9 gru 2017

Rozdział 115 - cz. 1

Wszystkie emocje, dotąd trzymane w ukryciu eksplodowały wewnątrz mnie w mgnieniu oka. Miałam wrażenie jakby każda cząstka mojego ciała rozszarpywała mnie by zwiększyć dawkę bólu. Po raz kolejny nie umiałam nad sobą panować, traciłam kontrolę. Byłam w oszołomieniu, a na dodatek i w rozpaczy. 
To nie mogła być prawda, powtarzałam bezustannie po przeczytaniu listu, który Harry zdążył po sobie zostawić, zanim odszedł. Nie mógł tak po prostu przyznać się do swoich uczuć w taki sposób i zniknąć, jak gdyby nigdy nic się nie stało. Od pewnego czasu wiedziałam, że coś jest z nim nie tak, ale nigdy nie myślałam na poważnie, że wciąż mnie kocha po tym wszystkim co razem przeszliśmy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę ze znaczenia tego listu i najgorsze było to, że wiedziałam powód dla którego go napisał. Uważał, że powinnam wiedzieć o wszystkim, zanim los położy kres jego życiu. Dlatego nie chciał dodawać mi nadziei. Dlatego nie był szczery, ponieważ przewidywał, że przyszłość może go jeszcze zaskoczyć. I właśnie to złamało mi serce. 
Jeśli miałbym ci powiedzieć o moich uczuciach prosto w oczy, nie mógłbym zmusić się do odejścia.

Wieść o tym, że Harry wymknął się o świcie do Los Angeles bez słowa, jeszcze bardziej nabawiła mnie o nerwy niż mogłam sądzić, Jego poczynania były zupełnie nieodpowiednie i bezmyślne, choć było jednak za późno by cokolwiek mu wygarniać. Wierzył, że nadszedł wreszcie czas by zmierzył się z Thomasem i nie obchodziły go konsekwencje niebezpieczeństwa w jakie się pakował. Nawet ze śmiercią był gotów się zmierzyć. Choć w głębi duszy miałam ochotę krzyczeć to i tak nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego słowa. 
Z kompletnym roztargnieniem wpatrywałam się w Ryana, który zachowywał spokój i wyrozumiałość w stosunku do mojej sytuacji. Nigdy się nie wściekał do takiego stopnia jak Harry, okazywał raczej dostojną szlachetność i respekt co pierwsze rzuciło mi się w oczy gdy go poznałam.
Jakby czytając mi w myślach, chłopak przytulił mnie do siebie, widząc moją pobladłą twarz. Bił od niego żar ciepła, ale dłonie miał zimne tak samo jak i ja. Czuł mój strach. Wiedział, że cała ta sytuacja odbijała się na moim zdrowiu.
- Powinnaś odpocząć, Vanesso. - kojąco troskliwym głosem Ryan zachęcił mnie do opanowania emocji. - To trudne, ale wiem, że...
- Nie każ mi odpocząć. - odsunęłam się od chłopaka. Starałam się mówić spokojnie, choć czułam, że nie uda mi się utrzymać takiego tonu głosu na długo. - Nie potrafię tego zrobić. Wiesz, że nie.
- Uwierz mi, to ci pomoże.
Ryan stał bezustannie w miejscu podczas gdy ja nerwowo spoglądałam na niego z dzielącej nas odległości. Co jakiś czas zdawało mi się dotykać swojego czoła, wmawiając sobie, że nie wariuję. Miałam chęć wyżycia się, za kłamstwa, za wszystko co związane było z Harrym. Patrzyłam na Ryana i odczuwałam jak szybko cierpliwość ze mnie uciekała.
- Dlaczego go nie zatrzymałeś? - rzuciłam z wyrzutem. - Dlaczego tego nie zrobiłeś, skoro miałeś okazję?
Chłopak zmarszczył brwi na wzmiankę o Harrym.
- Nie mogłem. Przysiągłem, że nie będę się w nic mieszał.
- Nie powinieneś był pozwolić mu wrócić do Los Angeles! - czułam własne łzy w oczach. Nie umiałam utrzymywać kontroli nad sobą. - On zginie!
Kolana się pode mną uginały. Nie miałam siły nawet utrzymać kontaktu wzrokowego na dłużej niż zazwyczaj. Przeklinałam każdego kto przyszedł mi do głowy, dosłownie każdego.
Instynkt Ryana ponownie zadziałał, kiedy zsunęłam się na podłogę, upadając na kolana. Zdał sobie sprawę, że jest ze mną jeszcze gorzej, więc w porę znalazł się znów przy mnie. Ze złości rzuciłam zgnieciony list od Harry'ego o ścianę naprzeciwko siebie. Miałam dość. Przyłożyłam dłonie do twarzy by ukryć łzy. Moje policzki były mokre, oczy wręcz nawilżone i zaczerwienione od płaczu.
- Vanesso, musimy uszanować jego decyzję...
- Nie! Nic nie rozumiesz! - krzyknęłam. - Muszę zadzwonić do Harry'ego.
- On nie chciałby byś to robiła. - twarz Ryana była przygnębiona i smutna, ale szczera. - Nie mogę ci na to pozwolić. Wybacz mi Vanesso.
Nie rozumiałam dlaczego tak się zachowywał. Czemu nie wstawiał się za mnie, a za poczynaniami Harry'ego?
Po chwili wstał na nogi i chyba miał zamiar wrócić do kuchni, ale w pewnym momencie zauważył świstek papieru leżący bezwładnie na dywanie ze zwierzęcej skóry, więc podniósł go. Zajęło mi to chwilę, zanim przypomniałam sobie, że to list od Harry'ego. 
Podczas gdy Ryan ostrożnie czytał tekst listu, byłam w stanie zauważyć jak jego wyraz twarzy zmieniał się pod wpływem nagłych emocji. Jeden z jego policzków lekko drgał niespokojnie. 
Gdy skończył czytać, zwrócił swój wzrok ku mnie. Byłam gotowa na wszelkiego rodzaju oszczerstwa z jego strony, że zdradziłam go lub że nie byłam wobec niego ani szczera ani lojalna. Ale ku zaskoczeniu było inaczej niż myślałam. Jego podejście było podobne do podejścia Harry'ego sprzed wcześniejszej nocy. 
- Przypuszczałem, że wcześniej czy później do tego dojdzie. - pomachał listem z niechętnym, pełnym rozczarowania uśmiechem na ustach. -  Że przyzna się do prawdy.
Pośpiesznie pozbyłam się kosmyków włosów z twarzy, które przykleiły się do moich mokrych policzków, po czym uważniej zmusiłam się do słuchania.
- Przypuszczałeś? - spytałam z niepewnością i niedowierzaniem. - Ty?
- Tak. Jeśli tak to można ująć. - pokręcił głową. - Wiedziałem o uczuciach Harry'ego od niedawna. 
Raptownie podniosłam się z podłogi. Byłam pewna, że ciśnienie w żyłach mi wzrosło.
- Jak to wiedziałeś? Nie rozumiem.
Chłopak westchnął i podał mi list.
- Własne zachowanie w stosunku do ciebie go zdradziło. - przyznał od razu. - Sposób w jaki jego źrenice rozszerzały się na same wypowiedzenie twojego imienia, mięśnie napinały się, a słuch wyostrzał. To wszystko aż za bardzo rzucało się w oczy.
Słyszałam bicie własnego serca, jak własny oddech stał się nierównomierny. Pomimo tego, pozwoliłam Ryanowi kontynuować.
- Poprzedniego wieczoru rozmawiałem z nim. - głos chłopaka przybrał ostrożniejszy ton, jakby próbował uważać na własne słowa. - Nie miał się dobrze, zauważyłem to. Odkąd zgodził się na pozwolenie mi bycia tutaj z tobą, wiedziałem już, że coś jest nie tak. Nie był już taki jakiego go zapamiętałem, czyli chciwego, wierzącego, że ma kontrolę nad innymi. Za bardzo był wtedy obojętny. To dało mi wtedy wiele do zrozumienia. Że w tym człowieku coś się właśnie przełamało. I nie pomyliłem się.
Odważyłam się utrzymać kontakt wzrokowy na dłużej.
- Od tego momentu wiedziałeś, że on coś do mnie czuje. Wiedziałeś, że jest to silne uczucie... Ale czemu nie jesteś przez to zły?
- Zły przez co?
- Przez to, że Harry wciąż mnie kocha, pomimo tylu wyrzeczeń, których nagadał.
Ryan zaczął niecierpliwie bawić się swoimi palcami u dłoni.
- Miłość nie jest rzeczą, którą mógłbym zmienić. - odparł pewnie. - Zwłaszcza, gdy jest ona zbyt silnie zakorzeniona.
Obserwowałam jego poczynania i naprawdę nie umiałam opisać słowami tego jak potrafił się zachować w przeciwieństwie do tej właśnie sytuacji. Większość mężczyzn na jego miejscu nigdy nie wypowiedziałoby się w taki sposób. Może dlaczego to właśnie czyniło Ryana wyjątkowym. Umiał być szczery, optymistyczny i wyrozumiały przy każdej rozmowie.
Gdy chłopak zauważył, że po raz kolejny nie jestem w stanie nic z siebie wykrztusić, zaczerpnął powietrza, jakby przygotowywał się do dalszego rozszerzania tematu.
- Miałem kłopoty z zaufaniem Harry'emu. Przyznaję. - ciągnął dalej. - W świetle w jakim ukazywał go Thomas, Harry przedstawiany był jako morderca, który musiał ponieść karę za własne dokonane czyny. Wmawiał mi, że pozbycie się go będzie najrozsądniejszą decyzją. Kiedy bliżej się poznaliśmy, opowiedziałaś mi o swojej przeszłości i o tym jak zostałaś potraktowana.Właśnie wtedy zaczynałem odczuwać poczucie sumienia co do tego co się stało. Do teraz nie potrafię żyć z uczuciem, że w jednej rzeczy cię oszukałem. Możliwe, że w takiej, która mogłaby wszystko odmienić.
- O czym ty mówisz? Ty nigdy mnie nie oszukałeś.
Próbowałam podejść do Ryana, ale ten się cofnął.
- Nie, Vanessa. Okłamałem cię. Wierz mi, zrobiłem to. - jego niebieskie ślepia wlepiały we mnie całą swoją uwagę, oczekując na reakcję. - Chodzi o ciebie i Harry'ego, o was związek. Udawałem, że nie wiem... że nie wiem prawdziwego powodu dla którego już nie jesteście razem.
Co on bredził? Powtarzałam. Jak on, jak on mógł cokolwiek udawać...
- Ryan, przerażasz mnie.
- Wysłuchaj tego co mam do powiedzenia. Proszę. - błagał. - Harry... on nigdy cię nie zdradził. To wszystko to nie była jego wina. On nigdy nie zrobiłby ci takiej rzeczy. To Thomas sprawił, że się rozstaliście. To on jest za to odpowiedzialny.
Miałam wrażenie, że się przesłyszałam co do słów chłopaka. Czy on naprawdę postradał swoje zdrowe zmysły?
- Ty żartujesz, prawda? I niby mam w to uwierzyć?
Pomyślałam, że Ryan żartuje sobie ze mnie, ale na jego twarzy nie było żadnego głupiego uśmieszku albo zadowolenia. Jedynie gorzka powaga.
- Musisz w to uwierzyć, Vanessa.
Zdawało mi się widzieć gwiazdy przed oczami, zupełnie jakbym uderzyła się czymś w głowę. 
- Nie. To... to musi być jakiś żart...
- Harry nie wiedział o tym, że do rozpadu waszego związku przyczynił się Thomas. - słychać było lekką irytację w głosie chłopaka. - Dziewczynę, którą z nim nakryłaś, okazała się być wspólniczką wroga. To był plan. Pamiętasz jak wspomniałem Harry'emu o imieniu Roksana? Byłaś przy tym. Widziałaś jak zareagował, prawda? Roksana to kobieta z którą Harry miał cię zdradzić. Ale rzecz w tym, że jej prawdziwe imię brzmi Rebecca.
Naprawdę zaczęło mi się kręcić w głowie, gdy Ryan kontynuował temat. Nie chciałam słuchać więcej. Moje serce biło znacznie szybciej, czułam to, gdy przytkałam dłoń do klatki piersiowej. Miałam dość tych kłamstw. Nie umiałam uwierzyć w żadne słowa.
- To niemożliwe. To nie może być...
- Prawda? - dokończył za mnie. - To co właśnie powiedziałem jest prawdą. I ty musisz to zrozumieć. Nikt nie miał pojęcia o planie Thomasa. Nawet Harry. On naprawdę myślał, że cię zdradził. Byłem cholernie głupi, że ukrywałem to przed tobą, wybacz mi. Nie wiem co sobie myślałem. Miałem nadzieję, że to nic nie zmieni, ale teraz widząc ciebie i Harry'ego, wszystko nabiera sensu. Oboje cierpicie, a ja nie mogę pozwolić by to się ciągnęło w nieskończoność. Wasze rozstanie nigdy nie powinno mieć miejsca. Zrozumiałem, że to co jest pomiędzy wami, jest nieodwracalne, zbyt trwałe i silne. Taka jest prawda.
Harry nigdy nie uległby zdradzie. Znałaś go, podpowiadał jakiś głos w moim umyśle. Ryan ma rację. Wystarczy, że mu uwierzysz.
Chłopak spoglądał na mnie natarczywie. Mogłam dostrzec jak jego dłonie drżą. Wzrok miał przenikliwy, aż czułam jak jego słowa napływały coraz to szybciej do mojego mózgu. Byłam rozdarta i bezsilna. Nie miałam pojęcia co począć.
- Jeśli nadal się wahasz mi uwierzyć...
- Nie! - zaprzeczyłam automatycznie. - Nie chcę tego słuchać.
Ryan wytrzeszczał oczy. Chyba nie mógł przeskanować moich słów. Przez chwilę poczułam, że tracę grunt pod nogami, ale szybko wróciłam do rzeczywistości. Chciałam móc zatrzasnąć się w sypialni, ale nie miałam jak. Brak klucza. Życie w jednym momencie wstawiło się przeciwko mnie.
- Vanessa...
- Dość! Zostaw mnie!
Zamknęłam oczy. Gwałtownie wspomnienia wróciły, wzmocniły się. Byłam uwięziona.
Znalazłam się niespodziewanie w wspólnym domu, moim i Harry'ego. Doskonale pamiętałam ten dzień w którym nakryłam go z inną dziewczyną. Blondynka o nietypowej urodzie i ostrych rysach twarzy, całowała Harry'ego, który nawet nie raczył przerwać pocałunku. Potem ujrzałam naszą kłótnię.
- Proszę, porozmawiajmy! Wyjaśnię ci to wszystko!
- Wiesz co? Mam w dupie to co mi powiesz! Właśnie pokazałeś jak tak naprawdę przez cały ten czas mnie traktowałeś! Harry, ty właśnie mnie zdradziłeś i cię na tym nakryłam!
- Nie zostawiaj mnie, proszę. Pozwól mi wszystko ci powiedzieć!
- Zostaw mnie! Po raz kolejny zadałeś mi ból i wiesz co? To już się nigdy więcej nie powtórzy!
- Co masz na myśli?
- To koniec Harry.
- Nie... Nie możesz skreślić naszej miłości!
- To ty właśnie ją zniszczyłeś!
- Ten pocałunek z tamtą dziewczyną nic dla mnie nie znaczył!
- Ale dla mnie znaczył potwierdzenie, że nigdy mnie nie kochałeś! Kolejny raz jak głupia ci uwierzyłam i teraz naprawdę tego żałuję!
- Nie mów tak!
- Mam dość ciebie i twojej udawanej miłości do mnie! Daj mi wreszcie święty spokój!
- Ona nigdy nie była udawana! Vanessa kocham cię!

 To był ten moment w którym stwierdziłam, że moje życie całkowicie straciło swój sens. Przez wiele miesięcy nie potrafiłam stanąć na nogi po tym zdarzeniu. 
Najgorsze z tego wszystkiego były litości innych, pocieszenie w oczach tych, którzy przychodzili po prostu ze mną pogadać. Nienawidziłam tego. W dodatku nieśli w oczach niby pocieszenie, ale widziałam tam tylko zwątpienie i myśli: "Tak musiało się widocznie stać. Dasz radę!" To było okropne. Nie chciałam "radzić sobie", nie chciałam śpiewu ptaków, śmiejących się dzieci, zielonych drzew. Chciałam tylko odwrócić przeszłość, zacząć inaczej. Szybko jednak traciłam nadzieję na lepsze i to mnie tak bardzo przerażało.
Po tej kłótni, wspomnienia przeniosły mnie pod mieszkanie Liama pod którym ku własnemu zaskoczeniu wpadłam na Harry'ego. Nasza ostatnia rozmowa wtedy już nie była taka sama, jeśli miałabym porównywać ją z kłótnią w naszym wspólnym domu. Była znacznie spokojniejsza, ale było w niej coś co sprawiło, że nadała jeszcze więcej bólu i cierpienia nam obojgu.
- Dlaczego chcesz by moje życie znów było takie same jak przed tym, gdy cię poznałem? Dlaczego chcesz znów obudzić we mnie złego człowieka? 
 - Nie chcę tego.
 - To czego chcesz? - spytał, patrząc na mnie swoimi szmaragdowymi tęczówkami. Odpięłam łańcuszek z papierowym samolocikiem, który widniał na mojej szyi. Styles przez ten czas bacznie mnie obserwował. Ścisnęłam naszyjnik w ręce, zamykając oczy. 
 - Chcę byś odszedł. - złapałam za jego dłoń i położyłam na niej wisiorek, a on spojrzał mi w oczy, które przygotowywały się do płaczu. - Nic dla mnie już nie znaczysz. Jesteśmy przeszłością Harry i pogódź się z tym.
Naprawdę nie wiedziałam już co było gorsze. To, że skłamałam wtedy o własnych uczuciach czy to, że popełniłam błąd, zakańczając związek.
Chciałam wymazać ten straszny okres z pamięci, ale Harry zostawił w moim sercu coś, w co nie chciałam wierzyć wcześniej. Teraz to odkryłam, byłam tego pewna i świadoma. Całą sobą czułam, że był wobec mnie lojalny. Ukazywał, że mnie kocha.
Czasami człowiek tonie w ruchomych piaskach niechęci, pochopności, złości, nienawiści czy bezmyślnej przemocy, znajomy głos znów odbił się echem w mojej głowie. Im bardziej gestykuluje i wymachuje, tym bardziej tonie. Tylko ręka kogoś, kto nas potrzebuje, może nas z nich wyciągnąć.
Wspomnienia znikły. Przed sobą znów widziałam Ryana. Zmartwionego i bezradnego, jak jeszcze nigdy wcześniej. On nie mógł wyglądać tak bez powodu. To nie mógł być żart. Byłam świadkiem jak jego oczy szalały, źrenice powiększyły się, a dłonie drżały. Nie mógł mnie okłamać.
- Vanessa? 
Chłopak podszedł do mnie, widząc moje zmieszanie i rozkojarzenie, po czym ostrożnie przytulił do siebie. 
Co ja narobiłam? Czy ja na serio nie uwierzyłam Ryanowi, pomimo tego iż widziałam jak się zachowywał i z jaką nieustępliwością mówił?
- Ja... O mój boże, przepraszam. 
Nie sądziłam, że znów się rozpłaczę. Ryan otulał mnie mocno ramionami, dodawając otuchy. Nie byłam na niego zła za to, że nie wyjawił mi prawdy. Z niewiadomego powodu nie byłam w stanie już odczuwać urazy. 
- Rozumiem jak się czujesz. - jego dotyk na moich plecach wydawał się tak bardzo kojący. - I przepraszam za to. Powinnaś wszystko na spokojnie sama przemyśleć. Potrzebujesz czasu.
- Nie potrzebuję niczego przemyślać. - mogłam przysiąc, że chłopak się uśmiechnął, pomimo tego, iż nie widziałam jego twarzy. - Jeśli to jest prawda to jestem w stanie ją zaakceptować. Twoja szczerość to jedna z cech, która czyni cię wyjątkowym. Wierzę ci.
Ryan pozostawił czuły pocałunek na moim czole, po czym spojrzał mi w oczy. Ich kolor, był tak bardzo intensywny...
- To nie wszystko co chcę ci jeszcze powiedzieć. - oznajmił spokojnie, kiedy poczuł się dostatecznie pewny. - To dla mnie trudne, ale oczekuję, że zrozumiesz moje decyzje. 
Nie byłam pewna co myśleć po tonie jego głosu, ale zmusiłam się wyciszyć własne emocje choć na tę chwilę. 
- Wiesz dobrze, jak bardzo mi na tobie zależy. - zaczął odważnie. - I ile bym dał byś była szczęśliwa. Stanąłbym dosłownie na głowie by ci to dać. - przejechał palcem po wierzchu mojej dłoni. - Odkąd Harry uświadomił mi jak bardzo trwała potrafi być jego miłość, zorientowałem się, że może źle zrobiłem, że wmieszałem się w twoje życie. Nie to że tego żałuję, nadal chcę być blisko ciebie. Po prostu uważam, że zasługujesz na kogoś do kogo uczuć jesteś pewna. Dlatego może postąpiłem zbyt pochopnie w związku z nami. Kocham cię, ale wiem, że ty mnie nie na tyle na ile potrzeba. Twoje serce nigdy nie mogłoby należeć w stu procentach do mnie i ty doskonale zdajesz sobie z tego sprawę. W nim zawsze będzie cząstka, która będzie kochać Harry'ego. I szczerze, nie jestem o to zazdrosny. Ponieważ rozumiem, że przede mną już był ktoś, komu udało się podbić twoje uczucia. To właśnie on ma w tym wszystkim pierwszeństwo.
Czy Ryan, czy on naprawdę był w stanie oddać własne uczucia do mnie? Nie mogłam uwierzyć, że to właśnie starał się mi powiedzieć. Wolał oddalić się i oddać miejsce Harry'emu, zamiast walczyć.
- Chcesz bym dała Harry'emu szansę. - zauważyłam. - Rezygnujesz dla niego. Czemu więc miałbyś to robić, skoro wiesz, że twoje uczucia są równie silne? Miałeś tyle planów na przyszłość, widziałam ile szczęścia ci to przynosiło. 
- Nie mogę być szczęśliwy skoro wiem, że nie uszczęśliwię tym ciebie. - odrzekł smutno. - Vanesso zrozum proszę, że czasami może najlepszą decyzją jest poświęcenie się. 
- Nie chcę tego rozumieć. To głupie myślenie. Wydaje ci się, że nie mogłabym w stanie cię pokochać, ale rzecz w tym, że się mylisz. Nie bierzesz sobie do wiadomości tego, że ja również cię kocham. Kocham ciebie i Harry'ego jednocześnie mocno. - przetarłam mokre policzki wierzchem dłoni. - I jest mi z tym źle, ponieważ nie umiem sobie z tym radzić. Chcę was obu mieć przy sobie, ale wiem, że serca nie da się podzielić. Tylko dla jednej osoby znajduje się w nim miejsce.
Ryan zaczerpnął powietrza, zszokowany trochę tym do czego się przyznałam.
- Tą osobą jest Harry. Jestem pewny, że to jego twoje serce potrzebuje. - oświadczył. - Chcę byś tym razem zrobiła ten odpowiedni krok, nie zważając na osoby drugie.
- Ale co z tobą? - mówiłam zdławionym głosem. - Nie chcę cię stracić.
- Twoja decyzja nie będzie miała wpływu na nasze relacje. Zostaniemy przyjaciółmi. Będę zawsze obok ciebie, gdy będziesz mnie potrzebowała. 
- A uczucia? Jak mielibyśmy żyć, skoro wiedzielibyśmy, że nadal coś do siebie czujemy? Jak sobie to wyobrażasz?
- Minie trochę czasu, zanim stłumimy to co czujemy, owszem. Ale myślę, że jeśli będziemy się starać to naprawić, to uda nam się to zmienić. 
Przekonanie w tonie jego głosu było zaskakujące.
- Naprawdę chcesz to dla mnie zrobić? Porzucić wszystko co dla ciebie najważniejsze, dla kogoś takiego jak Harry? Jesteś pewny, że to twoja najlepsza decyzja?
- Nie porzucam cię, Vanesso. Oddaję cię tylko w lepsze ręce niż moje.
Wstrzymałam powietrze w płucach, żeby się nie rozpłakać, ale wiedziałam już, że w moim oczach pojawiły się słone łzy. 


"Pamiętaj, że łzy nie są oznaką słabości, lecz dowodem, że nasze serce nie wyschło."

*Perspektywa Harry'ego* 

Nawet najczystsze niebo w biały dzień w Los Angeles potrafiło zostać przysłonione przez ciężkie burzowe chmury. Poranna pogoda była wietrzna, zimna i zachmurzona. Doskonale upominała mieszkańców o nadchodzącej zimie, która już niedługo miała nas zaskoczyć.
Tego dnia byłem nieco przewrażliwiony wszystkim co tylko mi nie wychodziło. Pogoda jak zwykle również musiała pokrzyżować mi plany, a sprawy pozostające jeszcze do załatwienia zdawały się przerastać moje siły i możliwości. 

Przyjechałem do mieszkania Jaspera wczesnym rankiem i natychmiast podzwoniłem po wszystkich by także się zjawili. To był ten dzień w którym miałem poddać swój plan testowi. A miał on na celu wyeliminowanie Thomasa. Potrzebowałem umiejętności Nialla, Louisa, Liama oraz Zayna do tego by plan zadział. Miałem zamiar połączyć z nimi siły przeciwko swojemu największemu wrogu. Wiedziałem, że mi nie odmówią i miałem rację. Prawda była taka, że moje szanse bez nich byłyby marne, zwłaszcza dla tego, że każdy z chłopaków miał swoją własną dziedzinę w której byli dobrzy. Zayn miał dużą wiedzę na temat różnego rodzaju przedmiotów do walki zbrojnej zaczepnej lub obronnej, czyli między innymi o broni. Louis umiał doskonale układać strategie planów, a Niall miał pojęcie o podchodzeniu i zaskakiwaniu wrogów. Liam zaś był ekspertem komputerowym, potrafił namierzać nieprzyjaciół, znał mapy, większość zabezpieczeń i kamer monitorujących miasto oraz tworzyć pułapki. W skrócie, byli mi cholernie potrzebni.

Zanim jednak któryś z nich zjawił się w domu Jaspera, minęło niecałe pół godziny. Przez ten czas czułem się rozkojarzony, moja głowa była kompletnie gdzie indziej. Od samego rana Vanessa nie opuszczała moich myśli i gdy Jasper wypytywał mnie o co chodzi, widząc jak ponuro wyglądałem, po prostu nie przyznałem się do prawdziwego powodu mojego zachowania. Nie chciałem z nikim rozmawiać o tym co się stało pomiędzy mną, a Vanessą, a zwłaszcza nie w takim momencie. Nie mogłem zawracać sobie głowy, gdy przede mną stała decyzja mojego życia. I choć starałem się jak mogłem by uciszyć swoje myśli, one nadal jeszcze przez pewien czas tkwiły na swoim miejscu. 

Wspomnienia gwałtownie przeniosły mnie do poprzedniej nocy. Nad jezioro, gdzie księżyc oblewał swoim blaskiem ciemne otoczenie dzikiej natury. Dostrzegłem nas obu, mnie i Vanessę stojących na drewnianej kładce, gdzie po raz pierwszy od tylu miesięcy byliśmy ku sobie tak blisko. Poczułem nagle jej usta na swoich, które były miękkie i chłodne, a intensywny pocałunek zachęcający, pełen pragnienia. Ale także i bólu. Dziewczyna drżała z zimna w moich ramionach, gdy przyciągnąłem ją wtedy bliżej siebie. Była znacznie wrażliwsza na moje dotyki, choć rzeczą która się w niej zmieniła była pewność siebie, którą pokazała, kiedy zrobiła pierwszy krok. Nie umiałem zapomnieć tego momentu. To był jak powrót do przeszłości, do rzeczy, których pragnąłem doświadczać, gdy jeszcze przebywałem w Miami. Tęskniłem za jej pocałunkami, za jej niewinnością i troską. Nie wiem dlaczego dopiero teraz zdawałem sobie sprawę jak bardzo mi tego brakowało.
Naprawdę ją kochałem. Byłem jak głupi nastolatek, który został zauroczony. Te słowa wciąż ciężko przebijały się przez moje myśli, ale taka była prawda. I nie byłem w stanie już tego więcej ukrywać. 

Co to jest za życie, gdy człowiek nie odważa się podejmować ryzyka? Osobiście zdałem sobie sprawę, że podejmując ryzyko zawsze coś się zyskuje. Na przykład satysfakcję w przypadku powodzenia i lekcję na przyszłość w przypadku porażki. Nigdy nie zostaje się z pustymi rękami. Ryzyko uczy nas więcej o samym sobie. Każde opuszczenie strefy komfortu stawia w nowej, nieznanej dotąd sytuacji. I być może jesteśmy przekonani, że wiemy jak się w danych okolicznościach zachowamy, ale co z tego, jeśli później życie i tak to weryfikuje. Czasem na plus, czasem wprost przeciwnie. Ryzyko jest również sprawcą zmian. Każda zmiana niesie ze sobą ryzyko. Przecież nie jesteśmy jasnowidzami. Nigdy niczego w stu procentach nie przewidzimy. 

Dlatego ja zaryzykowałem. Ukrywając w sobie to co czułem, nie miało sensu, zwłaszcza, gdy jest to tak nieznośne, że nie daje żyć. Może i zrobiłem głupotę pisząc list, zamiast wprost porozmawiać z Vanessą o naszych relacjach, ale na ten moment była to chyba najlepsza decyzja dla nas obojgu. Nie chciałem zapewniać nikogo o tym, że będzie dobrze, że cokolwiek się zmieni. Stawiałem na to, co los dla mnie szykował.

Postanowiłem więc nie mówić na razie chłopakom o tym co się stało. Może po prostu bałem się bycia wyśmianym, gdyby dowiedzieli się o moich uczuciach do Vanessy. Nienawidziłem tego, gdy ktoś miał rację. A znając ich, miałem przeczucie, że będą powtarzać ile to racji mieli, podczas kiedy ja zaborczo wszystkiemu zaprzeczałem. Nie raz niestety tego od nich doświadczyłem.

Ciemny salon rozświetlał tylko wąziutki pas światła, które wpływało poprzez szparę między złączeniem się czarnych zasłon. W mroku tonęły ściany i meble, oprócz kawałka kanapy, na której  siedziałem. Łokcie miałem podparte na kolanach, a wzrok utknięty w podłogę. Liam oraz Louis siedzieli przy stole (które niewiadomo kiedy Jasper wstawił do tego pomieszczenia) wpatrzeni w ekran laptopa i rozmawiali na temat czegoś, do czego nie przykładałem zbytniej uwagi by zrozumieć. Wróciłem do rzeczywistości dopiero wtedy, kiedy Niall wparował do pomieszczenia z telefonem Rebecci w rękach i zapalił światło. Pamiętałem, że odebrał jej go jeszcze zanim wyprowadziliśmy ją z klubu.
- Po tym jak Liam usunął kod zabezpieczeniowy, poszperałem trochę w poczcie Rebecci. - oznajmił blondyn, nadal jednak klikając coś na ekranie smartfona. - Natrafiłem na dokument o zakupie domu na przedmieściach miasta. Wydaje mi się, że to może mieć coś wspólnego z Thomasem. Spójrzcie. 
Niall podszedł na drugi koniec stołu i podał telefon Zaynowi, który akurat zajmował się sprawdzaniem czy nasze pistolety mają wystarczająco dużo amunicji. Chętnie jednak zerknął w telefon.
- Myślisz, że ten dom to kryjówka? - spytał mulat. 
- Wszystko jest możliwe. Zresztą, nie wiemy raczej gdzie mógłby przebywać, więc to jedyna wskazówka jaką na razie możemy się posłużyć. 
- Pytaliście Rebeccę o miejsce pobytu Thomasa? - odezwał się Jasper, który siedział obok mnie i czytał magazyny motoryzacyjne.
- Próbowaliśmy, ale milczy. Ona nie powie nam niczego, jeśli nie będzie nic z tego miała.
Zayn od rana próbował wyciągnąć od dziewczyny jakieś informacje, ale oczywiście bez żadnego skutku. Chciałem móc sam pójść i zmusić ją do mówienia, ale zakazał mi, mówiąc, że jestem zbyt nadpobudliwy. Powtarzał w kółko, że najprawdopodobniej rozmowa skończyłaby się wybuchem nieutrzymanej samokontroli, tak jak ostatnim razem. 
- To ją zmuście. - odparłem, zirytowany postępowaniem przyjaciół. - Mówiłem wam, że z takimi ludźmi postępuje się inaczej. Ona musi zrozumieć, że jeśli nie będzie z nami współpracować to będą z tego konsekwencję. Musimy dowiedzieć się o lokalizacji Thomasa, a wiem, że ona wie gdzie on jest. Pójdę do niej i sam się dowiem, skoro wy nie potraficie.
Podniosłem się z sofy. Miałem zamiar ruszyć w kierunku piwnicy by nie marnować czasu, który akurat nam uciekał, ale Zayn mnie zatrzymał. Niall w między czasie wziął telefon od mulata i podał go Liamowi.
- Skąd masz pewność, że ją przekonasz? - rzucił z irytacją. - Ona nie jest głupia. Pracuje przecież dla Thomasa, więc wie jak postępować. Nie sądzę by nie wiedziała jak cię zmanipulować.
Spojrzałem na Zayna, który zachowywał zimną krew. 
- Widocznie za mało się nauczyłeś o postępowaniu z ludźmi.
- Czyżby?
- Boże, nikt z was nie nauczył się spokojnie siedzieć na tyłku i słuchać. - zbeształ nas Jasper, odkładając magazyn na stolik. - Trochę rozumu, dobra?
- Hej, musicie to zobaczyć. - obwieścił niespodziewanie Liam.
W okularach, które nosił gdy pracował przy komputerach, wyglądał nieco bardziej dojrzalej. Wszyscy podeszliśmy do niego i spojrzeliśmy na ekran jego laptopa. Okazało się, że próbował znaleźć adres, który podany był na dokumencie z poczty Rebecci. To co znalazł, naprawdę nas zaskoczyło.
Dom, który ukazał się na znalezionej przez Liama stronie ofert sprzedaży, wyglądał jak dwór z lat dziewięćdziesiątych, tylko, że o znacznie mniejszych rozmiarach. Miał beżowy kolor i potężny brązowy dach. Budynek z każdej strony otaczały drzewa, jakby znajdywał się w samym środku lasu. Piaszczysta dróżka ciągnęła się do bramy, która sprawiała wrażenie zardzewiałej od starości. Przed nią ciągnęła się ulica, najprawdopodobniej autostrada.
- Jak myślicie? - spytał Louis. - Na serio Thomas mógłby się tu ukrywać?
 Nie przestawałem skanować wzrokiem ukazany nam dom, gdy przyjaciel zadał to pytanie.
- Cóż, zaraz się dowiemy. 


~*~

Zazgrzytałem zębami, a po ciele przeszedł nieprzyjemny chłód. Piwniczny chłód. Przenikliwe zimno bijące ze wszystkich stron, i zgniłe powietrze, którym ledwo mogło się oddychać. Oczywiście wszystko raczej przez brak okna, ale mniejsza z tym.
Wszedłem do małego pomieszczenia wraz z Liamem, wcześniej zapalając światło. Drzwi otworzyły się, nie wydając najmniejszego nawet dźwięku. Przyjaciel wpadł na genialny pomysł na zmuszenie Rebecci do współpracy. Byłem niezmiernie przekonany, że zadziała jak należy i tym samym pozwoli na kontynuowaniu planu, którego miałem w zanadrzu.
Dziewczyna syknęła, kiedy snop białego światła od żarówki na suficie rozświetlił ciemny zazwyczaj pokój. Od razu uniosłem spojrzenie na jej osobę, której wygląd przyciągnął moją uwagę. Miała ciężkie worki pod oczami, zapadnięte policzki od braku jedzenia oraz skórę bladą jak marmur. Nie dbaliśmy zbytnio o utrzymanie jej, więc nie dziwiłem się, że wyglądała tak jak wyglądała.
Zerknąłem na Liama, który stał obok mnie. Przyjaciel pokazał głową w stronę Rebecci, dając mi znak bym zaczynał. Jej oczy zdążyły przyzwyczaić się do światła, kiedy zdecydowałem się podejść bliżej. Wokół jej osoby rozciągały się plamy zaschniętej krwi, ale także i tej świeżej.
Kucnąłem przy Rebecce, która próbowała raczej unikać mojego wzroku. Drżała z zimna. Wyciągnąłem dłoń przed siebie by ująć mocno jej twarz i zmusiłem by spojrzała na mnie. Dziewczyna z niechęcią się poddała.
- Słyszałem, że nie za bardzo chciałaś dogadać się z chłopakami. - odezwałem się ze spokojem, który musiał podnieść ciśnienie mojej ofiarze. - Twoje postępowania nie zadowalają mnie. Oczekiwałem współpracy.
- Nigdy nie zmusisz mnie bym wydała Thomasa. - odpowiedziała z pogardą. - Ode mnie niczego się nie dowiesz. 
Przyjrzałem jej się uważniej.
- Widzę jak oddana mu jesteś. - powiedziałem. - To naprawdę zaskakujące, że byłabyś gotowa nawet za niego zginąć. Czyż nie tak byś właśnie postąpiła?
Rebecca przełknęła ślinę. Byłem pewny, że sama moja obecność sprawiała, że jej serce dudniło jak szalone.
- Jeśli myślisz, że mnie zmanipulujesz to się za bardzo przeliczyłeś. 
- Och, nie przyszedłem cię manipulować. Przyszedłem w pokojowych zamiarach. - oznajmiłem. - Chcę zaproponować ci współpracę. 
- Współpracę? - roześmiała się. - Sądzisz, że możesz sobie przychodzić tutaj jak gdyby nigdy nic z myślą, że mnie przekonasz? 
- Pozytywne myślenie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. - puściłem jej twarz. - Naprawdę wolisz zostać tutaj i nadal bronić tego skurwysyna, zamiast mi pomóc i coś z tego mieć? On nawet nie będzie ci wdzięczny za to co dla niego robisz. 
Wyraz dziewczyny zmienił się. Była czegoś niepewna.
- Nie wiesz tego.
- Ależ owszem, że wiem. On nie ma w sobie tego co ja mam. Nie ma uczuć. I to nas właśnie różni. - dodałem. - Chyba nie raz udało ci się to zauważyć, prawda?
- Daruj sobie. - syknęła zła. - Nie przekonasz mnie.
- Twoje życie przywiązane jest do Thomasa. Uważasz, że tak jest, ponieważ uratował ci życie. - kontynuowałem. Miałem na celu zezłościł ofiarę jeszcze bardziej. - To myślenie sprowadziło cię do obłędu. Nie masz własnych planów czy nawet własnego zdania. Jesteś otumaniona.
- Przestań!
- Jesteś na tyle zepsuta, że nie umiesz radzić sobie bez niego. Gdybyś miała własną godność, zauważyłabyś, że to w co się wpakowałaś to błąd. Ale może to już nie jest twój czas. Może dla ciebie nie ma odwrotu.
Blondynka zacisnęła zęby z wściekłości.
- Wal się! Nie uda ci się...
- Daję ci wybór, złotko. - przerwałem jej. Moje usta wykrzywiły się w złowrogim uśmieszku. - Albo nie. Raczej ci go nie dam. Mam lepszy pomysł i znacznie skuteczniejszy. - odwróciłem się do tyłu w stronę Liama. - Możemy zaczynać.
Przytrzymałem Rebeccę najmocniej jak umiałem by ułatwić przyjacielowi zadanie. Dziewczyna szarpała się, ale wiedziała, że z moją siłą nie miała najmniejszych szans. Liam rozbroił szybko metalowy sprzęt, którego nazwy niestety nie znałem i założył go wokół prawego uda ofiary. Sprzęt ten był nowym zakupem mojego przyjaciela. Dobrze działającym paralizatorem, który mógł nawet i zabić. Rozbroić można go było tylko specjalnym kodem. 
Krótko mówiąc, pomagał on mieć ofiary pod kontrolą. 
Szczerze to nie wiedziałem skąd on go wziął, ale wolałem nie pytać. Po raz pierwszy miałem do czynienia z takim sprzętem, ale Liam chyba przeciwnie, więc się nie wtrącałem. Ufałem jego doświadczeniom. 
- Co to jest?! - Rebecca spanikowała na widok mechanizmu, który przyczepiony został do jej uda. - Co wy żeście mi zrobili!?
Uśmiech nie znikał mi z twarzy na widok przerażonej blondynki.
- Właśnie zostałaś włączona w plan. 
- Jaki plan!? Styles, przysięgam, że cię zabiję...
- Chętnie możesz spróbować. 
Uwolniłem dziewczynę od łańcuchów by mogła się podnieść. Byłem ciekaw co zrobi, gdy poczuje się trochę wolna. 
Zerknęła na mnie niepewnie. Gdy już była przekonana, że wraz z Liamem nie mamy zamiaru nic jej zrobić, popędziła w stronę otwartych drzwi pomieszczenia. Zanim jednak do nich dotarła, mój przyjaciel już zdążył nacisnąć jeden guzik w swoim małym pilocie. Rebecca upadła na twardą podłogę z okrzykiem zaskoczenia. Wiła się z bólu, który obezwładnił jej ciało za jednym przyciskiem guzika. 
- To... - wskazałem na mechanizm u jej nogi. - ... jest całkiem niebezpieczny paralizator, który ułatwia nam mieć nad tobą kontrolę. Niezłe co?
Rebecca jęknęła. Mogłem sobie wyobrazić ile cierpienia jeszcze zada jej ten sprzęt. Musiałem przyznać, że było to niesamowite. Liam zdecydowanie był geniuszem.
- To jest twój plan? Zmusić mnie za pomocą tego czegoś? - skrzywiła się na wzmiankę o paralizatorze. - Pożałujesz jeszcze tego!
- Zobaczymy moja droga. - pokręciłem głową z zadowolenia, po czym zwróciłem się do przyjaciela. - Liam, załatw Rebecce jakieś ciuchy. Niech również skorzysta z łazienki i weźmie prysznic. Musi jakoś wyglądać, jeśli chcemy by plan udał się jak po naszej myśli. Za godzinę chcę ją widzieć w salonie. A, i powiedz Zaynowi by poszedł do sklepu i kupił jej coś do jedzenia. Nie sądzę by Jasper miał coś w lodówce.
Przyjaciel jedynie kiwnął głową i od razu zabrał się do pracy. Rebecca posłała mi ostatnie pełne nienawiści spojrzenie, zanim ostatecznie zniknęła mi z pola widzenia, zabrana z tej nieprzyjemnej nawet i dla mnie piwnicy.


~*~

Louis i ja pracowaliśmy nad strategią naszą planu w salonie, jednocześnie sugerując się układem okolicy wokół budynku, gdzie przypuszczaliśmy mógł ukrywać się Thomas. Co jakiś czas, Niall podrzucał nam parę swoich pomysłów, między innymi wymieniając miejsca z których nie powinniśmy zostać zauważeni, jeśli mielibyśmy zamiar zbliżyć się do domu. Wspomniał również o strażnikach, których Thomas mógł zatrudnić by pilnowali otoczenia, co dało nam nieco później do myślenia. Na pewno nie mógłby ukrywać się bez swoich ludzi, to było wiadome. 
- Zatrzymalibyśmy samochód gdzieś z kilka metrów wcześniej od bramy, gdzieś w lesie, by nikt nas nie zauważył. - Louis wskazał palcem na punkt przedstawiający drzewa na wydrukowanej wcześniej przez niego mapie. - Thomas może mieć ludzi rozstawionych wszędzie, więc najlepiej by było gdybyśmy zaparkowali z dala od okolicy budynku. 
- Brama może być zamknięta i strzeżona. - powiedziałem. - Rebecca będzie musiała sama przedostać się na teren domu. Ale ktoś z nas jednak będzie musiał ją śledzić. 
- A co z ogrodzeniem? - zapytał Niall i odwrócił laptop w naszą stronę. - Spójrz, dom jest ogrodzony całkowicie. Jak mielibyśmy się zbliżyć? Musielibyśmy wspiąć się po ażurowych przęsłach, które są wsparte na murowanych słupach i murkach by dostać się bliżej. One mają z jakieś dwa czy trzy metry wysokości.
- Pokonać je to żaden problem. - stwierdził od razu Louis. - Chodzi o to by zostać niezauważonym. 
- Pamiętajcie, że nie macie pojęcia ilu ludzi Thomas może mieć rozstawionych. - obwieścił Jasper, który nadal poświęcał więcej uwagi swoim magazynom. Tym razem czytał oryginalny od mercedesa. - Nie sądzę by było aż tak łatwo się tam dostać.
- Zapytajmy o to jego wspólniczkę. - znajomy głos oderwał naszą czwórkę od rozmowy.
Zayn wparował do pomieszczenia wraz z Rebeccą, która wyglądała znacznie lepiej niż poprzednio. Liam wszedł tuż za nimi. Blondynka miała na sobie czystsze ciuchy, oczywiście mniej rzucające się w oczy od jej poprzedniej prowokującej sukienki; zwykłą damską czarną koszulkę z logiem beatlesów oraz spodnie, również w tym samym kolorze. Widocznie Liam zdecydował się zostawić jej cekinowe szpilki, które akurat były jej własnością.
Na twarzy wróciły jej kolory. Policzki także wyglądały normalnie, do czego zapewne przyczyniło się jedzenie. Była czysta i zadbana. O taki rezultat mi właściwie chodziło.
Mulat nakazał dziewczynie usiąść na krześle przy stole z którego usunął się wcześniej Niall. Można było zauważyć jak zaciskała zęby ze złości, ale nie protestowała gdy usiadła tuż obok mnie. Chyba musiała być świadoma tego, co się stanie, jeśli podniesie mi ciśnienie.
Jasper o dziwo zainteresował się obecnością dziewczyny. Odłożył od razu swój magazyn motoryzacyjny na komodę po swojej prawej stronie, po czym oparł się wygodnie o zagłówek, krzyżując na dodatek przed sobą ręce. Rebecca czując na sobie spojrzenie chłopaka, odwróciła się w jego stronę. Zastygła przez chwilę, jakby nie mogła uwierzyć. Zastanawiałem się co sobie myślała. To on, Jasper. Zdradliwy brat Thomasa. I takie tam.
Reszta chłopaków również patrzyła na Rebeccę z zaciekawieniem.
- Chyba wiesz, dlaczego tu jesteś, nie? - spytałem. Dziewczyna przeniosła na mnie niechętnie swój wzrok. - Odpowiesz na wszystkie nasze pytania. Mam nadzieję, że doczekam się od ciebie szczerości. Inaczej wiesz jak się z tobą rozprawimy.
- Zapłacisz mi jeszcze za to. - syknęła.
- Może w swoim czasie. - uśmiechnąłem się złowieszczo i odwróciłem w stronę ekranu laptopa, który podał mi Niall. - Widzisz ten budynek? - wskazałem palcem na obiekt. - Adres znaleziony w jednym z maili z twojej poczty na telefonie doprowadził nas tutaj. Z tego co wynika to ty kupiłaś ten dom. To prawda?
- Tak. - burknęła. - To mieszkanie należy do mnie.
- Czy to tam ukrywa się Thomas?
Blondynka błyskawicznie zamilkła. Pomimo iż utrzymywała ze mną kontakt wzrokowy, miałem świadomość tego ile nerwów jej sprawiałem. 
- Tak czy nie? Gadaj. 
Ponagliłem ją. Kiedy nie usłyszałem odpowiedzi, machnąłem w stronę Liama stojącego niedaleko. Przyjaciel wyciągnął mały pilot z kieszeni spodni i od razu nacisnął właściwy guzik. Dziewczynę przeszedł prąd, nie zbyt silny, ale wystarczający by zadać ból. Jęknęła, po czym przeklęła cicho pod nosem by nie pokazywać.
- Ta... tak.
Bingo. Mieliśmy rację co do tego budynku.
Rebecca zgromiła mnie spojrzeniem za zadanie jej bólu. Oddychała już znacznie ciężej niż przedtem.
- Staraj się odpowiadać szybciej. Marnujesz mój czas. - skarciłem ją srogo. - Powiedz nam jak mamy przedostać się na teren domu. Czy Thomas ma rozstawionych ludzi?
Ku mojemu zdziwieniu, blondynka tym razem nie odpowiedziała mi nieznośnym komentarzem. 
- Budynku strzeże pięciu ochroniarzy. - odpowiedziała. - Dwoje od przodu i tyłu, a ostatniego osobistego ochroniarza Thomasa znajdziecie wewnątrz domu. Jednakże, by zostać niezauważonym jest niemożliwe. No może jeśli uda wam się pozabijać wszystkich ochroniarzy, zanim któryś poinformuje Thomasa, ale to raczej wam się nie uda. On ma wyszkolonych strażników.
- Za szybko przekreślasz nasze możliwości. - uśmiechnąłem się do niej ponownie. Na serio spodobało mi się irytowanie jej. - Do rzeczy. Plan jest taki. Ja, Zayn, Louis i Niall wejdziemy na teren domu i otoczymy go. Jasper i Liam zostaną w samochodzie na wypadek gdyby coś się stało i przy okazji będą nadzorowali okolicę. Ty, Rebecco, zaprowadzisz nas prosto do Thomasa. Chcę byś pomogła przedostać się nam bez jakikolwiek problemów. 
- Chyba żartujesz?!
Dziewczyna automatycznie się oburzyła, ale widząc moje karcące spojrzenie, zamilkła. 
- Lepiej nie testuj mojej cierpliwości, jeśli nie chcesz bym zmienił zdanie co do twojego losu. - zagroziłem. - Kiedy przedostaniemy się do celu, masz zachowywać się normalnie jakby nic się nie przydarzyło. Musisz wymyślić jakąś bajkę dlaczego się nie odzywałaś, sprawić by Thomas ci uwierzył. Paralizator jest dość silny, więc jeśli nas zdradzisz to Liam nie zawaha się użyć najsilniejszej mocy, która od razu cię zabije. Więc lepiej nie ryzykuj nas zdradzać. Dobrze ci radzę.
Rebecca nic już więcej od siebie nie dodała. Widocznie wiedziała co ją czeka, jeśli sprzeciwi się moim rozkazom. Miałem ją pod kontrolą i tak miało pozostać. 
- Louis. - zwróciłem się do przyjaciela, który stał dosłownie obok mnie. - Zapoznaj Rebeccę z jej rolą. Niech zna specificzną strategię naszego planu. Pozostali postarajcie się zebrać wszystkie ładunki. Zayn wie co i jak. - dodałem. - Jasper, dasz radę załatwić transport, nie?
Spojrzałem w kierunku blondyna, który od razu podniósł się z kanapy i kiwnął głową na znak, że wie co robić.
- Jasne.
- Doskonale. Do roboty.  
Zamknąłem laptopa i podałem go Liamowi, kiedy podszedł by go ode mnie przejąć. Przy okazji skorzystałem z okazji by poprosić go o jedną małą prośbę, gdy już znaleźliśmy się poza salonem.
- Liam, poczekaj.
Chłopak zatrzymał się na środku korytarza i odwrócił za siebie, słysząc mój głos. Podszedłem do niego i położyłem dłoń na ramieniu przyjaciela. Starałem się by nikt nie usłyszał moich słów.
- Muszę cię poprosić o małą pomoc. - zacząłem. - Chodzi o Vanessę. Udało mi się wywieść ją z miasta, ale wolałbym by ktoś miał z nią kontakt i informował mnie, że wszystko jest w porządku u niej i u mojej córki. Tutaj jest numer komórkowy do Ryana. On z nią jest. Gdybyś mógł, proszę staraj się być z nim w kontakcie. Muszę wiedzieć, że Vanessa i Lily są bezpieczne. Zrobisz to dla mnie, stary?
Liam bez zastanowienia wziął ode mnie kartkę z numerem.


Ciąg dalszy nastapi...



Od autorki: Witam, witam. Jak już zapewne zdążyliście zauważyć, rozdział 115 został podzielony na dwie części. Postąpiłam tak dlatego iż mam zamiar rozwinąć akcję, a z racji tego, że jest ona za długa do czytania w jednym rozdziale, po prostu rozłożyłam ją na "dwa rozdziały".  

Na dodatek mam dla was dobrą wiadomość! 
Będę miała teraz wolne przez ponad 7 tygodni, więc jeśli sobie życzycie, mogę dodawać rozdziały wcześniej niż 2 tygodnie. 

Piszcie w komentarzach czy chcielibyście bym przyśpieszyła proces.
Jestem otwarta na każdą opinię.

A więc na ten moment nie podaję daty dodania rozdziału. 
Druga część numerka 115 pojawi się na pewno gdzieś w okolicy dwóch tygodni.

Do zobaczenia! :) x


3 komentarze:

  1. Juz nie moge sie doczekac. Mam nadzieje ze Harry bedzie z Vanessa

    OdpowiedzUsuń
  2. Wspaniały rozdział! ❤️ Tyle sie dzieje! ❤️ Vanessa i Harry ❤️❤️ O boże Kocham! ❤️ Możesz dodać wcześniej rozdział! ❤️ Kocham ❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownyyyy �������� czekam z niecierpliwością na następny ❤❤❤

    OdpowiedzUsuń