3 wrz 2017

Rozdział 111


http://www.lyzyrdgyzyrd.com/imagex/flags/japan.gifNa wstępie chciałabym poinformować, że opowiadanie będzie nieaktywne 
aż do 7 Października!  14 września lecę do Japonii na dwa tygodnie, więc nie będę wstanie nic dodawać przez ten czas. Jak wrócę, opowiadanie zostanie oczywiście kontynuowane, więc mam nadzieję, że po powrocie zastanę większość czytelników, którzy nadal zainteresowani są losem Vanessy i Harry'ego.

A więc do zobaczenia i miłego czytania! 
Pozdrawiam! :)

 



*Oczami Harry'ego*

Ulica skąpana w blasku promieni zachodzącego słońca, dopiero teraz zaczynała budzić się do życia. Okoliczne kamienice rozświetlały się kolejno blaskiem lamp i nowomodnych neonów. Ale tylko "Club Resilience" przykuł moją uwagę swoim szyldem o wykaligrafowanej ozdobnej czcionce. Muskularnemu strażnikowi, który stał bacznie przy drzwiach budynku przyglądano się z respektem, choć ludzi nie było aż tak dużo jak ostatnim razem, kiedy tu byłem.
- Nie wierzę, że na serio to robimy. - odezwał się Louis, intensywnie obrzucając okolicę wzrokiem.
 To on jako pierwszy zgodził się na wzięcie udziału w moim planie, którego celem było złapanie wspólniczki Thomasa. Reszta chłopaków miała mieszane uczucia, jeśli chodziło o podjęcie decyzji i szczerze to nawet mi na tym nie zależało, ponieważ nie dokońca im ufałem, po tym do czego się przyczynili za moimi plecami. Ale Jasper mimo wszystko, wiele razy wspomniał, że to oni wiedzą o wszystkim znacznie lepiej od niego i zdecydowanie bardziej znają się na takich rzeczach niż on sam. Starałem się mu powiedzieć, że wcale nie potrzebuję ich pomocy, że świetnie mógłbym sobie poradzić sam lub nawet i z nim, ale Jasper nawet nie dopuszczał mnie do słowa. Podczas gdy ja byłem zbyt uparty by omówić sytuację, to on zaczął wyjaśniać chłopakom na czym polega mój plan i tym samym zmuszać ich do pomocy, której, jak to on stwierdził, mógłbym potrzebować, gdy znajdę się w pobliżu celu. Na szczęście Jasper nie wygadał się o czynach Roksany, która dopuściła do rozpadku mojego związku z Vanessą. Ale powracając, ku mojemu zaskoczeniu, wszyscy zgodzili się pomóc. Louis, Liam, Niall, a nawet i Zayn, który chyba nie wydawał się zadowolony z obrotu spraw.
- Już się poddajesz? - zerknąłem na niego spod łba.
Louis i Zayn chodzili nerwowo w tą i z powrotem, podczas gdy ja opierałem się o maskę samochodu za mną i właśnie przeładowywałem swój ulubiony rewolwer. Liam oraz Niall zaś stali zmieszani obok mnie. Jasper niestety zdecydował się zostać ze względu na ryzyko. Zapewne wielu ludzi pracujących dla Thomasa wiedziało już o jego zdradzieckim bracie, który trzymał stronę wroga.
- Nie chodzi mi o poddanie się. - Louis posłał mi miażdżące spojrzenie. - Miałem na myśli to, że po tylu miesiącach, znów zaczęliśmy pakować się w to całe gówno. W każdej chwili możemy trafić do pudła na następne kilka lat.
- Z tego co pamiętam, wcześniej ta myśl ci zbytnio nie przeszkadzała. - zauważyłem. Zayn, Niall oraz Liam skupili uwagę na nas obojgu. - Skąd ta zmiana?
- Może i wcześniej nie obchodziły mnie konswekwencje, owszem. Ale teraz mam Eleanor, którą kocham. To dla niej chcę być jak najdalej od tych, co sieją niebezpieczeństwo.
- Cóż za szlachetność.
Moje ego chyba musiało zdenerwować Louisa, ponieważ jego twarz w blasku najbliższej lampy ulicznej przybrała znacznie czerwonego koloru.
- Lubisz kpić z ludzi, nie? - rzucił gniewnie. Podszedł do mnie bliżej, tak, że teraz stał dokładnie przede mną. - Lubisz, bo jesteś zazdrosny.
- Zazdrosny?
Powstrzymałem się przed parschnięciem śmiechem. Zayn zaczął coś mówić do Louisa, ale ten tylko zbył jego słowa ręką i znów zaczął wpatrywać się we mnie.
- Nieposzczęściło ci się w życiu, dlatego wyżywasz się na innych. Zamiast chociaż zastanowić się nad własnymi czynami, ty wolisz wpierdalać się w kłopoty. Ale za chuja nawet nie pomyślisz o tym, że są ważniejsze rzeczy niż zemsta. Rodzina jest jednym z tych rzeczy.  
- Louis. - ostrzegł go nagle Niall. Wyglądał na mocno zaniepokojonego konfliktem. - Wybierasz zły moment na wygadywanie sobie rzeczy.
Ale jak to Louis, również zbył zdanie przyjaciela.
- I co starasz mi się tym gadaniem przekazać? -  kontynuowałem. Powaga w moim głosie zaskoczyła moje oczekiwania. - Że mam rodzinę do której mógłbym wrócić? Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja nie mam rodziny. Już od dawna jej nie mam.
- Masz tylko o nią nie walczysz. - skitował. - Vanessa jest matką twojego dziecka. Wciąż możecie być razem, wspólnie wychowywać Lily...
- Jeśli masz teraz zamiar dawać mi lekcje na ten temat, to lepiej stąd spływaj. - warknąłem, czując jak ciśnienie podskoczyło o stopień wyżej. Momentalnie wstałem. - Nie potrzebuję tutaj ludzi, którzy dużo pierdolą, a mało robią.
- Dobra spokojnie. - Zayn odtrącił mnie od Louisa, któremu już zaczynało się poważnie gotować. - Weszliśmy w ten plan wszyscy razem, okej? Więc ja nie mam zamiaru słyszeć żadnych kłótni. Myślę, że po prostu nie mamy na to zbytnio czasu.
 - Słuszna uwaga. - odezwał się Liam. - Musimy się teraz skupić na strategii tego planu. A więc co pronujesz, Harry?
Liam dał mi chwilę by ochłonąć.
- Po pierwsze musimy się wszyscy rozdzielić. Ludzie muszą wiedzieć, że przyszedłem sam. - powiedziałem. - Starajcie się nie przykuwać uwagi nikogo. Każdy z was kryje moje tyły w razie problemów, ale pod żadnym pozorem nie zbliżajcie się bliżej. Roksanę załatwię sam. Zrozumiano?

~*~

Kolorowe barwy świateł w klubie migały po całej przestrzeni, muzyka grała bardzo głośno, a dym z papierosów unosił się praktycznie wszędzie. Mnóstwo ludzi bawiło się na parkiecie, gdzie dym z suchego lodu rozprzestrzeniał się najbardziej. Wcześniej dokładnie przeskanowując pomieszczenie, machnąłem palcem w cztery różne strony by dać chłopakom znać do którego miejsca mają się udać.
Kiedy Niall, Louis, Liam i Zayn znikli z mojego pola widzenia, przepchałem się przez przepoconych nastolatków, którzy tańczyli w rytmie dudniącej piosenki. Rozglądałem się w każdym kierunku, próbując wypatrzeć moją zdobycz w tłumie ludzi. Mogłem przysiąść, że tu była. Miałem cholerne przeczucie, że tak było. Minęło chwilę czasu, zanim wreszcie odnalazłem Roksanę. Mam cię, pomyślałem od razu.
Na widok zgrabnej blondynki wszystkie zmysły stanęły mi na baczność. Tańczyła po przeciwnej stronie sali, dlatego dotąd jej nie spostrzegłem. Roksana swoim prowokującym strojem przyciągała uwagę różnych śliniących się na jej widok mężczyzn. Czarna sukienka z dekoltem aż do pępka, nawet i mnie potrafiła wytrącić na chwilę z równowagi. 
Wyraźnie podpity mężczyzna, o ogolonej głowie i brodzie, na oko może znacznie starszy od niej, co rusz chwytał ją ostentacyjnie w ramiona, ale po jej minie widać było, że nie sprawiało jej to żadnej przyjemności. Pchnąłem więc jedną z kobiet o latynoskich rysach twarzy, która próbowała zaciągnąć mnie do tańca i ruszyłem w stronę Roksany.
Kiedy byłem już dość blisko niej, udało mi się pochwycić jej spojrzenie na długą chwilę. Uśmiechnąłem się, na co ona również to odwzajemniła. Widziałem doskonale, że poczuła to samo, co ja. Złapaliśmy kontakt. A więc już była moja.
Nie spuszczałem wzroku z Roksany, nawet kiedy oparłem się o ścianę naprzeciwko niej. Zdawałem sobie sprawę jak musiałem działać na nią swoją obecność, ponieważ wyglądała na bardziej spiętą w towarzystwie faceta, który aż pożerał ją głodnym wzrokiem jak wilk mięso.
Ale pomimo tego, że nie znałem Roksany na tyle dobrze i tak umiałem przewidywać jej ruchy. I oczywiście tym razem się nie pomyliłem. Wystarczyło tylko kilka minut, aż wreszcie zmusiła się do mnie podejść.
Dobrze ci idzie, Styles. Tak trzymaj. Suka musi zapłacić za oszukiwanie w grze.
Długie jasne włosy dziewczyny związane były w koński ogonach w który wleciony był grzebyk o trupiej diamentowej czaszce. Jej sylwetka była chuda i wyglądała na znacznie wyższą w cekinowych szpilkach, tak, że śmiało dorównywała mojemu wzrostu. Miałem wielką ochotę zabawić się z nią, pokazać jej, że podjęła złą decyzję w sprzymierzeniu się z Thomasem przeciwko mnie. I szczerze mówić, nie widziałem przeszkód by nie posłuchać swojemu rozumu. Tylko głupcy stawali przeciwko mnie.
Wyciągnąłem do niej pośpiesznie dłoń, kiedy była już prawie przy mnie. 
- Cóż za miłe zaskoczenie z twojej strony. - powiedziała z uśmiechem, chętnie złączając nasze dłonie razem. Przyciągnąłem ją namiętnie do siebie, tak, że drugą dłonią oparła się o moją klatkę piersiową. - Tęskniłam za tobą.
Złapałem ją za biodra i docisnąłem do siebie mocniej, całując ją w szyję. Blondynka jęknęła zadowolona.
- A ja myślałem o tobie. - szepnąłem pomiędzy pocałunkami. Zamknęła oczy chłonąc podniecenie w uśmiechu. - Zachowywałem się jak palant odkąd się poznaliśmy. Nie doceniałem cię. I chcę to teraz zmienić. Jeśli tylko mi pozwolisz...
- Oh Harry... - jęknęła, gdy pozostawiłem pocałunki pod jej lewym uchem. - A co z Vanessą? Przecież to ją kochałeś...
- Nie kocham jej. - uniosłem głowę by spojrzeć Roksanie w oczy. - Już nie. Zajęło mi to dużo czasu, ale zrozumiałem, że popełniłem błąd. 
Blondynka popatrzyła na mnie. 
 - Cieszę się, że to mówisz. To dobrze, że zdołałeś otworzyć oczy i przekonać się, że ta suka nie jest ciebie warta. - dziewczyna pogłaskała mnie po policzku. Dłoń miała ciepłą. - Dlatego jestem szczęśliwa, że wróciłeś i zrozumiałeś te rzeczy.
- Przy tobie poczułem się... - wymyśl coś, Harry. Wymyśl. - wolny. To ty dałaś mi do zrozumienia, że można być szczęśliwym inaczej. Że...
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej. Nie chciałem powiedzieć nic więcej. Żaden rozsądny mężczyzna nie próbowałby się odezwać, gdyby całowały go takie usta. Roksana zaskoczyła mnie swoim ruchem. Czułem, jak mocno biło jej serce pod zgrabną piersią.
Z wahaniem odwzajemniłem jej pieszczotę, a potem mocniej przywarłem wargami do jej ust. Całowałem ją coraz natarczywiej, obejmując jej twarz gorącymi dłońmi. Doznanie było tak silne, że aż zniewalające. Roksana zamruczała i przycisnęła mnie siłą do ściany. Odnalazła guziki do mojej koszuli, ale chyba zbyt bardzo była oszołomiona pocałunkiem, ponieważ szarpała ją niezdarnie, rozrywając materiał.  Zatonęła w doznaniach. Ja w tym czasie błądziłem po jej cienkiej sukience. Było niemal tak, jakbym dotykał nagiej skóry, piersi, talii, brzucha. Odwróciłem nas za chwilę niespodziewanie, tak, że teraz to Roksana opierała się o ścianę. Kiedy dotarłem do rąbka jej kreacji, ona objęła mnie ramionami w pasie. 
Wydałem gardłowy pomruk, gdy dotknąłem rajstop. Oczywiście natychmiast się podarły, a moje palce znalazły się na jej nagiej skórze. Roksana wsunęła dłonie pod moją kuszulę i badała palcami, co jest pod nią: napięta gorąca skóra na żebrach, mięśnie brzucha, blizny i kości biodrowe nad paskiem dżinsów. Nie zorientowała się jednak, że miałem broń. Moje ciało było dla niej zupełnie znanym terytorium i to doprowadzało mnie do szlaleństwa. Jęczała cicho z ustami na moich ustach, stawała się bardziej dzika...
I nagle odsunęła się ode mnie.
- Chodźmy stąd. - wyszeptała, zaczerpując powietrza z powodu podniesionej adrenaliny w żyłach. - Są tu miejsca, gdzie moglibyśmy...
Nie odezwałem się. Pozwoliłem jej na pociągnięcie mnie przez cały klub do drzwi, które kryły za sobą mrok. W korytarzu nie było żadnego oświetlenia. Jedynie może żarówka, która mrygała słabym światłem, jakby prąd do niej już nie dochodził. Ale pomimo ciemności, Roksana idealnie poradziła sobie z odnalezieniem tego, czego chciała. Otworzyła przed sobą drzwi i weszła jako pierwsza, zatrzaskując je później za mną. Mój plan powoli dobiegał końca. Musiałem jedynie wybrać odpowiedni moment...
Pokój był w dobrym stanie jak na pomieszczenie znajdujące się w miejskim klubie. Ściany pomalowane były na czysty pomarańczowy odcień i tylko meble takie jak duże dwuosobowe łóżko, dwa stoliki i kanapa pod niewielkim oknem z żaluzjami znajdowały się do użytku.
Kiedy odwróciłem się do Roksany, dziewczyna ponownie zaskoczyła mnie swoim ruchem. Popchnęła mnie na łóżko, tak, że upadek zamortyzował materac pode mną. Zauważyłem jej uśmieszek i oczy, rozpalone do granic możliwości. Wiedziałem czego chciała. Ale ja nie mogłem pozwolić sobie na seks, nawet gdybym tego chciał. To nie wchodziło w grę.
 Blondynka ściągnęła szpilki ze swoich stóp i cisnęła je na kanapę niedaleko. Wdrapała się po chwili na łóżko i seksownym krokiem zbliżyła się do mnie, za chwilę usadowując się na moich biodrach.  Wciąż czekałem na odpowiedni moment, ten jedyny... 
Roksana pochyliła się nade mną i wpiła się w moje usta. Czułem jak jej oddech przyśpiesza, jak niecierpliwa się staje w moich ramionach, kiedy otuliłem ją wokół pleców. Chciwie domagała się tego czego chciała. Ale ja musiałem zakończyć tą grę i choć wiedziałem, że kolega w moich spodniach domaga się czegoś zupełnie innego, ja i tak trzymałem się planu. Jeszcze chwila, powtórzyłem.
- Byłeś niesamowity wtedy w Miami. - wyszeptała wprost do mojego ucha. Jęknęła, gdy moja dłoń zapieściła jej udo. - Powtórzmy to...
Posłusznie odwróciłem dziewczynę na plecy i zanurzyłem głowę w jej szyi. Lubiłem całować takie miejsca, ponieważ wtedy całkowicie przyprawiałem kobiety o palpitacje serca. Roksana wzięła głęboki wdech, gdy prawą rękę przesuwałem powoli do jej stringów, które chroniły podarte rajstopy. Przeniosłem pocałunki za chwilę do piersi, które sukienka z dekoldem ukazywała tylko w połowie. Całowałem jej klatkę piersiową wzdłuż aż do pępka, a Roksana wygięła się w łuk, zmuszając mnie do dalszego kontynuowania. Widziałem, że w tym momencie jej oczy były zamknięte. Dlatego wtedy wykorzystałem sytuację.
 Nie przerywając pocałunków, lewą ręką sięgnąłem do paska spodni by ostrożnie wyciągnąć broń. Miałem wielką ochotę zabić Roksanę tu i teraz, ale wiedziałem, że nie dowiedziałbym się wtedy niczego od niej na temat Thomasa. 
Przystawiłem rewolwer do czoła ofiary, a ona w mgieniu oka otworzyła oczy i drgnęła ze zdumienia i przerażenia. Skończyła się już gra.
- Co jest... Harry...
Uśmiechnąłem się szyderczo, obserwując jak wyraz twarzy Roksany powoli uświadamiał mi, że właśnie zalała ją fala złości.
- Udało ci się mnie oszukać. - przemówiłem. Jej oczy zdawały się większe, ale nie poruszyła się ze względu na broń. - Podziwiam to, jak cudownie odegrałaś swoją rolę. Thomas musiał doskonale wiedzieć, że jesteś dobra, zanim wplątał cię w nasz konflikt.
Ku mojemu zdziwieniu, Roksana uśmiała mi się prosto w twarz, jakby przypuszczała, że coś takiego powiem.
-  Ja i Thomas znamy się dłużej niż mógłbyś to sobie wyobrazić. Poznałam go, kiedy wy jeszcze nie zaczeliście całego tego cyrku.  
- Nie powinnaś być z siebie taka dumna z tego powodu. Pomagasz mordercy. 
- A czy ty przypadkiem nim nie jesteś? - jej poczucie humoru zaczynało mnie powoli irytować. - Z tego co wiem to ty jako pierwszy zaszłeś mu za skórę, zabijając jego siostrę. Maddie. Tak brzmiało jej imię, prawda?
Uspokój się Harry, uspokój inaczej wszystko spieprzysz...
- Odpowiesz za to co zrobiłaś. 
Wytargałem ją z łóżka za nadgarstek i rzuciłem na podłogę. Dziewczyna jedynie się zaśmiała.
- Niby za co? Za to, że zniszczyłam ci związek z tą dziwką? 
- Nie nazywaj jej tak! - wymierzyłem broń w jej stronę. - Powinnaś się kurwa cieszyć, że jeszcze w ogóle żyjesz!
- Nie potrzebuje twojej pierdolonej łaski! Nie zasługujesz na żadne pierdolone szczęście! - wykrzyknęła. - Jestem po stronie Thomasa, bo on ma rację! Powinieneś zostać potraktowany tak jak ty potraktowałeś jego siostre! Jesteś podłym chujem! Przez ciebie Thomas nigdy niestałby się taki jaki jest!
Czułem jak ciśnienie mi wzrasta, jak oczy wypalają dziurę w kobiecie, która była równie uparta jak ja. I wtedy przypomniałem sobie, że miałem ze sobą nóż. 
Może i nie mogłem jej jeszcze zabić, ale przecież posiniaczenie jej albo pocięcie to przecież nie było nic złego. Blondynka drgnęła na widok noża, kiedy zbliżyłem się do niej. W tym samym momencie drzwi niespodziewanie się otworzyły i do pokoju weszli chłopaki. 
- Wow wow, Harry zwariowałeś? Odłóż ten nóż. - Niall siłą wyrwał mi nóż z ręki i oddalił od ofiary na bezpieczną odległość. Rząda zemsty zalewała moje ciało, powoli traciłem kontrolę i wiedziałem o tym, ale nie umiałem tego powstrzymać. Musiałem ją zabić, za wszystko co zrobiła...
Liam i Louis natychmiast zajęli się Roksaną. Mimo jej sprzeciwów, kopania i rzucania przekleństw, zawiązali jej nadgarstki tak by nie mogła już nic więcej zrobić. Zayn natomiast zaszedł ją od tyłu i przyłożył jej szmatkę do ust by uśpić ją na jakiś czas. 
Patrzyłem jak dziewczyna upada obezwładniona z powrotem na podłogę.
- Niezłą mieliście zabawę. - Zayn stłumił śmiech, przenosząc wzrok na moją podartą koszulę. - Ale chyba miała się ona rozkręcać, no nie?
- Daruj sobie żarty.
Mulat wzruszył ramionami.
- Tylko mówię. 
- Musimy ją zabrać, zanim ktoś się skapnie. - odparł Liam. - Dacie radę nie dać się zabić?
- Spróbować nie zaszkodzi. - dodałem. Smak zemsty z dnia na dzień smakował coraz słodziej. 

*Oczami Vanessy*
 Minęły zaledwie dwie godziny zanim doszłam do siebie po wizycie Harry'ego.  W głowie wciąż przelatywały mi jego słowa w które trudno było mi uwierzyć. Zależało mu. Byłam przekonana, że mu zależało na naszym bezpieczeństwie. Ale dlaczego martwił się także i o mnie? Może i tego nie powiedział, ale wyczułam, że wolałby bym ja też zniknęła, podczas gdy on rozpęta burze. Widziałam cień przerażenia i nadziei w jego twarzy, ale i zwiększoną zawziętość oraz poczucie winy, które zapewne nie dawały mu spokoju. Jego słowa sprawiły mi mętlik w głowie. Harry kazał nam wyjechać jak najdalej od Los Angeles, ale nie zastanowił się chociaż przez chwilę, że przecież ja nie miałam dokąd się udać. A przede wszystkim, nie chciałam zostawić jego samego. Nie mogłam pozwolić by ryzykował życie. To wariactwo samemu sprzeciwić się Thomasowi. Nigdy nie przestałam wierzyć w możliwości Harry'ego, ale jego plan miał swoje minusy. Owszem zależało mi na nim, ponieważ nie miałam zamiaru stracić go po raz kolejny. Ale nie tylko z tego powodu nie chciałam by podejmował się planu. Nadal go kochałam i jakaś cząstka mnie mówiła mi, żebym troszczyła się o niego, nawet jeśli on nie czuje tego samego do mnie.
Dlatego zadzwoniłam do Jaspera w jego sprawie. Wiedziałam, że on będzie wiedział gdzie jest Harry i jak zwykle moje przypuszczenia się sprawdziły. Musiałam porozmawiać z Harrym, więc kiedy Jasper powiedział mi, że wszyscy są u Liama po udanej misji, jak najszybciej wpadłam do auta, zostawiając Lily z Ryanem, który niedawno wrócił. 
- Hej. Harry powinien zaraz być. - Jasper przywitał mnie w drzwiach. Wyglądał zupełnie zwyczajnie w czarnych dżinsach i czerwonej koszulce. - Pojechał gdzieś z chłopakami na chwilę. 
- Poczekam.
Uśmiechnęłam się i ruszyłam w głąb domu. Usiadłam za chwilę na krzesełku przy kontuatrze tuż naprzeciwko wejścia. 
- Słyszałem, że pozwoliłaś Harry'emu spotkać się z Lily. - Jasper podchwycił moje spojrzenie. Przysiadł się zaraz obok. - Nie spodziewałem się, że mu tak szybko na to pozwolisz.
Gdy się nie odezwałam, kontynuował.
- Zależy ci na nim, prawda? Dlatego to zrobiłaś.
- Ja... - wyprostowałam się gwałtownie na siedzeniu.  - Nie wiem co się ze mną dzieje. Tracę rozum. Zauważyłam, że za szybko zmieniam zdania...
- Bo go kochasz.
- Oh proszę. - jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. - Nie rozmawiajmy o tym.
- Vanesso, posłuchaj. - Jasper postukał palcami po blacie kuchennym. - Nie tylko ty miewasz takie wahania. Uwierz mi, że Harry również.
- Co masz na myśli? 
Jasper zamyślił się na chwilę.
- Myślę, że powinnaś mu powiedzieć co do niego czujesz. On się zmienia, ja to widzę. 
- Nie mam zamiaru pchać się w jego życie. Jest dobrze tak jak jest. 
- Nie widać.
- Jasper, nie po to przyszłam by rozmawiać o naszych uczuciach. - skarciłam go. - Musisz mi w czymś pomóc.
- W czym? - zainteresował się. 
- Harry znów pakuje się w kłopoty. Ma plan, który chce wykorzystać na Thomasie...
- Tak, wiem. Udało mu się złapać jego wspólniczkę. No wiesz, tą która zabiła Ashtona. 
- Zabił ją?
- Nie, jest tutaj. Chłopaki zamknęli ją w piwnicy. 
- Tutaj? - moje serce momentalnie nabrało szybszego tempa. - Mogę z nią porozmawiać? 
- Nie. To niebezpieczne. - zaprzeczył blondyn. - Cała ta kobieta jest niebezpieczna. Zresztą Harry poprosił mnie bym się do niej nie zbliżał. Na razie jest nieprzytomna, ale nie wiemy kiedy postanowi się obudzić. Może nawet zaatakować z zaskoczenia, jeśli sie bedzie nieostrożnym.
Oburzyłam się na jego wypowiedź.
- Potrafię o siebie zadbać.
-  Vanessa, nie. Proszę, chociaż raz przestań być taka uparta jak Harry. 
Gdy już miałam coś powiedzieć, drzwi wejściowe otworzyły się nieoczekiwanie. Odwróciłam się w ich stronę i zauważyłam czwórkę chłopaków z Harrym na czele. Chłopak zbystrzał na mój widok.
- Co ona tu robi, Jasper? - głos Harry'ego był surowy. Zayn, Louis, Liam i Niall przyglądali się sytuacji, równie zaskoczeni moją obecnością.
- Vanessa zadzwoniła do mnie, bo chciała się z tobą spotkać, więc powiedziałem jej by przyjechała tutaj.
Czułam jak wzrok Harry'ego wypala dziurę w blondynie. 
- To nie najlepszy moment na rozmowy.  
- Myślisz, że mnie to obchodzi? - odezwałam się. Chłopak skierował na mnie swoje zielone oczy. Był wyraźnie zirytowany. - Nie wyjdę stąd dopóki nie poświęcisz mi chwili czasu. 
- Dobra. - oznajmił z łaską. - Chodźmy do pokoju obok. 
Posłusznie ruszyłam za Harrym, który poprowadził nas do jednego z trzech pokoi znajdujących się w domu. Czułam jak napinają się jego mięśnie w mojej obecności, ale starałam się to ignorować. Nie zaskoczyło mnie to, że był niezadowolony z mojej wizyty. Osobiście miałam to daleko gdzieś. 
- Po co przyjechałaś?- spytał, kiedy zamknął za nami drzwi. Znajdowaliśmy się w sypialni Liama, co można było głównie poznać po ciemnych meblach i porozwalanych na łóżku męskich ciuchach. - Powinnaś zacząć się pakować.
- Nigdzie nie wyjeżdżam, Harry. - odrzekłam stanowczo. 
Harry wbił we mnie twarde spojrzenie. 
- Co powiedziałaś?
- Nie zrobię tego. Słyszałeś. Nie zostawię rodziny i przyjaciół.
Chłopak złapał się za głowę i wziął głęboki wdech. 
- Nie żartuj sobie. Zaraz załatwię bilety do Palm Springs...
- Nie! Harry zrozum, ja nigdzie nie jadę! 
Chłopak wyglądał na dotkniętego. Stał oszołomiony, wpatrując się we mnie, jakby widział mnie po raz pierwszy od kilku miesięcy.
- Nie możesz... nie... - jąkał się. - Nie możesz zostać.
- Nie zmusisz mnie.
- Dlaczego do jasnej cholery mi to robisz!? - mówił z wyrzutem. - Dlaczego po prostu nie wyjedziesz, gdy cię o to proszę!?
- Bo nie pozwolę byś dał się zabić przez własną głupotę.
Oczy Harry'ego rozjarzyły się ze wściekłości, ale coś go widocznie powstrzymywało przed wybuchnięciem złością.
- Ty i Lily nie zostaniecie tutaj, Vanessa. - zagroził. - Zrobię co będzie trzeba, jeśli nadal będziesz się temu sprzeciwiać. 
Podeszłam bliżej niego. Serce Harry'ego waliło równie mocno jak moje.
- Proszę bardzo! - oboje wymienialiśmy gorzkie spojrzenia. - Co zrobisz? Wsadzisz do auta, wpakujesz do samolotu? Nie zrobię tego czego ode mnie oczekujesz. Nie jestem tchórzem. Nie będę uciekać. 
Pożałowałam zaraz własnych słów widząc wyraz twarzy chłopaka.
- Nie zostaniesz tutaj! Zrozumiałaś!? - wrzasnął Harry, że aż podskoczyłam w miejscu. 
Nie pozwolił mi nawet nic powiedzieć. Tak po prostu wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samą z krążącymi myślami.


"Wiesz dlaczego niektórzy ludzie udają że nic nie czują? Bo czują za dużo. I to ich przeraża."



3 komentarze:

  1. Fantastyczny! ❤️ Jak zawsze! Czekam na następny! Nie ważne ile trzeba będzie czekać. Chciałabym żeby Vanessa była z Harrym!

    OdpowiedzUsuń
  2. Będą razem ♥♥♥♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownyyyy
    Oni muszą już być razem
    Czekam na następny
    Buziaczki ❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń