30 lip 2017

Rozdział 109

*Perspektywa Vanessy*


Z jednej strony wszystko wydawało się dziwne, jeśli chodziło o moje relacje z Harrym. Jeszcze kilka dni temu potrafiliśmy skakać sobie do gardeł przy której sytuacji musieli interweniować nasi bliscy. A teraz? Nikt by nie stwierdził, że kiedyś oboje za sobą nie przepadaliśmy ze względu na to co się pomiędzy nami działo. Co zatem zmieniło nasze podejścia do siebie obojga?
Dużo czasu zajęło mi zrozumienie powodu dla którego znów z Harrym w jakimś stopniu zaczęłam normalnie rozmawiać. To naprawdę była dość miła odmiana, móc przestać na siebie wrzeszczeć, i oczywiście jedna z najszybszych. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę dlaczego Harry zmienił swoje podejście do niektórych rzeczy. Nie mogłam jedynie pojąć myślenia, które totalnie mnie zawiodło za pierwszym razem, kiedy próbowałam zrozumieć jego czyny. Ale teraz zdawało mi się, jakbym czytała z jego twarzy jak z książki. Przecież to właśnie Lily była jedynym powodem, który jakimś cudem sprawił, że zła strona charakteru Harry’ego zniknęła i to w ekstremalnym tempie. Odkąd tylko dowiedział się o Lily, to było oczywiste, że wieść o zostaniu ojcem dała mu do myślenia.
Przyglądając się Harry'emu, ciepliwemu jak jeszcze nigdy wcześniej, przypomniałam sobie słowa Louisa, który poinformował mnie o zamiarach Zayna. Malik chciał za wszelką cenę powiedzieć mu prawdę, był przekonany, że to coś zmieni. 
"Rzecz w tym, że Zayn chce powiedzieć Harry'emu prawdę o Lily by sprawdzić czy ta informacja go odmieni i przywróci do racjonalnego myślenia. Mówi, że to jedyne wyjście."
I miał rację. Harry'ego zmieniała prawda. Trudno było w to uwierzyć, ale tak się działo.
Ale czy to naprawdę znaczyło, że tak już zostanie?
Harry patrzył na mnie oczekująco z odległości z której akurat udawało mi się dostrzec bardziej rozżarzony zielonkawy kolor jego tęczówek poprzez wpadający blask księżyca do pokoju. Jego cień tańczył na ścianach za nim. Lily bawiła się spokojnie końcówkami jego włosów, czasami delikatnie czasami zbyt gwałtownie ciągnąc za krótkie loki. Harry kurczowo przytrzymywał ją, przytulał do siebie, jakby się bał, że ją straci. Ten widok łamał mi serce, widziałam ból oraz miłość w jego oczach, kiedy zwracał wzrok ku niej. Wydawało mi się, że nie mógł się na nią wystarczająco napatrzeć, była dla niego kimś komu był w stanie powierzyć swoje serce. Nie maskował swoich słabości, wręcz je pokazywał, że zostały w nim uczucia, które mógł oddać tylko najważniejszym ludziom. Harry, który krzyczał, obarczał winą najbliższych, karał ich za niewdzięczność, zniknął w tym momencie jak szybko gaszący się ogień. "Tylko ona ratuje mnie przed przepaścią na której krawędzi stoję."
 - Harry... ja... - otuliłam się ramionami z obu stron, choć w pomieszczeniu wcale nie było zimno. - Nie zrozum mnie źle. Możesz być obecny w życiu Lily, odwiedzać ją kiedy chcesz, ale... ale jak ty to sobie wyobrażasz?
- Co masz na myśli?
Chłopak uniósł brew. Lily nadal bawiła się jego włosami.
- Jeśli będziemy oboje chcieli ułożyć sobie życie... - zaczerpnęłam tchu. - ... życie z kimś innym, wziąć ślub, założyć rodzinę... Jak to będzie wyglądało? W sensie, nasze relacje?
Harry zmienił pozycję na fotelu.
 - Chcesz powiedzieć, że nie chciałabyś bym był obecny w waszym życiu ze względu na kogoś w kim ty mogłabyś...
- Tak. - odparłam. Mówienie prawdy nie było w tym momencie wcale przyjemne. - Chyba rozumiesz?
Harry zamyślił się. Wbił wzrok w kolorowy dywan, bawiąc się małymi palcami córki. Coś odburknął. Nie byłam pewna co, ale miałam wrażenie, że nic pochlebnego. Po chwili znów wrócił spojrzeniem w moją stronę.
- To nie chodzi o to, prawda? - spytał nagle.
 Wyglądał na spoliczkowanego.
- Co?
- To nie to jest problemem, dla którego zmieniłaś zdanie wobec mnie. To co innego.
- Nie rozumiem.
- To przez Chrisa. Za to, że go zabiłem.
Wytrzeszczałam oczy i przegryzłam wargę tak mocno, że spodziewałam się zaraz ujrzeć krew. On nie mówił poważnie. 
- Ja nie...
- Nie zaprzeczaj, że robisz wszystko by mnie od niej odsunąć. Pozwoliłaś mi na zobaczenie Lily, ale tak naprawdę nie jesteś pewna czy jesteś w stanie pozwolić mi być obecnym w jej życiu. Tylko dlatego, że zabiłem tego chuja. - jego głos się zmienił. Znów przypominał ten sam, zirytowany ton. - Masz mnie za zabójcę.
- Nie. Ty nie rozumiesz. - potrząsnęłam głową. - Nie widzisz, że chcę wszystko naprawić? Owszem, może i nie jestem do ciebie przekonana na tyle ile byś chciał i może Christopher jest tego powodem, ale nie próbuj znów nas poróżnić. Omijam rozmowę na temat jego śmierci szerokim łukiem, tylko dlatego, że wiem, że przez nią znów zaczęlibyśmy się kłócić. Wolę zapomnieć niż znów zacząć wytykać ludziom błędy.
- Nie powiedziałbym o jego śmierci jako o swoim błędzie. - powiedział stanowczo. - Dobrze wiesz, że nie żałuję zabicia Chrisa.
Serce podskoczyło w mojej klatce piersiowej w drastycznym tempie, waliło jak szalone. 
- Nie powinieneś mi tego mówić. - odrzekłam. - Nie w tym momencie.
- Daj spokój, Vanessa. - jego groźne oczy tłumił spokój jaki w nim panował. - Mam tego dość. Powiedzmy sobie wszystko raz na zawsze, wyrzućmy z siebie to co nas gryzie. Nie mam zamiaru obchodzić się w twojej obecności, jakbym się bał spłoszyć zwierzę. Ty też tego zapewnie nie chcesz.
Przemknęło mi przez głowę pytanie, czy kiedyś przestaną mnie zaskakiwać te jego nagłe zmiany w podejściach do poszczególnych sytuacji. Raz z odrobiną zrozumienia, raz z nerwami przesiąkającymi jego ciało. 
Harry raptownie wstał z fotela, ruszył w moim kierunku. Zatrzymał się przede mną, z córką na rękach, której księżyc zmieniał barwę włosów na srebrzysto-brązowo. Była dziwnie rozbudzona, jakby wiedziała, że nowo poznana osoba jest jej tak naprawdę bardzo bliska.
Dotknęłam dłonią jej policzka, unikając natarczywego wzroku chłopaka górującego nade mną.
- Nie mam ci nic do powiedzenia, Harry. - powiedziałam. - Chciałabym cię nienawidzić, próbuję, ale... ale nie umiem. Chcę móc mieć z tobą dobry kontakt, jestem gotowa zapomnieć o tym co zrobiłeś...
- I mi wybaczyć? - Harry odezwał się z taką niepewnością w głosie, że aż poczułam jak moje serce robi fikołka do przodu. Nie byłam pewna jakie uczucie malowało się w jego wyrazie twarzy.
Szybko się poprawiłam.
- Nie. Nie wybaczyć, tylko zapomnieć. - wyznałam. Na moim policzku drgnął mięsień. - Staram się być uczciwa wobec ciebie, dać nam obu szansę na naprawienie własnej sytuacji dla dobra Lily. Ale jeśli oczekujesz ode mnie wybaczenia.... to nie wiem czy to możliwe. 
- Więc czemu się wahasz? - mówił gorączkowo. W jego głosie brzmiało powątpiewanie. - Czemu wahasz się z pozwoleniem mi być prawdziwym ojcem dla Lily? Jeśli tak jak mówisz, chcesz mi zaufać to pokaż mi to. A wtedy ja również będę się starał zrobić to samo.
- Naprawdę sądzisz, że byłbyś w stanie mi zaufać? - spytałam raptownie. - Szanujesz mnie tylko dlatego, bo jestem matką twojego dziecka, ale czy tak jest również poza tym? Nie chcę żyć, wiedząc, że gdyby nie dziecko, nadal traktowałbyś mnie jak wroga. 
Między brwiami Harry'ego pojawiła się mała zmarszczka.
- Nie wiem co by było, gdybyśmy nie mieli Lily...
- A ja wiem. - oznajmiłam. - Nienawidziłbyś mnie tak jak do tej pory to robiłeś, zanim się dowiedziałeś, że masz córkę. Nie oszukuj samego siebie.
Harry ponownie przytulił główkę małej dziewczynki do siebie, tym razem jednak do serca.
- To nie ważne, Vanessa. - obniżył ton mówienia. - Chcę móc zacząć od nowa i już więcej nie wracać do tego co było. Ale nie mogę tego zrobić, jeśli nie pozwolisz mi na byciu przy Lily. Bez niej, nie mam dla kogo żyć oprócz mojej matki i siostry. 
- Harry, ja nie mam zamiaru zabronić ci być dla niej ojcem.
- Ale wspomniałaś o tym, że jeśli kiedykolwiek znajdziesz kogoś z kim chciałabyś stworzyć przyszłość... nie chciałabyś, bym był wmieszany pomiędzy wami.
- Osoba, która by mnie kochała, zrozumiałaby sytuację jaka nas łączy. Powinna.
Harry spojrzał na Lily, która o dziwo przestała ciągnąć go za włosy. Teraz opierała głowę o jego ramię, jej powieki powoli się zamykały.
- Ryan. Masz jego na myśli. - odezwał się po krótkiej ciszy. Gdy odwrócił swoje spojrzenie ku mnie, popatrzyłam na niego z najwyższym niedowierzaniem. Przejrzał moje myśli, ale nie był do końca pewny swoich przypuszczeń. Oczy i ostrożny ton mówiły mi wszystko. Kiedy nie odpowiedziałam, kontynował. - Widziałem jak na ciebie patrzy. Łączy cię coś z nim, prawda? To dlatego...
- To nie twoja sprawa, Harry. - odpowiedziałam karcąco. Odebrałam od niego córkę, teraz już śpiącą. Dziewczynka poruszyła się lekko. - Położę ją spać. Jeśli chcesz już iść...
- Mógłbym zostać? - zapytał nagle. - Chciałbym jeszcze przez chwilę z nią pobyć, zanim pójdę.
Kruchość jego słów i spojrzenie utkwione w śpiącej w moich ramionach córce, sprawiło, że musiałam się zgodzić. 
- Tak. Tak jasnę. Będę w pokoju obok. 

 ~*~

Nie miałam pojęcia, ile czasu minęło, zanim Ryan wrócił do domu. Siedząc na brzegu łóżka w sypialni, patrzyłam, jak wchodzi do jej środka w tym samym swetrze i spodniach, tylko butach zupełnie innych. Dopiero, kiedy zorientował się, że mała lampka jest zapalona przy komodzie obok łóżka, zrozumiał że nie był sam. 
Uciekłam wzrokiem, kiedy mnie zauważył. Przeszedł przez pokój, a następnie usiadł obok mnie, silnie pachnąc wiatrem. Gdzie był i czemu wyszedł?
- Przepraszam. - powiedział.
Spojrzałam na niego, zaskoczona. Nie wiedziałam czy jest zdolny do skruchy w swoim stanie. Wyraz twarzy miał poważny, trochę dziwny, ale nie nieszczery.
- Ryanie, nie. To ja powinnam cię przeprosić. - powstrzymałam się przed dotknięciem jego zaróżowionego od zimna policzka. - Ty nie masz za co. 
Jego usta wykrzywiły się w kąciku, ale twarz spoważniała prawie natychmiast. Ujął moją brodę.
- Jestem palantem. Uwierz mi, właśnie zdałem sobie z tego sprawę. - Jego oczy skupione były na moich. - Wiesz, że akceptuję każdą decyzję, jaką podejmiesz. I jestem gotów zaakceptować nawet tą związaną z Harrym, jeśli tego zechcesz.
- Wiem.
Chłodnymi dłońmi uniósł ku sobie moją twarz. Patrzył na mnie, a wszystko w nim było takie znajome: pełna warga, niebieskie tęczówki, lekko wyszczerbiony ząb, dzięki któremu nie był tak doskonały, że aż irytujący. A jednak miałam wrażenie, jakbym wciąż od nowa zakochiwała się w tym chłopaku. Oh tak. Byłam w nim zakochana i to nie było uczucie, które musiałam udawać by sprawić go szczęśliwym. Budowaliśmy razem więź i ta więź rozszerzała się z każdym dniem, robiła się znacznie silniejsza, wytrzymalsza, prawdziwsza.
- Nic się dla mnie nie liczy oprócz ciebie. - przejechał palcem wskazującym po moim policzku. - Jakąkolwiek decyzję podejmiesz, będę cię w tym wspierał.
Przełknęłam ślinę. W żołądku czułam motyle, nie jak zwykle z powodu samej bliskości Ryana, ale z nerwów.
- Musiałam, Ryan. - chłopak wpatrzył się we mnie niezrozumiale. - Jestem mu to winna. Harry... on się zmienił. 
- Ale...
- On się zmienił. - powtórzyłam. - Zrobił to. Dla Lily, rozumiesz? 
Ryan napiął mięśnie.
- Nie rozumiem. Ale jak to, zmienił?
- Widzę to. - ścisnęłam wolną dłoń Ryana. - W tym jak się zachowuje, mówi, słucha... Nie sądziłam, że jeszcze kiedyś go takiego zobaczę.
- Skąd wiesz, że to prawdziwe?
Splótł swoje palce z moimi. Były lodowate.
- Nie znam Harry'ego od dzisiaj. Pamiętam w jakich momentach potrafił być taki, a nie inny. Nie sądzę, żeby udawał, jeśli chodzi o uczucia do Lily. 
- Vanessa... Może po prostu za bardzo we wszystko zaczynasz wierzyć? - stwierdził Ryan. -  Rozumiem, że przejmujesz się nim w jakimś stopniu, ale wydaje mi się, że to nie ten sam człowiek, którego pamiętasz. Nie znasz go, tak jak kiedyś znałaś. Jak to możliwe, najpierw grozić ci śmiercią, a teraz taktować, jakby nigdy wcześniej się czegoś takiego nie powiedziało?
- Ryan, wiem co mówię. Gdy Harry jest wściekły na cały świat, potrafi zrobić głupoty z których konsekwencji nie zdaje sobie spraw. Nie przyzna się oczywiście, że to prawda, ale może on to już zrozumiał. Może to nie tylko chodzi o Lily, ale i o resztę, która tak naprawdę zawsze stanęłaby w jego obronie.
- I ty również? - mruknął, jakby rozbawiony tym co powiedziałam.
- Uważasz, że wariuję?
Mocniej ścisnął moje palce.
- Nic takiego nie powiedziałem. - odrzekł spokojnie i przeczesał włosy ręką. - Martwię się, że on znów cię skrzywdzi. Oczywiście poprę cię, jeśli podejmiesz jakąkolwiek decyzję z nim związaną, ale... Nie mam zamiaru znów patrzeć jak się wypłakujesz z jego powodu. Nie chcę byś znów cierpiała tak jak ostatnim razem.
Położyłam dłoń na jego klatce piersiowej. Serce Ryana biło jak uwięzione skrzydła.
- Wtedy w pokoju... powiedziałeś mi, że jestem ślepo zakochana w Harrym. - jego źrenice powiekszyły się. Udało mi się to dostrzec, pomimo światła od lampki, które teraz ledwo oświetlało otoczenie. - Wiesz, że to tylko połowa prawdy.
Ryan zamknął oczy. Widziałam cień czarnych rzęs muskających policzki. Przypomniałam sobie, jak wodziłam palcami po jego twarzy. Pamiętałam dotyk skóry, jego ostrożne posunięcia, delikatność.
- Vanessa. - jego głos był zachrypnięty szeptem i ostrzeżeniem. - Pogodziłem się już z tym, że to on zawsze będzie ważniejszy ode mnie. 
- Nie. - zaprzeczyłam raptownie. - Ryan, kocham cię i Harry nie ma tutaj żadnego znaczenia. Nie chcę jego, chcę ciebie. Kocham go, ale nie czuję do niego tego, co czuję do ciebie. Twoje uczucie jest inne, oczywiste, prawdziwe. Do Harry'ego czuję ostatnie pozostałości po naszym związku, zwiazane z nim wspomnienia. Tylko tyle.
- Ale jednak stawiasz go ponad wszystko, pomagasz mu, widzisz w nim cząstkę dobra w które już nikt z nas nie potrafi uwierzyć oprócz ciebie. - Ryan mówił zdławionym głosem. - Dlaczego zależy ci na tym aż tak bardzo, jeśli mówisz, że nie kochasz go bardziej ode mnie?
Spojrzał na mnie, wzrokiem tak intensywnym, że aż zaschło mi w gardle. Ryan miał zdolność do mówienia prawdy, nawet wtedy, gdy wiedział, że to może zadziałać na uczuciach drugiej osoby. Podobnie było z Harrym. No może nie do końca z nim.
- Zależy mi na wszystkich. - przemówiłam po krótkiej ciszy pomiędzy nami. - Myślałam, że odebranie mu praw do córki, będzie najlepszym rozwiązaniem, ale to tylko jeszcze bardziej by go skrzywdziło, a ja nie potrafiłabym żyć z myślą, że przyczyniłam się do czyjejś śmierci. Wiesz jaka jestem. Ktoś mógłyby mi wyrządzić krzywdę, ale ja i tak widziałabym w tym człowieku dobro. Harry jest niepohamowany, bezmyślny i ja wiem o tym. Sądził lub nadal sądzi, że rozpoczęcie nowego życia bez osób, które tyle w życiu zawdzięczył, pomoże mu stanąć na nogi. Ale ja osobiście nie uważam, że myśli o tym jako o dobrej rzeczy. To jedynie jedno z jego kłamstw. Nie wiemy co przyszłoby mu do głowy, jeśli naprawdę pozostałby ze wszystkim sam, mając jeszcze na głowie Thomasa, który pragnie jego śmierci bardziej niż czegokolwiek innego. 
- Masz wielkie serce, Vanessa. - Ryan uśmiechnął się pomimo sytuacji. - Ale czasami za zbyt dobre. Niektórzy ludzie uczą się pewnych rzeczy szybciej, jeśli nie mają żadnej pomocy. Spójrz na Jaspera. Nigdy nie otrzymał od nikogo pomocnej ręki. On sam, po śmierci siostry oraz rodziców, a także wyjeździe brata, był w stanie porzucić wszystko i przyjechać do Los Angeles, nie mając nawet pojęcia czy jest szansa na zostanie tutaj. Przecież nie ma tutaj rodziny w Ameryce. Zaczynał od zera. Uważam, że Harry również powinien zacząć w taki sam sposób i nauczyć się, że nie zawsze trafi się ktoś, kto mu pomoże.
- Ale z drugiej strony, nie wolno być w życiu samolubnym. - przemówiłam. Dłonie Ryana trzymałam tak kurczowo, że miałam wrażenie, że zaraz zbieleją. - Jeśli ktoś w życiu okazał ci pomoc, nie możesz powiedzieć później tej osobie nie. Nie mogę zaprzeczyć, że Harry nie pomógł mi, kiedy byliśmy razem. Robił wszystko by upewnić się, że nie zmagam się z trudnościami. Prawda jest taka, że on nie oczekiwał niczego wzamian, jeśli nawet mi pomógł.
- Bo cię kochał. - dokończył Ryan. - To normalne, że druga osoba nie będzie oczekiwać odpłaty. Miłość jest tym, co go napędzało.
Słowa Ryana sprawiły, że przed moimi oczami pojawiło się wnętrze mieszkania Jaspera, kłótnia moja i Harry'ego, jego zapewnienia, że nigdy mnie nie kochał. 
- Ale... Harry wyraźnie dał mi do zrozumienia, że mnie nie kochał. Czemu miałby...
- Naprawdę mu uwierzyłaś? - spytał Ryan z wyrazem lekkiego zdumienia. - Po tym co przeszliście, uważasz, że nigdy cię nie kochał? Nawet teraz nie powiedziałbym, że on cię nie kochał. Myślę, że kochał cię bardziej niż kogokolwiek innego. Sama powiedziałaś, że Harry próbuje łapać się wszystkiego, by oddalić od siebie tych, którzy przypominają  mu o jego przeszłości. Wziął pod uwagę waszą miłość, bezmyślnie coś na ten temat powiedział, a ty mu uwierzyłaś.
Moje serce zagalopowało.
- Chcesz powiedzieć, że on... że on serio mnie kochał? 
- Ja to wiem i ty to wiesz. - obwieścił. - Kochał cię i choć nie wiem jak z nim teraz jest, wiem, że ty pomimo wszystkiego, nadal go kochasz. Jestem zdziwiony, że nawet po jego słowach, twoje uczucia się nie zmieniły. I nie jestem z tego powodu zazdrosny.
- Ale...
- Vanessa, posłuchaj. - Ryan był tak blisko, że czułam, jak przy oddechu unosi się jego pierś. - To jest właśnie prawdziwa miłość. Kiedy ty kochasz bez względu na wszystko, kiedy potrafisz wybaczyć nawet, kiedy bardzo cierpiałaś. Kiedy właśnie w tej jednej osobie skupia się cały twój świat i jej szczęścia pragniesz najbardziej, czasem nawet kosztem własnego. Bo gdy się zakochujesz, zupełnie inaczej patrzysz na świat. To co było zwykłe, będzie niezwykłe, wszelkie smutki będą radością, a twoje życie nigdy nie będzie takie jak wcześniej. Miłość zaczyna się w momencie, kiedy bez oporów mogłabyś wyrwać serce ze swojej piersi i wręczyć mu je z nonszalanckim uśmiechem. A wiem, że tak byś zrobiła. Nie bałabyś się, że mógłby je wziąć, po czym bez żadnych skrupułów wyrzucić do najbliższego śmietnika. Ufasz mu, mimo opinii jakie krążą wokół jego osoby. Rani cię, jednak tłumaczysz sobie to tym, że żaden człowiek nie jest idealny, każdy popełnia błędy, które mogą odbić się na drugiej osobie. To właśnie ten moment kiedy na pytanie 'jesteś zakochana?' odpowiadasz krótkie 'nie', po czym z powagą dodajesz 'nie jestem zakochana, ja kocham'. - chłopak kreślił kółka na wierzchu mojej dłoni. Każdy cal mojej skóry wydawał się nadwrażliwy. - Wiem, że Harry jest dla ciebie ważny. Czasami trudno mi jest uwieżyć, kiedy mówisz, że kochasz mnie bardziej od niego. Myślę, że nie. Myślę, że w jakimś stopniu twoje uczucia należą tylko do niego. Widzę to w twoich oczach, tęsknotę za nim i to jak podejmujesz różne decyzje by naprawić z nim zepsute relacje. Zależy ci na nim i wiesz, że to się nie zmieni.
Ryan wyraźnie toczył walkę ze sobą, ale przynajmniej nie próbował tego ukrywać. Widziałam w jego oczach najróżniejsze emocje: frustrację, bezradność, poczucie winy i wreszcie smutek. Był to jak na niego wyjątkowy smutek, a kiedy postanowił kontynuować rozmowę, jego głos brzmiał zaskakująco spokojnie. Nie patrzył na mnie, tylko na podłogę.
- Ja... ja nigdy nie miałem ci za złe tego, że go kochasz i nie będę mieć, jeśli odejdziesz dla niego. Przez kilka ostatnich lat obserwowałem jak Thomas próbuje stanąć wam na drodze. Zdawałem sobie sprawę z tego jak bardzo silna musi być wasza więź, że nie udało mu się was zastraszyć. Osobiście uważam, że nawet pomimo takiego długiego upływu czasu, uczucia się nie zmieniają. Powrót Harry'ego do Los Angeles nie był oparty tylko na zemście. Jestem pewien, że wrócił ze względu na swoje uczucia do ciebie.
Kolejna cisza, która zapadła była chwilą na przemyślenie. Patrzyłam na Ryana, ale wyraz twarzy miał jak kamień. Wiedziałam, ile kosztowało go takie wyznanie.
- Ale ja nie chcę odchodzić od ciebie. - wyznałam niespodziewanie. Ryan podniósł ku mnie swój wzrok, obserwował z taką miną, jakby myślał, że się przesłyszał. - Nie rozumiesz, że moje serce jest podzielone? Podzielone pomiędzy wami obojga?
Ryan objął mnie i przygarnął do siebie, kiedy ujrzał łzy spływające w dół po moich policzkach, później kapiące na białą pościel. Poczułam siłę mięśni jego ramion i pleców, kiedy dotknął mnie ostrożnie.
- Jestem głupia. Bawię się twoimi uczuciami, nie zapewniam, że pozbędę się uczuć do Harry'ego. Wiem, że nie można zbudować prawdziwego związku, jeśli osoba myśli o kimś, kogo wcześniej kochała. Tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko co ze mną przechodzisz.
Musnął mój policzek, policzkiem, kosmyki włosów splątały się ze sobą, te same ciemno brązowe.
- Jak już powiedziałem, nie mam ci za złe tego, że go kochasz. Od dawna pogodziłem się, że to on zajmuje pierwsze miejsce w twoim sercu. To nie zmienia faktu, że z ciebie zrezygnuję, bo wiem, że nigdy nie będę dla ciebie tak ważny jak on. Nie. Kocham cię i nawet jeśli do końca życia miałbym być na drugim miejscu to i tak nie przestanę cię kochać. Rozumiesz?
Oczy Ryana jarzyły się od odbijającego się za mną blasku księżyca za oknem, wnikającego poprzez rozsunięte zasłony. Usłyszałam w jego głosie tęsknotę za fizycznym potwiedzeniem bliskości, jakimkolwiek dotykiem. Ryan zamknął mnie w objęciach jak w klatce i szeptał słowa, które uspokoiły moje nerwy. Jedną rękę owiniętą miał wokół mojego biodra, drugą położoną miał pod ramieniem, kiedy tą ręką głaskałam go po włosach od tylnej strony głowy. Wszędzie, gdzie mnie dotykał, czułam maleńkie igiełki przyjemnego odczucia.
Wytarłam łzy wolną ręką, kiedy nagle się odsunął, ale zachował bliski dystans między nami obojga. Kochałam w nim wszystko co było możliwe. Kochałam sposób w jaki mówił, kochałam jego miłość jaką mnie darzył, ostrożność, jaką się posługiwał. Pocałowałam go w policzek z taką samą czułością, jaką on mi okazywał. Ryan nic nie mówił, ale czułam szalone bicie jego serca przy swojej piersi. Obejmował mnie mocno, jakby nie zamierzał jeszcze puścić. Pocałowałam go w kość policzkową, szczękę i wreszcie usta, leciutko. Ten pocałunek miał powiedzieć wszystko, czego nie było czasu wyrazić słowami. Ryan go odwzajemnił, najpierw z wahaniem, potem z większą pasją. Wsunął rękę w moje włosy. Całowaliśmy się powoli, delikatnie. Wdychałam jego oddech, każdy pocałunek był długi, nieśpieszny, badawczy. Ryan niespodziewanie naparł na mnie i wtedy nakłoniłam go by pozwolił mi opaść na miękką pościel. Błądziłam po nim rękami, po ramionach, po mięśniach barków, po plecach, gdy się nade mną nachylił, ostrożnie, bez pośpiechu.
Kiedy jego dłonie znalazły brzeg mojej koszulki, dotknęłam dłonią jego policzka, nie przerywając pocałunku. Miałam mętlik w głowie, skupiałam się tylko na obecności Ryana. Przyciągnęłam go do siebie, nasze pocałunki stały się gorętsze. Spletliśmy się ze sobą w mizerną nić, wręcz pożeraliśmy siebie nawzajem.
- Nie. - odsunął się z drżeniem. Pod zwykłą gładkością tonu w jego głosie pobrzmiewała szorstkość. Był zarumieniony, potargany, włosy przykleiły się do czoła i skroni. Czułam, że jego serce tłucze się w klatce piersiowej. - Nie możemy. Ja... nie mogę... 
Odpowiedziałam mu spokojnym spojrzeniem. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
- Ty nie? - nakazałam mu zachować opanowanie. - Nie robiłeś tego wcześniej, prawda?
Ryan wziął głęboki wdech.
 - Nie. - wodził wzrokiem po mojej twarzy. Dotknął opuszkami palców policzka, lekko jak piórko. - Z nikim, kogo bym kochał. 
 Moje serce skurczyło się na skutek jego słów. Jak mogłam... Przecież on nigdy nie kochał nikogo. Chłopiec, który nigdy nie zaznał miłości, nawet od przybranej rodziny. Poczułam, że moja twarz zaczyna płonąć. 
- Przepraszam. 
Ryan chwycił moją dłoń i przyciągnął do swojej twarzy.
- Nie przepraszaj, kochanie. - wyszeptał tuż przy moim uchu. - Nie przepraszaj.
Opuścił głowę na moje ramię, cicho dysząc. Głaskałam go po plecach, starałam się uspokoić. Byłam jedyną kobietą, którą kochał i ufał bezgranicznie mocno. Nie mogłam go skrzywdzić.
- Porozmawiajmy z Harrym. - widząc zaskoczoną minę Ryana, który raptownie uniósł się by mi się przypatrzeć, dodałam: - Razem. Ty i ja.
- Czemu miałbym z nim rozmawiać? - skrzywił się. - Niby o czym?
- Thomas zabił Ashtona. Jego najlepszego przyjaciela. - wyjaśniłam. - Ty wiesz kim mógł być człowiek, który pomógł mu się wydostać. Harry musi wiedzieć na czym stoi. Że ma nie tylko na karku Thomasa, ale i jego wspólniczkę. Ty ją znasz.
Ryan potrząsnął głową. 
- Ale nie znam najważniejszego. Nie wiem gdzie można by było ją znaleźć.
- Wszystko jest w tym momencie najważniejsze. - pogłaskałam go po policzku kciukiem u dłoni. - Musisz nam pomóc powstrzymać Thomasa, Ryanie. Bez ciebie nie damy rady. To ty wiesz o nim najwięcej z nas. Wiesz jak działa jego myślenie.
Chłopak zamyślił się przez chwilę.
- Dobrze. - cmoknął mnie w usta. - Porozmawiam z Harrym. 


~*~

 W środku pokoju dziecięcego w którym panował mrok ze względu na brak światła, Harry wydawał się zwykłym cieniem. Pochylał się nad łóżkiem Lily, z łokciami opartymi o długie drewniane oparcie i dłońmi złączonymi przed sobą. Dziewczynka najwyraźniej spała. Harry musiał zapewne zasłonić firany oraz zgasić lampkę by mogła spokojnie pogrążyć się w śnie. Wzrok miał oczywiście utkwiony w córkę, więc nawet nie zorientował się, kiedy weszłam do środka. Dopiero w momencie, gdy stanęłam obok niego, drgnął w miejscu przestraszony.
- Przepraszam. - wypaliłam momentalnie. Harry wyraźnie się rozluźnił, zauważając mnie. - Nie chciałam cię przestraszyć. 
- W porządku. - przeczesał ręką włosy do tyłu. - Zapewne przyszłaś by mi powiedzieć, że powinienem już iść.
Spojrzał na mnie cierpliwie i wyprostował się. Wciąż nie umiałam się przyzwyczaić do jego obecności tutaj.
- Tak właściwie to chciałabym jeszcze z tobą chwilę porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko temu. - złączyłam dłonie przed sobą. - Ale jeśli nie chcesz...
- Nie. Znaczy... nie mam nic przeciwko byśmy teraz porozmawiali. - odrzekł. - To coś ważnego?
- Przejdźmy do salonu. Nie chciałabym obudzić Lily.
- Oh tak. Jasne. - Harry wydawał się być zawstydzony, choć rozumiał, że taka sytuacja była krępująca również i dla mnie. Nam obojgu było ciężko zachowywać się normalnie w swoim towarzystwie. - Chodźmy.
Zanim Harry zamknął drzwi od pomieszczenia, spojrzał jeszcze raz w stronę dziecięcego łóżeczka. Przez chwilę po prostu stał, a w jego oczach kryło się coś, czego nie umiałam stwierdzić. Oboje za chwilę ruszyliśmy w stronę salonu. Harry szedł za mną, oddalony o kilka kroków. Kiedy przekroczyliśmy próg salonu, chłopak zatrzymał się raptownie, dostrzegając Ryana, siedzącego z komórką na fotelu. Kiedy chłopak również zauważył Harry'ego, odłożył telefon na szklany stolik naprzeciwko i uniósł wzrok ku niemu bez krzty jakiejkolwiek niechęci. Ale Harry widocznie nie był w stanie zachować się tak jak on.
- Myślałem, że chciałaś porozmawiać. - zwrócił się do mnie. Nie usiadł na kanapę tak jak ja. Po prostu stał przy wejściu wyczekująco z rękami założonymi na piersi.
- Tak owszem. - przytaknęłam głową. - Chciałam. Oboje z Ryanem mamy ci coś do powiedzenia.
Kątek oka Harry zerknął na chłopaka.
- Że wy? - zdziwił się. - Niby co takiego?
Ryan zmienił pozycję na fotelu.
- Harry, usiądź proszę. - nakazał, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. Wiedziałam, że oboje nie przepadają za sobą, ale Ryan starał się choć na chwilę to ukryć ze względu na mnie. Ku naszemu zdziwieniu, Styles nie poruszył się ze swojego miejsca.
- Chętnie postoję.
Ryan westchnął. Rysy twarzy Harry'ego stwardniały.
- No cóż. Jak sobie chcesz. - odparł. - Vanessa?
Spojrzał na mnie. Wzrokiem ponaglił mnie bym przeszła do konkretów.
- Chcieliśmy porozmawiać z tobą na temat śmierci Ashtona. - oświadczyłam na co Harry napiął się gwałtownie. - Wiemy coś co...
- Cokolwiek wiecie, nie mówcie. - ostrzegł gęstem ręki. - Nie chcę słuchać niczego co związane jest z tym tematem.
- Nie rozumiesz...
- Nie muszę. 
- Uważasz, że na rekę mi jest w tym momencie słuchać twojego gadania? Co ty masz do powiedzenia? - rzekł Ryan z dziwnym naciskiem irytacji w głosie. - Nie zgodziłem się bez powodu by z tobą rozmawiać. Więc chociaż uszanuj to, że poświęcam ci czas. Ja i Vanessa wiemy o sposobie, którym posłużył się Thomas by się uwolnić.
- Thomas to Thomas. On zawsze znajdzie jakieś wyjście.
- Tym razem nie był sam. - dodałam. Harry teraz sprawiał wrażenie zdumionego, zainteresowanego. - Ma wspólnika o którym nikt wcześniej z nas nie wiedział.
- Jest to kobieta. - Ryan wstał raptownie i podszedł do okna. Lampy uliczne jarzyły się żółtym blaskiem, oświetlały podjazd. - Nazywa się Rebecca.
- Nie kojarzę nikogo takiego. - stwierdził od razu Harry. - Zresztą, po co mi to mówicie?
- Chcemy byś wiedział, że musisz uważać. Nie tylko na Thomasa, ale i na nią. - zapewniłam. - Jest przebiegła i sprytna z tego co mi mówił Ryan.
- Nie tylko. - Ryan odwrócił się twarzą do mnie i Harry'ego. - To manipulantka. 
- Znasz ją? - zapytał Harry. Rozluźnił pięści, które wcześniej miał zaciśnięte po obu bokach ciała.
- Znałem. Wiem jak wygląda. - odrzekł. - Ale nie wiesz jak ją znaleźć i gdzie.
Harry przenosił wzrok to na mnie to na Ryana.
- Więc co w związku z tym? - oczy Harry'ego spochmurniały. - Jak niby mam ją dopaść, skoro nie wiecie jak ją znaleźć?
- Nie wiemy, ale może ty wiesz. - Ryan obserwował jak wyraz twarzy Harry'ego zmienia się pod wpływem jego słów. Wymienili spojrzenia, jakby próbowali coś sobie nawzajem przekazać. Nie rozumiałam jednak o co chodzi. - Poznałeś ją już. Tylko, że pod innym imieniem.
- Innym imieniem? O czym ty...
- Świta ci imię Roksana? - Harry raptownie zbladł. Twarz przypominała posąg wpatrzony się przed siebie w jeden punkt. - Myślę, że chyba raczej tak.
Nie miałam pojęcia o czym oboje mówili, ale po Harrym, który był totalnie oszołomiony, stwierdziłam, że na pewno kojarzył imię wypowiedziane przez Ryana. Wahał się przed powiedzeniem tego, co przelatywało w jego umyśle. 
- Wiedziałeś o tym od dawna, mam rację? - rzucił Harry groźnie w stronę chłopaka, ale nie krzyknął ze względu na Lily. Kąciki ust Ryana wykrzywiły się w grymasie, jakby mu czegoś współczuł. - Wiedziałeś o niej i nie powiedziałeś mi prawdy, nawet kiedy dowiedziałeś się o moim powrocie. Nie pisnąłeś ani słowa.
- Miałem zamiar...
Ryan nie dokończył tego co miał powiedzieć, ponieważ Harry zniknął niespodziewanie z pola widzenia. Ruszył do drzwi wyjściowych, po czym opuścił dom bez słowa, rozdrażniony przez rozmowę. Spojrzałam na Ryana, ale ten odwrócił się do mnie plecami w stronę okna, tak bym nie ujrzała, że coś go przygnębiło. Miałam ochotę zalać go pytaniami o to co się właśnie stało, ale darowałam sobie. To raczej nie był najlepszy moment. 



Od autorki: Termin z dodawaniem tego rozdziału przedłużył się niestety o jeden dzień ze względu na pewną osobistą sprawę. Lepiej dodać rozdział w tą niedzielę niż w następny weekend, nie? :)

Rozkręcamy się kochani, haha :D
Do 12 Sierpnia!







2 komentarze:

  1. Wspaniały rozdział! ❤️ Nie moge doczekać się następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. HARRY&VANESSA FOREVER ♥♥♡♡♡♥♡♡♡♡♡♡♥♥♡♡♡♡♡

    OdpowiedzUsuń