23 gru 2017

Rozdział 115 - cz. 2

Przed zachodem słońca wszyscy już byliśmy gotowi. Pożyczony przez Jaspera czarny minivan stał przed domem, a wszystkie potrzebne rzeczy zostały już do niego wcześniej zapakowane. Ku zdziwieniu, niebo zdążyło się nieco rozchmurzyć wraz z mijanymi godzinami. Wiatr wyraźnie spowolnił, przy czym deszcz również. Ale mimo poprawień, noc nie zdawała się być spokojna. Obserwując niebo, usłane burzowymi chmurami, czułem, że mogło czekać na nas kilka nieprzyjemnych dodatkowych wyzwań.
Zayn uzbroił nas w rewolwery i specjalne noże, a także dał nam po kilka małych przydatnych rzeczy takich jak powiedzmy zapalniczka. Liam zaś zaopatrzył każdego w słuchawki douszne byśmy mogli być w kontakcie przez cały czas. Nic więcej raczej nie było nam już potrzebne.
- Louis wraz z Niallem zajdą budynek od tyłu i zajmą się tamtejszymi strażnikami. - wskazałem na mapę w miejscu o którym było mowa. Wszyscy zebraliśmy się w salonie by omówić po raz ostatni cały plan. - Ja zajmę się tymi z przodu, gdy tylko Rebecca przedostanie się do Thomasa. Zayn... - odwróciłem głowę w prawą stronę, gdzie stał mój przyjaciel. - ty dołączysz do mnie później. Nikt nie może zauważyć, że coś jest nie tak. Musimy starać się nie przyciągać uwagi.
- To właśnie dlatego jesteście zaostrzeni w strzały usypiające. - dodał od siebie mulat. - No może nie w stu procentach, ale jesteście. Używacie je tylko do pozbycia się strażników. Strzały nie wydają dzwięków w przeciwieństwie do zwykłych pocisków. Pomoże nam to bez problemu zakraść się do celu.
Byłem pewny, że mój plan zadziała. Tym razem nie bałem się iść na wojnę z sprzeciwującymi mi się myślami. Nie miałem ich. I to najbardziej dodawało mi siły. Wierzyłem, że to wszystko się skończy. Że Thomas wkrótce poczuje prawdziwą moc mojej nienawiści do niego.
- Co jeśli Rebecca nas okłamuje? - zapytał Niall niepewny. Podczas gdy Jasper pilnował wspólniczki Thomasa, siedzącej już w samochodzie, blondyn wreszcie mógł szczerze odezwać się na jej temat. - Nie mamy pojęcia czy mówi prawdę. Plan szlag trafi, jeśli okaże się, że zostaliśmy okłamani. 
- Horan ma rację. - poparł go Louis. - Nie sądzę by Rebecca była z nami do końca szczera. Ale słuchajcie, nic nam nie pozostaje jak uwierzenie jej. Przypuszczam, że możemy natrafić na więcej strażników, ale nawet w tym przypadku damy radę. Nie ma co panikować.
Każdy z chłopaków miał na sobie czarne ubrania by w ciemnym lesie móc pozostać niezauważonym. Kieszenie męskich kamizelek były wypełnione nożami, a także i dodatkowymi amunicjami. Na nogach widniały ciężkie robocze buty, ale takie by mogły ułatwić swobodę w przemieszczeniu się. W przeciwieństwie do reszty, tylko Niall i Louis wyróżniali się swoimi charakterystycznymi czapkami z daszkiem.
- W razie czego, zgłaszacie się. - kontynuowałem. - Musimy trzymać się planu i wykorzystać szansę. Rebecca odwróci uwagę frontowych strażników swoim przybyciem, tym samym dając nam większe pole do popisu. To będzie najlepszy moment dla mnie by spokojnie przedostać się do środka posiadłości.
- A co z Jasperem? - spytał Liam z nad przeciwka. - Masz zamiar włączyć go w akcję?
- Nie będę narażał go na niebezpieczeństwo. - przyznałem. - Zwłaszcza, że Thomas i on są rodzeństwem. Bałbym się, że mogłoby to zaszkodzić wszystkiemu. Wiesz o co mi chodzi. Nie mam pewności co do Thomasa, jeśli chodzi o jego sprawy rodzinne z Jasperem. Lepiej będzie jak zostanie z tobą w aucie.
Przyjaciel kiwnął głową na zrozumienie, choć nie bardzo byłem pewny, że ta wiadomość go ucieszyła. Nikt chyba zbytnio nie przepadał za Jasperem z racji tego, że był on związany z Thomasem pod względem rodzinnej więzi. Ta sama krew, te same geny, to samo wychowanie. Chłopaki zapewne starali się go tolerować ze względu na mnie, ale czasami coraz częściej udawało mi się zauważyć ich zdenerwowanie, gdy znajdywał się w pobliżu. W sumie to nie szczególnie mnie to zadziwiało.
- Już czas. - obwieściłem nagle, wcześniej spoglądając na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko. - Zbierzcie ostatnie rzeczy, które się przydadzą i za pięć minut widzimy się na dole. 

~*~

Niestety tak jak przepowiadałem, pogoda ponownie się zepsuła, gdy tylko znaleźliśmy się na miejscu. Deszcz nabrał tempa, a wraz z nim pojawiły się burze, które co jakiś czas rozjaśniały zachmurzone niebo.
Liam zaparkował samochodów z dala od kryjówki Thomasa tak by pozostać niezauważonym przez strażników. Przez połowę drogi wszyscy zachowywali kamienne twarze, co mnie zaskoczyło. Kiedy jeszcze byliśmy nastolatkami, podobne akcje nie miały dla nas dużego znaczenia, wręcz nie obchodziły nas konsekwencje. Teraz widać było, że to się zmieniło. Każdy miał powód dla którego chciał wciąż żyć.

Wokół nas, otaczał nas mrok lasu. W okolicy nie znajdowało się nic, oprócz dzikiej roślinności i małych kapliczek chrześcijańskich przy drodze. Oblał mnie strach. Był niczym jak żywa, mieszkająca we mnie istota. Czasami czułem, jak krąży po moim ciele, usiłując wyrwać się na wolność. Towarzyszył mi i teraz, kiedy nieoczekiwanie pomyślałem o Vanessie. Starałem się nie dopuszczać takich myśli do siebie akurat w takim momencie, ale nie dawałem rady. Martwiłem się o nią i o Lily, moją córkę. Miałem wielką nadzieję, że wszystko się w krótce ułoży. Chciałem móc czuć się wolny bez ciągłego życia w strachu o to co się stanie. Niczego tak bardzo nie pragnąłem jak mieć rodzinę. Dlatego musiałem wyjść z tej akcji żywy.  
Minivan miał wystarczająco dużo siedzeń by pomieścić całą naszą siódemkę. Rebecca siedziała cicho na swoim siedzeniu przy oknie za kierowcą, ponuro zerkając co jakiś czas na każdego z chłopaków. Dużą uwagę jednak poświęcała na wpatrywaniu się w Jaspera, który siedział na miejscu pasażera na samym przodzie. On natomiast raczej nie wyglądał zbytnio na zainteresowanego tym co się działo. 
- Harry, jesteś pewny, że uda wam się w taką pogodę? - odezwał się Liam, wyłączając przednie światła pojazdu.
Niski, dudniący grzmot burzy przetoczył się gwałtownie nad nami. Zayn wraz z Louisem zerknęli z zaciekawieniem za okno w niebo.
- Damy radę. - obwieściłem. - Nie ma co panikować. Postarajcie się jedynie uważać. Szlak może być nieco zdradliwy. 
Niall wiercił się na swoim siedzeniu po mojej lewej stronie. Akurat ja siedziałem na środku pomiędzy nim, a Rebeccą. 
- Obyś wiedział co robisz, Harry. - przemówił Jasper. Bawił się co jakiś czas swoim telefon, jakby coś go nieustannie drażniło. - Powinniście uważać. 
- Wszystko się uda jeśli będziemy trzymać się planu. - schowałem pistolet za pasek spodni i odwróciłem się do tyłu do Zayna i Louisa. - Jesteście pewni, że macie wszystko?
Oboje skinęli głowami.
- Dobra. Louis i Niall wyjdą jako pierwsi. Trzymajcie się lewej strony, ale nie oddalajcie się za daleko od budynku. Ja i Rebecca ruszymy jako drudzy. Zayn dołączy później. Wy, Liam i Jasper, zostajecie tutaj. No, ale to już raczej wiecie.
- Starajcie się być z nami na bieżąco. - dopowiedział Liam. Sprawiał wrażenie naprawdę przejętego tą sytuacją. - Po to dałem wam słuchawki. 
- Racja. Każdy niech informuje wszystkich o swojej pozycji. To nam pomoże mieć kontrolę nad planem.
- Postarajcie się też mieć oko na Rebeccę. - Jasper zerknął na dziewczynę gromiącym spojrzeniem. - Tak na wszelki wypadek. 
Wspólniczka Thomasa miała chyba zamiar coś powiedzieć, ale ostatecznie poddała się. Wiedziała, że Jasper nie pałał do niej sympatią. 
- Louis, Niall. Możecie iść. - oświadczyłem. - Pamiętajcie o strategii. Powodzenia. 

Dwójka przyjaciół opuściła pojazd. Pośród ciągnącej się roślinności, szybko za chwilę zniknęli w głąb lasu wysokich drzew. Modliłem się tylko by sobie poradzili. 
Gdy przyszedł czas na mnie i Rebeccę, poczułem własne nerwy. Oczywiście, że każdy człowiek w takiej sytuacji odczuwałby takie emocje. Pomimo iż byłem zdeterminowany do działania, całkowicie pewny naszej strategii, miałem prawo do myślenia o negatywach swoich dokonań. 
Dziewczyna siedząca obok mnie, wyglądała jeszcze gorzej ode mnie. Widząc jej twarz, wyobrażałem sobie co musiała odczuwać. Nie to, że jej współczułem. Wręcz przeciwnie. Jej przerażenie przyprawiało mnie o siłę, pokazywało, że miałem nad nią jakąś władzę. 
Pozwoliłem Rebecce wyjść z samochodu przede mną. Zanim jednak zrobiłem to samo, usłyszałem raptownie swoje imię wypowiedziane przez Liama.
- Styles, zapomniałem ci wspomnieć o jednej rzeczy. - odrzekł przyjaciel szeptem. - Rebecca ma wczepiony podsłuch. Ona o tym nie wie. Pomyślałem, że to może ci ułatwić nieco sytuację, gdy będziesz musiał oddalić się od niej na pewien czas. 
Byłem wdzięczny Liamowi za to co dla mnie robił. Nie umiałem wyrazić tego słowami. W jakiś sposób również wierzył, że uda mi się dokonać tego, do czego nieprzerwanie dążyłem przez te ostatnie lata. 
- Dzięki stary.
Byłem gotowy zrobić to także i dla niego. Doskonale pamiętałem to przez co przechodził, gdy Danielle zginęła. Przez parę miesięcy nie mógł wziąć się w garść. Obwiniał siebie, zażywał narkotyki by tylko ukoić ból. Nikomu niewinna dziewczyna zginęła przez takiego skurwysyna jakim był Thomas. Za to co się stało, mój wróg musiał zapłacić własnym życiem.

Zatrzasnąłem za sobą drzwi minivana, na tyle cicho na ile zdołałem. Rebecca stała niedaleko mnie, jakby wiedziała, że nawet jeśli podejmie jakiekolwiek kroki bez mojej wiedzy, to źle to się dla niej skończy. Niecierpliwie przestępowała z nogi na nogę, gdy zauważyła, że się zbliżam. Była niesamowicie zestresowana. Wyobrażałem sobie jak każdy mięsień w jej ciele robił się odrętwiały. Jak po głowie chodziły jej różnorakie myśli i nie były one ani trochę optymistyczne.
- Cieszę się, że się słuchasz. - odrzekłem spokojnie, przytrzymując kurczowo nadgarstek dziewczyny. Jej źrenice w mgnieniu oka zrobiły się duże. - Plan jest taki. Będziesz szła przede mną do momentu aż dotrzesz do bramy. Wtedy się rozdzielimy. Gdy znajdziesz się na terenie posiadłości, musisz odciągnąć uwagę strażników, podczas gdy ja będę przedzierał się przez ogrodzenie od prawej strony budynku. Jeśli piśniesz komukolwiek słowo o tym, że tu jesteśmy, nie oczekuj, że się nad tobą zlituję. Zrozumiałaś?
- Thomas się zorientuje, że coś jest grane. - odparła. - Nie unikniesz tego.
- A więc módl się, żeby do tego nie doszło, bo marnie wtedy skończysz. - warknąłem. - Trzymaj parasolkę. Przyda ci się.
Pchnąłem dziewczynę chamsko przed siebie by dać jej prawo do poprowadzenia nas obojgu do celu. Zanurzyliśmy się w cierpliwą puszczę, która momentalnie zamknęła się za nami, jak morze zamyka się nad nurkiem. Przedzierałyśmy się przez gęste zarośla, robiąc co w naszej mocy by nie wydawać jakichkolwiek dzięków, co było trochę irytujące, kiedy dosłownie na każdym kroku deptaliśmy po gałęziach i suchych liściach.
Powietrze było zimne, gęste, ciężkie i leniwe. Odczuwałem początek narastającej zimy jak jeszcze nigdy wcześniej. Mimo ciepłych ubrań, gęsia skórka i tak się pojawiła.
- Rusz się.
Ponagliłem Rebeccę, gdy ta niespodziewanie zawadziła o coś, najprawdopodobniej o korzeń i wpadła w drzewo. Cóż, nie ukrywałem, że należałem do osób cierpliwych.
Blondynka rzuciła mi gniewne spojrzenie, ale nie odezwała się. Posłusznie ruszyła przed siebie, nawet nie obrzucając mnie swoimi komentarzami. Byłem jednak pewny, że w myślach przeklinała moją osobę.
- Tędy dostaniemy się do ścieżki, którą potem dotrzemy pod samą bramę. - Rebecce wskazała nagle palcem na północno-wschodni kierunek lasu. - Dom będzie po naszej prawie stronie.
Zatrzymałem się obok niej, kiedy ta również przystanęła na chwilę. 
- Będę musiał więc skręcić w prawo nieco wcześniej by przedostać się od boku budynku, zgadza się?
- Tak.
Blondynka pokiwała głową, po czym skierowała się w kierunku wcześniej wskazanej drogi. Byłem naprawdę ciekaw jak się zachowa, gdy stanie przed Thomasem. Czy wstawi się za nami czy od razu przejdzie do rzeczy i nas wyda.
- Styles? Tu Louis. Słyszysz mnie dobrze?
Głos przyjaciela zabrzmiał w słuchawce mojego prawego ucha.
- Tak. - odpowiedziałem szeptem. - Słyszę cię doskonale. O co chodzi?
- Dotarliśmy do drogi, która była pokazana na mapie. W oddali widzimy budynek po naszej lewej stronie.
- Dobrze. Kieruj się z Niallem na północ. Od lewej strony musicie zajść dom od tyłu. 
Rzęsisty jesienny deszcz, który non stop się wzmacniał, zmoczył ziemię pod moimi nogami. Pobliskie ścieżki zapewne napełniały się już szorującymi wartko potokami. Robiłem co w mojej mocy by nadążyć za Rebeccą.
- Spoko. A jak z wami? Jak wam idzie?
- Jesteśmy już niedaleko, jeśli moje przypuszczenia są poprawne. 
- Uważajcie na siebie. Robi się ślisko. - śmiech Louisa trochę podniósł mnie na duchu. Dobrze wiedzieć, że choć jeden z nas potrafił poradzić sobie z nerwami. - Łatwo idzie się pośliznąć. 
- Dzięki za radę. - odparłem nieco trochę rozbawiony. - Trzymajcie się.
- Ty też. Do usłyszenia.
W słuchawce zapadła cisza. W tym samym momencie wraz z Rebeccą dotarliśmy na skraj ścieżki o której było mowa. Z daleka udało mi się dostrzec Nialla i Louisa, przebiegających na drugą stronę i za chwilę ponownie znikających w ciemnościach rozciągających się przed nimi zarośli. 
- Zayn? - kliknąłem na przycisk w słuchawce. - Jesteś tam? Posłuchaj, dotarliśmy do celu. Ja i Rebecca zaraz się rozdzielimy. Możesz już realizować swoją część planu.
- Przyjęte. - odpowiedział od razu mulat. - Wyruszam za waszymi śladami. Będę za niedługo. Do zobaczenia. 
Rebecca odwróciła się za siebie w moim kierunku po tym jak połączenie pomiędzy mną, a Zaynem zostało przerwane. Oddychała ciężej ze zmęczenia po pokonaniu błotnistego szlaku. Oboje byliśmy mokrzy przez deszcz, który co chwila wprawiał w nas w zakłopotanie. Raz był słaby, raz mocniejszy. Dobrze, że Liam dał jej w ogóle lepsze buty niż szpilki, bo inaczej sytuacja byłaby tragiczna. Wysokie buty do połowy łydki sprawiły się całkiem dobrze w takich okolicznościach.
- Wiesz co robić. - obwieściłem, gdy nastała między nami nieprzyjemna cisza. Podeszłem bliżej by nie mówić głośniej przez wcześniej dzielący nas dystans. - Gdy wejdziesz do środka, zostaw za sobą otwarte drzwi. I pamiętaj o tym co ci powiedziałem. Jedno słowo o nas i zginiesz.
Wyciągnąłem z plecaka jej szpilki i oddałem jej je. Ta szybko zmieniła obuwie, po czym rzuciła stare w krzaki. Musiałem to zrobić ze względu na Thomasa, by niczego nie podejrzewał. Rebecca musiała udać, że została podwieziona przez znajomego. 

Bez jakiejkolwiek odpowiedzi, Rebecca ruszyła w kierunku bramy należącej do posiadłości. Z daleka budynek musiał wznosić się wysoko. Udawało mi się dostrzec potężny dach i parę bocznych okien w których paliło się światło. Dziękowałem Bogu, że w nocy trudno jest cokolwiek zauważyć. Zapewne gdybym realizował swój plan w biały dzień, od razu zostałbym przyłapany. 
Przebiegłem na drugą stronę ścieżki w chwili gdy Rebecca oddaliła się ode mnie. Czułem mokre zarośla przez które musiałem się przedostać by dotrzeć do ogrodzenia. Grzmoty błyskawic przecinających niebo ponowiły się. Przez chwilę jasność oblała okolicę co ułatwiło mi dojrzeć ogrodzenie oddzielające posiadłość od dzikiej natury. 
Dotarłem do ażurowych przęsł, wspartych na murowanych słupach oraz murkach i przykucnąłem pośród pobliskich krzaków, kiedy tylko zauważyłem zbliżających się do Rebecci dwóch ochroniarzy. Przy samym drzwiach wejściowych paliła się mała żarówka, która ułatwiła mi widoczność. Mężczyźni patrolujący dom od przodu byli czarnoskórzy i całkowicie inni od siebie. Jeden był bardziej zbudowany, o czarnych kręconych włosach i niskim wzroście w porównaniu z wysokim na łyso obciętym strażnikiem o chudej budowie ciała. Rebecca jak gdyby nigdy nic, podeszła do nich i zamieniła kilka słów. Nie widziałem po niej strachu, co mnie nawet wcale nie zaskoczyło. Nie śmiałem wątpić w jej aktorskie umiejętności.
Każdy ze strażników miał w ręku pistolet. Byłem przekonany, że doskonale znali Rebeccę z racji tego, że od razu na jej widok obniżyli broń. Bez najmniejszych problemów, dziewczynie udało się przedostać przez ich ochronę. Nawet nie zwracali na nią uwagi, kiedy ta ruszyła za nich w kierunku drzwi. Ufali jej.
W momencie w którym blondynka zniknęła z mojego pola widzenia, wziąłem się za realizowanie mojej części planu. Ściągnąłem plecak ze swoich pleców i wyciągnąłem z niego broń naładowaną strzałami usypiającymi. Wyglądało to trochę jak polowanie na niedźwiedzie, ale mniejsza z tym.
Z ostrożnością podniosłem gotowy pistolet i namierzyłem cel. Skupiłem się uważnie na miejscu w które miałem trafić ofiarę, po czym nacisnąłem na spust. Umięśniony strażnik upadł bezwładnie na ziemię, wprawiając swojego towarzysza w oszołomienie. Zajęło mu to trochę czasu zanim zorientował się czym został postrzelony mężczyzna. Z przerażenia uniósł swój pistolet przed siebie i nerwowo rozglądał się wokół siebie. Nie chciałem tracić czasu na wpatrywanie się w jakiegoś debila, który nie wiedziałem jakim cudem dostał pracę strażnika, więc po prostu wycelowałem kolejną strzałę i tym samym pozbawiłem go życia, a siebie niepotrzebnych nerwów. 
- Harry, jesteśmy na pozycjach. - usłyszałem głos Nialla w słuchawce. - Założę się, że ty już też?
- Prawie. - rzekłem. Nawet nie zdałem sobie sprawy, że moje dłonie są czerwone od zimna, kiedy zniżyłem broń. - Właśnie załatwiłem strażników. 
- Nieźle. - dodał Zayn. Słyszałem jak ciężko oddycha, więć był równie przemęczony zdradliwym szlakiem jak ja jeszcze kilka minut temu. - Jestem już blisko, Styles. Dobrze słyszeć, że plan jak na razie działa. 
Schowałem broń z powrotem do plecaka i ruszyłem przed siebie. Rękami przytrzymałem się najbliższego murku by móc wspiąć się po ażurowych przęsłach. Nie było łatwo, ale ostatecznie udało mi się pokonać ogrodzenie. 
Upewniając się, że okolica jest czysta, jak najostrożniej skierowałem się w kierunku głównego wejścia do posiadłości. Styl jaki został na niej zastosowany ogółowo nawet mi się podobał, choć miejsce w jakim stała totalnie wszystko niszczyło. 
Drzwi tak jak przypuszczałem, były otwarte. W chwili kiedy weszłem do środka, od razu w oczy rzuciła mi się ekstrawagancka stylistyka. Japońskie panele na oknach, czarne meble i znakomicie zadbane obrazy różnych mitologii świata na czerwonych ścianach korytarza, dodawały nastroju, którego nie umiałem opisać słowami.

Z wnętrza domu słychać było urywki rozmów. Po obu moich stronach ciągnęły się schody na górne piętro, a na wprost rozciągał potężny salon, który okazał się pusty. 
Głosy jakie jednak bezustannie słyszałem dobiegały od mojej lewej strony. Tuż za schodami ujrzałem drzwi, które były otwarte, więc nie tracąc ani chwili dłużej podążyłem w tamtym kierunku, w dłoni kurczowo trzymając swój rewolwer. 
Przekroczyłem próg pomieszczenia, który oświetlony został przez małą lampkę stojącą w rogu na stoliku, ale on również okazał się pusty. Nie podobało mi się to zbytnio, choć brnąłem dalej podążając za coraz to lepiej wyraźnie słyszalnymi głosami. Po prawej stronie zastałem kolejne drzwi, które były jednak uchylone. Byłem w tym momencie pewien, że głosy wydobywały się właśnie zza tych drzwi.
- Dzwoniłem do ciebie, ale nie odbierałaś. - momentalne rozpoznałem zirytowany ton głosu Thomasa, który zabrzmiał wręcz gniewnie. - Wiesz, że nie cierpię jak ktoś nie odbiera ode mnie telefonu. 
- Mówiłam ci już, że nie mogłam. - Rebecca starała się utrzymać zimną krew. Wiedziałem, że to z nią rozmawiał mój wróg. - Byłam zajęta.
- Co noc włóczysz się z innym! Dałem ci wolność do robienia tego co chcesz, ale to nie znaczy, że masz nie odbierać ode mnie jebanych telefonów! Mam ważniejsze problemy niż zawracanie sobie głowy tobą!
- Przecież powiedziałeś, że idealnie radzisz sobie beze mnie! Po co ci więc byłam aż tak potrzebna!?
- Nie próbuj się po raz kolejny ze mną kłócić! - zagroził. - Na za wiele sobie pozwalasz!
- Ha! I ty to mówisz? - blondynka odparła z sarkazmem. -  Nie jestem twoją własnością, byś mówił mi co mam robić. Zresztą, to nie twoja sprawa co robiłam i z kim byłam. 
Kucnąłem cicho pod ścianą, która dzieliła mnie od kłótni z pokoju naprzeciwko. 
- Marnujesz mój cenny czas! Czy ty kurwa tego nie rozumiesz? - krzyknął. - Styles chce zemsty, tak samo jak ja! Jak mam się skupić na własnych problemach, gdy wiem, że znikłaś z oczu moim strażnikom w klubie!?
- Widocznie masz niedoświadczonych ludzi, którzy nawet nie umieją wykonać jednego głupiego zadania.
- Zapamiętaj, że pracujesz dla mnie i nie podważaj moich słów! Nie każ mi zamykać cię w domu!
- Nie spróbowałbyś. - roześmiała się. - Zbyt bardzo ci na mnie zależy i dlatego tego nie zrobisz.
- Na nikim mi nie zależy! Nie waż się mówić mi takich rzeczy! 
- Właśnie sam przyznałeś się do tego, że się mną interesujesz! Po co to ukrywasz!? Jestem z tobą odkąd mi pomogłeś! Robię dla ciebie co mogę!
- Nie robisz! Gdybyś to robiła, przystosowałabyś się do moich zasad!  
- Twoje zasady są śmieszne! Nie pozwolę byś cokolwiek miał do powiedzenia w moim życiu. Zrozum, że ja chcę żyć po swojemu, a nie być ciągle uwiązana u twojej nogi! - obwieściła srogo. - Nie muszę ci się spowiadać ze wszystkiego co robię.
- Harry, wszystko w porządku? - Niall przemówił niespodziewanie w mojej słuchawce. - Słyszymy kłótnię.
- Ja również ją słyszę. - odparł Zayn. - Gdzie dokładnie jesteś, Harry?
Nie mogłem odpowiedzieć. Musiałem siedzieć cicho, by się nie zdemaskować.
- Harry jest w budynku. - głos Liama wdarł się w rozmowę. Odetchnąłem z ulgą, słysząc jego głos. - Mam was wszystkich na ekranie. Wybaczcie. Zapomniałem wam wspomnieć, że w plecakach macie lokalizatory. Bądźcie czujni.  
Kontakt się urwał. Ponownie skupiłem się na rozmowie, która ciągneła się za ścianą.
- Od kiedy stałaś się taka zimna i wyniosła wobec mnie? - spytał Thomas, nie zmieniając swojego gniewnego tonu. - Nie pamiętam, żebyś aż tak się do mnie odzywała. Nie uważasz na swój język, którym się posługujesz. To się wcześniej nie zdarzało. - zauważył. - Zazwyczaj powstrzymywałaś się przed powiedzeniem czegoś. Wiedziałaś, że mogą być tego konsekwencje.
- Może przejrzałam w końcu na oczy? 
- Niby dlaczego dopiero teraz?
Po tym pytaniu Thomasa, przestałem wsłuchiwać się w rozmowę, gdy tylko usłyszałem za sobą kroki. Za mną stanęło dwoje facetów, bliźniaków o muskularnych budowach ciała tylko o odmiennych od siebie fryzurach. Jeden z nich był kompletnie łysy, a drugi zaś miał dosłownie do połowy ścięte włosy o czerwonym odcieniu. No to plan szlag trafił, pomyślałem od razu.
- Gary, chyba poznaję tego intruza, a ty? - spytał czerwono włosy mężczyzna do swojego brata obok.  
- Ja chyba też. I wiesz co? Wydaje mi się, że szef będzie zadowolony z jego niespodziewanej wizyty.
Z szyderczym uśmieszkiem na ustach, strażnicy w mgnieniu oka poderwali mnie do siebie. Ale ja oczywiście nie dałem się tak łatwo, jak mogło się to wydawać.
Obrócili mnie do siebie plecami i wygięli moje ręce do tyłu tak jak przeważnie robią to policjanci złapanym przestępcom. Zanim jednak zdążyli mnie obezwładnić, zapomnieli, że ja już znałem sposoby na takie o to zagrania. 
W jednej chwili, poczułem się jak nastolatek, zawsze pełen pewności siebie. Wspomnienia wróciły, podwoiły się. Próbowałem przywołać kilka z nich do tego właśnie momentu.
Tak jak za dawnych lat, obróciłem się twarzą do obojgu przeciwników i z tym samym irytującym uśmieszkiem, za jednym zamachem łokcia pozbawiłem łysego bliźniaka kontroli nad własnym ciałem. Z jego nosa zaczęła lecieć krew, gdy tylko upadł na podłogę. Momentalnie poczułem falę ognia przebiegającą wzdłuż kręgosłupa. 
Czerwono włosy mężczyzna rzucił się na mnie, zaraz po tym jak znokautowałem jednym ruchem jego brata. W ostatniej chwili udało mi się podciąć mu nogi, tym samym unikając ciosu, mającego zamiar roztrzaskać mi czaszkę. Pomimo nieudanego kroku, przeciwnik nie poddawał się. Podniósł się na nogi i zawzięcie podjął się do walki, podczas gdy brat bliźniak ledwo co komunikował. Był wściekły, tak jak wygłodniały rottweiler, któremu właściciel dał do powąchania soczysty stek, a potem schował go gdzieś poza zasięgiem psiego wzroku i węchu. 
Rozgniewany mężczyzna podszedł więc do mnie i wymierzył cios w twarz, choć ponownie zablokowałem jego zamiary. Udało mi się wykręcić jego rękę tak, że zasyczał z bólu. I może bym wygrał to starcie, ale w chwili w której miałem połamać mu kości w tej części ciała, zapomniałem, że jego łysy brat bliźniak w każdym momencie może wstać i rzucić się na mnie. I tak się stało.
Strażnik niespodziewanie nabrał sił i znalazł się bliżej mnie szybciej niż przypuszczałem. Mocny ból przesiąkł moje biodro, kiedy uderzył we mnie. Jego ramię po chwili otoczyło moją szyję, przyszpilając mnie do klatki piersiowej. 
Nie zdążyłem nawet sięgnąć po spluwę. Została ona od razu zabrana przez czerwono włosego, któremu ciśnienie ekstremalnie się podniosło. Stanął przede mną, a jego oczy zrobiły się znacznie większe ze wściekłości.
- Może to cię czegoś na uczy, Styles.
Niespodziewanie łysy bliźniak puścił mnie. Nie zdołałem zebrać wystarczająco dużo siły by nawet zrobić jakikolwiek ruch, zanim zrozumiałem co planuje czerwono włosy. Mężczyzna kopnął mnie w brzuch z taką siłą, że uderzyłem o drzwi, które momentalnie wyskoczyły z zawiasów i opadły po przeciwnej stronie. W sam raz przerywając kłótnie pomiędzy Thomasem, a Rebeccą.
Dziewczyna z krzykiem odsunęła się na czas z miejsca w którym wcześniej stała. Miała wielkie szczęście. Inaczej byłaby przygnieciona przeze mnie.
- Słyszysz mnie Harry? Odbiór. - głos Liama odbił się echem w moim uchu. - Wszystko u ciebie dobrze? Powiedz coś. 
Ból przeszył całe moje ciało, gdy opadłem z trzaskiem na podłogę. Chłód przenikał do moich kości i dopiero wtedy zrozumiałem jak bezsilny byłem. Odczułem żar bijący mi zza pleców, więc zamknąłem oczy i głęboko odetchnąłem. Złapałem po raz kolejny powietrze, gotowy za chwilę zmierzyć się z tym co mnie czekało.
Od czasu do czasu dopadała mnie ta specyficzna choroba – lęk, drżenie i pocenie się duszy. Próbowałem się podnieść, ale nie mogłem. Ledwo co odczuwałem czucie we własnych palcach u dłoni.
- Harry Styles. - mrożący krew w żyłach głos, który mógł należeć tylko i wyłącznie do Thomasa obudził mnie jak zimny prysznic. - Nigdy nie przestajesz zaskakiwać, co?
Dwoje strażników bliźniaków podniosło mnie z połamanych drzwi i przytrzymało bez mojej zgody. Musiałem zamrugać kilka razy, zanim wyraźnie skupiłem swoją uwagę na wrogu stojącym dosłownie przede mną.  
Jasna, nieco przydługa grzywka, opadała mu na oczy, ale ja widziałem, że były one niebieskie, takie same jak u jego brata Jaspera. Jego ramiona opinała ciemnobrązowa skórzana kurtka, a pod nią zauważyć można było zwykły czarny podkoszulek wsunięty w ciemne spodnie z dziurami na kolanach.
- Miło cię gościć w moich nowych progach. - jego usta rozszerzyły się w szyderczym uśmieszku. - Zapewne rozglądnąłeś się już co nieco.
- Czy to Thomas? - spytał Zayn w słuchawce. - Co do cholery...
- A już myślałem, że się przesłyszałem. - wtrącił się Niall. - Co robimy? Louis, Liam?
Cisza. Nikt się już nie odezwał.

Obserwowałem Thomasa z rosnącą nienawiścią. Miałem wielką ochotę strzelić mu kulkę prosto w serce, ale straciłem szansę. Zakląłem w myślach. No tak, przecież zostałem totalnie rozbrojony przez tych bliźniaczych skurwysynów. 
- Twój czas się skończył. - zagroziłem. Moje oczy nie przestawały obserwować wroga. - To koniec. Wiem o wszystkim co narobiłeś.
- Ja też. 
Ku mojego zaskoczeniu, Thomas zrobił coś czego się nie spodziewałem. Odwrócił się za siebie i wyciągnął pistolet w kierunku Rebecci. Przerażona blondynka podniosła ręce przed siebie. 
- Co ty robisz, Thomas? - spytała oszołomiona. - Odbiło ci?
- Nieźle ją wykorzystałeś, Styles. Chyba masz dar do przeciwstawiania ludzi przeciwko mnie, wiesz?
I strzelił. Huk przeciął pomieszczenie, a pomiędzy nami wszystkimi zapadła cisza. Dziewczyna opadła na ziemię, postrzelona w okolicę serca. Czułem, że żyła, ale nie na długo.
- Harry? - Liam powtórzył moje imię w słuchawce. - Wiemy, że masz kłopoty. Jeśli mnie słyszysz, wiedz, że sprawa jest krytyczna. Jasper wymknął mi się z samochodu. Zapewne biegnie do ciebie. Pozostali czekają na znak. Wszyscy strażnicy zostali wyeliminowani, ale myślę, że zaraz będziemy mieć towarzystwo. Jeśli chodzi o Vanessę, ona...
Połączenie znów się przerwało. Niech to kurwa szlag.
- Odbiło ci!? - warknąłem.  
- Puście go! - rozkazał srogo bliźniakom. Następne co poczułem to rozrywający mnie ból w ramieniu. - A więc to na tyle cię stać, Styles!? - szarpnął mnie za kurtkę, wcześniej kucając przy mnie na podłodze. - Na groźby i wykorzystywanie moich własnych ludzi!? Czy ty zdajesz sobie sprawę w jak chujowej sytuacji się znalazłeś!? 
Moja twarz wyrażała jedynie czystą determinację, podczas gdy Thomas palił mnie wzrokiem pełnym nienawiści.
- Nawet jeśli to przegram, to wiedz, że spalisz się w piekle razem ze mną. - oznajmiłem. Musiałem nabrać więcej powietrza by kontynuować dalej. - Za to co zrobiłeś nigdy nie zastasz spokoju. Wykorzystałeś Rebeccę do rozwalenia mojego związku z Vanessą, tylko i wyłącznie dla własnej satysfakcji. Pogrążyłeś tylu ludzi w cierpieniu, zaszantowałeś ich i kontrolowałeś, jakby byli dla ciebie jedynie nędznymi zabawkami. Zginęło przez ciebie tylu dobrych ludzi! Bez serca odebrałeś im możliwość do życia! Przysięgam, że zapłacisz za to skurwysynie! - gdyby nie bliźniacy strażnicy, rzuciłbym się na Thomasa i udusił go własnymi rękami. Straciłem kontrolę nad emocjami, nad rzeczywistością. Cierpienie, chęć zemsty i wściekłość oblała moje ciało jak drastycznie szybkim tempie. - Pokażę ci jak wygląda sprawiedliwość! Własnymi rękami pokażę ci jak ona wygląda. Tylko mnie puść, nędzny tchórzu! No dalej! - szarpnąłem się. - Zrób to!
Twarz Thomasa zrobiła się czerwona. Mogłem przypuszczać, że moja również. 
- Ty nie wiesz jak wygląda sprawiedliwość. - odrzekł z powagą mój wróg. - Przy Maddie nie wiedziałeś i do teraz nie wiesz.  
- Nie wpierdalaj w temat swojej zdzirowatej siostry! - splunąłem na podłogę. - Widziałem sprawiedliwość, gdy ją postrzelałem! I widzą ją i teraz przy tobie!
Thomas przytkał zimny rewolwer do mojej skroni.
- To jest ostatni raz kiedy słyszę od ciebie jakiekolwiek oszczerstwo na temat mojej siostry. Odebrałeś mi ją, tak jak ja już niedługo odbiorę ci wszystkie osoby, które tak niezmiernie kochasz. Chętnie zacznę od córeczki. - zaśmiał się. - Jak jej tam? Lily, tak?
Szarpnąłem się najmocniej jak potrafiłem. Ale mimo moich starań, dwoje muskularnych bliźniaków wciąż przerastało moje siły. 
- Nie pozwolę ci! - wrzasnąłem. - Zginiesz!
Thomas zaśmiał się jedynie i wstał. Zanim jednak zdążyłem popatrzyć w górę, rozrywający ból przeszył lewą stronę mojej twarzy, po tym jak wróg zamachnął się nogą. Upadłem z powrotem na podłogę, czując jak już kompletnie tracę kontakt z rzeczywistością. Nie odczuwałem własnych sił, a kiedy tylko otworzyłem oczy, widziałem przed sobą jedynie niewyraźnie zamglone kształty. Nie liczyłem na cudy. Już sam nie miałem pojęcia na co w ogóle liczyć. 
Byłem pewny, że to koniec. Że to tutaj moje życie się zakończy. Już nigdy miałem nie zobaczyć ludzi, których kochałem. Wierzyłem, że może to lepiej jak zniknę z ich żyć. 
I wtedy stało się coś dziwnego.
Kiedy otworzyłem słabe powieki, udało mi się zobaczyć to co się działo przede mną. Do pomieszczenia z hukiem wparował Zayn i wykorzystując swoją wiedzę na temat walk na noże, zmiótł obojgu bliźniaczych strażników za jednym rzutem ostrych narzędzi. Noże motylkowe wbiły się w plecy przeciwników, obezwładniając ich całkowicie. Martwi padli na twarz, a kałuże krwi od razu zaczęły się powiększać.
Zdziwienie Thomasa zakończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Nie zdążył nawet zareagować. W tym samym czasie, widziałem jak na własne oczy Rebecca, wcześniej postrzelona, sięga niezgrabnie po pogrzebacz obok kominka przy którym leżała i zamachuje się nim w samego Thomasa.
Mężczyzna krzyknął nieoczekiwanie na ból zadany mu w plecy. Był to okropny wrzask. Upadł na podłogę przed siebie, upuszczając przy tym swój jedyny pistolet. Poleciał on dokładnie pod nogi Zayna. 
- Suka!
Pogrzebacz wypadł z ręki Rebecci, a jego czubek pokryty był krwią. Musiał rozedrzeć mu skórę, co prawdopodobnie wyglądało okropnie.
Pomimo tego, nie mogłem uwierzyć, że Rebecca tego dokonała. Powaliła Thomasa, człowieka, dla którego pracowała. To odebrało mi mowę.
Przeniosłem wzrok na Zayna, który wpatrywał się w broń wroga przed sobą. Thomas próbował się podnieść, ale ból zapewne wzmacniał się za każdym razem, gdy chciał się poruszyć. Mulat kucnął przed pistoletem i po chwili podniósł go. Nawet go nie obejrzał tylko tak po prostu podał broń do tyłu za siebie.
Zamrugałem kilka razy by przywrócić ostrość. I nie mogłem sam uwierzyć w to co zobaczyłem.
Za plecami Zayna, w samej osobie stał Jasper. Przyjaciel ominął mulata i przyglądnął się narzędziu. Dopiero za chwilę zmusił się do spojrzenia w kierunku swojego obezwładnionego brata, który zawzięcie walczył z bólem. 
- Jasper. - warknął z goryczą Thomas. - Co ty wyprawiasz!?
Najmłodszy z rodzeństwa Wild, przystanął obok niego. Thomas musiał podnieść wzrok z racji tego, że Jasper górował nad jego osobą. 
- Jest wiele rzeczy, których jako brat nigdy ci nie powiedziałem. - odezwał się Jasper. Jego opanowanie wydawało się lodowate. Thomas zazgrzytał zębami niespokojnie. - W dzieciństwie trochę podziwiałem ciebie i twoją determinację do życia. Wydawałeś się mieć tyle odwagi. Nigdy nie pozwalałeś ludziom zajść sobie za skórę. Widziałem jak troszczyłeś się o Maddie i dlatego nieustannie pragnąłem być tak silny jak ty. Być idealnym bratem dla was obojgu i idealnym synem dla naszych rodziców. - na bladej twarzy chłopaka pojawił się bolesny uśmiech. - Dopiero po latach zrozumiałem, że ludzie za bardzo chcą być podobni do innych. A po co być podobnym do kogoś, jeśli można stać się lepszą wersją samego siebie? Przecież nie ma ludzi perfekcyjnych. 
- Przestań bredzić, kretynie...
Pomimo zirytowania Thomasa, jego brat postanowił kontynuować dalej. 
- Z tego co pamiętam, Maddie nigdy nie była dla mnie dobrą siostrą. Ty również niczego niezwykłego sobą nie reprezentowałeś. Byłem zaślepiony tobą ze względu na to, że sam nie widziałem w sobie tego co chciałem widzieć. A rzecz w tym, że ja miałem wszystko, tylko po prostu nie umiałem tego znaleźć. W życiu nie chodzi o posiadanie samych dobrych kart, ale o umiejętne granie tymi, które już masz w ręku. Pogubiłem się, ale znalazłem swoją ścieżkę, która nauczyła mnie wielu rzeczy. Ty zaś... ty wolisz gubić się na tej samej ścieżce zamiast wyjść z niej i spróbować nowej. Nie pozwalasz sobie zobaczyć świata z innej perspektywy. Dlatego nigdy nie nauczyłeś się kochać ani dbać o innych. Bo nie potrafisz ujrzeć dla siebie szansy. Cofasz się, grzebiesz w przeszłości, która i tak już niczego nie zmieni.
- Dość! - Thomas podniósł się na kolana, ale wciąż podpierał swój ciężar jedną ręką. - Oczerniasz mnie, stawiasz w złym świetle, obwiniasz, że to wszystko moja wina! Ale gdzie ty byłeś!? Czy chociaż okazywałeś zainteresowanie problemami, jakie dotknęły naszą rodzinę? Śmiesz mówić mi, że wciąż tkwię w tym samym gównie, ale czy wiedziałeś, co przeżywałem, gdy wyjechałem po śmierci Maddie? Nie umiałem spojrzeć na swoje własne odbicie w lustrze! Nienawidziłem siebie! Jedyną osobą, która potrafiła się o mnie zatroszczyć była Maddie! Ciebie nigdy nie było! Nie masz prawa więc wytykać mi takich rzeczy, jeśli nie masz pojęcia jak było naprawdę!
Jasper zamilkł niespodziewanie. W tej samej chwili, Zayn kucnął przy mnie i sprawdził rodzaj pulsu u nadgarstka.
- Styles, trzymasz się? Twój puls jest stabilny. Słyszysz mnie?
Przekręciłem głowę w stronę Rebecci, której dłonie wciąż drżały. Ona powoli umierała. Byłem pewien.
- Pomóż Rebecce. - powiedziałem pewny swojej raptownej decyzji. Mulat popatrzył na mnie jak na wariata.
- Ty chyba żartujesz...
- Pomóż jej. - zakaszlałem. - Proszę, uratuj ją.
Przyjaciel zaklął pod nosem, ale zrobił to o co go poprosiłem. Przyklęknął za chwilę przy dziewczynie, ostrożnie przechodząc obok rozwścieczonego Thomasa, w ręku trzymając dodatkowe dwa noże na wszelki wypadek.
- To już nie ma znaczenia, Thomas. - przemówił srogo Jasper. Przeładował pistolet i uniósł go na wysokość czoła brata. - Ten rozdział oficjalnie zostaje zamknięty. Nie zmienisz już niczego. Jest za późno.
- Nie! - zaprotestował starszy brat. Jego oczy błyskały determinacją. - Nasza rodzina nie musi się rozpadać!
- Co ty...
- Jasper, nie musimy być wrogami. - ton głosu Thomasa po raz pierwszy zamienił się w błagalny. -  Przyłącz się do mnie, a obiecuję ci, że wszystko naprawię. Razem możemy walczyć w imię tym tego kim jesteśmy. A jesteśmy z rodziny Wild. Z rodziny nigdy się nie poddających.
Jasper obniżył broń. Wahał się.  Do cholery, przecież on nie mógł się wahać. Zakląłem po raz już sam nie wiem który. Nie mogłem do tego dopuścić. Thomas był przestępcą, kłamał w żywe oczy. 
- Jasper nie! - krzyknąłem i podniosłem się o własnych siłach do pozycji siedzącej. - Chyba mu nie uwierzysz!?
Przyjaciel milczał. 
- Nie słuchaj go Jasper. - dodał Thomas. - Wolisz posłuchać się obcej osoby niż własnego brata? Jesteśmy rodziną. 
- Od kiedy to niby nią jesteście!? Od jakiś dwóch minut?! - warknąłem zły. - Jasper, jeśli to zrobisz, on cię zabije. 
- Nie zabiłbym własnego brata, oszalałeś?!
Jasper wpatrywał się w starsze rodzeństwo z zakłopotaniem. Nie umiałem sobie wyobrazić myśli, które w tym momencie przepływały w jego umyśle. Jak on w ogóle mógł się wahać!?
- Jasper, przysięgam. Jeśli mi pomożesz, zrobię wszystko. Dosłownie pomszczę wszystkich, którzy kiedykolwiek skrzywdzili naszą rodzinę. Już nikt nigdy nam nie zaszkodzi. Nie naszej rodzinie.
- On kłamie ci w żywe oczy, Jasper! - desperacko próbowałem przemówić przyjacielowi do rozsądku. - Nie rób czegoś, czego potem będziesz żałował!
Jasper odwrócił się plecami do Thomasa i kątem oka zerknął na mnie. Nie miałem pojęcia o co mu chodziło.
- Thomas ma rację. Nie mogę oczerniać go za wszystko, skoro nie znam całej prawdy. - przyjaciel ponownie skierował swoją uwagę na brata. - Ale jedno jest pewne. Nie chcę jej poznawać. Bo cokolwiek byś mi powiedział, nie zmieni to biegu wydarzeń. Żałuję, że nie byłem dobrym bratem dla ciebie, Thomasie, tak samo jak i żałuję jeszcze wielu innych rzeczy. Mam nadzieję, że gdzieś tam pozwolisz sobie wybrać tą odpowiednią dla siebie drogę. Tego ci życzę najbardziej.
- Jasper, nie! Proszę!
- Żegnaj, bracie
Stres targał moje nerwy. Myślałem, że nie wyrobię, gdy nagle padł strzał i usłyszałem, jak ciało Thomasa pada na podłogę. Wszyscy wciągnęli powietrze i spojrzeli w jego stronę. Zapadła głucha cisza. 
Odczułem nieoczekiwanie spokój, o którym zawsze marzyłem. Spokój o bezpieczeństwo mnie, mojej rodziny i bliskich. Poczułem wolność, jakiej od tak dawna nie czułem. To chyba tu właśnie kończył się jeden z rozdziałów mojego życia.


                                                                             ~*~



- Harry.
Głos Zayna przywrócił mnie do rzeczywistości. Jasper jeszcze przez chwilę nie mógł pozbierać się po tym co się stało, dlatego wolałem zostawić go przez jakiś czas samego. Zebrałem w sobie ostatnie siły i podniosłem się na nogi by podejść do przyjaciela. Klęknąłem przy nim, tuż przed ciałem Rebecci, której oczy nadal były otwarte.
- Obawiam się, że dla niej jest już za późno. - szepnął mulat do mojego ucha. - Wybacz mi.
Położyłem dłoń na ramieniu przyjaciela. Był zdewastowany sytuacją.
- Zrobiłeś co mogłeś. Dziękuję ci.
Zayn pokiwał głową. Byłem mu naprawdę wdzięczny w tym dniu. Wykazał się niezwykłą odwagę.
- Skontaktuję się z Liamem. - obwieścił raptownie. - Powinien wiedzieć, że nareszcie już po wszystkim.
- A co z chłopakami?
- Thomas wezwał posiłki, ale Louis i Niall szybko się nimi zajęli. Nie ma powodów do obaw.
- Dzięki stary.
Mulat pozostawił mnie sam na sam z Rebeccą i ruszył do wyjścia. Po drodze zatrzymał się na chwilę przy Jasperze, którzy opłakiwał los brata.
- Harry... tak bardzo cię przepraszam. - głos dziewczyny był szorstki i niepewny, gdy zdecydowała się przemówić. Byłem gotowy poświęcić jej daną chwilę. - Teraz zrozumiałam powód dla którego Ryan odszedł. Miałeś rację co do Thomasa. Oboje mieliście.
- Rebecca...
Blondynka uroniła łzy. 
- Nie powinnam była mu ufać. - szlochała. - Gdy zorientowałam się, było już dla mnie za późno. Tak bardzo cię przepraszam, że narobiłam ci tyle cierpienia. 
- To co dzisiaj zrobiłaś... było znakiem tego, że masz w życiu swoje własne zdanie. Wykazałaś się nie tylko odwagą, ale i pokazałaś, że jesteś w stanie sprzeciwić się drugiej osobie. 
- Harry, ja naprawdę...
- Nie myśl o przeszłości. - poprosiłem. - Uratowałaś mi życie. I za to chcę ci podziękować. Że poświęciłaś się dla kogoś zupełnie obcego.
- Nigdy nie byłeś dla mnie obcy. - rzekła z uśmiechem. - Od pierwszego momentu, wiedziałam już jak ogromne ciepłe serce masz. Może i pomyślisz, że kłamię, ale proszę wiedz, że to co się między nami stało wtedy w Miami, nigdy nie było dla mnie tylko jedną głupią zabawą albo dodatkiem do planu Thomasa. Jesteś wspaniałym facetem i mam nadzieję, że kobieta, którą kochasz, zaakceptuje cię takiego jakim jesteś. Życzę ci rodziny, w której w imieniu tak zacięcie potrafisz walczyć i przede wszystkim szczęścia w życiu. By wszystko się w końcu tym razem ułożyło. 
Blondynka zamknęła powieki.
- Rebecca, walcz. - ścisnąłem jej dłoń. - Proszę.
- Dziękuję za pokazanie mi światła w tunelu, Harry. - odparła cicho. - Niech Bóg ma cię w opiece.
 Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem. Wiedziałem już, że to był jej ostatni. Koniec ostatniego rozdziału jej życia. Odeszła do możliwie i lepszego świata.
Pomodliłem się w ciszy za jej duszę, a następnie złączyłem obie jej dłonie razem na podbrzuszu. 
- Niech Bóg również ma cię w opiece, Rebecco. 
 


"Może się zdarzyć, że urodziliśmy się bez skrzy­deł, ale naj­ważniej­sze jest, żebyśmy nie przeszkadzali im wyrosnąć." 



 ~*~

Od autorki: Trochę chyba sama się popłakałam przy pisaniu. Przepraszam, ale teraz zacznie się tyle emocjonalnych rozdziałów, że ja sama chyba się zapłaczę niedługo.

Sądziliście, że tak się zakończy jeden z rozdziałów życiowych Harry'ego?
 Podzielcie się opiniami :) x

To był mój ostatni rozdział w 2017 roku, a z racji tego, że Wigilia tuż tuż, chciałabym życzyć wam wszystkim moim czytelnikom, z całego serca najwspanialszych Świąt Bożego Narodzenia, przepełnionego ciepłą rodzinną atmosferą, pysznym jedzeniem, spokojem, a także i radością. Nie zapominajcie o uśmiechu! 

Niech rok 2018 będzie dla was lepszym rokiem, pełnym cudownych niespodzianek. Udanego Sylwestra!

Mam nadzieję, że razem ze mną będziecie świętować trzylecie historii Harry'ego i Vanessy, już niebawem, 2 Stycznia. Jest może coś, co byście chcieli im życzyć na nowy rok? :D

Następny 116 numerek pojawi się najprawdopodobniej przed 7 Stycznia 2018 roku!

 Dziękuję wam za cudowny rok w którym udało mi się napisać aż 20 rozdziałów z waszą pomocą! Jestem niezmiernie wdzięczna za każde wasze wsparcie.

Let's fly with our beautiful wings in 2018 as well! 

Buziaki i pozdrawiam :)



3 komentarze:

  1. W końcu ❤❤❤❤❤❤❤❤❤ cudowny jak zawsze czekam na kolejny �� wesołych świąt ❤❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział! ❤️❤️❤️ Kocham! Czekam na nasyępny! ❤️❤️ Wesołych świąt! ❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownyyyy ❤ wesołych Świąt ☺

    OdpowiedzUsuń