*Perspektywa Vanessy*
Dużo razy życie potrafiło postawić mnie pod mur, całkowicie bezbronną. Codziennie zmagałam się z rzeczywistością do której to ja się przyczyniłam. Przez ostatnie kilka lat, nie zdawałam sobie nawet sprawy, że kiedykolwiek coś pójdzie nie po mojej myśli, gdy już dorosnę. Wiele razy słyszałam, że nastolatkowie zwykle mają gdzieś przyszłość, że wolą się bawić niż martwić się o to na co się natknął za kilka lat. Ale aby być szczerą, nigdy nie należałam do tej grupki ludzi. W zamożnej rodzinie takiej jak mojej, od zawsze stawiało się wychowywanie dziecka na pierwszym miejscu. Dobre maniery, zapał do nauki. To wszystko na czym praktycznie zależało moim rodzicom. Byłam pozytywnie nastawiona, jeśli chodziło o moją przyszłość, podczas gdy jeszcze chodziłam do szkoły. Miałam mnóstwo pomysłów na to kim bym chciała zostać, gdzie mieszkać, ile dzieci mieć. Namawiałam samą siebie, że jeśli podejmę pierw trudną drogę, potem wszystko przyjdzie mi z łatwością.
Wszystko wydawało się układać zgodnie po mojej myśli wraz z mijanymi latami. Cóż, no może aż do czasu gdy po raz pierwszy spotkałam Harry'ego. Ten moment nigdy nie należał to jednych z najbardziej dobrych zapamiętanych chwil w moim życiu i do teraz nie lubiłam zbytnio wspominać tamtego dnia. Ale jednak gdy cofałam się w przeszłość, czułam jak moje serce zaczyna robić podwójne fikołki w mojej klatce piersiowej na samą myśl o tym co przeszłam. To właśnie Harry był pierwszym mężczyzną dla którego straciłam głowę. Wraz z moimi rosnącymi uczuciami do niego, oddalałam się powoli od życia, które tak zawzięcie starałam się stworzyć i to skutecznie doprowadziło mnie do tego, gdzie aktualnie się znajdowałam. Aż trudno było uwierzyć, że umiałam od tak zapomnieć o tym co chciałam dokonać, wszystko w imię tej miłości po której mogłam jeszcze tak niedawno powiedzieć, że pozostało kompletnie nic.
No właśnie, niedawno.
Zastanawialiście się kiedykolwiek jak trudno jest, gdy próbujecie ułożyć sobie życie z kimś nowym, ale twoje serce nie słucha, więc postanawia przypomnieć wam o przeszłości? Jak cholernie jest kochać dwie osoby jednocześnie? Być podzielonym pomiędzy nimi obojga, wiedząc, jak bardzo duże przeciwieństwo stanowią od siebie nawzajem? Jeszcze nigdy w życiu nie czułam się tak zagubiona, jeśli chodziło tylko i wyłącznie o miłość.
Po rozstaniu z Harrym, miałam wrażenie, że minie chwilę czasu zanim ponownie oddam komuś swoje serce. Dopiero nie całe trzy lata, przekonały mnie, że może jest dla mnie szansa na ułożenie sobie życia z kimś, kto będzie znał wartości naszych uczuć. Ryan był taką właśnie osobą, aniołem, który zawsze wiedział po czym stąpał i nie rezygnował, ponieważ kochał całym swoim sercem jakby nic poza tym nie widział. Był człowiekiem, który potrafił wytrzymać moje złe humorki, a mało kto umiał. Kochałam go za to, że zawsze po prostu był. Że wiedział kiedy coś powiedzieć, a kiedy zamilczeć. To sprawiało, że odnalazłam w nim coś, czego od tak dawna szukałam.
Ale Harry? Jeśli chodziło o niego to trudno było opisać to co do niego czułam. Było to kompletnie inne uczucie, dziwne, jakby to określić. Z nim było tak jak z nie jedną łamigłówką. Kiedy wiesz jak bardzo długo znasz tą osobę, ale nadal nie jesteś w stanie jej odgadnąć. Za każdym razem gdy był w pobliżu, odczuwałam, że mój umysł przyśpiesza, reaguje zbyt gwałtownie. Na samo przyglądanie się mu, miałam wrażenie, jakbym cofała się o kilka lat wstecz. Swoją osobą sprawiał, że wszystkie wspomnienia o których chciałam zapomnieć, wracały i to z podwojoną siłą. Każde nasze wzloty i upadki były jeszcze bardziej żywsze w mojej głowie. Jakby nigdy nic się pomiędzy nami nie stało.
I tak się właśnie czułam. Nie miałam pojęcia dlaczego, ale wiedziałam, że coś do niego czuję. Miłość, która miała zniknąć, a wcale nie zniknęła.
Pewnie nie raz odbiło wam się od uszu, że ludzie się zmieniają wraz z miłością. A więc ile razy nasłuchaliście się, że ona zmienia? Zmienia wszystko w co się wierzy?
Czy chociaż raz przyszło wam na myśl, że pomimo tego, że miłość jest czysta, to potrafi być również i samolubna? Potrafi sprawić, że pragniemy rzeczy, których nie powinniśmy pragnąć. Że nienawidzimy osoby, jaką się stajemy. Miłość jest szczodra i chciwa, niezdecydowana i zaborcza, mściwa i zarazem magiczna. Niestety taka właśnie jest. Pokomplikowana.
Otworzyłam drzwi od mieszkania i powoli weszłam do ciemnego pomieszczenia. Jedynym oświetleniem jakie znajdowało się w pobliżu były świeczki ułożone na komodzie w przedpokoju. Pachniały słodko i nadawały całkiem przyjemnej atmosfery. Ryan i Lily musieli już zapewne spać, dlatego starałam się nie włączać światła ani nie wydawać niepotrzebnych odgłosów, które mogłyby ich obudzić.
Miałam zamiar w ciszy udać się do swojej sypialni, ale powstrzymałam się na chwilę. Po zamknięciu głównych wejściowych drzwi, oparłam się o nie i zsunęłam tak, że siedziałam na podłodze, pozwalając łzom spłynąć po moich policzków. Nie wiedziałam dlaczego płaczę i to jeszcze w takim momencie. Nie umiałam trzymać emocji w sobie, zawsze z trudem mi to zresztą przychodziło. Myśli o Harrym i o tym co chce zrobić napawały mnie płaczem. To jak mnie przytulił, sposób w jaki mówił, to wszystko tak szybko przypomniało mi o tym wszystkim co było moją słabością.
Słowa mojego dziadka, ojca mojej mamy przy którym zdążyłam się wychować odbiły się echem w mojej głowie. Zawsze był mi bliski. Nawet nie zdawałam sobie pojęcia jak bardzo szczere potrafiły być nasze rozmowy i z jaką łatwością przychodziło mi mówienie mu o tym co czuję.
"Moja najdroższa Nessie*. Nie bierz na siebie za wiele spraw, bo jeśli będziesz je mnożyła, nie unikniesz szkody. I choćbyś pędziła, nie dopędzisz, a uciekając nie uciekniesz. Nigdy."
Było w tym tyle racji. Ile razy brałam na siebie tyle spraw, że doprowadzały mnie one do stanu w jakim aktualnie byłam? Najgorsze zresztą było to, że nie potrafiłam przestać zamartwiać się o bliskich. Zauważyłam, że należę do osób niepohamowanych, nie myślących racjonalnie zanim coś postanowią. Po prostu robię to co mi przychodzi do głowy, zamiast chociaż poświęcić te kilka minut na zastanowienie się czy moja decyzja naprawdę jest tego wszystkiego warta.
Oparłam ręce na kolanach, w dłoniach chowając zapłakaną twarz. Szlochałam najciszej jak umiałam, podczas gdy emocje jeszcze bardziej wzrastały, a wspomnienia napływały. Nie wiedziałam co robić, co będzie słuszne w mojej sytuacji. Chciałam móc nie mieć nic do powiedzenia, pragnęłam spokoju i ciszy.
- Vanessa?
Cichy męski głos wybudził mnie z transu. Podniosłam głowę i wtedy dostrzegłam czarną sylwetkę, zbliżającą się do mnie od korytarza z którego ciągnęły się pokoje. Z daleka nie widać było twarzy, ale gdy tylko się zbliżył, a światło świeczek oświetliło go, rozpoznałam każde detale. Chłopak o bystrym spojrzeniu niebieskich oczu, niemal czerwonych ustach i włosach jak zwykle nieuczesanych po prysznicu, podbiegł i kucnął przede mną z wyrazem szoku i zmartwienia. Był piękny, pomyślałam, jak anioł. Ryan nie miał na sobie koszulki, jedynie zwykłe jasne dżinsy.
- Nie wiedziałem, że wróciłaś. Cholera, wszystko w porządku? - mówił tak, jakby sam zaraz miał się rozpłakać z bólu. - Vanessa? Hej, spójrz na mnie. Słyszysz mnie? Powiedz mi co się stało.
Jedną ze swoich dłoni położył na moim ramieniu, zaś drugą na moim policzku by wytrzeć łzy. Jego wzrok wariował, nie potrafił skupić się na jednej rzeczy. Domyślałam się, jak musiał się czuć, jak szybko jego serce przyśpieszało, widząc mnie w takim, a nie innym stanie. Gdyby tylko wiedział, że to on był również jednym z powodów mojego zachowania.
Postanowiłam zmusić się do utrzymania z nim kontaktu wzrokowego. Zdawało mi się, że jego oczy jeszcze bardziej nabierały żywszego koloru, jakby pod zmianą nagłych emocji. Teraz czysty lazurowy kolor wydrążał we mnie dziurę. Poczułam jak nieoczekiwanie Ryan złącza nasze dłonie razem, próbując dodać jakiejkolwiek możliwej otuchy.
- Vanessa, proszę. - jego głos się załamywał. - Powiedz mi. Jeśli to przez Harry'ego, to przysięgam, że...
Ryan zamilkł pod dotykiem mojej ręki na policzku. Kciukiem rysowałam niewidzialne kółka, które miały za zadanie uspokoić jego niepotrzebne nerwy. Był cały nimi przesiąknięty, ale także i bólem oraz chęcią zrobienia czegokolwiek by pomóc.
- Obiecaj mi, że jeśli ci powiem to zostaniesz przy mnie.
Tęczówki Ryana powiększyły się pod wpływem moim słów.
- Oczywiście, że tak. Boże, czemu miałbym...
- Harry chce bym zniknęła z miasta na pewien czas. - chłopak ściągnął moją dłoń ze swojego policzka, ale nadal ją ściskał, gdy kontynuowałam. - Robi to ze względu na Lily. Powiedział, że grozi nam niebezpieczeństwo, jeśli on i Thomas...
- Harry chce stanąć przeciwko Thomasowi?
- Tak. On nie ma zamiaru mi odpuścić, jeśli postanowię zostać w Los Angeles.
Moje nawilżone oczy były już przygotowane do płaczu.
- A postanowiłaś zostać?
- Właśnie nie. Muszę mu zaufać. Inaczej zabierze Lily, a ja nie mogę pozwolić na to by nie być przy niej...
- Powoli. Czyli chcesz wyjechać, tak? To chcesz mi powiedzieć?
- Nie mam wyboru. - mówiłam nieco za szybko. - Uwierz mi, nie chcę wyjeżdżać, ale on mnie zmusi...
- On ma rację, Vanesso. - jak Ryan mógł zachować w sobie tyle spokoju w takim momencie? - Zniknięcie z miasta będzie rozsądną decyzją. Harry wie dobrze jak postępuje Thomas. Zresztą, ja też to wiem. Musisz się na to zgodzić. Jeśli Harry naprawdę chce wstawić się Thomasowi, to pierwsze co on zrobi to dobierze się do ciebie lub Lily i stworzy z was karte przetargową. Wy obie jesteście słabościami Harry'ego i on doskonale zdaje sobie z tego sprawę.
- Ale ja... Ryan, ja boję się o niego. O Harry'ego. Nie mogę go tu zostawić, podczas gdy on będzie robił wszystko by utrzymać nas z daleka od całego konfliktu.
Ryan nie przepadał za Harrym, ale co mnie w tym momencie zaskoczyło to jego niezwykłe opanowanie na samą wzmiankę o nim. Podchodził do wszystkiego z dużą powagą.
- Nie możesz tego kwestionować, słyszysz? - przejechał palcem po moim policzku. - Musisz wiedzieć, że chronisz Lily. Wasze wzajemne zadanie jest to właśnie zrobić.
- Ryan...
- Nie, Vanessa. Rozumiem, że nadal coś do niego czujesz. I nie mówię tego, bo jestem zazdrosny. Mówię to dlatego, że czasami są znacznie ważniejsze sprawy niż zamartwianie się. Jeśli Harry jest gotów tak postąpić, powinnaś to więc zaakceptować. To jego decyzja, nie twoja.
- Więc co? Mam tak po prostu pozwolić mu umrzeć?- omal nie podniosłam głosu, który najprawdopodobniej mógł obudził Lily ze snu. - On sam nie jest pewien, czy przeżyje.
- Nie powinnaś o tym myśleć. To jego konflikt, on wie co robi.
- Nie mam zamiaru go stracić po raz kolejny.
- Nie stracisz, uwierz mi. Jestem pewien, że Harry doskonale zna się na rzeczy. Zniknięcie z miasta to najlepsze rozwiązanie.
- A co z tobą? - skłoniłam go do patrzenia mi prosto w oczy. - Pojedziesz ze mną? Nie chcę zostawić cię tu samego.
- Przecież wiesz, że Harry się na to nie zgodzi. Znasz nasze stosunki.
- Nie pojadę sama bez ciebie.
- Będziesz musiała, jeśli nie będziemy mieli innego wyjścia.
Skóra Ryana była wyjątkowo rozgrzana, czułam to pod jego każdym dotykiem.
- Porozmawiam z nim. Przekonam go.
- To niepotrzebne. Mi nic nie grozi.
- Wiesz, że cię potrzebuję. Bardziej niż kogokolwiek innego. - położyłam dłoń na boku jego szyi, gdzie pulsowała widoczna żyła. - Jedź ze mną. Proszę.
Ręka Ryana przesunęła się ostrożnie, niemal wbrew woli, po moich włosach i zatrzymała się u nasady szyi. Zastanawiałam się, czy czuł mój przyśpieszony puls.
Aby być szczerą, nie przyjmowałam żadnych zaprzeczeń. On musiał ze mną być, wręcz nie wyobrażałam sobie dnia bez jego obecności. Potrzebowałam go.
Wyciągnęłam rękę i delikatnie musnęłam gładką skórę jego twardego torsu. Jego reakcja była natychmmiastowa i zaskakująca. Gwałtowie wciągnął powietrze, zamknął oczy i znieruchomiał. Z dudniącym sercem uniosłam się powoli, aż nasze wargi delikatnie się zetknęły. Był to namiętny pocałunek, ale chłopak i tak zadrżał.
Kruchość jaka towarzyszyła każdemu muśnięciu rozpalała we mnie desperację, jeszcze większą niż kiedykolwiek. Ryan był zbyt ostrożny i delikatny, jakby naprawdę bał się zrobić cokolwiek nie wbrew mojej woli, choć wiedział, że ja jednak myślałam inaczej. Jego dłonie zatrzymały się na moich biodrach by móc podnieść mnie lekko. Przywarł do mnie całym ciałem, jednocześnie twardym i kruchym. Ale w ostateczności poddał się, kiedy rozszerzyłam nogi, likwidując jedyną przeszkodę między nami. Przybliżył się do mnie by skłonić mnie do oparcia się o drzwi i tym razem to on pogłębił pocałunek. Naparł na mnie swoim ciałem, tak, że teraz tak jakby klęczał nade mną. Pragnęłam poczuć od niego to samo co ja czułam. Miłość.
Całowałam chłopaka z oddaną czułością, tym samym starając się pozbyć wszystkich smutków, które tylko przeszkadzały mi w myśleniu. Ciepły dotyk ust przyprawiał mnie o coraz to kolejne palpitacje serca. Chciałam zagłębić się w tym wszystkim, zapomnieć o każdej rzeczy, która mnie trapiła chociaż na chwilę.
Kiedy miałam już zamiar jeszcze bardziej pogłębić nasz pocałunek, Ryan odsunął się ode mnie. Spojrzałam na niego od razu, ale zobaczyłam tylko rozciągnięte w uśmiechu usta.
- Nic nie może wejść pomiędzy ciebie i mnie. Postaram się o to.
Nie mogłam powstrzymać samej siebie od odwzajemnienia uśmiechu. Chłopak wtulił się we mnie, kładąc swoją głowę na mojej klatce piersiowej, na co później przymknął powieki. Przez chwilę bawiłam się jego włosami, aż do czasu aż oboje zasnęliśmy na podłodze w przedpokoju. Poczułam wtedy od dawna zapomniany błogi spokój.
*Perspektywa Ryana*
Można byłoby powiedzieć, że byłem kompletnym wariatem, ale nie obchodziło mnie to. Po wczorajszej rozmowie z Vanessą, przysiągłbym, że byłem gotów zrobić dla niej zupełnie wszystko. Nie umiałem powstrzymać samego siebie przed nic nierobieniem. Musiałem jej pomóc, dlatego wiedziałem, że jeśli zniknie z miasta na chwilę to ja też muszę razem z nią. Pomimo iż zdawałem sobie sprawę z tego co Harry może mieć do powiedzenia na ten temat, byłem gotowy zaryzykować rozmowy z nim. Głupie co? Nie przespałem pół nocy tylko dlatego, że w kółko się nad tym zastanawiałem. Zrozumiałem, że jeśli Vanessie naprawdę zależy na dobrych stosunkach z Harrym, to ja też powinienem coś zrobić w tym kierunku. Tak, miałem zamiar porozumieć się z nim dla niej. Byłem przygotowany na to, że będzie on częścią życia Vanessy i Lily, dlatego nie chciałem być jedynym człowiekiem przez którego każde spotkanie wyglądałoby niezręcznie.
Tak czy siak, z samego rana postanowiłem skorzystać z komórki Vanessy by nawiązać kontakt z Harrym. Oczywiście minęło chwilę czasu zanim ostatecznie zgodził się przyjąć moją ofertę spotkania jeszcze w ten sam dzień.
W środku nocy przeniosłem Vanessę do sypialni po tym jak usnęła. Dziewczyna była pogrążona w głębokim śnie od tego czasu, więc nie dawała zbytnio znaku, że obudzi się przez następne dwie godziny, dlatego musiałem skorzystać z okazji by zrobić to bez jej udziału. Próbowałem zaoszczędzić jej niepotrzebnych zmartwień.
Gdy Lily obudziła się jak zwykle wcześnie rano, zabrałem ją z łóżeczka i nakarmiłem śniadaniem. Nie protestowała zbytnio nad moim wyborem, co bardzo ułatwiło mi poranek. Dziwnie się trochę czułem, opiekując się tak małym dzieckiem. Nigdy szczerze nie wyobrażałem sobie, że mógłbym kiedykolwiek zostać ojcem. Przy Lily, czułem się jakbym nim właśnie był, pomimo tego iż dziewczynka nie była moją biologiczną córką. Ale chyba każdy mężczyzna kiedyś wreszcie dochodzi do wniosku, że chce założyć własną rodzinę. Jeśli miałbym być szczerym, to w związku moim i Vanessy, byłem gotów kochać Lily jak własną córkę. Nie przeszkadzało mi to. Wręcz przeciwnie.
Nerwowo zaglądałem przez okno z salonu, czekając aż Styles zaszczyci mnie swoją obecnością. Bawiłem się wraz z Lily jedną z jej ulubionych figurek od disneya, nosząc ją na ramionach, ponieważ nie chciała bawić się sama. Chodziłem w tą i z powrotem po pokoju, co jakiś czas zerkając na okrągły zegarek na ścianie.
Kiedy wreszcie dostrzegłem Harry'ego pod domem, poczułem ulgę. Chwyciłem kolorową czapkę Lily, która leżała na kanapie i założyłem ją dziewczynce na główkę. Na zewnątrz nie było niestety zbyt ciepło. A Vanessa najwyraźniej zabiłaby mnie, gdybym wyszedł z Lily na dwór zupełnie nie ubierając ją w ciepłe ciuchy.
Kiedy zamknąłem za sobą drzwi wejściowe od mieszkania, Harry wysiadł ze swojego czarnego jak smoła mercedesa, który nieźle do niego pasował. Ubrany był w skórzaną ciemnogranatową kurtkę i obcisłe dżinsy, a na nosie widniały jego charakterystyczne czarne okulary, które nadawały mu nieco groźnego wyglądu. Podszedł do mnie szybciej, gdy tylko ujrzał, że trzymam w ramionach jego córkę. Mogłem przypuścić, że wzrok miał wlepiony tylko w nią.
- Lepiej, żebyś miał dobry powód dla którego mnie tu ściągnąłeś. - Harry ściągnął okulary i wtedy mogłem bardziej przyjrzeć się jego mocno zielonym tęczówkom. Zupełnie takim samym jak u Lily. - Gdzie Vanessa?
- Jeszcze śpi.
Harry popatrzył na mnie podstępnym spojrzeniem jak na idiotę.
- Śpi? - powtórzył. - Nie wiedziałem, że pozwala ci zajmować się moją córką.
Poprawiłem małej czapkę, która spadała jej na oczy.
- Posłuchaj, nie ściągnąłem cię tutaj by się kłócić. - utkwiłem z odwagą wzrok w Harry'ego. - Muszę z tobą porozmawiać. I to poważnie.
- Vanessa wie, że tu jestem?
- Nie. I niech tak przez chwilę zostanie.
Wzrok jaki posyłał mi Harry był naprawdę nieco nieprzyjemny, ale jakoś udawało mi się utrzymać w równowadze.
- Chodziło ci o nią, z tego co pamiętam. Więc mów.
Zauważyłem jak co jakiś czas zerka na Lily, która kurczowo ściskała w rękach zabawkę. Postanowiłem pozwolić Harry'emu ją potrzymać i kiedy to zrobiłem, posłał mi niepewne spojrzenie. Kiwnąłem głową, a on z ostrożnością przejął swoją córkę do siebie. Od razu zaczął się z nią bawić.
- Vanessa powiedziała mi o twoim planie. - podjąłem się tematu. - Wiem, że chcesz by ona wraz z Lily zniknęła z miasta. Chcę więc wiedzieć co zamierzasz w tym kierunku. Gdzie miałyby pojechać, ponieważ chcę pojechać z nimi.
- Ty? - zerknął na mnie spod łba. - Po co miałbyś?
- Vanessa mnie o to poprosiła
- Do prawdy? Czy to nie ty raczej tak sobie wmówiłeś?
Wszyscy mieli rację co do charakteru Harry'ego. Był strasznie ciężkim człowiekiem. Dziwiłem się temu jak Vanessa mogła z nim wytrzymać.
- Próbuję zawrzeć rozejm. Czy to dla ciebie takie trudne?
- Trudne, zwłaszcza gdy wiem, że pracowałeś dla mojego wroga i wraz z nim knułeś by mnie zabić. A na dodatek wpierdalasz się w życie matki mojej córki, co mi nieco nie wychodzi na rękę.
- Najlepiej jest mnie osądzać, nie? - próbowałem zachować opanowanie w jego obecności. - Wierz mi, popełniłem błędy tak jak i ty. Nie powinieneś mi wytykać wszystkiego co zrobiłem. Wiem, że to do czego się przyczyniłem, było złe, ale skończyłem z tym. A co do Vanessy, to nie twoja sprawa.
- Myślisz, że nie wiem, że ci na niej zależy? - zakpił. - Nie jestem ślepy, widzę co się dzieje. Jesteś przy niej cały czas. To daje mi dużo do zrozumienia.
- Mówiłem ci, że czuję coś do niej. - odwaga w moim głosie nawet i mnie zaskoczyła. - Może ci to przeszkadza, ale ja naprawdę nie mógłbym zrobić jej krzywdy, jeśli o to się martwisz. Do teraz tego nie zrobiłem, więc powinieneś być o to spokojny.
Lily wyrwała swojemu ojcu okulary przeciwsłoneczne i zaczęła badać je uważnie wzrokiem. Harry nie miał nic przeciwko temu.
- Czy ona wie, że ją kochasz? - spytał, bez zastanowienia się czy rozsądnie jest zadać to pytanie.
Stanąłem zmieszany, ale postanowiłem odpowiedzieć mu szczerze.
- Wierzę, że to co jest pomiędzy nami jest prawdziwe. Ale jeśli ty...
- Nie. - zaprzeczył. - Chcę tylko wiedzieć czy jest przy tobie szczęśliwa.
Tym razem to ja popatrzałem niezrozumiale na Harry'ego, który wlepiał wzrok w córkę. Co on miał na myśli?
- Wydaje mi się, że tak. Staram się by była.
Przez chwilę zapadła pomiędzy nami cisza. Zacząłem się zastanawiać co kryje się w jego głowie, kiedy wspominało się imię Vanessy. Wierzyłem, że w jakimś stopniu ją kochał, ale czy nadal tak mocno jak kiedyś? Nie mógłbym znieść tej myśli, jeśli to ja bym był jedynym problemem dla którego on i Vanessa nie mogliby być razem.
- Kiedy Vanessa się obudzi, powiedz jej, że przyjadę o piętnastej i że do tej godziny ma być już spakowana i gotowa do wyjazdu. Możesz z nią jechać.
Czy on naprawdę pozwolił mi jechać? Chyba musiałem nieźle wyglądać w szoku.
- Na serio chcesz bym ja...
- Ktoś musi ją pilnować pod moją nieobecność. - podniósł na mnie swoje spojrzenie. Na serio wyglądał groźnie. - Zresztą, zapomniałem, że jestem ci coś dłużny. Gdyby nie ty, prawdopodobnie nigdy nie dowiedziałbym się o spisku Thomasa z Rebeccą. Nie ukrywam, że zaskoczyłeś mnie. Jesteś ze mną szczery, a ja to doceniam.
Harry Styles właśnie przyznał się do czegoś. Harry Styles, powtarzam.
- Staram się jak mogę by pomóc. Wiem doskonale jaki jest Thomas. Dlatego szybko przejrzałem na oczy, jeśli chodzi o niego. Popełniłem błąd i wierz mi, wciąż staram się naprawić wizerunek.
- Niewiele ci brakuje. - odparł, przekazując mi Lily z powrotem. - Przekaż Vanessie to co powiedziałem. I następnym razem, weź ubierz moją córkę lepiej.
Zerknąłem na małą dziewczynkę i ku mojemu zdziwieniu uśmiechnąłem się. Kiedy podniosłem wzrok, Harry był już w drodze do swojego auta. I zanim zniknąłem za drzwiami mieszkania, on już zdążył odjechać.
*Perspektywa Vanessy*
Byłam w podłym nastroju odkąd tylko się obudziłam. Dzień był mglisty, mokry i paskudny. Nic nie sprawiało, że coś mogło poprawić mi humor. Kiedy więc Ryan poinformował mnie o jego sekretnej rozmowie z Harrrym i o tym, że przyjedzie po mnie o piętnastej, nawet mnie to nie zaskoczyło. Od razu zaczęłam pakować moje najpotrzebniejsze rzeczy wraz z tymi należącymi do Lily. Wciąż przez ten czas moje myśli kręciły się wokół wszystkiego o czym jeszcze wczoraj myślałam. Bezskutecznie starałam się robić co w mojej mocy by zapomnieć, ale byciem rozdzieloną pomiędzy obojgu mężczyzn bywa naprawdę skomplikowane.
Harry przyjechał pod mieszkanie równo o piętnastej, co nieco mnie zaskoczyło, ponieważ on nigdy nie potrafił się nie spóźnić. Zanim zapukał do drzwi i zabrał moje rzeczy do swojego samochodu, wcześniej przeprowadziłam konwersację z Ryanem, który powiadomił mnie, żebym jechała z Harrym, a on dołączy do mnie nieco później ze względu na kilka spraw, które jeszcze miał do załatwienia. Oczywiście nie protestowałam.
Wraz z Harrym i Lily na tylnym siedzeniu wyruszyliśmy z Los Angeles przed szesnastą. Nie wiedziałam gdzie jechaliśmy, ale zdawałam sobie sprawę, że gdzieś daleko. Po drodze mijaliśmy szlaki lasów, jezior i gór, ciągnęły się wszędzie po każdych stronach. Gdy przejeżdżaliśmy przez niegościnną okolicę w tak nieznośną deszczową pogodę, błoto sprawiało, że kamienisty szlak był jeszcze bardziej zdradliwy. Ale Harry jechał dalej, nie zważając na żadne utrudnienia.
Gdy minęliśmy małe miasteczko, od głównej drogi w obie strony ciągnął się pas płaskiej, jałowej ziemi zakończony rowem nawadniającym i polami ze zbożem. Pamiętałam, jak Harry mówił coś o Palm Springs, ale to wszystko nie wyglądało na drogę w kierunku tego miasta. Jechaliśmy zupełnie gdzie indziej.
Lily przez pół drogi spała, choć gdy już się ubudziła zaczęła płakać, więc musiałam wziąć ją do siebie na kolana i uspokoić. Zauważyłam, że Harry zerkał na nas obie co jakiś czas.
Po godzinie jazdy, dotarliśmy do wybranego przez Harry'ego miejsca. Ścieżka wsród ciemnego niekończącego się lasu, nie wskazywała żadnego śladu po ludziach, którzy mogliby zamieszkiwać okolicę.
Po pokonaniu błotnistej drogi, na jej kącu rozciągała się wielka polana na której stał drewniany domek. Przed nim zaś nie trudno zauważyć było rozciągające się jezioro, niebywale zadbane przez naturę. Było tu niezwykle magicznie, nawet w tak ponurą pogodę.
- Weź kluczę i wejdź z Lily do środka. - odezwał się Harry po zatrzymaniu samochodu z boku budynku. Widać było, że był zmęczony. - Przyniosę wszystko.
Posłusznie zabrałam się z córką do domku, uważnie wszystkiemu się przyglądając. Czy to wszystko naprawdę należało do Harry'ego? Nigdy nie wspomniał o tym miejscu. Nawet kiedy byliśmy razem.
Środek mieszkania wyglądał niezwykle przyjemnie. Wszędzie dominowała zwierzęca skóra, na kanapach, fotelach, nawet i na ścianach wisiały różne rodzaje. Oczywiście wnętrze nie było aż tak wielkie, ale dla mnie zupełnie wystarczające. Nie miałam nic do powiedzenia, jeśli chodziło o dwie sypialnie, kuchnię połączoną z salonem oraz jedną łazienką. Było w sam raz.
- Podoba ci się?
Za plecami usłyszałam głos Harry'ego. Postawił dwie torby w kącie przedpokoju, zanim zbliżył się do mnie.
- Jest zdumiewające. - przyznałam. - Nie przypominam sobie, żebyś kiedykolwiek wspominał o tym miejscu.
Odwróciłam się w jego stronę. Mogłam przysiąść, że zauważyłam lekki uśmiech na jego ustach.
- Właściwie to nie należy ono do mnie. - wzruszył ramionami. - To miejsce należało do Ashtona. Przyjeżdżał tutaj dość często.
Na samą wzmiankę o Ashtonie, poczułam smutek. Tak bardzo za nim tęskniłam. Nienawidziłam żyć ze świadomością, że straciło się tyle ważnych osób.
- Tak mi przykro z jego powodu, Harry. Wiem jak musisz się czuć.
Chłopak machnął ręką.
- To już nie ważne. Odszedł, a nie ma takiej możliwości by to odwrócić.
- Jestem pewna, że jest z ciebie dumny.
Spojrzał na mnie nieco zaskoczony.
- Co?
- Podziwiał cię. - odrzekłam z zachęcającym uśmiechem. - Byłeś przykładem przez który również chciał się zmienić.
- Jak ja mógłbym być przykładem dla kogokolwiek? - spytał niepewny. - Przecież ja nawet nie umieć żyć zgodnie z sobą.
Lily poruszyła się zła w moich ramionach. Chciała bym postawiła ją na podłodze, więc tak też zrobiłam. Dziewczynka pobiegła do małego stolika na którym leżały drewniane figurki zwierząt.
- Czemu tak sądzisz?
- Kiedy natrafiasz na drzwi do innego świata, tracisz kontrolę. Nie myślisz. Otoczenie przejmuje twoje emocje, zaczynasz świrować. Harry'ego, którego znałaś, nie jest już tym samym Harrym, którego znałaś kiedyś. Zmieniło mnie to i nie umiem wrócić. Dlatego nikt nie powinien podążać ściężką, którą ja podążyłem.
Obserwowałam chłopaka, walcząc z pokusą rzucenia mu się w ramiona i nie puścić. Wyglądał naprawdę źle i to mnie bolało.
- Wiesz, ja wierzę, że jeśli się walczy, wszystko można dokonać. I wierzę, że gdzieś w środku jesteś tym Harrym, którego znałam. Tylko po prostu jesteś niczym puzzle. Układanka, która rozpaczliwie pragnie, żeby ktoś ją ułożył w całość.
Oczy bruneta zabłysły. Wpatrywał się we mnie wciąż z tą samą niepewnością.
- Mówisz więc, że jest dla mnie jakakolwiek szansa?
Kropelki deszczu uderzały o rynnę domu z jeszcze szybką prędkością niż wcześniej. Błyskawice co jakiś czas rozjaśniały niebo, choć nadal nic nie zapowiadało dobrej pogody na ten dzień.
- Na pewno nie mówię, że nie ma.
Widząc Harry'ego w tak przybitym stanie, coraz bardziej zastanawiałam się dlaczego się obwinia, skoro nie miał o to powodów.
- Mówisz to tak jakbyś była tego w stu procentach pewna.
- Bo jestem.
- Nie powinnaś. - stanął dokładnie przede mną, bliżej mnie. - Ja... ja nie mam pojęcia co się stało ze mną. Co zmieniło światło w ciemność. Negatyw, ostatni rok, dwa, miałem ciężko, ale znów czuję się jak przegrany śmieć, bo wszystko się wali prócz tej ściany co mam przed sobą. Mówiłem sobie wiele razy "zmień coś" i zmieniałem, ale byłem daleko stąd. Wyszło na to, że to nietrwałe, stoję dokładnie tu, gdzie stałem parę lat wstecz, lecz oczy, którymi patrzę zgubiły swój blask gdzieś po drodze. Po prostu są rzeczy do których straciłem wiarę.
- To nie wiara stanowi problem. To strach przed zrobieniem jakiegokolwiek kroku. - odparłam. - Dokonywanie wielkich zmian zawsze wydaje się straszne. Ale wiesz co jest straszniejsze? Żal, że się czegoś nie zrobiło.
Czułam jak moje słowa dają Harry'emu dużo myślenia. Wzrokiem przenikał mnie, obserwował, oczywiście z wzajemnością. Ręce zaczęły mi się trząść, kiedy Harry nieczekiwanie przyłożył swoją dłoń do mojego policzka. Czułam jak moje serce, już w tej chwili rozstrzaskane, jeszcze bardziej pękało z każdym jego dotykiem.
- Może i zajęło mi to trochę czasu, ale zrozumiałem wreszcie jak naprawić serce, które zawiodłem.
To były ostatnie słowa jakie wypowiedział, zanim opuścił dom z zamiarem pójścia po drewno do kominka. I znów zostałam sama z tym samym rodzajem oszołomienia.
"Ludzie często dorastają zbyt wcześnie, ponieważ odrzucają i tłumią swoje uczucia. Ich nie ujawniony ból czeka, by go wydobyto, pokochano i uleczono. I nawet jeśli te osoby będą stale tłumiły w sobie owe uczucia, to ból i cierpienie będą miały trwały wpływ na ich życie."
Od autorki: Czasami zastanawiam się nad tym czy ludzie zauważają ile do tego opowiadania wkłada się serca i uczuć. Ta historia uczy bardzo wiele i jestem dumna, że przez pisanie tego opowiadania mogę wytłumaczyć wiele życiowych rzeczy.
Proszę, skomentujcie pod tym rozdziałem jak się czujecie po przeczytaniu go.
Czy tak samo jak ja uroniliście parę łez.
Mam nadzieję, że do zobaczenia - 18 Listopada :) x
*Nessie - zdrobnienie imienia Vanessa.
Boże popłakałam sie! �� Rozdział jak zawsze wspaniały! ❤️ Zawsze czekam na kolejny rozdział jak na szpilkach �� to opowiadanie tyle uczy i powiem szczerze, widze w Vanessie samą siebie. Zawsze martwie sie o innych tak jak ona. ❤️ Kocham to opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie! ❤️
Kocham to tak bardzo ❤ nie moge powstrzymać łez ����������
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział . Widac jak Harry sie zmienia co jest naprawde super... Nie moge sie doczekac następnego rozdziału
OdpowiedzUsuńKocham Cie za to opowiadanie ❤❤❤
Cudowny rozdział❤ kocham to ❤❤
OdpowiedzUsuńJest to jedno z moich ulubionych opowiadań ❤
OdpowiedzUsuń