Tak czy siak, sama byłam ciekawa, jeśli chodziło o płeć. Gdy dowiedziałam się o mojej drugiej ciąży, byłam zaskoczona, ale tym razem szczęśliwa, że tak się stało. Ponieważ chciałam tego dziecka i wiedziałam, że Harry zrobiłby dosłownie wszystko dla własnej rodziny. Będzie dobrym, ojcem dla naszego drugiego skarba, pomyślałam. Bo przecież jest. Jego więź z Lily była niesamowita i nie miałam do niego żadnych zastrzeżeń w sprawie wychowywania naszej córki.
Chłopaki, Cheryl, Miranda i Eleanor zawitali do nas popołudniu na kawę by porozmawiać na tarasie ostatni raz przed wylotem do Los Angeles. Siedziałam u Harry'ego na kolanach na fotelu, podczas gdy wszyscy rozgościli się na kanapach wraz z Lily, która oczywiście jak zwykle nie przestawała zwracać na siebie jak najwięcej uwagi. Jasper, jej chyba najbardziej ulubiony wujek, nie umiał oprzeć się pozytywnej energi dziewczynki, więc nie miał problemu z tym, że czasami była wobec niego natarczywa, jeśli wspominało się o zabawie lalkami. Nie miał nic przeciwko posadzenia sobie Lily na kolanach i rozpieszczać.
Słońce mocno świeciło nad Santorini w tym dniu. Czułam ciepło na własnej skórze, przyjemne dreszcie. Harry zerkał co chwila na mnie i pytał czy przypadkiem niczego nie potrzebuje. Jego dłoń delikatnie masowała mój brzuch, a wieczorami pozostawiał na nim czułe pocałunki, jakby był wdzięczny za taki cud. Był wręcz wniebowzięty nowiną, że nasza rodzina się wkrótce powiększy. Cieszył się, że nasza Lily będzie miała siostrę lub brata.
- Ja wam mówię, że to będzie dziewczynka! - odezwał się Zayn z uśmieszkiem na twarzy. - On jest na to skazany.
- Skazany na córki? - spytał Harry, który nie ukrywał jednak rozbawienia upartością przyjaciela.
- Też myślę, że Lily będzie miała siostrzyczke. - odparł Liam. Obejmował Cheryl, która wyglądała na nieco rozkojarzoną daną sytuacją. A może śpiąca była? - Nie wiem, takie mam przeczucie.
- Ja tam uważam, że jednak chłopczyk. - Niall oderwał się od ekranu swojej komórki. - Przeważnie w większości tak jest, że trafia się rodzeństwo siostra i brat.
- Czy tylko my z Louisem uważamy, że będą bliźniaki? - przemówiła Eleanor, popijając swoją kawę. Jej uśmiech zawsze był dla mnie kojący. Bardzo lubiłam jej charakter i podejście do ludzi. - Podajże, Miranda też jest za bliźniakami.
- Cokolwiek będzie to będzie. Będę kochał syna czy córkę równie mocno jak moją małą Lily. - odrzekł szczerze Harry i uniósł moją dłoń by ucałować jej wierzch. Spojrzałam od razu na jego czyny, później zaś na twarz. - Najważniejsze, żeby dziecko było z nami szczęśliwe.
- O to chodzi! - zawiwatował Jasper i zwrócił swoją uwagę ponownie w kierunku mojej córki, która grzecznie siedziała mu na kolanach. - Prawda Lily? Tobie nie przeszkadza czy to będzie siostra czy brat. Ważne, żebyś miała się z kimś bawić, co nie?
Lily zaklaskała w dłonie, rozumiejąc co powiedział do niej wujek.
~*~
Dzień mijał powoli za dniem, łącząc się w tygodnie, aż w końcu tworząc miesiące. I choć od pamiętnego dnia, w którym odkryłam ciążę, minęły już ponad osiem miesięcy, nadal nie mogłam przyzwyczaić się do myśli, że noszę pod sercem kolejną maleńką istotę, która była owocem miłości mojej i Harry'ego, że oboje mogliśmy dać jej życie i że oboje będziemy mogli darzyć ją miłością.
W ciągu tych ośmiu miesięcy zupełnie zmieniło się moje podejście do życia, jak i również do miłości. Podzieliłam ją teraz pomiędzy Lily i Harry'm, a naszym maleństwem, które jeszcze przez miesiąc miało nie opuścić mojego brzuszka. Nauczyłam się również otaczać troską drugą osobę. Każdy dzień przyświecała mi myśl o podwojonym macierzyństwie. I powiem szczerze, nie mogłam doczekać się chwili, w której wezmę mojego kolejnego aniołka na ręce, ostrożnie przytulę do swojej piersi, a przede wszystkim, spojrzę w oczy Harry'ego, wypełnione prawdziwym, nieograniczonym szczęściem.
Uśmiechałam się niemal przez cały czas. Harry pewnego dnia wyszeptał mi do ucha, że nawet podczas snu kąciki moich ust drgają ku górze. Zwyczajnie nie potrafiłam się smucić, wiedząc, że zostanę szczęśliwą mamusią po raz drugi, w ramionach dorosłego, dojrzałego mężczyzny. Stworzyliśmy razem prawdziwą rodzinę. Własną, wypełnioną szczęściem i miłością.
Wiedziałam, że serce Harry'ego przepełni radość. Marzył o
dzieciach, pragnął mieć przy sobie kogoś, kogo będzie mógł otaczać
bezgraniczną opieką i troską. Kogoś dla kogo będzie mógł być autorytetem
i wzorem do naśladowania, kogo będzie mógł uczyć grać w piłkę czy jeździć na rowerze, a
wieczorami nucić do ucha kołysanki. Po prostu kogoś, kogo będzie mógł
pokochać zupełnie inaczej, niż mnie, jednak równie mocno. Gdy razem udaliśmy się do ginekologa na zdjęcie USG, nie mógł przestać płakać przez wiadomość, że będziemy mieli syna. Był tak bardzo wzruszony, i tak bardzo nie potrafił ukryć tego jaki był szczęśliwy z tej właśnie nowiny. Powtarzał, że od zawsze marzył by mieć dziewczynkę i chłopca.
Oczywiście, nie każdy moment ciąży był tak wspaniały.
Zdarzały się chwile, w których mój nastrój zmieniał się z sekundy na
sekundę. W jednej byłam szczęśliwa, gotowa i chętna na wszelkie
pieszczoty Harry'ego, natomiast w następnej, przez jeden dotyk byłabym w
stanie wydrapać mu oczy i powstrzymywałam się od tego jedynie siłą
silnej woli. Miewałam również częste nudności, których ukrycie było dla
mnie znacznie większym wyzwaniem, niż zmiany nastrojów.
Po południu, gdy skończyłam gotować obiad o dość późnej godzinie, udałam się do ogrodu na tyłach domu, gdzie Harry aktualnie poświęcał swój czas po pracy naszej małej Lily. Mimo iż pracował ciężko w firmie Liama i przez to zwykle wracał do domu zmęczony, nigdy nie odmówił ani na chwilę Lily, która zawsze skakała z radości z jego powrotu i z tego, że wkońcu będzie mogła zaciągnąć go do potowarzyszenia jej przy bawieniu się zabawkami. Nic nie mogło rozdzielić tej dwójki.
W chwili kiedy rozsunęłam drzwi od tarasu i ujrzałam w oddali Harry'ego, siedzącego pod jabłonią wraz z Lily na kolanach, uśmiechnęłam się. Z poświęceniem czytał jej książkę, a ta z uwagą przysłuchiwała się każdemu jego zdaniu, przyglądając się także ilustrowanym obrazkom na które wskazywał jej palcem.
Lily jako pierwsza mnie zauważyła. Szturchnęła lekko Harry'ego by przestał czytać i po prostu odwrócił głowę w moją stronę. Od razu więc rozpromienił się na mój widok, gdy tylko mnie ujrzał. Za każdym razem tak właśnie się zachowywał.
Dziewczynka zeszła z kolan taty i przybiegła do mnie. Uklęknęłam przed nią, a jej małe zielone oczy rozświeciły się z zadowolenia. Była naprawdę energicznym dzieckiem, czasami aż za bardzo. Wkółko mogła się bawić, co chwila wyciągała mnie z kuchni z płaczem, żeby poszukać jej zgubionej figurki. Miałam wrażenie, jakby zawziętość na serio miała po Harrym, jej upartość była nie do zniesienia w niektórych sytuacjach. Ale tak czy inaczej, zachowywałam zimną krew i robiłam wszystko by tylko ją uspokoić i pokazać, że chcę dla niej jedynie dobrze.
- A co ty taka brudna od ziemi, Lily? - spytałam ją. Córka udała niewinną. - Chyba tatuś nie patrzył gdzie sie bawisz, co? Spójrz jak obrudziłaś koszulkę.
Dziewczynka zaśmiała się. Strzepałam z niej trawę oraz ziemię, choć wiedziałam już, że i tak nie dopiorę tych ciuchów w praniu do kolejnego użytku.
- Mama, tata czytał książkę. - powiedziała do mnie, szczerząc się. - O księżniczce.
- Podobała ci się książka?
Policzki Lily wypełniły rumieńce. Jej dłuższe już ciemne włosy rozwiały się na wietrze i popsuły fryzurę, którą jeszcze tego poranka jej ułożyłam. Spinki oraz kokardka spadły na podłogę, pozwalajac jej włosom na odrobinę lepszej swobody. Podniosłam je szybko i zamknęłam w dłoni.
- Tak. Mamo, bo ona była... była o księżniczce co miała takiego ładnego kucyka, który mógł latać.
- To się cieszę. Ale już chyba pora by coś zjeść, co? Mama zrobiła obiadek, który mała Lily musi zjeść.
Dziewczynka zdziwiła się.
- A co zrobiłaś mamo?
- Coś pysznego. - pogładziłam jej policzek. - Chodź zawołamy tate.
- A czy dzidziuś też będzie jadł?
Uśmiechnęła się nieśmiało. Lily doskonale wiedziała, że nasza rodzina wkrótce się powiększy i nie ukrywała, że jest z tego powodu bardzo podekscytowana. Jej reakcja rozgrzała moje serce natychmiastowo.
- Dzidziuś też.
Lily zaklaskała w dłonie i od razu pobiegła do Harry'ego, który już akurat podnosił się z trawy na nogi. Sięgnęła po jego dłoń i zaciągnęła po schodach na taras.
- Mała ma dziś nieźle pozytywny humor. Nie to co wczoraj. - skomentował Harry i przybliżył się do mnie by móc mnie pocałować. - Nie sądzisz?
- Tak.
Uśmiechnęłam się. Włosy Harry'ego były w kompletnym nieładzie, choć chyba nawet raczej tego nie zauważył.
- Mam nadzieję, że drugie dziecko będzie mniej wybuchowe. - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej by położyć dłonie na moim brzuchu. Lily uważnie się nam przyglądała z boku, trzymając mnie za nogawkę spodni. - Chyba rozumie.
- Zawsze to mówisz.
- Bo wiem, że mam rację. - jego policzki zalały rumieńce. - Myślę, że wiem co mówię. Ojcowie mają raczej dobrą więź z synami, co nie?
- Przekonamy się, Harry.
I wróciliśmy do środka.
Gdy dowiedziałem się, że Vanessa jest w ciąży, oniemiałem. Nie miałem pojęcia czy była ze mną szczera czy po prostu chciała mi zrobić na złość. Mimo tego iż serio okazało się to później prawdą, przez następne parę dni chodziłem rozkojarzony - myślałem kto to będzie, czy będę miał znów córkę czy jednak syna. Nie umiałem jednak uwierzyć w tym czasie, że to się jednak dzieje naprawdę. Nie spodziewałem się tego. Cóż, ale aczkolwiek nie narzekałem, że tak się stało, ponieważ chciałem mieć z Vanessą dzieci. Na ile by mi pozwoliła to tyle byśmy mieli. Byłem przekonany, że tym razem była gotowa na drugie. Pierwsza ciąża nie przynosiła za sobą dobrych wspomnień i byłem świadomy tego. Chciałem móc tym razem okazać Vanessie każdą pomoc i troske, by wiedziała, że jestem przy niej w najtrudniejszych chwilach. Bo przecież ciąża to nie taki łatwy okres.
W firmie Liama od rana panował haos. Pracownicy robili co mogli by zdążyć z każdymi projektami na czas. Ja również nie miałem wesoło, większość papierowych rzeczy pozostawiało się mnie, więc tak naprawdę nie wychodziłem z biura. Cieszyłem się jednak, że mogłem tu być i pomagać przyjacielowi w prosperowaniu tak dobrze udoskonalonej firmy. Przede wszystkim mogłem wreszcie inaczej zacząć żyć. Miałem dobre zarobki, wystarczające by móc utrzymać całą moją rodzinę, nawet wtedy gdy Vanessa musiała wziąć urlop macierzyński ze względu na ciążę. Robił wszystko z myślą o niej, Lily i naszym synu, który już wkrótce miał się pojawić. Czasami wieczorami sporo myślałem nad tym jak to będzie wyglądać, kiedy już mój syn będzie z nami obecny. Gdy już nie będę otoczony samą płcią żeńską.
Mieć z Vanessą dzieci to pierwsze, ale życie z nią było drugim. Każdego dnia dziękowałem, że ją przy sobie mam i że wreszcie wszystko pomiędzy nami powoli zaczęło się układać. Nasz związek nie opierał się już na cierpieniu, a na dzieleniu się szczęściem jakim życie zaczęło nas obdarowywać. Bycie jej mężem było zaszczytem. Kochałem ją całym sercem, czasami nawet nie potrafiłem opisać swoich własnych uczuć, jeśli chodziło o nią. Byliśmy małżeństwem, związani na zawsze, wkrótce z dwójką małych dzieci. Czego chcieć więcej? Przez tyle lat marzyłem o takim życiu, mieć powód by każdego dnia wrócić do domu. Od śmierci Thomasa, wszystko zupełnie nabrało kolorów. Wszystkie smutki odeszły, rozpłynęły się. Zostały wypełnione miłością i rodzinną więzią. Nie miałem zamiaru wracać do tego co było, do rozdziałów pełnych zływ chwil, które rozerwałyby serce każdego. Nie widziałem już broni, zrezygnowałem z niej. Nie palałem złością do innych, nie bywałem zazdrosny odkąd Vanessa oficjalnie pozostała moją żoną. Ten rozdział musiał się skończyć, musiałem wkońcu wziąć odpowiedzialność za własne czyny dla dobra moich dzieci. W ich oczach chciałem być dobrym ojcem, kochającym mężem i ich mentorem, który będzie dawał im rady jak w życiu powinny się ustatkować. Bo to właśnie one były cząstką mnie, ludźmi, którzy przeniosą dalej rodzinne geny.
Odpędziłem od siebie nagłe myśli i powróciłem do pracy. Ślęczałem nad planem budynku, który rozłożony miałem na stole i zastanawiałem się co mógłbym jeszcze do niego dodać. Nie była to całkiem łatwa robota, ale z czasem przyzwyczaiłem się, że wymagała dość rozsądnego myślenia.
- Harry?!
Do mojego biura wszedł Niall. Przybrał dziwny wyraz twarzy, jakby był zdziwiony, że czymś się w ogóle zajmowałem.
- Nie teraz. - powiedziałem, nawet nie racząc utrzymać z nim kontakt wzrokowy. - Przecież widzisz, że pracuje.
- Durniu, czemu telefonu nie odbierasz?! - oburzył się. Spojrzałem na niego niezrozumiale przez pokój. Podszedł do mnie, łapiąc się za głowę. - Vanessa pojechała do szpitala, a ty do jasnej cholery masz wyciszony telefon!
- Vanessa co?
Serce mi podskoczyło na samo imię małżonki. Oderwałem się od stołu i podbiegłem do biurka by sprawdzić telefon. Dwie nieodebrane połączenia. Jedno od Vanessy, drugie od Ryana.
- Vanessa jest w drodze do szpitala. Ryan właśnie ją wiezie. - wytłumaczył. - Dzwonił przed chwilą i mówił, że termin porodu skrócił się o dwa dni.
Włosy zjeżyły mi się na głowie automatycznie, a serce stanęło w gardle. Byłem przygotowany umysłowo, że mój syn miał przyjść na świat dopiero za dwa dni. Nie sądziłem, że akurat w takim dniu i czasie.
- Boże, na co tu jeszcze jesteś!? - skarcił mnie blondyn. - Jedź do niej! Zostaw to, zajmę się tym pod twoją nieobecność.
Nie mogłem uwierzyć. Potrzebowałem chwili by doszła do mnie ta nowina. Jeszcze dzisiaj miałem zostać ojcem po raz drugi. To się w pale nie mieściło.
- Będę miał syna. Będę miał...
- No będziesz, będziesz. - Niall sprawiał wrażenie teraz rozbawionego moją reakcją. Uśmiał się z mojej głupoty. - A teraz spadaj mi stąd, bo chyba ci coś zrobię.
Może i nigdy nie lubiłem szpitali, ale w tym momencie nawet się tym nie przejąłem. Wparowałem do budynku jak szalony, pytając się w recepcji gdzie mogłbym znaleźć swoją małżonkę. Moje nerwy przejmowały kontrolę nad moim ciałem, ręce mi nieco drżały z powodu sytuacji. Chciałem być już przy niej tak jak obiecałem, że będę w tak ważnym dla niej momencie. Musiałem wiedzieć jak sie czuje i czy wszystko w porządku z naszym dzieckiem. Musiałem wiedzieć wszystko.
Windą pojechałem na góre na porodówkę. Przecinając korytarze, wpadłem na Ryana, który już czekał wraz z moją małą Lily. Ulżyło mi, wiedząc, że był przy niej przez cały ten czas, kiedy ja nie mogłem być. Vanessa miała do niego wielkie zaufanie, dlatego ja też miałem. Czułem się mu dużo wdzięczny za to co zrobił nie tylko dla mnie, ale i dla niej.
- Harry, dobrze, że już jesteś. - powiedział, gdy również mnie zauważył.
Podniosłem Lily na ręce, która od razu rzuciła się w moją stronę. Moje ręce zdawały się jednak pocić. Ucałowałem dziewczynkę w policzek, po czym spojrzałem na przyjaciela.
- Gdzie ona jest? - spytałem poddenerwowany.
- Na porodówce. Zabrali ją jakiś czas temu. - odparł pełen spokoju. - Powiedzieli, że dadzą znać jak będzie po wszystkim.
Ryan usiadł na krzesłach podczas gdy ja chodziłem po korytarzu w tą i z powrotem, z nerwami buzującymi pod skórą.
- Jak się czuła? Z dzieckiem nie ma problemów?
- Nie przejmuj się. Doktor nie mówił o żadnych problemach.
Wierzyłem mu. Wierzyłem Ryanowi, że mówi mi prawdę.
- Dziękuję, że przy niej byłeś. Gdyby nie ty...
- Przestań ciągle mi dziękować, Harry. - przyjaciel uśmiał się z mojej reakcji.
Czułem się tak bezradny, jeszcze nigdy aż tak się nie przejmowałem jak teraz. Wkońcu za chwilę miałem zostać ojcem po raz drugi!
- Tyle ci zawdzięczam. Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym jak mógłbym ci się odwdzięczyć.
- Wiesz, że nie musisz.
- Ale chciałbym.
Ryan przetarł twarz dłońmi.
- Odwdzięczyłeś mi się już, Harry. - odrzekł po chwili. - Odwdzięczyłeś się, uszczęśliwiając Vanessę. Widzę, że z tobą jest szczęśliwa, bardziej niż kiedykolwiek mogłaby być. Nie chcę by to się zmieniło. Wiesz, że życzę wam wszystkiego co dobre, wam obojgu.
Spojrzałem na Ryana i zastanowiłem się. Chłopak sam przeszedł w życiu dużo, nie miał rodziny, popadł w tarapaty i złe towarzystwo. A jednak mimo tego, nie próbował uszczęśliwić siebie, a innych. Bo dla niego najważniejsi byli najbliżsi jakich miał. Martwił się o nich, opiekował nimi. Jego miłość do Vanessy była głęboko zakorzeniona, ale nie była taka jak moja. Nie w tym kontekście. Kochał ją tak jak prawdziwy przyjaciel, jak drugi brat. Zastępował jej Christopera i ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Potrzebowała go, tak jak on ją. A ja nie miałem w planach tego zmieniać.
Drzwi od jednej z sali nagle się otworzyły i z nich wyszedł doktor. Krótko ścięty brunet, ubrany w biały fartuch, wyglądał dojrzalej, pomimo dość młodej twarzy. Jego wzrok od razu poległ na nas, kiedy tylko nas zauważył.
- Który z państwa to Harry Styles? - spytał, chowając okulary do kieszonki nad piersią, gdzie widniał już ledwie schowany długopis.
- To ja. - odezwałem się. Mogłem przysiąc, że moje serce wywróciło koziołka w mojej klatce piersiowej.
- Gratuluję zdrowego syna, panie Styles. - podał mi dłoń, a ja zaskoczony odwzajemniłem gest. - Proszę za mną.
Ryan podniósł się na nogi i coś do mnie powiedział, ale musiałem zbyt szybko stracić kontakt z rzeczywistością. Tym razem fala nerwów wzrosła, zacząłem drżeć. Nie byłem obecny przy Vanessie gdy Lily się urodziła i dlatego teraz to był mój pierwszy w sytuacji, gdzie mogłem zobaczyć moje dziecko tuż po porodzie.
Weszłem z córką do pomieszczenia, gdzie było dość ciemniej niż na szpitalnym korytarzu. Natknąłem się na trzy pielęgniarki oraz tego samego doktora, który przyszedł obwieścić, że mój syn wreszcie przyszedł na świat. Jedna z pielęgniarek, blondwłosa kobieta, podeszła do mnie i pocieszyła, bym się nie denerwował i że to normalne w mojej sytuacji. Powiedziała bym się zbliżył do pozostałych pielęgniarek, które były odwrócone do mnie plecami. Gdy podeszłem do wskazanych kobiet, jedna z nich odwróciła się i zachęciła dłonią bym stanął obok niej. Druga, stojąca obok, odsunęła się, kiedy się zbliżyłem i wtedy zobaczyłem jego. Mojego syna.
Był taki mały i taki... kruchy. Wpatrywałem się w niego z miłością, wciąż próbując dać sobie do zrozumienia, że jest mój. Nie wiedziałem jak się zachować, czy mogłem go podnieść i przytulić, czy raczej nie dla jego bezpieczeństwa.
Lily wpatrywała się w brata z ciekawością. Przyglądałem się kątem oka jej reakcji, jej oczy bacznie obserwowały każdy mały ruch.
- Dziudziuś. - powiedziała i spojrzała na mnie. Moje serce się skurczyło momentalnie.
- Twój brat, Lily. - wskazałem palcem. - Zobacz, ty też taka kiedyś byłaś, wiesz?
Dziewczynka wpatrywała się to we mnie to w brata. Była zainteresowana jego osobą.
- Panie Styles? - spytała mnie blondwłosa pielęgniarka. - Pańska żona poinformowała nas, że to pan nada imię pańskiemu synowi. Mówiła, że to państwa wspólna decyzja.
- Jace Alexander Styles. - odrzekłem, odwracając się do syna, śpiącego w specjalnym łóżeczku. - Jace.
Nasz syn był naszym oczkiem w głowie. Po wyjściu ze szpitala, oboje wraz z Vanessą poświęcaliśmy mu jak najwięcej czasu. Jest tak bardzo podobny do matki, pomyślałem od razu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Jace'a w ramionach Vanessy. Tym razem to on odziedziczył po niej koloru oczu i to było pierwsze co zauważyłem.
Imię Jace było moim pomysłem. Wiele razy myślałem nad imieniem dla syna i wkońcu podjąłem decyzję miesiąc wcześniej. Vanessie bardzo spodobało się to imię, więc nie widziałem przeszkód by nie dać tak na imię naszemu dziecku. Osobiście jako ojciec, byłem obecny w wychowywaniu Jace'a. Pomagałem w Vanessie w wielu codziennych obowiązkach, kąpałem syna, czasami nawet przebierałem, gdy była taka potrzeba. Bardzo żałowałem, że nie było mnie, gdy Lily się urodziła, ale teraz wiedziałem, że idealnie mogłem nadrobić zaległości w swojej roli przy wychowywaniu Jace'a.
- To niestosowne. - powiedziała nagle Vanessa, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ale jej sie podoba. - jęknąłem i pokazałem palcem na Lily.
- Dzieciom podobają się różne rzeczy. Lubią słodycze, ogień i próbują wsadzić głowę do kominka. Tylko dlatego, że podoba jej się młotek...
- Patrz, jak pewnie go trzyma.
Trzy letnia Lily rzeczywiście całkowicie bezpieczne trzymała młotek. Ale widocznie nie dla mojej żony.
Vanessa szybko wyjęła młotek z drobnej dłoni i na jej miejsce wsunęła misia. Lily niedawno bardzo się do niego przywiązała i wszędzie go ze sobą nosiła, często nawet nie chciała bez niego zasnąć.
- Misio! - powiedziała Lily roześmianym głosem.
- Gdzie znalazła ten młotek? - spytała Vanessa.
- Możliwe iż wzięła go z szafki w przedpokoju. - odpowiedziałem.
- Doprawdy?
- Owszem. To możliwe.
- A czy to możliwe, że sięgnęła po niego, gdzie on leżał na szafce poza jej zasięgiem?
- Żyjemy w świecie wielu możliwości, kochanie.
Vanessa wbiła we mnie wzrok.
- Ani na chwilę nie spuściłem jej z oczu. - dodałem szybko.
- O ile to dla ciebie wykonalne. - powiedziała, kiwając w stronę śpiącego w małym łóżku Jace'a. - To nie dawaj Jace'owi młotka, dopóki nie będzie w stanie stanąć o własnych siłach, dobrze? Czy też proszę o zbyt wiele?
- To brzmi jak rozsądna prośba. - odparłem i skłoniłem się ekstrawagancko. - Dla ciebie wszystko, moja bezcenna małżonko.
Przykląknąłem gdy Lily podniegła do mnie, żeby pochwalić się misiem. Podziwiałem go, jakby to było pierwsze wydanie, trzymając pobliźnioną dłoń na drobnych plecach córki.
- Miś, tato. - oznajmiła z dumą Lily.
- Widzę, Lily. - mruknąłem.
Vanessa musiała zauważyć, że okazywałem dzieciom taką samą miłość, jaką zawsze okazywałem jej, bezwzględną i nieugiętą. Ale jednak od jakiegoś czasu, zrozumiałem jedną rzecz. Jedna z najważniejszych dla mnie osób nigdy nie była w stanie dożyć do tego momentu. Momentu w którym zobaczyłaby moje dzieci.
- Wiem o czym myślisz. - powiedziała z uśmiechem do mnie Vanessa.
Ona wiedziała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że moje myśli kręciły się wokół mojego ojca. Był moim przykładem, jeśli chodziło o wychowywanie dzieci. Chciałem być taki jak on, móc uczyć ich tak jak on mnie, pomagać tak jak on.
Lily spojrzała na mamę, gdy ja również to zrobiłem. Twarzyczka córki wciąż była drobna i okrągła, dziecięcy tłuszczyk zasłaniał jeszcze kości i ostre kąty rysów, które pewnego dnia upodobnią się do moich rysów, podobnie jak już upodobniły się jej włosy.
Vanessa podeszła do mnie, gdy podniosłem się na nogi. Wtuliła się we mnie by okazać troskę. Miała tak dobre serce, czasami sam chciałem mieć takie. Była dla mnie osobiście przykładem i sam uczyłem się od niej wiele, jeśli chodziło o rodzine i podejście do ludzi.
- Harry spójrz na mnie. - poprosiła. - Wiem, że zacząłeś się zamartwiać odkąd urodził się Jace. Nie powinieneś.
- Brakuje mi mojego ojca. Nawet nie sądziłem, że tak bardzo. - przyznałem. - Pamiętam jak mówił, że gdy sam będę ojcem to nauczy mnie wielu rzeczy. Bardzo chciał być wtedy obecny przy mnie. Po prostu... nie wiedziałem, że tęsknota zwiększy się wraz z narodzinami naszego Jace'a.
- Harry, pamiętaj o jednym. Liczy się to co jest teraz. Twój ojciec jest z ciebie dumny, wiem to. I ty też powinieneś to wiedzieć.
Od autorki: Wybaczcie, ale ostatnio mam takiego lenia, że nic mi nie wychodzi. Rozdział wreszcie dodany, powitajmy Jace'a ;D Ah, to jest ostatni już rozdział. Teraz tylko Epilog i koniec ;(
Po południu, gdy skończyłam gotować obiad o dość późnej godzinie, udałam się do ogrodu na tyłach domu, gdzie Harry aktualnie poświęcał swój czas po pracy naszej małej Lily. Mimo iż pracował ciężko w firmie Liama i przez to zwykle wracał do domu zmęczony, nigdy nie odmówił ani na chwilę Lily, która zawsze skakała z radości z jego powrotu i z tego, że wkońcu będzie mogła zaciągnąć go do potowarzyszenia jej przy bawieniu się zabawkami. Nic nie mogło rozdzielić tej dwójki.
W chwili kiedy rozsunęłam drzwi od tarasu i ujrzałam w oddali Harry'ego, siedzącego pod jabłonią wraz z Lily na kolanach, uśmiechnęłam się. Z poświęceniem czytał jej książkę, a ta z uwagą przysłuchiwała się każdemu jego zdaniu, przyglądając się także ilustrowanym obrazkom na które wskazywał jej palcem.
Lily jako pierwsza mnie zauważyła. Szturchnęła lekko Harry'ego by przestał czytać i po prostu odwrócił głowę w moją stronę. Od razu więc rozpromienił się na mój widok, gdy tylko mnie ujrzał. Za każdym razem tak właśnie się zachowywał.
Dziewczynka zeszła z kolan taty i przybiegła do mnie. Uklęknęłam przed nią, a jej małe zielone oczy rozświeciły się z zadowolenia. Była naprawdę energicznym dzieckiem, czasami aż za bardzo. Wkółko mogła się bawić, co chwila wyciągała mnie z kuchni z płaczem, żeby poszukać jej zgubionej figurki. Miałam wrażenie, jakby zawziętość na serio miała po Harrym, jej upartość była nie do zniesienia w niektórych sytuacjach. Ale tak czy inaczej, zachowywałam zimną krew i robiłam wszystko by tylko ją uspokoić i pokazać, że chcę dla niej jedynie dobrze.
- A co ty taka brudna od ziemi, Lily? - spytałam ją. Córka udała niewinną. - Chyba tatuś nie patrzył gdzie sie bawisz, co? Spójrz jak obrudziłaś koszulkę.
Dziewczynka zaśmiała się. Strzepałam z niej trawę oraz ziemię, choć wiedziałam już, że i tak nie dopiorę tych ciuchów w praniu do kolejnego użytku.
- Mama, tata czytał książkę. - powiedziała do mnie, szczerząc się. - O księżniczce.
- Podobała ci się książka?
Policzki Lily wypełniły rumieńce. Jej dłuższe już ciemne włosy rozwiały się na wietrze i popsuły fryzurę, którą jeszcze tego poranka jej ułożyłam. Spinki oraz kokardka spadły na podłogę, pozwalajac jej włosom na odrobinę lepszej swobody. Podniosłam je szybko i zamknęłam w dłoni.
- Tak. Mamo, bo ona była... była o księżniczce co miała takiego ładnego kucyka, który mógł latać.
- To się cieszę. Ale już chyba pora by coś zjeść, co? Mama zrobiła obiadek, który mała Lily musi zjeść.
Dziewczynka zdziwiła się.
- A co zrobiłaś mamo?
- Coś pysznego. - pogładziłam jej policzek. - Chodź zawołamy tate.
- A czy dzidziuś też będzie jadł?
Uśmiechnęła się nieśmiało. Lily doskonale wiedziała, że nasza rodzina wkrótce się powiększy i nie ukrywała, że jest z tego powodu bardzo podekscytowana. Jej reakcja rozgrzała moje serce natychmiastowo.
- Dzidziuś też.
Lily zaklaskała w dłonie i od razu pobiegła do Harry'ego, który już akurat podnosił się z trawy na nogi. Sięgnęła po jego dłoń i zaciągnęła po schodach na taras.
- Mała ma dziś nieźle pozytywny humor. Nie to co wczoraj. - skomentował Harry i przybliżył się do mnie by móc mnie pocałować. - Nie sądzisz?
- Tak.
Uśmiechnęłam się. Włosy Harry'ego były w kompletnym nieładzie, choć chyba nawet raczej tego nie zauważył.
- Mam nadzieję, że drugie dziecko będzie mniej wybuchowe. - przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej by położyć dłonie na moim brzuchu. Lily uważnie się nam przyglądała z boku, trzymając mnie za nogawkę spodni. - Chyba rozumie.
- Zawsze to mówisz.
- Bo wiem, że mam rację. - jego policzki zalały rumieńce. - Myślę, że wiem co mówię. Ojcowie mają raczej dobrą więź z synami, co nie?
- Przekonamy się, Harry.
I wróciliśmy do środka.
*Perspektywa Harry'ego*
Gdy dowiedziałem się, że Vanessa jest w ciąży, oniemiałem. Nie miałem pojęcia czy była ze mną szczera czy po prostu chciała mi zrobić na złość. Mimo tego iż serio okazało się to później prawdą, przez następne parę dni chodziłem rozkojarzony - myślałem kto to będzie, czy będę miał znów córkę czy jednak syna. Nie umiałem jednak uwierzyć w tym czasie, że to się jednak dzieje naprawdę. Nie spodziewałem się tego. Cóż, ale aczkolwiek nie narzekałem, że tak się stało, ponieważ chciałem mieć z Vanessą dzieci. Na ile by mi pozwoliła to tyle byśmy mieli. Byłem przekonany, że tym razem była gotowa na drugie. Pierwsza ciąża nie przynosiła za sobą dobrych wspomnień i byłem świadomy tego. Chciałem móc tym razem okazać Vanessie każdą pomoc i troske, by wiedziała, że jestem przy niej w najtrudniejszych chwilach. Bo przecież ciąża to nie taki łatwy okres.
W firmie Liama od rana panował haos. Pracownicy robili co mogli by zdążyć z każdymi projektami na czas. Ja również nie miałem wesoło, większość papierowych rzeczy pozostawiało się mnie, więc tak naprawdę nie wychodziłem z biura. Cieszyłem się jednak, że mogłem tu być i pomagać przyjacielowi w prosperowaniu tak dobrze udoskonalonej firmy. Przede wszystkim mogłem wreszcie inaczej zacząć żyć. Miałem dobre zarobki, wystarczające by móc utrzymać całą moją rodzinę, nawet wtedy gdy Vanessa musiała wziąć urlop macierzyński ze względu na ciążę. Robił wszystko z myślą o niej, Lily i naszym synu, który już wkrótce miał się pojawić. Czasami wieczorami sporo myślałem nad tym jak to będzie wyglądać, kiedy już mój syn będzie z nami obecny. Gdy już nie będę otoczony samą płcią żeńską.
Mieć z Vanessą dzieci to pierwsze, ale życie z nią było drugim. Każdego dnia dziękowałem, że ją przy sobie mam i że wreszcie wszystko pomiędzy nami powoli zaczęło się układać. Nasz związek nie opierał się już na cierpieniu, a na dzieleniu się szczęściem jakim życie zaczęło nas obdarowywać. Bycie jej mężem było zaszczytem. Kochałem ją całym sercem, czasami nawet nie potrafiłem opisać swoich własnych uczuć, jeśli chodziło o nią. Byliśmy małżeństwem, związani na zawsze, wkrótce z dwójką małych dzieci. Czego chcieć więcej? Przez tyle lat marzyłem o takim życiu, mieć powód by każdego dnia wrócić do domu. Od śmierci Thomasa, wszystko zupełnie nabrało kolorów. Wszystkie smutki odeszły, rozpłynęły się. Zostały wypełnione miłością i rodzinną więzią. Nie miałem zamiaru wracać do tego co było, do rozdziałów pełnych zływ chwil, które rozerwałyby serce każdego. Nie widziałem już broni, zrezygnowałem z niej. Nie palałem złością do innych, nie bywałem zazdrosny odkąd Vanessa oficjalnie pozostała moją żoną. Ten rozdział musiał się skończyć, musiałem wkońcu wziąć odpowiedzialność za własne czyny dla dobra moich dzieci. W ich oczach chciałem być dobrym ojcem, kochającym mężem i ich mentorem, który będzie dawał im rady jak w życiu powinny się ustatkować. Bo to właśnie one były cząstką mnie, ludźmi, którzy przeniosą dalej rodzinne geny.
Odpędziłem od siebie nagłe myśli i powróciłem do pracy. Ślęczałem nad planem budynku, który rozłożony miałem na stole i zastanawiałem się co mógłbym jeszcze do niego dodać. Nie była to całkiem łatwa robota, ale z czasem przyzwyczaiłem się, że wymagała dość rozsądnego myślenia.
- Harry?!
Do mojego biura wszedł Niall. Przybrał dziwny wyraz twarzy, jakby był zdziwiony, że czymś się w ogóle zajmowałem.
- Nie teraz. - powiedziałem, nawet nie racząc utrzymać z nim kontakt wzrokowy. - Przecież widzisz, że pracuje.
- Durniu, czemu telefonu nie odbierasz?! - oburzył się. Spojrzałem na niego niezrozumiale przez pokój. Podszedł do mnie, łapiąc się za głowę. - Vanessa pojechała do szpitala, a ty do jasnej cholery masz wyciszony telefon!
- Vanessa co?
Serce mi podskoczyło na samo imię małżonki. Oderwałem się od stołu i podbiegłem do biurka by sprawdzić telefon. Dwie nieodebrane połączenia. Jedno od Vanessy, drugie od Ryana.
- Vanessa jest w drodze do szpitala. Ryan właśnie ją wiezie. - wytłumaczył. - Dzwonił przed chwilą i mówił, że termin porodu skrócił się o dwa dni.
Włosy zjeżyły mi się na głowie automatycznie, a serce stanęło w gardle. Byłem przygotowany umysłowo, że mój syn miał przyjść na świat dopiero za dwa dni. Nie sądziłem, że akurat w takim dniu i czasie.
- Boże, na co tu jeszcze jesteś!? - skarcił mnie blondyn. - Jedź do niej! Zostaw to, zajmę się tym pod twoją nieobecność.
Nie mogłem uwierzyć. Potrzebowałem chwili by doszła do mnie ta nowina. Jeszcze dzisiaj miałem zostać ojcem po raz drugi. To się w pale nie mieściło.
- Będę miał syna. Będę miał...
- No będziesz, będziesz. - Niall sprawiał wrażenie teraz rozbawionego moją reakcją. Uśmiał się z mojej głupoty. - A teraz spadaj mi stąd, bo chyba ci coś zrobię.
~*~
Może i nigdy nie lubiłem szpitali, ale w tym momencie nawet się tym nie przejąłem. Wparowałem do budynku jak szalony, pytając się w recepcji gdzie mogłbym znaleźć swoją małżonkę. Moje nerwy przejmowały kontrolę nad moim ciałem, ręce mi nieco drżały z powodu sytuacji. Chciałem być już przy niej tak jak obiecałem, że będę w tak ważnym dla niej momencie. Musiałem wiedzieć jak sie czuje i czy wszystko w porządku z naszym dzieckiem. Musiałem wiedzieć wszystko.
Windą pojechałem na góre na porodówkę. Przecinając korytarze, wpadłem na Ryana, który już czekał wraz z moją małą Lily. Ulżyło mi, wiedząc, że był przy niej przez cały ten czas, kiedy ja nie mogłem być. Vanessa miała do niego wielkie zaufanie, dlatego ja też miałem. Czułem się mu dużo wdzięczny za to co zrobił nie tylko dla mnie, ale i dla niej.
- Harry, dobrze, że już jesteś. - powiedział, gdy również mnie zauważył.
Podniosłem Lily na ręce, która od razu rzuciła się w moją stronę. Moje ręce zdawały się jednak pocić. Ucałowałem dziewczynkę w policzek, po czym spojrzałem na przyjaciela.
- Gdzie ona jest? - spytałem poddenerwowany.
- Na porodówce. Zabrali ją jakiś czas temu. - odparł pełen spokoju. - Powiedzieli, że dadzą znać jak będzie po wszystkim.
Ryan usiadł na krzesłach podczas gdy ja chodziłem po korytarzu w tą i z powrotem, z nerwami buzującymi pod skórą.
- Jak się czuła? Z dzieckiem nie ma problemów?
- Nie przejmuj się. Doktor nie mówił o żadnych problemach.
Wierzyłem mu. Wierzyłem Ryanowi, że mówi mi prawdę.
- Dziękuję, że przy niej byłeś. Gdyby nie ty...
- Przestań ciągle mi dziękować, Harry. - przyjaciel uśmiał się z mojej reakcji.
Czułem się tak bezradny, jeszcze nigdy aż tak się nie przejmowałem jak teraz. Wkońcu za chwilę miałem zostać ojcem po raz drugi!
- Tyle ci zawdzięczam. Po prostu nie mogę przestać myśleć o tym jak mógłbym ci się odwdzięczyć.
- Wiesz, że nie musisz.
- Ale chciałbym.
Ryan przetarł twarz dłońmi.
- Odwdzięczyłeś mi się już, Harry. - odrzekł po chwili. - Odwdzięczyłeś się, uszczęśliwiając Vanessę. Widzę, że z tobą jest szczęśliwa, bardziej niż kiedykolwiek mogłaby być. Nie chcę by to się zmieniło. Wiesz, że życzę wam wszystkiego co dobre, wam obojgu.
Spojrzałem na Ryana i zastanowiłem się. Chłopak sam przeszedł w życiu dużo, nie miał rodziny, popadł w tarapaty i złe towarzystwo. A jednak mimo tego, nie próbował uszczęśliwić siebie, a innych. Bo dla niego najważniejsi byli najbliżsi jakich miał. Martwił się o nich, opiekował nimi. Jego miłość do Vanessy była głęboko zakorzeniona, ale nie była taka jak moja. Nie w tym kontekście. Kochał ją tak jak prawdziwy przyjaciel, jak drugi brat. Zastępował jej Christopera i ja doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Potrzebowała go, tak jak on ją. A ja nie miałem w planach tego zmieniać.
Drzwi od jednej z sali nagle się otworzyły i z nich wyszedł doktor. Krótko ścięty brunet, ubrany w biały fartuch, wyglądał dojrzalej, pomimo dość młodej twarzy. Jego wzrok od razu poległ na nas, kiedy tylko nas zauważył.
- Który z państwa to Harry Styles? - spytał, chowając okulary do kieszonki nad piersią, gdzie widniał już ledwie schowany długopis.
- To ja. - odezwałem się. Mogłem przysiąc, że moje serce wywróciło koziołka w mojej klatce piersiowej.
- Gratuluję zdrowego syna, panie Styles. - podał mi dłoń, a ja zaskoczony odwzajemniłem gest. - Proszę za mną.
Ryan podniósł się na nogi i coś do mnie powiedział, ale musiałem zbyt szybko stracić kontakt z rzeczywistością. Tym razem fala nerwów wzrosła, zacząłem drżeć. Nie byłem obecny przy Vanessie gdy Lily się urodziła i dlatego teraz to był mój pierwszy w sytuacji, gdzie mogłem zobaczyć moje dziecko tuż po porodzie.
Weszłem z córką do pomieszczenia, gdzie było dość ciemniej niż na szpitalnym korytarzu. Natknąłem się na trzy pielęgniarki oraz tego samego doktora, który przyszedł obwieścić, że mój syn wreszcie przyszedł na świat. Jedna z pielęgniarek, blondwłosa kobieta, podeszła do mnie i pocieszyła, bym się nie denerwował i że to normalne w mojej sytuacji. Powiedziała bym się zbliżył do pozostałych pielęgniarek, które były odwrócone do mnie plecami. Gdy podeszłem do wskazanych kobiet, jedna z nich odwróciła się i zachęciła dłonią bym stanął obok niej. Druga, stojąca obok, odsunęła się, kiedy się zbliżyłem i wtedy zobaczyłem jego. Mojego syna.
Był taki mały i taki... kruchy. Wpatrywałem się w niego z miłością, wciąż próbując dać sobie do zrozumienia, że jest mój. Nie wiedziałem jak się zachować, czy mogłem go podnieść i przytulić, czy raczej nie dla jego bezpieczeństwa.
Lily wpatrywała się w brata z ciekawością. Przyglądałem się kątem oka jej reakcji, jej oczy bacznie obserwowały każdy mały ruch.
- Dziudziuś. - powiedziała i spojrzała na mnie. Moje serce się skurczyło momentalnie.
- Twój brat, Lily. - wskazałem palcem. - Zobacz, ty też taka kiedyś byłaś, wiesz?
Dziewczynka wpatrywała się to we mnie to w brata. Była zainteresowana jego osobą.
- Panie Styles? - spytała mnie blondwłosa pielęgniarka. - Pańska żona poinformowała nas, że to pan nada imię pańskiemu synowi. Mówiła, że to państwa wspólna decyzja.
- Jace Alexander Styles. - odrzekłem, odwracając się do syna, śpiącego w specjalnym łóżeczku. - Jace.
~*~
Nasz syn był naszym oczkiem w głowie. Po wyjściu ze szpitala, oboje wraz z Vanessą poświęcaliśmy mu jak najwięcej czasu. Jest tak bardzo podobny do matki, pomyślałem od razu, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Jace'a w ramionach Vanessy. Tym razem to on odziedziczył po niej koloru oczu i to było pierwsze co zauważyłem.
Imię Jace było moim pomysłem. Wiele razy myślałem nad imieniem dla syna i wkońcu podjąłem decyzję miesiąc wcześniej. Vanessie bardzo spodobało się to imię, więc nie widziałem przeszkód by nie dać tak na imię naszemu dziecku. Osobiście jako ojciec, byłem obecny w wychowywaniu Jace'a. Pomagałem w Vanessie w wielu codziennych obowiązkach, kąpałem syna, czasami nawet przebierałem, gdy była taka potrzeba. Bardzo żałowałem, że nie było mnie, gdy Lily się urodziła, ale teraz wiedziałem, że idealnie mogłem nadrobić zaległości w swojej roli przy wychowywaniu Jace'a.
- To niestosowne. - powiedziała nagle Vanessa, tym samym wyrywając mnie z zamyślenia.
- Ale jej sie podoba. - jęknąłem i pokazałem palcem na Lily.
- Dzieciom podobają się różne rzeczy. Lubią słodycze, ogień i próbują wsadzić głowę do kominka. Tylko dlatego, że podoba jej się młotek...
- Patrz, jak pewnie go trzyma.
Trzy letnia Lily rzeczywiście całkowicie bezpieczne trzymała młotek. Ale widocznie nie dla mojej żony.
Vanessa szybko wyjęła młotek z drobnej dłoni i na jej miejsce wsunęła misia. Lily niedawno bardzo się do niego przywiązała i wszędzie go ze sobą nosiła, często nawet nie chciała bez niego zasnąć.
- Misio! - powiedziała Lily roześmianym głosem.
- Gdzie znalazła ten młotek? - spytała Vanessa.
- Możliwe iż wzięła go z szafki w przedpokoju. - odpowiedziałem.
- Doprawdy?
- Owszem. To możliwe.
- A czy to możliwe, że sięgnęła po niego, gdzie on leżał na szafce poza jej zasięgiem?
- Żyjemy w świecie wielu możliwości, kochanie.
Vanessa wbiła we mnie wzrok.
- Ani na chwilę nie spuściłem jej z oczu. - dodałem szybko.
- O ile to dla ciebie wykonalne. - powiedziała, kiwając w stronę śpiącego w małym łóżku Jace'a. - To nie dawaj Jace'owi młotka, dopóki nie będzie w stanie stanąć o własnych siłach, dobrze? Czy też proszę o zbyt wiele?
- To brzmi jak rozsądna prośba. - odparłem i skłoniłem się ekstrawagancko. - Dla ciebie wszystko, moja bezcenna małżonko.
Przykląknąłem gdy Lily podniegła do mnie, żeby pochwalić się misiem. Podziwiałem go, jakby to było pierwsze wydanie, trzymając pobliźnioną dłoń na drobnych plecach córki.
- Miś, tato. - oznajmiła z dumą Lily.
- Widzę, Lily. - mruknąłem.
Vanessa musiała zauważyć, że okazywałem dzieciom taką samą miłość, jaką zawsze okazywałem jej, bezwzględną i nieugiętą. Ale jednak od jakiegoś czasu, zrozumiałem jedną rzecz. Jedna z najważniejszych dla mnie osób nigdy nie była w stanie dożyć do tego momentu. Momentu w którym zobaczyłaby moje dzieci.
- Wiem o czym myślisz. - powiedziała z uśmiechem do mnie Vanessa.
Ona wiedziała. Doskonale zdawała sobie sprawę, że moje myśli kręciły się wokół mojego ojca. Był moim przykładem, jeśli chodziło o wychowywanie dzieci. Chciałem być taki jak on, móc uczyć ich tak jak on mnie, pomagać tak jak on.
Lily spojrzała na mamę, gdy ja również to zrobiłem. Twarzyczka córki wciąż była drobna i okrągła, dziecięcy tłuszczyk zasłaniał jeszcze kości i ostre kąty rysów, które pewnego dnia upodobnią się do moich rysów, podobnie jak już upodobniły się jej włosy.
Vanessa podeszła do mnie, gdy podniosłem się na nogi. Wtuliła się we mnie by okazać troskę. Miała tak dobre serce, czasami sam chciałem mieć takie. Była dla mnie osobiście przykładem i sam uczyłem się od niej wiele, jeśli chodziło o rodzine i podejście do ludzi.
- Harry spójrz na mnie. - poprosiła. - Wiem, że zacząłeś się zamartwiać odkąd urodził się Jace. Nie powinieneś.
- Brakuje mi mojego ojca. Nawet nie sądziłem, że tak bardzo. - przyznałem. - Pamiętam jak mówił, że gdy sam będę ojcem to nauczy mnie wielu rzeczy. Bardzo chciał być wtedy obecny przy mnie. Po prostu... nie wiedziałem, że tęsknota zwiększy się wraz z narodzinami naszego Jace'a.
- Harry, pamiętaj o jednym. Liczy się to co jest teraz. Twój ojciec jest z ciebie dumny, wiem to. I ty też powinieneś to wiedzieć.
~*~
Od autorki: Wybaczcie, ale ostatnio mam takiego lenia, że nic mi nie wychodzi. Rozdział wreszcie dodany, powitajmy Jace'a ;D Ah, to jest ostatni już rozdział. Teraz tylko Epilog i koniec ;(
Kto ze mną? Widzimy się 5-6 Maja!
Poplakalam się nie mogę uwierzyć że to już koniec to jest najcudowniejsza historia jaką w życiu przeczytałam KOCHAM cię za to ❤❤❤❤❤❤❤
OdpowiedzUsuńO matko matko! Jak to koniec? �� nie wierze, że to koniec �� Masz pomysł na coś nowego? Czy nic nie będziesz pisać nowego? Rozdział cudowny jak zawsze ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuń