
- On nie jest głupi. Znam go i uwierzcie mi, on wie jak bardzo dziecko potrzebuje matki. Harry, on jest po prostu oszołomiony. Musicie dać mu czas. Czas na zrozumienie wszystkiego.
Brązowe oczy chłopaka niczym orzech uważnie lustrowały nas obie. Nie było w nim nic poza delikatnością oraz cierpliwością.
- Harry jest inny. Zawsze zdobędzie to czego chce.
- Dzisiaj zrozumiałem, że jest inaczej. Że jest w nim szansa.
Gdy już miałam odpowiedź Zaynowi, w tym samym momencie z salonu wyłoniła się Lily, która na czworaka doczołgała się do mnie. Zaskoczyła mnie jej obecność, ponieważ o tej porze już dawno powinna spać. Podniosłam uśmiechniętą dziewczynkę z podłogi, po czym ucałowałam ją w czoło. Miała na sobie żółte rajstopki z motywami kwiatów oraz koszulę na długi rękaw w zielonym odcieniu, która podkreślała kolor jej oczu. Ucieszona moim widokiem, małymi rączkami zaczęła dotykać moich policzków, również bawiąc się kosmykami niespiętych włosów.
- Zayn, nie ma w nim żadnej szansy. - odparłam, po czym przytuliłam córkę do serca, lekko kołysząc na boki. Jej powieki stawały się cięższe.
- Nie, Vanessa. Mówię prawdę. - mulat oparł się ramieniem o ścianę, która odgradzała salon od foyer. - On wciąż cię kocha. Jesteś centralnym punktem wokół którego kręci się jego świat. To się nie zmieniło. Teraz, kiedy zna prawdę, którą przed nim tak kurczowo ukrywałaś, coś w nim pękło. Widziałem jego bezradność, gdy mówiłaś mu jak naprawdę było. On tam wciąż jest, jestem tego przekonany.
*Perspektywa Harry'ego*
Siedząc bezczynnie na kanapie w salonie Liama, czekałem aż pozostali skończą z Thomasem, którego zamknęli w piwnicy pod mieszkaniem, gdzie jeszcze tak niedawno uwieziony był Ryan. Nie mogłem pozbyć się myśli, które wciąż krążyły wokół tego, co się wydarzyło kilka godzin temu. Dowiedziałem się czegoś, czego przez ostatnie kilka miesięcy nie przypuszczałbym za możliwe. Miałem córkę. Własną córkę, która miała w sobie moją krew. Tak bardzo pragnąłem ją teraz zobaczyć, na własne oczy sprawdzić do kogo bardziej jest podobna i przytulić, jakby nigdy nie było pomiędzy nami tylu miesięcy rozłąki. Nie mogłem wręcz doczekać się, aż po raz pierwszy ją ujrzę. Nic oprócz Lily, mnie teraz nie obchodziło. Nikt, żaden Thomas, Vanessa czy kto inny. Nie dawałem rady nawet usiedzieć w miejscu i zatracać się. Chciałem za wszelką cenę ją jeszcze dziś zobaczyć.
- Wyglądasz, jakbyś miał zaraz zemdleć. - stwierdził Jasper, przechodząc przez próg przestronnego salonu. Oparł się o ścianę obok wejścia.
- Musisz mi pomóc. - raptownie podniosłem się na nogi. Dokładnie przyglądałem się przyjacielowi, który był nieco zmieszany moim zachowaniem. - Muszę zobaczyć się z córką. Teraz.
- Harry, wiesz, że teraz to nieodpowiedni moment. - mówił z wewnętrznym spokojem. - Zresztą, po tym do czego doszło, powinieneś ochłonąć.
- Nie rozumiesz, Jasper. Lily to moja córka, muszę ją zobaczyć.
- Rozumiem to, ale nie uważasz, że o tej porze, może ona już spać? - blondyn włożył ręce do kieszeni długiej bluzy. - Wiesz, że musimy mieć na ciebie oko. Nie potrafisz nad sobą panować. Zabiłeś Christophera na oczach Vanessy, a później omal jej nie zrobiłeś krzywdy.
- Ona ukryła przede mną to, że mam dziecko! Jak miałem się zachować!? Czułem się, jakby mi coś w życiu odebrano z niewiadomego powodu!
Jasper wcale nie był na mnie zły. Zawsze starał się rozumieć to, czego ja sam nawet nie umiałem do końca zrozumieć. Był jednym z niewielu, który próbował mnie wysłuchać bez rzucania zbędnych komentarzy.
- Harry, wiesz, jak bardzo życie potrafi być trudne. - odparł. - Vanessa zrobiła coś co uważała za słuszne, nie liczyła się z konsekwencjami, bo miała przed sobą wizję waszej córki, która powinna w przyszłości dorastać w bezpiecznym otoczeniu. Wiem, że jesteś wściekły na chłopaków, a także mnie, ale uwierz mi, nikomu z nas nie podobała się jej decyzja. Ale zaakceptowaliśmy to, bo jej ufamy. Mieliśmy nadzieję, że jej decyzja będzie najlepszym rozwiązaniem na oddzielenie Lily od tego co się teraz dzieje.
- Ale to nie znaczy, że sama powinna decydować o tym co jest dobre dla naszego dziecka! Jestem ojcem Lily, mam prawo do podejmowania decyzji tak samo jak ona!
- Wyjechałeś Harry, kiedy ona dowiedziała się o ciąży. - Jasper usiadł na skórzanym fotelu, po czym złączył przed sobą razem ręce. Zaskakiwał mnie swoim opanowaniem. - Urwałeś z chłopakami wszelkie kontakty, więc nawet gdyby chciała ci powiedzieć, że nosi twoje dziecko, nie miałaby szansy. Zbyt pochopnie oceniasz niektórych ludzi.
- Nigdy nie wybaczę jej tego co zrobiła. - powiedziałem stanowczo. - Nie pozwoliła mi być przy tym, jak rodzi się moja własna córka. Nic nie wiem, poza jej imieniem. Na dodatek moi właśni przyjaciele mnie okłamali, w tym i ty.
Zasiadłem z powrotem na kanapę i przetarłem twarz dłońmi. Czułem się zmęczony, a także głodny.
- Wiem jak się czujesz, ale nie powinieneś wrzucać wszystkich do jednego worka. Wkrótce zobaczysz się z córką, przekonasz się jaka cudowna jest.
- Widziałeś ją, prawda? - bacznie obserwowałem przyjaciela. - Jest podobna do mnie?
- Och, jeśli cię to ucieszy Harry, to tak, Lily jest podobna do ciebie. Bardziej niż do matki.
Kąciki moich ust wykrzywiły się w uśmiechu. Boże, to się nie działo naprawdę. Miałem córkę. Nie umiałem sobie przestać tego powtarzać.
- Jaka ona jest? Powiedz mi.
- Harry wszystkiego się dowiesz, jak ją zobaczysz.
- Kiedy? Jutro?
- Kiedy Vanessa tego ze chce.
- Nie obchodzi mnie czy ona tego chce czy nie. Ja chcę zobaczyć własne dziecko.
- Pozwól jej pierw ochłonąć, dobra? Obiecuję, że zajmę się tą sprawę, ale pierw ty musisz obiecać mi, że przez następne kilka dni zostawisz je obie w spokoju.
- Czy ty siebie słyszysz? Jak mam przetrwać te kilka dni!?
- Nic cię nie zbawi, Harry.
- Zdajesz sobie sprawę, co to znaczy zobaczyć własne dziecko po raz pierwszy? - warknąłem. - Bo wydaje mi się, że nie.
- Jeśli chcesz zobaczyć Lily to musisz zacząć pracować nad własnym zachowaniem. Nie wszystko uda ci się zdobyć siłą czy wulgarnym językiem, którego codziennie używasz.
- Nie pouczaj mnie. - wytknąłem mu palcem wskazującym. - Wiesz, że ja gram na własnych zasadach.
- Cóż, to tym razem będziesz musiał to zmienić.
Przez mieszkanie raptownie przebiegł głośny huk zamykanych drzwi. Kiedy do salonu wkroczył Louis, ponownie podniosłem się do pozycji stojącej.
- Możesz z nim porozmawiać, Styles. - poinformował przyjaciel. Wyglądał dziwnie normalnie, jakby do niczego właśnie nie doszło. - Ale uprzedzam, Thomas nie jest w zbyt dobrym nastroju.
- Czemuż mnie to nie dziwi?
Od autorki: Witam wszystkich z powrotem. Przepraszam, że 104 rozdział pojawił się dopiero po ponad 2,5 tygodniach, ale niestety tak mi wypadło. Obiecuję, że teraz następny pojawi się równo za dwa tygodnie.
Jestem lekko zawiedziona, że od 102 rozdziału wyświetlenia trochę spadły, ale cóż, mam nadzieję, że to tylko chwilowe. Jak na razie nie załamuję się, mam zamiar do końca doprowadzić bloga. Dziękuję każdemu, kto nadal tu zagląda. Wiem, że są osoby, które pomimo iż nie zostawiają żadnych komentarzy, czytają to opowiadanie. Gdyby ktoś był zainteresowany, po lewej stronie bloga można znaleźć zakładkę z moim drugim opowiadaniem, które aktualnie prosperuje na Wattpadzie. Całkowicie inna historia, całkowicie inny styl pisania :)
A więc, jak? Widzimy się 27 Maja? Mam nadzieję, że tak! ;) x
PS. Są tu jacyś czytelnicy, którzy tak jak ja w kółko słuchają nowego albumu Harry'ego? Ja jestem po prostu zakochana. Przez cały czas go słuchałam, gdy pisałam haha.
Kiedy rozdział??
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału ����
OdpowiedzUsuń