17 mar 2018

Rozdział 119

*Osiem miesięcy później*

Grecy mają niewątpliwe szczęście, że żyją w tak pięknym i przyjaznym ludziom kraju. Klimat, krajobraz, morze, wyspy, roślinność, wszystko to sprawia, że porównanie z Edenem jest jak najbardziej uzasadnione. Grecja to kraj starożytnych bogów i herosów, miejsce narodzin demokracji, poezji, filozofii i igrzysk olimpijskich. To kraina pełna słońca, uroku i spokoju. Ciepłe morza i niekończące się plaże od zawsze gwarantowały idealny wypoczynek. Kto raz był w Grecji, ten wie o czym mówię.

Wyspa Santorini uznawana była za jedną z najpiękniejszych, a zarazem najbardziej ekskluzywnych greckich wysp. Nie bez przesady można byłoby stwierdzić, że wizyta tutaj stanowiła marzenie mojego życia. Ciężko raczej byłoby znaleźć kogoś, kogo nie zauroczyłyby białe domki czy niebieskie kopuły kościołów, położonych na wierzchołku wygasłego wulkanu. Santorini była jedną z greckich wysp, którą co roku odwiedzało miliony turystów. Dla niektórych to miejsce stanowiło kwintesencję piękna, z czym trudno było się nie zgodzić. Wykuty w skale labirynt uliczek i schodów wśród niezliczonych śnieżnobiałych budynków zapierał dech w piersiach. Wszystko to na wysokim na trzysta metrów klifie z którego roztaczały się niezapomniane widoki na położone w dole morze Egejskie.

Nie bez powodu więc zgodziliśmy się z Harrym wybrać Santorini jako miejsce naszej ceremonii ślubnej. Oboje byliśmy dosłownie zachwyceni wszystkim z czym kojarzyła się nam wyspa. I szczerze? Nie wyobrażałam sobie lepszego miejsca niż Santorini na tę właśnie uroczystość.

Ślub miał odbyć się w lipcu, w miesiącu letnich europejskich upałów. Wraz z Harrym i Lily, przyjechaliśmy do Grecji dwa dni przed oficjalną ceremonią, aby móc wszystko na spokojnie zoorganizować. Znajoma matki Harry'ego, Alexandrina, miała nam oczywiście we wszystkim na miejscu pomóc.

Podczas ostatnich miesięcy nieustającego planowania ślubu, doszło do wielu wydarzeń. Przede wszystkim udało mi się wziąć w garść i stanąć w obronie własnych poczynań. Rodzice wreszcie dowiedzieli się o Harrym i jego postanowieniach, co po części nie wyszło na dobre. Głównie dlatego iż nie sądziłam, że mój ojciec Robert aż tak będzie nienawidził Harry'ego. Podczas gdy Jonathan i matka starali się załagodzić sytuację i pogodzić z faktami, mój ojciec jak zwykle był przeciwko wszystkiemu co miałam do powiedzenia. Nasze rodzinne spotkanie skończyło się więc na kłótni przez którą moje kontakty z ojcem zupełnie się zepsuły. Pomimo tego iż Harry uspokojał mnie, że mój ojciec może po prostu potrzebuje więcej czasu by wszystko zaakceptować, ja wciąż nie potrafiłam wyrzuć z siebie myśli, że w ogóle tak się zachował.

Nie byłam więc pewna czy planuje zjawić się na ślubie. Miałam jednak wielką nadzieję, że zmieni swoją opinię na temat Harry'ego i przyjedzie wraz z mamą i Jonathanem. Wkońcu miał to być jeden z najważniejszych i najbardziej zapamiętanych dni w moim życiu. Potrzebowałam jego obecności.

Poranek na plaży Perissa był cudowny, gdy wraz z Harrym i naszą córką wyszliśmy na spacer. Liście palm i kwiatów prześwietlane przez pierworodne promienie słońca stawały się zieleńsze w mgnieniu oka. Woda... tak jakby współgrając ze słońcem początkowo zdawała się pochłaniać światło, a jej turkusowy teraz odcień wydawał się przybierać na sile. Morze przy tej plaży było stosunkowo spokojne, bezpiecznie można było popływać. Wzdłóż ciągnęła się promenada z greckimi restauracjami, barami i sklepami. W okolicy nie było zbyt wielu ludzi o tak wczesnej porze dnia. Miałam wrażenie, jakbyśmy byli tu kompletnie sami.
- Rozmawiałem jeszcze wczoraj wieczorem z Alexandriną. - oznajmił Harry, wlepiając swój wzrok w Lily, która wybierała przed nami muszelki z drobnego piasku. - Powiedziała, że nie będzie miała problemu z pomieszczeniem większości naszych gości w jej domu. Chłopaki nie mają zresztą nic przeciwko przenocowaniu tych kilku dni u niej.
- A co z naszymi rodzinami? - zapytałam. - Pomieścimy ich wszystkich u siebie w wynajętym domku?
Spojrzałam w górę na Harry'ego. Od momentu oświadczyn, nie potrafił ukryć szczęścia jakie go ogarnęło. Co chwila powtarzał jak to on nie może doczekać się naszego święta, odkąd tylko wprowadziłam się z Lily do naszego domu. W jego oczach było tyle miłości i ostrożności, za każdym razem udowadniał, że jest gotowy na taką odpowiedzialność jak bycie ojcem na cały etat czy posłusznym mężem, który będzie dbał i walczył o rodzinę jak tylko będzie mógł. Wszystko działo się jednym słowem tak szybko, że sama nie potrafiłam uwierzyć w to, że już jutro mieliśmy w końcu zostać małżeństwem, jednością do końca życia.
- Myślę, że tak. - odparł spokojnie. - Ale wydaje mi się, że większość moich kuzynów wybierze hotel ze względu na krótki pobyt. Tak samo jak i ciotki zapewne.
Chłopak puścił moją dłoń by podbiec do Lily, która zaczęła już zaczepiać wypoczywających plażowiczów. Wziął ją w ramiona i przeprosił za zachowanie.
- Anne i Gemma przyjeżdżają dziś wieczorem. - dopowiedziałam. - Powinny przenocować u nas.
- Taki mają zamiar. - uśmiechnął się głupio.
Lily wyglądała przesłodko w dwóch kucykach i opasce w kwiatki. Jej falowana spódniczka szalała na wietrze, co ją niezmiernie cieszyło. Mała księżniczka...
- Cieszysz się, że przyjeżdżają?
Fale w oddali obijały się o skały. Twarz Harry'ego rozpromieniła się na samą wzmiankę o jego matce oraz siostrze.
- Tak. - pokiwał głową. Córka popatrzyła na niego niezrozumiale. - Dawno ich nie widziałem. Możliwe iż trochę za bardzo się stęskniłem.
Kontynuował spacer wzdłuż plaży, nadal ciągnąc konwersację.
- Rozmawiałem z nimi ostatnio przez telefon. - odrzekł. - Obie są podekscytowane, że będą mogły zobaczyć Lily.  Moja matka ciągle to powtarza.
- Nie dziwię jej się. - odparłam. Byłam pewna, że zauważył mój wstydliwy uśmiech. - Gdy jej o wszystkim powiedziałeś, płakała przez telefon. Przez trzy godziny wyjaśniałeś jej całą prawdę. Oczywiście, że będzie podekscytowana zobaczeniem wnuczki.
Harry splótł palce z moimi. Wiedziałam, ile znaczyła dla niego rodzina i ile w stanie mógłby dla niej zrobić. Wiedziałam też, że nieco denerwował się przyjazdem Anne i Gemmy w związku z prawdą jaką im wyjawił.
- Bywa nieco emocjonalna czasami. - wyjaśnił. - Ale to dobry znak. Myślę, że ona zaakceptuje to co się pomiędzy nami stało i przede wszystkim zrozumie dlaczego zachowywałem się tak, a nie inaczej. Ślub to dla niej poważna sprawa. Wierzy, że mimo tego co przeszliśmy, zależy nam na sobie obojgu bardziej niż poprzednio.
- Czasami podziwiam Anne za podejście do niektórych spraw. - wyjawiłam. Wiedziałam, że Harry'emu mogłam powiedzieć o wszystkim. - Mój ojciec nigdy nie podszedł z takim spokojem do żadnej sprawy ze mną związanej.
Harry zaczerpnął powietrza i postawił Lily z powrotem na piasku.
- Nadal o nim myślisz?
- Cóż. A myślisz, że tak łatwo jest przestać myśleć o tym, że własny ojciec nie potrafi zrozumieć wyborów życiowych swojej jedynej córki?
- To nie zmienia postaci rzeczy pod żadnym względem. - gdy Lily przykucnęła przy gronie muszelek, znalezionych na mokrej części piasku, Harry stanął na przeciwko mnie i potarł moje ramiona. - Mnie nie obchodzi to, że nie akceptuje naszego związku przez to do czego doszło. Jeden człowiek nie może odbierać nam szczęścia.
- Ale to mój ojciec, Harry. Powinien zrozumieć to, że cię kocham i to, że chcę z tobą ułożyć sobie życie. On nigdy nie usiadł ze mną i nie porozmawiał. Potrafi jedynie obwiniać ludzi za ich czyny, widzi w nich same negatywy.
- Nie zmienisz postępowań ludzi, kochanie. - przybliżył się do mnie i spojrzał głęboko w oczy. Nie wiedziałam jak ja mogłam przeżyć bez codziennego przyglądania się tak żywemu koloru jego tęczówek. - Wybrał jak chciał. Dopiero zrozumie co stracił, kiedy już będzie po wszystkim.
- Boję się, że nigdy nas nie zaakceptuje. - zerknęłam w stronę córki by uniknąć na chwilę jego drżącego we mnie dziurę wzroku. - Że nigdy nie przyjdzie do mnie i nie powie, że popełnił błąd.
Harry otulił mnie ramionami, pozwolił bym ukryła łzy. Nie chciałam płakać, ale nie umiałam przeciwstawić się temu czynowi.
- Przyjdzie taki czas, że zrozumie do czego doprowadził. - pocieszył. Jego ton głosu złagodniał. - Obiecuję ci, że stracić cię nie będzie chciał.
Lily podbiegła do nas obojgu by zwrócić na siebie uwagę. Przetarłam mokre oczy dłonią i zerknęłam na dziewczynkę, z taką samą miłością jak i Harry. W jej przystrojonym kokardką koszyczku znajdowało się mnóstwo różnorodnych nadmorskich greckich muszelek. Dziewczynka uśmiechnęła się i podała mi jedną z nich. Jedną ze swoich ulubionych.

~*~

Gdy nadszedł wieczór, Harry sprawiał wrażenie jeszcze bardziej zdenerwowanego przyjazdem Anne i Gemmy. Miały pojawić się lada chwila. Chłopak mimo wszystko nie potrafił znaleźć sobie miejsca: musiał coś zrobić, o czymś porozmawiać. Rozumiałam jednak jego zachowanie tak czy siak. Po raz pierwszy jego rodzina miała okazję poznać Lily, jedyne tak ważne oczko w głowie Harry'ego.
- Już są. - poinformował gdy przebierałam Lily w nocną piżamkę w sypialni.
Byłam pewna, że jego serce biło mocno na widok siostry i matki.
W mieszkaniu więc nagle rozległy się głosy. Od razu rozpoznałam do kogo one należały.
- Harry! - krzyknęła podekscytowana Anne. - Mój boże, zmężniałeś od ostatniego razu kiedy się widzieliśmy!
- Siłownia zrobiła swoje, co? - uśmiała się Gemma. - Idioto, stęskniłam się.
- Dobrze wiedzieć, że nie byłem jedyny.
Kobiety roześmiały się. Wraz z Lily za rączkę wyszłam z sypialni.
- Jeszcze tyle uśmiechu u ciebie nie widziałam, synu. Nawet nie wyobrażasz sobie jak się cieszę, że jesteś szczęśliwy.
- Mamo...
- To dobry znak, bardzo dobry! - Anne nie opuszczał dobry humor. - Gdzie więc ta moja wnuczka? Tyle czekałam by ją zobaczyć.
W tym samym momencie wyszłam z Lily zza korytarza. Gdy dwie kobiety ujrzały wreszcie małą dziewczynkę, zaczerpnęły powietrza. Anne niczym się nie zmieniła odkąd ostatni raz miałam okazję ją zobaczyć. Oprócz widocznych zmarszczek na czole, nadal wyglądała młodo jak na swój wiek. Te same ciemne włosy co u Harry'ego i ten sam ciepły uśmiech jakim obdarowywała ludzi. Zrobiło mi się ciepło na jej widok. Miała na sobie zwykłą koszulkę na ramiączkach z falbankami przy dekoldzie oraz zwykłe dżinsy. Gemma natomiast przeszła lekką metamorfozę, głównie jeśli chodzi o włosy, które znacznie przykróciła i zafarbowała na tak zwane ombre z blond pasemkami przy końcówkach. Wyglądała na o wiele młodszą od Harry'ego, mimo tego iż była starsza. Pamiętałam ją doskonale jeszcze z Londynu, zwariowaną dziewczynę, która nie umiała czasami usiedzieć w miejscu. Teraz sprawiała wrażenie bardziej poważnej, jednak w głębi duszy czułam, że chciała jedynie zrobić dobre wrażenie jak na pierwsze spotkanie po tych kilku latach. Mimo zmian, nadal zaskakiwało mnie jej podobieństwo do brata.
- A cóż to za ślicznotka? - spytała Anne, obserwując wnuczkę z uwagą i troską.
Harry zerknął na mnie i uśmiechnął się. Posłałam mu spojrzenie mówiące, że wszystko jest w porządku.
Lily uniosła wzrok w stronę kobiety i włożyła z zawstydzenia paluszki u prawej dłoni do buzi. Kucnęłam przy niej i szepnęłam do niej parę słów. Ta z wielkimi oczami jednak nie przestawała obserwować gości.
- Wielkie nieba, Harry. - Anne była wniebowzięta. - Ona jest taka podobna do ciebie.
- Jakbym widziała żeńską wersję Harry'ego. - skomentowała Gemma z uśmiechem wykrzywiającym jej twarz. - Cześć Lily.
Siostra Harry'ego pomachała do dziewczynki. Ta nadal mimo tego nie wiedziała co ma robić, dlatego gdy Gemma próbowała się zbliżyć, Lily od razu schowała się w moich ramionach.
- Przeurocza. - rozpromieniła się Anne. - Oh synu...
- Też taka wstydliwa jak ty kiedyś. - zażartowała Gemma. - Dosłownie mówiąc.
Harry przewrócił oczami i podszedł by przejąć ode mnie Lily. W tym samym czasie, Anne zbliżyła się do mnie i zamknęła w uścisku.
- Kochana, jak dobrze cię widzieć. - kobieta ucałowała mnie w policzek. Pachniała wanilią. - Wyglądasz świetnie. Macierzyństwo ci służy.
Uśmiałam się. Zawstydził mnie jej komentarz, ponieważ nie byłam pewna pod jakim względem tak uważała.
- Dziękuję Anne.
- Tak się cieszę, że mój syn znalazł szczęście u twojego boku. - uśmiechnęła się. Harry poczerwieniał z zawstydzenia, gdy to usłyszał. - Nigdy nie spotkałam się z tak silnym związkiem jak waszym. To niesamowite.
- Mamo, przesadzasz... - mruknęła Gemma. Zauważyłam, że właśnie trzymała Lily na rękach. - Związek jak związek.
- Oh nie moja droga. - kobieta pokiwała znacząco palcem. - Tyle ile przeszli, to nie jeden związek by nie wytrzymał.
Harry przybliżył się do mnie i uniósł moją dłoń by ucałować jej wierzch, podczas gdy Anne zwróciła się do wnuczki.
- Cześć moja piękna. - miała w sobie tyle spokoju i miłości. - Wiesz jak bardzo babcia nie mogła się doczekać zobaczenia cię? Jesteś tak bardzo podobna do taty. Mam nadzieję, że nie tylko ja zauważyłam tak duże podobieństwo. - pokręciła głową. - Babcia przywiozła dla ciebie prezenty z Londynu. Chcesz otworzyć je razem?
Lily niedługo miała obchodzić trzecie urodziny. Rozumiała już na tyle wystarczająco, że od razu zaklaskała w dłonie, gdy tylko usłyszała słowo prezenty.

*Perspektywa Harry'ego*

Pomarańczowe, wyblakłe jeszcze słońce powoli wznosiło się znad horyzontu, aby oświetlać swoim blaskiem kolejny dzień. Pierwsze promienia nieśmiało zaglądały do pokoi i budziły ludzi o niespokojnym, lekkim śnie. Błękitne, wciąż delikatnie zamglone niebo zapowiadało wspaniałą pogodę. Idealną na spełnianie największych marzeń.

Niewyraźna smuga światła padła na moją twarz. Westchnąłem ciężko i mozolnie przewróciłem się na drugi bok, zasłaniając oczy przed jasnym światłem. Wyciągnąłem rękę i zacząłem gładzić nią łóżko, jakby w poszukiwaniu czegoś. Po chwili otworzyłem oczy i ze zdumieniem spostrzegłem, że miejsce obok mnie było puste, a o czyjejś obecności świadczył tylko ślad na wygniecionej poduszce. Przesunąłem się nieznacznie i wtuliłem w nią twarz. Pachniała damskimi perfumami, które tak dobrze znałem i cytrusowym szamponem.
Wtedy właśnie ocknąłem się i dotarła do mnie świadomość, że to właśnie dziś był ten dzień. Tak długo wyczekiwany, planowany od dawna, kiedy tylko w mojej głowie zawitało takie marzenie. Ślub. Piękny, wspaniały, z mnóstwem gości we wspaniałym miejscu jakim było Santorini. I z nią. Z kobietą mojego życia. Z Vanessą.
Przypomniałem sobie nasze pierwsze spotkanie. Siedziała niespokojnie w klubie nocnym, jakby oczekiwała czyjegoś przyjścia. Doskonale pamiętałem jak z pewnością siebie do niej podchodziłem. Może i nie było to godne zapamiętania wspomnienie, ale było jedynym najważniejszym, ponieważ to tak zaczęła się nasza historia. Wspomnienia przeniosły mnie do paru miesięcy później, dostrzegłem jej promienny uśmiech na bladej twarzy i wesołe błyski w oczach – zupełnie jak u człowieka, którego marzenia mają się niebawem spełnić, pomyślałem.

Przeciągnąłem się wolno, ziewnąłem i energicznie wstałem z łóżka. Wiedziałem, że już nie zasnę. Drżałem z podniecenia, obawiałem się, że coś się stanie, że do ślubu nie dojdzie, że ona się rozmyśli. Wymyślałem coraz to dziwniejsze wypadki, po czym ganiałem się za głupotę i powtarzałem sobie niczym mantrę, że wszyscy panowie młodzi zachowują się tak samo. Poza tym moja Vanessa nie zrobiłaby tego. Znałem ją zbyt dobrze.
Podciągnąłem spodnie na siebie i wyszedł na korytarz, zobaczyć się z narzeczoną. Miał to być ostatni raz. Wieczorem miała już być moją żoną. Usłyszałem dźwięczny głos, dochodzący z salonu, więc skierował swoje kroki w tamtą stronę. Nieśmiało zajrzałem do środka – nie chciałem przeszkadzać. Zrozumiałem, że Anne i Gemma już nie spały i teraz kręciły się wokół Lily w salonie.
Z niejakim fanatyzmem obserwowałem jak pełnymi gracji krokami Vanessa chrzątała się po kuchni. Miała na sobie mój czerwony t-shirt, który służył jej jako koszula nocna oraz własne krótkie spodenki. Materiał t-shirtu jednak sięgał jej zaledwie do połowy uda, sprawiając, że dziewczyna wyglądała ponętnie i seksownie. Westchnąłem przeciągle. Wciąż nie mogłem uwierzyć, że tak wielkie szczęście spotkało mnie. Właśnie mnie.

Gdy wkroczyłem do kuchni, Vanessa od razu mnie zauważyła. W małym telewizorze na półce zawieszonej na ścianie w kącie pomieszczenia, leciały greckie poranne wiadomości z których nie rozumiałem ani jednego słowa, oprócz podstaw. 
- Oh, wstałeś. - dziewczyna kroiła warzywa na sałatkę do śniadania. - Przygotowałam herbatę. Jak chcesz to sobie nalej.
Podszedłem do niej od tyłu i objąłem ją, przyciągając do siebie. Dziewczyna odchyliła głowę na bok, gdy zacząłem pozostawiać lekkie muśnięcia na jej szyi.
- Miałem nadzieję, że cię zastam po przebudzeniu. - mruknąłem.
Nie mogłem się powstrzymać, gdy moja ręka zjechała niespodziewanie w dół na jej pośladki.
- Harry... - odwróciła się w moją stronę, tym samym uniemożliwiając mi czyny, po czym przyłożyła dłoń do mojego policzka. Jej brązowe włosy o lekko kasztanowym zabarwieniu falą spływały jej na smukłe ramiona. - Wiesz, że Lily zawsze wcześno wstaje. Zresztą, Anne i Gemma również długo nie śpią.
Utkwiłem spojrzenie w jej twarzy. Vanessa miała w sobie coś poważnego i subtelnego, co przyciągało mnie do niej jak magnes. W ciemnych oczach czaiły się ironiczne błyski, a pełne, różowe usta równie często wykrzywiały się w promiennym uśmieszku.
Kciukiem przejechałem po jej wargach, gdy zamilkła. Nie wiem jak to robiła, ale za każdym razem gdy znajdowałem się bliżej niej to traciłem racjonalne zmysły. Nigdy nie było jeszcze takiego przypadku, w którym nie miałbym ochoty wziąć jej w ramiona i całować jak oszalały.
- Weźmy razem prysznic. - szepnąłem jej do ucha, gdy ta zamknęła oczy pod wpływem mojego dotyku dłoni na jej nagim udzie. - Zostawmy Lily z moją matką i chodźmy na górę.
- Harry, nie możemy. - odpowiedziała i odsunęła mnie od siebie. - Za chwile ma przyjść Alexandrina i obgadać z nami jeszcze kilka spraw związanych z weselem. Za dwie godziny przyjeżdżają chłopaki wraz z Mirandą i Eleanor. Ktoś będzie musiał po nich jechać, bo przecież zapomniałeś napisać im adresu. Na dodatek muszę sprawdzić suknie.
Przekląłem pod nosem zniecierpliwiony. Miała w sumie rację.
- Ale... eh, chcę jeszcze spędzić z tobą chwilę czasu, zanim się pobierzemy. - przyznałem. - Rozumiem, że mamy nieco zamieszania z tym ślubem, ale przez to chyba nie mamy dla siebie zbyt wiele czasu.
- Takie jest życie, Harry. Nie zawsze udaje nam się znaleźć czas dla siebie.  uśmiechnęła się by poprawić mi humor. - Chcieliśmy ślubu? To go mamy. Trzeba coś w tym kierunku robić. Lily jest przecież jeszcze mała. Nie mogę jej wiecznie zostawiać pod opieką kogoś. To moim obowiązkiem jest się nią zajmować, tak samo jak i twoim.
- Tak wiem, rozumiem.
- Obiecuję, że wszystko jutro wróci do normy. - cmoknęła mnie leciutko w usta, po czym uśmiała się na wyraz mojej twarzy. - No już, przestań być taki obrażony, że ci odmówiłam. Leć się ubierz, zaraz śniadanie będzie gotowe. Jest jeszcze wiele do roboty przed wieczorem.
Zbliżyłem się niespodziewanie do niej, zmuszając ją do oparcia się o szafki i robiąc jej przy tym na złość. Jedną dłonią przytrzymałem ją wokół talii, drugą gładziłem nagie udo aż dziewczyna znów przymknęła oczy z rozkoszy. Wpiłem się w jej soczyste usta, przejmując nad nimi kontrolę. Moja ręka odruchowo zaczęła przemieszczać się w górę, podciągając nieco jej czerwony t-shirt do góry. Jęknęła.
Zanim ostatecznie wyszłem z kuchni, musiałem się upewnić, że rozpaliłem narzeczoną jeszcze przed samym wieczorem.


~*~

Dzień naszego ślubu był taki, jaki sobie wymarzyliśmy – piękna pogoda, błękitne niebo, zatykające dech w piersiach widoki, greckie jedzenie oraz muzyka w tle, wszędzie uśmiechnięte twarze gości. Nasz ślub miał odbyć się na jednym z tarasów z widokiem na kalderę. Obydwoje z Vanessą czuliśmy się jakby to był tylko piękny sen, ponieważ był zbyt piękny, aby był prawdziwy.
Wszyscy goście wyglądali elegancko, mężczyźni po czarne i białe skromne garnitury aż do kobiet w  przeróżnych kolorowych sukienkach. Na weselu pojawili się najważniejsi, rodzina oraz przyjaciele, których nie mogło zabraknąć w tak ważnym dniu.

Louis, Zayn, Niall oraz Liam przyszli w towarzystwie dziewczyn. Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć całą czwórkę z kobietami, które naprawdę kochali.
Związek Zayna i Mirandy rozpadł się około trzech miesięcy temu z niewiadomych mi osobiście okoliczności, ale mimo tego iż nadal czuł coś do bliskiej przyjaciółki Vanessy, to ta zgodziła się przyjść tutaj z nim dziś jako osoba mu towarzysząca.
Louis oficjalnie został mężem Eleanor, także oboje pojawili się na ślubie jako świeżo upieczone małżeństwo. Liam przyprowadził natomiast Cheryl z którą od jakiegoś czasu był w związku. Pomimo tragedi jaka dotknęła go w związku z Danielle, czułem się dumny z przyjaciela, że znalazł w końcu upragnione szczęścia u kobiety, która była gotowa mu dać to czego pragnął najbardziej. Jeśli chodziło o Nialla, musiałem przyznać, że nie mogłem na początku uwierzyć w to, że się zakochał, gdy doszły mnie słuchy, że blondyn poważnie zakręcił się wokół klientki o imieniu Scarlet, którą poznał w firmie u Liama. To właśnie w jej towarzystwie pojawił się na weselu, wysokiej dziewczyny w lekko bordowych włosach i czarnej koktajlowej sukience z kopertowym dekoltem z baskinką.

Gemma zajmowała się Lily podczas gdy Miranda wraz z moją matką pomagały Vanessie z sukienką ślubną. Nikogo z jej rodziny jeszcze nie było, więc denerwowałem się, że ukochana również się niecierpliwiła. Dostaliśmy jedynie telefon od jej matki z lotniska Thira Santorini jakąś godzinę temu, że zatrzymają się w hotelu z niewiadomych nam jeszcze powodów. Ale kiedy mieli się zjawić to raczej nikt nie wiedział.
Lily kręciła się wokół gości, co chwila przyciągając na siebie uwagę. Vanessa ubrała ją w jasno różową sukienkę z dodatkiem kokardy wokół bioder i koroną księżniczki przyozdobioną z malutkich diamencików. Jej kasztanowe włosy do ramion miała pokręcone, co dodawało uroku przy jej małej roześmianej twarzyczce. Co jakiś czas zerkałem w jej stronę podczas rozmowy z kuzynami i obserwowałem czasami jak Gemma usiłuje ją powstrzymać przed wkładaniem palców w przygotowane na stołach jedzenie. Nie umiałem powstrzymać uśmiechu z powodu córki. Chyba ciekawość miała zdecydowanie po matce.

Moi kuzyni zjawili się jako pierwsi na uroczystości. Głównie zjechała się rodzina mojej matki, jej dwie siostry Sophia i Julianne i ich dzieci. Larissa, Bradley i Ignacio należały do Julianne, zaś do Sophii, Lewis i Camila. Od strony mojego ojca pojawił się jedynie jego brat Sylvester z żoną Hayley i synem Tommym.

Wdałem się więc w rozmowę z Tommym, który był o rok starszy ode mnie. Nigdy zbytnio nie miałem z nim dobrego kontaktu, nie kumplowaliśmy się aż tak bardzo praktycznie od zawsze, ale teraz zrozumiałem, że może to był błąd, że nieco go zaniedbałem za czasów dzieciństwa. Wydawał się naprawdę w porządku po sposobie zachowania i mówienia.
Po jakimś czasie Camila z Ignacio dołączyli się do nas.
- Pamiętam cię Harry jako dziecko. - odezwała się Camila. Jej rudawe włosy idealnie kontrastowały się z jej zieloną sukienka z długim rękawem i dekoltem w serek. - Zawsze zabierałeś mi lalki i je chowałeś.
- Wszystko by zrobił dla tych długich cukierków co sprzedawano za naszych czasów w tym sklepie na rogu w Holmes Chapel. - dodał Ignacio. Jego szary garnitur i muszka wokół kołnierza robiła z niego typowego włocha. Mąż Julianne pochodził z południowych Włoch.
- Tak. - kiwnęła głową. - A teraz zobacz. Nigdy nie powiedziałabym, że zostaniesz ojcem jako pierwszy z nas wszystkich.
- Myślę, że wiek w którym Harry został ojcem, nie jest złym wiekiem na dziecko. - Tommy był poważnym facetem, chyba najpoważniejszym ze wszystkich, chociaż miałem przeczucie, że starał się być taki tylko dlatego, że nie palał sympatią do Ignacia za którym od dzieciństwa nie przepadał najbardziej.
- Uważasz, że dwadzieścia dwa lata to odpowiedni wiek na dziecko? - oburzyła się Camila. - Nie wyobrażam sobie zajścia w ciążę w tym wieku. Gdy masz dziecko za szybko, to rujnujesz sobie młodość. Bez obrazy Harry.
- Nie czuję, żebym miał zrujnowaną młodość przez Lily. - odgryzłem się. Camile zapamiętałem właśnie jako za zbyt zarozumiałą czasami. - Trzeba najpierw przejść przez to samo co ja przeszłem, a wtedy stwierdzać fakty.
- Tak czy siak, i tak uważam, że dwadzieścia dwa lata to za wcześnie.
- Camila, to jego sprawa. - powiedział Ignacio. - Ty uważasz inaczej i on uważa inaczej.
- Ale...
Nie słuchałem tego co miała więcej do powiedzenia Camila. Rozproszyła mnie obecność przyjaciół, którzy właśnie się zjawili. Mój wzrok od razu pobiegł w stronę Jaspera oraz Ryana, ubranych w idealnie ich opinające granatowe smokingi i wyglądających jak dwie kopie Jamesa Bonda.
- Przepraszam was na chwilę.
Ruszyłem w kierunku chłopaków i zaciągnąłem ich do środka budynku, z dala od gości. Wyglądali na zdezorientowanych.
- Myślałem, że zjawicie się o wiele wcześniej. - rzekłem.
Oboje wymienili krótkie spojrzenia.
- No wiesz, bylibyśmy wcześniej, gdyby nie taksówki, które ciężko jest złapać o tej godzinie z lotniska. - odparł Ryan. - Zdajesz sobie sprawę ile turystów przyjeżdża o tej porze na Santorini? Zresztą, trochę nam też zeszło u Alexandriny z tymi garniturami.
Jasper przewrócił oczami.
- Sądziłem Styles, że się chociaż ucieszysz, że w ogóle się pojawiliśmy.  
- Żarty, żartami. - podsumowałem. - Słuchajcie, rodzina Vanessy jeszcze się nie zjawiła. Ślub możliwe, że się opóźni.
- Jakoś się rozgościmy, nie martw się. - zapewnił blondyn. - Chyba twoja przyszła żona nie będzie nam miała za złe jak skosztujemy trochę greckiego alkoholu przed ceremonią, nie?
- Bądź poważny, Jasper. - zbeształ go Ryan. - Coś nie tak z matką Vanessy i Jonathanem? Dotarli już?
- Ta. Wiem tylko, że się spóźnią. - odpowiedziałem.
- Vanessa wie o tym?
- Nie, ale podejrzewam, że się już domyśla. Próbowałem z nią porozmawiać, ale Miranda nie pozwala mi zobaczyć jej przed ślubem. W końcu taka tradycja.
- No tak. - pokiwał głową na zrozumienie. - Posłuchaj, może mi się uda z nią porozmawiać? Z tego co mi wiadomo to przyjaciele nie mają zakazu zobaczenia własnej przyjaciółki przed oficjalną ceremonią.
- Serio mógłbyś? - przeczesałem dłonią włosy do tyłu z zniecierpliwienia. - Nie chcę jej niepotrzebnie stresować, rozumiesz nie? Powinna wiedzieć, że się spóźnią.
- To akurat da się załatwić. - poklepał mnie po ramieniu. Jego głupi uśmieszek rozpromienił jego twarz. - Do twarzy ci w tym czarnym garniturze. Już niedługo nie będziesz wolnym ptaszkiem, przyjacielu.
- Oh, wal się.
Uderzyłem go w ramię, sam śmiejąc się za chwilę jak głupi. Gdy Ryan zniknął mi z pola widzenia, wróciłem z Jasperem do gości, którzy rozmawiali przy kieliszkach szampanów i muzyce.
Potrwało zaledwie kilka minut, zanim zjawili się najbardziej wyczekiwani ludzie.
Catherine i Jonathan nie różnili się niczym w kreacjach od pozostałych, jednak tak czy inaczej przyciągnęli sobą uwagę innych. Ale jednak nie na ich widok stanąłem jak wryty. Towarzystwa mojej przyszłej teściowej dotrzymywał jej mąż, Robert, o którego obecności nie miałem zielonego pojęcia.

Poczułem jak ciśnienie w moim ciele drastycznie wrasta. Jakim prawem w ogóle miał czelność pojawiać się na ślubie córki, którą tak wcześniej skrzywdził?
Jonathan podszedł do mnie jako pierwszy by się przywitać.
- Cześć. Jak tam moja siostra?
- Dobrze. Dzięki, że się zjawiliście.
- Nie ominęlibyśmy ślubu, Harry. - dodała Catherine, po czym postąpiła tak jak syn. Przywitała się ze mną, zamykając mnie w ciepłym uścisku.
- Nawet pan, panie Robercie? - zerknąłem na mężczyznę z szerokimi barkami.
Musiałem przyznać, że wyglądał na gangstera w swoich klasycznych przeciwsłonecznych okularach. Zdjął je, słysząc swoje imię.
- Posłuchaj mnie Harry...
- Nie. To niech mnie pan posłucha. - nie umiałem powstrzymać tonu własnego głosu. Catherine widocznie to zaskoczyło. - Jeśli myśli pan, że po tym do czego pan doprowadził w związku z Vanessą, ma pan prawo jeszcze zjawiać się na tym weselu jak gdyby nigdy nic to się pan zbyt bardzo pomylił. Pańska córka nie życzy sobie pańskiej obecności.
- Skąd wiesz, że ona tego właśnie chce?
- Wiem czego chce moja narzeczona. - dałem wyraźny nacisk na ostatnie słowo. - Pańska żona i syn zostaną na ceremonii, ale pańska obecność jest tu wręcz niepotrzebna.
- Przyjechałem tu w pokojowych warunkach. - rzekł lekko już poddenerwowany. - Nie psuj wesela własnym zachowaniem, bo jeszcze się rozmyślę nad tym czy w ogóle jest ci po co zaufać. Chcę zobaczyć się z córką.
Temu człowiekowi musiało się coś w głowie pomieszać.
- Nie może pan.
- Nie mogę? - zdziwił się.
- Nie.
Jasper wkroczył do akcji i pomógł mi opanować nagły przypływ złości. Odsunął mnie od mężczyzny na bezpieczną odległość.
- Harry, myślę, że pan Robert powinien porozmawiać z Vanessą. To w końcu jego córka.
 Wciąż zerkałem na ojca Vanessy, który tak samo nie zdjął ze mnie swojego spojrzenia. Zamyśliłem się, zanim podjąłem ostateczną decyzję.
- Korytarzem na lewo, drugi pokój.
Robert ruszył w stronę wejścia balkonowego, nawet nie dziękując. Miałem tylko nadzieję, że jego obecność nie zepsuje nastroju Vanessy.

*Perspektywa Vanessy*

Siedziałam przed pięknie zdobioną toaletką w odcieniu ciemnego brązu. Przyglądałam się swojemu odbiciu, a w dłonie co rusz, wpadały jakieś kosmetyki. Cieniutka kreska czarnym eyelinerem zawitała na górnej powiece, starannie wytuszowałam rzęsy i w ręce za chwilę wpadł pędzel. Nałożyłam troszkę jasnego różu na policzki i przejechałam usta jaśniutką, ledwie widoczną pomadką. Nie chciałam być, bóg wie jak wymalowana, zależało mi na naturalności.

Z suknią i fryzurą pomogły mi Miranda oraz matka Harry'ego, Anne. Podczas przygotowań, starsza kobieta dawała mi wiele rad pochodzących z jej własnych doświadczeń zza czasów młodości. Z uwagą słuchałam tego co miała do powiedzenia na temat tego jak zachowywać się podczas oficjalnej już ceremonii, na co uważać, a czego nie robić. Mimo tego ile dla mnie robiła z myślą, że mi to pomoże, zaczynałam się coraz to bardziej denerwować.
- Vanesso, trzęsiesz się. - odezwała się Anne, poprawiając mój długi welon. - Denerwujesz się? Wiesz przecież, że nie ma czym.
- Ja chyba tam nie pójdę. - uśmiechnęłam się blado.
- Nie wygłupiaj się, dziewczyno. - pocieszyła mnie Eleanor i poprawiła dół sukni. - Mój boże, będzie dobrze. Zobaczysz.
Zamykając oczy, podeszłam do lustra gdy skończyły ze wszystkim. Chcąc jeszcze chwilę pobyć w niepewności przed efektem końcowym, stanęłam z zamkniętymi oczami. Dopiero po odliczeniu do trzech, podniosłam powieki. W oczach momentalnie pojawiły się łzy. Oczy zachwycały się pięknym widokiem. Śliczna jednoczęściowa suknia w kolorze śnieżnobiałym zgrywała się z moją karnacją. Koronkowa góra sprawiała wrażenie delikatnej, a dół wykonany z kilku warstw gładkiego tiulu, idealnie dopasowywał się, rozkładają na wszystkie strony.
Niewysokie, białe szpilki gościły na moich nogach, a włosy, zrobione na delikatne fale, swobodnie opadały kaskadami na plecy i ramiona. Długi jednolity welon i piękny bukiet białych róż tworzyły dodatek.
Dokładnie tak wymarzyłam sobie swój wygląd. Wszystko zgrywało się ze sobą, uśmiech momentalnie zagościł na twarzy, a z oczu poleciała łza, którą szybko otarłam, nie chcąc by rozmazała makijaż.
- Wyglądasz prześlicznie. - przemówiła Anne. - Mój syn oszaleje jak cię zobaczy.
Po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Miranda podniosła się z kanapy by je otworzyć.
- Mówię ci kochana, ślub przebiegnie tak jak należy. Nie denerwuj się niepotrzebnie.
Usłyszałam rozmowę Mirandy za drzwiami z jednym z gości. Nie byłam jednak pewna z kim. Po chwili wróciła do środka.
- Vanesso, Ryan chciałby z tobą porozmawiać. - poinformowała Miranda. - Mógłby wejść?
- Tak oczywiście. - odrzekłam. - Zostawcie nas proszę samych.
Kobiety od razu wyszły, gdy Ryan przekroczył próg sypialni w której przebywałam. W granatowym garniturze wyglądał znacznie inaczej niż zwykle, bardziej przystojniej. Kolor jego oczu kontrastował się z dobranym odcieniem smokingu, włosy zaś nie były specjalnie ułożone. Gdy mnie ujrzał, jego wzrok zastygł. Przyglądał mi się z uwagą i zachwytem. Dopiero za chwilę jego twarz wypełnił uśmiech, który jednym słowem kochałam.
- Zapewne jestem pierwszym facetem, który ci powie, że wyglądasz pięknie w bieli. - zażartował. - Myślisz, że Harry mnie przez to zabije?
Szatyn podszedł do mnie i złapał za dłoń. Okręcił mnie raz by obejrzeć całą kreację od wszystkich stron.
- Wątpię czy mu by się chciałoby.
Nie wiedziałam dlaczego, ale obecność Ryana najbardziej uspokajała moje nerwy.
- Harry jest wielkim szczęściarzem. - dodał z tak dobrze znaną mi łagodnością w głosie. - Móc podziwiać cię każdego dnia byłoby zaszczytem dla niejednego mężczyzny.
- Myślisz?
- Czy myślę? - pokiwał głową. - Nie. Ja tak uważam.
Uśmiechnęłam się wbrew sobie i wywróciłam oczami. Podczas gdy chłopak uważnie mi się przyglądał, odruchowo uniosłam dłonie by poprawić jego nieco źle zawiązany krawat.
- Dziękuję, że przyjechałeś. - rzekłam, nawet nie patrząc w jego tęczówki. - Twoja obecność wiele dla mnie dziś znaczy.
- Nie ominąłbym tak ważnego dla ciebie dnia. Przecież wiesz.
- Tak. Oczywiście, że wiem. Ja po prostu... czasami nie wiem co zrobić by się odwdzięczyć za to co dla mnie zrobiłeś. Jest tyle rzeczy które zrobiłeś i które żadna inna osoba by nie zrobiła na twoim miejscu. Myślałam, że po śmierci Chrisa... będę czuła pustkę, że będę czuła ją na zawsze. Ale pojawiłeś się ty i wypełniłeś tę pustkę sobą. Nie raz zdarza mi się myśleć, że jesteś taki jak on, jak ktoś tak bardzo bliski dla mnie bez kogo żyć bym nie umiała. Swoją obecnością sprawiasz, że czuję się...
- Bezpieczniejsza. - dokończył Ryan. Uniósł mój podbródek, gdy zauważył spływającą łzę na moim policzku. - To właśnie zamierzałaś powiedzieć, prawda?
- Tak. - splotłam palce z jego dłonią, po czym kiwnęłam niepewnie głową. - Chcę byś wiedział, że potrzebuję cię w moim życiu.
- Nigdzie się nie wybieram, Vanesso. Myślałaś, że odejdę po tym jak wyjdziesz za Harry'ego?
- Nie, ja po prostu...
- Nie zostawiłbym cię. - dał znaczny nacisk na to co powiedział. Wolną dłonią potarł mój policzek, gdy przyglądnęłam mu się uważniej. - Sam ciebie potrzebuję, bo jesteś jedyną, która zrozumiała moją przeszłość i jedyną, która mnie z niej wyciągnęła. Za to cię właśnie pokochałem.
- I nadal kochasz.
Ryan zaczerpnął powietrza. Od naszej ostatniej rozmowy w domku Ashtona nad jeziorem, nie rozmawialiśmy nigdy więcej na ten właśnie temat. Aż do teraz.
Chłopak odsunął się ode mnie i potarł czoło. 
- Myślałem, że to już sobie omówiliśmy, Vanesso.
- Ja też myślałam, że po naszej ostatniej rozmowie, ten temat się zakończy. Ale widocznie tak się nie stało.
Chłopak uniósł wzrok z powrotem na mnie.
- Co masz na myśli?
- Kocham Harry'ego, czasami aż do szaleństwa. - kontynuowałam. - Jest tym z którym u boku od zawsze chciałam spędzić resztę swojego życia. Ale to co nas łączyło Ryan... Ja wiem, że było to silne uczucie. Może i nie tak silne jak moje i Harry'ego, ale było. I wiem, że ty czujesz dokładnie to samo co ja.
- Po co mi to mówisz? - rzekł z wyrzutem. - Nie mieliśmy nigdy więcej już wracać do tego co nas łączyło. To co teraz powinno być dla ciebie ważne jest Harry i wasze przyszłe życie razem.
- Musiałam ci powiedzieć, że mimo tych minionych miesięcy, nadal coś do ciebie czuję. Nie chcę tego przed tobą ukrywać.
- Nie powinnaś tego mi mówić teraz, nie w dniu własnego ślubu.
- To kiedy miałam to zrobić? Za każdym razem gdy cię widzę, mam ochotę rzucić ci się w ramiona i powiedzieć ci, żebyś mnie nie zostawiał. Wiem, że jestem egoistką, że nie powinnam wracać do tego co było, ale nie potrafię cię okłamywać. Chcę byś wiedział, że będę cię kochać, nawet jeśli wyjdę za mąż za Harry'ego. Jakaś cząstka mnie zawsze będzie.
Znalezione obrazy dla zapytania hands gifRyan oddychał niespokojnie, wzrok wypalał we mnie dziurę. Potrzebował chwili, zanim podszedł do mnie i zamknął w objęciach. Jego serce biło drastycznie szybko.
- Będę przy tobie zawsze gdy będziesz mnie potrzebowała. - szepnął. - Nie odejdę od ciebie ani nie pozwolę tobie ode mnie odejść. Wiedz, że po prostu będę w pobliżu.
- Dziękuję. - uniosłam głowę by ponownie spojrzeć w jego niebieskie tęczówki.
- Dziś jest twój szczęśliwy dzień. Nie myśl już o drobnostkach, a o tym co cię za chwilę czeka. Wszystko między nami będzie w porządku, przecież o to nam przez cały ten czas chodzi, prawda?  Zrób to dziś dla mnie. Spraw Harry'ego szczęśliwym.
Ucałowałam Ryana w policzek, kiedy ten próbował nachylić się by zrobić to samo. Dosłownie parę sekund po tym rozbrzmiało pukanie do drzwi. Chłopak poszedł otworzyć drzwi. W nich stanęła osoba, której obecności się szczerze nie spodziewałam. Mój własny ojciec Robert stał ubrany w czarnym smokingu, a jego przeciwsłoneczne okulary sprawiały dodatek przy kieszonce na piersi.
- Czy mógłbym na chwilę porozmawiać z córką? - zapytał. W jego tonie głosu można było usłyszeć nutkę ostrożności.
Ryan zerknął na mnie. Pokiwałam głową na zgodę by ojciec mógł wejść. Chłopak uśmiechnął się do mnie ciepło, zanim ostatecznie wyszedł za drzwi by odebrać telefon, który nagle się rozdzwonił.
Zapadła cisza w pomieszczeniu. Ojciec spojrzał na mnie i przyglądnął się sukni.
- Co ty tu robisz? - przemówiłam oschle w stronę ojca, który trzymał się ode mnie na dystans. - Po co przyjechałeś? By oczernić mnie na własnym ślubie?
- Nie. - odrzekł od razu. - Nie po to tu dziś przyjechałem.
- To w takim razie po co? - uniosłam głos. Nie miałam zamiaru akurat do tego dopuścić. - Skoro dałeś mi wyraźnie do wiadomości, żebym nie wychodziła za Harry'ego to po jaką cholerę przyjechałeś?
- Zrozumiałem rzeczy w których możliwe iż popełniłem parę błędów.
- Popełniłeś?
- Tak. - poprawił lewy rękach swojego smokingu. - Przepraszam.
- Uważasz, że głupie przepraszam wszystko załatwi? - czułam jak złość we mnie wzrasta. - Przyjeżdżasz sobie tutaj z myślą, że takie coś pozwoli ci być obecnym na moim weselu? Nie sądziłam, że zniżysz się do takiego poziomu, tato.
Ojciec wyczuł, że nie może się do mnie zbliżyć. Nie chciałam tego.
- Postąpiłem źle, osądzając Harry'ego, przyznaję. - rzekł z mocnym naciskiem na słowa. - Ale musisz zrozumieć i mnie, Vanesso. Miałem prawo zachować się tak, a nie inaczej, w końcu dobrze wiesz dlaczego. Gdy powiedziałaś nam, że jesteś z nim w ciąży, a on postanowił sobie wyjechać zostawiając cię ze wszystkim samą, miałem ochotę załatwić drania. Myśl, że najprawdopodobniej będziesz sama chciała wychować dziecko ze względu na to, że wyjechał, doprowadziła mnie do szału. W wieku dziewiętnastu lat zaszłaś w ciążę, co miałem zrobić innego oprócz znienawidzenia go? Od tamtej pory, nie potrafię z jednej strony się do niego przekonać. Skrzywdził cię, moją córkę, którą powinienem był chronić, a nie uchroniłem. Nie chciałem pozwolić mu mieszać ci w głowie ponownie, ponieważ wiedziałem, że znów bym zawiódł w roli ojca.
- Nie znałeś całej prawdy, tato. Nie potrafiłeś nawet poświęcić mi chwili czasu na wytłumaczenie ci wszystkiego.
- Byłem zaślepiony. - powiedział. - Zbyt bardzo wierzyłem, że ten chłopak ma zły wpływ na ciebie. Bo nie ukrywam, dorosłaś przy nim za wcześnie.
- Twoje wyjaśnienia nie zmieniają niczego. - ciągnęłam. - Nadal go nienawidzisz, czy tego chcesz czy nie i nie staraj się mi mówić, że jest inaczej.
- Jest inaczej, Vanesso. - ojciec podszedł bliżej, ale tym razem nie odsunęłam się od niego. - Chcę ci zaufać i przy tym zaufać i jemu. Dać mu szansę sprawdzenia się w roli twojego męża, być częścią naszej rodziny. Rozmawiałem o tym z twoją matką, przekonała mnie bym zmienił swoje nastawienie dla ciebie. Zrobię co będę mógł by wiedzieć, że będziesz szczęśliwa. I jeśli powiesz mi, że tak właśnie będzie przy jego boku, to temat zakończony. Moje słowo wtedy już znasz.
- Czyli co? Mam przez to rozumieć, że się zgadzasz?
- Zgadzam się byś wyszła za mąż za Harry'ego pod warunkiem iż dasz mi do zrozumienia, że jednak chociaż raz w życiu postąpiłem dobrze w twojej sprawie.

~*~

Nigdy chyba nie denerwowałam się w swoim życiu tak bardzo jak teraz. Już za kilka minut miałam wyjść za mąż, a to nadal kompletnie do mnie nie dochodziło. Grecja wydawała się snem, zebrani goście wyobraźnią. Szłam w sukni ślubnej w towarzystwie swojego ojca do miejsca, gdzie zaraz odbyć miała się cała ceremonia. Przy wejściu balkonowym, podeszła do mnie Miranda wraz z Lily, której obowiązkiem było rzucanie płatek róż przede mną. Przyjaciółka poprawiła mojej córce dół blado różowej sukienki i powiedziała jej coś, pokazując palcem w stronę ołtarza przy którym już czekał Harry wokół zgromadzonych na krzesłach gości.
- Gotowa? - spytał mój ojciec, po raz pierwszy się dziś uśmiechając tak promiennie. - Denerwujesz się jak twoja matka gdy za mnie wychodziła.
- Vanessa sobie poradzi, prawda? - Miranda pokazała kciuki w górę. - Wiary!
I zniknęła w tłumie gości.
- Wiedz córeczko... - w głosie ojca słychać było dziwną niepewność. Zerknęłam na niego ukradkiem. - ... że od zawsze byłem z ciebie dumny. Odwaga jaką prosperujesz, miłością jaką obdarujesz ludzi, to wszystko daje mi i twojej matce do zrozumienia, że wychowaliśmy cię jednak na porządną kobietę. Nie mam wątpliwości, że nie spiszesz się w roli żony. Wiem, że jeśli naprawdę kochasz Harry'ego to zrobisz wszystko by wieść dobre życie. I tego ci życzę u jego boku.
Pocałowałam ojca w policzek, a ten po raz kolejny się uśmiechnął. Miałam wrażenie, że zaraz zacznie płakać, ale chyba w porę się powstrzymał, rozumiejąc, że to nie byłby odpowiedni na to moment.

*Perspektywa Harry'ego*

Nerwy szarpały moim ciałem, stres wydawał się nie do zniesienia. Wszystkie pary oczu skierowane na mnie, tylko pogarszały sytuację. Zawahanie i strach co chwilę budziły się we mnie na nowo. Spoglądałem co chwilę na chłopaków, szukając w nich ratunku i chwili zapomnienia od stresu. Charakterystyczna melodia rozpoczynająca ceremonię doszła niespodziewanie do moich uszu, skłoniła bym własny wzrok skierował przed siebie. Ręce drżały mi z przerażenia, a ciało zamarło w bezruchu. Postać mojego teścia pojawiła się w drzwiach, a zaraz obok niego dziewczyna i wybranka mojego życia. Oczy zachwycały się jej widokiem, nie mogąc się napatrzeć. Cały świat zniknął, wszystko co nas otaczało przestało na chwilę istnieć. Widziałem tylko ją, anioła w ciele pięknej dziewczyny, w której każdego dnia, zakochiwałem się na nowo. Jej delikatne i niepewne ruchy dodawały uroku, a malutki, ale piękny uśmiech, rozświetlał cały świat. Końce śnieżnobiałej sukni, delikatnie ciągnęły się po wysypanej czerwonymi i białymi płatkami róż, podłodze. Wszystko dzięki naszej córce Lily, która bez problemu poprowadziła mamę. Puszczając ramię mężczyzny, teść ucałował policzek kobiety, po czym pozwolił by wybranka mojego życia stanęła na przeciw mnie, a ja zatapiając się w jej oczach, delikatnie chwyciłem jej dłoń, złączając w jedność.
Druhną Vanessy została Miranda, zaś moim Jasper. Oboje stali najbliższej nas.
Urzędnik, który miał udzielić nam ślubu, dobijał już chyba sześćdziesiątki. Rozluźnił trochę atmosferę, nim przeszedł do konkretów. Gdy zaczął wypowiadać kolejne formuły zaślubin, starałem się wsłuchiwać tylko w te najważniejsze części.
Patrzyłem na pannę młodą, która w wykwintnej sukni wyglądała olśniewająco. Tak, pomyślałem z uśmiechem do siebie, byłem cholernym szczęściarzem.
- Zgromadziliśmy się dziś tutaj aby połączyć tych dwoje świętym węzłem małżeńskim dla ich szczęścia, aby żyli w chwale Bożej i bojaźni.
Urzędnik wypowiadał z namaszczeniem kolejne zdania, po czym nakazał nam powtarzać słowa przysięgi za sobą.
Podobny obraz- Ja, Harry Styles, biorę ciebie Vanesso za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, aż po kres moich dni. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
Powtarzając każde słowo przysięgi, słyszałem, że moja mama była na skraju rozpłakania się.
-  Ja, Vanessa McClain, biorę ciebie Harry za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, aż po kres moich dni. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy jedyny i wszyscy święci.
Kapłan nakazał Jasperowi podać nam złote obrączki ślubne zaprojektowane wyłącznie przeze mnie.
- Vanesso, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego amen.
Posłusznie założyłem jej obrączkę na palec. Kobieta uśmiechnęła się szeroko.
 - Harry, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego amen.
Gdy brunetka wsunęła obrączkę na mój palec, moje ciało zalała fala spokoju. Kiedy urzędnik ostatecznie zatrzasnął odrobinę za głośno trzymaną w rękach książeczkę, oznajmił tubalnym głosem:
- Oficjalnie ogłaszam was mężem i żoną, możesz już pocałować pannę młodą. - powiedział, a mnie nie trzeba było powtarzać dwa razy.
Przyciągnąłem do siebie dziewczynę, oplatając jej talię jedną ręką. Moja druga ręką zatrzymała się na jej plecach, gdy nasze usta złączyły się w jedność w wyczekiwanym przez wszystkich pocałunku. Przez te wszystkie lata, marzyłem o tym jedynym dniu. Ten pocałunek miał wyrazić już dosłownie wszystko. Całowaliśmy się dłuższą chwilę, dopóki oboje nie musieliśmy zaczerpnąć tchu. Wszyscy zaczęli wstawać z krzeseł, wiwatować na cześć naszej dwójki. Tylko szlochy mojej matki i teściowej sprawiły, że Vanessa również się rozpłakała.

Oddaje Ci serce z miłości  
I tylko Ciebie miłuję
Nie cofnę nigdy tego  
Co Ci dzisiaj ślubuję
I moje serce wzajemnością bije  
Oddało Ci się z Tobą tylko żyje

Chętnie podzielę
 Losu wszelką dolę

Na wspólną radość
 I wspólną niedolę


*Perspektywa Vanessy*

Wszyscy się świetnie bawili, każdy tańczył, cieszył się wspólnie z nami. Stojąc przy barierce tarasu spoglądałam na słońce, chylące się powoli ku zachodowi Santorini. Promienie mocno przygrzewały ciało, a ja w głębi serca czułam, że mimo wszystko Chris zerkał teraz na mnie z nieba, dumny ze mnie jak jeszcze nigdy wcześniej.

Harry stał w towarzystwie kuzynów oraz kumpli i pogrążał się w rozmowie, co chwila biorąc łyka swojego szampana. Dziewczyny, Miranda i Eleanor siedziały na kanapach zagadane po uszy wraz z moją matką oraz Anne, a także i jej dwoma siostrami. Byłam szczęśliwa, że ślub przebiegł tak jak planowałam. Przede wszystkim byłam szczęśliwa, że oficjalnie należałam do Harry'ego.
Ryan stał sam niedaleko ode mnie wraz z Lily, która co chwila go zagadywała. Pokazywał jej palcem wyspy w oddali, zapewne opowiadał w tym samym czasie przeróżne historie fantastyczne, które Lily uwielbiała od niego słyszeć, gdy czasami pozostawał u nas na noc.
Podeszłam do niego, nie ukrywając rozbawienia. Lily jak zwykle cieszyła się ze wszystkiego, cokolwiek by ktoś nie zrobił. Kiedy Ryan zdążył mnie zauważyć, uśmiechnął się i pozwolił Lily stanąć na nogi.
- Gratuluję. - powiedział. Zamknął mnie w uścisku, gdy przybliżyłam się znacznie bliżej. - Świetnie się spisałaś.
- Nawet sobie nie wyobrażasz ile nerwów mnie to wszystko kosztowało.
- Nie przejmuj się. - odparł. - Uwierz mi, domyślam się.
Od Ryana biło nieustające ciepło, kiedy się w niego wtuliłam.
Znalezione obrazy dla zapytania santorini gif- Santorini jest zbyt piękne by było prawdziwe. - rozmarzyłam się, obserwując widok przed sobą. - Nierealne.
- Piękne miejsce, zgadza się.
- Czasami zastanawiam się czy to przypadkiem nie sen, że tutaj trafiłam.
- Wiele kobiet to samo myślało przed tobą i nie jedne jeszcze tak pomyślą.
Miał rację. Mimo iż wydawało się to nierealne, było prawdziwe. Zachód słońca nad Santorini, grecka muzyka i jedzenie, alkohol i tańce, nawet dekoracje w niebiesko białych kolorach zdawały się być snem. Ile jednak jeszcze musiało potrwać bym była w stanie w to uwierzyć?
- Ryan?
Chłopak popatrzył na mnie z zaciekawieniem.
- Tak?
- Chciałbym byś kogoś poznał. - oświadczyłam, gdy zauważyłam jak ojciec wraca z powrotem z honorowym gościem.
- Kogo? - zdziwił się i spojrzał mi w oczy.
- Kogoś kogo już dawno powinieneś był poznać. Chodź.
Ojciec zatrzymał się w raz gościem, gdy tylko dostrzegli nas obojgu zbliżających się. Gościem honorowym była starsza kobieta, w wieku może mojej matki. Miała nietypowe europejskie rysy twarzy, smukłe blond włosy oraz niebieskie oczy, które zauważyłam dopiero wtedy, gdy przed nią stanęłam. Jej ciało opinały czarna spódniczka oraz purpurowa koszula, nogi zaś wysokie szpilki, które dodawały jej znacząco wzrostu.
Dobrze wiedziałam kim była ta kobieta i jaką prawdę skrywała w związku z Ryanem, który był nieświadomy swojej przeszłości.
- Ryan, poznaj proszę Adrianne Kovacevic. - mój ojciec wskazał na blondynkę obok siebie.
- Nie rozumiem? - Ryan wydawał się totalnie zdezorientowany sytuacją.
Kobieta wbiła wzrok w chłopaka.
- Witaj Ryanie. - w jej głosie słychać było wyraźny wschodnio europejski akcent. - Od lat marzyłam by cię zobaczyć.
- Marzyła pani?
- Tak. Wiele razy.
- Przepraszam, ale nie rozumiem o czym pani mówi.
- Ryan, jest coś o czym powinieneś był wiedzieć znacznie wcześniej. - odezwał się mój ojciec Robert. - Nie byłem jednak pewny czy jesteś dostatecznie gotowy by dowiedzieć się prawdy o swoich biologicznych rodzicach. Jednak myślę, że nie ma sensu trzymać prawdy z dala od ciebie. Należy ci się to wiedzieć.
- Co wiedzieć?
- Wiedzieć to, że Adrianne jest twoją biologiczną matką.
Ryan zszokowany słowami mojego ojca, stanął jak wryty ze wzrokiem utkwionym w kobietę. Wyobrażałam sobie ile myśli na raz musiało napływać do jego głowy.
- To... to niemożliwe.
- Możliwe synu. - przemówiła kobieta. - Jestem twoją matką.
- Niby dlaczego by nią pani była? Skąd pan, panie Robercie wiedziałby o mojej rodzinie? Nie rozumiem co państwo starają się dokonać. Nie podoba mi się to.
- Ryan, mój ojciec mówi prawdę. Adrianne jest twoją biologiczną matką.
Chłopak po raz kolejny zerknął na kobietę w lśniących blond włosach jak u anioła.
- Przed poznaniem Catherine, twoja matka była mi bardzo bliska. Tak bliska, że wiedziałem, że oddała cię do adopcji tuż po urodzeniu. Gdy Vanessa przedstawiła mi ciebie i opowiedziała mi twoją historię, wiedziałem, że coś było w tobie co skłoniło mnie do myślenia. Znałem nazwisko Henderson, nazwisko rodziny, która cię później adoptowała. Poszperałem więcej, wszystkie dane się zgadzały. To ty musiałeś być tym dzieckiem. Dzieckiem Adrianny Kovacevic i Damiana Anasenko.
Oczy Ryana zrobiły się większe w drastycznie szybkim tempie.
- Pan Robert mówi prawdę, Ryanie. - kobieta przytkała dłoń do policzka syna. - Jestem twoją biologiczną matką. Tą, która cię oddała. Uwierz mi proszę, a obiecuję ci, że powiem ci wszystko czego pragniesz wiedzieć. Wszystko o swojej prawdziwej rodzinie.


~*~

Od autorki: Jejku, minął miesiąc odkąd dodałam ostatni rozdział przez co z całego serca chciałabym każdego przeprosić. Działo się ostatnio wiele w moim życiu, potrzebowałam trochę czasu dla siebie. Obiecuję, że teraz rozdziały będą pojawiać się regularnie tak jak powinny.

Widzimy się więc 2/3 Kwietnia!

2 komentarze:

  1. Takk!! ❤️ Nareszcie ile na to czekałam ❤️ Cudowny rozdział! ❤️ Czekam na next! ❤️

    OdpowiedzUsuń