17 lut 2018

Rozdział 118

*Perspektywa Vanessy*

Obudzić się przy Twoim boku to więcej, niż mogłabym marzyć. Zobaczyć światło poranka w kosmykach Twoich włosów to więcej, niż mogłabym śnić. Delikatny poranek i ciepło Twego ciała to więcej, niż zasługuję.
Nie budźmy się jeszcze, jeszcze minuta dłużej bajecznego snu...

~*~

Miłość. Miłość jest tematem, który od wieków poruszał ludzkie umysły, inspirując pisarzy, poetów, malarzy, rzeźbiarzy, kompozytorów czy muzyków, a także odbiorców ich dzieł, którzy chętnie po tematykę miłosną sięgali. Miłość, to głębokie przywiązanie do kogoś lub czegoś, to pragnienie dobra i szczęścia dla drugiej osoby. Któż z nas nie chciałby jej doświadczyć? Każdy zapewne w trochę inny sposób, lecz sens zawsze pozostaje ten sam. Miłość, to poświęcenie. Miłość, to oddanie siebie drugiej osobie. To opieka, poczucie bezpieczeństwa. Ale miłość to przede wszystkim uczucie. Silne i gwałtowne, które trafia nas jak piorun - szybko i niespodziewanie.


Z rana zbudziło mnie słońce, które przebijało się przez niezasłonięte żaluzje w salonie. Krajobraz za oknem lśnił w bieli, oślepił mnie blaskiem. Zaskoczyło mnie, że w chwili, gdy chciałam się poruszyć, poczułam silną dłoń wokół swojego biodra. Odwróciłam się w bok. Harry mocniej przyciągnął mnie bliżej siebie. Gdy znowu ostrożnie próbowałam się podnieść, usłyszałam jego stęknięcie i krótkie "Zostań". Widząc go, uśmiechnęłam się do niego zaspanym wzrokiem i zaczęłam palcami wodzić po jego policzku i szczęce. Odwzajemnił uśmiech i odwdzięczył się podobnym gestem. Poczułam czułe i łagodne pocałunki na swoim policzku, szyi, jego oddech muskał moją skórę i delikatnie ją pieścił.
Leżeliśmy razem, opleceni jedynie zwykłym kocem. Ogień w kominku już dawno zgasł, choć choinka nadal mrugała swoimi czterema świątecznymi kolorami. Pomimo wszystko, było mi ciepło. Bezpieczeństwo i czułość Harry'ego, sprawiała, że czułam się błogo i szczęśliwie.
Uwielbiam czuć jego bliskość. Czuć mocniej i bardziej jego ciało. Móc zadurzyć się w innym świecie, podczas gdy on jeździł swoimi dłońmi po moim kręgosłupie, łopatkach, biodrach, na zmianę lekko masując i drapiąc, a także po moich pośladkach, biodrach czy po udach.
Nigdy nie myślałam, że kiedykolwiek będzie mi go tak brakowało. Wszystkie dotąd utrwalone przeze mnie obietnice zostały złamane tej nocy. Oddaliśmy się sobie, zatraciliśmy w odczuwaniu, wychodząc sobie wzajemnie naprzeciw.  Jeszcze nie widziałam Harry'ego tak oddanego się uczuciu jakie nas łączyło. Kochałam jego słowa, które szeptał przez całą naszą noc: ich dźwięk i odczucie jakie dawały, zmiany jakie w nich zachodziły, gdy powracały do niego i opadały w małych, niesionych wiatrem spiralach. Był ostrożny, ale jednocześnie spragniony naszej bliskości. Oboje nie potrafiliśmy trzymać się już od siebie na dystans. Pragnęłam kochać się z Harrym, wiedziałam, że on również nie myślał o niczym innym. Ta chwila była nasza, najpiękniejsza. 
Włosy Harry'ego były potargane, a oczy nadal miały ten sam żwawy zielony kolor jak jeszcze parę godzin temu. Opierał głowę na swoim łokciu, wzrokiem wpatrzonym tylko i wyłącznie we mnie. Jego wolna ręka sunęła delikatnie po moim brzuchu pod kocem. Robił to, jakby nie mógł wystarczająco nacieszyć się naszą bliskością. 
- Harry... - mruknęłam, gdy poczułam jak powoli odkrywa mnie kocem by za chwilę pozostawić kilka muśnięć w okolicach mojej klatki piersiowej. - Co ty robisz...
- Dzień dobry. - szepnął cicho.
Nie przestawał składać pocałunków. Łagodnie muskał moją skórę, a moje ciało reagowało na jego dotyk, nawet wbrew mojej własnej woli. To cieszyło go więc najbardziej.
- Jak się spało?
Uśmiechnął się głupkowato, zadając to pytanie. Kiedy nie udało mi się powstrzymać samej siebie od odwzajemnienia tej czynności, Harry nachylił się nade mną i wpił się w moje usta, powoli, niezwykle zmysłowo i głęboko. 
- Dobrze. 
Pocałunki Harry'ego wyrażały coś, o czym już dawno zdążyłam zapomnieć. Było w nich pragnienie, którego nie umiałam określić, a które teraz z wolna wlewało się w moje żyły i zaczynało wypełniać zmysły, wypierając chłodną podświadomość. Wszystko, każde jego dotknięcie i każdy gest były tak niewyobrażalnie czułe i zmysłowe, że nie byłam w stanie mu się opierać. Traciłam kontrolę. Kręciło mi się w głowie. Oddawałam mu siebie by tylko poczuć jego kompletną bliskość.
Oplotłam jego szyję ramionami, a moje dłonie w naturalnym odruchu zaczęły od razu pieścić jego ramiona oraz barki. Byłam pewna, że Harry już zupełnie nie panował nad tym co robił. Jego umysł skupiał się tylko i wyłącznie na danym momencie. Wiedziałam, że od naszej wspólnej nocy wszystko się zmieniło i że wciąż pomimo wszystko będzie spragniony naszej bliskości. Zawsze będzie mu jej po prostu mało. Tak jak teraz, Harry nie sprawiał wrażenia zmęczonego. Całował mnie energicznie, z pasją i satysfakcją, która zupełnie zdążyła mnie już orzeźwić.
- A ty? Dobrze spałeś, hm?
Uśmiechnęłam się poprzez pocałunek, na co chłopak również. Lekko skubnęłam jego wargi, zanim ostatecznie odsunął się ode mnie i spojrzał mi w oczy.
- Jeszcze nigdy nie spało mi się tak dobrze. 
Odgarnął kosmyki moich włosów za ucho by później pozostawić mały pocałunek na moim policzku. Czułam bicie jego serca tuż nad swoim. 
- Nie żałujesz? 
Byłam pewna, że oba moje policzki zalewa gorący rumieniec.
- Co? - zdziwił się. -  Dlaczego miałbym? Nie żałuje tego do czego doszło.
Wyczułam upartość w jego słowach. Mówił tak jakby desperacko chciał pokazać, że mu zależy. I wkońcu zależało.
Z wykrzywiającym moje usta uśmiechem, uniosłam dłoń by dotknąć jego kości policzkowych. Nie mogłam uwierzyć, że Harry był tu ze mną i że mogłam go tak swobodnie dotykać. Widziałam w nim przyszłość, którą chciałabym z nim stworzyć. Po tym wszystkim, niektóre rzeczy już nie były takie jak kiedyś. Nasze relacje zmieniły się. Nie umiałam myśleć o niczym innym jak o Harrym przy swoim boku, już na zawsze. Może i byłam hipokrytką, nie pozwalając własnym uczuciom już wcześniej zwyciężyć, ale teraz wiedziałam, że nigdzie nie mogłam się ruszyć bez Harry'ego. Był cząstką mojego życia, rodziną. Mieliśmy razem córkę, cudowną dziewczynkę, którą oboje całym sercem kochaliśmy. Nie chciałam pozwolić sobie tego zmieniać. 
- Czy teraz wszystko będzie inne, Harry?
Uniosłam wzrok by móc przyjrzeć się uważniej twarzy chłopaka. Z jednej strony mogłabym powiedzieć, że był trochę zaskoczony niepewnością jaka tkwiła w moim tonie głosu. 
- Chciałbym by tak było. - odparł z wyraźną ostrożnością w słowach. - Ale by dokonać zmian, musimy oboje tego chcieć.
- Chcę tego. - przyznałam. 
- Ja też tego chcę. 
 Moje serce skurczyło się pod wpływem jego słów, tak odważnie wypowiedzianych. Uniosłam się na łokciu i pocałowałam Harry'ego, wyprzedzając jego następny czyn. Zamarzyłam czuć jego wargi na swoich, najlepiej każdego dnia. Jego ciepła, ostrożności i miłości jakimi mnie darzył, na jak najdłużej. 
- Jesteś pewny? - szepnęłam pomiędzy pocałunkiem.
- Nie pozwolę by cokolwiek znów nas poróżniło. - odrzekł. Jego oddech wydawał się być przyśpieszony.  - Wierzę, że kochamy siebie na tyle mocno by nie doprowadzić do takich rzeczy. Zrobię wszystko. Kocham was. Nigdy nie zawiódłbym ciebie ani Lily.
Moja młodość była usiana wzlotami i upadkami, przebłyskami szczęścia i smutku. Byłam świadoma tego przez co przeszłam i z czym może nie raz będę musiała się jeszcze wzmagać. Jednak wiedziałam, że miłość moja i Harry'ego nie mogła być już nigdy więcej porzucona. Tym razem nasza historia miała zostać pisana inaczej i oboje byliśmy gotowi wziąć za to odpowiedzialność. 
- Tyle czasu, tyle kłótni i kłamstw... - gładziłam jego policzek jak zahipnotyzowana jego obecnością. - Tyle razy wmawiania sobie rzeczy, które chciało się zmienić. A nic nigdy nie zadziałało tak jak powinno. Dopiero teraz, przy tobie czuję, że to wszystko było na nic. Nie chodziło o nic, a o ciebie. Tylko ciebie. 
- Dlatego od teraz, musimy stać się odporni. Niezależni od nikogo. Walczyć. Wiem, że nic samo się nie zmieni. Nie wystarczy pomyśleć, że się 'chce'. Nie wystarczy zrozumieć jak powinno być. Trzeba własnoręcznie, uparcie, codziennie, wytrwale namawiać swoją podświadomość do takiej zmiany jaką chciałabyś osiągnąć. Tylko wtedy zmieni się twój sposób myślenia, a zarazem z nim zmieni się całe twoje życie. - uniósł moją dłoń by ją ucałować. - Spróbujemy podnieść się razem, Vanesso. Dla naszej córki, stworzyć jej lepsze i szczęśliwsze życie na jakie zasługuje. Nauczymy ją jak kochać całym sercem. Na co uważać, czego w życiu nie robić. Uodpornimy ją by nigdy nie popełniała tych samych błędów co my. Jeśli tylko mi pozwolisz...
- Jesteś częścią tej rodziny, Harry. Zawsze nią byłeś i zawsze będziesz. 
Oczy chłopaka uważnie skupiały swoją uwagę na mojej osobie.
- Pragnę tylko być przy was. - dodał. - Bo to wy obie dajecie mi szczęście, którego tak uparcie starałem się znaleźć. Bez was, jestem nikim. Vanesso, bez ciebie, nie widzę sensu by żyć. Chcę stworzyć z tobą rodzinę, wychowywać razem Lily i razem z wami cieszyć się życiem. Umrę bez twojej miłości, bez was obu...
Harry umilkł, kiedy przyłożyłam kciuk do jego warg. Nie musiał mówić mi co czuje. Byłam przekonana jak silne uczucia w sobie miał i jak desperacko miał zamiar ukazać je światu. Musnęłam łagodnie jego usta, leciutko by odpędzić wszystkie jego negatywne myśli. Chłopak zadrżał, wygłodniałe czekał, aż pocałuje go z zachłannością w której się zatraci. Potrzebowałam chwili by upewnić się, że wszystko w porządku. Że zalał go spokój. 
- Nie walczyliśmy razem po to, by o sobie i o wszystkim teraz zapomnieć. - szepnęłam cicho.
I pocałowałam go, tak, że oboje straciliśmy panowanie nad własnymi czynami. Harry nakrył mnie swoim ciałem, po raz kolejny zamknął w swoich ramionach przed całym światem. Jego ręce znów zaczęły błądzić po moim nagim ciele, czasami w takich miejscach, że traciło się kontakt z rzeczywistością tylko po to by za chwilę przenieść się w wir seksualnego popędu.
Nie protestowałam, kiedy mu się poddałam. Wiedziałam jednak, że to nie był pierwszy i nie ostatni raz w moim życiu.


~*~

W miasteczku Whistler zapanowało świąteczne kanadyjskie szaleństwo. Wreszcie nadeszły wyczekiwane przez wszystkich święta. Domy zostały przystrojone przeróżnymi rzeczami: zwisającymi Mikołajami, reniferami, gwiazdkami, lampkami, ulice na których można było zobaczyć tłumy przechadzających się ludzi, zaś rozświecone jeszcze bardziej oślepiająco. Śnieg pokrywał kamienne dróżki, zasypywał wejścia do mieszkań i sklepów. Na placu w samym sercu miasteczka wznosiła się potężna choinka, która mieniła się najróżniejszymi kolorami i ozdobami, które przyciągały uwagę nie jednego turysty. 
Harry i ja zdecydowaliśmy spędzić tegoroczną wigilię wraz z Lily w pobliskim hotelu, gdzie organizowane były świąteczne przyjęcia. Po raz pierwszy widziałam tak wielką salę otwartą i pełną ludzi. Ogromne okna jaśniały od odbitego światła, rzucały złote cienie na wypolerowaną podłogę. Za ciemnymi szybami można było zobaczyć padający śnieg, duże miękkie płatki, ale w środku było ciepło, przytulnie i bezpiecznie. 
Gwiazdka w Kanadzie niczym nie różniła się od tej w Ameryce. Na stołach wszędzie widniały wieńce adwentowe, wynajęta orkiestra śpiewała kolędy i przeróżne świąteczne hity, a ludzie bawili się przy lampkach win oraz szampanów i rozmawiali, podczas gdy ich dzieci biegały wesoło rozbawione, czekając na Mikołaja. Potężna jodła ustawiona w drugim końcu pomieszczenia prawie dotykała sufitu. Do każdej gałęzi przymocowano świecie, choć osobiście nie wiedziałam, w jaki sposób. Rzucały jeszcze więcej złotego światła na pokój. Ściany sali udekorowane były wieńcami z ostrokrzewu i bluszczu, z czerwonymi jagodami wśród zielonych liści. Tu i ówdzie zawieszono kępki jemioły z białymi owocami, co nadawało w zupełności klimatu świątecznego. 
Musiałam jednak przyznać, że chyba jeszcze nigdy nie widziałam tyle jedzenia. Stoły uginały się pod tacami pieczonych kurczaków, indyków, królików i świątecznych szynek, sałatek, pod ciastami, kanapkami, lodami, biszkoptami, kremowymi puddingami bożonarodzeniowymi, kolorowymi galeratkami, ciastkami ponczowymi, lodowymi sorbetami i niewielkimi srebrnymi misami z ponczem. 
Przed przybyciem zostaliśmy ciepło przywitani przez hotelową służbę, ale i także mieszkańców, którzy z uśmiechem kazali nam się rozgościć i czuć swobodnie w towarzystwie innych. Wszyscy wyglądali naprawdę elegancko, kreacje każdego rzucały się w oczy. Na ten wieczór wybrałam neoprenową rozkloszowaną czerwoną sukienkę z wysokimi czarnymi kozakami i płaszczem w tym samym kolorze. We włosach miałam białe jagody, które przed wejściem wplotły dwie starsze kobiety jako część tradycji, która panowała w tym miasteczku od bardzo dawna.
Harry zniknął w tłumie. Zauważyłam go dopiero po czasie przy jednym ze stołów, gdzie rozmawiał z grupką nieznanych mi mężczyzn. W dłoni trzymał szklankę z nalanym alkoholem tak samo jak i pozostali. 
Mnie wraz z Lily przywitano z sześcioosobową grupą kobiet, które siedziały przy okrągłym stole, tuż obok górującej nad wszystkimi choinką. Były na oko starsze, niektóre z nich może blisko mojego wieku. Od razu wstały i przywitały mnie, pozwalając mi się rozgościć. Ich dzieci, o wiele starsze od Lily od razu przybiegły, gdy zobaczyły, że ktoś nowy dosiada się do stolika ich mam. 
Moja córka popatrzyła na nich zaciekawiona. Na początku była wstydliwa, przytrzymywała palce w buzi i rozglądała się na wszystkie strony jakby nie wiedziała co robić. Kiedy jedna z kobiet zaproponowała, że zabierze Lily by mogła się pobawić z resztą rówieśników, zgodziłam się, nie widząc w tym żadnych przeszkód. Minęła chwila, zanim Lily przyzwyczaiła się do nowych przyjaciół.
Pogrążyłam się w rozmowie z kobietami. Mijała godzina. Orkiestra właśnie przygotowywała się do kolejnego występu. Co jakiś czas zerkałam w stronę bawiącej się Lily by upewnić się, że wszystko w porządku. 
Gdy po czasie przybiegła do mnie, wzięłam ją na ręce i przeszłam się z nią chwilę po sali, informując mieszkanki miasta, że zaraz wrócę. Oczywiście jak to Lily, szybko znudziła się moją obecnością, więc pozwoliłam by wróciła z powrotem do swoich rówieśników. Z uśmiechem błąkającym się na ustach, patrzyłam jak dołącza do zabawy lalkami do jednej z dziewczynek o rudych włosach.
Nie zauważyłam, kiedy Harry pojawił się nagle obok mnie. Nachylił się ku mojej osoby, pachniał lekko czymś zielonym i zimowym: jodłą albo cyprysem. 
- We włosach masz owoce jemioły. - stwierdził, muskając oddechem mój policzek. - To chyba znaczy, że każdy może cię pocałować w dowolnej chwili.
Zmierzyłam go wzrokiem. 
- Myślisz, że będą próbować?
Lekko dotknął mojego policzka. Miał na dłoniach klasyczne ciemnobrązowe irchowe rękawiczki z dziewiętnastego wieku, ale odniosłam wrażenie, że była to jego skóra. 
- Zabiłbym każdego, kto by tego spróbował.
- Cóż, nie po raz pierwszy zrobiłbyś coś skandalicznego w czasie świąt.
Harry odczekał chwilę, a potem uśmiechnął się szeroko, tym rzadkim uśmiechem, który rozjaśniał jego twarz i całkiem ją zmieniał. Również się uśmiechnęłam. Wyglądał przystojnie w męskim płaszczu z pod którego zauważyć można było krawat owinięty wokół kołnierza jasnoniebieskiej koszuli. 
- Przejdziemy się? - spytał. Zerkał w stronę Lily tak samo jak ja. - Przyjęcie za niedługo się kończy. A jest kilka miejsc w Whistler, które chciałbym wam obojgu pokazać.
Odwróciłam się do niego twarzą. Od dzisiejszego ranka wydawał się być inny. Przypomniało mi się jak zabrał Lily popołudniu na sanki, jak wziął ją do lasu na spacer i jak ciągle mówił do niej przeróżne rzeczy. Jak zakradał się do mnie po pocałunki, jak wtulał się we mnie by mnie rozweselić, jak szeptał słówka, które ocieplały moje serce jeszcze bardziej.
Pozwoliłam więc byśmy opuścili przyjęcie i udali się razem we trójkę na spacer. Chciałam móc nacieszyć się tą chwilą, wspólnymi świętami w Kanadzie, które przypominały najpiękniejszy sen.
Szliśmy aleją, która ciągnęła się aż do parku. W między czasie patrzyłam na noc przyprószoną bielą. Było jeszcze zimniej niż wcześniej. Wiatr ciskał małe płatki śniegu na moją twarz. Biały puch przykrył wszystkie drogi niczym lukier, przysypał rząd czekających powozów, czarną żelazną bramę, która odgradzała park, a nawet i ławki. Zima zawsze wydawała się mi najczystszą porą roku. Nawet dym i brud miast znikały pod śniegiem albo zamarzały. Wszystko lśniło niepowtarzalnie czystym białym kolorem, szczególnie tu, w Whistler.
Harry szedł obok mnie w ramionach podtrzymując małą Lily. Jej pulchne dziecięce policzki były zaróżowione od mrozu. Była ciepło ubrana, choć z jednej strony martwiłam się by przypadkiem nie zachorowała po powrocie do Los Angeles. 
Chłopak drugą dłoń wplecioną miał w moją. Szliśmy razem, trzymając się za ręce. Gdy doszliśmy do parku, spojrzałam na niego ukradkiem. Patrzył przed siebie w niebo, gdzie blady sierp księżyca sunął między gęstymi chmurami. Białe płatki mieszały się z jego ciemnymi włosami. Policzki i usta miał również zaróżowione od zimna. 
- Pewnie zastanawiasz się, po co was tu przyprowadziłem. - odezwał się Harry po chwili ciszy. 
- Czy to ważne? Czy zawsze musi być jakiś powód?
Chłopak pokiwał głową niepewnie. 
- Są rzeczy o których chciałbym ci powiedzieć, Vanesso. - odrzekł szczerze. - O których od jakiegoś czasu miałem zamiar ci powiedzieć i z którymi nie byłem z tobą do końca szczery. Myślałem, że uda mi się o tym z tobą porozmawiać dzisiaj, ale... Nie wiem czy jestem na to gotowy. 
Rozprostował palce u dłoni, która jeszcze niedawno trzymała moją. Pozwolił by płatki śniegu topniały na jego skórze. 
- Dlaczego myślałeś, że teraz to odpowiedni moment na takie rzeczy?
Zatrzymałam się na środku alejki. On również postąpił tak samo. Po obu naszych stronach ciągnęły się drzewa, których korony zostały przykryte śniegiem przez matkę naturę.
Harry przeczesał włosy palcami. 
- Po tym do czego doszło pomiędzy nami ostatniej nocy... Zrozumiałem, że muszę być z tobą szczery. Bo tego właśnie ode mnie oczekujesz. Potrzebujesz kogoś w swoim życiu, kto będzie z tobą szczery, a ja taki właśnie chcę dla ciebie być.
- Harry posłuchaj...
- Nie dopuszczam do siebie myśli, że mogę cię stracić, Vanesso. - przerwał mi, pozwalając Lily stanąć na ziemi. Jego usta drżały, oczy wielkie z uparciem wpatrzone miał we mnie. Śnieg bielił wokół nas świat, jakbyśmy stali pośrodku wiru. - Próbuję wszystkiego by tylko móc zatrzymać cię przy sobie. Nie mogę popełnić tych samych błędów, chcę być lepszą wersją tego kim kiedyś byłem. Po prostu ja... nie wybaczę sobie, jeśli siebie nie zmienię. Bo jeśli tego nie naprawię, ty nigdy mi nie zaufasz. Zawsze będziesz pamiętała tamtego Harry'ego z którym nie chciałaś mieć do czynienia.
- Naprawdę uważasz, że byłabym zdolna myśleć o tobie tak jak kiedyś? Nawet jeśli nie uda ci się być takim człowiekiem jakim chcesz być? Harry doceniam to, co robisz, że chcesz być taki jak ja chcę byś był. To, że nie czujesz się silny z tym co tak bardzo chcesz mi powiedzieć, nie świadczy o twojej słabości. To znaczy, że po prostu potrzebujesz więcej czasu, a ja muszę to zaakceptować.
- Ale mam wrażenie, jakbyś nie widziała we mnie tego co chcesz widzieć.
- Nigdy nie posunęłabym się do takich rzeczy. Najważniejsze jest dla mnie, że jesteś sobą, a nie kimś, kim w głębi serca stać się nie chcesz. Musisz chcieć zmian w swoim życiu.
Lily przytuliła się do moich nóg. Z zaintrygowanym wzrokiem zerkała w górę na Harry'ego.
- Chcę ich. Bo wiem, że to może być jedna z najlepszych decyzji jakich w życiu podejmę. 
- W takim razie, cieszę się, że do tego dążysz z własnej woli. Ale wiedz, że tak czy siak, będę cię wspierać. Bo zakochałam się w prawdziwym tobie, tym złamanym chłopcu, który potrafił kłamać i wściekać się, ale który mimo tego kochał całym swoim sercem.
Harry przegryzł wargę. Jego włosy i rzęsy były białe od płatków śniegu.
- Powiesz mi więc wszystko, gdy osobiście będziesz gotowy. - oznajmiłam. - Nie wtedy kiedy ja tego zechcę.
Wokół nas wirował śnieg, biały, zimny i doskonały. Chmury nad nami rozstąpiły się i po chwili wyjrzały zza nich gwiazdy.
- Czekałem długo na moment w którym dasz mi do zrozumienia, że odwzajemniasz moje uczucia. - powiedział. - Wiedząc, że teraz tak właśnie jest, mam wrażenie jakbym zwariował, poczuł się jak głupi zakochany nastolatek. Pamiętam jak bezustannie wierzyłaś, że jest we mnie dobro. Wierz mi, każde te słowa nie poszły na marne. Sprawiły, że zastanawiałem się nad samym sobą, nawet wtedy, kiedy tego nie ukazywałem. Powracałem do naszych wspólnych wspomnień, głównie do świąt w Londynie, wtedy kiedy spytałem cię o rękę. Myśl, że nasze najskrytsze plany legły w gruzach przez to co się stało, zmotywowało mnie. Teraz wiem, że jestem ci winny wiele rzeczy. I chcę ci je wynagrodzić, będąc przy tobie.
Lily sięgnęła po moją dłoń. Uścisnęłam leciutko jej malutkie palce schowane w ciemnofioletowe rękawiczki. Wpatrywałam się przez ten czas w Harry'ego, który zaczerpnął za chwilę głęboki wdech. Kiedy wypuścił powietrze, przed jego ustami utworzył się biały obłoczek pary. Spojrzenie jego oczu, zielonych, dużych i czystych, było utkwione we mnie. Miał wyraz twarzy człowieka, który przygotowywał się na straszną rzecz i teraz zdecydował się ją zrobić.
- Może i pomyślisz, że zwariowałem, ale... Chcę byś nosiła nowe nazwisko. - odrzekł. - Moje nazwisko.
Wytrzeszczyłam oczy.
- Twoje nazwisko?
Harry zrobił krok w moją stronę, tak że staliśmy teraz twarzą w twarz. Potem sięgnął po moją dłoń, ściągnął z niej rękawiczkę i schował ją do kieszeni. Jego dłoń była ciepła, pokryta odciskami, a dotyk przyprawiał o dreszcz. Oczy były spokojne i wyrażały całego Harry'ego: prawdziwego, czułego, ostrego i dowcipnego, kochającego i dobrego.  
- Wyjdź za mnie. - poprosił. - Wyjdź za mnie, Vanesso. Wyjdź za mnie i zostań Vanessą Styles. Albo bądź Vanessą McClain, czy jakkolwiek chcesz się nazywać, ale wyjdź za mnie i nigdy mnie nie opuszczaj, bo nie zniosę ani jednego dnia więcej bez ciebie. 
Miałam wrażenie, jakby płatki śniegu zatrzymały się wokół nas w drastycznie szybkim tempie.
- W życiu mężczyzny istnieje tylko jedna kobieta, tylko ona i żadna inna. Dla mnie jesteś nią ty. Kocham cię i będę kochał aż do śmierci...
- Harry!
Chłopak przegryzł wargę. 
- Przestraszyłem cię? Wiem, że nie jestem dobry w słowach...
Położyłam dłoń na jego piersi, tuż nad sercem i poczułam jego bicie, jedyną w swoim rodzaju sygnaturę czasu, charakterystyczną dla niego.
- Chciałabym tylko, byś przestał mówić o umieraniu. Ale pomijając to, tak owszem, wiem jak jest u ciebie ze słowami i... kocham je wszystkie, Harry. Każde słowo, które wypowiadasz. I głupie i szalone, i piękne i takie, które są tylko dla mnie. Kocham je i kocham ciebie. 
Harry próbował coś powiedzieć, ale zakryłam mu usta dłonią.
- Kocham twoje słowa, Harry. Pamiętam każde, które były skierowane do mnie z miłością. Nigdy ich nie zapomnę. Jest tyle rzeczy, które chciałabym ci powiedzieć, i tyle, które chciałabym usłyszeć od ciebie. Myślę, że mamy na to całe życie. 
- Więc wyjdziesz za mnie? - Harry wyglądał na oszołomionego, jakby nie całkiem wierzył w swój szczęśliwy los. 
- Tak. - wymówiłam w końcu to najprostsze i najważniejsze ze wszystkich słów. 
A Harry, który miał komentarz na każdą okazję, tylko otworzył usta, po czym później zamknął je, wziął Lily w ramiona i przyciągnął mnie do siebie. Mój szal spadł na ziemię, ale on ogrzał mnie swoim ramieniem, Jego usta były miękkie, zachłanne i gorące, kiedy mnie pocałował. Smakował płatkami śniegu, szampanem, zimą i Whistler. Gdy wsunął dłoń w moje włosy, białe jagody opadły na niewielkie zaspy śniegu. Przywarłam do niego mocno. Z okien pobliskich domów wylewały się słabe dźwięki fortepianu i wiolonczeli, a ponad nie wybijały się niczym iskry skaczące pod niebo, uroczyste tony skrzypiec.

                                                                       ~*~

Powrót do Los Angeles nie był łatwy po tygodniu świątecznych wakacji w Whistler. Czas tam spędzony był jednym z tych o których nie miałam zamiaru zapominać. To tam udało mi się naprawić relacje z Harrym i wreszcie odetchnąć od miasta, które teraz pokrywała jedynie przytłaczająca szarość. Kiedyś gdy wracało się do Los Angeles, czuło się nerwy i niepokój, teraz jednak całkowicie co innego po śmierci Thomasa.
Czułam się szczęśliwa po powrocie z Kanady. Na wieść, że wychodziłam za mąż za Harry'ego, nie potrafiłam przestać się uśmiechać. Nie mogłam uwierzyć, że tak szybko do tego wszystkiego doszło i to zaledwie w tydzień. Nie pomyślałabym, że z jednej strony Harry zaplanował ten wyjazd już od samego początku jako czas na naprawienie starych błędów.
Wyjaśniliśmy sobie wiele rzeczy. Bardzo wiele, co myślę były warte przedyskutowania. Harry owszem, stał się innym człowiekiem. Uważnym, cierpliwym, czasami nawet i za zbyt troskliwym. Ale te zmiany nie były czymś co miałoby zmienić go całego. W głębi serca był tym samym chłopakiem w którym się zakochałam i myślę, że już na zawsze tak zresztą pozostanie.
Tego samego dnia po wylądowaniu w Los Angeles, Harry poinformował, że ma dla mnie niespodziankę. Nie byłam pewna jakiego rodzaju niespodziankę miał na myśli, dlatego zbytnio nie odezwałam się nic na ten temat. Gdy wsiadliśmy do taksówki, byłam zdana tylko i wyłącznie na niego.
Kolejne kilometry mijały razem z drzewami na skraju drogi, chmury na niebie zwiastowały deszcz, a chłodny wiatr popychał wodę na jeziorze, którego właśnie mijaliśmy. Powoli rozpoznawałam okolicę do której zmierzaliśmy. Miałam przeczucie, że właśnie tam Harry nas zabierał.

Taksówka po czasie zatrzymała się pod bramą ogradzającą posiadłość. Wiedziałam już gdzie byłam i okazało się, że moje przeczucia były poprawne. Był to nasz dom w którym jeszcze kilka lat temu razem mieszkaliśmy. Pośród lasu go otaczającego można było go nawet nie zauważyć z autostrady.
- Dlaczego przyjechaliśmy akurat tutaj? - zapytałam, gdy Harry wyciągnął Lily z samochodu i zapłacił kierowcy odpowiednią sumę pieniędzy.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się do mnie. - Chodź.
Chłopak otworzył bramę i pozwolił bym przeszła na teren posiadłości jako pierwsza. Następnie zwinnie włożył klucz do drzwi wejściowych, przekręcił zamek i wszedł do środka zapalając po drodze światło, po czym postawił Lily na podłodze.
- Niespodzianka.
Rozejrzałam się dookoła. Wnętrze domu zostało zupełne zmienione. Kolory i meble idealnie do siebie pasowały, dekoracje również. Salon w ogóle nie przypominał starego, tak samo jak i kuchnia.
- Ale to nie wszystko. Najlepsze na koniec.
Wyciągnął do mnie dłoń z tym samym głupkowatym uśmiechem na twarzy. Od razu złączyłam swoje palce z jego i ruszyłam za nim. Chłopak pociągnął mnie w stronę korytarza i otworzył pierwsze drzwi od pokoju gościnnego, który przeważnie stał pusty. Kiedy drzwi całkowicie się rozszerzyły, ujrzałam pięknie udekorowany dziecięcy pokój, któremu charakter nadawał dziewczęcy różowy kolor.
Stanęłam wmurowana.
- Harry, czy to....
Weszłam do środka. Uśmiech nie schodził Harry'emu z twarzy kiedy mnie obserwował. 
- Tak. To pokój naszej córki.
- Ale... Kiedy zrobiłeś z tego pokój? - spojrzałam na niego. - Myślałam, że chcesz sprzedać ten dom.
- Sprzedać? - uśmiał się. - Nie. Dlaczego miałbym? Podoba mi się tu. I myślę, że wam obu też się spodoba. Szczególnie po tak dobrym remoncie.
- Harry ja... nie wiem co mam ci powiedzieć. Ten pokój... jest piękny.
Lily wychyliła się zza drzwi, po czym podbiegła do Harry'ego. Zaintrygowana dziewczynka rozglądała się po pomieszczeniu. Od razu za chwilę podeszła w stronę jednej z kanap i ściągnęła z niej pluszowego królika.
- Zamieszkajmy tu razem, Vanesso. - obwiesił Harry. Jego wzrok skupiał się na mnie. - Zrobiłem to wszystko z myślą o was. To tutaj są wszystkie nasze wspomnienia. I dlatego nie mam zamiaru rezygnować z tego miejsca. - podszedł do mnie i sięgnął po dłoń. - Teraz, kiedy już jesteśmy razem, wiemy, że mamy się wkrótce pobrać, nie ma sensu wydawać pieniędzy na kolejne wydatki. Możemy zamieszkać tutaj i razem wychować Lily.
- Zaplanowałeś to, prawda? - nie powstrzymałam się przed parschnięcia śmiechem. - Ten pokój, remont salonu, kuchni, miałeś zamiar sprowadzić mnie tu z powrotem.
- Musiałem spróbować. - odrzekł. - Nie potrafiłem stracić nadziei, ona zawsze gdzieś we mnie była. Dobrze wiesz, że zrobiłbym dla ciebie cokolwiek by było trzeba byś mi zaufała. Remont był jednym z powodów dla którego miałaś dać mi szansę na poprawienie się.
- Oh Harry... - jęknęłam. Przysunęłam się do chłopaka i objęłam jego szyję ramionami. - Kiedy ty przestaniesz mnie zaskakiwać?
- Myślę, że będziesz musiała się do tego przyzwyczaić, bo nie mam zamiaru przestawać tego robić.
 Z uśmiechem ucałowałam Harry'ego. Chłopak odwzajemnił moje czyny i również wpił się w moje usta, może trochę bardziej zachłanniej.
- Myślałaś już nad ślubem? - zapytał. - Nie wiem, na przykład gdzie byś chciała go urządzić?
 Zerknęłam na chwilę na Lily, która wciąż bawiła się królikiem.
- Nie. Nie myślałam nad tym jeszcze.
Harry podszedł do córki i usiadł obok niej.
- A co myślisz o Grecji? O Santorini?
Skrzyżowałam dłonie na piersi.
- Santorini? Mówisz poważnie?
- Moja matka ma znajomą. - wytłumaczył. - Mogłaby nam pomóc z przygotowaniami. Wyszłoby o wiele taniej.
- Zawsze marzyłam by zobaczyć Grecję.
Usta Harry'ego rozciągnęły się w uśmiechu.
- To dobrze się składa.


~*~

Od autorki: Serce mi miękkie przy scenkach Harry'ego i Vanessy. A wam? Jak wrażenia? 

Widzimy się 3 Marca! :) 
Buziaki x









3 komentarze:

  1. Taaaaaak czekalam tak dlugo na to ♥♥♥ cudowny rozdzial ♥♥♥ kocham ta historie jeeeju ♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Aaaa kocham ❤️❤️❤️ Vanessa i Harry ❤️❤️❤️ Ta historia jest najlepsza! ❤️❤️❤️❤️

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudooo ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń