*Perspektywa Christophera*
Nigdy nie zdawałem sobie sprawy, że Ryan może być jednak dla mnie poważnym zagrożeniem. Jego nagłe wtargnięcie do życia Vanessy, naprawdę poruszyło góry. Miałem dużo przypuszczeń, że to co się teraz dzieje, jest jedynie planem Thomasa, w którym jego przyjaciel gra dość dużą rolę. Ale z drugiej strony, widziałem na własne oczy, jak Ryan postanawia pójść na własną rękę. W jego oczach, było widać tą skrytą nienawiść, którą ukrywał przez długi okres czasu. Dlatego byłem nie co zmieszany co do prawdy, ukrytej za jego dziwnym, można powiedzieć, odmiennym zachowaniem. Szczerze to nigdy dobrze nie poznałem Ryana, więc nie miałem nawet pojęcia jaki jest naprawdę. Choć to nie znaczy, że zamierzałem mieć do niego jakikolwiek szacunek. Rzecz w tym, że on od zawsze był wplątany w jakieś pojebane plany Thomasa, dlatego nie miałem innych przypuszczeń na to, że teraz może być inaczej. On był dla mnie wystarczająco podejrzany co to tego. Wiedziałem, że w takim razie, musiałem być obok Vanessy i mieć pewność, że ten chuj, nic nie ma dla niej w zanadrzu. Od zawsze uznawałem, że w każdej sytuacji, jestem jej potrzebny, ponieważ zdecydowanie za dużo kręciło się wokół niej spraw o których nie potrafiłem przestać myśleć. Ona była dla mnie za bardzo ważna by pozwolić komuś nieznajomemu od tak wejść w jej życie bez dobrych intencji. Dlatego Ryan był dla mnie dzwonkiem alarmowym, oznajmującym, że coś się dzieje niepokojącego. Od tak, nie przyczepił się do Vanessy tylko po to by móc udawać dobrego przyjaciela. Musiał mieć dobry powód, dlaczego jest tak bardzo blisko niej. Czułem, że coś złego kroi się pomiędzy nimi dwojga. I jeśli doszłoby do poważnej sprawy, takiej, że ona się w nim zakocha tak jak w Stylesie, stracę totalnie swoją jedyną cierpliwość. Nie miałem zamiaru wysyłać kolejnej osoby do nieba, czy tam piekła jeśli istnieje i mieć kolejne wyrzuty sumienia. Tym razem, podejdę do tej sprawy z dobrym spokojem. Jeśli nie zadziała, kto wie, co się stanie z tym jego głupim uśmieszkiem. Nie pozwoliłbym by Vanessa miała kontakty z kimś, kto pracował kiedyś dla naszego wspólnego wroga.
Wysiadłem ze swojego samochodu, dokładnie obserwując skromny domek mieszkalny stojący na przeciwko mnie. Mieszkanie zbudowane było z keramzytu, co naprawdę dodawało miłego uroku. Podeszłem do dużych drzwi wejściowych z przeszkleniem i przyłożyłem palce do dzwonka, naciskając na niego jedynie dwa razy. W mgnieniu oka, przede mną stanęła wysoka brunetka, ubrana jedynie w granatowe jeansy oraz czarną bluzę z kapturem na której widniał napis jakieś znanej marki, zajmującej się modą. Włosy zaś miała związane jedynie w niechlujnego koka. Otworzyła całkowicie drzwi, promiennie posyłając mi swój uśmiech.
- Nie spodziewałam się tu ciebie - od razu odchrząknąłem na słowa Mirandy - Nie codziennie mamy okazję razem porozmawiać.
Przyszłem z wizytą do niej by móc wypytać ją o Vanessę i Ryana. Chciałem sprawdzić czy może ona będzie coś wiedzieć, co jest pomiędzy nimi dwojga. Musiałem być pewny swoich przemyśleń.
- Masz rację i zdaję sobie z tego sprawę, że ostatnio nasze relacje pogorszyły się oraz że nie są już takie jak kiedyś, ale mam nadzieję, że pozwolisz mi to naprawić - schowałem ręce za plecami, nie spuszczając wzroku z dziewczyny.
- Doceniam to, że wreszcie postanowiłeś naprawić parę rzeczy.
- Rzecz w tym, że od pewnego czasu, jestem odrobinę zapracowany i najchętniej nie opuszczałbym domu. Wiesz, bo ja...
- Będziesz tak tu stał i się tłumaczył ze swojego zachowania czy wejdziesz po prostu do środka byśmy mogli na spokojnie wszystko omówić? - przerwała mi, ciągle nie zmieniając wyrazu swojej twarzy. Miranda od zawsze była troskliwą i opanowaną kobietą, która starała się zrozumieć każdego. Nigdy nie otrzymałem od niej żadnego odrzucenia. Po prostu w każdej chwili mogłem do niej przyjść, otworzyć się z myślą, że obdaruję mnie jakąś pozytywnie motywującą radą. Nie była wybredna. Wiecznie miała czas dla swoich bliskich i to w niej doceniałem najbardziej.
- A co z Zaynem? Wiem, że on, no wiesz, nie przepada za mną aż tak by móc mnie znieść w waszym mieszkaniu. Założę się, że jestem ostatnią osobą, którą chciałby tutaj akurat widzieć - tłumaczyłem się jak głupi, choć i tak przyjaciółka zorientowała się już nie od teraz, że jej chłopak, nie jest do mnie pozytywnie nastawiony.
- Nie ma go w domu. Wyszedł niedawno z chłopakami, więc nie ma potrzeby byś czuł się u mnie nie swojo. To jak, wejdziesz? - brunetka przepuściła mnie bym mógł przejść do środka. Rozejrzałem się po mieszkaniu z nieukrywalnym, lekkim zaskoczeniem, podziwiając panujący tu porządek. Wszystkie drobne rzeczy, poukładane były w specjalnych miejscach lub na szafkach, komodach czy stolikach. Nie zauważyłem nawet ani jednej brudnej szklanki czy kolorowego talerza, pozostawionego na widoczności. Nie sądziłem, że aż tak czysto Miranda potrafi mieć w domu i to jeszcze mieszkając z chłopakiem, który na pewno, aż tak bardzo nie przestrzega porządku jak ona. W przeciwieństwie do aktualnego mieszkania Vanessy, było tutaj znacznie czyściej, ale to tylko dlatego, że nie walały się tutaj po każdym pokoju, porozrzucane dziecięce zabawki.
- Napijesz się czegoś? - przemówiła przyjaciółka, gdy przenieśliśmy się do kuchni. W pomieszczeniu panował kolor zielony, który był widoczny na dobrze pomalowanych ścianach. Na nich wisiały precyzyjnie namalowane obrazy, przedstawiające popularne miasta krajów Europejskich, takich jak Francji, Grecji czy nawet Hiszpanii, Chorwacji oraz Włoch.
- Może jedynie kawy - odpowiedziałem, siadając przy drewnianym stole. Miranda od razu postawiła czajnik z wodą na gaz.
- Tą co zawsze? - wyciągnęła specjalne słoiki na kawę i cukier, zerkając co jakiś czas na mnie.
- Tak - kiwnąłem głową, wyciągając komórkę z kieszeni. Sprawdziłem czy przypadkiem nie dostałem żadnych ważnych wiadomości e-mail z pracy, ale co się okazało to jedynie pusto na poczcie. Zrezygnowany włożyłem telefon z powrotem do kieszeni, wcześniej jeszcze upewniając się która godzina.
- Opowiadaj co u ciebie. Dawno nic mi nie mówiłeś - brunetka, która dzisiaj wyjątkowo miała kręcone włosy, zalała kubek gorącym wrzątkiem, za chwilę kładąc go przede mną. Zajęła miejsce blisko mnie w dłoniach ściskając fioletowy kubek ze swoją cytrynową herbatą. To był jeden z ulubionych napojów Mirandy, choć ja nigdy nie mogłem zrozumieć, jak można pić ciepłą kwaśną wodę.
- Pracuję teraz cały czas, nawet w domu. Szef przeniósł mnie na dział polityki i teraz muszę skupiać się na artykułach związanych z nadchodzącymi prezydenckimi wyborami w kraju. Nie mam nawet do tego głowy, szczerze ci powiem.
- Ałć, polityka. Pamiętam swoje pierwsze lekcje w szkole. Kompletnie nienawidziłam tego przedmiotu. Moja mama musiała przenieść mnie na coś innego, bo nie wytrzymywałam. Nie dość, że miałam okropną jędzę jako nauczycielkę to jeszcze uczyć nie potrafiła co poskutkowało, że nic nie wyniosłam z żadnych lekcji.
- Polityka to też nie jest moja mocna strona, niestety. - uśmiałem się na jej odpowiedź - Ale cóż, nie zostaje mi nic jak pracować z nią. Może jak skończą się te wybory to szef przeniesie mnie na coś łatwiejszego. Teraz, nieustannie wrzuca mnie na głębokie wody. Rozumiesz, ciągle na te trudniejsze działy.
- Przechlapane, ale chyba dajesz sobie z tym trochę rady, co?
- Muszę, bo inaczej wylecę z pracy - dziewczyna parschnęła śmiechem. - A jak z tobą? Słyszałem, że za rok kończysz studia.
- Tak to prawda. Mój czas powoli dobiega końca. Przeszłam już wszystkie etapy opisane w zawodzie „lekarz medycyny".
- Czekaj? A ty przypadkiem nie chciałaś zostać fryzjerką? Skąd ci się wziął ten lekarz?
- Fryzjer to był mój wymarzony zawód w dzieciństwie - próbowała przestać chichotać - Postanowiłam zostać okulistą w przyszłości.
- Okulistą? Nie mówiłaś mi nic, że chcesz się uczyć w tym kierunku. Nie wiedziałem nawet, że kończysz studia medyczne.
- Bo nie pytałeś.
- Hej, ja mówię serio. Nie miałem pojęcia, że moja przyjaciółka ma zamiar zostać lekarzem. Zaskoczyłaś mnie - dotknąłem dłońmi swoich policzków - Jezu to w takim razie wielkie gratulację za osiągnięcia - automatycznie wstałem by móc przytulić lekko zaskoczoną dziewczynę.
- Nie chwaliłam się tym zbytnio. Jedynie Vanessa o wszystkim wiedziała.
- Oczywiście. A mnie nie miałaś zamiaru wcześniej o tym poinformować - westchnąłem, siadając z powrotem na krzesło - Bezustannie myślałem, że poszłaś na te studia co mówiłaś nam na swojej siedemnastce, że masz zamiar iść. W ogóle, ile trwają te twoje studia medyczne?
- Dokładnie to sześć lat, ale skróciłam je do pięciu ze względu na to, że mam zamiar przenieść się na kursy.
- Twoi rodzice powinni być z ciebie naprawdę dumni. Zostaniesz lekarzem tak jak oni.
- Moja mama od zawsze chciała bym poszła w kierunku medycyny. Dostaje się naprawdę nie małe pieniądze, a co do tego, ludzie traktują cię trochę o wiele lepiej niż w przypadku innych zawodów.
- Być może trochę w tym prawdy.
Brunetka wstała od stołu by móc umyć swój kubek po ulubionej herbacie. W chwili kiedy skończyła, z jednej z szafek wyciągnęła pudełko z mlecznymi herbatnikami. Od razu przypomniało mi się dzieciństwo. Gdy byliśmy młodsi, lubiliśmy wkładać te ciastka do gorącej czekolady.
- Brat Vanessy, Jonathan, mówił mi, że Vanessa jest teraz ciągle zajęta przez pracę i Lily. Słyszałam nawet, że mała poprawiła się z jedzeniem i już nie wydziwia tak jak kiedyś - ugryzła kawałek herbatnika, uważając żeby nie nakruszyć zbytnio na stole - Rozmawiasz z nią może, chodzisz do niej? Obie nie rozmawiałyśmy już od kilku dni, no wiesz, mamy swoje obowiązki, a wiem, że ty i ona macie lepszy kontakt, więc dlatego cię pytam - czyli tak naprawdę nic nie wie o tym co jej przyjaciółka wyprawia z Ryan'em?
- Nie chcę cię martwić, ale ostatnio spotkałem ją z jakimś kolesiem. Miał na imię Ryan. Widziałem ich obojgu w firmie, ostatniego wieczoru. Trzymali się razem za dłonie, więc pomyślałem, że...
- Nie. To nieistotne. Vanessa nie mogłaby się zakochać. W przeciwnym razie, nie teraz - podniosła się na nogi i podeszła do blatu o który się oparła.
- Czemu sądzisz, że ona się nie zakocha? - zapytałem spokojnie, widząc jej wyraz twarzy. Widać było, że posmutniała.
- Bo ona się boi. Boi się tego co może ją znowu spotkać. Vanessa nie chce przechodzić tego samego co przechodziła z Harrym - odpowiedziała pewna swoich słów na co tym razem ja, poczułem się trochę inaczej - Przepraszam, że to mówię. Wiem, że ją kochasz od bardzo dłuższego czasu i...
- To nie ma najmniejszego znaczenia - zerkałem na dziewczynę, widząc jak jej klatka piersiowa unosi się i opada - Zrozumiałem, że Vanessa tak czy siak, nigdy nie umiałaby mnie pokochać. Dlatego tak bardzo przejąłem się tym, gdy ich razem zauważyłem. Po prostu martwię się o nią. Nie chcę by ktoś inny ją skrzywdził.
- Tylko o to chodzi? Nie myślałeś o tym, że może jesteś po prostu lekko zazdrosny o tego chłopaka? - wyraz twarzy Mirandy złagodniał.
- Czemu sądzisz, że jestem o niego zazdrosny?
- Ponieważ czujesz coś do Vanessy. Wiesz, że to on może zdołać naprawić jej życie, tak jak ty tego chciałeś.
- Chcę się tylko upewnić, że nic pomiędzy nimi nie ma. Nie znam tego chłopaka, ale zauważając go, od razu poczułem złe przeczucia.
- Za bardzo wszystko bierzesz sobie do serca, Chris. Powinieneś dać szansę komuś innemu. Jeszcze nikogo w życiu nie pokochała tak bardzo oprócz Stylesa. Ma prawo być z szczęśliwa z kimś z kim chce być. A o siebie, nie powinieneś się martwić. Ona zawsze będzie cię kochać, bo jesteś jej przyjacielem, którego zna tyle lat i któremu ufa bardziej niż komukolwiek innemu.
- Przed chwilą przeszkadzał ci fakt, że może Vanessa się zakochała, a teraz gdyby okazało się, że ma kogoś i są razem, poparłabyś to?
- Owszem, przestraszyłam się na początku, widząc wizję jej nowego chłopaka, bo ona nie raz mi mówiła, że tak bardzo trudno jest się dla niej zakochać. Ale teraz, zrozumiałam, że może ten cały Ryan jest dobrą osobą i będzie w stanie pomóc jej wrócić na poprawne tory. Nigdy z nim nie rozmawiałam, ale jeśli tak jak mówisz, że widziałeś ich razem i przypuszczam, że jeszcze chciałeś dodać, że wyglądali jak para zakochanych osób to znaczy, że ona mu ufa. Jeśli mu zaufała to znaczy, że zrobiła ogromny postęp, przełamując się. Powinieneś być z niej dumny.
- Jestem. Cieszę się, że funkcjonuje tak jak każda normalna kobieta, ale po tym co przeszła, jest mi trudno ją zrozumieć. Nie chcę by kolejny raz wpadła w coś przez co będzie później cierpieć.
- Jest ci ciężko, bo nie rozumiesz jej wyborów - odepchnęła się od blatu, by móc ponownie usiąść blisko mnie - Rzecz w tym, że nie możesz dyktować Vanessie z kim powinna się spotykać, umawiać czy przyjaźnić. Ona sama wybiera sobie towarzystwo odpowiednie dla niej - Miranda położyła dłoń na mojej by dodać mi otuchy i dać znak bym się uspokoił - Hej, ona nie jest głupia. Na pewno nie wybiera sobie jakiś idiotów, którzy byliby w stanie złamać jej serce po kilku miesiącach związku tak jak Styles to zrobił. Wiem, że ona nie chce popełnić tego samego błędu po raz kolejny.
- To nie zmienia moich przemyśleń wobec tego faceta. Wiem i czuję, że on nie jest tym odpowiednim i tego się boję.
- A skąd ty w ogóle możesz mieć pojęcie co jest pomiędzy nimi? Czemu za wcześnie panikujesz? Nikt z nich nie oznajmił, że są parą. Zakładam się, że Vanessa nawet nikomu o nim nie wspominała, więc tak naprawdę nikt nie wie jaki on jest. Uważam, że jeśli nasza przyjaciółka otworzyła się do ludzi to znaczy, że po prostu jest z nią lepiej niż myślimy - szczery uśmiech brunetki powodował, że czułem się lepiej w jej obecności, mówiąc o swoich przypuszczeniach.
Ale z tego wszystkiego co powiedziała Miranda, wciąż jednak na okrągło wierzyłem w swoje słowa na temat całej tej sytuacji. Przeszłość Ryana za bardzo wielką rolę grała w tym wszystkim. Człowiek nie potrafi przecież zmienić się o trzysta sześćdziesiąt stopni.
- Powinienem go sprawdzić. Przekonać się o jego intencjach wobec Vanessy - oparłem łokcie o blat stołu i sięgnąłem po jednego herbatnika - Martwię się o nią, a tego nie możesz mi zabronić.
- Nie wierzę, że to mówię, ale posłuchaj. Jeśli tak bardzo ci na tym zależy to pomogę ci go sprawdzić.
- Co? Mówisz serio? - patrzyłem się na nią jak wryty, skanując w głowie jej każde słowo.
- Tak. Mam nawet dość niezły plan - mrugnęła do mnie, za chwilę biorąc swoje drugie ciastko.
- No to zamieniam się w słuch.
- Dzisiaj wieczorem odbywa się bankiet z okazji siedmiolecia istnienia firmy ojca Vanessy. Oznacza to, że wszyscy ważni goście się tam pojawią, a nasza przyjaciółka będzie musiała być tam obecna. Jeśli serio łączy ją coś z tym facetem o którym mówisz, przyjdzie razem z nim. Będziemy mogli ich obserwować przez cały czas.
- To genialny plan! Ale jak chcesz się tam dostać? Na pewno nie wpuszczą nas tam bez niczego.
- Przecież rozesłali zaproszenia. Ja dzisiaj rano znalazłam swoje w skrzynce na listy - odrzekła, poprawiając swojego nieudanego koka, który już prawie rozwalał się jej na głowie.
- Zaglądałem dzisiaj po listy i nic tam nie było.
- Może dopiero teraz przyszło. Zresztą, jak wrócisz do domu to sprawdzisz. Jeśli nie, mam drugi w zanadrzu.
- Jak to drugi?
- Moja przyjaciółka Eleanor, dostała swoje zaproszenie, ale nie ma ochoty tam pójść. Będzie zajmowała się również Lily przez ten czas, gdy Vanessa będzie nieobecna. Mówiła mi, że poprosiła ją o małą przysługę.
- Nie wiem czy już ci to kiedyś mówiłem, ale masz na serio głowę do niektórych spraw, Miranda - trąciłem ją ramieniem na co podniosła swój wzrok by spojrzeć na moją osobę.
- Robię to tylko dlatego, że jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz dobrze o tym - zagroziła mi palcem.
- Po tylu latach znajomości, nie sądziłem, że kiedykolwiek będziesz chciała pomóc mi przyłapać naszą przyjaciółkę na gorącym uczynku - zaśmiałem się, widząc jej wyraz twarzy. Spiorunowała mnie wzrokiem, jakbym coś złego powiedział.
- Hej, ja po prostu chcę wiedzieć jak on wygląda i dowiedzieć się czy serio jest tam coś pomiędzy nimi - wywróciła oczami, połykając ostatni kawałek swojego herbatnika - Jak wrócisz do domu to dam ci znać, gdzie się spotykamy i o której, dobra? Nie chcę by Zayn wiedział, że coś knujemy.
- On też idzie?
- No jasne. W końcu ich przyjaciel, Liam Payne ten co ma również swoją firmę, jest zaproszony, a to oznacza, że może zabrać ze sobą kogo chce. W takim razie, idą wszyscy.
- A niech to szlag - przeklnąłem w myślach, spoglądając na dumną z siebie przyjaciółkę.
*Perspektywa Vanesy*
Od momentu opuszczenia domu przez Eleanor wraz z Lily, szybko musiałam zająć się sprzątnięciem dziecięcych zabawek, które gdzie okiem sięgnąć walały się dosłownie po całym salonie. Moja córka uwielbiała robić bałagan, wszędzie gdzie tylko się bawiła. Lalki oraz przedmioty z nimi związane, misie, klocki, a także różne gadające maszyny były rozrzucone po zygzakowatym dywanie. Wszystkie rzeczy wrzuciłam do odpowiednich pojemników, za chwilę kładąc je w rogu pod ścianę, tak, by były jak najmniej widoczne. W chwili, kiedy wrzuciłam ostatniego pluszaka do właściwego pudełka, usłyszałam charakterystyczny dzwonek do drzwi. Zamknęłam wszystkie cztery kolorowe pojemniki i ruszyłam by móc otworzyć drzwi gościowi.
- Vanessa musisz mi pomóc - jęknął mój brat, wchodząc do środka. Na wieszaku, który trzymał, wisiał odprasowany garnitur i koszula, specjalnie kupiona na dzisiejszy wieczór.
Mężczyzna był ubrany w czarne dresy z logiem sportowej marki Adidas na udzie, a na jego barkach widniała również jakaś sportowa luźna bluzka, która o dziwo pasowała do jego dobranego dołu.
- Miałeś być za godzinę - odpowiedziałam z irytacją, zamykając za nim drzwi.
- Wiem, ale przychodzę tutaj z poradą. Bo wiesz, muszę dobrze wyglądać jako syn właściciela jednego z najlepszych firm w Los Angeles i problem w tym, że potrzebuje twojej pomocy z tym o to garniturem.
- Jaki ty masz tu z nim problem? - nie rozumiałam niczego, co mój brat starał mi się powiedzieć.
- Nie umiem go po prostu założyć - przyznał się, a ja wybuchłam śmiechem na co do policzków chłopaka dotarła krew, powodując zarumienienie - Jest jakiś ciasny. Nawet głupiego krawatu nie umiem zawiązać.
- To jak ty wcześniej nosiłeś swoje poprzednie garnitury? - machnęłam ręką by poszedł w stronę mojej sypialni.
- Matka mi pomagała ze wszystkim.
- Aha, czyli bez matki to byś umarł, co nie? Czy ty w ogóle kiedyś coś bez niej zrobiłeś? - zakpiłam.
- Oczywiście, że tak. Dużo rzeczy - jego głupi uśmieszek wkradł mu się na twarz.
- I teraz gdy jej nie ma, przychodzisz do mnie z prośbą o pomoc?
- Pomyślałem, że może bardziej się znasz niż ona. Byłem pewien na dziewięćdziesiąt procent.
- Ach tak?
Ton mojego głosu sprawił, że Jonathan odwrócił się i na mnie spojrzał. Spoliczkowany, aż się zachwiał. Złapał się za twarz, bardziej z zaskoczenia niż bólu.
- Za co to było, do diabła?
- Za pozostałe dziesięć procent - powiedziałam, rzucając w niego granatowy garnitur - A teraz idź się przebierz. Chcę zobaczyć jak w nim wyglądasz.
- Jesteś walnięta, wiesz? - wystawił mi język, po czym znów zaczął się śmiać.
- To samo mogłabym powiedzieć o tobie - pomachałam mu, a on zniknął za drzwiami.
Nagle odczułam delikatne wibrację w kieszeni swoich spodni. Wyciągnęłam komórkę i przejechałam po niej palcem by ją odblokować. Na ekranie wyświetliło się, że otrzymałam jedną wiadomość. Co mnie zdziwiło, od Ryana.
"Spotykamy się na miejscu tak jak ustaliliśmy. Nie mogę doczekać się twojej wieczorowej sukni i tego jak pięknie będziesz dziś w niej wyglądać. Do zobaczenia"
- Już z kimś piszesz? - drzwi otworzyły się z hukiem. Do pokoju wparował Jonathan, przebrany już w swój świeży garnitur.
- A co cię to z kim piszę? - podeszłam do niego, pomagając mu z koszulą.
- Chcę wiedzieć kim jest ten chłopak z którym masz zamiar spędzić dzisiejszy wieczór.
- A skąd wiesz, że z kimś w ogóle go spędzę?
- Cheryl mi się wygadała jak zajechałem rano do firmy ojca - kolejny raz pokazał mi ten swój uśmieszek, który zaczął mnie już powoli denerwować.
- Ona naprawdę nie potrafi trzymać ust na kłódkę - westchnęłam, sięgając po krawat leżący na pościelonym łóżku.
- I tak bym się zorientował na przyjęciu, że ktoś dotrzymuje ci towarzystwa - brunet poprawił rękawy w garniturze - A więc serio idziesz z tym, no jak mu tam, Ryan'em?
- Tak. To z nim idę, zadowolony?
- Szczerze to myślałem, że Chris cię zaprosi - usłyszałam lekkie rozczarowanie w jego głosie.
- Nie wiem nawet czy on wie o tym przyjęciu.
- Poprosiłem Cheryl by do niego również wysłała zaproszenie - odpowiedział, a ja odsunęłam się od niego na chwilę, by sprawdzić czy ubranie leży na nim w porządku - Do Mirandy także.
- To będzie wesoło - skomentowałam - Hej, myślę, że ten krawat ci nie pasuje. Serio dobrali ci w sklepie tylko ten?
- Przecież drugiego mi nie dali. Wątpię, że wspomniałaś tamtej kobiecie o dwóch.
- Wyraźnie powiedziałam jej, żeby ci dali te dwa co wybrałam - jęknęłam zirytowana - W ogóle, powinnam się już ubierać, a tylko tracę czas przy tobie.
- Mamy wystarczająco dużo czasu, spokojnie - skwitował
- Ta jasne. Muszę jeszcze wziąć prysznic, wysuszyć włosy, po czym je ułożyć, ubrać się i zrobić makijaż. Nie zrobię tego w zaledwie kilka minut.
- No dobra. To idź pod ten prysznic, a ja się zajmę samym sobą - stwierdził - Ej, ale serio mówisz, że ten krawat nie pasuje?
- Nie kontrastuje się z koszulą. W tym problem.
- Pieprzyć to. Na idiotę przecież nie wyjdę.
- I tak już jesteś idiotą - zaśmiałam się i machnięciem ręką, wyszłam z pomieszczenia, pozostawiając go samego ze swoim problemem.
~*~
Przeczesałam dłonią włosy, które w nieładzie opadały na moje ramiona. Odkręciłam prysznic i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi od kabiny. Stanęłam pod samym prysznicem, tak że strumień wody zmoczył moje włosy, spływając dalej na całe ciało. Stałam chwilę rozkoszując się gorącą wodą, która potrafiła mnie całkowicie rozluźnić. Nagle poczułam chłód ciągnący po nogach, ale pomyślałam, że to od zimnego brodzika, więc przesunęłam się mocniej pod gorący strumień. Kiedy już dobrze umyta, wyszłam z prysznica, owinęłam się swoim białym ręcznikiem, włosy również zawijając w materiał. Po wytarciu ich, przeczesałam ciemno brązowe falowane kosmyki, swoim grzebieniem, po czym owinęłam się czarnym szlafrokiem na którym widniały różne wzorki. Po wysuszeniu włosów, od razu wróciłam do sypialni by móc wyciągnąć swoją idealnie wyprasowaną, nową suknię w kolorze jasnego błękitu. Postawiłam na oryginalność i coś innego niż dotychczas nosiłam.
- Jonathan!? Gdzie znów polazłeś!? Twoje ciuchy walają mi się po łóżku! Zabieraj je stąd! - krzyknęłam poddenerwowana. Nie miałam ochoty sprzątać bałaganu, który został zrobiony przez kogoś innego. A po drugie, zawsze przede wszystkim stawiałam na czystość.
Wyciągnęłam z mahoniowej szafy, błękitne przyodzienie. Dokładnie i powoli ubrałam je na siebie, a następnie sięgnęłam po buty na szpilkach, które były zrobione ze złotego materiału. Idealnie pasowały do całej kreacji, którą wybrałam.
- Miałem właśnie zamiar to... - Jonathan urwał w połowie zdania, gdy tylko wszedł do pokoju i mnie zobaczył - O cholera. To chyba najpiękniejsza suknia w jakiej cię kiedykolwiek widziałem. Wyglądasz obłędnie.
- Myślisz, że jest dobra na taki bankiet?
- Czy myślę, że jest dobra? No oczywiście, że jest. Wręcz idealna na takie przyjęcie.
- Nie odkrywa za dużo? - spytałam, miejąc nadzieję, że każde słowo wypowiedziane przez mojego brata jest prawdziwe.
- Przestań. Jest naprawdę super - odparł, ciągle przelatywując mnie wzrokiem od góry do dołu - Temu twojemu, no jak mu tam, ech. Szlag nie pamiętam jak on się nazywa, czekaj - wystarczyło mu tylko kilka sekund by sobie przypomniał imię - Ryan. Tak on. Spodoba mu się, jestem pewny.
- Po pierwsze nie wystroiłam się tak dla niego - obróciłam się by zobaczyć siebie w lustrze pod innej strony.
- No nie mów mi, że zrobiłaś to dla Chrisa - odpowiedział złośliwie.
- Nie - zgromiłam go spojrzeniem - Będzie mnóstwo ludzi ważnych dla taty.
- Chciałaś powiedzieć bogatych ludzi.
- To też. Ale zresztą, oboje reprezentujemy naszą rodzinę i chcę to zrobić od jak najlepszej strony.
- To ci się udało - uśmiechnął się, klaszcząc dłońmi.
*Perspektywa Christophera*
Weszłem do ogromnej sali, która znajdowała się w potężnym bogatym marmurowym domu, w poszukiwaniu Mirandy. Miała się tu zjawić na czas, ale widocznie jak to kobiety, nie zawsze udaje im się przybyć o odpowiedniej porze. Goście zaczęli się już zbierać, a państwo McClain, rodzice Vanessy, starali się przywitać każdych, kto kroczył do wielkiej willi. Trudno by ten dom nazwać nawet willą. Nigdy nie widziałem aż tak dużego mieszkania. Pana Roberta musiało to dość sporo kosztować by wynająć ten dom na jeden wieczór.
Sala balowa przypominała ogromną prostokątną bryłę podtrzymywaną marmurowymi kolumnami. Posadzka wyłożona była pomarańczowo - brązowymi kafelkami, natomiast ściany były w kolorze écru z złotymi zdobieniami i świecznikami. Na środku sufitu w dwóch podobnych rzędach wisiały zgrabne żyrandole świecące wszystkimi swymi żarówkami. Po prawej stronie stały okrągłe stoły pięknie przystrojone żywymi i pachnącymi kwiatami, wyłożone po brzegi samymi pysznościami i smakołykami. Kelnerzy co chwilę przynosili nowe lampki szampana i wina oraz smaczne przekąski. Naprzeciwko stolików znajdowała się niewysoka scena, na której urzędowała najlepsza w mieście orkiestra. To tak nazywają świętowaniem siedmiolecia firmy architeckiej?
- Chris! - usłyszałem znajome wołanie. Odwróciłem się za siebie i dostrzegłem piękną Mirandę. Włosy miała wysoko upięte, a na sobie długą czerwoną suknię z rozcięciem na boku, odsłaniającym prawie całą nogę. Prawe ramię opasały złote bransoletki, a na jej szyi widniał naszyjnik z gwiazdą po środku, ozdobioną małymi diamencikami. Jeszcze nigdy nie widziałem jej w takiej postaci. Wyglądała pięknie - Szukałam cię.
- Szukałaś mnie, ale nie wpadłaś na pomysł, żeby przyjść pierw tutaj - westchnąłem - A tak apropo to gdzie zgubiłaś swojego księcia?
- Nie denerwuj mnie, dobra? - skarciła mnie. No co, przecież nic złego nie powiedziałem przecież - Zayn jest na zewnątrz z chłopakami. Pali papierosa.
A no tak, wręcz bym zapomniał. Moja przyjaciółka umawia się z palaczem. Nie tolerowałem takich ludzi, ale cóż, dzisiaj musiałem.
- Masz jakieś wieści od Vanessy? Wiesz o której ma się zjawić? - spytałem zaniepokojoną brunetkę, która przelatywała wzrokiem całą salę. Zebrało się już naprawdę dużo ludzi.
- Pewnie się spóźni, nie wiem. Nie mam pojęcia - odparła, wyciągając z kieszeni swój telefon by móc sprawdzić, która jest godzina. Okazało się, że bankiet się już oficjalnie zaczął.
- Christopher, Miranda! Jak miło was widzieć - do naszych uszu dobiegł głos recepcjonistki, która pracuje w firmie ojca Vanessy.
Cheryl, bo tak miała na imię ta dziewczyna, do dzisiejszego wieczoru dobrała elegancką srebrną sukienkę, która pozwalała eksponować jej piękne, zgrabne nogi. Włosy miała uwiązane w idealnie ułożonego koka, a na jej szyi oraz nadgarstkach można było zobaczyć, równie dobrze dopasowaną diamentową biżuterię.
- Hej, ciebie również - Miranda uściskała trochę niską od siebie ciemnowłosą znajomą, której uśmiech z twarzy nie schodził ani na moment - Ślicznie wyglądasz.
- Dziękuję. Długo wybierałam suknię na ten wieczór - przyznała, przewracając za chwilę głowę w moją stronę - Pasuje ci ten garnitur. Bordowy. Skąd w ogóle pomysł na ten kolor?
- Z magazynu modowego dla mężczyzn - obie panie uśmiały się na mój krótki komentarz.
- Chciałam was tylko poinformować, że serwują tutaj jedynie szampana oraz czerwone i białe wino. Dość dobre. Próbowałam obu.
- A jest coś mocniejszego może? - jęknąłem. Który facet pije wino czy szampana z tak małą ilością alkoholu?
- Nie, nie ma, Chris - Miranda po raz drugi zgromiła mnie swoim spojrzeniem, karząc mi zachowywać się normalnie. Rzecz w tym, że ja nie zachowywałem się nie normalnie.
- Jest już może Vanessa? Jestem ciekawa co na siebie dziś włożyła - mówiła podekscytowana Cheryl, która nerwowo wyczekiwała swojej przyjaciółki.
- Myślę, że się trochę spóźni - odrzekła Miranda, po chwili sięgając po kieliszek wina, gdy tylko podszedł do nas kelner. Cheryl również chwyciła za jeden. Ja zaś, jedynie mu podziękowałem.
- Oh matko najświętsza! - przed nami stanęła kobieta w pięknej, ciemnozielonej sukni ze złotym wzorkami, podziwiając całą naszą trójkę. Matka Vanessy i Jonathana, Catherine, miała naprawdę niesamowity gust, jeśli chodzi o modę - Robert! Robert! - zawołała męża, który rozmawiał z jakimś facetem niedaleko nas. Przeprosił go na chwilę i ruszył w stronę swojej żony - Spójrz jak niesamowicie dziś wyglądają! No spójrz. - mówiła zachwycona naszymi kreacjami - A pamiętam Mirandę i Christophera jeszcze takich małych. Jak wy dorastacie kochani!
Matka dwójki dzieci tryskała naprawdę pozytywną energią i w duchu miałem nadzieję, że potrwa ona do samego końca tego przyjęcia.
- Moja żona ma rację. Każdy z was wygląda dziś oszałamiająco. Dziękuję wam za przybycie. Wasza obecność tutaj jest równie ważna dla mnie jak i dla moich dzieci. Bawcie się dobrze i korzystajcie z czego chcecie - podałem rękę panu Robertowi, którego w dzieciństwie bardzo podziwiałem. Ten mężczyzna nie dość, że był mądry to jeszcze miał tak wspaniałą rodzinę. Kiedy Miranda podeszła do ojca swojej przyjaciółki, ja w tym czasie objąłem Catherine, którą uważałem jako swoją drugą matkę. Jak na swój wiek, wyglądała lepiej niż większość tutaj zgromadzonych dziś kobiet.
- Udanej zabawy, kochani moi - Catherine położyła dłoń na moim policzku, szeroko się do mnie uśmiechając - Są przekąski, jest alkohol. Tylko proszę mi z umiarem, dobrze? - zaśmiała się, widząc wyrazy naszych twarzy. Pożegnali się skromnie, po czym udali się do grupki biznesmenów, którzy wyczekiwali na nich. Cheryl natomiast również gdzieś już zniknęła w tłumie.
- Tu jest moja piękna. - odwróciłem się za siebie i zobaczyłem jak chłopak o ciemnej karnacji, otula ramionami zawstydzoną Mirandę. Musiałem przyznać, że Zayn równie dobrze się dziś prezentował, tak samo jak pozostali jego przyjaciele, którzy nagle pojawili się za nim, obserwując dokładnie to co się dzieje w sali - Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo działasz teraz na mnie - mruknął mulat do jej ucha, miejąc nadzieję, że nikt go nie usłyszał, choć niestety tak się nie stało, ponieważ ja dosłyszałem każde wypowiedziane przez niego słowo.
- Zayn przestań. Tu są ludzie. - odepchnęła go. Śmierdział trochę papierosami, ale czego mogłem się po nim spodziewać. W ogóle nie rozumiałem, jak można żyć z palaczem pod jednym dachem?
- Jeszcze nie ma Vanessy? - zapytał Horan w czarnym, stylowym garniturze, którzy podkreślał jego blond włosy. Wydawał się dla mnie najmilszy z całej tej bandy i jakoś najbardziej go z nich wszystkich tolerowałem.
- Powinna niedługo być. Tak sądzę - odpowiedziała moja przyjaciółka, łapiąc Zayna za dłoń i splatając palce w uścisku. Mężczyzna przytulił dziewczynę i oparł się z nią o białą ścianę za nimi.
- O kogo moje oczy widzą. Christopher Parker - przez ogromne drzwi przeszedł Louis, tym razem bez swojej laski, co mnie trochę zaskoczyło.
- Tommo wyluj. To impreza rodziców twojej przyjaciółki. Nie chcemy robić afery - zatrzymał go Liam, próbując załagodzić napięcie pomiędzy nami dwojga, które tak jak szybko wzrosło, tak szybko opadło
- Masz dzisiaj wielkie szczęście, koleś - wytknął palec w moją stronę, posyłając mi gniewne spojrzenie - Idę się napić. Potrzebuję czegoś mocnego.
- Pójdę z tobą, chodź - Payne zawiesił ramię na Tomlinsonie i ruszył z nim w stronę stolików z alkoholem, nawet nie żegnając się z pozostałymi.
- A ty nic nie pijesz? - podniosłem wzrok na Nialla, który jakimś dziwnym cudem, znalazł się na przeciwko mnie.
- Nie powinienem - odrzekłem, lekko zaskoczony jego spokojnym podejściem do mnie.
- Chodź. Kilka kieliszków ci nie zaszkodzi.
- Nie przepadam zbytnio za winami czy szampanem - przyznałem na co wyraz twarzy chłopaka pozostał nieskazitelny.
- Ja też nie, dlatego sam przywiozłem coś mocniejszego - uśmiał się - Mój samochód stoi na zewnątrz na parkingu. Jak chcesz, możemy iść po to teraz.
- Po co dokładnie?
- Mam wódkę w bagażniku.
- Mam nadzieję, że masz coś do popicia.
- Żartujesz? No oczywiście, że mam - blondyn machnął rękę i ruszył przed siebie. Rozejrzałem się jeszcze dokładnie po sali, rozglądając się za Vanessą, którą mogłem przez przypadek przeoczyć. Kiedy zdałem sobie sprawę, że jej nie ma, poszedłem prosto za Horanem.
*Perspektywa Vanessy*
Drzewa tuliły się do siebie przez nagły dość silny wiatr. Cały las wokół czekał z utęsknieniem porannego słońca, lecz noc rozgościła się na niebie już na dobre. Gwiazdy stroiły figle jarząc się i mieniąc wolnością granatu nocy. Na dalekiej linii horyzontu kreśliły się drewniane chałupy, a z ciężkich kominów unosiły się ciemnosiwe dymy.
Samochód Jonathana nagle zatrzymał się przed ciężką bramą, na której czubku widniała podobizna lwa, siedzącego na tronie otoczonym liśćmi lauru.
Za ową bramą widać było ogromny
budynek, cały biały, czysty i potężny z czarnym dachem. Z przodu widniały cztery wysokie i masywne kolumny, z każdej strony znajdowały się wysokie
złote okna ozdobione złotymi oraz białymi zasłonami. Wszystko to
ukoronowane było po środku, balkonem z tarasem.
Po dwóch stronach złotych drzwi stały dwa pomniki, symbolizujące trzech najważniejszych i najwyższych greckich bogów - Zeusa, Posejdona oraz Hadesa. Przed domem, po środku rozciągał się okrągły plac pokryty idealnie skoszoną trawą oraz małym źródełkiem wody na samym przodzie.Gdy tylko brama otworzyła się przed nami, Jonathan ostrożnie objechał plac i stanął pojazdem przy samym wejściu, gdzie od razu dostrzegłam czekającego na mnie Ryana. Wysiadłam powoli z czterokołowca, uważając na swoją błękitną, delikatną suknię. W chwili kiedy udało mi się przyciągnąć uwagę mojego towarzysza, momentalnie oprzytomniał i podbiegł do mnie. Samochód brata zaś odjechał, parkując się na wyznaczonym parkingu.
- Hej. - usłyszałam spokojny ton głosu Ryana. Brunet ujął moją dłoń w swoją jak prawdziwy dżentelmen. Był ubrany w elegancko dopasowaną granatową marynarkę, która idealnie leżała na jego barkach oraz w idealnie pasujące do tego spodnie pod ten sam kolor. Do kompletu dobrał również srebrny krawat, który nie był zawiązany zbyt dobrze tak jak powinien być - Wyglądasz tak pięknie i oszałamiająco - mężczyzna przelatywał wzrokiem moją wieczorną kreację, przez co za chwilę poczułam gorące rumieńce na swoich policzkach.
- Ty też niczego sobie. - uśmiechnęłam się do niego, poprawiając krawat owinięty wokół kołnierza jego białej koszuli. Jonathan miał bardzo podobny komplet do mojego partnera. Jedynie kolory koszul różniły się od siebie oraz guziki.
- Myślałem, że już bardziej zaskoczyć mnie nie potrafisz. - ciemnowłosy szeroko się do mnie uśmiechnął, a ja od razu zauważyłam jego charakteryzujące kości policzkowe - Mam coś dla ciebie. Taki mały prezent - chłopak ostrożnie wyciągnął ze swojej kieszeni czerwone małe pudełeczko. Otworzył je przede mną, ukazując przecudną diamentową kolię. Musiała być naprawdę droga.
- O mój boże, Ryan. Postradałeś zmysły? - podniosłam wzrok by móc spojrzeć w jego błyszczące tęczówki.
- Słyszałem, że biżuteria dodaje kobietom kobiecości i wyraźnie podkreśla ich urodę. Pomyślałem, że to będzie dla ciebie najlepszy prezent.
- Ale... ale musiała cię kosztować zbyt dużo.
- Nie ważne ile kosztowała. Ważne dla mnie jest to, żebyś czuła się dzisiaj jak szczęśliwa księżniczka, kiedy będziesz ją nosić.
Powoli odwróciłam się plecami do chłopaka, gdy jego ciepłe dłonie pojawiły się na moich ramionach. Uniosłam włosy do góry, by Ryan mógł zapiąć błyszczącą diamentową kolię na mojej szyi. Następnie czule i ciepło pocałował mnie w rozgrzany policzek, poprawiając później mój opadający na czoło kosmyk włosów.
Po chwili oboje zauważyliśmy jak drzwi wejściowe otwierają się, a z nich wychodzi dwoje mężczyzn, równie dobrze ubranych w stylowe garnitury. Gdy stanęli w świetle lamp, momentalnie rozpoznałam ich twarze. Niall i Chris. Ale co oni robią razem?
- Może przejdziemy już do środka? - zaproponował Ryan, biorąc moją rękę pod swoje ramię. Wyminęłam zapatrzonego we mnie Chrisa, który stanął jak wryty na schodach. Niall pociągnął go za ramię by sprowadzić go na ziemię. Podciągnęłam suknię do góry i weszłam po schodach wraz ze swoim towarzyszem. Kiedy Ryan otworzył przede mną szklane drzwi, jeszcze raz kątem oka spojrzałam na przyjaciela z dołu, który nadal nie ściągał wzroku z mojej osoby. Westchnęłam i weszłam do środka pięknie ozdobionego budynku.
Sala balowa przesiąknięta była zapachem roztańczonych par. Wypełniały one kroki walca przy idealnie dopasowanej, klasycznej muzyce. Ich obroty, dowolnie – zarówno w prawą jak i lewą stronę - prowadzone były spokojnie, tak by żadna para nie wiedziała o swojej obecności. Mężczyźni ubrani w garnitury zręcznie partnerowali kobietom wyszykowanym w eleganckie, wieczorowe suknie. Te zaś, zgrabnie dawały się ponieść melodii walca.
- Masz ochotę zatańczyć? - łagodny głos Ryana dobiegł do moich uszu. Poczułam jak jego klatka piersiowa napiera na moje plecy przez co przebiegł mnie lekki dreszcz. Rozejrzałam się za przyjaciółmi, którzy obiecali, że będą czekać tu na mnie. Oczy od razu namierzyły moich rodziców, którzy bardzo chętnie rozmawiali ze swoimi gośćmi, popijając z nimi wino. Dostrzegły również Louisa oraz Liama, stojących przy stoliku z alkoholem, a także Zayna oraz Mirandę, którzy zamiast tańczyć tak jak inni tu zebrani, jedynie kołysali się na boki, zamknięci w uścisku. Jeszcze gdzieś w tłumie, nawet przemknęła mi Cheryl.
- Jasne. - złapałam mojego partnera za dłoń i ruszyłam za nim.
Szłam majestatycznym krokiem, nie zważając na żadnych bogatych facetów czy dam. Szłam dumna i pewna siebie. Słyszałam kilka szeptów na swój temat z różnych stron. Kątem oka udało mi się zobaczyć, jak moi rodzice przyglądają się mi oraz mojemu towarzyszowi. Na ich twarzach widniało lekki zaskoczenie, ale także i duma.
- To zaszczyt być tu dzisiaj z tobą. - szepnął Ryan do mojego ucha, powodując, że zetknęliśmy się policzkami. Ujął moją dłoń w swoją, a drugą położył na biodrze - Mam wrażenie, że każdy się na nas gapi - uśmiał się na co ja również nie zaprotestowałam.
- Wydaje ci się - uspokoiłam go. Nagle chłopak zrobił krok do przodu by dać mi znak jak się poruszać.
- Umiesz tańczyć do walca wiedeńskiego? - spytał, znów szepcząc.
- A to nie to samo co walc angielski albo francuski?
- Podobny jest do tych dwóch, ale wydaje mi się, że jest trochę wolniejszy od angielskiego, a szybszy od francuskiego. Ruchy w walcu wiedeńskim powinny być płynne. Na taniec ten składa się pięć podstawowych figur. Krok zmienny, obrót w prawo, obrót w lewo, fleckerl w prawo, fleckerl w lewo. Rozumiesz?
- Byłeś kiedyś tancerzem? - zaśmiałam się, przybliżając swoją twarz bliżej niego.
- Nie, ale uważałem na lekcjach tańca w szkole - odparł z uśmiechem pozostawiając za chwilę krótkiego całusa na moim czerwonym policzku - To jak ? Chcesz spróbować?
- Nawet nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tańczyła do walca wiedeńskiego - przyznałam na co chłopak wzruszył ramionami.
- Po prostu skup się na moich ruchach, dobrze? - ciemnowłosy objął mnie w talii i próbował poprowadzić. Nie trudno było mi go załapać. Bardzo dobrze dawałam sobie radę w jego towarzystwie tu na tym parkiecie - Nieźle ci idzie - skomentował gdy zrobiłam obrót.
Nagle zobaczyłam jak przez ogromne drzwi wejściowe przechodzi Chris wraz z Niallem. Blondyn postanowił zostawić go samego i zmierzył w kierunku swoich przyjaciół, którzy popijali wino przy stoliku i przelatywali spojrzeniami tym samym wszystkie zebrane tu dziewczyny. Ale w spojrzeniu Liama dostrzegłam coś dziwnego. Coś, czego już dawno w nim nie widziałam. Bacznie obserwował Cheryl, która rozmawiała z jakąś blondynką w pomarańczowej sukience. Byłam pewna, że miał zamiar podejść do niej i poprosić ją do tańca, ale coś mu bezustannie mówiło, żeby raczej sobie odpuścił. W momencie, kolejnego obrotu wykonanego w tańcu z Ryanem, swoje spojrzenie przeniosłam tym razem na Chrisa, który z wzrokiem wlepionym we mnie, opierał się o ścianę i popijał swojego drinka. Miałam przeczucie, że jest to coś innego niż wino czy szampan, które kelnerzy podawali na przyjęciu.
- Nie sądziłem, że tak łatwo nauczę kogoś tańczyć - śmiech mojego partnera, wytrącił mnie z zamyślenia.
- To dlatego, że już kiedyś miałam styczności z tańcem - odpowiedziałam, za chwilę orientując się, że pary, które dotychczas ze sobą tańczyły, teraz nagle się zmieniły.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chyba twój czas się już skończył kolego. - odwróciłam się za siebie, dostrzegając Chrisa. Złapał moje dłonie i pociągnął mnie na drugą stronę parkietu, oddalając mnie od Ryana, którego już też jakaś dziewczyna porwała do tańca.
- Nie sądziłam, że przyjdziesz. - odezwałam się pierwsza, wciąż czując na sobie uciążliwe spojrzenie przyjaciela.
- A ja nie sądziłem, że aż tak się wystroisz. I to dla kogoś. - jego głos wydawał się być poirytowany.
- Masz jakiś problem? - spytałam, kiedy zrobiłam fleckerl w prawo.
- Owszem mam. Jesteś matką prawie dwuletniego dziecka. - zbliżył się do mnie, a ja od razu poczułam jego ciepły oddech - Nie za wcześno na kokietowanie mężczyzn?
- Piłeś? - spytałam już poddenerwowana.
- Trochę.
- Twoje zachowanie nie wygląda mi na trochę.
- Jedynie trzy drinki. Wódka z colą przecież tak szybko nie szkodzi.
- Kto ci to dał?
- Daj spokój Vanessa. Przecież nie jestem pijany - jęknął, splatając nasze palce, a ja obdarowałam go zdziwionym spojrzeniem.
Nagle dostrzegłam jak Niall pokazuje coś Louisowi. Odwróciłam się w stronę w którą wskazał palcem i zobaczyłam, że Ryan jest głównym punktem ich uwagi. Zorientowałam się, że Louisowi momentalnie podniosło się ciśnienie do takiego skutku, że miał zamiar podejść do Ryana. Gdyby nie Niall oraz Liam, który błyskawicznie odwrócił wzrok od Cheryl, zrobiłby naprawdę niezłą aferę. Dziękowałam im w duchu, że go przytrzymali. Choć nadal nie rozumiałam o co im chodziło z Ryan'em.
- Dzięki za przypilnowanie jej, ale myślę, że już sobie z nią poradzę - ponownie do moich uszu doszedł głęboki oraz spokojny ton głosu Ryana. Chłopak złapał za moją wolną rękę, po czym pociągnął mnie w swoją stronę, pozwalając mi uwolnić się od ramion przyjaciela.
- Myślałaś, że pozwolę ci tańczyć z tym fatalnym tancerzem do końca tego wieczoru? - uśmiechnęłam się na jego lekką sarkastyczność.
- Skąd wiesz, że jesteś lepszy od niego?
- Przecież was obserwowałem - oboje zanurzyliśmy się w środek parkietu.
- Jesteś za bardzo pewny siebie - szepnęłam.
- Tak uważasz? Czynnikiem umacniającym poczucie pewności siebie jest akceptowanie siebie jako wartościową osobę. To chyba dobrze, prawda? - zażartował ze mnie.
- Zawsze masz tyle odpowiedzi w zanadrzu? - obróciłam się w lewo, nadal nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza.
- Jakbyś chciała wiedzieć to świecisz tutaj tylko przy mnie, kochana - szepnął seksownie łagodnym głosem po raz kolejny do mojego ucha. Poczułam jak przyjemne dreszcze przesuwają się po całym moim ciele.
- Proszę o uwagę! - oboje zauważyliśmy jak każda z par zatrzymuje się by móc zwrócić swój wzrok w kierunku mojego ojca, który stał na scenie, tam, gdzie orkiestra, która przed chwilą grała swoje melodie do walca - Chciałbym pierw podziękować państwu za przybycie na ten bankiet z okazji siedmiolecia istnienia mojej firmy. Jestem naprawdę szczęśliwy, mogąc z wami wszystkimi dzisiaj tutaj porozmawiać. Przez swoją pracę, poznałem mnóstwo zdolnych i pracowitych ludzi na których mogę polegać nawet do dziś. Przez siedem lat, nam wszystkim, udało się stworzyć coś niezwykłego. Razem, ta firma stała się jedną z najbardziej rozpoznawanych firm w całych Stanach Zjednoczonych. Kraje Europejskie, Azjatyckie czy nawet kraje Ameryki Południowej stali się naszymi lojalnymi sojusznikami. Jestem wam wszystkim niezmiernie wdzięczny za to czego dokonaliście. Bez was, nie wiem szczerze gdzie bym teraz był. Nie wyobrażam sobie nikogo na waszym miejscu. Dlatego postanowiłem zorganizować to przyjecie by móc się wam odwdzięczyć za te siedem wspaniałych lat i mam nadzieję, że uda nam się pracować razem jeszcze przez najbliższe kilka lat. Jeszcze raz dziękuję za wszystko - ojciec zszedł ze sceny, za chwilę całując w policzek swoją żonę. Kiedy tym razem, moja matka postanowiła wejść na scenę, poczułam jak Ryan obejmuje mnie od tyłu. Momentalnie poczułam ciepło, które biło od jego ciała.
- Tak jak mój mąż już wspomniał, jesteśmy niezmiernie wdzięczni za każdy efekt jaki wkładacie w naszą firmę. Robert nigdy nie był aż tak podekscytowany, chodząc do pracy - wszyscy zgromadzeni na sali wybuchli śmiechem - Codziennie ma ręce pełne roboty, ale nigdy jeszcze nie usłyszałam od niego by na to narzekał. Mając was w firmie, wiemy, że razem jesteśmy w stanie rozwinąć ją jeszcze bardziej i pokazać innym jak bardzo dobrze oraz starannie potrafimy zająć się swoimi obowiązkami. Wiele osób nas podziwia i wiele pozytywnych komentarzy słyszałam o naszym zespole. Uwierzcie mi, nigdy jeszcze nie usłyszałam od nikogo żadnych negatywów. Razem z mężem chciałabym wznieść w takim razie toast - w tym samym momencie, podszedł do nas kelner z dwoma kieliszkami czerwonego wina - Za nas i za wszystkie osiągnięcia jakie udało nam się osiągnąć razem. Zdrowie - kobieta uśmiechnęła się, stając obok swojego męża. Ojciec schylił się by móc pocałować swoją żonę na co wszyscy po chwili zaczęli klaszczeć. Ja i Ryan również.
Nagle odwróciłam się na chwilę, słysząc jakieś dziwne odgłosy z korytarza. I nie myliłam się. Zza ściany wyłoniła się postać w okularach przeciwsłonecznych oraz kapturem na głowie, co uniemożliwiało mi zobaczenie twarzy. Stanęłam jak wryta, obserwując jak człowiek natychmiast znika za drugą ścianą po przeciwnej stronie. Na szczęście nikt inny oprócz mnie go nie zauważył. Dopiłam swojego kieliszka z winem, po czym próbowałam ruszyć za tym człowiekiem, ale ręka Ryana mnie automatycznie zatrzymała.
- Wszystko w porządku? - spytał z wielką troską wymalowaną na twarzy. Wsunął widoczny kosmyk moich włosów za ucho na co później przeniósł swoją ciepłą dłoń na policzek.
- Tak. Ja, em, muszę iść - nie chciałam mu zdradzić konkretnego powodu.
- Gdzie musisz iść?
- Do łazienki.
- Wiesz jak ją znaleźć?
- Nie, ale poszukam jej - zrobiłam dwa kroki do przodu, ale po raz kolejny zostałam zatrzymana.
- Pomóc ci w jej znalezieniu? - nalegał.
- Poradzę sobie - położyłam dłoń na jego policzku, dając mu do zrozumienia, żeby się nie martwił. Szepnęłam mu by tu na mnie zaczekał, a następnie zaczęłam oddalać się powoli, kierując się w kierunku wyjścia.
Skręciłam w prawo, zastanawiając się przy okazji gdzie mógł pójść ten człowiek. Przeszedł mnie nieprzyjemny dreszcz jak tylko poczułam zimny, dość chłodny wiatr przedostający się przez otwarte tylne drzwi, które znajdowały się za dużymi schodami, prowadzącymi na górną część domu. Bez zastanowienia się czy to dobry pomysł, ruszyłam w kierunku szklanego wyjścia, które prowadziło do ogrodu.
- Vanessa! - odwróciłam się w kierunku chłopca, który w mgnieniu oka pojawił się obok mnie. Ryan nie miał na sobie swojej granatowej marynarki co spowodowało, że od razu zaczęłam się zastanawiać czy nie jest mu przypadkiem zimno - Czemu chciałaś wyjść do ogrodu? - czułam jak jego serce przyśpiesza, kiedy tylko jego oczy dokładnie próbują wydostać jakiekolwiek informacje z moich. Jakby jakimś dziwnym sposobem, umiały z nich odczytywać ukryte wiadomości.
- Miałam także zamiar się przewietrzyć - skłamałam, choć nadzieja, że udało mi się przekonać bruneta nie ustępowała.
- Jest zbyt zimno bym cię tam samą puścił - przybliżył się do mnie tak, że zrobiłam zaledwie trzy kroki w stronę ściany o którą za chwilę oparły się moje plecy.
- Jesteś nadopiekuńczy - stwierdziłam, kładąc dłonie na jego barkach.
- To nie zdarza się zbyt często - zauważyłam jak kąciki jego ust unoszą się do góry - Myślę, że potrzebujesz by ktoś się tobą porządnie zaopiekował.
- Skąd ta nagła pewność?
- Czuję twoją skórę - jego twarz zbliżyła się do mojej, przenosząc się po chwili do mojego ucha, a następnie momentalnie do szyi - Jak reaguje ona na mój ciepły oddech. Potrzebujesz ciepła.
Nie spodziewałam się po Ryanie aż takiego zwrotu akcji. Wejrzałam w jego błyszczące niebieskie oczy w których coś się kryło. Brunet jedną ręką oparł się o ścianę, a drugą położył na moim biodrze. Zaczął wodzić po moim policzku i linii szczęki przez co nie umiałam się skupić na prawdziwym powodzie, który mnie tutaj sprowadził. Poczułam jak jego delikatne wargi całują mój obojczyk, szyję, szczękę oraz policzek, składając delikatne muśnięcia w tych miejscach, a później znalazł moje usta i przyssał się do nich, wywołując każde uczucie jakie mu ciążyło i które ukrywał przede mną. Troskliwość, namiętność i wiele innych o których nie byłam w stanie myśleć w tej sytuacji.
Ryan ogarniał moje usta swoimi, całował
je tak, jakby za chwilę miał iść za to do więzienia. Lekko zsunął swoje usta z moich i zaczął całować szczękę. Czułam, jakby prąd przechodził całe moje ciało od
delikatnych pocałunków Ryana, składanych na mojej szczęce, potem
szyi, ramionach oraz obojczyku. Nie sprzeciwiałam mu się. Jego ciepłe muśnięcia krzyczały by za żadne skarby nie przestawał tego co zaczął.
Po chwili gdy chłopak próbował ponownie zjechać do mojej szyi, poczułam jak błyskawicznie ktoś odsuwa go ode mnie. Tym kimś okazał się Christopher. Ryan upadł na podłogę, przed nogi mojego przyjaciela. Na jego twarzy widać było gniew i chęć rozwalenia czegoś. Zauważyłam jak Zayn oraz chłopaki już biegną w naszą stronę. Spanikowana, wybiegłam przez drzwi prowadzące do ogrodu by uniknąć tłumaczeń. Schowałam się za ścianą, próbując przez chwilę jeszcze podsłuchać o czym będą rozmawiać jak tylko Ryan stanie na nogi.
- Dość! - przemówiła Miranda.
- Zostaw mnie! Ten skurwysyn ją chciał wykorzystać, rozumiesz?!
Boże co ja narobiłam. Byłam totalnym tchórzem. Przecież Ryan nie miał żadnych złych intencji. Nic nie zrobił. Oboje chcieliśmy tego wszystkiego do czego doszło.
- Miranda wyjdź z nim - nakazał Zayn, a drzwi od razu się zamknęły z powodu nagłego przypływu wiatru - No Henderson. Chyba mamy do pogadania.
To były jedyne wypowiedziane słowa Zayna, które udało mi się dosłyszeć zanim nastała kompletna cisza. Przetarłam łzy, wstając. Ruszyłam po kamiennej oświetlonej dróżce, która znajdowała się w przepięknym, równie dobrze oświetlonym ogrodzie. Musiałam uważać na swoją suknię by przypadkiem gdzieś nie zahaczyła.
Szłam powoli, przyglądając się uważnie wszystkiemu. Ogród był piękny. Jak ze snów czy bajek dla dzieci. Noc była pełna, gwiazdy świeciły na niebie obok dużego księżyca. Spojrzałam w górę, wciąż jak głupia wierząc, że po raz drugi uda mi się dostrzec spadającą gwiazdę. Jednak szybko zrezygnowana, ruszyłam dalej. Wszystko było idealnie zadbane. Widać było, że ktoś naprawdę dba o to miejsce i wkłada w nie całe swoje serce.
Po chwili zobaczyłam krzewy róż, na których rosły rodzaje w każdym kolorze. Po bokach stał rząd drzew na które nawet nie padał księżyc przez nadmierną ilość liści. Podeszłam powoli do czerwonych róż, dotykając ostrożnie ich płatków. Nagle dosłyszałam jakieś odgłosy, podchodzące z okolic drzew. Wzdrygnęłam się, kiedy coś zaczęło się do mnie zbliżać. Cofałam się powoli do tyłu gdy w między czasie czarna postać wyłaniała się z ciemności.
- Gdyby ktoś powiedział mi kilka miesięcy temu, że staniemy sobie jeszcze na drogach to szczerze bym go wyśmiał.
Ten głos, ten sam ochrypły głos, który tkwił w każdym śnie, każdej nocy od tragedii, która zmieniła moje życie o trzysta sześćdziesiąt stopni. Ten sam głos, którego błagałam usłyszeć po raz kolejny każdego dnia. To nie mogła być prawda, by on... by on tu był.
Z ciemności wyłoniła się postać mężczyzny z charakterystycznymi kasztanowymi lokami, które nie były już takie jak kiedyś. Zieleń jego oczu przesiąkała całe moje ciało, które już zaczęło krzyczeć bym się wreszcie poddała i upadła na ziemię.
- Harry - mój głos się załamał. Drżał od emocji. Czułam się jakbym miała gulę w gardle.
- Spodziewałaś się tu kogoś innego, kochanie?
Od autorki: No i mój najważniejszy sekret został właśnie wydany! Wiem, że teraz będziecie chcieli mnie zabić, ale muszę przyznać, że jestem pod wielkim wrażeniem, że pomimo wszystkich wydarzeń, nadal większość tu z was wierzyła w Harry'ego. Skubany, co nie? :D
Na tym kończymy nasz rok 2016. Tak, tak jest to już ostatni rozdział w tym roku :(
Ale muszę wam powiedzieć, że udało mi się napisać aż 23 rozdziały przez 12 miesięcy. Niewiarygodne, że już nam wskoczył 95 numerek tutaj. I wiecie co jest najlepsze w tym wszystkim? Że rozdziałów będzie coraz więcej :)
Mam nadzieję, że wszyscy z was mieli udane Święta. Czas wreszcie przywitać nowy 2017 rok. Jejku, jak ten czas leci. Nim się obejrzycie, już jesteście o rok starsi.
Postanowiłam iż 96 rozdział pojawi się 9 Stycznia w Poniedziałek. Już niedługo, druga rocznica tego opowiadania! Do zobaczenia :) x
Już nie moge doczekać się nexta
OdpowiedzUsuńTak czułam że Harry żyje, ale nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji. Tym bardziej się doczekać nie mogę tego dlaczego upozorował swoją śmierć Harry i czy wie o dziecku :)
OdpowiedzUsuńAaaaaaaaaaaaaaaaa Harold no w końcu się pojawiłes
OdpowiedzUsuńLove you
❤❤❤❤
No nareszcie wrócił wiedziałam że żyje musi żyć oby szybko się wdzystko wyjaśniło.
OdpowiedzUsuń