2 sty 2016

Rozdział 71


*Perspektywa Mirandy*

Słowa, które wczoraj powiedziała Vanessa, wzięłam sobie do serca i postanowiłam, że zadzwonię do Zayna. Mam dość życia z myślą, że nikogo nie znajdę. Chciałabym być zakochana, a do niego naprawdę coś poczułam, choć nie znałam go dobrze. Dlatego wzięłam się w garść i zaprosiłam go do siebie do domu. O numer nie było trudno poprosić Vanessę. Zresztą ona bardzo ucieszyła się z tego, że jako pierwsza chcę zrobić ten pierwszy krok.

Nie byłam pewna czy zostaniemy w domu czy gdzieś wyjdziemy, więc z racji tego przygotowałam mały obiad dla dwóch osób tak na wszelki wypadek. W chwili kiedy kończyłam robić sałatkę, zadzwonił dzwonek. Odłożyłam wszystko i pobiegłam do drzwi. Z uśmiechem i dobrą myślą, otworzyłam je, a przede mną stanął Zayn.
- Cześć. Dziękuję, że przyszedłeś. - odezwałam się jako pierwsza.
- To ja dziękuję za zaproszenie. Zaskoczyłaś mnie. Nie spodziewałem się twojego telefonu. - szeroko się uśmiechnął, wchodząc do środka - Zayn Malik. - podał mi dłoń.
- Miło wiedzieć. Miranda Lorence. Wydajesz się w porządku.
- Cieszę się, że tak sądzisz. Chciałbym cię bliżej poznać. Vanessa mi trochę o tobie mówiła, ale chcę się przekonać sam co do ciebie.
- Nie wiem co ona ci o mnie nagadała, ale proszę nie wierz w połowę tych rzeczy. - zaśmiałam się, pokazując byśmy przenieśli się do salonu.
- Ale mówiła o tobie pozytywnie, więc nie masz się czego obawiać. Nie ośmieszyła cię, spokojnie. - zaczął się śmiać.
- Okej. Powiedzmy, że ci wierzę. - oznajmiłam - Przygotowałam obiad, ale nie jestem pewna czy będziesz chciał zostać tutaj czy gdzieś wyjść.
- Możemy zostać w domu, nie ma problemu. - odpowiedział.
- Dobrze, w porządku. Cóż to, opowiesz mi coś o sobie? Jeśli mamy się bliżej poznać to chciałabym wiedzieć.
- No to, pochodzę z Anglii z miasta Bradford, które położone jest w hrabstwie West Yorkshire. Wraz z ojcem przyleciałem do Los Angeles w wieku dwunastu lat. Nie mam rodzeństwa. Moja matka zmarła na ciężki nowotwór, więc właśnie dlatego mój ojciec podjął decyzję o wyjeździe z kraju. Dla nas obojgu nie było to łatwe, ale ojciec nie chciał bym pozostał w Bradford i żył cały czas myślą o mojej matce. Wiedział, że to co się stało, sprawiło mi okropny ból. Byłem dzieckiem, które straciło jedną z najważniejszych osób w swoim życiu. Każdą noc trzymałem pod poduszką jej zdjęcie, tęskniłem za nią. Mój tata nie mógł już patrzeć na moją codzienną, przygnębioną twarz. Nie miałem przyjaciół, po prostu nie chciałem z nikim rozmawiać. Po kilku miesiącach od śmierci mojej matki, ojciec oznajmił mi, że musimy wyjechać. Minęło już dziesięć lat odkąd tu jestem. Mój ojciec już nie żyje. Zginął w wypadku samochodowym. Policja uważa, że była to śmiercią samobójcza. - wyznał.
- Wierzysz w to, że twój ojciec chciał się zabić? Zostawić ciebie po tym wszystkim co przeszliście? Pozbawić cię ostatniej bliskiej osoby jaka ci została?
- Ja sam nie wiem co o tym myśleć. On od pewnego czasu, dziwnie się zachowywał. Zaczął sobie ubzdurywać niemożliwe rzeczy. Mówił, że spotkał moją matkę i że rozmawiał z nią. Pomimo iż miał prawie pięćdziesiąt lat, coś zaczęło się mu po prostu mieszać w głowie.
- To przykre. Oboje bardzo dużo przeszliście. Zrobił dla ciebie wszystko byś miał lepsze życie. Wychował ciebie sam to była duża odpowiedzialność. Patrząc na ciebie, na pewno czasami był myślami z twoją matką. Po prostu tak samo jak ty, tęsknił za nią. Może nie mógł znieść dłużej tego wszystkiego.
- Być może masz rację. - westchnął - Przepraszam. Wiem, że się tym trochę przejęłaś. Nie powinienem o tym mówić.
- Nie, jest w porządku. Dobrze, że mi to powiedziałeś i dziękuję, że jesteś ze mną szczery. - lekko się uśmiechnęłam by rozluźnić atmosferę.
- To może teraz ty mi coś o sobie opowiesz?
- Okej. To, jestem amerykanką, urodziłam się tutaj. Też niestety nie mam rodzeństwa. Moi rodzice są lekarzami, którzy jeżdżą do szpitali po całych Stanach Zjednoczonych. Przyjeżdżają do mnie raz w roku jedynie na pięć dni. Odkąd skończyłam studia, wykupili dla mnie ten dom i od tamtego czasu ich nie widziałam. Rzadko do mnie dzwonią, ponieważ nigdy nie mogą znaleźć dla mnie czasu. Wiem teraz jedynie, że od kilku miesięcy są w Waszyngtonie... - niespodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi, przerywając mi.
- Zapraszałaś kogoś?
- Nie, a ty? - oboje byliśmy lekko zaskoczeni.
- No właśnie też nie. - odpowiedział.
Przeprosiłam na chwilę i poszłam sprawdzić. Gdy tylko otworzyłam drzwi, zdziwiona ujrzałam mojego przyjaciela Chrisa. A on co tu robi?
- Hej, zastałem Vanessę? Mam do niej sprawę. - oznajmił, wparowując do pomieszczenia.
- Jej tu nie ma, wyprowadziła się.
- Co? Kiedy i gdzie?
- Wczoraj do swoich rodziców.
- Miranda? - odezwał się Zayn z salonu i po chwili pojawił się koło nas. Gdy tylko zobaczył mojego gościa, jego wyraz twarzy automatycznie się zmienił - A ty co tu robisz!?
- O to samo mógłbym zapytać ciebie. - odpowiedział Chris, posyłając mu gromiące spojrzenie.
- To wy się znacie? - spytałam, spoglądając na dwójkę.
- Kiedyś się trochę nie miło poznaliśmy. - odparł Zayn.
- Wiesz, akurat tutaj to się ciebie nie spodziewałem, Malik.
- Ja ciebie też nie.
- Wystarczy. Zayn, czy mógłbyś zostawić nas na chwilę samych? - zapytałam, a chłopak jednak z niechęcią wykonał moją prośbę i wrócił do salonu, po drodze jeszcze spoglądając na Chrisa.
- Miranda co ty odwalasz? - szepnął, zdenerwowanym tonem.
- O co ci chodzi?
- Skąd go znasz i dlaczego go tu zaprosiłaś!?
- To nie twoja sprawa. - odrzekłam.
- Moja, bo nie chcę byś się z nim widywała!
- Nie obchodzi mnie co ty o nim myślisz. Zayn jest w porządku.
- Nie znasz go przecież!
- Znam go na tyle by stwierdzić jaki jest.
- Och na pewno? Lepiej się mnie posłuchaj. On nie jest tym za kogo się uważa.
- Tak? A ty niby skąd to wiesz?
- Wiem i proszę zaufaj mi. Nie wchodź z nim w jakiekolwiek relacje.
- Będę robić to co chce i przestań na niego nagadywać!
- Dobra, rób co uważasz! Ja cię tylko ostrzegam przed tym człowiekiem. Przypomnisz sobie jeszcze moje słowa. - warknął i opuścił dom.
- Miranda wszystko w porządku? - spytał Zayn, wychodząc z salonu.
- Emm, tak. Ja przepraszam cię za niego. - było mi naprawdę głupio z powodu Chrisa.
- Nie przepraszaj, rozumiem. Po prostu mnie nie lubi i tyle. - uśmiechnął się, podchodząc bliżej mnie.
- Dlaczego wy jesteście źli na siebie? Coś się stało?
- To sprawa między mną, a nim, nic poważnego. Mieliśmy tylko małą sprzeczkę kiedyś.
- Och, rozumiem. - odpowiedziałam - Cóż, to... Masz ochotę coś zjeść?


*Perspektywa Vanessy*

Obudziłam się zaspana, czując jak czyjaś ręka owija moją talię. Podpierając się na rękach, podniosłam się i obróciłam. Kiedy zdałam sobie sprawę, że koło mnie na łóżku leży mój brat, zaczęłam się śmiać, po czym zwaliłam chłopaka na podłogę. No on sobie chyba żartuje! Co on robi w moim pokoju!?
- Czyś ty zwariowała?! - krzyknął, przecierając twarz dłońmi - Jak mogłaś mnie zrzucić!? To bolało!
- Och już nie udawaj! Co ty tutaj robisz?
- Nie mogłem się przespać z siostrą?
- Czy ty zdajesz sobie sprawę jak to brzmi? - zaczęłam się śmiać.
- Tak, ale dobrze wiesz, że nie oto mi chodziło. - podniósł się i usiadł z powrotem na łóżko.
- O której wróciłeś? - zapytałam.
- Gdzieś około trzeciej w nocy. Widocznie pijany pomyliłem pokoje.
- O mało nie dostałam zawału przez ciebie!
- Och przepraszam, nie chciałem cię przestraszyć dobrze wiesz. - zrobił minę zbitego pieska.
- Następnym razem zacznij pić z umiarem.
- Następnym razem zacznij zamykać drzwi. - odgryzł się, wybuchając śmiechem.
- Niby jesteś starszy i bardziej dorosły, a nadal zachowujesz się jak dziecko.
- No widzisz, ludzie się nie zmieniają, ale wiesz co ci powiem? Ty też się zbytnio nie zmieniłaś. Nadal lubisz mnie wkurzać.
- To jest zadanie młodszego rodzeństwa, nie wiedziałeś? - wystawiłam mu język.
- Och czyżby? - pociągnął mnie za nogę do siebie, wciąż głupio się podśmiechując.
- Hej, uważaj!
- O jezu przepraszam, zapomniałem. Wszystko okej?
- Tak. - odpowiedziałam, a on na czworaka doszedł do mnie i wtulił się, otulając mój brzuch, gdy ja w tym czasie byłam oparta o framugę łóżka.
- Wybacz mi maluszku, wujek nie chciał.
- Głupku przestań! - uśmiałam się - Ty wciąż jesteś pijany.
- Może troszkę. Widać, nie wytrzeźwiałem dobrze przez noc.
- Możesz mnie już puścić?
- Daj mi porozmawiać z moim siostrzeńcem lub siostrzenicą! Niech wie, że będę zajebistym wujkiem.
- Już to widzę. Dobra, nie wiem jak ty, ale ja schodzę na dół. Rodzice na pewno już wstali.
- Okej, ja też zaraz zejdę tylko daj mi chwilę. - odparł, przekręcając się na bok.
Wzięłam swoje ciuchy i szybko poszłam się przebrać do łazienki obok. Gdy wróciłam do pokoju, rzuciłam piżamę na kanapę i zerknęłam na Jonathana.
- Tylko nie zapomnij pościelić mi łóżka! - krzyknęłam, a on zamachnął się by strzelić we mnie poduszką, ale w porę wyszłam z pomieszczenia.

Schodząc po schodach, mogłam usłyszeć rozmowę rodziców, którzy zdążyli już wstać. Kiedy znalazłam się w kuchni ujrzałam tatę siedzącego przy stole, który czytał poranną gazetę i popijał kawę, natomiast mama przygotowywała zapewne śniadanie.
- Cześć wszystkim. - przywitałam się, a wzrok ich obojgu od razu poległ na mnie.
- Hej kochanie. Jak się spało? - spytała mama, zalewając trzy kubki z herbatą.
- Dobrze do kiedy nie zdałam sobie sprawy, że Jonathan przez pół nocy spał ze mną.
- Co? - ojciec zaczął się śmiać.
- Był tak pijany, że pomylił pokoje.
- No to wesoło - skomentowała mama - Zrobiłam ci twoje ulubione naleśniki, ale bez dużej ilości cukru oraz bez oleju. Smażyłam na patelni teflonowej. - podała mi talerz ze śniadaniem oraz kubek z gorącym wrzątkiem.
- Dziękuję mamo, ale nie musiałaś.
- Twoja matka zbyt troszczy się o ciebie. - odparł ojciec, odrywając na chwile swój wzrok od czytania.
- Jak każda, Robert. - odgryzła mu się.
- Siemka rodzinko. - odezwał się Jonathan, wparowując do pomieszczenia.
- Siemka? Gdzie twoje maniery synu? - zapytał tata, posyłając mi oczko.
- Zostawiłem na imprezie. - odpowiedział, biorąc swój kubek z herbatą do ręki. Nagle usłyszeliśmy dźwięk, sygnalizujący, że ktoś przyszedł.
- Pójdę otworzyć. - oznajmiła mama i ruszyła do drzwi.
- Wcale się dzisiaj nie wyspałem. - odrzekł mój brat.
- Trzeba było nie pomylić pokoi, idioto.
- Jakaś ty niemiła dzisiaj.
- Vanessa? Masz gościa. - poinformowała mnie mama.
- Naprawdę? Kogo?
- Czeka na ciebie w salonie. - uśmiechnęła się, a ja nie tracą chwili, udałam się w miejsce, które wskazała rodzicielka.
- Chris? Co ty tu robisz tak rano? - spytałam przyjaciela, który gdy tylko mnie zauważył, podniósł się z kanapy. Byłam zaskoczona jego obecnością.
- Cześć Vanessa. Przepraszam, jeśli w czymś ci przeszkodziłem, ale musimy pogadać. Na osobności. - powiedział, podchodząc do mnie.
- Okej, chodźmy na górę. - lekko się uśmiechnęłam i oboje udaliśmy się do mojego pokoju - Przepraszam za ten bałagan na łóżku. Jonathan miał pościelić, ale widocznie tego nie zrobił.
- Dlaczego to on miał to zrobić?
- Poszedł wczoraj na imprezę i wiesz, wrócił późno do domu. Był tak pijany, że po prostu zamiast iść do swojego pokoju to przyszedł do mojego i przez pół nocy z nim spałam, nawet o tym nie wiedząc.
- Rozumiem. - zachichotał.
- To o czym chciałeś ze mną porozmawiać? - spytałam.
- Zrozumiem, jeśli nie będziesz chciała o tym rozmawiać, ale najpierw chciałbym poruszyć temat mój i Harry'ego. Pojechałaś do niego, wbrew mojej woli. Nie potrzebowałem obrony. Nie chcę byś mieszała się w nasze sprawy.
- Harry nie może pozwalać sobie na takie rzeczy. Musiałam tam pojechać i mu to powiedzieć. Uderzył cię i przez niego straciłeś przytomność. Mogło stać się coś jeszcze gorszego, trafiłbyś do szpitala i co dalej?
- Vanessa wiem co się stało pomiędzy wami i wiem, że nadal z tego powodu cierpisz. Nie powinnaś po tym wszystkim nawet z nim rozmawiać i ty dobrze o tym wiedziałaś. Zrozum, że ja po prostu martwię się o ciebie.
- Rozumiem, ale nie możesz mi tego zabraniać. Wiem, że muszę trzymać się od niego z daleka, ale nie mogłam w tamtym momencie nie iść do niego. Pojechanie tam było moją odpowiedzialnością. Chciałam mu wszystko wygarnąć. Nie mogłam pozwolić na to by skrzywdził cię po raz kolejny.  To był pierwszy i ostatni raz.
- Posłuchaj. - klęknął przede mną, gdy siedziałam na łóżku - Dziękuję, że chciałaś to wyjaśnić, ale proszę jeśli kiedykolwiek coś się stanie pomiędzy mną, a nim, nie wtrącaj się. Nie chcę byś była w to zamieszana.
- Co chcesz przez to powiedzieć? Nie chcesz bym była zamieszana w co?
- Są sprawy, których nie powinnaś wiedzieć dla swojego dobra. Proszę zaufaj mi i nie rób więcej takich rzeczy. Chcę być spokojny z myślą, że jesteś bezpieczna. Czy możesz mi to obiecać?
- Och okej. Obiecuję, że nie spotkam się z Harrym i że żadna rzecz związana z nim nie będzie mnie obchodzić. - westchnęłam.
- Dziękuję. - szeroko się uśmiechnął, a kąciki moich ust również uniosły się do góry - Mam dla ciebie niespodziankę.
- Niespodziankę? Dla mnie? - zapytałam zaskoczona.
- Tak. Zabieram cię w pewne miejsce. Spodoba ci się. Na dworze nie jest zbytnio zimno, więc możesz ubrać coś luźnego. Zaczekam na ciebie na dole jeśli chcesz.
- Okej. - brunet kiwnął głową i po chwili pozostawił mnie samą.


~*~

Przygotowywanie się nie zajęło mi zbyt dużo czasu. Z wyborem ubrań nie miałam dużego problemu, jednak z makijażem już trochę tak. Ale zdałam sobie sprawę, że to tylko zwykłe wyjście, więc nie ma po co się zbytnio stroić. Pomalowałam jedynie usta, zwykłą lekko różową szminką. Kiedy już byłam gotowa, zeszłam na dół gdzie czekał na mnie Chris, jednak rodzice powiedzieli mi, że poszedł razem z Jonathanem na górę, więc nie tracąc ani chwili dłużej, pobiegłam z powrotem po schodach gdzie później dotarłam pod pokój brata. Zapukałam dwa razy, po czym nacisnęłam na klamkę.
- Przepraszam jeśli wam przeszkadzam. Chris możemy już iść. - powiadomiłam przyjaciela.
- Coś szybko ci poszło. Myślałem, że kobiety stroją się ponad godzinę. - zażartował - To do zobaczenia Jonathan. Zadzwoń jak będziesz mógł mi pomóc z tym programem komputerowym. - oznajmił, po czym pożegnał się z brunetem uściskiem dłoni.
- Spoko, nie ma sprawy. Na razie. - odpowiedział.
- To jak? Gotowa na wycieczkę? - zapytał przyjaciel, zamykając za nami drzwi od pomieszczenia.
- Oczywiście. - zaśmiałam się i zeszliśmy na dół. Na koniec pożegnaliśmy się z moimi rodzicami i wsiedliśmy do samochodu.

Jechaliśmy autostradą kilka kilometrów poza miasto. Nie wiedziałam nawet gdzie jedziemy, byłam zdana tylko i wyłącznie na Chrisa. W chwili kiedy próbowałam przełączyć stację w radiu na inną, chłopak zjechał z drogi, skręcając w uliczkę. Wydawało mi się jakbym znała ten krajobraz, ale nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Nagle Chris zatrzymał auto i oboje wyszliśmy z niego, stając na ziemi.
- To miejsce jest za tymi drzewami - poinformował, wskazując palcem - Przypominasz coś sobie?
- Jakbym tą okolicę znała, ale nie pamiętam skąd.
- Obiecuję ci, że zaraz sobie przypomnisz. - uśmiechnął się - Daj mi rękę, tu trzeba uważać. - poprosił, a ja bez wahania podałam mu swoją dłoń. Przeszliśmy przez gęste krzaki i po chwili znaleźliśmy się w pięknej okolicy gdzie znajdował się średni staw, a dookoła nas drzewa.
- Przypomniałam sobie. - oznajmiłam, obserwując krajobraz. Chris stanął przede mną i uśmiechnął się.
- Naprawdę?
- Tak. - odwzajemniłam uśmiech, spoglądając mu w oczy - To tutaj spędzaliśmy większość naszego dzieciństwa. We dwoje, razem. Mieszkałam kilometr dalej od tego miejsca, ty również niedaleko. Pamiętam teraz wszystko, wszystkie wspomnienia.
- Spójrz. - wskazał na drzewo z oddali - To tam zbudowaliśmy nasz wspólny domek na drzewie. Mój ojciec przywiózł nam wtedy tyle drewna byśmy go zbudowali. Pomagał nam jeszcze.
- Tak, pamiętam. Ja-ja nie wiedziałam nawet, że to miejsce jeszcze istnieje. Przecież minęło tyle lat. - rozglądałam się zachwycona.
- Nie pozwoliłbym nikomu zniszczyć tej okolicy. Tutaj są nasze wspomnienia.
- Ja naprawdę dziękuję, że mnie tu przywiozłeś. Nie spodziewałam się, że jeszcze kiedykolwiek będę tutaj stać i podziwiać to wszystko.
- Mam coś jeszcze dla ciebie, ale musisz tutaj poczekać, dobrze? Pójdę tylko do samochodu i zaraz wrócę. - oznajmił.
- Okej, poczekam tu. Idź. - posłałam mu uśmiech, a chłopak natychmiast pobiegł w stronę pojazdu.
Byłam zachwycona tym wszystkim co mnie otaczało, ale najbardziej chciałam podziwiać uśmiech Christophera. Cieszyłam się, że był tak samo szczęśliwy jak ja. To jest coś niesamowitego, gdy patrzysz na szczęśliwego przyjaciela. To był jeden z powodów dla którego sama się dzisiaj potrafiłam uśmiechnąć. Po prostu stałam tutaj i czekałam, obserwując wszystko jak oczarowana.
- Już jestem. - usłyszałam głos Chrisa za swoimi plecami, przez co odwróciłam się w jego stronę. Chłopak trzymał w dłoni wiklinowy koszyk, a w drugiej zwykły koc - Wpadłem na pomysł byśmy zrobili sobie piknik. Wszystko przygotowałem.
- Dlaczego ty mnie tak zaskakujesz? - zaśmiałam się, a on po raz kolejny dziś posłał mi swój cudowny uśmiech.
- A kiedy to ostatni raz zrobiłem ci jakąkolwiek niespodziankę? Pamiętasz? Bo ja nie. - zaczął się śmiać - To jak? Jesteś może głodna? Wziąłem same pyszności. - zażartował.
- Niedawno jadłam śniadanie, ale jednak chętnie się skuszę. - odpowiedziałam i razem z brunetem udałam się na brzeg stawu. Chris rozłożył koc, po czym ściągnął swoje buty.
- Wiesz, dawno nie robiłem pikniku. - odparł.
- Ja też nie. - zaśmiałam się, dźgając go w bok.


~*~

- Masz zamiar wejść do tego stawu czy mam cię sam do niego wrzucić? - spytał Chris, gdy ja stałam w samych majtkach i koszulce.
- Ale jest zimna, zwariowałeś?
- Jak dla mnie nie jest zimna to i dla ciebie nie będzie. Wskakuj!
- Ja nie wejdę. - zaprotestowałam.
- Vanessa proszę. - podał mi rękę - Złap się i mi zaufaj, okej?
- Chris. - jęknęłam.
- Proszę.
- Ja nie mogę, naprawdę. - odsunęłam się do tyłu.
- Nie dajesz mi wyboru, Vanessa. - Chris błyskawicznie wyszedł z wody. Kiedy zorientowałam się, że rusza w moją stronę, próbowałam uciec, jednak w porę mnie złapał - Teraz już nie uciekniesz.
- Co ty wyprawiasz, postaw mnie na ziemię! Chris, ja nie chcę! - śmiałam się i jednocześnie okładałam jego klatce piersiową.
- Zobaczysz, że woda nie jest zimna.
- Boże ty chyba zwariowałeś!
- Na trzy, dobra?
- Nie, odstaw mnie na ląd! Proszę!
- Dwa.
- Chris zabiję cię, jeśli to zrobisz. - groziłam.
- Jeden i...
- Chris!
- Zero! - zamknęłam oczy i po chwili poczułam jak uderza we mnie lodowata woda. Nagle ręce przyjaciela objęły mnie wokół bioder, przez co wypłynęłam na powierzchnię. - Wszystko okej?
- Jesteś idiotą, totalnym idiotą! Jak mogłeś!? - zaśmiałam się, wycierając twarz. Czułam jak z zimna na mojej skórze pojawia się gęsia skórka.
- Zrobiłem to co było słuszne.
- Och spadaj. - odepchnęłam go.
- Umiesz pływać? Z tego co pamiętam to nigdy nie umiałaś.
- Coś się chyba nauczyłam przez te kilka lat.
- No to pokaż na co cię stać. Płyń za mną. - poinformował, a ja tylko kiwnęłam głową.
- Chris czekaj. Boję się trochę.
- Okej to będę za tobą, spróbuj dopłynąć tylko do tego kamienia.
- Nie potrafię. - poczułam jak zapadam się pod wodę.
- Hej, hej, hej, masz poruszać nogami i rękami, a nie niczym nie poruszać. - uśmiał się, łapiąc mnie w talii i podciągając do siebie. Położyłam swoje dłonie na jego torsie i spojrzałam mu w oczy, jednak nie mogłam utrzymywać z nim dłuższego kontaktu wzrokowego. Czułam dosłownie jego mięśnie, wszędzie! Och jezu...
- Nie wiem czy odczuwasz to samo, ale mi jest trochę zimno. Mogłabym wyjść na koc?
- Dobrze to wychodzimy. - uśmiechnął się i wyniósł mnie na rękach na brzeg, po czym położył na koc.
- Masz jakąś bluzę byś mogła założyć? - zapytał.
- Zapomniałam zabrać. Powiedziałeś, że jest w miarę ciepło, więc jej nie brałam.
- Spokojnie, dam ci swoją. - usiadł koło mnie i nałożył na moje ramiona kurtkę - Lepiej?
- Tak, dziękuję.
- Chciałabyś zjeść te winogrona? Zostało nam jedynie to.
- Opróżniliśmy cały koszyk? - spytałam zaskoczona.
- W pewnym sensie tak. - zaśmiał się - Trzymaj.
- Dziękuję. - odpowiedziałam - Chris odkąd wróciłeś z Nowego Jorku, nigdy nie mówiłeś mi o swoich rodzicach. Co u nich? Są tutaj w Los Angeles?
- Moja matka wyprowadziła się do San Diego kilka miesięcy temu. W czasie gdy mieszkałem w Nowym Jorku, mój ojciec postanowił się z nią rozwieść. Teraz szczerze to nie wiem gdzie jest.
- Nie interesuje cię życie własnego ojca? Jak się ma i czy nic mu nie jest?
- Jeśli on nie interesuje się mną, to czemu ja miałbym?
- Zresztą masz rację. Ale lubiłam twojego ojca. W dzieciństwie uważałam go za swojego bohatera. - zażartowałam.
- Nie wiedziałem. - odparł z uśmiechem na twarzy.
- Ej mam pytanie. Wziąłeś jakieś ręczniki, prawda?
- Tak, ale zostawiłem je w samochodzie. Mogę po nie iść, jeśli chcesz.
- W ogóle chciałabym już wrócić do domu. Dobre parę godzin tutaj jesteśmy, a strasznie mi zimno.
- Jasne, nie ma sprawy. Chodźmy.


~*~

- Wejdziesz na chwilę? - spytałam gdy znaleźliśmy się pod drzwiami wejściowymi do mojego domu.
- Twoi rodzice nie będą mieli nic przeciwko?
- Myślę, że nie. - posłałam mu uśmiech i otworzyłam drzwi - Mamo, tato jestem!
- Mama musiała jechać do kancelarii, coś jej wypadło. - oznajmił ojciec, wchodząc do salonu - Cześć Chris.
- Dzień dobry panie Robercie. - podali sobie dłonie.
- Słyszałem, że zrobiłeś niespodziankę mojej córce. I jak poszło? Spodobała się?
- Bardzo mi się spodobała. - odpowiedziałam.
- Cieszę się. Może jesteście głodni? Chris?
- Ja dziękuję, będę już leciał. Dziękuję Vanessa za miło spędzony czas z tobą dzisiaj. Mam nadzieję, że kiedyś to powtórzymy.
- Nie ma sprawy.
- Do zobaczenie panie Robercie.
- Trzymaj się Chris. - odrzekł ojciec i odprowadził mojego przyjaciela do drzwi, po czym wrócił do mnie.
- Lubię Chrisa. To dobry chłopak. - oznajmił, a ja spojrzałam na niego lekko zdziwiona - Powinnaś z nim spróbować. Może wam wyjdzie.
- Tato, on jest moim przyjacielem.
- Ale zawsze z etapu "przyjaźń", możecie przeskoczyć na piętro wyżej. Chris byłby dobrym ojcem również dla dziecka.
- Zwariowałeś?
- Dlaczego? Mówię prawdę. Znam tego chłopaka odkąd był mały, spędziłaś z nim dzieciństwo. To o czymś świadczy.
- O niczym nie świadczy, tato. I przestań mówić takie bzdury. Chris jest moim przyjacielem i nikim innym już nie będzie.
- Zastanów się skarbie. Tu chodzi o twoją przyszłość. - powiedział i po chwili pozostawił mnie samą w salonie.


*Perspektywa Harry'ego*

Od południa męczyłem się z naprawieniem samochodu matki. Z racji tego iż mnie poprosiła, musiałem pomóc. Gemma od jakiś kilku godzin prowadziła idiotyczną konwersację na skype ze swoją przyjaciółką z Irlandii. Czasami po prostu nie rozumiem dziewczyn. Mogłyby rozmawiać o czymkolwiek prawie cały dzień.
- Skończyłem mamo. - oznajmiłem, wchodząc do salonu. Zdziwiłem się, że również jest i Gemma - A ty co tu robisz? Nie rozmawiałaś przypadkiem ze swoją przyjaciółką?
- Musiała iść. - odparła, nawet nie odrywając wzroku od telewizora.
- Harry zostawiłam ci obiad w lodówce, jeśli jesteś głodny. - odezwała się mama.
- Na razie nie jestem głodny. Później może... - nagle głośny huk strzał przerwał mi w zdaniu, wybijając dziury w drzwiach wejściowych. Spanikowana matka oraz siostra padły na podłogę.
- Chowajcie się za kanapę, natychmiast! - krzyknąłem, a one od razu wykonały moją prośbę.
- Harry co się dzieje!? - zapytała rozpłaczona Gemma, kiedy do nich dołączyłem.
- Posłuchajcie. Muszę wyjść sprawdzić co się dzieje.
- Nie wychodź Harry, proszę! - matka podniosła głos - Nie ryzykuj!
- Muszę. - wyciągnąłem zza pasa broń by ją przeładować.
- O mój boże! Kim ty jesteś!?
- Wszystko ci później wyjaśnię, zostańcie! 
- Harry wracaj! Nie pozwalam ci tam iść, słyszysz! - zignorowałem ją.
- Nie ruszajcie się stąd!
- Harry do jasnej cholery! - krzyknęła Gemma. 

Strzały po chwili ucichły, przez co zrobiło się dziwnie cicho. Powoli otworzyłem przedziurawione drzwi i wyszedłem na zewnątrz. Ech, będzie trzeba je wymienić. Szlak.
Rozglądałem się po okolicy w poszukiwaniu sprawcy. Słońce już prawie zachodziło, przez co robiło się coraz ciemniej. Chodziłem z bronią, ostrożnie przeszukując wzrokiem teren.
- No, no, no. Znowu się spotykamy Styles. - odwróciłem się w kierunku z którego dobiegał głos. Nie wierzę. Skąd skurwysyn wiedział gdzie jestem?
- To twoja sprawka z tymi drzwiami, Thomas? - zapytałem z głupim uśmieszkiem.
- Cóż, po co pytasz jeśli znasz odpowiedź?
- Jak się dowiedziałeś, że tu jestem?
- Technologia robi swoje i wiesz co? Szczerze zdziwiłem się, że przyleciałeś do Anglii. Nie wiedziałem, że masz kontakt ze swoją rodziną.
- Po co tu przyjechałeś? Jaki w ogóle jest twój cel? - obserwowałem tego drania, jednak po chwili zorientowałem się, że on patrzy się kompletnie w inną stronę. Odwróciłem się za siebie i ujrzałem przestraszoną matkę oraz Gemmę. Dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
- Domyślam się, że rodzinka nie wie całej prawdy o tym, że zabiłeś kogoś i o tym jak zabity został twój ojciec, prawda?
- Wracajcie do domu! - wrzasnąłem.
- Dlaczego nie chcesz by dowiedziały się prawdy?
- Zamknij się kurwa! - wycelowałem w niego broń.
- Możesz strzelić mi kulkę w łeb i będzie po sprawie jednak to obróci się przeciwko tobie. Zginą niewinni Styles, pamiętaj. - oddalał się od nas trochę dalej z tym jebanym uśmieszkiem.
- O czym on mówi? - usłyszałem głos Gemmy.
- Powiedziałem do domu! - krzyknąłem po raz kolejny, podchodząc do nich, ale ponownie nie wykonały mojego polecenia.
- Wiesz co stwierdziłem Styles? Od zawsze nie lubiłem twojej rodziny. Mam zamiar tak po prostu wybić was wszystkich, jednak dzisiaj ofiara będzie tylko jedna. Niestety wypadło na ciebie. Już dawno powinieneś być zabity, jednak jestem na tyle dobry, że zamiast zniszczyć ciebie, niszczę twoich bliskim. Tak wiem, sprawiedliwy jestem. 
- Spalisz się w piekle. - warknąłem.
- Ciekawe kto pierwszy tam trafi. To co Styles gotowy na śmierć? - wystawił broń w moją stronę - Jakieś pożegnanie z rodzinką czy coś w tym stylu, nic? Cóż, no dobrze. - zamknąłem oczy, czekając na strzał. Poddaję się, niech się dzieje co chce. Skrzywdzę tym swoją rodzinę, ale już dawno powinienem otrzymać karę za swoje czyny. - Pożegnajmy się z Harrym Stylesem.
- Gemma nie! 
Nagle usłyszałem głośny strzał, jednak nie poczułem nic. Żadnej strzały, która by mnie zabiła. Otworzyłem oczy i zorientowałem się, że Thomas zniknął. Po chwili koło mnie przebiegła zapłakana matka, klękając na ziemi. Przed sobą ujrzałem Gemmę. Leżała na ziemi, zakrwawiona. 



Od autorki: Witam z pierwszym rozdziałem w 2016 roku! Mam nadzieję, że każdy z was wyszalał się w Sylwestra ツ Co do opowiadania robi się coraz ciekawiej, historia się bardziej rozkręca i z nowymi rozdziałami będzie już więcej zaskoczenia. 

A i najważniejsze! Dzisiaj mija rok odkąd założyłam tego bloga! Dziękuję bardzo wszystkim za ponad 109,300 wyświetleń! To jest moje największe osiągnięcie i jestem naprawdę z tego powodu dumna. To mój pierwszy blog i pomimo iż nie mam wielkiego talentu do pisania, udało mi się! To naprawdę cudowne uczucie mieć taki wynik przez cały rok pracy. Napisałam już ponad 70 rozdziałów w 2015 roku! To jest kosmicznie dużo jak dla mnie! Wow! 
Z racji tego chciałabym podziękować wam wszystkim. Tym, którzy czytają to opowiadanie i sprawiają, że moja praca nie idzie na marne. Jeszcze raz bardzo dziękuję! 

 No to tak ode mnie Szczęśliwego Nowego Roku! By był chodź trochę lepszy od poprzedniego! ;*

Pozdrawiam :) x

8 komentarzy:

  1. Jakie ją miałam Ciary na końcu!
    Błagam aby Gemma nie umarła!
    A tak wgl to kiedy Harry dowie się o ciąży?
    Zamiast Gemmy o wiele lepiej by było widzieć Thomasa całego we krwi ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak zawsze skończyło się w najlepszym momencie xD Mam nadzieję,że Gemma przeżyje :)/Natalia

    OdpowiedzUsuń
  3. masz talent! :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Błagam powiedz mi ze Gemma będzie żyła, ona nie może umrzeć.. niech Harry w końcu zabije Thomasa bo już mnie denerwuje ;-; mam też nadzieję ze Harry dowie się o ciąży, weny kc /Ronnie :*

    OdpowiedzUsuń
  5. To prawda ,ze Louis i Elenor nie są razem ?

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się działo pod koniec
    Mam nadzieję że Harry dowie się o dziecku
    Buziaczki

    OdpowiedzUsuń
  7. Co to za opowiadanie gdzie główni bohaterzy nie są już razem ;-; mam nadzieję że Vanessa i Harry znów będą szczęśliwą parą i będą wychowywać wspólnie ich dziecko :)

    OdpowiedzUsuń