18 lip 2015

Rozdział 56


Za nim co kolwiek powiedziałam, spaliłam się ze wstydu. Zayn zadał mi tak głupie pytanie, że po prostu otępiałam. Śmiał się ze mnie jak głupi, a co jeszcze Harry sobie w tym czasie spał.
- Spokojnie to był tylko żart. - oznajmił mulat.
Szturchnęłam lekko Harry'ego by się obudził. Niech coś zrobi z tą niezręczną sytuacją w końcu to jego przyjaciel.
- Cześć kochanie. - przetarł oczy i spojrzał na mnie. Nic się nie odezwałam tylko wskazałam palcem na Zayna by spojrzał na niego - Zayn? A co ty tu kurwa robisz?
- Przecież mam klucze idioto.
- Dałem Ci je na wszelki wypadek, a nie po to byś się włamywał do naszego domu.
- Mam sprawę. 
- Zaraz do Ciebie przyjdę, wyjdź za drzwi. - poprosił Styles.
- Musiało się tu dużo dziać. - uśmiał się, wskazując na nasze ciuchy leżące na podłodze. - Było ostro, mam rację?
- Spadaj!
- Dobra, dobra! - pokazał mu środkowy palec i zniknął za drzwiami naszej sypialni.
- Dziękuję. - schowałam głowę w poduszkę.
- Przepraszam, że zniszczył nam cudownie zapowiadający się poranek. - cmoknął mnie w policzek i sam opadł z powrotem na poszefkę.
- Która jest w ogóle godzina? - chłopak spojrzał na mały zegarek, który stał na komodzie obok niego.
- 6.30 jeszcze lepiej.
- O mój boże, spóźnię się do pracy! - sięgnęłam po szlafrok i podeszłam do szafy.
- Do pracy? Ja o czymś nie wiem? 
- Obiecałam wczoraj szefowi, że dziś pojawię się w pracy. On potrzebuje pomocy.
- Zostajesz w domu.
- Nie. - zaprotestowałam.
- Vanessa powiedziałem coś. Chcę byś została w domu.
- Ubieraj się. - rzuciłam w jego stronę ubrania.
- Vanessa. - upomniał mnie.
- Nie mam zamiaru zostać. 
- Nie sprzeciwiaj się.
- Och, daj spokój!
- Masz zostać.
- Muszę pomóc szefowi, nie mogę go zostawić. Odkąd zniknął Enrique, radzi sobie sam.
- Dobra masz rację, przepraszam. Wiesz dobrze, że wolałbym Cię w domu, ale i tak Cię nie przekonam.
- Moglibyście się pośpieszyć!? - krzyknął Zayn.
- Zaraz! - odkrzyknął mój narzeczony.
- Harry musisz zrozumieć, że ja mam pracę i nie mogę siedzieć w domu, bo ty tak chcesz. Nie po to szukałam pracy by teraz ją zaniedbywać. Wzięłam wolne, ale teraz wracam. Nie chcę zawieźć szefa, obiecałam, że mu pomogę.
- Dobra rozumiem. Zawiozę Cię.
- Dziękuję. - ucałowałam chłopaka i pobiegłam do łazienki.

Kiedy byłam już gotowa zeszłam na dół gdzie Harry i Zayn już rozmawiali. Nie musiałam się zbytnio śpieszyć z racji tego, że do pracy miałam na 8.00. Razem z chłopakami zjadłam śniadanie, które przygotował mój chłopak. Mulat oczywiście też się skusił. W między czasie rozmawialiśmy o różnych pierdołach. Zayn wtrącił temat ślubu, więc Hazz zaczął się rozgadywać. 
- Ja będę się już zbierać.
- Odwiozę Cię. - zaproponował Zayn.
- Ja to zrobię. - odparł Harry.
- Skarbie, pojadę z Zayn'em. Nie będziesz się musiał fatygować.
- Ale ja chcę Cię odwieźć.
- Hazz pozwól, że chociaż raz zrobię to ja. Ty ogarnij ten cały bałagan po dzisiejszej nocy. - zaśmiał się, na co razem ze Stylesem wymieniliśmy spojrzenia.
- Dobra. Przyjadę po Ciebie jak skończysz pracę. - oznajmił, na co kiwnęłam lekko głową. 
Pożegnałam się z chłopakiem i razem z Malikiem wyszliśmy na zewnątrz do jego samochodu.

*Oczami Harry'ego*

- Za nim co kolwiek powiesz, wytłumacz mi dlaczego znów bierzesz narkotyki. - odezwałem się surowym tonem, zamykając drzwi za Malikiem.
- Daj spokój Hazz.
- Kurwa Zayn nie powinieneś brać przecież dobrze wiesz! Rozumiem, że to lubisz, ale powinieneś zastanowić się nad tym co robisz.
- Japierdole to tylko amfetamina!
- Tak kurwa, ale to narkotyk! Przysięgam, że jeśli Cię złapią to Ci nie pomogę. Mam dość tego, że ciągle ratuje Ci dupę!
- Nie prosiłem Cię o to!
- Jasne. Gdybyś był za kratkami to wtedy byś mnie prosił!
- Przypominam Ci, że ty też brałeś i to więcej ode mnie! Byłeś uzależniony.
- Ale otrzeźwiałem i ty też trochę powinieneś!     
- Daj sobie siana, nie jestem dzieckiem. Robię co chcę.  
-  Przystopuj z tym wszystkim.
- Jeśli tak bardzo jesteś przeciwko narkotykom to dlaczego wciąż zgadzasz się na nowe dostawy?
- Bo mamy z tego pieniądze!  
- To znaczy, że nie możemy ich nawet spróbować? 
- A chuj z tobą. - przeczesałem włosy do tyłu - Jaką miałeś do mnie sprawę?
- Dobrze wiesz, że zawsze chodzi o Thomasa.
- Macie coś?
- Niestety jak na razie zero. Liam ciągle coś próbuje, ale nic. 
- Napewno razem z Ryan'em coś kombinują.
- Myślisz, że powinniśmy być przygotowani?
- No raczej. Przecież znam Thomasa, może zaatakować w każdej chwili. Musimy być czujni. 
- Łatwo mówić. On jest jak ninja. - zaśmiał się ze swojej wypowiedzi. 
- Jesteśmy przebieglejsi jeśli zaczniemy myśleć. Jak na razie to nie robimy nic.
- Akurat to ty nie robisz. Liam ciągle siedzi przy laptopie i nic innego nie robi. Już nawet Danielle się wścieka na niego.
- Ja mu nie kazałem aż tyle siedzieć.
- Hazz tu chodzi o nasze bezpieczeństwo, przede wszystkim dziewczyn. 
- Wiem i zdaję sobie z tego sprawę. Masz przygotowaną broń?
- Tak, wszystko jest u Louisa w piwnicy.
- To dobrze, musimy się uzbroić. Mam zamiar rozpocząć wojnę. Dość czekania na jego ruch, tracę cierpliwość.
- Nareszcie się obudziłeś. - uśmiał się - Posłuchaj ja muszę lecieć. Jakbyś czegoś potrzebował jestem pod telefonem jak zawsze. Daj znać kiedy będziesz gotowy. 
- Nie ma sprawy.
- A i przyniosłem Ci coś. - wyciągnął z kieszeni swoich spodni, woreczek z białym proszkiem - Musisz spróbować. Poczujesz się o wiele lepiej. - podał mi go i wyszedł.

*Oczami Vanessy* 

Dzień w pracy był zdecydowanie udany. Dostałam mały ochrzan za to, że więcej siedzę na wolnym niż pracuje, ale na szczęście mam naprawdę wspaniałego szefa, który i tak mi wszystko wybaczył. W między czasie rozmawialiśmy o Enrique. Sam szef jest zdziwiony, dlaczego zniknął bez słowa. Ja do teraz nie mogę tego pojąć. Co było powodem? Wiem, że Enrique był tak jakby drugim szefem tej Kawiarni, który wszystkiego pilnował gdy nie było głównego właściciela. Szef bardzo mu ufał i to chyba najbardziej ze wszystkich pracowników. Ja naprawdę nie rozumiem dlaczego Enrique zniknął. Przecież miał dobrą pracę i nie dawno wynajął nowe mieszkanie. Tak wszystko by to zostawił? Cała ta sprawa ciągle mi chodzi po głowie. 
Szef kazał mi zamknąć Kawiarnię ze względu, że miałam wyjść jako ostatnia. Wyciągnęłam swój telefon w celu zadzwonienia do Harry'ego by po mnie przyjechał.
- Hej skarbie.
- Cześć. Właśnie kończę pracę, możesz już wyjeżdżać. 
- Ok, będę za jakieś dwadzieścia minut. 
- Do zobaczenia. 
Zamiotłam podłogę w Kawiarni co zajęło mi może z dziesięć minut. Wszystko odłożyłam na miejsce i zebrałam swoje rzeczy. Wzięłam klucze i wyszłam na zewnątrz, szczelnie zamykając drzwi. Czekałam przed budynkiem na Harry'ego, który miał nie długo się pojawić. 
Nagle poczułam jak ktoś od tyłu przykłada mi oń do ust, uniemożliwiając wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa. Ten ktoś przyciągnął mnie do siebie, tak że napierałam plecami na klatke piersiową. Zaprowadził mnie do ciemnego korytarza pomiędzy budynkami. Szarpałam się, ale na nic. Odwrócił mnie i przycisnął plecami do ściany. Wtedy zamurowało mnie totalnie. Przede mną stał wściekły Thomas. 
- Jakim cudem dziwko ty kurwa żyjesz!? - krzyknął, ciągle mnie przyciskając - Nawet nie waż się krzyczeć!
- Puść mnie!
- Gadaj jak kurwa przeżyłaś!? - nie mogę się wygadać, przecież może zrobić krzywdę Ashtonowi.
- Nie powiem Ci. - odważyłam się spojrzeć mu w oczy, które były przepełnione totalną złością. Spodziewałam się agresywności z jego strony. Pojebany człowiek!
- Nie należę do cierpliwych ludzi, więc ostrzegam Cię! Zacznij gadać albo skończy się to dla Ciebie źle!
- Nie boję się Ciebie! - skłamałam.
- To zaraz będziesz. - jego ręka wsunęła się do kieszeni czarnej kurtki, ale za nim co kolwiek wyciągnął, odepchnęłam go z całej siły i uderzyłam w krocze przez co upadł na kolana. Wykorzystałam moment i uciekłam od niego jak najdalej. Biegłam przed siebie nie zwracając nawet na wzrok innych ludzi. Co kilka sekund odwracałam się by sprawdzić czy przypadkiem za mną nie biegnie. Szybko wyciągnęłam telefon i wybrałam numer do Harry'ego.
- No co tam kotek? 
- Ha-ha-harry... - jąkałam się.
- Vanessa co się dzieje!?
- Thomas on-on wie, że żyje
- Uspokój się i wytłumacz mi wszystko na spokojnie.
- Spotkałam go, próbował ode mnie wyciągnąć wyjaśnienia, ale mu uciekłam
- Gdzie jesteś?
- Harry nie wiem! Zgubiłam się!
- Spokojnie kochanie. Nie rozłączaj się, namierzę twój telefon. Jestem już w drodze. - stanęłam by odpocząć.
- Znalazłeś?
- Tak, mam Cię. Jestem w pobliżu, zaraz będę. Stój tu gdzie stoisz już jadę. Spokojnie wszystko będzie dobrze.
- Nie mów, że będzie dobrze, bo nie będzie!
- Uspokój się i mnie posłuchaj. Jak mówię, że tak będzie to będzie. Rozłączam się, bo jestem już blisko. 
- Dobrze.
Chłopak zakończył połączenie, a ja schowałam telefon do torebki. Cała drżałam, byłam przerażona. Jak on się dowiedział? Jak mnie znalazł? Skąd wiedział gdzie pracuje? Po prostu mam ochotę schować się pod łóżko, boję się.
Z daleka zobaczyłam czarnego Range Rovera, który należał do Harry'ego. Zjechał na pobocze, a ja  jak najszybciej podbiegłam do pojazdu. Od razu ruszyliśmy gdy tylko zajęłam miejsce pasażera.
- Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi. Nie pozwolę Cię skrzywdzić. - posłał mi lekki uśmiech by mnie uspokoić.
- Co teraz będzie? - zapytałam.
- Nie wiem. - przeczesał włosy do tyłu - Wyciągnij mój telefon, jest w kurtce na tylnych siedzeniach. - szybko sięgnęłam po co prosił - Zadzwoń do Zayna. - szybko wybrałam numer i podałam brunetowi jego komórkę.
- Malik, mamy problem. 

~*~  

Siedziałam na łóżku w naszej sypialni, a Harry chodził w kółko po pokoju. Byłam wciąż przerażona tym co miało dzisiaj miejsce. Hazz był zdenerwowany, a jednocześnie bardzo przejęty całą tą sytuacją. 
- Napewno wszystko w porządku kochanie? - spytał, siadając obok mnie.
- Harry nic nie jest w porządku. - wtuliłam się w jego ciało.
- Ćśś... byłaś naprawdę dzielna. 
- G-gdybym nie uciekła... - przerwał mi.
- Nikt Cię nie skrzywdzi, rozumiesz!? Nie pozwolę na to!
- Nie uchronisz mnie Harry.
- Wątpisz w to? Nawet tak nie myśl! Uchronię Cię zawsze.
- To ja chcę chronić Ciebie! Thomas chce Cię zniszczyć, nie mogę na to pozwolić! Nie mogę.
- Nie możesz mnie chronić to ja jestem od tego. Każdy prawdziwy mężczyzna powinien chronić swoją kobietę. Zrobię wszystko byś była bezpieczna.
- Nie! Nie pozwolę by mi Cię zabrano! Nie! - zalałam się łzami.
Uspokój się skarbie. Tak długo jak będziesz ze mną, to nie pozwolę nikomu Cię skrzywdzić.   
- Boję się, wszystko się wali. - odparłam.
- Załatwimy tą spra z chłopaki, nie martw się. - głaskał mnie łagodnie po głowie - Musisz być dzielna dla mnie, nie płacz.
- Nie potrafię. To wszystko jest chore. 
- Musisz dać radę, bo strach Cię zniszczy.
- Ja nie mam serca z kamienia, Harry! 
- Ćśś... opanuj emocje. 
- To mnie po prostu przerasta! Mam dość tego, że ktoś ciągle chce mnie chronić! Sama chce kogoś uchronić i tym kimś jesteś ty!
- Chronisz mnie swoją miłością. - powiedział cicho.                   
- Ja nie chcę Cię po prostu stracić.
- Nie stracisz.
- Skąd wiesz?
- Wiem. - Po raz pierwszy widziałam w jego oczach tyle uczuć. - Nie pozwolę bym stracił najważniejszą osobę w moim życiu. 
Położyłam dłoń na jego policzku na co jego kąciki ust uniosły się do góry. Objął mnie i przyciągnął bliżej siebie. Desperacko potrzebowałam poczuć ocieranie się jego wargi o moje.
Nachyliłam się i złączyłam nasze usta w słodkim pocałunku. Potrzebowałam jego bliskości tak samo jak on mojej.

*Oczami Christophera*

Od ponad dwóch dni nie wychodziłem z domu. Starałem się ignorować każdego z moich znajomych, ponieważ nie miałem nawet ochoty na żadne rozmowy. Wciąż myślałem o niej. O tej która nie długo ma wyjść za tego idiotę. Dlaczego akurat kurwa Vanessa wybrała jego? Dlaczego ona chce sobie zniszczyć przyszłość? Ja nie chcę dla niej źle! Jest moją przyjaciółką z którą znam się od dziecka. Wiem jaka jest, dlatego nie chcę by ktoś ją skrzywdził. Martwię się, bo jest dla mnie ważna. Nie mogę dopuścić do tego ślubu. Po prostu nie ma takiej opcji by za niego wyszła!
Wziąłem się za przygotowanie kolacji. Byłem głodny, a na dodatek jeszcze bardziej zdenerwowany gdy o niej myślałem. Kiedy zacząłem robić kanapki, ktoś zadzwonił do drzwi. Przecież nikogo nie zapraszałem. Zdziwiony poszedłem sprawdzić i gdy otworzyłem drzwi w nich stanął bardzo znajomy mi mężczyzna o blond włosach.
- Witaj Chris. - facet wszedł do środka bez mojego pozwolenia. O co tu chodzi?
- Znamy się?
- Mieliśmy okazję się poznać na parkingu, pamiętasz? - wiedziałem, że skądś go kojarzę! To ten,  który do nas podszedł, wtedy gdy zaczępili mnie kumple Stylesa. - Tylko się wtedy nie przedstawiłem. Thomas, a nazwiska znać nie musisz.
- Skąd wiedziałeś gdzie mieszkam?
- Mam swoje sposoby, więc akurat znalezienie twojego adresu to była jedna z łatwiejszych rzeczy.
- A więc dlaczego tu przyszedłeś?
- Wiesz... Mamy wspólny cel i myślę, że mógłbyś mi w czymś pomóc.

Od autorki: Ok, krótka informacja dla was :) Od teraz znów rozdziały będą pojawiać się co sobotę ze względu na to, że skończyło mi się 2 tygodnie wolnego od szkoły. Co dobre się skończyło, wiem. Ale mam nadzieję, że to co przygotowałam dla was w następnych rozdziałach, będzie warte czekania ;) A więc do następnego! xx

6 komentarzy:

  1. Jej! Następny idealny rozdział♥ już się boje co oni wymyślili

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie spodziewałam się takiej akcji :o Już się nie mg doczekać następnego rozdziału :D /Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyobrazcie sobie że louis zostal ojcem i to nie rzaden fanfic to rzeczywistośc wszystkie portale o tym piszom a tak wogule to swietny rozdział jestwm 3

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowny *_* Thomas się dowiedział o Van <3

    OdpowiedzUsuń
  5. wydaje mi sie że chris przekona vanesse o to aby sie z nim spotkala i ona sie zgodzi i wtedy chris jej cos zrobi ;)

    OdpowiedzUsuń