Na samym wstępie chciałabym przeprosić za nie dodanie tego rozdziału w minioną sobotę. Nie miałam siły go dodać w weekend ze względu na świąteczne przygotowywania oraz remonty w domu. Chciałabym aczkolwiek, żebyście okazali mi trochę szacunku i na następny raz byli bardziej cierpliwi. Jeśli rozdział nie pojawi się w dany dzień oraz nie będzie żadnej informacji o nim to nie ma powodu do paniki. Prędzej czy później, poinformuję was o zmianach. Nic was nie ominie x
~*~
*Perspektywa Christophera*
Noc była ciemna, nieprzenikniona. Niebo zasnuły ciężkie, czarne chmury, wśród których rzadko kiedy można było dostrzec blask księżyca. Zegar wskazywał północ. Siedziałem przy oknie, pracując nad swoim kolejnym artykułem do gazety o który szef mnie poprosił w pracy. Nie spuszczałem wzroku z szyby, a raczej z tego, co za nią jest. Widziałem sąsiadkę spacerującą z psem, gdyż nie lubiła porannego ruchu. Kawałek dalej jakiś chłopak wracał do domu z imprezy. Liść zleciał na chodnik, a jedna z lamp nagle zgasła. Byłem naprawdę zmęczony tym całym dniem, który poświęciłem tylko na pracę. Miałem ochotę położyć się spać, ale nie mogłem przerwać tego co zacząłem. Musiałem dokończyć wszystko do danego terminu.
Robiąc sobie krótką przerwę od pisania, wszedłem do kuchni by czegoś się napić. Nie robiłem zakupów już od jakiś czterech dni, więc jedyne co mi w lodówce pozostało to sok pomarańczowy. Nagle zauważyłem światło przelatujące przez okno z salonu, jednak od razu zgasło po kilku sekundach. Otworzyłem drzwi wejściowe by sprawdzić o co chodzi. Po chwili zdałem sobie sprawę, że był to jednak zły pomysł.
- Jeszcze nie śpisz? - ze sportowego samochodu wysiadła charakterystyczna blondynka z wielkim uśmiechem na twarzy - A może cię obudziłam?
- Czego tu znowu szukasz, Rebecca? - jeknąłem, zamykając drzwi za sobą - Jeśli znów prosisz mnie o pomoc w znalezieniu Thomasa to lepiej sobie kurwa odpuść.
- Jesteś strasznie dla mnie nie miły - podeszła do mnie, wciąż nie przestając się uśmiechać - Nie chcę twojej pomocy. Już jej nie potrzebuję.
- To w takim razie z jakiego powodu tu jesteś? - zaczerpnąłem powietrza, kiedy dziewczyna znalazła się zbyt blisko mnie.
- Chcę tylko porozmawiać - mówiła do mnie spokojnym tonem.
- A jest w ogóle o czym?
- Hm? Co powiesz na to, byśmy porozmawiali o twoim życiu? - Rebecca próbowała poprawić kołnierz od mojej koszuli, jednak szybko zatrzymałem jej zamiary, łapiąc ją za nadgarstek.
- Moim życiu?
- No tak. Wiesz, jest mnóstwo ciekawych rzeczy, które sprawiają, że twoje życie jest intrygujące.
- Nie wiem kurwa w jaką grę ze mną grasz, ale nie uda ci się to co planujesz.
- A skąd wiesz, że coś planuję? - westchnęła - Po co niby miałabym to robić?
- Bo jesteś podstępną dziwką, pracującą dla Thomasa, którą Styles przeleciał, bo ta chciała przyjemności? Wymieniać dalej?
- Ja nie wypominam ci błędów jakie zrobiłeś, bo przynajmniej mam szacunek.
- O ten szacunek to bym się kłócił - odpowiedziałem - A co do moich błędów to dwa różne światy w przeciwieństwie do twoich.
- O błędy też bym się kłóciła - puściła mi oczko.
- Gadaj czego chcesz i spierdalaj. Nie mam ochoty nawet na ciebie patrzeć.
- Chris, Chris, Chris. Czego nie zrozumiałeś w moich poprzednich wypowiedziach? Nie chcę od ciebie nic - blondynka okrążyła mnie, stając za moimi plecami - Chcę ci tylko przekazać kilka ważnych informacji, które na pewno cię z zaintrygują - szepnęła do mojego ucha.
- Wątpię, że będę tracił czas na te gówna.
- Daj mi szansę. Jesteśmy znajomymi, pracowaliśmy razem. Nie uważasz, że powinniśmy pozostać w dobrych relacjach?
- Dołączyłem do Thomasa, bo oboje chcieliśmy zemsty na tym samym człowieku. A to, że ty byłaś także jego wspólniczką, nie znaczy, że mam być teraz dla ciebie "dobrym znajomym", którego byś na pewno zabiła, gdyby twojemu szefowi tak bardzo na mnie nie zależało.
- Och, daj spokój - wywróciła oczami - Aż taka podła to nie jestem.
- Masz rację, nie jesteś - uśmiechnąłem się głupkowato - Jesteś jeszcze kurwa bardziej gorszą suką.
- Ty to umiesz wmówić kobiecie komplement - westchnęła zrezygnowana - To nie chcesz usłyszeć tego co mam do powiedzenia?
- Jedyne czego teraz chcę to jebanego spokoju, więc gdybyś mogła się stąd wynosić to byłoby naprawdę super - kontynuowałem zły.
- Cóż, nie to nie - udała się powoli do swojego czterokołowca - Ale szkoda, że nie będziesz mógł cieszyć się szczęściem swojej przyjaciółki, która właśnie znalazła miłość u boku Ryana. Tak, przy nim. Kojarzysz go może jeszcze? Ten facet ma głowę, nie prawdaż? - zaśmiała się, wsiadając do swojego auta. Stałem oszołomiony, obserwując jak pojazd oddala się, pozostawiając mnie.
Miałem ochotę rzucić w coś albo totalnie rozwalić. Złość przeleciała przez moje ciało, włączając we mnie złe emocje. Jak to kurwa Ryan? Jak on ją zna? W jaki sposób dobrał się do Vanessy? Co on planuje? Jak w ogóle on ją w sobie rozkochał? Mój umysł nie potrafił skupić się na jednym pytaniu. Ale Chris, kurwa. Skąd możesz mieć pewność, że ta suka mówi prawdę? Przecież nie mogę wierzyć od razu w to, co mi ktoś powie. Muszę mieć dowód by uznać to za prawdę.
Trzasnąłem drzwiami za sobą, próbując opanować myśli. Vanessa nie może się zakochać w takim człowieku jak Ryan. To podstępny chuj, który pewnie próbuje ją w coś wmieszać. Pracował dla Thomasa, więc już mam powód, że nie można mu wierzyć. Nie pozwolę by wszedł w życie Vanessy. Nie mogę pozwolić na to by Vanessa zakochała się w mężczyźnie, który był związany z tak podłym człowiekiem jak Thomas. To może się źle skończyć.
*Perspektywa Vanessy*
„Jesteś tym, czym jesteś. Świat
jest dla ciebie tym, czym uważasz, że sama jesteś. Zacznij od
zobaczenia, że świat jest w tobie, a nie ty w świecie. Cały świat nie
jest niczym innym jak odbiciem ciebie samej i przestań szukać błędu w
odbiciu. Nie możesz zmienić świata, zanim nie zmienisz siebie. Wszystkie
problemy pochodzą z umysłu. Przypomnij sobie, że nie jesteś
umysłem, a jego problemy nie są twoimi. Problem ludzkości tkwi w błędnym
używaniu umysłu.''
Wraz z Lily oraz Jonathanem, dzień wcześniej przyjechaliśmy do domku letniskowego naszego taty. Z rana udaliśmy się bardzo wcześnie na spacer by móc obserwować wschód słońca. Szlak początkowo wiódł wśród drzew, przez których konary zaczęły prześwitywać pierwsze słoneczne promienie. W zaciszu lasu nie było wiatru, jednak słyszeliśmy jego odgłosy wysoko ponad konarami. Gdy wyszliśmy na otwartą przestrzeń, wiatr wzmógł się znacznie. Cofnęliśmy się na skraj polany, by pod osłoną drzew obserwować wschód. Nocna szarość nieba ustąpiła już dawno lekko żółtawej barwie, która rozlała się wśród chmur, a z czasem zaczęła nabierać różowych odcieni. Milczeliśmy, pochłonięci widokiem budzącego się dnia. By to zobaczyć, warto było wstać tak wcześnie. Tymczasem niebo zupełnie się zaróżowiło, a miejscami róż łączył się z błękitem przechodząc w fiolet. Na twarzach poczuliśmy pochodzące od promieni ciepło.
- Nigdy nie sądziłem, że obudzisz mnie tak rano tylko po to by wyjść na spacer i podziwiać poranny wschód słońca - mruknął mój brat, który siedział na trawie obok mnie, gdy ja w tym czasie obserwowałam jak moja córka bawi się moimi palcami u dłoni, pomiędzy moimi nogami.
- Raz na jakiś czas, warto się z rana przewietrzyć - uśmiechnęłam się, dając mojemu kwiatuszkowi soczystego buziaka.
- Vanessa? Czy mógłbym cię o coś spytać? Od dawna mam do ciebie dużo pytać, ale nigdy nie miałem okazji cię o nie spytać, ponieważ zawsze ktoś nam przeszkadzał.
- Jasne, pytaj o co chcesz.
- Nawet o te bardziej prywatne sprawy?
- W jakim sensie? - odwróciłam do niego na chwilę głowę, kiedy usłyszałam jego wypowiedź.
- No wiesz, te miłosne części z życia.
- Chcesz rozmawiać o Harrym? - spytałam nagle, zaczerpując powietrza.
- Dawno nic mi o nim nie mówiłaś. Pasowałoby byś otworzyła się do mnie. Jesteśmy przecież rodzeństwem.
- Wiem, ale ja po prostu nie chcę byś się przejmował moimi sprawami. Wystarczająco dużo osób wie o tym co się stało.
- Ale ja jako twój brat, wiem najmniej i przez to muszę się dowiadywać wszystkiego od własnej matki by wiedzieć prawdę o przeszłości mojej siostry.
- Powiedziała ci wszystko? Co masz na myśli? Co takiego ci powiedziała?
- To że Harry nie żyje - odpowiedział - A ty mówiłaś mi, że wyjechał.
- Bo taka była prawda - westchnęłam - Harry wyjechał z kraju by odizolować się ode mnie.
- To w takim razie, kto go zastrzelił? Matka wspominała o tym okropnym zajściu w Miami.
- Jonathan rozumiem, że chcę się dowiedzieć, ale ja nie mam pojęcia. Nie chcę o tym myśleć. Mam ochotę o tym zupełnie zapomnieć, wymazać sobie pamięć najlepiej.
- Wiesz co mnie najbardziej boli? Że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej prosto w twarz. Mógłbym ci pomóc przejść przez to, bo w końcu jestem twoim bratem, tak? Chcę dla ciebie jak najlepiej, ale ty wciąż zapominasz o mnie.
- To nie tak, że zapominam. Po prostu czasami wstydzę się mówić tobie o moich problemach lub o tym co się kiedyś wydarzyło. Czuję, że życie mi się powoli układa, dlatego nie chcę psuć tego, powrotami do marnej przeszłości.
- Rozumiem cię. Jesteś moją siostrą i wiesz, że w każdej chwili możesz na mnie liczyć. I nie wstydź się, przyjść do mnie, wypłakać się i zwierzyć.
- Następnym razem przestanę myśleć o sobie i powiem ci wszystko, jeśli coś będzie mnie gryzło.
- I o to mi chodzi - uśmiał się - Mogę zadać ci jeszcze jedno pytanie?
- Czy kolejne pytanie też jest o Harrym?
- Niestety tak.
- No to mów.
- Co sądzisz o nim teraz? Przeszłaś trudne chwile - upadki, powroty, zdrada, rozstanie. Po tym wszystkim, jakie masz o nim zdanie?
- Odkąd mnie pozostawił, nigdy o tym nie myślałam na poważnie. Po zdradzie, uważałam go za najgorszego człowieka, przeklinałam go w myślach. Nie chciałam mieć z nim nic do czynienia, pragnęłam być tylko wolna. Teraz, sama nie wiem co mam o nim myśleć. Może moje zdanie o nim się trochę poprawiło, ale nie umiem stwierdzić czy ciągle się ono poprawia. Nie ukrywam, że wciąż czuję coś do niego, ale staram się zgasić to uczucie. Mam zamiar ułożyć sobie życie z kimś innym. Z kimś, kto będzie wiedział w stu procentach jak ważna dla niego jestem i z kimś, kto będzie miał jakieś plany wobec mnie. Chcę być pewna swojej przyszłości.
- Czego w takim razie oczekujesz od życia?
- Powiedziałabym, może szczęścia? Jak na przykład - wspaniałego, troszczącego się męża, dzieci, piękny dom wraz z ogrodem, coroczne wakacje. Po prostu chcę mieć powód do uśmiechu każdego dnia.
- Lubię w tobie tą zmianę - chłopak położył się na moich kolanach.
- Co? Jaką zmianę? - zaśmiałam się.
- Dorosłość. Myślisz już jak dojrzała kobieta.
- Zwalmy winę na doświadczenia, dobra? Bo to przez nie, tyle zmian jest w moim życiu.
- Niech ci będzie.
- Mama! Patrz! - Lily podbiegła do mnie ze ślicznym kwiatkiem w ręku.
- Jaki piękny, dziękuję - dziewczynka otrzymała buziaka w policzek.
- Dzieci są takie słodkie - stwierdził mój brat.
- Trochę w tym racji.
- Myślałaś o przyszłości Lily? Co jej powiesz na temat jej własnego ojca?
- Powiem prawdę? Ona zasługuje by wiedzieć jak postąpił jej własny ojciec i że nigdy nie miał pojęcia o jej istnieniu przed śmiercią.
- Sądzisz, że przyjmie to dobrze?
- To będzie dla niej trudne, ale wierzę, że się przyzwyczai.
- Szkoda mi jej z jednej strony. Każde dziecko zasługuje na obojgu rodziców.
- Nie mogłam pozwolić na to by Harry miał z nią jakikolwiek kontakt. Wyobrażasz to sobie teraz? Do końca życia musiałabym go znosić.
- Ale gdyby Harry żył, prędzej czy później musiałby się dowiedzieć o Lily. To w końcu jego córka, zasługuje na nią. Nie możesz myśleć tylko o sobie, Vanessa. Nie możesz mścić się na nim za błędy.
- Skąd wiesz, jakby postąpił? Mógłby zabrać mi córkę i co wtedy?
- Przestań wygadywać bzdury. Nigdy by ci tego nie zrobił, bo na pewno by wiedział jak bardzo matka jest ważna w życiu dziecka.
- Bronisz go?
- Nie bronię go. Po prostu stwierdzam fakty, bo nie masz pojęcia jak bardzo czymś takim, krzywdzisz tego człowieka. Rozumiem, że to co zrobił Harry, totalnie cię zniszczyło psychicznie, ale wy oboje macie takie same prawa do waszej córki i nikt nikomu nic nie może zabronić.
- Wujek! - Lily podeszła Jonathana od tyłu, owijając ręce wokół jego szyi.
- O ty mała spryciulo - chłopak zaśmiał się, a mała zaczęła uciekać, dając znak mojemu bratu by zaczął ją gonić.
~*~
„Twoje zadanie nie polega na szukaniu miłości, ale zaledwie na szukaniu i
znajdowaniu wszelkich barier w sobie, które przeciwko miłości
wzniosłaś.”
Wciąż nie potrafiłam zapomnieć o tym co się stało pomiędzy mną, a Ryan'em kilka dni temu. Nie umiałam nawet skupić się na swojej pracy, ponieważ w kółko myślałam o naszym pocałunku, który obudził we mnie tyle dobrych uczuć. Jednak coś nadal mnie trapiło co powodowało, że wciąż byłam niepewna dużo rzeczy. Od dłuższego czasu, nie czułam nic związanego z miłością, ale teraz gdy wreszcie udało mi się, po moim ciele przelatywał strach. Jakby z jakiegoś powodu, nadal bałam się zaufać komukolwiek. Wciąż miałam te złe przeczucia co do miłości, których jakoś nie zdołałam się jeszcze pozbyć. Jednakże, dużo osób mówi mi, że czasami nie warto słuchać głosu serca czy rozumu. Czasami po prostu trzeba jedynie sobie zaufać i pchnąć się do przodu. Takim sposobem, nie miałam zamiaru rezygnować z Ryan'a tylko ze względu na moje emocjonalne problemy. Miałam nadzieję co do nas obu.
- Twój ojciec kazał ci to przekazać - Cheryl weszła do gabinetu w którym przebywałam i położyła mi na biurku kilka dokumentów - Nadal nie skończyłaś z tymi? Kobieto, jak tak dalej pójdzie to nie skończysz tego do końca dnia - stwierdziła.
- Nie potrafię się skupić - westchnęłam, odkładając wszystko co miałam w ręku na blat biurka, po czym złapałam się za głowę.
- O czym myślisz? Nadal o tej sytuacji z Ryan'em?
- Tak, o niej.
- Wiesz co to znaczy? - spytała mnie dziewczyna.
- Co?
- Zakochałaś się w nim! - pisnęła uradowana - Poczułaś coś mocnego do niego!
- Bądź ciszej. Nie chcę by ktokolwiek to usłyszał - uciszyłam ją.
- Ten chłopak całkowicie ci przewrócił w głowie tym pocałunkiem. Mówiłam ci do cholery, że was coś połączy.
- Dobra, pocałował mnie, zwierzył się, że coś do mnie czuje, dał mi ten wiersz, który sam stworzył, ale kurde skąd mam wiedzieć, że on jest tym, którego potrzebuję?
- Sam fakt, że wyznał ci miłość w tak romantyczny sposób to już coś świadczy, Vanessa - usiadła na kanapę - Od tego faceta bije pozytywna energia! Znacie się już dobre kilka miesięcy. To wystarczająca ilość czasu by poznać tą osobę idealnie, więc nie dziwię się wam obojgu, że coś do siebie poczuliście. Większość czasu praktycznie spędzaliście ze sobą.
- Co sugerujesz? Co muszę teraz zrobić? Powiedziałam mu, że potrzebuję czasu by przemyśleć wszystko to co powiedział. Nie wiem jak przełknąć jego wyznanie. Jedyną osobą w której się zakochałam był mój były. Przed nim nie miałam nikogo.
- Po pierwsze, dziewczyno opanuj się i nie panikuj. Jeśli serio coś do niego czujesz to teraz wykręcisz jego numer i umówisz się z nim na spotkanie by wszystko przegadać. Chłopak na pewno niecierpliwie czeka na twój telefon. W końcu jako pierwszy wziął się na odwagę i powiedział ci, że cię kocha. Ma prawo być zdenerwowany. Być może odbiera to inaczej.
- Inaczej? Czyli?
- Ma wyrzuty sumienia, że może cię skrzywdził tym wyznaniem czy coś.
- To co mam robić? Nie mam pojęcia od czego zacząć.
- Pierw musisz zadać sobie pytanie czy chcesz się z nim związać. Jeśli tak to wszystko wtedy pójdzie już z górki.
- Nie wiem Cheryl! W tym problem. Ja nie wiem czego chce.
- Boże kobieto. Jesteś bardziej problemowa niż myślałam - brunetka stanęła przede mną - W sobotę mija siedmiolecie naszej firmy, więc z tej okazji, twój ojciec urządza bankiet w swojej willi, którą na chwilę wynajął.
- A ten bankiet to nie miał być z okazji nawiązania współpracy z firmą Payne?
- No tak niby miało być, ale sam Liam Payne ją przełożył ze względu na brak czasu. Mniejsza z tym. Trzeba być tam elegancko, bo wiesz, na pewno pojawią się super bogaci ludzie, więc trzeba zrobić jakieś wrażenie. W takim razie, poproś Ryan'a by poszedł z tobą no wiesz, jako twój partner. Wtedy będzie idealny moment na zbliżenie się do niego.
- Jesteś genialna, Cheryl - uśmiechnęłam się.
- No wiem, że jestem - przytuliła mnie.
- Cześć. Przepraszam, że przeszkadzam - usłyszałam znajomy głos. Skierowałam swój wzrok na drzwi wejściowe w których stanął mój przyjaciel Ashton - Spytałem się jakiegoś kolesia na korytarzu, czy wie może gdzie mogę cię znaleźć, więc wskazał mi ten gabinet.
- Ashton? Jezu, jak dobrze cię widzieć. No co ty, nie przeszkadzasz - podeszłam do niego, obejmując mężczyznę.
- To może ja już pójdę. Porozmawiamy później, Vanessa - przyjaciółka puściła mi oczko, po czym opuściła pomieszczenie, kierując się do recepcji.
- Nawet nie wiesz jak dobrze cię widzieć - oznajmił.
- Ciebie też. Wyjechałeś na kilka miesięcy do Amsterdamu. Jak było?
- Naprawdę fantastycznie. Poznałem tylu wspaniałych ludzi, a to miasto jest po prostu piękne. Wszystko zresztą tam jest cudowne.
- To się cieszę, że miałeś super wakacje.
- A co u ciebie? Słyszałem, że dużo mnie ominęło? - brunet zajął miejsce na czarnej kanapie.
- Co takiego?
- Myślałem, że mi powiesz.
- Ale co dokładnie? - uśmiałam się, pakując artykuły z teczek.
- No więc, Zayn poinformował mnie, że odkryliście trumnę Stylesa, która była pusta. On uważa, że Harry jednak żyje. Znaczy, wy wszyscy tak uważacie, prawda?
- Kilka tygodniu temu, ktoś mnie nachodził i śledził, wszędzie gdzie się byłam. Znajdowałam różne kartki z jakimiś wiadomościami, jakby zostały one napisane przez Harry'ego. Pewnego dnia, wyszłam ze znajomym do restauracji i zauważyłam tego samego człowieka, którego ciągle napotykałam. Był dokładnie kilka stolików dalej od nas i kiedy zorientował się, że go obserwuję, ulotnił się, ale ja postanowiłam go śledzić. Uciekł mi, ale po drodze zgubił okulary. Były to te same co nosił Harry. Te same od Ray-Bana.
- To dziwne, ale nie rozumiem jednak jednego. Jeśli on na serio żyje to czemu upozorował swoją śmierć?
- Wszyscy z nas zadają sobie to samo pytanie, a uwierz mi. Też chciałabym to wiedzieć.
- To ma być jakaś zemsta na nas? Nie rozumiem, przecież nic mu złego nikt z nas nie zrobił, prawda? - kiwnęłam jedynie głową - W ogóle, hej Vanessa? Jak zareagowałaś na to? No wiesz, twój były nagle żyje.
- Chcesz wiedzieć na serio jak zareagowałam? Płakałam całe noce, nie umiałam skupić się na pracy, brałam tabletki. Obarczałam się nawet za to wszystko winą.
- Winą? Czemu. Za co?
- On krzywdzi nas ze względu na mnie. Jestem tego pewna.
- Wygadujesz kompletne bzdury. Znam Stylesa dobre kilka lat i nie wierzę, że byłby w stanie to zrobić - odpowiedział szybko - Jaki jest plan? Mamy w ogóle coś?
- Chłopaki próbują skontaktować się z Jasperem, ale na nic.
- Chuj pierdolony - zaklnął - Trzeba było go od razu przejrzeć. Nic o nim nie wiedzieliśmy.
- Ashton, nie cofniesz teraz niczego.
- Chcę się odegrać na Stylesie. Ja i Zayn chcemy go za wszelką cenę znaleźć. Nikt nie będzie robił z nas debili.
- Ale czy jest sens szukania go? Spójrz na to z innej strony. Jeśli od ponad roku czasu, nie odzywa się to na cholerę teraz uganiać się za nim? Widocznie nie chce mieć z nami kontaktu.
- Ten facet coś kombinuje. Jestem tego pewien. Musimy się dowiedzieć co.
- Nie mieszam się w sprawy dotyczące Harry'ego, więc mnie w to nie angażuj.
- Ale czemu? Przecież chcesz go odnaleźć.
- Nie chcę, Ashton. Zrozumiałam, że nie mam po co. Nie mogę wchodzić do tej samej rzeki dwa razy. Chcę ułożyć sobie życie. Być szczęśliwa z kimś innym. Jeśli Harry pojawi się w moim życiu, wszystko szlag trafi, a ja nie chcę mieć z nim nic wspólnego - mówiłam - Owszem chciałam tak jakby zemsty, ale nie chcę pogarszać niczego. Rozeszliśmy się w swoje strony i nie ma powodu by powracać do tego co było.
- Styles zasługuje na karę. Przez cały rok, nie umiałaś o nim zapomnieć. Mieszał ci w głowie, a co na dodatek jeszcze cię nadchodził. Tak nie powinien postępować normalny mężczyzna.
- Nasze rozstanie jest dla niego karą i niech tak pozostanie. Odwołajcie to co macie zamiar zrobić i powiedźcie Zayn'owi, że na nic się nie zgadzam. Macie pozostawić tą sprawę w spokoju.
- Jesteś tego pewna? - spytał.
- Muszę patrzeć przyszłościowo. To dla dobra Lily i mojego.
- Dobra. Jak chcesz. Porozmawiam z chłopakami i dam ci znać. Wiem, że chcesz dobrze, dlatego szanuję twoją decyzję.
- Dziękuję, że zrozumiałeś. Z Zaynem było trudniej - odparłam.
- Jak to? Było coś pomiędzy wami?
- Jeśli masz na myśli kłótnię to tak, oczywiście. On nie potrafi myśleć racjonalnie na ten temat.
- Ludzie robią błędy, nie miejmy im to za złe
- Z resztą, racja.
- Mam zamiar jechać teraz do Malika. Chcesz bym mu coś jeszcze przekazał?
- Nie. Tylko to co mówiłam.
- Nie ma sprawy. Zadzwonię jak będę w pobliżu ciebie to umówimy się na kawę czy coś.
- Jasne. Tylko najlepiej w weekendy, bo w dni robocze pracuję.
- Spoko. To jesteśmy w kontakcie, tak?
- Tak - uśmiechnęłam się za chwilę przytulając bruneta.
- To do zobaczenia. Pozdrów małą ode mnie.
- Jasne, do zobaczenia.
~*~
Spoglądając w dół z budynku firmy i obserwując biegnących ludzi, których
nagły deszcz zaczął moczyć, rozmyślałam nad tym jak odezwać się do Ryana po ostatnim co nas spotkało. Bałam się wykręcić do niego numer. Z jakiegoś powodu myślałam, że mężczyzna ma już o mnie inne zdanie. Będę zresztą szczera. Byłam głupia w sprawach miłosnych. Nigdy tak naprawdę nie wiedziałam czego oczekuję od życia albo drugiej osoby. Cholernie zależało mi na rozmowie z Ryan'em, ale nie byłam pewna czy zrobić ten pierwszy krok.
Nagle zdziwiona, przez okno zobaczyłam Ryana we własnej osobie, siedzącego po drugiej stronie ulicy na ławce, dokładnie przed firmą. Z dziwnego powodu, nie ruszał się z miejsca pomimo deszczu. Był cały przemoknięty. Przejęta, szybko udałam się na dół przez windę by móc dowiedzieć się o co chodzi. Cheryl akurat musiała
zerwać się z pracy wcześniej, dlatego nad recepcją panował ktoś inny.
Stanęłam przed szklanymi ogromnymi drzwiami, obserwując bruneta po drugiej stronie, który wciąż nie miał zamiaru ruszać się ze swojego miejsca. Wszyscy ludzie, którzy obok niego przechodzili, gapili się na niego jak na idiotę. Po chwili zauważyłam jak chłopak co kilka minut sprawdza swoją komórkę. Czemu on to robi? Gdzie jego samochód? Dlaczego nie wraca do domu? Nie miałam sił zadawać sobie kolejnych pytań. Musiałam podjąć ten jedyny krok. Wyciągnęłam swój telefon z kieszeni, od razu wykręcając numer do przyjaciela. Przykładając komórkę do ucha, obserwowałam również mężczyznę z naprzeciwka.
- Vanessa? - usłyszałam jego zachrypiały głos.
- Ryan, co ty wyprawiasz? Czemu nie skryjesz się przed deszczem? Zmokniesz.
- Widzisz mnie? Jesteś teraz w firmie?
- Tak, jestem przy wejściu - brunet spojrzał w moją stronę, a na jego twarzy zauważyłam lekki uśmiech - Chodź do firmy, nie chcę byś zmókł.
- I tak już jestem zmoknięty - westchnął - Cieszę się, że postanowiłaś do mnie zadzwonić.
- Wejdź do firmy, słyszysz? Nie wiem co ty robisz, ale nie pozwolę ci tak siedzieć. Ci ludzie przechodzący obok ciebie, myślą, że jesteś jakiś chory.
- Nie obchodzą mnie co oni sobie o mnie myślą.
- Ryan, proszę - odparłam.
- Martwisz się o mnie?
- Zwariowałeś? Oczywiście, że tak. Wstań stamtąd i chodź. Jest zimno i na dodatek pada deszcz. Naprawdę się przeziębisz.
- A jak bardzo chcesz bym do ciebie przyszedł? - usłyszałam jego charakterystyczny śmiech.
- Czy ty się wygłupiasz? Ryan to nie jest śmieszne. Nie chcę byś zmókł i się przeziębił.
- Czyli to ma znaczyć tak na dziewięćdziesiąt pięć procent?
- No już, chodź tutaj - sprawił, że sama się zaśmiałam z jego głupiego zachowania.
- Idę słońce - ujrzałam jak przyjaciel uśmiecha się do mnie, po czym rozłącza się z połączenia.
Ryan wstał z ławki, a z jego ubrań zaczęła kapać woda. Obejrzał się w dwie strony by upewnić się czy nic nie utrudnia mu przejścia przez ulicę, po czym biegiem, dotarł na chodnik po drugiej stronie. Skręcił w odpowiednie drzwi, a następnie znalazł się naprzeciwko mnie.
- Jesteś naprawdę walnięty.
- Hej, obrażasz mnie - uśmiał się.
- Mówię serio. Zobacz jak wyglądasz - oznajmiłam - Powiedz, że masz chociaż jakieś zastępcze ubrania.
- A jeśli powiem, że nie mam? - chłopakowi, uśmiech nie schodził z twarzy - Wcześniej nie planowałem, że będę tam siedział i to w deszczu.
- Powinnam dać ci w twarz, wiesz? - zaśmiałam się - Chodź, mój ojciec na pewno ma jakieś ubrania w biurze.
- Chcesz bym nosił ubrania twojego ojca?
- A co w tym złego?
- Nie będzie miał mi za to za złe?
- Jego tu nie ma tak czy siak. Chodź - złapałam go za dłoń i poprowadziłam do pokoju - Powinno coś być w szafie.
- Mówiłem ci już jak pięknie dziś wyglądasz? - mężczyzna przelatywał mnie wzrokiem na co z trudem musiałam ukryć rumieńca.
- Pani Businesswoman zawsze musi tak wyglądać - zaśmiałam się, podając mu ubrania.
- Te spodnie są od garnituru - jęknął - Nie masz czegoś innego?
- No wybacz, ale nie znajdziesz tu jeansów - odparłam.
- Gdzie mogę, no wiesz, ściągnąć te mokre ciuchy?
- Tutaj. Ja wyjdę na korytarz. Jak skończysz to powiedz - poinformowałam, a następnie od razu wyszłam za drzwi. Po kilku minutach, usłyszałam głos Ryana.
- Sweter oraz eleganckie spodnie do garnituru. Niezłe połączenie - nie przestawałam się śmiać.
- W końcu to zasługa stylistki - chłopak puścił mi oko, podchodząc do mnie - Ale dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co - wyminęłam go, siadając na kanapie - Ryan?
- Hm? - brunet spojrzał na mnie.
- Czemu tam siedziałeś? Czemu nie miałeś zamiaru gdzieś się schować przed deszczem?
- Po co? To tylko deszcz.
- Tak wiem, ale czemu? Z jakiego powodu siedziałeś na tej ławce?
- Czekałem.
- Na kogo?
- Na ciebie - odparł, siadając obok mnie.
- Na mnie? Nie rozumiem - patrzyłam w jego tęczówki, poszukując odpowiedzi.
- Chciałem móc z tobą porozmawiać. Czekałem do dziewiętnastej godziny, ale nie pokazywałaś się. Pomyślałem, że może nie pojawiłaś się dziś w pracy.
- I to tylko dlatego tam siedziałeś?
- Chciałem także do ciebie zadzwonić, ale nie miałem na tyle odwagi by spytać cię co myślisz o tym, co się ostatnio stało pomiędzy nami. Pomyślałem, że może potrzebujesz więcej czasu.
- Nie mogę uwierzyć, że mokłeś tam przeze mnie - wstałam z czarnej kanapy, stając przed wielkim oknem - Oszalałeś!? Nie możesz robić takich rzeczy.
- Czemu nie? - chłopak również wstał na nogi by podejść do mnie.
- Bo po prostu nie - odwróciłam się do niego przodem - Ryan, nie chcę byś robił takich rzeczy po raz kolejny. Martwiłam się, że załamałeś się emocjonalnie.
- Hej, Vanessa. Doceniam to co dla mnie zrobiłaś - położył dłoń na moim policzku - Wiem, że zrobiłem głupotę i wiem, że od razu mogłem wejść do firmy i cię poszukać, ale myślałem w przód. Nie chciałem cię naciskać po tym co mi powiedziałaś. Chcę dostać twoją odpowiedź, ale kiedy ty będziesz na to gotowa.
- Boże, jesteś wariatem - przytuliłam mężczyznę, mocno się w niego wtulając.
- Bo tylko wariaci są czegoś warci, nie prawdaż?
- Masz rację - ucałowałam bruneta w policzek - Mam do ciebie pytanie.
- Tak?
- Mój ojciec organizuje bankiet z okazji siedmiolecia swojej firmy. Czy nie zechciałbyś pójść ze mną?
- Oczywiście, że chcę towarzyszyć tak pięknej damie - uśmiechnął się, ukazując szereg zębów - Kiedy to jest?
- W sobotę, ale zadzwonię do ciebie jak wszystkiego się dowiem. Umówimy się co i jak.
- Cieszę się, że mogę być twoim partnerem do tańca - uśmiechnął się, po czym złapał moją dłoń i uniósł ją do góry - Mam nadzieję, że umiesz tańczyć do angielskiego walca.
- Każdy powinien umieć - uśmiechnęłam się, kiedy jego drugą dłoń znalazła się na moim biodrze - Masz zamiar tu ze mną tańczyć?
- Oczywiście. No chyba, że damie nie podoba się mój niedobrany do okazji, sweter?
- Ależ nie - uśmiałam się, kiedy zaczęliśmy tańczyć po pokoju, co chwila śmiejąc się od ucha do ucha. Ryan był jak maszyna, która automatycznie potrafiła poprawić mi humor - Jesteś w tym naprawdę dobry.
- A w czym ja nie jestem? - ucałował mój czuły punkt za uchem, po czym obrócił mną, tak, że za chwilę wpadłam w jego ramiona. Spojrzałam w piękne oczy chłopaka od których trudno było się oderwać. Czułam totalne ciepło od jego ciała od którego najchętniej nigdy bym się nie oderwała. Byłam zahipnotyzowana jego podejściem do mnie. Nim całym byłam zachwycona - Ziemia do Vanessy, halo? - machnął mi dłonią przed oczami - Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Zamyśliłam się.
- Zdążyłem zauważyć - odparł wciąż uśmiechnięty - Pora już wracać do domu. Jest po dwudziestej, a ja nie chcę ci zabierać więcej czasu.
- Nie przesadzaj.
- Co mam zrobić z tymi ubraniami? - zapytał spokojnie.
- Weź je ze sobą?
- A twój tata?
- Wszystko mu potem wytłumaczę, nie martw się o to.
- Jesteś cudowna, dziękuję - brunet pozostawił małego całusa na moim czole, po czym pomógł mi zebrać moje rzeczy.
*Perspektywa Ryana*
Pozytywną energię Vanessy odczuwałem nawet z drugiego końca biura. Dziewczyna była ciągle uśmiechnięta co sprawiało, że nawet sam nie umiałem ściągnąć uśmiechu ze swojej twarzy. Pomysł z siedzeniem na ławce w deszczu z jednej strony był jednym z moich najgłupszych pomysłów jakie przyszły mi do głowy, ale z drugiej strony, dowiedziałem się, że naprawdę jej na mnie zależy. To nie był test. To było przeznaczenie na które wyczekiwałem oraz marzyłem kilka lat. Teraz wreszcie udało mi się zrozumieć, dlaczego Styles się w niej tak łatwo zakochał. Ona ma w sobie coś, czego inne laski nie mają i to mnie najbardziej intrygowało.
- Myślę, że już wszystko mam - oznajmiła, zakładając swoją torebkę na ramię.
- Jesteś pewna?
- Tak.
- Sprawdź.
- Czemu się tym tak przejmujesz? I tak tu wracam.
- No wiem. Po prostu chciałem mieć pretekst by się na ciebie dłużej popatrzeć - przyznałem od razu.
- Aż tak źle wyglądam? - zażartowała, podchodząc do mnie.
- Wyglądasz jak anioł tylko taki bez skrzydeł.
- Chodź już dowcipnisiu - złączyła nasze palce u dłoni razem, po czym wyprowadziła nas z gabinetu. Na korytarzu praktycznie nikogo nie było. Z tego co mi wcześniej powiedziała to większość przebywa na górze - Odwiozę cię do domu, bo niestety zapomniałeś przyjechać swoim samochodem - spojrzała na mnie.
- Ale pozwolisz, że to ja poprowadzę twojego Mercedesa dziś, prawda? - przybliżyłem się do niej znacznie bliżej niż zazwyczaj.
- Musisz zasłużyć - odpowiedziała takim seksownym głosem, że aż po moim ciele przeszły ciarki. Cóż za kobieta - Chris - usłyszałem nagle to imię, które było wypowiedziane przez moją znajomą - Co ty tu robisz? - uniosłem wzrok, napotykając znajomą mi osobę.
- Tak myślałem, że cię tu jeszcze zastam - odpowiedział na co Vanessa błyskawicznie puściła moją dłoń, co przyznam, mnie trochę zdziwiło.
- Właśnie wracaliśmy do domu.
- Wracaliście? - komuś tu zaraz kurwa żyłka pęknie.
- Tak. Mam zamiar odwieść mojego przyjaciela do domu. Ryan poznaj Chrisa, Chris poznaj Ryana - facet z niechęcią wymalowaną na twarzy, uścisnął ze mną dłoń.
- A co wy tu robicie tak późno? Nie powinnaś być już w domu?
- Praca się przeciągnęła.
- Och, rozumiem.
- To my będziemy lecieć. Złapiemy się później. Trzymaj się - dziewczyna ruszyła do drzwi by móc dostać się do swojego pojazdu.
- Trzymaj łapy z dala od niej albo tego gorzko pożałujesz - warknął Chris, kiedy przeszłem obok niego. Korzystając z okazji, w drodze złapałem brunetkę ponownie za rękę by zrobić temu Chrisowi na złość. Niech łyka tą swoją jebaną zazdrość.
Od autorki: Cześć cześć, witajcie. Mam dla was wspaniałą wiadomością, która ucieszy większości z was. Z racji tego, że w Australii, w kraju w którym mieszkam, zaczęły się wakacje od 15 Grudnia, ogłaszam, że rozdziały będą się pojawiały w krótszym czasie niż 2 tygodnie. Muszę dojść wreszcie do głównych rozdziałów, więc nie mam zamiaru rozwijać się ze wszystkim jeszcze cały rok (choć zobaczymy ile mi jeszcze pomysłów przyjdzie przed totalnym zakończeniem opowiadania)
No więc, Święta Święta tuż tuż. Zdecydowanie mój ulubiony czas w roku. Chciałabym wam wszystkim tutaj życzyć zdrowych, wesołych i pogodnych Świąt Bożego Narodzenia. Niech będą
one okazją do zadumy, ale i radości z rodzinnego spotkania. Niech
przyniosą wytchnienie od codziennych zmagań i trosk. Prezentów bez liku i choinki do sufitu! Uśmiechajcie się jak najwięcej i cieszcie się tym co was otacza. Przesyłam dużo buziaków! :) x
Jeśli ty, tak ty, to teraz czytasz to napisz coś w komentarzu by pokazać mi, że nadal tu jesteś i wierzysz w całkowity zbieg zdarzeń w opowiadaniu! Pokaż, że wspierasz mnie w 100%. Wyładuj się tutaj - może to być pozytywny albo negatywny komentarz. Twoja decyzja!
Mam nadzieję, że do następnego, ostatniego już w tym roku rozdziału! Wpadnijcie tutaj z powrotem w Czwartek, 29 Grudnia! :) x
Świetny rozdział!;*/Natalia
OdpowiedzUsuńHej, hej! Tak, przyznam, nie było mnie tu długo... Przepraszam. Mam taką cichutką, malutką nadzieję, że zauważyłaś moją nieobecność i brak moich komentarzy. Wzięłam się trochę za naukę, bo jakoś zdać trzeba :D Hah, to może pruderyjność, ale ciii... Szczerze nie miałam w ogóle ochoty włączać internetu i siedzieć godzinami szukając opowiadań. Choć wiesz, moim skromnym zdaniem i tak nie znalazłabym czegoś lepszego od tego cuda. Ciągle myślę, że to "zniknięcie" Harry'ego nie jest przypadkowe, a może się mylę. Ryan... Niby taka pozytywna i kochana osoba, hmm? Jakoś nie polubiłam tego szarmanckiego mężczyzny. W moim, jak i tym vanessowym serduszka zawsze będzie Stylesiątko �� Naprawdę Cię przepraszam, bo widzę, że nikt się nie fatygował... Jednak jest takie myślenie, że chociaż w najmniejszym stopniu to doceniasz i ta końcówka była o mnie... Ale! Pamiętaj, zawsze będę z Tobą, do końca tego genialnego fanfiction. Kurczę... Twój styl pisania według mnie z każdym rozdziałem się poprawia. Bynajmniej nie twierdzę, że był zły ;) To niesamowite dla mnie zjawisko czytać coś tak zniewalającego z rosnącą ciekawością od miesięcy! Słoneczko Ty moje, na dziś ode mnie to tyle, będę cierpliwie czekać na kolejne rozdziały. Nie martw się żadnymi opóźnieniami czy brakami chęci. Sama kiedyś próbowałam pisać coś własnego, ale skończyłam po opublikowaniu szóstego rozdziału �� Warto dodać, że ich długość to była ½ tych rarytasików :3 Także trzymaj się, Skarbeńku, do następnego ������
OdpowiedzUsuń