21 paź 2017

Rozdział 112

Własne myśli doprowadziły mnie do zabarczania się winą z powodu Harry'ego. Przed sobą wciąż widziałam jego niepohamowaną reakcję, która pojawiła się, gdy tylko sprzeciwiłam się jego postanowieniom dotyczącym mojej wyprowadzki z Los Angeles. Oczywiście nie miałam zamiaru pakować się w jakąkolwiek awanturę, ale coś we mnie zupełnie pękło, kiedy Harry wyraźnie dał mi do zrozumienia, że nie odpuści mi niczego płazem. Rzecz w tym, że jemu chyba naprawdę zależało na tym, bym wraz z Lily zniknęła z miasta na czas rozpętanej przez niego burzy. Zauważyłam, jak podczas naszej rozmowy hamował swój gniew, jakby coś go karciło za złe podejście do mnie. W jego oczach nawet strach dawał o sobie znać, który powstał na samo moje sprzeciwienie się. I właśnie dlatego czułam się winna.
Harry'emu w jakiś sposób zależało na bezpieczeństwie naszej dwójki. Nie trudno było tego zrozumieć. Ale czemu ja tak po prostu nie umiałam w to uwierzyć? Będąc świadkiem, jak jego charakter i sposób podchodzenia do życia zmienia się, powinnam się cieszyć, że coś zmierza w dobrym kierunku, że mogę liczyć na Harry'ego, jeśli sprawy będą dotyczyły naszej córki.
Może i było mi trudno przyzwyczajać się do zmian w moim życiu, z tym owszem musiałam się zgodzić. Ale przecież jeśli chodziło o Lily, to ona nie była tylko moją córką. Harry miał także równe prawo decydować o jej losie. Zrozumiałam więc jego ból, gdy w tej sytuacji wyglądało to tak, jakbym to właśnie ja przywłaszczyła sobie wszystkie prawa, dając mu do zrozumienia, że on ma najmniej do powiedzenia w tej sprawie.

Wybiegłam z pokoju z nadzieją, że dogonię Harry'ego. Musiałam dowiedzieć się co ma do powiedzenia. Nie mógł tak po prostu wyjść i zostawić mnie w niepewności. Przede wszystkim, miałam prawo wiedzieć więcej rzeczy w związku z jego planem.
Gdy trafiłam do kuchni, nie zastałam tego kogo chciałam. Wszyscy chłopacy oprócz Harry'ego podnieśli na mnie wzrok, kiedy tylko mnie ujrzeli. Pewnie szybko zorientowali się co jest grane pomiędzy nami obojga.
- Gdzie on jest? Gdzie jest...
- Harry? Właśnie wyszedł. - zabrał głos Jasper. - Vanessa, jeśli możesz...
Wybiegłam z domu, nawet nie zmuszając się do wysłuchania przyjaciela. Nie miałam czasu. Musiałam złapać Harry'ego jeszcze teraz.
I złapałam. Szedł właśnie w stronę swojego samochodu, w lewej dłoni ściskając kluczyki. Serce mi podskoczyło, ciśnienie również. Ale wiedziałam, że muszę zmusić samą siebie.
- Harry!
Chłopak odwrócił się w moją stronę na swoje imię. Przeklął pod nosem, zanim ustanowił kontakt wzrokowy.
Znajdywał się pomiędzy otwartymi drzwiami, a samochodem, bacznie obserwując mnie z daleka. Jego ramię oparte było na drzwiach kierowcy, ale zdjął je, kiedy znalazłam się bliżej.
- Gdzie jedziesz? - starałam się nie brzmieć wrogo. - Nie skończyliśmy rozmawiać.
Skrzyżowałam ręce na piersi.
- Skończyliśmy. - odparł pewny swojego zdania. - Dałaś mi wyraźnie do zrozumienia co myślisz.
- Nie chciałam...
- Daruj sobie. Rozumiem. - uniósł rękę, jakby mnie zbywał. Nienawidziłam tego jak zawzięty potrafił być. - Od tej chwili, biorę sprawy w swoje ręce.
- O czym ty mówisz? - spytałam z niedowierzaniem. Jego dumny ton głosu jeszcze bardziej zadziałał mi na nerwach.
- Zabieram Lily w bezpieczne miejsce. - dał większy nacisk na ostatnie słowa. - Jeśli ty nie potrafisz tego zrobić jako jej matka, to ja to zrobię jako jej ojciec.
Zamarłam na jego słowa. On był niepoważny. Nie mógł sobie tak po prostu robić co mu się żywnie podobało.
Ale widocznie Harry'ego to nie obchodziło. Rzucił mi jedynie znudzone spojrzenie i usiadł za kierownicą.
- Jak śmiesz w ogóle coś takiego mówić? Nie zabierzesz mi jej. - zagroziłam, przytrzymując drzwi samochodowe przed zamknięciem. - Nie pozwolę ci rozwiązać tej sytuacji tym sposobem!
Oczy Harry'ego zabłysły ze zdenerwowania.
- Lily to moja córka!
- I co z tego!? Nie masz jakiegokolwiek prawa mówić mi, że mi ją odbierzesz!
Harry raptownie podniósł się na nogi, tym razem stając dokładnie przede mną. 
- Mogę mówić co chcę. Dla mojej córki tak właśnie będę postępował.
Serce biło mi jak oszalałe na każde słowo "córka" wypowiadane z ust Harry'ego. To właśnie pomagało mi zrozumieć co Harry przez to wszystko miał naprawdę na myśli. Dla Lily poświęciłby wszystko.
- Dlaczego my zawsze musimy się kłócić? - z trudem powstrzymałam się przed płaczem. Nie potrafiłam zachowywać się spokojnie w towarzystwie Harry'ego, co doprowadzało mnie do szału. Zawsze prowokował mnie swoim zachowaniem, sprawiał, że moje ciśnienie wzrastało, co później musiało doprowadzać do kłótni. - Czemu nie potrafimy rozwiązać jednej głupiej sytuacji na poważnie!?
Oddaliłam się od pojazdu, próbując opanować emocje. Czułam na sobie uporczywy wzrok Harry'ego, który postanowił zachować między nami ciszę. Chciałam wiedzieć co wtedy myślał. Chciałam wiedzieć wszystko.
 - Bo sobie nie ufamy. - głos Harry'ego dobiegał z bardzo bliska. Kiedy się odwróciłam, on stał dokładnie przede mną, tak blisko, że myślałam, że serce zaraz dosłownie wyskoczy mi z klatki piersiowej.
- Co?
- Nie umiemy przekonać samych siebie by znów ufać.
Moje spojrzenie uwzięło się na ciemnozielonych oczach Harry'ego. Było w nim coś innego: spokój, opanowanie, powaga.
- Chcę ci ufać. - odrzekłam. - I wierz mi, staram się jak mogę.
Harry patrzył na mnie, a raczej we mnie tak głęboko, głęboko, z nadzieją wielką jak wszechświat.
Nie bardzo podobało mi się coś w jego sposobie, jego wzroku, tym, jak posyłał mi całą swoją uwagę.

 - Nigdy nie zrobiłbym czegoś co miałoby zaszkodzić Lily. - brunet położył dłoń na moim ramieniu. - Nie odebrałbym ci jej, nawet jeśli miałbym do niej mocniejsze prawa od ciebie. Zrozum, że jedyne czego teraz chcę, to tego by była bezpieczna i żebyś ty wreszcie pozwoliła mi być prawdziwym ojcem.
- Nie mogę opuścić Los Angeles, Harry. Nie wyobrażam sobie zostawienia tutaj wszystkiego tylko dlatego, że masz jakiś plan.
Harry wziął głęboki oddech.
- Nie widzę innego wyjścia, Vanessa. Musisz mi zaufać, jeśli chcesz bezpieczeństwa naszej córki. Jeśli naprawdę nadal widzisz w tym coś negatywnego, to zostań w Los Angeles. Ale ja postaram się by Lily zniknęła z tego miasta jak najszybciej, zanim Thomas zorientuje się, że jego wspólniczka wpadła w moją pułapkę i tym samym będzie chciał mnie dopaść.
- Potrzebuję więc czasu. Tylko jednego dnia na przemyślenie tego. - poprosiłam, choć Harry nie wyglądał już na spokojnego z powodu mojej decyzji.
- Nie mamy czasu, Vanessa. Ciąży na nas presja.
- Proszę.
Chłopak oddychał niespokojnie, jakby coś sprawiało mu ból. Zamknął na chwilę oczy, po czym ponownie je otworzył po kilku sekundach.
- Dobrze. Jeden dzień, nie więcej. Pamiętaj, że przyjadę po Lily, wbrew decyzji jaką podejmiesz.
Skinęłam głową. Harry miał rację co do naszej nieufności. Nie ufaliśmy sobie na tyle ile chcieliśmy. Pomimo iż robiliśmy co mogliśmy, sprawy z przeszłości i tak dawały o sobie znać, poróżniając nas. Kochałam go, a on mnie nie. To też była jedna z rzeczy, która sprawiała, że mu nie ufałam.
- Ufasz mi, prawda? - spytałam nieoczekiwanie, nawet sama zaskoczona swoim pytaniem. Brunet zerkał na mnie niepewnie. - Czy ufasz mi tak samo jak ty chcesz bym ja ufała tobie?
Harry ponownie zaczerpnął powietrza. Jego dłoń na moim ramieniu zsunęła się w dół, gdy wzrokiem postanowił uniknąć mojego.
- Ufam ci na tyle wystarczająco byś miała świadomość o swojej wartości w moim życiu. - gęsia skórka przeszła po mojej skórze, gdyż kontynuował czynność. - Powinnaś znać odpowiedź na to pytanie.
Prawda była taka, że właśnie jej nie znałam. I to trzymało mnie cały czas w niepewności.
- Dziękuję za twoją wyrozumiałość. - oh na litości boską! Tylko na to cię stać, Vanessa? - I przepraszam za to, że się tak uniosłam i tym samym sprawiłam, że ty również. Jesteśmy dorosłymi ludźmi, nie nastolatkami. Powinnam była wierzyć, że naprawdę chcesz dla nas dobrze.
Harry nie spuszczał ze mnie swojego spojrzenia. Przenikał mnie... sprawiał, że czułam się onieśmielona i bezsilna.
I wtedy raptownie znalazł się bliżej mnie. Owinął ramiona wokół mojej osoby i ostrożnie przysunął do siebie. Po raz pierwszy od tak dawna poczułam jak jego serce przyśpieszyło, nabrało tempa z każdym następnym oddechem. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej i przez chwilę zszokowana zastanawiałam się o co chodzi.
- Bo tylko na tym mi zależy. - odparł przyciszonym tonem. Odczuwałam mdłości, ale w odpowiednim momencie otrząsnęłam się. Odsunęłam się od Harry'ego jak poparzona. - Hej, wszystko w porządku?
Popatrzyłam na niego, lustrując detale jego twarzy jak coś bardzo cennego. Moje policzki paliły z gorąca, ale nie ukrywałam, że jego ruch mnie zaskoczył. Nie byłam z nim tak blisko odkąd wrócił do Los Angeles. Wystarczył tylko ten moment, by wspomnienia wróciły.
- Dam ci jutro znać, jeśli chodzi o sprawę twojego planu. - obwieściłam raptownie. - Do zobaczenia.
Zanim chłopak zdążył coś powiedzieć, ja już wsiadłam do swojego auta i ruszyłam w stronę najbliższej autostrady. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko.


*Perspektywa Harry'ego*

Nie miałem pojęcia co myśleć o tym co się stało. Gdy patrzyłem na Vanessę, widziałem osobę, która mnie skrzywdziła. Próbowałem się gniewać, bo przez cały czas tylko o to mi chodziło. Ale rzecz w tym, że po tym jak dowiedziałem się, że mam z nią córkę, wszystkie moje emocje ucichły, schowały się gdzieś głęboko w moim ciele. 
Nie umiałem wyrazić słowami tego, co sobie wtedy myślałem, gdy przytuliłem ją pod domem Jaspera. Niby to nic nie znaczyło, ale aby być szczerym, poczułem się niezwykle miło. Wiedziałem doskonale przez co Vanessa przechodziła i nadal przechodzi. Potrafiłem sobie wyobrazić to jak musiała się czuć, próbując wszystkich dookoła uszczęśliwić oprócz samej siebie. Chciałem móc jej pomóc. Nie mogłem pozwolić by stała jej się krzywda, ponieważ Lily jej potrzebowała. Moja córka potrzebowała matki, która powinna być silna i dzielna w każdej sytuacji. 

Gdy przytuliłem Vanessę, poczułem zapach jej perfum, ten sam delikatny zapach, który udało mi się zapamiętać mimo ty ostatnich lat bez żadnego kontaktu. Nie odczuwałem już gniewu przy jej osobie. Zastąpiły go opanowanie i ostrożność. Przecież nie mogłem się mścić na osobie, która była matką mojego dziecka. Chciałem by nasze relacje się poprawiły i byśmy przestali być już więcej wrogami. Do tego aktualnie starałem się dążyć.

Byłem nawet gotowy wybaczyć jej to co zrobiła. Ale czy naprawdę mogłem liczyć na to samo z jej strony? Czy ja w ogóle postępowałem dobrze w jej sprawie? Co jeśli pomyśli, że jej się narzucam? Mogłem liczyć na bycie częścią życia Lily?

Wróciłem z powrotem do domu Jaspera w którym przytrzymywana była Roksana, czy Rebecca jak kto wolał ją nazywać. Nie potrafiłem powstrzymać złości, kiedy myślałem o tym co zrobiła. Byłem zdeterminowany do zrobienia jej jakiekolwiek krzywdy by powiedziała mi wszystko co wie. Chciałem wiedzieć więcej o jej planie w który wplątał ją Thomas. Planie, który odebrał mi wszystko o co walczyłem by mieć.
- A ty dokąd? 
Zayn zatrzymał mnie w połowie drogi do piwnicy pod mieszkaniem. Miałem wielką nadzieję, że uda mi się przedostać tam w ciszy, tak by nikt nie zauważył, ale oczywiście się nie udało. Pozostali chłopacy wpadli na korytarz, zaraz za Zaynem. 
- Muszę porozmawiać z Rebeccą. - odrzekłem po chwili. Wydawało mi się, że są zaskoczeni moją decyzją.
- Teraz? - spytał Liam. - Harry, to może poczekać. Musimy z tobą porozmawiać.
- Możemy porozmawiać później. Teraz mi to nie na rękę.
Zrobiłem dwa kroki przed siebie, ale ręka Jaspera automatycznie mnie zatrzymała.
- Czujesz coś do Vanessy?
Spojrzałem na przyjaciela jak na idiotę. On chyba sobie ze mnie żartował. 
- Co? Co ty...
- Wiemy co widzieliśmy. - obwieścił Louis ze złożonymi rękami na klatce piersiowej. - Nie oszukasz nas.
- Skąd to wam wszystkim niby przyszło do głowy? Oszaleliście? 
- Przytuliłeś ją, widzieliśmy. To coś znaczyło.
- Nic nie znaczyło. 
Chłopaki byli zdecydowanie zirytowani moim zachowaniem.
- Przestać się wyrzekać prawdy. - dodał Niall. - Nic w tym złego, jeśli się przyznasz, że nadal coś do niej czujesz.
- Wy oszaleliście. - prychnąłem. - Naprawdę oszaleliście. Dajcie wy mi najlepiej święty spokój.
Jasper ponownie mnie zatrzymał, zanim zrobiłem jakikolwiek krok w przód.
- Wiemy, że nadal ją kochasz. Przestań okłamywać nas, a przede wszystkim samego siebie. 
- Nikogo nie okłamuję dla waszej wiadomości. Zresztą, to nie wasza sprawa. Nie prosiłem was żebyście mieszali się pomiędzy nami.
- Do jasnej cholery, Vanessa to twoja rodzina! - krzyknął Louis. Jeszcze chyba tak bardzo zdenerwowanego go nie widziałem. - Czy nie tego zawsze chciałeś? Rodziny? Walcz o nią zanim będzie za późno. Macie razem dziecko. Przestań więc być kompletnym idiotą i zrób coś. Ona cię kocha.
- I co z tego?
- Co z tego? - odezwał się Jasper. - Pamiętam jak w Miami nie potrafiłeś o niej zapomnieć. Twoje uczucie do niej jest zbyt silne by znikło sobie od tak. Nie uwierzyłem wtedy, że o niej zapomniałeś i wciąż nie wierzę. Czy ty w ogóle kiedykolwiek zastanawiałeś się dlaczego ona cię nie nienawidzi? Bo uczucie jakie do ciebie czuje jest zbyt silne by można by było o nim zapomnieć.
Nie chciałem słuchać więcej tego co chłopaki mieli do powiedzenia w tej sprawie. Miałem serdecznie dosyć, że mieszali się tam, gdzie nie byli potrzebni. Co ich obchodziło, jakie relacje były pomiędzy mną, a Vanessą? Niech się cieszą, że w ogóle są dobre. Jeśli chcieli dla mnie szczęścia to powinni pozwolić mi robić co chcę.
- Dajcie sobie spokój. Mam ważniejsze sprawy niż rozmawianie o czymś, czego już i tak nie ma.
- Czego już nie ma? Czy ty siebie słyszysz? - wtrącił się Zayn. - Jak możesz wierzyć, że waszej miłości już nie ma, jeśli wiesz, że ją kochasz, a ona ciebie, tylko po prostu o tym nawzajem nie wiecie?
- Dobra, wystarczy! - zagroziłem. - Nie łączy mnie nic z Vanessą, okej? Jeszcze jedno słowo, a przysięgam, że to się źle skończy!
Odwróciłem się na pięcie i wycofałem w stronę drzwi do piwnicy. Chłopaki nie odezwali się już ani słowem aż do chwili, gdy znalazłem się tam gdzie planowałem się znaleźć. 
Piwnica Jaspera była podobna do tej u Liama, choć ta wyglądała na znacznie większą i pustą. Szare, brudne ściany pomieszczenia nadawały nieprzyjemnej atmosfery, a dziury w nich sprawiały, że odczuwało się zimny chłód. Nie było żadnego okna, dlatego musiałem znaleźć włącznik światła by móc cokolwiek zobaczyć w pomieszczeniu.
Po przeciwległej stronie od drzwi siedziała Roksana, związana łańcuchami mocno wbitymi w ścianę.
Wokół niej nagromadziły się ślady po krwi, głównie z nadgarstków. Nie współczułem jej bólu ani trochę. Wręcz jej ból napawał mnie jeszcze lepszym samopoczuciem.
- Jak się dziś miewamy? - odezwałem się, wchodząc do środka na tyle głośno by zwrócić na siebie uwagę. Dziewczyna podniosła głowę z wyrazem niepowstrzymanej wściekłości. - Przeszkodziłem w odprawianiu modlitwy o wolność czy coś w tym stylu?
- Dla twojej wiadomości, jestem niewierząca.
- Cóż, jakoś mnie to nie dziwi. - odpowiedziałem z sarkazmem by jeszcze bardziej podnieść jej ciśnienie. Akurat umiałem bardzo dobrze zajść człowiekowi za skórę. - Przecież i tak pracujesz dla diabła.
- Bardzo śmieszne. 
Roksana próbowała wstać na nogi, ale ból w kostkach jej to niestety uniemożliwił. Podszedłem do niej dumnie z rękami schowanymi za plecami.
- Tak czy siak, mam nadzieję, że pomodliłaś się o spokój i przebaczenie po śmierci do kogokolwiek tam miałaś zamiar się pomodlić.
- Nie boję się śmierci. - odrzekła Roksana z taką zawziętością i ostrością, że aż sam zostałem zaskoczony. - Nawet jeśli sprawiłbyś ją ty.
- Więc cieszę się, że wreszcie zrozumiałaś co chcę z tobą zrobić, zanim osobiście wyciągnę z ciebie informacje.
- Aż tak przeszkadza ci to, że Thomas żyje? - spojrzała na mnie z ubawem. - Że jest sprytniejszy od ciebie? Mądrzejszy, lepszy?
Kucnąłem przed nią.
- Dlaczego tak sądzisz skoro mnie tak naprawdę nie znasz? Chyba nigdy nie widziałaś mojej prawdziwej strony.
- Potrafię rozpracować człowieka. Wiem, że Thomas jest lepszy od ciebie pod każdym względem, a w szczególności jeśli chodzi o umysł. 
- Co ty w nim widzisz? - dłonią przytrzymałem jej twarz by zmusić ją do patrzenia mi w oczy. Ta zaś jęknęła zła. - Co on ma takiego, że zgodziłaś się na zepsucie życia osoby, której nawet nie znasz?
- Mam po prostu słabość do mężczyzn takich jak on. Niebezpiecznych i nieposkromionych. - odparła zadowolona z siebie. - Chyba więc cię to nie dziwi, że się zgodziłam na plan, który miał na celu ciebie? Zaintrygowały mnie historie o tobie.
- To było zdecydowanie za złe posunięcie. 
- Nie przejmuję się tym, jeśli tak jest. 
Roksana również miała to coś, co sprawiało, że człowiek nie wytrzymywał w jej towarzystwie.
- To wszystko było po to by rozdzielić mnie z Vanessą, prawda? By oddalić mnie od przyjaciół i rodziny. Na tym zależało Thomasowi. Bym cierpiał.
- Co ty byś zrobił, gdyby ktoś zabił ci siostrę? - szarpnęła za łańcuch, mając nadzieję, że uda jej się mnie dosięgnąć. - Czy nie zrobiłbyś tego samego co on? Nie pozbawiłbyś życia człowiekowi, który odebrał ci kogoś tak bliskiego?
- Zająłbym się przede wszystkim tylko tym człowiekiem, a nie jeszcze jego bliskimi. Nie rozumiesz, że jest różnica? 
- Ale tylko przez bliskich można sprawić by sprawca dostrzegł to co zrobił. Thomas chce byś przyznał się, że źle zrobiłeś i wtedy odpłacił za to karę. 
- To czemu się chowa? Czemu nie rzuci mi wyzwania? Po co bawić się w jakieś zasadzki, groźby, jeśli można to rozwiązać osobiście?
Roksana zaśmiała się z mojej wypowiedzi.
- Skoro ty przychodzisz na każde spotkanie z obsadą to jak chcesz rozwiązać ten problem sam na sam z Thomasem?
- Thomas również ma wspólników. Ty na przykład jesteś jednym z nich.
- On nie ufa nikomu. - odparła. - Jestem jedyną osobą, której mógł powierzyć ten plan, a to tylko dlatego, że jestem mu posłuszna i że nie mam do nikogo się udać. Nie mam rodziny. Mam tylko jego.
- Czyli to dlatego zgodziłaś się na to wszystko. Uważasz, że Thomas uratował ci życie?
- Ryan przechodził przez to samo. Obaj nie mamy rodziny. Chciałam w jakiś sposób odpłacić Thomasowi jego pomoc.
- Byłaś na tyle głupia by się zgodzić? - mówiłem wkurzony. - Ryzykować życie dla tego skurwysyna?
- Nie rozumiesz co czuję. Zrobiłabym dla niego wszystko.
Raptownie podniosłem się na nogi. Nie mogłem uwierzyć w to co mówiła Roksana. 
- I uważasz, że on by zrobił to samo w twoim przypadku? - zakpiłem z sytuacji. - Widocznie nie masz pojęcia jakim naprawdę człowiekiem jest Thomas. On nie ma uczuć. Dla nikogo.
- Miał dla rodziny, zanim mu ich odebrałeś. Nie dość, że odebrałeś mu Maddie to jeszcze pozbawiłeś go brata, który woli być po stronie obcej osoby niż po stronie własnego brata.
- Jasper wie po której stronie warto być. Thomas jest skończonym egoistą. Dla niego nigdy nie liczyła się rodzina. Pokazał to wiele razy. 
- Nie znasz go! - krzyknęła Roksana. Trzymałem kurczowo dłonie za plecami by w razie czego móc w szybszym tempie wyciągnąć nóż. - Thomas codziennie modli się do rodziców o to by ich rodzina znów była razem. On kocha ich bardziej niż możesz sobie wyobrażać. Jedyne czego chce to rodziny. Maddie nie jest teraz jedynym powodem dla którego chce cie zabić. Masz po swojej stronie Jaspera, jego brata. 
- Co z tym wspólnego ma Jasper?
- Nie rozumiesz? On chce mieć brata po swojej stronie. Jedynego człowieka w którym płynie taka sama krew jak jego. 
- Jasper go nienawidzi. Nigdy nie zgodzi się być po stronie Thomasa, nawet jeśli są rodzeństwem. 
- Więc zemsta będzie trwać. Nie masz pojęcia w co się pokazujesz, Styles.
Ponownie podszedłem do Roksany i ukląkłem.
- Obydwoje sprawiliście, że straciłem zaufanie osób na których kiedyś mi zależało. Nie byłem przy narodzinach własnej córki, bo nie miałem nawet pojęcia, że ją mam! Człowieka, którego zabiliście by uwolnić Thomasa był moim przyjacielem! Pozbawiliście mnie chęci do życia przez ostatnie kilka lat, ale teraz przysięgam, że po tym jak poznałem wreszcie prawdę, odpłacicie mi za każdą osobę, którą straciłem w moim życiu. I za każde cierpienie jakie starałem się zwalczyć.
- Przestań mówić o wszystkich. Ja wiem za co chcesz byśmy ci odpłacili. Za Vanessę. Za wasze rozstanie. - dziewczyna roześmiała się, widząc mój wyraz twarzy. Byłem zaskoczony jej posunięciem. - Pamiętam ten dzień, kiedy nas razem obu nakryła. Tyle nienawiści jeszcze nigdy nie widziałam na twarzy żadnej osoby. Kochała cię, a ty ją tak paskudnie potraktowałeś. Powiedz mi, Harry? Nadal źle się z tym czujesz?
Powstrzymałem dłoń przed pozbawieniem Roksany przytomności. 
- Przestań! - warknąłem groźnie. 
- Założę się, że dziewczyna nie wie o tym co się stało w Miami? W hotelu, gdzie razem spędziliśmy noc.
Roksana najwyraźniej miała ubaw z całej tej sytuacji.
- To do czego doszło to było nieporozumienie.
- Nie narzekałeś, kiedy dochodziłeś w moich ramionach.
Roksana pokręciła głową rozweselona. Przez przypływ agresji i adrenaliny w żyłach, przytrzymałem nieoczekiwanie jej twarz tak mocno, że blondynka zaczęła się krztusić.
- Nie waż się nigdy więcej o tym mówić. - puściłem ją z obrzydzeniem. Tak bardzo żałowałem tego do czego doszło pomiędzy nami w Miami. - Seks o niczym nie świadczył.
- Dobrze. Jak chcesz. - splunęła krwią na podłogę. - Ale ja i tak wiem swoje. Zresztą, nie wiem czy wiesz, ale zdaję sobie sprawę o kim myślałeś, gdy byłeś ze mną. Vanessa nie opuszczała twojej głowy ani przez chwilę. Czy nie byłeś choć przez chwilę ciekaw czy ona przypadkiem nie zdążyła oddać się innemu facetowi podczas twojej nieobecności?
- O czym ty...
- Nie zauważyłeś jak blisko jest z Ryanem? Skąd wiesz, czy przypadkiem nie kocha kogoś innego oprócz ciebie? 
Starałem się powstrzymać przed czymkolwiek czego później bym żałował. 
- Powiedziałem przestań.  
Ale Roksana wcale nie chciała przestać drążyć tematu.
- Co zrobisz, jeśli to prawda? Jeśli pomiędzy nimi coś jest? Bo wiesz, ja jestem przekonana, że coś iskrzy. Miałam okazję śledzić Ryana przez pewien czas. Uwierz mi Styles, możliwie, że już jesteś na przegranej pozycji. Życie jest okrutne, czyż nie?
Zanim zdążyłem wyciągnąć zza paska nóż, zostałem szybko odciągnięty od Roksany przez Zayna oraz Liama. Znów traciłem kontrolę nad sobą. I to chyba bardziej niż przypuszczałem, że mogę.




Od autorki: Witam wszystkich po tak długiej nieobecności! Wreszcie wróciłam do normalnego trybu życia, zmotywowana i gotowa do działania. Obiecuję, że od teraz rozdziały będą się pojawiały regularnie co 2 tygodnie. 


Dajcie znać co sądzicie o numerku 112. 
Pozdrawiam i do następnego! 


 

2 komentarze:

  1. Cudowny rozdział! ❤️ Vanessa musi być z Harrym! ❤️ Czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  2. Żyje tym blogiem kocham ❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤❤

    OdpowiedzUsuń